Poznając los George’a Floyda zaczynamy rozumieć – rozumieć i czuć – jak działa rasizm w Stanach, jak głęboko sięgają jego źródła, jakie sieje spustoszenie. To coś więcej niż biografia, to portret biedy, przemocy i wstydu. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć Stany.
„Wiesz co – powiedział Floyd. – Nie chcę rządzić światem. Nie chcę panować nad światem. Chcę po prostu dotknąć świata”.
25 maja 2020 roku George Floyd został zamordowany przed sklepem spożywczym w Minneapolis przez białego funkcjonariusza policji Dereka Chauvina. Nagranie ukazujące ostatnie chwile czarnego mężczyzny zapoczątkowało falę protestów na całym świecie. Ale za twarzą, która pojawiła się na niezliczonych muralach, i nazwiskiem, które stało się synonimem łamania praw obywatelskich, kryje się historia człowieka nękanego przez duszącą presję systemową, która ostatecznie zdeterminowała jego losy.
W nagrodzonej Pulitzerem biografii Samuels i Olorunnipa odtwarzają historię Floyda i ujawniają determinację, z jaką walczył o przetrwanie. Narrację o jego życiu umieszczają jednak szerszym kontekście instytucjonalnego rasizmu w Stanach Zjednoczonych: badają niewolnicze korzenie jego rodziny, segregację panującą w szkołach, nadmierną kontrolę czarnej społeczności, pułapki systemu więziennictwa i trudności walki z uzależnieniami. Opierając się na imponujących skalą pracach reporterskich, odmalowują przejmujący i przytłaczający obraz Stanów Zjednoczonych i pokazują, jak człowiek, który po prostu chciał oddychać, w poruszył serca ludzi na całym świecie.
„Nie mogę oddychać” – błaganie Floyda o pomoc, daremne, stało się okrzykiem powtarzanym przez demonstrantów na całym świecie. Ale kim właściwie był? Siła tej książki polega na tym, że z empatią i pasją kieruje naszą uwagę na jego życie. Z symbolu ruchu społecznego czyni żywego człowieka – potężnej budowy mężczyznę, który kiepsko się czuł we własnym ciele, każdemu mówił „kocham cię”, był uparty i ambitny, ale stopniowo coraz bardziej pozbawiony marzeń. Poznając los George’a Floyda zaczynamy rozumieć – rozumieć i czuć – jak działa rasizm w Stanach, jak głęboko sięgają jego źródła, jakie sieje spustoszenie. To coś więcej niż biografia, to portret biedy, przemocy i wstydu. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć Stany – kraj, który od wieków zawodzi swoich czarnych mieszkańców, pozbawiając ich nie tylko szans i praw, ale przede wszystkim szacunku i nadziei.
Agnieszka Graff
Nazywa się George Floyd
Życie pewnego człowieka i walka o sprawiedliwość rasową
Przekład: Maciej Potulny
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 25 października 2023
Kwiaty
– Kocham cię.
George Perry Floyd Jr. zwracał się w ten sposób do mężczyzn, kobiet i dzieci; do krewnych, starych przyjaciół i do obcych; do partnerek, które darzył uczuciem, do kobiet, z którymi utrzymywał platoniczne relacje, a także do wszystkich pomiędzy; do dilerów narkotyków i bezdomnych narkomanów; do celebrytów i szaraków z sąsiedztwa.
Powtarzał ten zwrot tak często, że wielu przyjaciół i członków rodziny nie miało wątpliwości, jak brzmiały ostatnie słowa, które od niego usłyszeli. Kończył nimi rozmowy telefoniczne, podpisywał w ten sposób esemesy – zawsze wielkimi literami.
– Uhm, spoko, ziom – powiedział De’Kori Lawson, słysząc za pierwszym razem takie pożegnanie z ust Big Floyda, jak nazywali go przyjaciele. – Nara, człowieku.
Z upływem lat zaczął doceniać żarliwość i szczerość Floyda, kiedy przyjaciele jeden po drugim ginęli wskutek przemocy z użyciem broni, przedawkowania narkotyków, brutalnych akcji policji oraz innych pułapek zastawianych przez życie na młodych czarnych mężczyzn wchodzących w dorosłość i zderzających się z bezwzględnym, często pozbawionym miłości światem.
D, kocham cię, bracie – Floyd zwrócił się do przyjaciela podczas ich ostatniej rozmowy telefonicznej wiosną 2020 roku.
– Ja też cię kocham, ziom. – Teraz Lawson odpowiadał mu już tym samym tekstem.
Wspominał potem:
– Zawsze kręciliśmy bekę, że zanim umrzemy, zaczniemy sobie dawać kwiaty. Już samo to mówi ci, jakim był człowiekiem.
