Nowa, oparta na perskich źródłach historia imperium Achemenidów. Błyskotliwe, prowokacyjne, dogłębne studium jednego z największych imperiów i jednej z największych cywilizacji starożytnego świata.


Wielcy Królowie Persji rządzili największym imperium starożytności, rozciągającym się od Libii po stepy Azji i od Sudanu po Pakistan. Sercem ich państwa było legendarne miasto-pałac Persepolis, gdzie achemenidzcy monarchowie utrzymywali pełen niezrównanego przepychu dwór. To stamtąd Cyrus Wielki, Dariusz, Kserkses oraz ich następcy ogłaszali prawa, wysyłali armie i władali swym wielokulturowym imperium.

Achemenidzi byli jednak też jednym z wielkich dysfunkcyjnych rodów w dziejach. Bracia bezwzględnie walczyli o władzę, żony i konkubiny spiskowały, aby wynieść swoich synów na tron, eunuchowie i dworzanie rywalizowali o wpływy i prestiż.

Wiedza o perskim imperium tradycyjnie pochodziła z dzieł jego wrogów, m.in. greckich autorów, takich jak Herodot — tak więc przez całe wieki patrzyliśmy na nie przez pryzmat starożytnych wizji politycznych i kulturowych. Profesor Llewellyn-Jones sięga do oryginalnych achemenidzkich źródeł, w tym inskrypcji, dzieł sztuki i niedawnych odkryć archeologicznych z Iranu, tworząc pasjonującą, autentyczną „perską wersję” tego pierwszego wielkiego imperium starożytności — epoki wielkich królów, niezwykłych osiągnięć kulturowych, cywilizacyjnych i militarnych, imperialnych ambicji i pełnych przepychu rytuałów.

***

Błyskotliwe, prowokacyjne, dogłębne studium jednego z największych imperiów i jednej z największych cywilizacji starożytnego świata. Gorąco polecam.
– Adrian Goldsworthy

Znakomita, autorytatywna i fascynująca”
– Simon Sebag Montefiore

Wspaniały akt wskrzeszenia przywracający imperium perskiemu koloryt, blask i złożoność, które czynią z niego jedną z najbardziej fascynujących i wpływowych starożytnych cywilizacji.
Tom Holland, autor bestsellera Perski ogień

Jeśli się zastanawiasz: Jak wieloma krajami władał król Dariusz? Spójrz na wyrzeźbione postaci tych, którzy niosą tron. Wtedy dowiesz się i stanie się tobie wiadome: perska włócznia sięgnęła daleko; wtedy stanie się tobie wiadome: perski człowiek wojował daleko od Persji.
– Inskrypcja z fasady grobu Dariusza Wielkiego

Profesor Llewellyn-Jones przywraca do życia mężczyzn, kobiety oraz barwne dzieje starożytnej Persji w całym ich splendorze z energią, pasją i autentycznym zrozumieniem.
– Samira Ahmed

Lloyd Llewellyn-Jones, urodzony w Cefn Cribwr w Walii, jest profesorem historii starożytnej na uniwersytecie w Cardiff. Wcześniej wykładał na Uniwersytecie Edynburskim, gdzie był profesorem historii starożytnego Iranu i Grecji. Spędził sporo czasu w Iranie i jest znawcą dziejów i kultur Persji, Bliskiego Wschodu i Grecji. Występuje w BBC, Channel 4, oraz w innych mediach. Jest autorem książek King and Court in Ancient Persia, Ctesias’ History of Persia, The Culture of Animals in AntiquitY oraz Designs on the Past: How Hollywood Created the Ancient World. Pełni funkcję dyrektora Programu Starożytnego Iranu Brytyjskiego Instytutu Studiów Perskich.

Lloyd Llewellyn-Jones
Persowie. Epoka Wielkich Królów
Przekład: Norbert Radomski
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 5 września 2023
 
 


Prolog

Persepolis 488 p.n.e.

Jeśli się zasta­na­wiasz: Jak wie­loma kra­jami wła­dał król Dariusz?, spójrz na wyrzeź­bione postaci tych, któ­rzy niosą plat­formę tro­nową. Wtedy dowiesz się i sta­nie się tobie wia­dome: per­ska włócz­nia się­gnęła daleko. Wtedy sta­nie się tobie wia­dome: per­ski czło­wiek wojo­wał daleko od Per­sji.
Inskryp­cja z fasady grobu Dariu­sza Wiel­kiego

