Najnowszy esej wybitnego współczesnego pisarza, który ma na swoim koncie takie bestsellery jak „Mapa i terytorium”, „Cząstki elementarne” czy „Unicestwianie”.


„Kilka miesięcy mojego życia” to autorski komentarz do kontrowersyjnych wydarzeń z życia Michela Houellebecqa, o których usłyszał cały świat.

„Po raz pierwszy w życiu czułem się potraktowany jak przedmiot dokumentalnego filmu o zwierzętach. Trudno mi zapomnieć tę chwilę”
– Michel Houellebecq

Michel Houellebecq opisuje wydarzenia od października 2022 do końca marca 2023.

Nie tylko odnosi się do udziału w kontrowersyjnym filmie pornograficznym, którego dystrybucję próbował później powstrzymać, ale także opisuje swój spór z Wielkim Meczetem w Paryżu i rozprawia się z oskarżeniami o islamofobię.

Michel Houellebecq właśc. Michel Thomas (ur. 26 lutego 1956 na Reunionie) – francuski pisarz, eseista, poeta i autor piosenek.

Michel Houellebecq
Kilka miesięcy mojego życia
Październik 2022 – marzec 2023
Przekład: Beata Geppert
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 25 października 2023
 
 


2022

„Zwierzę miałoby więcej praw”…
Nigdy więcej nie widziałem Karalucha…

2023

Dopiero po powrocie do Paryża…
Pierwsza moja porażka sądowa…
Trudno powiedzieć…
Dwudziestego ósmego marca…

2022

Najbardziej medialnym, choć nie najpoważniejszym wydarzeniem w moim życiu w ostatnim kwartale 2022 roku była polemika wywołana moją rozmową z Michelem Onfray’m1 w numerze specjalnym czasopisma „Front Populaire”. Skłaniam się ku temu, by bardziej niż kontrowersję wokół istotnych tematów widzieć w niej awatar moich wiecznych utarczek z muzułmanami. Z premedytacją używam tego dziecinnego słowa, żeby podkreślić, ile w tych kłótniach jest przede wszystkim głupoty – głupoty, w której, przyznaję bez wahania, mam spory udział.

Dotyczy to zwłaszcza pierwszego epizodu, który doprowadził do procesu sądowego w 2002, a więc rok po publikacji Platformy, na skutek wywiadu, którego udzieliłem czasopismu „Lire”. Bez cienia wątpliwości to ja jestem głównym winnym, z pewnych moich zdań przebija agresja, której w praktyce jako żywo nigdy nie przejawiam; jednakże oskarżanie mnie o „prowokowanie do nienawiści rasowej” również nie było zbyt trafne. Tylko niepotrzebnie irytujące, a przede wszystkim zupełnie nie na temat. Jak powszechnie wiadomo, islam nie jest rasą, lecz religią obecną w różnych zakątkach świata i w bardzo różnorodnych grupach etnicznych.

Nie tylko islam nie jest rasą, lecz islamizm również, o czym wiedziano nieco mniej przed krwawym zamachem na Bali, tak bardzo przypominającym zamach w Platformie.

Moim jedynym usprawiedliwieniem – którego jednak nie należy ignorować – jest fakt, że nie przeczytałem tego wywiadu przed publikacją. W ustnej rozmowie nie tylko można, ale niekiedy wręcz należy, mówić byle co; dotyczy to przynajmniej pewnych osób, które mają potrzebę wypowiadania opinii skrajnych, czasem sprzecznych, zanim sformułują własne; w pewnym sensie mają potrzebę zaczęcia od zbadania, jakie dyskursy są możliwe. Najwyraźniej należę do takich osób.

Trzecie źródło głupoty pojawiło się na samym początku konfliktu, chociaż w tym wypadku rzecz polegała raczej na złośliwości. Bez zabójczego felietonu Pierre’a Assouline’a2 całej sprawy by nie było. Pierre Assouline od tak dawna żywi do mnie tak dziką nienawiść, że już zrezygnowałem z prób określenia jej przyczyn. Kiedy zobaczyłem, że on również, jako redaktor odpowiedzialny, zasiadł na ławie oskarżonych, przyszła mi do głowy słynna parabola skorpiona, który na środku wezbranej rzeki wbija kolec w plecy hipopotama przewożącego go na drugi brzeg, skazując ich obu na pewną śmierć; w sumie uznałem, że tak samo, a nawet bardziej niż ja, zasłużył na to, by się tam znaleźć.