W ciągu ostatnich tygodni przed śmiercią Floyda niepewna sytuacja na świecie uczuliła wszystkich na to, jak ważne jest, by obdarzać swoich bliskich miłością i kwiatami, dopóki jeszcze żyją. Wiosną 2020 roku pandemia COVID-19 szalała na całego – co dzień zabijała tysiące Amerykanów i zmuszała ich do zamykania biznesów, przez co wiele milionów ludzi straciło pracę. Floyd, podobnie jak wielu innych Afroamerykanów, okazał się celem szczególnie podatnym na tak bezlitosny szturm pandemii. Został u niego zdiagnozowany bezobjawowy przypadek infekcji wirusem, a klub w Minneapolis, gdzie pełnił funkcję ochroniarza, musiał zakończyć działalność i zwolnił go z pracy.
Kiedy większość kraju objął lockdown, Floyd wiele czasu spędzał pod telefonem, utrzymując kontakt z wiernymi przyjaciółmi, a także z krewnymi w swoim rodzinnym Houston. Trzy lata wcześniej przeprowadził się z Teksasu do Minneapolis, aby zafundować sobie reset i zerwać z nałogiem, ale dopiero niedawno zmienił numer kierunkowy – z houstońskiego 832 na 612 – w ten symboliczny sposób okazując swoje przywiązanie do miasta, które stało się jego nowym domem.
Jednym z ludzi, do których w tym czasie dzwonił, był jego brat Terrence. Dwuletnia córeczka Terrence’a przypominała Floydowi jego własną – ukochaną Giannę.
– Moja mała bratanica, ech, stary – zachwycał się przez telefon Floyd, oglądając zdjęcia dziecka zamieszczone w internecie przez Terrence’a. – Kiedy już się tu ustawię, sprowadzę Giannę, ty też przywieziesz swoją małą i będziemy się spotykać, żeby dziewczynki się ze sobą pobawiły.
– Wchodzę w to – odparł Terrence.
– Spoko, bro, kocham cię – pożegnał go Floyd i się rozłączył.
Na tym etapie życia słowa Floyda o ustawieniu się mogły oznaczać różne rzeczy. Jego próby stanięcia na własnych nogach w Minnesocie – których zwieńczeniem miało być uzyskanie prawa do opieki nad Gianną – często kończyły się fiaskiem, a Floyd raz po raz padał twarzą w błoto. Wciąż potykał się zarówno o własne błędy, jak i o przeszkody, na które nie miał wpływu – niemałą rolę odegrała pandemia, przez którą został odcięty od środków finansowych.
Emocjonalne deklaracje wygłaszane przez Floyda nie były dla jego rodzeństwa niczym nowym. Już jako nastolatkowi zdarzało mu się zatrzymać w pół drogi do wyjścia, żeby przytulić siostrę Zsa Zsę i powiedzieć, że ją kocha. Dopiero potem wymykał się z domu z przyjaciółmi, na tyle cicho, żeby nie słyszały go pozostałe dzieci.
Dorastający Floyd nucił piosenki miłosne do podkładów karaoke[1]. Często partnerowała mu w tym siostra LaTonya. Podczas ostatniej wspólnej rozmowy w maju owego nieszczęsnego roku przenieśli się na moment do tamtych czasów, wyśpiewując swój ulubiony utwór – Keep On Loving You zespołu REO Speedwagon z 1980 roku: And I’m gonna keep on lovin’ you / ’Cause it’s the only thing I want to do…[2]
Jako młody mężczyzna Perry – tak nazywała go reszta rodziny – miał duże ambicje. Marzył, by zostać sędzią Sądu Najwyższego, zawodowym sportowcem albo gwiazdą rapu. Kiedy przed jego śmiercią świat zaczął się walić, starał się zaspokoić skromniejsze aspiracje – osiągnąć stabilizację życiową, dostać pracę jako kierowca ciężarówki, wykupić ubezpieczenie zdrowotne. Mimo to w ostatnich sekundach życia, dusząc się przygnieciony do ziemi kolanem białego policjanta, nadal mówił o miłości.
– Mamo, kocham cię! – wykrzykiwał, kiedy leżał na chodniku, chociaż jego wołania o oddech spotkały się z obojętnością równie niebezpieczną jak nienawiść.
– Reese, kocham cię![3] – krzyczał, mając na myśli przyjaciela Maurice’a Halla, który towarzyszył mu wieczorem tamtego dnia, Dnia Pamięci, kiedy skuto go kajdankami.
– Powiedzcie moim dzieciom, że je kocham!
Te słowa wyznaczyły koniec życia, w którym marzenia Floyda były regularnie tłamszone, spychane na dalszy plan i wykolejane – w niemałym stopniu ze względu na kolor jego skóry.
Latem 2020 roku wraz z milionami innych Amerykanów oglądaliśmy w przerażeniu odtwarzane w nieskończoność w telewizji oraz mediach społecznościowych nagranie wideo ukazujące morderstwo Floyda. Ten szokujący film skłonił nas do podjęcia misji, która polega nie tylko na analizie wszystkiego, co wydarzyło się podczas owych feralnych dziewięciu minut i dwudziestu dziewięciu sekund, kiedy Floyd desperacko walczył o oddech, lecz także pozwoli opisać poprzedzające tę chwilę życie pełne zmagań z przeciwnościami losu oraz zrozumieć energię ruchu społecznego na rzecz obrony praw człowieka, który po niej nastąpił.
