“Czarne narcyzy” to ósmy tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa. Opowieści o Lipowie łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym.


Czarne narcyzyBrodnica przygotowuje się do obchodów lipcowego Święta Policji. Daniel Podgórski nie ma jednak powodów do radości. Niektórym ludziom bardzo zależy, żeby jak najszybciej zapomniał o zamkniętej już sprawie śmierci trójki bezdomnych. Przy każdym z ciał z jakiegoś powodu pozostawiono niewielkie wahadełko.

Pewna dziennikarka sugeruje policjantowi, żeby szukał odpowiedzi w opuszczonym domu ukrytym w leśnej gęstwinie. Miejscowi wierzą, że to miejsce nawiedzane przez diabła. Kobieta wkrótce znika bez śladu, a Podgórski wraz z byłą komisarz Kopp odnajduje kolejne ciało.

Co ma z tym wspólnego niepokojąca wiadomość, którą Weronika Nowakowska otrzymuje od nieznanego nadawcy? Dlaczego drobny złodziejaszek ginie tego samego dnia, kiedy wychodzi z więzienia?

I jakie znaczenie dla sprawy mają czarne narcyzy?

“Czarne narcyzy” to ósmy tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa. Opowieści o Lipowie łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Porównywane są do książek Agathy Christie i powieści szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg. Prawa do publikacji serii sprzedane zostały do ponad dwudziestu krajów.

W serii ukazały się:
Motylek
Więcej czerwieni
Trzydziesta pierwsza
Z jednym wyjątkiem
Utopce
Łaskun
Dom czwarty

Katarzyna Puzyńska (ur. 1985) – z wykształcenia psycholog. Przez kilka lat pracowała jako nauczyciel akademicki na wydziale psychologii. Teraz całkowicie skupiła się na realizowaniu swojej największej pasji, czyli pisaniu. W wolnych chwilach biega, spaceruje ze swoimi psami i jeździ konno. Uwielbia Skandynawię i Hiszpanię. Pochodzi z Warszawy, ale w dzieciństwie wiele czasu spędzała w niewielkiej wsi pod Brodnicą, gdzie toczy się akcja jej powieści.

Katarzyna Puzyńska
Czarne narcyzy
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 13 czerwca 2017
 
 

Czarne narcyzy


Czarne narcyzy zakwitły
Dnia dwudziestego pierwszego
Czekała sama cierpliwie
Las wokół pusty bez niego
Kroki ciszę przerwały
Wyszła mu na spotkanie
Czarne narcyzy miał w dłoniach
Czarne narcyzy
Dla niej
Zdradzę ci tajemnice
Największe sekrety ci zdradzę
Przyjmij te kwiaty kochana
Niech one dadzą ci władzę
Patrzyła w oczy bez granic
W nich teraz miała ufanie
Czarne narcyzy miał w dłoniach
Czarne narcyzy
Dla niej
Dzień nowe kroki przynosi
Znajome i pełne miłości
Och czemu twe oczy zlęknione
czemuż smutek w nich gości
Ona w kwiaty wpatrzona
Na nic wszelkie błaganie
Czarne narcyzy miał w dłoniach
Czarne narcyzy
Dla niej
Ona w kwiaty wpatrzona
Tęskni po swoim panie
Czarne narcyzy miał w dłoniach
Czarne narcyzy
Dla niej

Prolog

Mieszkanie komendanta Cybulskiego.
Poniedziałek, 21 marca 2016. Godzina 23.59.
Podinspektor Wiktor Cybulski

Cybulski wyciągnął z szafy świeży garnitur. Przed chwilą dostał telefon od chłopaków z krymu*, że ojciec Klementyny Kopp popełnił samobójstwo. Podobno tak to na pierwszy rzut oka wyglądało. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że w tym samym czasie w szpitalu leżała Klementyna, można było żywić podejrzenia, że miała w tym swój udział. Przecież o mało nie zginęła z rąk ojca. A bywała mściwa. Wszyscy to wiedzieli.

* Krym (slang) – wydział kryminalny.