Drugi epizod miał miejsce w 2015, po publikacji Uległości. Tym razem głupota nie leżała po mojej stronie. Uległość w żadnym razie nie jest, co podtrzymywałem do końca i nadal podtrzymuję, powieścią „islamofobiczną”; żaden zresztą przywódca religijny muzułmańskiej wspólnoty nie wysunął takiego oskarżenia. Głupota nie leżała więc także po stronie muzułmanów, lecz znanego stada medialnych kretynów, którzy mnie ścigają. Głupota czy złośliwość? Pierre Assouline ma dużo nieprzyjemnych cech, lecz nie jest głupi, przynajmniej nie bezgranicznie. Co do takich osób jak Ali Baddou3 można się zastanawiać, ale każdy przypadek trzeba analizować osobno.

Choć Uległość nie jest powieścią islamofobiczną, bez wątpienia jest powieścią głęboko niejednoznaczną, a w jej ostatnim zdaniu dwuznaczność ta została posunięta do skrajności. Jeden z najwspanialszych komplementów literackich sprawił mi Emmanuel Carrère, kiedy ostatnie zdanie powieści: „I niczego nie będę żałować” porównał do ostatniego zdania Roku 1984: „Kochał Wielkiego Brata”. Faktycznie, „I niczego nie będę żałować” może bez problemu i z równym prawdopodobieństwem oznaczać: „I będę żałować wszystkiego”. Przy czym tym „wszystkim” nie jest udane nawrócenie na wiarę katolicką Huysmansa, którego nie udało się dokonać jego egzegecie sto lat później. Owo „wszystko” to Myriam, utracona żydowska kochanka. Do tematu utraconej miłości i wyrzutów sumienia, że się ją utraciło z własnej winy, powróciłem w sposób bardziej przejmujący w mojej następnej powieści, Serotonina.

Teraz to ja odbiegam od tematu, za dużo mówię o sobie. Wracając do rozmowy z Michelem Onfray’m, muszę przyznać, że przy powtórnym czytaniu fragmentów będących przedmiotem zarzutów rektora Wielkiego Meczetu w Paryżu poczułem skrępowanie. Tym razem bowiem starannie przeczytałem całą rozmowę. Była wyjątkowo długa, chwilami moja uwaga mogła osłabnąć, choć w żadnym razie nie jest to dobre usprawiedliwienie: uwzględniając moje zaszłości z islamem, przy tych fragmentach powinienem być szczególnie uważny.

Czułem się skrępowany, ale nie wiedziałem, co robić; wtedy właśnie Haïm Korsia, naczelny rabin Francji, zaproponował, że doprowadzi do spotkania. Według mnie jedynie przywódca religijny społeczności żydowskiej mógł wykonać to zadanie. Z powodów, od których wyjaśnienia wolę odstąpić, byłem gotów obdarzyć zaufaniem tylko przywódcę społeczności żydowskiej.

Trochę z przyzwyczajenia zarzucane mi fragmenty uznałem za niejednoznaczne; w przypadku pierwszego było niestety gorzej. Był tak pośpieszny, tak przybliżony, że aż fałszywy, a nawet głupi. Cytuję go, bo tak trzeba:

„Sądzę, że życzeniem francuskiej ludności – jak to się mówi: «rdzennej» – wcale nie jest asymilacja muzułmanów, tylko to, żeby przestali kraść i napadać, żeby przestrzegali prawa i szanowali rdzennych Francuzów. Albo, równie dobre rozwiązanie, żeby wrócili do siebie”.