Ta misja doprowadziła nas do miejsc i zdarzeń, o których nawet nam się nie śniło. Staraliśmy się w jej trakcie znaleźć odpowiedzi na dwa podstawowe pytania. Kim był George Floyd? I jak żyło się w Ameryce takim ludziom jak on?
W poszukiwaniu odpowiedzi spędziliśmy trochę czasu z jego współlokatorem, po czym salwowaliśmy się ucieczką przed strzałami na placu George’a Floyda – w miejscu pamięci, które powstało na skrzyżowaniu w Minneapolis, gdzie zginął. Uczestniczyliśmy w niedzielnym obiedzie z liczną rodziną Floyda, jedząc jego ulubione ciasto z jagodami i deser z batatów. Ostrzygliśmy się u fryzjera, któremu Floyd zwierzał się ze swoich najgłębszych rozterek. Przemierzaliśmy houstoński Third Ward z najbliższymi przyjaciółmi Floyda, przysłuchując się, jak ze śmiechem wspominają wspólne przygody, a także opłakują jego tragicznie przerwane życie. Poszliśmy do kościoła z bratem Floyda oraz na sesję tarota z jego dziewczyną, kiedy oboje próbowali zrozumieć sens tego, co się stało, a potem pocieszaliśmy ich, widząc, że nie potrafią go znaleźć. Bliscy Floyda byli wobec nas niezwykle otwarci i szczerzy, dzięki czemu udało nam się wyraźnie dostrzec jego ludzką stronę. Ich wspomnienia otworzyły nam oczy na krępującą niczym ciasny gorset presję systemową, spod której Floyd ostatecznie nie zdołał się wyzwolić, chociaż wiele razy zaczynał na nowo i próbował zostawić przeszłość za sobą.
Przeprowadziliśmy łącznie ponad czterysta wywiadów, by naszkicować jak najdokładniejszy portret Floyda i jego egzystencji w Ameryce. Rozmawialiśmy z całą szóstką rodzeństwa Floyda, a także z jego ciotkami, wujami, kuzynami, siostrzenicami, siostrzeńcami, kochankami, przyjaciółmi, pracodawcami, nauczycielami, trenerami, kolegami z drużyny, współwięźniami, współlokatorami, adwokatami, podopiecznymi i nie tylko. Dotarliśmy też do mnóstwa osób nieznających Floyda osobiście, ale świetnie rozumiejących siły społeczne, które napotykał on na swej drodze. Dziesiątki decydentów, profesorów, szefów policji i innych ekspertów pomogło nam opisać amerykańskie instytucje, które wpłynęły na bieg jego życia. Nasza podróż reporterska doprowadziła nas też do naocznych świadków, rzeczników różnych społeczności, liderów ruchów praw obywatelskich, radnych miejskich, burmistrzów, gubernatorów, senatorów i prezydenta.
Ponad rok wędrowaliśmy po Houston, Minneapolis, Waszyngtonie oraz innych miejscach – przechadzaliśmy się ulicami, na których Floyd widział śmierć swoich przyjaciół, staliśmy na tych samych boiskach, na których dążył do spełnienia swoich marzeń o sukcesie sportowym, słuchaliśmy mixtape’ów, na których rapował o swoich lękach, czytaliśmy wpisy w pamiętniku, w których zadręczał się swoimi przewinami, przesiadywaliśmy w ośrodkach terapii, w których szukał odkupienia – by w końcu poznać jego motywacje, blokujące go ograniczenia i jego duszę.
Jednocześnie im więcej dowiadywaliśmy się o życiowej podróży Floyda, tym bardziej stawało się dla nas jasne, że jego los jest namacalnym przykładem tego, jak działa rasizm w Ameryce. W historii Floyda i jego rodziny daje się zauważyć wiele nabrzmiewających, silnych traum, które od czterystu lat są udziałem czarnych mieszkańców Ameryki. W naszej książce udokumentowaliśmy walkę jednego z tych ludzi o swobodny oddech w Ameryce – walkę, która rozpoczęła się na długo przed tym, jak kolano policjanta przygniotło jego szyję.
George Floyd wziął swój pierwszy oddech w 1973 roku, kiedy dyskryminację wynikającą z praw Jima Crowa oraz ich następstw zastąpił już rasizm o trwalszym i bardziej podstępnym charakterze – systemowa dyskryminacja, którą podszyte jest amerykańskie życie społeczne. Początki historii Floyda sięgają czasów kilkaset lat przed jego narodzinami, kiedy kolejne pokolenia jego przodków, od wojny secesyjnej aż po epokę praw obywatelskich, zmagały się z bestialstwem niewolnictwa, z nadużyciami połownictwa[1*], z usankcjonowaną prawem segregacją rasową, a także z międzypokoleniową biedą.
Po osiągnięciu pełnoletności w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Floyd zdążył jeszcze doświadczyć na własnej skórze otwartego rasizmu, głęboko zakorzenionego w amerykańskich instytucjach – w formie z pozoru łatwiejszej do zaakceptowania, lecz nadal skutkującej rozwarstwieniem społecznym, które bardziej przypominało system kastowy niż demokrację merytokratyczną.
