„Utopce” to piąty tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa. Historie te łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym osadzonym w szerokim kontekście społeczno-obyczajowym.


UtopceUpalne lato tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego roku na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców odciętej od świata wsi Utopce. To wtedy ofiarą krwiożerczego wampira padły dwie osoby. Wśród przepastnej puszczy pełnej leśnych duchów łatwo jest uwierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. Czy gwałtowna śmierć obu ofiar naprawdę jest dziełem upiora? A może to któryś z mieszkańców wsi miał swoje powody, żeby zabić?

Trzydzieści lat później sprawę rozwikłać muszą Daniel Podgórski i kontrowersyjna Klementyna Kopp. Perturbacje w życiu prywatnym śledczych utrudniają dotarcie do prawdy. Czy uda im się odkryć tożsamość mordercy? A może tylko obudzą przyczajonego przez lata wampira i nic nie będzie już w stanie powstrzymać nadchodzącego zła?

Książki Katarzyny Puzyńskiej cenione są za unikalny styl narracji, trzymającą w napięciu fabułę i dopracowane portrety psychologiczne bohaterów. Dlatego saga o Lipowie doceniana jest również przez wielbicieli innych gatunków literackich. Porównywana jest do książek Agathy Christie i powieści szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg.

Katarzyna Puzyńska (ur. 1985) – z wykształcenia psycholog. Przez kilka lat pracowała jako nauczyciel akademicki na wydziale psychologii. Teraz całkowicie skupiła się na realizowaniu swojej największej pasji, czyli pisaniu. W wolnych chwilach biega, spaceruje ze swoimi psami i jeździ konno. Uwielbia Skandynawię i Hiszpanię. Pochodzi z Warszawy, ale w dzieciństwie wiele czasu spędzała w niewielkiej wsi pod Brodnicą, gdzie toczy się akcja jej powieści.

Katarzyna Puzyńska
Utopce
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 3 listopada 2015
kup książkę


Zapis przesłuchania świadka
sierż. szt. Emilii Strzałkowskiej

Miejsce przesłuchania: Komenda Powiatowa Policji w Brodnicy
Termin przesłuchania: 10 listopada 2014
Przesłuchanie prowadzą: insp. Judyta Komorowska i podinsp. Wiesław Król

Judyta Komorowska: W myśl artykułu sto dziewięćdziesiątego kodeksu postępowania karnego raz jeszcze pouczam świadka o odpowiedzialności karnej za zeznanie nieprawdy lub zatajenie prawdy. Podstawa prawna artykuł dwieście trzydzieści trzy paragraf jeden kodeksu karnego. Czy świadek zobowiązuje się do składania zeznań zgodnych z prawdą i rozumie swoje prawa?
Emilia Strzałkowska: Tak.
Wiesław Król: Jak pani wie, pani sierżant, chcemy porozmawiać trochę o tym, co wydarzyło się przedwczoraj. A przede wszystkim o roli komisarz Klementyny Kopp w tym, co zaszło. Czy udzieli nam pani odpowiedzi na kilka pytań, pani sierżant?
Emilia Strzałkowska: Chyba nie mam wyboru, prawda?
Wiesław Król: Rzeczywiście, obawiam się, że nie.
Judyta Komorowska: Czy świadek widziała całą sytuację?
Emilia Strzałkowska: Tak.
Wiesław Król: Czy można było zrobić cokolwiek, żeby zapobiec wydarzeniom z przedwczoraj?
(świadek milczy)
Judyta Komorowska: Czy świadek zrozumiała pytanie?
Emilia Strzałkowska: Rozumiem.
Judyta Komorowska: To proszę odpowiedzieć. Czy można było zrobić cokolwiek, żeby zapobiec przedwczorajszym wydarzeniom?
(po chwili)
Emilia Strzałkowska: Trudno mi powiedzieć.
Wiesław Król: Zacznijmy może po kolei, pani sierżant. Czy komisarz Klementyna Kopp od początku waszego śledztwa zachowywała się dziwnie?
Emilia Strzałkowska: Państwo znają Klementynę?
Judyta Komorowska: Nie osobiście.
(świadek się śmieje)
Judyta Komorowska: Czy powiedziałam coś zabawnego?
Emilia Strzałkowska: Nie. Chodzi tylko o to, że… no, Klementyna z reguły zachowuje się dziwnie. Zrozumie pani, kiedy ją pozna.
Wiesław Król: Może spróbuję w takim razie inaczej sformułować pytanie. Czy w sobotę ósmego listopada zachowanie komisarz Klementyny Kopp w widoczny sposób odbiegało od jej standardowego sposobu bycia?
Emilia Strzałkowska: Powiedziałabym, że początkowo wszystko było jak zazwyczaj.
Judyta Komorowska: A jednak doszło do tych wydarzeń, więc coś poszło nie tak, jak trzeba.
(świadek milczy przez chwilę)
Emilia Strzałkowska: Tak.
Judyta Komorowska: Czy świadek spodziewała się, że to nastąpi?
Emilia Strzałkowska: Nie. Zupełnie nie. To było za wiele. Nawet jak na Klementynę.