Cybulski liczył na to, że uda się znaleźć jakieś dowody w sprawie – chociaż przecież nie mógł otwarcie nikomu tego nakazać. Zabrnął tak, że lepiej by było, gdyby Klementyna została skutecznie unieszkodliwiona. Była już co prawda na emeryturze, nadal jednak mogła zaleźć człowiekowi za skórę.
Podszedł do szuflady i wyciągnął niewielkie wahadełko. Zważył je w dłoni. Jego ciężar był ledwie wyczuwalny. Przynajmniej ten fizyczny. Bo wszystko, co się z nim wiązało, zdawało się przygniatać komendanta do ziemi. Nawet światła w pokoju jakby dziwnie przygasły. Otrząsnął się i włożył wahadełko do kieszeni. Od razu poczuł się lepiej, kiedy zniknęło mu z oczu. Nie ma co się martwić, pomyślał. Przecież wszystko załatwione. Udało mu się nastawić prokuratora Gawrońskiego przeciwko Podgórskiemu. Zazdrość to wyjątkowo silne uczucie. Zaślepia nawet najlepszych. Cybulski był więc pewien, że Gawroński załatwi Daniela raz na zawsze. A jak zniknie Podgórski, nikt nie będzie niepotrzebnie grzebał w sprawie śmierci tych bezdomnych. Cybulski wmówił przecież wszystkim, że sam się tym zajmie, bo brakuje mu pracy w terenie. Nikt tego nie kwestionował. Już nieraz tak się zdarzało.
Postanowił, że wycofa się też z propozycji, którą złożył Weronice Nowakowskiej, objęcia przez nią posady policyjnego profilera. Strzałkowska wróci do Lipowa, żeby szukać zaginionych kotów. Klementyna będzie miała na głowie wydział kryminalny. Tak. Wszystko jakoś się ułoży.
Cybulski zawiązał krawat i spojrzał na siebie w lustrze.
– Jest pan gotowy? – zapytał tamten.
Komendant wzdrygnął się, słysząc ton jego głosu. Żałował, że się w to wpakował. To, co miało się stać tej nocy…
– Tak. Jestem gotowy – powiedział, próbując opanować drżenie głosu.
– Świetnie. Czekamy już tylko na pana.

Część pierwsza

Nie uważam się za potwora… To, co się stało w poniedziałek…
To było…
Po prostu czasem człowiek nie ma kontroli nad niektórymi rzeczami.
One się po prostu dzieją. Niejako same. Prawda? Wydaje mi się, że każdy znajdował się kiedyś w takiej sytuacji. Kiedy wszystko zwyczajnie potoczyło się swoim biegiem. Prawda?
Nie mamy kontroli nad wszystkim. A już na pewno nie nad swoim życiem!
Moje zdecydowanie nie ułożyło się tak, jak powinno.
Powiem więcej. Ułożyło się dokładnie tak, jak się układać nie miało.
Kiedy człowiek jest młody, wydaje mu się, że wszystko będzie inaczej. Że coś osiągnie.
Życie potem weryfikuje te młodzieńcze brednie.
Marzenie.
Młody człowiek tym się właśnie żywi. Marzeniami. Planami.
Tym, co będzie. Tym, co według niego ma być.
Nieważne, że patrzy na swoich rodziców i widzi, że im nie wyszło.
Nic.
Cholerne, pieprzone nic im nie wyszło!
Tymczasem każdemu się wydaje, że z nim będzie inaczej.
Akurat z nim.
Każdemu się tak wydaje. Ja nie jestem wyjątkiem.
No i potem lata płyną.
Człowiek podejmie kilka niezbyt trafnych decyzji i nagle znajduje się w tym samym gównianym miejscu co rodzice.
Po marzeniach nie ma ani śladu.
Ani najmniejszego pieprzonego śladu!
Pewnie dlatego tamtej poniedziałkowej nocy to wszystko tak się potoczyło.