Floyd dorastał w jednej z najbardziej zróżnicowanych kulturowo metropolii w kraju. Mieszkał w dzielnicy, w której segregacja była narzucona odgórnie przez władze miasta. Podupadłe osiedle Cuney Homes, najstarszy kompleks mieszkaniowy w Houston, stanowiło urbanistyczną wersję ruchomych piasków – siedlisko nędzy, z którego Floyd bezskutecznie starał się wyrwać. W houstońskim Third Ward uczył się w szkołach, w których panowała segregacja rasowa, a czarni uczniowie byli przypisywani do niedofinansowanych klas – wielu z nich, między innymi Floyda, skłaniało to do myślenia, że sukces mogą odnieść jedynie w sporcie.
Policjanci byli stałym elementem życia Floyda – nękali go, aresztowali i grozili mu od dzieciństwa aż do ostatnich chwil. Został zatrzymany w sumie ponad dwadzieścia razy, w tym przez co najmniej pięciu funkcjonariuszy oskarżonych później o łamanie prawa, którego mieli strzec. Floyd spędził niemal jedną trzecią swojego dorosłego życia za kratami. Podczas tej fali masowych zatrzymań nieproporcjonalnie wysoki odsetek aresztowanych stanowili czarni mężczyźni, którzy trafiali do więzienia za przestępstwa narkotykowe niezwiązane z użyciem przemocy. W taki sposób zdziesiątkowano wiele lokalnych społeczności.
Derek Chauvin, funkcjonariusz odpowiedzialny za śmierć Floyda, przepracował kilkadziesiąt lat w aparacie policyjnym kraju, w którym więziono więcej osób niż gdziekolwiek indziej na świecie. Jeden z rozdziałów książki poświęciliśmy analizie jego życia w Ameryce oraz historii wydziału policji, który wyszkolił go w posługiwaniu się śmiercionośnymi środkami przymusu.
Floyd od dawna bał się śmierci z rąk policji, ale jego walka o przeżycie była jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ cierpiał na szereg poważnych problemów zdrowotnych, które nieproporcjonalnie często dotykają Afroamerykanów. Oprócz COVID-19 walczył z klaustrofobią, nadciśnieniem, lękiem i depresją – w większości nieleczonymi – a także z uzależnieniem od środków odurzających.
Floyd przyznawał się wprost do swoich pomyłek i błędów, które sprawiały, że wiara w odkupienie win była dla niego o wiele trudniejsza. Z płaczem zwierzał się przyjaciołom z decyzji, których żałował, albo mówił o ogarniającej go czasami rozpaczy.
– Wiem, że mam wiele wad[4] – przyznał w jednym z filmów opublikowanych w mediach społecznościowych. – Nie jestem lepszy od innych.
Jako czarni mężczyźni żyjący w Ameryce dobrze rozumieliśmy duszę Floyda i umieliśmy postawić się na jego miejscu – wiedzieliśmy, dlaczego ten potężnie zbudowany człowiek o ciemnej skórze czuł się niekomfortowo we własnym ciele i dlaczego podczas kontaktów z policją puszczały mu nerwy. Floyd był świadom, że czasem sam jego widok budzi grozę u obcych. Pewnego razu stwierdził: „Ludzie łatwo cię skreślają, ziom, a kiedy cię określają, są bardzo surowi”[5]. Staraliśmy się ukazać życie Floyda z perspektywy różnych sił oddziałujących na niego przez czterdzieści sześć lat, ale jednocześnie nie zwalnialiśmy go z odpowiedzialności za żadne czyny ani nie usprawiedliwialiśmy jego działań.
Jako dziennikarze z łącznie ponadtrzydziestoletnim doświadczeniem reporterskim, które zdobyliśmy przede wszystkim w „The Washington Post”, w książce tej opisujemy, w jaki sposób polityka i regulacje prawne wpływają na życie w Ameryce – zarówno w Białym Domu i Kongresie, jak i w siedzibach związków zawodowych, na ranczach bydła, na uniwersyteckich pokazach steppingu[2*] oraz podczas ogólnokrajowych protestów antyrasistowskich. Dostęp do ogromnego archiwum publikowanych w „Post” artykułów o polityce ułatwił nam analizę szerokiego wachlarza koncepcji prawnych i politycznych, które wpłynęły na życie Floyda – od dziewiętnastowiecznego Czarnego kodeksu, który zabraniał niewolnikom nauki czytania, do przepisów z XX wieku, które uznawały uzależnienie od narkotyków za przestępstwo. Skorzystaliśmy też z najcenniejszego zasobu naszej gazety – wiedzy jej dziennikarzy. Niniejsza biografia nie powstałaby, gdyby nie oryginalne reportaże z wielokrotnie nagradzanej serii artykułów w „The Washington Post” pod wspólnym tytułem Ameryka George’a Floyda, obejmująca ponad sto pięćdziesiąt wywiadów dotyczących życia i okoliczności jego śmierci.
