Coco Chanel w wizjonerski sposób odmieniła oblicze światowej mody. Uwolniła kobiety z gorsetów, ustanowiła czerń kolorem elegancji, wprowadziła trendy zmieniające się wraz z sezonami w myśl własnej maksymy głoszącej, że moda powinna być wyrazem chwili. Jest jedną z ikon XX wieku. Czy wszystkie te sukcesy dały jej szczęście?

Niezwykłe były losy kobiety, która przyszła na świat jako Gabrielle Chanel 19 sierpnia 1883 roku, córka wędrownych, niezamożnych handlarzy. Jej szanse na dostatnie i ciekawe życie były nikłe: matka osierociła ją i rodzeństwo w dzieciństwie, ojciec opuścił pozostawiwszy wraz z siostrami Julią i Antoinette w klasztorze w Aubazine, gdzie wychowywały je zakonnice. Przypuszczenia, że będzie w przyszłości projektować stroje i kreować wizerunki znanych kobiet, a przy tym zdobędzie fortunę mogła snuć jedynie czytając wiktoriańskie romanse, pozostawiając takie myśli w sferze najgłębszych fantazji.

A jednak jej życie znacząco przewyższyło każdą fikcyjną fabułę: dorosła Chanel romansowała z wpływowymi mężczyznami, przez kilka lat żyła u boku najbogatszego człowieka Wielkiej Brytanii, księcia Westminster i na zawsze odcięła się od biedy zaznanej w dzieciństwie. Niemniej przeżycia i obrazy zapamiętane z najmłodszych lat zakorzeniły się w niej głębiej niżby tego chciała wpływając na kolejne decyzje, jak i cały proces twórczości. Śladami tych powiązań podążyła Justine Picardie, autorka wydanej niedawno w Polsce biografii „Coco Chanel. Legenda i życie”.


Biała jak śmierć
Chanel rzadko projektowała suknie ślubne. Nie lubiła ich i wyrażała się pogardliwie o zwyczaju prezentowania modelu sukni ślubnej w finale pokazu mody. Biel kojarzyła z pożegnaniem i pustką. By wyjaśnić źródło tych skojarzeń biografka artystki sięgnęła do jej najmłodszych lat i odszukała wspomnienie śmierci matki. Wycieńczona samotnym wychowaniem dzieci, chora na gruźlicę, zmarła w obecności swych pociech, które długo musiały czekać przy ciele na pomoc. Chanel zapamiętała tamtą biel, w której spoczywała zmarła, pergaminową bladość jej twarzy i grozę sceny.

Później już zawsze kojarzyła ten kolor ze śmiercią. Gdy w roku 1929 zmarł w Wenecji jej przyjaciel Siergiej Diagilew ubrała się na biało, by towarzyszyć mu w ostatniej drodze gondolą na cmentarną wyspę San Michele. „Na tamten pogrzeb obie kobiety włożyły białe suknie, niczym druhny ciała zamkniętego w czarnej trumnie, spełniając tym samym życzenie wielkiego twórcy, który aż do samego końca nie stracił instynktu choreografa” – pisze Picardie przywołując widok Chanel i Misi Sert, które tamtego dnia pożegnały twórcę słynnego zespołu Les Ballets Russes. Tego rodzaju osobiste reminiscencje pozwalają odnajdywać klucze do symboli jakimi utkana jest historia Domu Mody Chanel, stworzonego przez niezłomną Francuzkę lecz ich poszukiwanie wcale nie jest proste: Coco Chanel tak z rozmysłem jak i przypadkowo zamazywała fakty ze swego życia wprowadzając w ich miejsce twory wyobraźni. Zależało jej na kształtowaniu opowieści o sobie podług wytycznych autocenzury, zapamiętywaniu niektórych zdarzeń nie takimi, jakie się zdarzyły, ale jak sama je odbierała.


Sukcesy singielki
Zasada ta przejawiała się także w odniesieniu do wspomnień Coco o jej związkach z mężczyznami, te zaś nie należały do rzadkich. Chanel szukała partnerów interesujących, wpływowych, którzy mogli dopomóc w osobistych planach, ale wybierała takich, którzy nie mogli bądź nie chcieli pozostać z nią na zawsze. Nie wyszła za mąż, ale przez jej biografię przewijają się prominentni i ujmujący wielbiciele, kochankowie, przyjaciele. Wielka miłość jej życia Artur Edward „Boy” Capel, brytyjski gracz polo być może okazał się rozczarowaniem, z którego nie udało jej się otrząsnąć, lecz nie rozpamiętywała chwil zawodu – rzucała się w wir pracy i odnosiła kolejne zwycięstwa. Dziś powiedzielibyśmy o niej, że wiodła życie odnoszącej sukcesy zawodowe singielki, której niepowodzenia w związkach nie przysłaniały świata. Co więcej – trudno dziś spotkać kobiety w tym stopniu wyemancypowane co ona.