Rozdział 1

Pod Bramą Chełmińską w Brodnicy.
Piątek, 22 lipca 2016. Godzina 11.30.
Weronika Nowakowska

Miasto było w ferworze przygotowań. W związku z obchodami Wojewódzkiego Święta Policji część ulic zamknięto. Z powodu objazdów na ulicy Kamionka trudno było znaleźć wolne miejsce parkingowe. Liczyła na to, że na Hallera przed Bramą Chełmińską albo na Małym Rynku będzie luźniej.
Nagle zauważyła, że wsteczne światła srebrnego opla corsy zapalają się. Wcisnęła z całej siły hamulec. Dżip zatrzymał się z piskiem opon. Kierowca z tyłu zatrąbił wściekle. Weronika uniosła rękę w geście przeprosin. Manewr nie był najlepszy, musiała to przyznać, ale nie mogła zmarnować nadarzającej się okazji. Potem mogła szukać i szukać.
Kierowca opla wycofał z miejsca tuż obok straganów z owocami. Kiedy ich samochody się mijały, spojrzał na nią z naganą. Nagana. A przynajmniej Weronika tak to odebrała. Przeklęła w duchu, chociaż nie zdarzało jej się to często. Wykonała kilka manewrów, próbując wjechać na zwolnione miejsce. Nie było to wcale łatwe, bo sąsiednie samochody stały bardzo blisko siebie. W końcu udało jej się zaparkować. Wyszło nieco krzywo, ale uznała, że tak musi wystarczyć. Przecież nie będzie ich tylko chwilę. Ot, wstąpią do piekarni i wrócą do auta. Załatwiły już prawie wszystkie sprawunki. Nie pchałyby się dziś do miasta, gdyby nie to, że Wiera była zapisana do lekarza. Na czternastą. Uznały więc, że lepiej pokręcić się po mieście, niż wracać do Lipowa, a potem raz jeszcze jechać do Brodnicy.
– Chodźmy – powiedziała Weronika, gasząc silnik.
Wiera nie odpowiedziała. Zakaszlała głośno. Nowakowska pomyślała, że nie brzmi to dobrze. Oby lekarz postawił wreszcie diagnozę, co dolega sklepikarce.
– Wszystko w porządku? – zapytała na wszelki wypadek.
Wiera poprawiła skołtunioną masę włosów. Razem z czarną powłóczystą sukienką, którą zazwyczaj nosiła, zapewniły jej w Lipowie przydomek „wiedźma”. Przyjaciółka niezbyt się tym przejmowała. A przynajmniej nigdy się do tego Weronice nie przyznała. Dzieliło je właściwie wszystko. Mimo to przyjaźniły się. Kiedy Nowakowska przeprowadziła się z Warszawy do Lipowa, Wiera była pierwszą osobą, która zaakceptowała nowo przybyłą. Dla innych Weronika była przez długi czas m i a s t o w ą. Wejście do małej, zamkniętej społeczności Lipowa nie było wcale łatwe.
– Tak, tak. W porządku, kochanieńka – zapewniła Wiera i rozkaszlała się na dobre.
Weronika westchnęła. Obrzuciła Wierę zmartwionym spojrzeniem. Naprawdę liczyła na to, że doktor Jastrzębski powie wreszcie coś konkretnego. A może już powiedział, przebiegło jej przez myśl, a przyjaciółka po prostu nie chciała zdradzić, co jej dolega. Mogło tak być. Wiera poprosiła Nowakowską, żeby jej towarzyszyła, i już to samo w sobie było niepokojące, bo nie należała do osób, które nadmiernie się o siebie martwią. Wręcz przeciwnie.
– To co, idziemy na te ciastka? – zapytała Weronika, siląc się na lekki ton. Wiera nienawidziła, kiedy ktoś się nad nią użalał, więc pod żadnym pozorem nie zamierzała tego robić.
Weronika rzuciła tęskne spojrzenie w stronę straganów ze świeżymi owocami i warzywami. W drewnianych skrzynkach pyszniły się piękne jabłka, śliwki, banany, pomarańcze. Specjały krajowe i zagraniczne. Cokolwiek człowiek sobie zamarzył. Może lepiej byłoby kupić coś tu, niż iść do piekarni? Tym bardziej że Wiera była chora.