Treść tej książki wynika w pewnym stopniu z wysiłku włożonego przez nas i naszych kolegów dziennikarzy w ten sześcioczęściowy cykl. Składały się na niego reportaż Tracy Jan na temat polityki mieszkaniowej, artykuł Laury Meckler o edukacji Floyda, artykuł Arelis R. Hernández dotyczący kontaktów Floyda z policją, artykuł Cleve’a R. Wootsona Jr. o przeżyciach więziennych Floyda oraz dokonana przez Griffa Witte’a analiza historycznego tła życia Floyda. Do powstania materiału dziennikarskiego stanowiącego podstawę niniejszej książki przyczynili się też inni dziennikarze „The Washington Post”, w szczególności Holly Bailey, która relacjonowała rozruchy społeczne w Minneapolis i proces w sprawie morderstwa dokonanego przez Chauvina.
Z tego cyklu oraz z naszej trwającej rok pracy wyłonił się portret człowieka, który z nadzieją i optymizmem toczył niezwykłą walkę; człowieka, któremu po śmierci udało się dokonać tego, co tak bardzo pragnął osiągnąć w życiu – zmienić świat.
Latem po śmierci Floyda – w czasie intensywnych działań i płomiennych wystąpień aktywistów – jego imię było na ustach prezydentów, premierów i papieża. Twarz Floyda pojawiała się na muralach oraz w muzeach na całym świecie. Jego pośmiertna sława skłoniła zarówno bliskich mu ludzi, jak i tych, którzy jedynie widzieli jego śmierć w telewizji, do dostrzeżenia związku między człowiekiem – obecnie już symbolem – a systemami ograniczającymi jego ambicje oraz paraliżującymi jego możliwości.
Ustawodawcy, pracownicy wydziałów policji i wielkich korporacji przywoływali jego nazwisko, gdy tłumnie ruszyli do mediów, żeby publicznie okazać swoje poparcie dla walki z niesprawiedliwością na tle rasowym. Kongresmeni powoływali się na jego historię, aby uchwalić akty prawne, których celem miało być rozwiązanie problemu amerykańskiego rasizmu.
Jego imię stało się okrzykiem bojowym ruchu, który głosił, że życie takich ludzi jak Floyd ma znaczenie. Białe mieszkanki zamożnych przedmieść maszerowały ulicami ramię w ramię z ubogimi afroamerykańskimi chłopcami, domagając się, by kraj traktował ich jednakowo. Krzyczeli jednym głosem: „Pamiętaj, jak się nazywa!”, po czym dopowiadali z gniewem, frustracją i determinacją: „Nazywa się George Floyd!”.
Część I
Perry
Dzień jak co dzień
– Dzisiaj święto, Dzień Pamięci. Chcesz pogrillować?
George Perry Floyd Jr. nie miał szczególnego talentu do smażenia hamburgerów, ale ucieszył się, kiedy jego przyjaciółka Sylvia Jackson zaproponowała mu takie urozmaicenie szarej codzienności. Z powodu pandemii COVID-19 został bez pracy, stał się apatycznym cieniem towarzyskiego człowieka, za którego przedtem uważali go przyjaciele i rodzina. Starał się jak najmniej czasu spędzać w mroku i nie popaść jeszcze głębiej w uzależnienie, z którym nie umiał zerwać.
Skromny dom Sylvii Jackson w północnej części Minneapolis pełnił funkcję azylu, w którym panowała rodzinna atmosfera. Floyd spędził tam większość maja 2020 roku, przesiadując na kanapie swojej przyjaciółki i oglądając w telewizji z jej trzema córkami iCarly albo Klub przyjaciół Myszki Miki. Od czasu do czasu pomagał jej nagrywać materiały wideo na TikToka z nadzieją, że pewnego dnia zyskają status wirali.
– Zróbmy ten – mówiła Jackson, po czym zaczynała tańczyć w kuchni do piosenki Fantasy Mariah Carey, a Floyd z udawaną powagą filmował jej występ.
Często dołączała do nich dwójka znajomych, współpracowników z Armii Zbawienia. Ów lockdownowy kwartet wspierał się nawzajem podczas oczekiwania, aż kwarantanna się skończy i świat wróci do normalności. Trzydziestodwuletnia Jackson słuchała z teatralnie znudzoną miną wywodów Floyda o chopped and screwed, odmianie hip-hopu pochodzącej z jego rodzinnego Houston. Wieczorami, kiedy oglądali film, Floyd gadał jak najęty, a potem zasypywał wszystkich pytaniami dotyczącymi fabuły. Córki Jackson uwielbiały biwakować, więc czasami rozbijali namioty przed domem i spali pod rozgwieżdżonym niebem. Kiedy indziej smażyli na grillu hamburgery i hot dogi, słuchając muzyki – taki plan mieli też na 25 maja 2020 roku, dzień śmierci George’a Floyda.