Chanel tworzyła nową kobiecość: „Byłam świadkiem śmierci luksusu, przemijania XIX wieku, końca pewnej epoki” – mówiła. Kobieta według Chanel nie była już tylko pięknym dodatkiem do mężczyzny: była niezależna, samodzielna, wyzwolona z kajdan konwenansów po raz pierwszy w historii ludzkości. Stroje, które projektantka przygotowywała dla kobiet podróżujących, pracujących, uczestniczących coraz aktywniej w życiu społecznym musiały różnić się od kreacji propagowanych przez stulecia i Chanel znakomicie wczuła się w czas, w którym przyszło jej tworzyć. Ona i wiele kobiet jej współczesnych nie potrzebowały już męskiego ramienia by o sobie stanowić, a jednocześnie emanowały siłą przyciągającą mężczyzn. Chanel, chociaż była kwintesencją kobiety sukcesu, co współczesnych mężczyzn skutecznie odstrasza, nigdy nie była sama – choć zdarzało się, że była samotna. Wytwornie ubrana, z bladą cerą i ustami pomalowanymi zawsze na czerwono, cieszyła się zainteresowaniem płci przeciwnej do późnej starości. Namiętna, złakniona miłości, obdarzona nie lada charakterem flirtowała i romansowała z równymi sobie.

Czarny koń w biznesie
Perfumy N° 5 przyniosły jej fortunę, ale to mała czarna przyniosła jej sławę. Nikt wcześniej nie odważył się pokazać takiej sukienki. Chanel była zuchwała: „Te kolory są nie do zniesienia. A niech mnie, ja te kobiety ubiorę na czarno!” – obiecała sobie przyglądając się damom w operze odzianym w suknie zielone, błękitne, czerwone intensywnie lansowane przez Paula Poireta, projektanta będącego w latach dwudziestych największym rywalem Chanel. Wspomnienie olśnienia w operze datowane jest na rok 1920, zaś w roku 1926 czarne suknie ambitnej projektantki zostały okrzyknięte przez amerykański „Vogue” formą przyszłości i „Fordem marki Chanel”. Kobiety ich zapragnęły i to nie zmieniło się do dziś. O swoim pomyśle jeszcze wiele lat później mówiła: „Narzuciłam czerń. Również dzisiaj jest silna, bo czerń jest ponad wszystko”. Nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Jej pomysł okazał się genialny w swojej prostocie i przetrwał w modzie niemal całe stulecie, nie zapowiada się też by cokolwiek w kwestii dominacji ponadczasowej czerni miało się w najbliższym czasie zmienić. W XXI wieku mają się równie dobrze wykreowane przez Chanel N° 5, a skomponowane w sposób nowatorski przez Ernesta Beaux, wybitnego perfumiarza w roku 1920.

–Madmoiselle Chanel, która była właścicielką bardzo popularnego domu mody, poprosiła mnie o jakieś perfumy. Przyszedłem zaprezentować moje twory, dwie serie: opatrzoną numerami od 1 do 5 i od 20 do 24. Wybrała kilka w tym numer 5 – wspominał po latach twórca znanego na całym świecie zapachu. Robocza nazwa nadana przez chemika z czasem stała się legendarna. Kompozycję tę tworzy około 80 składników, z których główne to jaśmin, róża stulistna, irys, ylang ylang, wetiweria, wanilia, ambra oraz olejek sandałowy. Woń którą wydzielają, lekka i świeża, przysporzyła Chanel wielu zachwyconych klientek, które nabywały flakony N° 5. Pierwsze buteleczki trafiły do ich rąk dokładnie 90 lat temu, przed Bożym Narodzeniem 1921 roku.

Jedną z najwierniejszych fanek tych perfum była Marylin Monroe, która zapytana co zakłada na noc odpowiedziała spontanicznie, że „Chanel N° 5” przysparzając marce znakomitej, a bezpłatnej reklamy. W dzisiejszych czasach podobne posunięcie nie mieści się w głowie choć gwiazdy nadal promują ów zapach – ale za wielkie pieniądze. Reklama perfum z udziałem Nicole Kidman zrealizowana kilka lat temu przez australijskiego reżysera Baza Luhrmanna pochłonęła wielkie sumy: z budżetem 20 milionów dolarów ów krótki filmik uplasował się w czołówce najdroższych reklam świata.

Trwające po dziś dzień imperium mody i piękna wręcz trudno nazwać spełnieniem dziecięcych marzeń Chanel. Nie sposób byłoby dziecku marzyć o rzeczach, które nie istnieją, które dopiero ono ziści swoimi dorosłymi poczynaniami – a taki właśnie rezultat dały pomysły kreatywnej Gabrielle. Biografia spisana przez Justine Picardie przynosi jednak smutną refleksję, że wszystkie te sukcesy, czarowne, pełne dobrobytu i olśniewającego towarzystwa życie wcale nie dały Chanel poczucia spełnienia i szczęścia. Nie przegnały upiorów z dzieciństwa, piętna samotności, którym została w najmłodszych latach doświadczona. Wielką inspiracją dla każdego może być jednak jej walka o szczęście, w której do ostatnich lat swego życia nie ustała. (WP)

 
Wesprzyj nas