Pod­czas święta Nouruz (nōrūz) wio­sną 488 roku p.n.e., kiedy Per­so­wie cele­bro­wali nadej­ście nowego roku, ucztu­jąc, bawiąc się i obda­ro­wu­jąc pre­zen­tami, Dariusz, Wielki Król, król kró­lów, król wszyst­kich kra­jów, Ache­me­nida, zasiadł na tro­nie w sercu swo­jego mia­sta-pałacu Per­se­po­lis, aby łaska­wie przy­jąć hołd swego impe­rium. Powie­trze roz­darły trium­falne fan­fary potęż­nych trąb z brązu, a orkie­stra bęb­nów, cym­ba­łów i sistrów, z towa­rzy­sze­niem harf i lir, zagrała ryt­miczny marsz, który obwie­ścił roz­po­czę­cie olśnie­wa­ją­cych uro­czy­sto­ści sta­no­wią­cych główną część tego rado­snego święta. Zagra­niczni dyplo­maci ścią­gnęli zewsząd do Per­se­po­lis, aby zło­żyć Dariu­szowi daninę: przy­byli z Libii, z Paki­stanu, ze ste­pów połu­dnio­wej Eura­zji, z Egiptu, Azji Mniej­szej, Mezo­po­ta­mii, Syrii i Indii; nie­śli złoto, tur­kusy, lapis-lazuli, weł­niane kobierce, jedwabne płasz­cze, baweł­niane tuniki i przy­prawy, do strze­li­stej sali tro­no­wej pro­wa­dzili konie, wiel­błądy, owce, a nawet lwy. Z pokorą padali na twarz przed Wiel­kim Kró­lem, ujmo­wali skraj jego szaty i lojal­nie cało­wali jego stopy.
Ten prze­gląd impe­rium był dla Dariu­sza Wiel­kiego źró­dłem olbrzy­miej satys­fak­cji. Posło­wie i dygni­ta­rze defi­lo­wali przed nim, jedna dele­ga­cja za drugą, pre­zen­tu­jąc bogac­twa tak wielu odle­głych ziem. Zapewne uśmie­chał się na myśl o swym suk­ce­sie, gdyż był naprawdę potęż­nym kró­lem, nie­ma­ją­cym sobie rów­nych władcą Sied­miu Regio­nów. Świad­czyła o tym prze­cią­ga­jąca wła­śnie przed jego oczami pro­ce­sja. Cóż z tego, że nędzna, mała Gre­cja unik­nęła pod­boju i pozo­stała poza zasię­giem? Będzie jesz­cze oka­zja, by ujarz­mić tę żało­sną wypustkę cywi­li­za­cji. Poza tym gdyby potrze­bo­wał potwier­dze­nia ładu i spraw­nego funk­cjo­no­wa­nia swego pań­stwa, wystar­czyło śle­dzić spek­ta­ku­larną – i zna­ko­mi­cie zor­ga­ni­zo­waną – cere­mo­nię pre­zen­ta­cji, w któ­rej tak skwa­pli­wie uczest­ni­czyły pod­dane mu ludy. Nie byli to bowiem upo­ko­rzeni nie­wol­nicy, powa­leni na zie­mię i drżący ze stra­chu przed swoim panem, lecz dobro­wolni part­ne­rzy we wspa­nia­łym impe­rial­nym przed­się­wzię­ciu. Z entu­zja­zmem ofe­ro­wali Dariu­szowi swoją lojal­ność, służbę i try­but. Przy­naj­mniej tak posta­no­wił wie­rzyć.
Ta cere­mo­nia skła­da­nia dyplo­ma­tycz­nych darów sta­no­wiła tak nie­od­łączną część jego wyobra­że­nia wła­dzy, że Dariusz kazał przed­sta­wić ją na malo­wa­nych kamien­nych relie­fach wzdłuż scho­dów pro­wa­dzą­cych do ogrom­nej sali tro­no­wej w Per­se­po­lis, zwa­nej apa­daną. W pobli­skim Naghsz-e Rustam, na fasa­dzie swego skal­nego gro­bowca, który zamó­wił w przy­go­to­wa­niu na dzień, kiedy będzie to nie­uchron­nie potrzebne, Dariusz pole­cił swoim arty­stom wyrzeź­bić waria­cję na ten sam temat. Uka­zano go, jak oddaje cześć swemu boskiemu pro­tek­to­rowi Ahu­rze Maź­dzie, sto­jąc na plat­for­mie tro­no­wej (tacht, jak brzmiała jej per­ska nazwa) wznie­sio­nej wysoko ponad gło­wami przed­sta­wi­cieli roz­ma­itych ludów impe­rium, w rado­snym akcie dwu­stron­nej współ­pracy. Była to wizu­alna mani­fe­sta­cja róż­no­rod­no­ści kró­le­stwa Dariu­sza. Wykuta w skale inskryp­cja w sta­ro­per­skim piśmie kli­no­wym zachę­cała widza, by poli­czył posta­cie repre­zen­tu­jące poszcze­gólne kra­iny, które wcho­dziły w skład impe­rium (dla peł­nej jasno­ści każda odziana była w „strój naro­dowy”). Aby upew­nić się, że żadna nie zosta­nie prze­oczona, arty­sta sta­ran­nie pod­pi­sał każdą z nich:
Oto Pers; oto Med; oto Ela­mita; oto Part; oto Arja; oto Bak­tryj­czyk; oto Sog­dyj­czyk; oto Cho­re­zmij­czyk; oto Dran­gia­nin; oto Ara­cho­zja­nin; oto Sat­ta­gy­dyj­czyk; oto Gan­dha­ryj­czyk; oto Indus; oto Saka amyr­gij­ski; oto Saka w spi­cza­stej czapce; oto Babi­loń­czyk; oto Asy­ryj­czyk; oto Arab; oto Egip­cja­nin; oto Armeń­czyk; oto Kapa­do­cja­nin; oto Lidyj­czyk; oto Jon; oto Scyta zza morza; oto Trak; oto Jon noszący tar­czę; oto Libij­czyk; oto Nubij­czyk. Oto czło­wiek z Maki. Oto Karyj­czyk. (DNe)
Kró­lew­ska reto­ryka wyło­żona na gro­bowcu Dariu­sza pod­kre­ślała pogląd, że wszyst­kie pod­bite ludy zjed­no­czyły się w służ­bie Wiel­kiemu Kró­lowi, wojow­ni­czemu władcy, któ­rego „włócz­nia się­gnęła daleko”, któ­rego pra­wom były posłuszne i jego maje­statu strze­gły. Dariusz Wielki był więc opie­wany nie tylko jako „Wielki Król” i „król kró­lów”, ale także „król krain miesz­czą­cych ludy wszel­kiej mowy”, „król wielu kra­jów” oraz „król roz­le­głych ziem”. Wszy­scy pod­dani zna­leźli się pod ber­łem Dariu­sza, który dawał jasno do zro­zu­mie­nia, że nie będzie tole­ro­wał żad­nego sprze­ciwu ani pobła­żał jakim­kol­wiek prze­ja­wom buntu: „Co im naka­za­łem – oświad­czył z powagą – to czy­nili zgod­nie z moją wolą”. Jed­nak malu­jąc ten obraz har­mo­nij­nej współ­pracy, Dariusz uzna­wał, że jego impe­rium funk­cjo­nuje naj­le­piej, kiedy zwiera szyki i jed­no­czy się we wspól­nym celu. Pań­stwo dzia­łało spraw­nie, kiedy wszyst­kie ludy, któ­rymi wła­dał, przyj­mo­wały jego kon­cep­cję „rodziny”. Współ­pra­cu­jąc, korzy­stały w pełni z bez­pie­czeń­stwa pax Per­sica – „per­skiego pokoju”.
Pod­czas obcho­dów święta Nouruz 488 roku p.n.e., gdy sześć­dzie­się­cio­dwu­letni Dariusz sie­dział na tro­nie, odbie­ra­jąc hołd posłów i przyj­mu­jąc ich dro­go­cenne dary, towa­rzy­szył mu jego syn i wybrany następca, Kserk­ses. Ten przy­stojny, nie­za­leż­nie myślący i pobożny młody czło­wiek słu­żył już w admi­ni­stra­cji impe­rium jako satrapa – czyli regio­nalny namiest­nik – w Par­tii, gdzie nabie­rał wprawy w obo­wiąz­kach urzęd­nika (nie było nic, co Dariusz ceniłby bar­dziej niż dobrze pro­wa­dzone akta) i sędziego. Teraz, jako trzy­dzie­sto­la­tek, Kserk­ses był znów na dwo­rze u boku ojca i peł­nił funk­cję wyzna­czo­nego następcy ache­me­nidz­kiego tronu. Nie był jed­nak naj­star­szym synem Dariu­sza; nie był nawet dru­gim z kolei. Dariusz miał wielu synów znacz­nie star­szych od Kserk­sesa. Wydały ich na świat liczne kobiety z jego haremu, ale Kserk­ses był pierw­szym chłop­cem uro­dzo­nym Dariu­szowi po tym, jak objął on tron Per­sji, było więc rze­czą sto­sowną, aby ache­me­nidz­kie impe­rium prze­szło na niego, pierw­szego kró­lew­skiego syna uro­dzo­nego w pur­pu­rze. Poza tym za pośred­nic­twem jego sza­no­wa­nej i mądrej matki Atossy w żyłach Kserk­sesa pły­nęła krew Cyrusa Wiel­kiego; już samo to czy­niło go bar­dziej niż któ­re­go­kol­wiek z braci god­nym kró­lew­skiej wła­dzy. Dariusz nie wąt­pił, że ród Ache­me­ni­dów będzie kwitł za pano­wa­nia Kserk­sesa, któ­rego wła­sna główna mał­żonka, Ame­stris, uro­dziła już gro­madkę zdro­wych chłop­ców i sama miała z cza­sem oka­zać się swar­liwą dyna­styczną matroną. Wio­sną 488 roku p.n.e. przy­szłość rodu Ache­me­ni­dów przed­sta­wiała się pew­nie.