Tego dnia pracująca w ochronie Jackson miała być na zmianie od ósmej rano do drugiej po południu, więc poprosiła Floyda, żeby to on zorganizował węgiel i rozpałkę. Dała mu kluczyki do swojego samochodu, granatowego SUV-a marki Mercedes z 2001 roku, i sześćdziesiąt dolarów na zakupy.
– Wrócę do domu około trzeciej – powiedziała.
Jackson ufała Floydowi; już wcześniej kilka razy pożyczała mu samochód. Floyd nie miał innych planów, więc mniej więcej o dziesiątej rano zadzwonił do swojego przyjaciela Maurice’a Halla, żeby zapytać, czy ten ma ochotę się spotkać. Wielu znajomych Floyda ostrzegało go przed czterdziestodwuletnim Hallem, który nie miał stałego adresu, sypiał po hotelach albo w swoim aucie, sprzedawał narkotyki i wiecznie uchylał się od nakazów aresztowania. Floyd przez wiele lat starał się zerwać z używkami, ale w tym monotonnym, depresyjnym okresie życia Hall był dla niego pokrewną duszą. Razem palili trawkę albo łykali ecstasy, które Floyd mieszał z paracetamolem, żeby osłabić ich efekt.
Nie takie życie sobie wyobrażali, kiedy wyjeżdżali z Third Ward w Houston do Minneapolis w poszukiwaniu trzeźwości i szansy na inny los. Hall zwierzył się Floydowi, że chyba wyczerpał swoje możliwości. Wisiały nad nim nakazy aresztowania, które zmusiły go do zejścia do podziemia, bo nie chciał oddać się w ręce policji – od jakiegoś czasu był ojcem małych piegusków o kręconych włosach i nie mógł znieść myśli o rozłące. Floyd podzielał jego emocje – sam czuł się winny, jako że żył tak daleko od swojej małej córki Gianny.
Podczas ich rozmowy telefonicznej Hall powiedział, że musi załatwić dużo spraw i zajmie mu to cały dzień, ale zaproponował, żeby Floyd mu pomógł. Ucieszył się, że może skorzystać z podwózki – sam czasami pożyczał od kolegi starego pickupa, bo kobieta, z którą pewnego razu spędził noc w pokoju hotelowym, zabrała mu wóz, a wraz z nim ubrania, buty i kolekcję gier wideo.
Hall chciał, żeby spotkali się w LensCrafters w centrum handlowym Rosedale Commons przy autostradzie międzystanowej numer 35 w pobliskiej dzielnicy Roseville. Stamtąd mieli razem wrócić do hotelu, żeby wymienić samochód.
– Jak to? Co to znaczy, że nie mogę wejść? – burzył się Floyd, kiedy w centrum handlowym sprzedawca zabronił mu wstępu do sklepu, tłumacząc to przepisami bezpieczeństwa związanymi z pandemią.
Tymczasem Hall kupił okulary w przezroczystych oprawkach i wyszedł ze sklepu na korytarz, gdzie ujrzał Floyda w brudnym podkoszulku i niebieskich spodniach od dresu.
– Siema, aligatorze – przywitał go i uścisnęli sobie dłonie.
Dochodziło już południe, więc udali się do Wendy’s po drugiej stronie ulicy. Hall zamówił burgera z krążkami cebulowymi; Floyd kupił kanapkę Dave’s Double. Kiedy wrócili do mercedesa i rozpakowali jedzenie, Floyd wyjął telefon, żeby pokazać Hallowi nowe trendy w hip-hopie z południowej części Stanów.
– Jarzysz sassa walking? – zapytał.
Jedli hamburgery i oglądali teledyski nowych muzyków, których ciężkie, szorstkie bity w stylu chopped and screwed osnuwał lekki, szybko recytowany rap. Niektóre nagrania ilustrowały kroki sassa walking, będącego mieszanką salsy i dynamicznych ruchów bioder.
– To będzie duża rzecz – przewidywał Floyd.
Wkrótce oddali właścicielowi pożyczonego pickupa, a potem jakiś czas relaksowali się w pokoju Halla w hotelu Embassy Suites w dzielnicy Brooklyn Center na drugim brzegu Missisipi. Chrupiąc cheetosy, czekali na klientów Halla, którzy mieli przyjść po towar.
W końcu klient odebrał piguły, a po jego wyjściu Hall zaczął się chwalić, jak dobrze ostatnio idzie mu interes. Wyciągnął plik dwóch tysięcy dolarów i powiedział Floydowi, że zarobił tyle w ciągu zaledwie jednej nocy. Nie było to jedynie prężenie muskułów – Hall sądził, że znalazł potencjalny sposób na poprawę sytuacji życiowej Floyda, i liczył, że ten dzięki swoim kontaktom w Houston pomoże mu rozwinąć biznes narkotykowy. Twierdził, że to dla niego wielka szansa. Floyd nie miał pracy, a do Halla klienci pchali się drzwiami i oknami.
Floyd jednak nie napalił się na ten pomysł – wspominał później Hall.