To normalne, że rektor Wielkiego Meczetu w Paryżu przy lekturze tego tekstu zrozumiał: „Mówi pan, że wszyscy muzułmanie to złodzieje”. Szczerze żałuję i przepraszam wszystkich muzułmanów, których tekst ten mógł dotknąć – czyli, jak się obawiam, z grubsza wszystkich muzułmanów. Nie to miałem na myśli, a nawet wręcz przeciwnie. Bez wahania wycofuję się z tego idiotycznego tekstu, który pragnę zastąpić w następujący sposób:

„Moim zdaniem życzeniem większości francuskiej ludności – jak to się mówi: «rdzennej» – nie jest przede wszystkim asymilacja muzułmanów. Francuzi będą mieć w nosie chusty muzułmańskie, burki, jedzenie halal itp., kiedy przestaną postrzegać muzułmanów jako zagrożenie dla ich bezpieczeństwa; przy czym zjawisko to nie ma nic wspólnego z refleksją. Jak tylko zaczynają się zastanawiać, ci «rdzenni Francuzi» zdają sobie sprawę, że gorliwe praktykowanie religii, jakiejkolwiek religii, nie jest kompatybilne z przestępczością, że jest to wybór między dwoma skrajnie odmiennymi stylami życia. Kiedy jednak człowiek się boi, przestaje myśleć; to, co owi Francuzi mogli empirycznie stwierdzić, to że w dzielnicach licznie zamieszkanych przez muzułmanów mieszka wielu przestępców. Logicznie więc starają się tych dzielnic unikać. Co z tym zrobić? Nie mam pojęcia. Czy imamowie wystarczająco jasno mówią w swoich kazaniach, że handel narkotykami nie jest legalny w świetle nauk islamu? Nie wiem. Czy ich kazania przynoszą skutek? Też nie wiem. Wiem natomiast, lub przynajmniej wydaje mi się oczywiste, że nie mamy do czynienia z problemem religii, lecz po prostu przestępczości. Wystarczy jeszcze raz posłuchać audycji, które ponad dwadzieścia pięć lat temu w radiu Skyrock prezenter Maurice poświęcał dzielnicom zwanym «trudnymi» – niektóre z nich są dostępne w Internecie. Ani odrobinę się nie zestarzały, a nie ma w nich mowy o islamie. Dodając wszędzie słowo «islam», tylko zaciemniamy kwestię, którą Maurice traktował z absolutną jasnością. To, czego domagają się, a nawet żądają, Francuzi, rdzenni i nie tylko, to żeby obcokrajowcy popełniający przestępstwa byli bezwzględnie wydalani z kraju, a bardziej ogólnie, żeby wymiar sprawiedliwości był bardziej surowy wobec kryminalistów, włącznie z tymi, którzy popełniają «drobne przestępstwa». Znacznie bardziej surowy”.

Mam świadomość, że zdania zakończone pytajnikiem stanowią dla rektora trudny problem. Islam jest religią – rektor wyraża się w tej sprawie bardzo jasno – w której liczy się przede wszystkim relacja między człowiekiem a jego stwórcą, w którą to relację żadne duchowieństwo nie ma faktycznego prawa się wtrącać. Rektor dobrze zrozumiał, że pochodzę z innej kultury, naznaczonej katolicyzmem, w którym pionowa struktura duchowieństwa doprowadziła do absurdu wraz z wprowadzeniem dogmatu o papieskiej nieomylności. W niektórych przypadkach mogłoby to doprowadzić do sytuacji nierozwiązywalnych, ale nie w tym, którym się tutaj zajmuję, powtarzając swój wniosek: problemem nie jest islam, lecz przestępczość. Ostatnie słowo należy do wymiaru sprawiedliwości, od którego obywatele domagają się, by po prostu wykonywał swoją pracę.

Drugi fragment, dłuższy, a więc niemal automatycznie nie aż tak głupi, dotyczy niestety problematyki mniej oczywistej i bardziej niepokojącej. Najpierw zacytuję tekst oryginalny:

„Kiedy zaczęła się prawdziwa rekonkwista, Hiszpania znajdowała się pod muzułmańską dominacją. Nie jesteśmy jeszcze w takiej sytuacji. Już jednak można stwierdzić, że ludzie się zbroją. Kupują karabiny, ćwiczą na strzelnicach. I nie chodzi tu o gorące głowy. Kiedy całe terytoria znajdą się naprawdę pod kontrolą islamistów, moim zdaniem pojawią się akty oporu. Będą zamachy i strzelaniny w meczetach, w kawiarniach, do których uczęszczają muzułmanie, czyli takie teatry Bataclan na odwrót. Muzułmanie zaś nie zadowolą się stawianiem świeczek i kładzeniem bukietów kwiatów. A więc tak, sprawy mogą szybko pójść naprzód. Jedną z rzeczy najbardziej znaczących w reakcjach na «list generałów»4 była liczba Francuzów, którzy w bliskiej przyszłości spodziewają się wojny domowej”.