Wprowadzenie

To jest histo­ria sta­ro­żyt­nej Per­sji. Różni się ona od innych histo­rii Per­sji (nie żeby było ich wiele). Sięga do sta­ro­żyt­nych per­skich źró­deł, aby przed­sta­wić opo­wieść odmienną od tej, z którą jeste­śmy być może obzna­jo­mieni, ukształ­to­wa­nej wokół rela­cji sta­ro­żyt­nych Gre­ków. Tę histo­rię prze­ka­zują nam sami Per­so­wie. To ich wła­sna opo­wieść – „per­ska wer­sja” dzie­jów Per­sji.
Wyła­nia się z niej nowy obraz. Per­so­wie jawią się tu nie jako bar­ba­rzyńcy z wyobra­żeń Hel­le­nów, ale jako lud o wyra­fi­no­wa­nej kul­tu­rze i życiu spo­łecz­nym, silny gospo­dar­czo, potężny mili­tar­nie i uzdol­niony inte­lek­tu­al­nie. „Per­ska wer­sja” (okre­śle­nie to zapo­ży­czy­łem z tytułu wojen­nego poematu Roberta Gra­vesa z 1945 roku) osa­dza nas w nowej rze­czy­wi­sto­ści. Ofe­ruje świeże, nie­kiedy zaska­ku­jące spoj­rze­nie na miej­sce Per­sji w sta­ro­żyt­no­ści i eks­po­nuje wkład Iranu w świa­tową cywi­li­za­cję.
W książce tej odbę­dziemy podróż w cza­sie i prze­strzeni, śle­dząc naro­dziny, wzrost i kon­so­li­da­cję per­skiego impe­rium od skrom­nych począt­ków ple­mien­nego pań­stewka w połu­dniowo-zachod­nim Ira­nie po okres, w któ­rym domi­no­wało jako pierw­sze super­mo­car­stwo w dzie­jach. Przyj­rzymy się życio­ry­som jego monar­chów, Wiel­kich Kró­lów Per­sji, auto­kra­tycz­nych wład­ców z potęż­nego rodu Ache­me­ni­dów, i zba­damy, jak poli­tyka dyna­styczna wpły­wała na zarzą­dza­nie pań­stwem jako cało­ścią. Obser­wu­jąc barwny koro­wód zapa­da­ją­cych w pamięć postaci – kró­lów, kró­lo­wych, eunu­chów, żoł­nie­rzy, więź­niów, pobor­ców podat­ko­wych i kon­ku­bin – będziemy zgłę­biać świat, który zamiesz­ki­wali: ich wie­rze­nia reli­gijne, poglądy poli­tyczne, aspi­ra­cje tery­to­rialne. Odkry­jemy, jak i gdzie miesz­kali, co jedli, jak się ubie­rali, co myśleli i jak umie­rali. Książka ta jest zarówno histo­rią poli­tyczną pierw­szego wiel­kiego impe­rium sta­ro­żyt­nego Iranu, jak i spo­łeczno-kul­tu­rową ana­lizą świata Per­sów.
Powsta­nie impe­rium per­skiego umoż­li­wiło pierw­szy zna­czący i trwały kon­takt mię­dzy Wscho­dem a Zacho­dem i przy­go­to­wało grunt dla póź­niej­szych impe­riów sta­ro­żyt­no­ści. Jego zna­cze­nie dla wyobra­żeń o tym, jak powinno wyglą­dać odno­szące suk­cesy świa­towe mocar­stwo, jest nie do prze­ce­nie­nia. Per­skie impe­rium otwo­rzyło, po raz pierw­szy w dzie­jach, mię­dzynarodowy dia­log, gdyż Per­so­wie byli oświe­co­nymi despo­tami. Mieli zaska­ku­jąco lese­fe­ry­styczny sto­su­nek do swej impe­rial­nej wła­dzy. W odróż­nie­niu od Rzy­mian lub Bry­tyj­czy­ków, entu­zja­stycz­nych impe­ria­li­stów póź­niej­szych epok, Per­som nie zale­żało na narzu­ca­niu swo­jego języka pod­bi­tym ludom. Bry­tyj­scy osad­nicy, żoł­nie­rze, kupcy i admi­ni­stra­to­rzy nie­śli kró­lew­ską angielsz­czy­znę na wszyst­kie kon­ty­nenty i narzu­cali ją pod­le­głym ludom. Od Bry­ta­nii po Syrię Rzy­mianie wyko­rzy­sty­wali łacinę jako język biz­nesu, finan­sów, prawa i porządku publicz­nego; aby być kimś w impe­rium rzym­skim, zna­jo­mość łaciny była nie­odzowna. Per­so­wie ni­gdy nie zmu­szali pod­da­nych do przy­ję­cia ich mowy. Woleli ogła­szać swoje dekrety w lokal­nych języ­kach i sto­so­wali ara­mej­ski jako swego rodzaju lin­gua franca na wszyst­kich zie­miach impe­rium, aby uła­twić sprawną – nie­dy­skry­mi­nu­jącą – komu­ni­ka­cję. Także w sfe­rze reli­gii per­scy kró­lo­wie sta­rali się przed­sta­wiać jako aktywni obrońcy lokal­nych kul­tów, choćby tylko po to, by zapew­nić sobie kon­trolę nad boga­tymi sank­tu­ariami i przy­chyl­ność potęż­nych kapła­nów. Nawet w małych regio­nach admi­ni­stra­cyj­nych nada­wali przy­wi­leje świą­ty­niom i chwa­lili się wspar­ciem, jakiego udzie­liły im ich lokalne bóstwa. Ani też per­ski styl nie był narzu­cany archi­tek­tu­rze impe­rium, pod­czas gdy Rzy­mia­nie i Bry­tyj­czycy odci­skali wizu­alne piętno na wszyst­kich pod­le­głych im tere­nach. To nie­zwy­kle nowo­cze­sne i oświe­cone podej­ście daje się pod­su­mo­wać jed­nym staroper­skim sło­wem, jakiego Dariusz Wielki uży­wał na okre­śle­nie swo­jego pań­stwa: vispazanānām – „wie­lo­kul­tu­rowe”.