Nie chciał, żeby narkotyki znowu zdefiniowały jego życie. Wiedział, że nie nadaje się na dilera. A podczas ostatniej odsiadki nabawił się takiej traumy, że przerażała go myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby znowu pozwolił się wciągnąć w narkotyki.
Tego dnia Hall miał też rozwieźć narkotyki do klientów w różnych częściach miasta, więc tym bardziej cieszył się, że ma przy sobie Big Floyda. Jazda na spotkania z klientami coraz częściej wpędzała go w paranoję, miał zatem nadzieję, że tym razem to Floyd usiądzie za kierownicą. Pojechali do innego hotelu znajdującego się w Bloomington trzydzieści kilometrów na południe. Tam zjedli kanapki i wypili sok Minute Maid o smaku owoców tropikalnych. Później Hall wspominał, że Floyd zapalił zioło, wciągnął do nosa fentanyl i łyknął paracetamol.
Hall odbierał telefony od potencjalnych kupców, a Floyd zajął się prowadzeniem własnych rozmów. Jedną z osób, z którymi tego dnia się kontaktował, była Shawanda Hill, jego ekskochanka.
„Chcę się z tobą spotkać” – napisała do niego.
Tymczasem na północnym brzegu rzeki Jackson wróciła do domu, ale nie znalazła tam węgla, rozpałki, samochodu ani Floyda. Zaniepokojona zadzwoniła do niego.
– Gdzie jesteś? – zapytała.
– Mam się zaraz spotkać z moją dziewczyną – odpowiedział Floyd. – Ale wrócę na noc.
Nadciągał wieczór, a Hall chciał jeszcze zostawić ubrania w pralni chemicznej, kupić nową komórkę i rozejrzeć się za tabletem. Przyszło mu na myśl, że zakupy da się zrobić w CUP Foods, sklepie w południowej części Minneapolis, w którym można było tanio kupić i sprzedać elektronikę. Floyda dobrze znano w CUP – kierownicy sklepu twierdzili, że zaglądał tam raz lub dwa razy w tygodniu.
Floyd powiedział więc swojej eksdziewczynie, że wybiera się do sklepu. Czterdziestopięcioletnia Hill bardzo się ucieszyła – akurat musiała kupić nową baterię do telefonu i liczyła na kilka chwil w miłym towarzystwie przed odebraniem wnuczki, którą tego dnia obiecała się opiekować. Wsiadła do autobusu linii numer 5 i pojechała na skrzyżowanie East Thirty-Eighth Street z Chicago Avenue.
Hall i Floyd dotarli do CUP Foods jako pierwsi. Hall poszedł na tył sklepu, który był poza zasięgiem kamer bezpieczeństwa, i kupił tablet za sto osiemdziesiąt dolarów. Kierownik twierdził, że potrzebuje trochę czasu na wyczyszczenie twardego dysku, więc zamiast czekać w sklepie, koledzy udali się na Lake Street, około półtora kilometra na północ, gdzie Hall kupił sobie iPhone’a 7.
Było już prawie wpół do ósmej wieczorem, kiedy wrócili do CUP. Floyd zaparkował mercedesa po drugiej stronie ulicy, a Hall wszedł do środka po swój tablet. Mijając rzędy skrzynek pełnych owoców i warzyw, szedł długimi, wąskimi alejkami sklepu do działu z elektroniką, gdzie w zamkniętych szklanych gablotach wystawiono tablety, laptopy i telefony komórkowe na kartę w jasnozielonych pudełkach. Kasjer przeprosił Halla i powiedział, że musi zwrócić mu pieniądze, bo nie udało się usunąć z urządzenia starych plików. Hall zastanawiał się jeszcze, czy można to załatwić w jakiś inny sposób, kiedy po kilku minutach do sklepu wszedł Floyd. Kręcił się po sklepie, gmerając w kieszeni z pieniędzmi i witając się z niemal każdym napotkanym pracownikiem.
Floyd chodził między regałami, mijając półki pełne ciastek Oreo i Little Debbie. Sięgnął po nadgniłego banana i powiedział coś do nastoletniego kasjera, po czym zgiął się wpół ze śmiechu. Kasjer, syn jednego z właścicieli sklepu, wyglądał, jakby nie do końca zrozumiał żart, lecz po chwili wzruszył ramionami i z niepewnym uśmiechem wycelował palec we Floyda.
Christopher Martin, inny nastolatek przy kasie, od razu zwrócił uwagę na jego gabaryty – dwa metry wzrostu[6], ponad sto kilogramów masy, wyraźnie zarysowane mięśnie, które podkreślał jeszcze opinający ciało czarny podkoszulek. Martin zapytał go, czy gra w baseball.
Floyd zająknął się i chwilę mamrotał, by w końcu odpowiedzieć, że gra w futbol amerykański. Martin, wysoki, szczupły chłopak o jasnobrązowej skórze, nieraz widywał pijanych i naćpanych klientów. Podejrzewał, że Floyd może być pod wpływem.
Mniej więcej w tej chwili do sklepu weszła Hill i dostrzegła umięśnioną postać Floyda.
– O mój Boże, Floyd – powiedziała.