– Masz ochotę na owoce?
– Kiedyś było tu więcej straganów – mruknęła Wiera zamiast odpowiedzi. – Teraz na każdym rogu supermarket i takie małe sklepiki jak mój przestają mieć rację bytu. Ot co. Słuchaj, Weroniczka, a na to Święto Policji to byś chciała iść?
– Lepiej nie.
– A to czemu? – zapytała, nie kryjąc ciekawości.
Weronika wiedziała, do czego przyjaciółka zmierza, i zaczerwieniła się lekko. D a n i e l.
– Chodźmy – powiedziała szybko, żeby zmienić temat. – Zaczyna się robić gorąco.
Samochód faktycznie się nagrzał. Po kilku chłodniejszych dniach letni upał uderzył z nową siłą. Słońce nadal skrywało się wprawdzie za chmurami, ale powietrze zrobiło się parne i ciężkie. Klimatyzacja w dżipie zepsuła się już dawno, ale Weronika nie miała czasu pojechać do warsztatu. Samochód miał już swoje lata. Mimo to nie zamierzała go wymieniać. Uwielbiała to auto. Zimą sprawiało się idealnie na bezdrożach wokół Lipowa. Przyjaciółka zaśmiała się nieco złośliwie i od razu zaczęła kaszleć.
– A to czemu? – powtórzyła Wiera, ignorując unik Weroniki. – Moim zdaniem warto byłoby pójść. Chociaż popatrzeć. Podobno ma być sporo atrakcji.
Nowakowska westchnęła.
– Komendant Cybulski ostatnio nie jest zbyt przychylnie do mnie nastawiony – wyjaśniła. – Nie mam ochoty się z nim spotkać.
Kilka miesięcy temu Cybulski zaproponował, że komenda wyśle ją za granicę na kurs profilowania kryminalnego. Teraz nabrał wody w usta. Ale nie tylko o to chodziło. Weronika współpracowała z komendą powiatową jako psycholog. Nie była tam zatrudniona na pełny etat, ale ostatnio zlecenia dostawała coraz rzadziej. Jakby komendant Cybulski wolał, żeby trzymała się od nich jak najdalej. Bardzo możliwe, że stało się to z powodu afery, która wybuchła, kiedy Daniel został zwolniony z policji po śledztwie dotyczącym domu czwartego. Lokalna prasa miała przez dłuższy czas używanie. Podgórski znalazł się pod obstrzałem mediów już wcześniej, kiedy niesłusznie oskarżono go o morderstwo. Wrócił w pełnej glorii jako ulubieniec dziennikarzy, jakby tylko po to, żeby później równie szybko spaść z piedestału, na którym go postawiono. Pijak, alkoholik, nieprofesjonalne zachowanie na służbie. To były najłagodniejsze określenia, które łączono z jego nazwiskiem.
Weronika stanęła po jego stronie. Z jej ust padło kilka niewybrednych komentarzy na temat tego, jak Daniel został potraktowany, i przez to również zagościła w mediach. Przedstawiono ją jako n a w i e d z o n ą towarzyszkę u p a d ł e g o policjanta. Artykuły opatrzono niezbyt przychylnie dobranymi zdjęciami, gdzie jej rude loki wyglądały na niemal tak samo skołtunione jak siwiejące włosy Wiery. Nowakowskiej to nie przeszkadzało. Nie zamierzała odwrócić się od Daniela w trudnej dla niego sytuacji.
W przeciwieństwie do Emilii. Kiedy zrobiło się gorąco, Strzałkowska skoczyła z powrotem w ramiona prokuratora Gawrońskiego. Może nie chciała stracić pracy na posterunku w Lipowie. Ale czy ją to usprawiedliwiało? Obie doskonale wiedziały, że Podgórski jest dobrym policjantem i nie zasłużył na odebranie mu odznaki. Emilia mogła zdobyć się chociaż na kilka słów w jego obronie. Wybrała milczenie.
– A co tam z tobą i Danielkiem? – zapytała Wiera.
Na jej twarzy pojawił się znaczący uśmieszek.

 
Wesprzyj nas