Sta­ro­żytne per­skie inskryp­cje kró­lew­skie chęt­nie pod­kre­ślają róż­no­rod­ność impe­rium (choć zawsze lokują Per­sję na uprzy­wi­le­jo­wa­nej pozy­cji w samym jego sercu). Jak ujmuje to jedna z inskryp­cji Dariu­sza, „oto kró­le­stwo, któ­rym wła­dam, od Saków zza Sog­diany aż po Kusz, od Indii aż po Lidię” (DPh). Inny tekst, odkryty w Per­se­po­lis, okre­śla Per­sję jako śro­dek świata, ale twier­dzi, że impe­rium zostało prze­ka­zane Dariu­szowi w darze przez Ahurę Mazdę, Mądrego Pana, głów­nego boga per­skiego pan­te­onu, który powie­rzył kró­lowi ten naj­cen­niej­szy pre­zent:
Wielki Ahura Mazda, który jest naj­więk­szym z bogów, który stwo­rzył niebo i zie­mię, który stwo­rzył ludzi, który nadał całą pomyśl­ność, by ludzie w niej żyli, który uczy­nił Dariu­sza kró­lem i dał kró­lowi Dariu­szowi wła­dzę nad tą sze­roką zie­mią z licz­nymi kra­jami: Per­sją, Medią oraz innymi kra­jami i języ­kami, górami i rów­ni­nami, od tej strony morza do dal­szej strony morza, od tej strony pustyni do dal­szej strony pustyni. (DPg)
Dariusz i jego następcy kon­tro­lo­wali impe­rium, które roz­cią­gało się od Per­sji po Morze Śród­ziemne na zacho­dzie i po Indie na wscho­dzie. Się­gało na połu­dniu do Zatoki Omań­skiej, a na pół­nocy aż do ziem dzi­siej­szej połu­dnio­wej Rosji. Obej­mo­wało Sudan i Libię, pół­nocną Gre­cję i Azję Mniej­szą, Afga­ni­stan i Pen­dżab aż do Indusu. Obfi­to­wało w zie­mię uprawną. Rosły tam jęcz­mień, dak­tyle, socze­wica i psze­nica, a zie­mie impe­rium bogate były w cenne surowce – miedź, ołów, złoto, sre­bro i lapis-lazuli. Żadne pań­stwo na świe­cie nie dorów­ny­wało mu bogac­twem.
Per­so­wie wła­dali naj­roz­le­glej­szym ze wszyst­kich impe­riów sta­ro­żyt­no­ści. Tym bar­dziej godna uwagi jest więc jego droga do wiel­ko­ści. Wyro­sło ono z maleń­kiego ple­mien­nego pań­stewka na tere­nie dzi­siej­szej pro­win­cji Fārs w połu­dniowo-zachod­nim Ira­nie. W języku sta­ro­per­skim obszar ten nazy­wano „Pārs” albo „Pārsa”. W uszach antycz­nych Gre­ków brzmiało to póź­niej jak „Per­sis” i od tej nazwy pocho­dzi nasza „Per­sja”. Panu­jącą dyna­stią per­skiego impe­rium, głów­nym obiek­tem zain­te­re­so­wa­nia tej książki, byli Ache­me­ni­dzi, któ­rzy wzięli nazwę od swego epo­ni­micz­nego pro­to­pla­sty „Ache­me­nesa”, rze­ko­mego przodka zarówno Cyrusa Wiel­kiego, jak i Dariu­sza Wiel­kiego. Ache­me­nes to rów­nież grecka wer­sja per­skiego imie­nia Haxāmaniš, które z kolei pocho­dziło od sta­ro­per­skich słów haxā-, „przy­ja­ciel”, i manah, „zdol­ność myśle­nia”. Dla­tego ludziom per­sko­ję­zycz­nym dyna­stia ta znana była pod patro­ni­miczną nazwą „Haxāmaniš” – Ache­me­ni­dzi.