– Kochana – przywitał ją Floyd. – Właśnie o tobie myślałem.
Objął ją, a ona cmoknęła go na wysokości, do której sięgała ustami – w tors tuż pod dekoltem podkoszulka.
Dziewczynę zaskoczył jednak niechlujny strój Floyda. Wiedziała, że matka zawsze wymagała od niego, by porządnie się prezentował, kiedy wychodzi do ludzi. Zapytała, dlaczego ma na sobie jedynie podkoszulek i workowate spodnie.
– Jestem w trakcie przeprowadzki – wyjaśnił Floyd i dodał, że przed spotkaniem z Hallem grał w koszykówkę.
Zaproponował, żeby poszli do parku i odświeżyli swoją znajomość. Kiedy Hill powiedziała, że musi zająć się wnuczką, Floyd zasugerował, że ją podwiezie. Hill uśmiechnęła się z przekąsem.
– Liczyłam na nieco więcej namiętności – wspominała później.
Hill i Hall przedtem się nie znali, ale ostatecznie cała trójka opuściła sklep razem. Przed wyjściem Floyd kupił jeszcze paczkę papierosów mentolowych.
– Podał kasjerowi pieniądze. Widziałam, jak chłopak wziął je do ręki – twierdziła po jakimś czasie Hill. – Dał Floydowi papierosy i resztę. Wyszliśmy ze sklepu, wsiedliśmy do samochodu i rozmawialiśmy… nie wiem… co najmniej osiem minut…
Tymczasem w CUP Foods Martin podniósł dwudziestodolarowy banknot i przyjrzał się mu pod światło. Zauważył, że ma niebieskawy odcień banknotu studolarowego, i nabrał podejrzeń, że to falsyfikat. Pokazał banknot swojemu kierownikowi, który kazał mu wyjść na ulicę i zawołać Floyda z powrotem do sklepu. Floyd był stałym klientem CUP, więc kierownik uznał, że to zapewne nieporozumienie, które da się bez problemu wyjaśnić.
W mercedesie Hill i Hall wyczuli, że obfitujący w zdarzenia dzień zaczął dawać się Floydowi we znaki. Podczas rozmowy co chwila przysypiał na przednim siedzeniu – jego przyjaciele twierdzili, że często mu się to zdarzało. Hall zaczął się denerwować. Ta okolica była okryta złą sławą jako siedlisko gangów, a on nie chciał zwracać na siebie uwagi policji.
– Musimy się stąd zmywać – nalegał.
W tej chwili Martin z jeszcze jednym nastoletnim pracownikiem CUP podeszli do okna samochodu po stronie pasażera. Powiedzieli Hallowi, że szef chce z nimi porozmawiać, bo pieniądze są fałszywe.
– Ja mu ich nie dałem – protestował Hall.
Kasjerzy wskazali znacząco na Floyda, który wciąż się garbił za kierownicą, na wpół przysypiając.
– Floyd, naprawdę to zrobiłeś? – Hill wyglądała na zaszokowaną, bo do tej pory nikt nie zarzucał mu tego rodzaju oszustw.
– Dlaczego wciąż mnie to spotyka? – żalił się Floyd.
Odmówił pójścia z powrotem do sklepu. Martin dał za wygraną i oddalił się z drugim pracownikiem.
Po kilku minutach wrócił z dwoma innymi pracownikami i jeszcze raz poprosił Floyda, żeby ten poszedł z nim do kierownika. Zdaniem Hill i Halla Floyd był zbyt wyczerpany, by zrozumieć, co się dzieje.
– Próbowaliśmy go cucić – wspominała Hill.
Przeszukała swoje kieszenie, ale nie miała przy sobie więcej gotówki. Przeprosiła pracowników i obiecała w imieniu Floyda, że ten porozmawia z kierownikiem od razu, gdy się zbudzi.
Po kilku minutach Floyd się ocknął. Wzdrygnął się i poklepał po kieszeniach, szukając kluczyków do samochodu.
– Floyd, słuchaj, dzieciak mówi, że twoje pieniądze to fałszywki – powiedziała Hill. – Chcą wezwać policję.
Tamci jednak już to zrobili. Hill obróciła się i zobaczyła dwóch policjantów wchodzących do sklepu. Wyszli po kilku minutach.
– Coś za bardzo się miotają – rzekł jeden z gliniarzy do swojego partnera, gdy zbliżali się do samochodu. Chwycił latarkę.
W aucie Floyd zaczął panikować i nerwowo szukać kluczyków. Hall też spanikował, bo wiedział, że ma przy sobie narkotyki, które powinien ukryć.
– No więc chowam towar, upycham go gdzie popadnie – wspominał później Hall. – A potem nagle widzę, że gliniarz stoi po stronie Floyda, i wtem… łup!
Kiedy rozległ się łoskot latarki stukającej o szybę, Floyd obrócił się do policjanta i popatrzył na niego przerażonym wzrokiem człowieka, którego mama ostrzegała, co może się zdarzyć, jeśli czarny chłopak wpadnie na niewłaściwego gliniarza.