Część pierwsza
Rozdział 1

Utopce. Sobota, 25 sierpnia 1984. Godzina 8.30.
Wojtek Czajkowski

Wojtek Czajkowski leżał na łóżku i patrzył w sufit. Okno było otwarte, więc słyszał wesoły śpiew ptaków i delikatny szum wiatru w koronach drzew. Ich dom znajdował się tuż przy ścianie lasu. Gałęzie prawie wdzierały się do pokoju chłopaka. Podobało mu się to. Sprawiało wrażenie, jakby on sam był częścią tego magicznego świata.
Powoli przekręcił się na bok. Jego spojrzenie padło na zdjęcie Olafa. Westchnął. Młodszy brat wyjechał wczoraj rano na kolonie. Bez niego ten dom był zupełnie nieznośny. I żadne drzewa tu nie pomogą. Nic. Brat był bowiem chyba jedyną względnie normalną osobą, która mieszkała w „Żebrówce”.
Wojtka opanowało dziwne rozrzewnienie. Wstał powoli z łóżka i wyjrzał przez okno. Zapach lasu był tu jeszcze silniejszy, ale nie zagłuszał niemożliwej do zignorowania woni świń dolatującej od gospodarstwa sąsiadów. Matka nazywała ten zapach smrodem. Wojtek jakoś nie potrafił. W tych zwierzętach było coś niesłychanie ludzkiego, chociaż Gloria nigdy by tego nie przyznała. Może stąd właśnie jej nienawiść. Może to przez Orwella?
Wojtek wzruszył ramionami i pociągnął nosem, mimo że nie miał kataru. Z matką bywało trudno. Bywało? To chyba nie najlepsze określenie. Zawsze było z nią trudno. Gloria udawała, że ich kocha. Młodszy brat chyba w to wierzył, ale Wojtek zawsze wiedział lepiej. Już dawno zrozumiał, że matka w rzeczywistości ich nienawidzi. A zwłaszcza jego. Podejrzewał, że winiła go za przedwcześnie zakończoną karierę w świecie filmu. Nigdy mu tego nie zapomniała. A może ona po prostu nie umie kochać?
Czas było się ubrać. Powoli. Z namaszczeniem. Wojtek miał dziś dziwną potrzebę celebrowania każdego, najmniejszego nawet ruchu. Jakby był jego ostatnim. Najpierw dokładnie cztery kroki od okna do drewnianej szafy. Uniesienie nogi. Opuszczenie. Uniesienie. Opuszczenie. Lewa. Prawa. Potem uniesienie ręki i otworzenie drzwiczek. Drewnianych. Wyciągnięcie zaprasowanej w kant koszuli, która też zdawała się drewniana.
Drewno. Drewno. Drewno. Wszystko w „Żebrówce” było z drewna. Jak zresztą w całych Utopcach. Drewno tu, drewno tam. A wokoło jeszcze więcej drewna. Wieś znajdowała się przecież dokładnie w środku lasu na podłużnej, otoczonej strumieniem polanie. Do najbliższej wsi, Zbiczna, było stąd ponad sześć kilometrów. Najpierw około pięciu przez gęsty las, a potem jeszcze kilometr polną drogą. Za Utopcami nie było już nic. Przycupnęły na krańcu świata.
Wojtek westchnął. Trudno sobie wyobrazić, żeby kiedykolwiek miało być inaczej. To zdawało się niemożliwością.