W całej tej pracy imiona wła­sne będą poda­wane w zgre­cy­zo­wa­nych for­mach (wyją­tek sta­no­wią posta­cie znane tylko z per­skich źró­deł; lista imion znaj­duje się na końcu książki). Jest to prak­tyczne, choć nie­ko­niecz­nie szczę­śliwe roz­wią­za­nie kwe­stii, jak iden­ty­fi­ko­wać głów­nych akto­rów naszej histo­rii. Po stu­le­ciach obzna­ja­mia­nia wię­cej mówi nam imię Dariusz (zla­ty­ni­zo­wana wer­sja sta­ro­grec­kiego Dare­ios) niż auten­tyczne sta­ro­per­skie Dārayavauš. Szkoda, gdyż per­skie imiona były bogate w zna­cze­nia i słu­żyły jako dobitne dekla­ra­cje mające odzwier­cie­dlać cha­rak­ter i sta­tus noszą­cej je osoby. Co wię­cej, w imio­nach wła­snych znaj­do­wały też wyraz ważne dla Per­sów oby­czaje i war­to­ści, dając nam cenny wgląd w ich spo­sób myśle­nia. Dārayavauš, na przy­kład, ozna­cza „mocno dzier­żący dobro”, co jest z pew­no­ścią nawią­za­niem do jego monar­szej roli. Praw­dziwe imię Kserk­sesa brzmiało Xšayaṛšā, co zna­czy „panu­jący nad boha­te­rami”, czte­rej kró­lo­wie zaś znani Gre­kom i Rzy­mia­nom jako Artak­serk­ses nosili per­skie imię Artaxšaçā – „ten, który rzą­dzi z woli Prawdy”. Cyrus to zawsze był Kuruš – „upo­ko­rzy­ciel wroga”, inte­re­su­jące prze­zwi­sko dla władcy, który zbu­do­wał swą repu­ta­cję na spra­wie­dli­wo­ści, tole­ran­cji i łaska­wo­ści.
Pro­ces gre­cy­za­cji i laty­ni­za­cji per­skich imion bar­dzo przy­po­mina spo­sób, w jaki histo­ria Per­sji była zawłasz­czana, a następ­nie opi­sy­wana z czy­sto zachod­niej per­spek­tywy. To, że mówimy o Dariu­szu, jest smut­nym świa­dec­twem zafał­szo­wań zachod­niej histo­rio­gra­fii i zacie­ra­nia auten­tycz­nie per­skiej odręb­no­ści kul­tu­ro­wej.
Imiona i nazwy są ważne, jeśli cho­dzi o histo­rię Per­sji. Weźmy samą nazwę Per­sja. Jej uży­cie bywa bar­dzo kon­tro­wer­syjne. To, co okre­ślano kie­dyś na Zacho­dzie jako Per­sję, jest dziś Ira­nem (albo Islam­ską Repu­bliką Iranu, jak brzmi pełna nazwa tego kraju). Na dzi­siej­szym Zacho­dzie oraz w nie­któ­rych czę­ściach Bli­skiego Wschodu Iran jest czę­sto postrze­gany jako pań­stwo parias, prący do wojny wichrzy­ciel w naj­bar­dziej nie­sta­bil­nym regio­nie świata. Ucho­dzi za zaprzy­się­żo­nego wroga Zachodu, a zwłasz­cza ame­ry­kań­skiego impe­ria­li­zmu. Dla miesz­kań­ców Zachodu kraj ten jest kolebką bli­skow­schod­niego ter­ro­ry­zmu i syno­ni­mem uci­sku spo­łecz­nego. Iran stało się sło­wem zaka­za­nym. Na mocy sko­ja­rze­nia z islam­skim reżi­mem, który rzą­dzi współ­cze­snym pań­stwem naro­do­wym, rów­nież irań­ska kul­tura jest trak­to­wana z pro­tek­cjo­nalną nie­chę­cią. Irań­czycy dosko­nale zdają sobie sprawę z tego, jak ich wize­ru­nek jest pre­zen­to­wany światu poprzez nagłówki pra­sowe, tele­wi­zyjne pro­gramy doku­men­talne, arty­kuły w cza­so­pi­smach i wszech­obecne media spo­łecz­no­ściowe. Wielu Irań­czy­ków szczyci się nazwą swego kraju, ale jest zaże­no­wa­nych kono­ta­cjami, jakich nabrała ona od czasu rewo­lu­cji islam­skiej z 1979 roku. Odczu­cia, jakie budzą słowa Iran i Per­sja, pod­le­gają cią­głym zmia­nom, a w codzien­nym dys­kur­sie te dwa ter­miny czę­sto się pokry­wają i bywają uży­wane wymien­nie. Wśród emi­gran­tów, któ­rzy po 1979 roku osie­dli w Ame­ryce lub w Euro­pie, zwy­cza­jem stało się uży­wa­nie nazwy Per­sja na okre­śle­nie „lep­szego” miej­sca i czasu oraz bar­dziej skom­pli­ko­wa­nej toż­sa­mo­ści kul­tu­ro­wej niż ta, którą ofe­ruje dziś rząd Repu­bliki Islam­skiej. Można by sądzić, że pro­sta for­muła – Per­sja dla okresu przed­islam­skiego i Iran dla ery islam­skiej – byłaby prak­tycz­nym roz­wią­za­niem pro­blemu ter­mi­no­lo­gii. Ale nie, taki uprosz­czony podział nie wystar­cza.
Był 28 grud­nia 1934 roku, kiedy bry­tyj­ski mini­ster w Tehe­ra­nie, sir Hughe Mont­go­mery Knatch­bull-Huges­sen, napi­sał do Geo­rge’a Ren­dela, szefa Wydziału Wschod­niego bry­tyj­skiego Biura Spraw Zagra­nicz­nych, infor­mu­jąc: „Otrzy­ma­li­śmy wła­śnie absur­dalną notę od per­skiego rządu”. Jak wyja­śniał: „Pro­szą nas, byśmy mówili o «Ira­nie» i «Irań­czy­kach» zamiast o «Per­sji» i «Per­sach»”. Prze­my­ślaw­szy tę prośbę, Ren­del odpi­sał: „Sądzę, że osobą osta­tecz­nie odpo­wie­dzialną za to jest Hero­dot, który, nie mogąc prze­wi­dzieć draż­li­wo­ści współ­cze­snych Per­sów, nie dość uprzej­mie wypo­wia­dał się o tym kraju”.