Tylko osoby szczególnie jadowite i fałszywe w rodzaju Edwy’ego Plenela5 mogły uznać ten tekst za wezwanie do zamachów skierowanych przeciwko muzułmanom. Nie o to oczywiście chodziło, natomiast tekst zdawał się jasno pokazywać, że należę do tej „liczby Francuzów, którzy w bliskiej przyszłości spodziewają się wojny domowej”. O to również nie chodziło, chciałbym więc wyjaśnić swoje stanowisko w poniższym sprostowaniu:

„Moim zdaniem, gdyby całe terytoria znalazły się naprawdę pod kontrolą islamistów, pojawiłyby się akty oporu. Byłyby zamachy i strzelaniny w meczetach, w kawiarniach, do których uczęszczają muzułmanie, czyli takie teatry Bataclan na odwrót. Muzułmanie zaś nie zadowoliliby się stawianiem świeczek i kładzeniem bukietów kwiatów. A więc tak, sprawy mogłyby szybko pójść naprzód. Jedną z rzeczy najbardziej znaczących w reakcjach na słynny «list generałów» była liczba Francuzów, którzy w bliskiej przyszłości spodziewają się wojny domowej. Osobiście nie sądzę, żeby obecnie warunki ku temu były spełnione. Najpierw policja musiałaby stracić możliwość wchodzenia do pewnych dzielnic, co nie ma miejsca. Policjantom jest trudno, czasami muszą się uciekać do poważnych środków, ale dają radę. Również wojsko musiałoby stracić możliwość wchodzenia do tych dzielnic, co na razie uważam za nieprawdopodobne. I wreszcie dżihadystyczna frakcja salafitów, bardzo mniejszościowa, musiałaby wygrać z pokojową większością. Z tych wszystkich względów wojna domowa we Francji wydaje mi się obecnie niewyobrażalna. Nie można jednak zapominać o dziwnym, ale trwałym wniosku, jaki wypływa z historii: historii nie tworzą większości, lecz brutalne i zdeterminowane mniejszości. Nic nie pozwalało przypuszczać na początku rewolucji francuskiej, że skrajna frakcja jakobińska («Góra») zwycięży i wprowadzi terror. Nic nie pozwalało przypuszczać na początku rewolucji październikowej, że bolszewicy przejmą władzę i od razu zabiorą się do budowania gułagów. Oczywiście, porównanie z obecną sytuacją wydaje się absurdalne, nic nigdy nie powtarza się w sposób identyczny, rewolucja październikowa przebiegała inaczej niż rewolucja francuska, rewolucja irańska jest jeszcze inna, lecz zagrożenia ze strony ekstremistycznych mniejszości w żadnym razie nie wolno lekceważyć”.

1 Michel Onfray – uznawany za skrajnie prawicowego francuski filozof, eseista i polemista (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

2 Pierre Assouline – francuski pisarz i autor bloga literackiego. Autor felietonu, który ukazał się w 2010 roku na łamach czasopisma „Lire”, pt. Goncourt: Houellebecq, comme prévu (Goncourt: Houellebecq, zgodnie z przewidywaniami).

3 Ali Baddou – francuski prezenter radiowy i telewizyjny.

4 List, który dwudziestu generałów, stu wyższych oficerów i tysiąc wojskowych niższego stopnia wystosowało w 2021 roku do prezydenta Republiki, rządu i parlamentarzystów, wzywający do zaostrzenia walki z przestępczością ze względu na postępujący „rozpad ojczyzny” i zagrożenie wojną domową.

5 Edwy Plenel – francuski dziennikarz śledczy o trockistowskich poglądach.

 
Wesprzyj nas