Chłopak skończył się ubierać i spojrzał w lusterko. Włosy miał zmierzwione. Sięgnął więc po kościany grzebień, który dostał kiedyś od Glorii. Chyba jedyny prezent od matki. Znowu westchnął. Już miał wyjść z pokoju, kiedy zauważył, że drewniana szafa pozostała otwarta. Drzwiczki zaskrzypiały z wyrzutem, gdy je zamykał. A może złowrogo? Wojtek zganił się za tę dziecinną myśli. To chyba przez historię z altaną i wampirem coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy.
– Co za głupota – mruknął do siebie. Mimo to poczuł, jak po karku przebiega mu dreszcz niepokoju.
Wyjrzał raz jeszcze przez okno. Altana stała niemal pod samą ścianą lasu. W jasnym świetle dnia zdawała się zupełnie niewinna. Aż dziw, że tyle było o nią krzyku. Pomyśleć, że pani Czesława omal ich nie pozabijała. Święta inkwizycja Utopców pachnąca świniami ze swojej hodowli, zaśmiał się Wojtek w duchu. Godna przeciwniczka dla matki.
Wojtek wyszedł z pokoju i stanął na środku korytarza na piętrze. Trwał tak przez chwilę bez ruchu. Znowu pociągnął nosem. Z dołu dochodziły go głosy rodziców. Głęboki bas ojca i lalkowaty falset matki. Odgłosy dzieciństwa. Przez moment prawie zapomniał, że ma już dziewiętnaście lat. Że jest już mężczyzną.
Nagle matka krzyknęła coś głośniej. To natychmiast wyrwało Wojtka z zamyślenia. Ruszył korytarzem w kierunku schodów. Zawahał się przez moment przed drzwiami do pokoju Olafa. W końcu zajrzał do środka. Nie mógł się powstrzymać.
Wszystko oczywiście elegancko poukładane. Najwyraźniej młodszy brat sprzątnął tu bardzo dokładnie tuż przed wyjazdem na obóz. Nigdy niczego nie zostawiał nieskończonego. Był pedantyczny do bólu.
Na twarzy Wojtka zatańczył uśmiech. On i Olaf tak bardzo się różnili. Młodszy brat był taki sam jak ojciec – ścisły, uporządkowany umysł. Wojtek był artystą. Jak matka. Może dlatego Gloria nigdy nie mogła go znieść. Unikała go, jak tylko mogła. Może dlatego go nie kochała?
Wojtek zamknął ostrożnie drzwi pokoju brata i zszedł po drewnianych schodach na parter. Znał doskonale każde skrzypnięcie. Na pierwszym stopniu cichy trzask. Potem zgrzytnięcie i przeciągły pisk. Później znowu trzask. Potem chwilę nic i dwa krótkie skrzypnięcia na najniższych stopniach. Wojtek był pewien, że zapamięta tę dziwną melodię do końca życia.
Na dole odgłosy kłótni rodziców przybrały na sile. Matka rozprawiała o czymś gniewnie. Ojciec tylko wydobywał z siebie raz po raz jakieś monosylaby. Najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty na dyskusję. Właściwie nie było w tym nic szczególnie dziwnego. Gloria potrafiła być męcząca. Wojtek bardzo dziwił się ojcu, że wytrzymał z matką tyle lat i nie odszedł. A może nie zawsze tak było? Może Wojtek nie pamięta lepszych czasów? Czy to jego wina, że matka jest taka, a nie inna? Gdyby się nie urodził, jej kariera nie ległaby w gruzach.
– Myślisz, że ta altana mi wystarczy?! – krzyczała Gloria z typową dla siebie afektacją.
Wojtek westchnął. Znowu altana. Od miesiąca nie było żadnych innych tematów. Altana to, altana tamto. Wojtek zdążył już znienawidzić to słowo.

 
Wesprzyj nas