Pod­czas obcho­dów święta Nouruz w marcu 1935 roku Reza Szah, pierw­szy władca z krótko panu­ją­cej dyna­stii Pah­lawi (1922–1979), oświad­czył, że prze­sta­rzałe słowo Per­sja powinno prze­stać być uży­wane w odnie­sie­niu do kraju, któ­rym rzą­dzi. Opo­wia­dał się za przy­ję­ciem w zamian nazwy Iran. Reza Szah miał świa­do­mość, że w zachod­nich wyobra­że­niach Per­sja pozo­staje od cza­sów Hero­dota syno­ni­mem deka­den­cji, luk­susu i pew­nej wstecz­no­ści myśle­nia. Odwie­dza­jący Per­sję przy­by­sze z Zachodu wzmac­niali ten stary wize­ru­nek, odma­lo­wu­jąc w swo­ich rela­cjach i wspo­mnie­niach fan­ta­styczną kra­inę tajem­nic, mrocz­nych cieni, intryg, despo­tycz­nych wład­ców, znie­wo­lo­nych kobiet i nie­wy­obra­żal­nych bogactw. Reza Szah wie­dział o tych ste­reo­ty­pach. Napi­sał, że „Ile­kroć słowo «Per­sja» poja­wia się w mowie lub piśmie, momen­tal­nie koja­rzy się cudzo­ziem­com ze sła­bo­ścią, ciem­notą, nędzą, bra­kiem nie­za­leż­no­ści, bała­ga­nem i nie­udol­no­ścią, które zna­czyły ostat­nie sto lat per­skich dzie­jów”.
W 1935 roku szach nie dys­po­no­wał sło­wem na opi­sa­nie zawłasz­cze­nia przez Zachód wize­runku jego kraju, gdyż dopiero w roku 1978 uro­dzony w Pale­sty­nie uczony Edward Said przed­sta­wił kon­cep­cję, do któ­rej mógłby się odwo­łać Reza Szah: „orien­ta­lizm”. Poję­cie to ozna­cza metodę, którą zachodni impe­ria­li­styczny dys­kurs posłu­gi­wał się, przed­sta­wia­jąc „kolo­nie” i kul­tury bli­skow­schod­niego świata tak, by uspra­wie­dli­wić i wspie­rać kolo­ni­za­tor­ską dzia­łal­ność Zachodu. Krótko mówiąc, orien­ta­lizm jest spe­cy­ficz­nym spo­so­bem przed­sta­wia­nia Obcego. Orient był w zasa­dzie euro­pej­skim wymy­słem i od sta­ro­żyt­no­ści ozna­czał kra­inę roman­tycz­nych przy­gód, egzo­tycz­nych istot, nie­za­tar­tych wspo­mnień, fan­ta­stycz­nych pej­zaży, nie­zwy­kłych doświad­czeń. Reza Szah zda­wał sobie sprawę, że kono­ta­cje nazwy Per­sja, wywo­dzą­cej się od grec­kiego ter­minu, osła­biają poten­cjał Iranu we współ­cze­snym świe­cie. „Iran” pocho­dzi od środ­ko­wo­per­skiego słowa ērān, któ­rego uży­wano na okre­śle­nie ludów irań­skich i, przez roz­sze­rze­nie, samego ich impe­rium. Ludy i miej­sca spoza Iranu, na przy­kład Gre­ków i Rzy­mian, nazy­wano anērān („nie-Iran”). Reza Szah uznał „Iran” za odpo­wied­nią nazwę dla swego kraju, zako­rze­nioną w ziemi, histo­rii i naro­dzie.
Któ­rego więc słowa powin­ni­śmy uży­wać – Per­sja czy Iran? Per­sja może ozna­czać pań­stwa rzą­dzone przez wielu kró­lów, począw­szy od Cyrusa II w VI wieku p.n.e. Ponie­waż nazwa ta odnosi się do kon­kret­nej kra­iny na połu­dnio­wym zacho­dzie Wyżyny Irań­skiej, która była ojczy­zną ple­mie­nia Ache­me­ni­dów, opi­suje ona, w bar­dzo wąskim sen­sie, także ache­me­nidz­kie impe­rium. A co z Ira­nem? Ten ter­min także jest do przy­ję­cia. Z etnicz­nego, geo­gra­ficz­nego i histo­rycz­nego punktu widze­nia ist­niał od nie­pa­mięt­nych cza­sów Wielki Iran roz­cią­ga­jący się od połu­dnio­wej Rosji, Ukra­iny i dorze­cza Dunaju, poprzez Kau­kaz, Morze Kaspij­skie, aż po roz­le­głe stepy Azji Środ­ko­wej i górzy­sty region pół­nocno-zachod­nich Indii. W tym dys­kur­sie impe­rium Ache­me­ni­dów (Per­sja w naj­węż­szym zna­cze­niu) jest, prak­tycz­nie rzecz bio­rąc, syno­ni­mem Wiel­kiego Iranu. W niniej­szej książce będę uży­wać zarówno nazwy Iran, jak i Per­sja, bez pre­fe­ren­cji dla któ­rej­kol­wiek z nich.

* * *

Jeśli per­skie impe­rium było tak zna­czą­cym w świe­cie, okre­śla­ją­cym swoją epokę two­rem, to dla­czego sta­ro­żyt­nym Per­som nie przy­znaje się należ­nego im miej­sca w histo­rii? Tę oso­bli­wość może po czę­ści wyja­śniać to, że aż do począt­ków XIX wieku nikt nie miał dostępu do żad­nych auten­tycz­nych źró­deł pisa­nych z cza­sów Ache­me­ni­dów. To Henry Raw­lin­son z Kom­pa­nii Wschod­nio­in­dyj­skiej wyde­du­ko­wał w 1832 roku, że język sta­ro­per­skich tek­stów kli­no­wych jest pismem fone­tycz­nym, i odcy­fro­wał je z powo­dze­niem. W 1837 roku spo­rzą­dził kopię inskryp­cji z Bisi­tun, dłu­giego tek­stu zamó­wio­nego przez Dariu­sza Wiel­kiego, i wysłał prze­kład jej pierw­szych ustę­pów do Kró­lew­skiego Towa­rzy­stwa Azja­tyc­kiego. Druga część uka­zała się dopiero w roku 1849, a zain­te­re­so­wa­nie uczo­nych języ­kiem sta­ro­per­skim było nie­wiel­kie. Odszy­fro­wa­nie staroper­skiego sta­no­wiło klucz, który umoż­li­wił zła­ma­nie kodów pisma ela­mic­kiego, babi­loń­skiego, a w końcu aka­dyj­skiego (języka Asy­ryj­czy­ków), i uwaga śro­do­wi­ska nauko­wego wkrótce sku­piła się na boga­tej lite­rac­kiej i epi­gra­ficz­nej spu­ściź­nie Mezo­po­ta­mii, roz­pacz­li­wie zanie­dbu­jąc stu­dia nad per­sz­czy­zną. Asy­rio­lo­gia tym­cza­sem roz­wi­jała się pręż­nie.
W rezul­ta­cie per­skie impe­rium prze­do­stało się do świa­do­mo­ści histo­rycz­nej Zachodu jedy­nie za pośred­nic­twem dwóch róż­nych zewnętrz­nych źró­deł: Biblii hebraj­skiej (Sta­rego Testa­mentu) oraz dzieł kla­sycz­nych grec­kich i rzym­skich auto­rów. Ogól­nie rzecz bio­rąc, tek­sty biblijne sła­wiły Per­sów. To wła­śnie Wielki Król Per­sji uwol­nił Żydów z wygna­nia babi­loń­skiego i pozwo­lił im wró­cić do domów, by zbu­do­wali nową (drugą) świą­ty­nię w Jero­zo­li­mie na miej­scu pier­wot­nego sank­tu­arium króla Salo­mona. W Biblii Per­so­wie są słu­gami bożymi, pomoc­nym i życz­li­wym super­mo­car­stwem popie­ra­ją­cym prawo Żydów do ojczy­zny. Auto­rzy kla­syczni jed­nak uka­zują Per­sję nie­mal wyłącz­nie w ujem­nym świe­tle. Wielcy Kró­lo­wie odma­lo­wani są jako lubieżni, kapry­śni, sza­leni tyrani, a ich pań­stwo uwa­żane jest za cie­mięzcę wro­giego grec­kim ide­ałom wol­no­ści (cokol­wiek ona ozna­czała). Grecy przed­sta­wiają Per­sów jako tchórz­li­wych, pod­stęp­nych, znie­wie­ścia­łych, mści­wych i pozba­wio­nych honoru. Są oni uoso­bie­niem bar­ba­rzyń­stwa.
Per­so­wie i ich roz­le­głe impe­rium nie­zmier­nie pocią­gali grecką wyobraź­nię. Grecy mieli obse­sję na punk­cie swo­ich potęż­nych sąsia­dów ze wschodu. Grecka sztuka obej­muje bogaty kata­log wyobra­żeń Per­sów uka­zy­wa­nych jako roz­piesz­czeni despoci i poko­nani żoł­nie­rze, a grecka lite­ra­tura obfi­tuje w detale doty­czące roz­ma­itych prze­ja­wów per­skiej egzo­tyki. Poja­wiają się tam per­sko brzmiące (ale zmy­ślone) imiona, wzmianki o dani­nach, pra­wach, praw­do­mów­no­ści, pija­ty­kach i zło­cie. Grecy wspo­mi­nają o cytru­sach, wiel­błą­dach, koniach, pawiach, kogu­tach, polo­wa­niach na lwy, ogro­dach i sys­te­mie dróg mie­rzo­nych w para­san­gach. Mówią o olbrzy­mich bogac­twach, dumie, wynio­sło­ści i luk­su­so­wym stylu życia, widocz­nym w kosz­tow­nych stro­jach i tka­ni­nach, wymyśl­nych potra­wach i napo­jach, wytwor­nych naczy­niach sto­ło­wych, wachla­rzach i pac­kach na muchy oraz meblach z kości sło­nio­wej. Są tam kró­lowe, kon­ku­biny, haremy i eunu­cho­wie, wbi­ja­nie na pal, krzy­żo­wa­nie i wiele odra­ża­ją­cych form dłu­go­trwa­łych tor­tur. Ta nie­koń­cząca się wyli­czanka „per­sja­ni­zmów” nie­wiele mówiła o realiach życia Per­sów, poma­gała jed­nak ukształ­to­wać toż­sa­mość Gre­ków. Ateń­skie spo­łe­czeń­stwo epoki kla­sycz­nej kre­owało się na dokładne prze­ci­wień­stwo per­skiej cywi­li­za­cji. Ateń­czycy, jak się wydaje, naj­bar­dziej uświa­da­miali sobie swoją „ateń­skość”, kiedy wyobra­żali sobie, że patrzą na sie­bie oczami Per­sów. Hero­dot, na przy­kład, w pią­tej księ­dze Dzie­jów opi­sał reak­cję króla Dariu­sza na spa­le­nie Sar­des, mia­sta nale­żą­cego do Per­sów, pod­czas wznie­co­nego z pod­usz­cze­nia Aten powsta­nia joń­skiego. Nie poświę­ca­jąc więk­szej uwagi samym Jonom, per­ski król, według Hero­dota, od początku sku­pił się na Ateń­czy­kach:
[Dariusz] zapy­tał, kto to są Ateń­czycy. Dowie­dziaw­szy się, miał zażą­dać łuku; gdy go dostał, nało­żył nań strzałę i wypu­ścił ją w górę ku niebu, a ciska­jąc ją w powie­trze, zawo­łał: – Zeu­sie, użycz mi zemsty na Ateń­czy­kach! – Po tych sło­wach podobno zle­cił jed­nemu ze słu­żą­cych, żeby mu, ile­kroć zasią­dzie do stołu, trzy­kroć powta­rzał: „Panie, pamię­taj o Ateń­czy­kach!”1.
Jedy­nie Grek – do tego pro­ateń­sko nasta­wiony – mógł wymy­ślić taką scenę. Mało praw­do­po­dobne, by Dariusz aż tak przej­mo­wał się dale­kimi Ateń­czy­kami; miał na gło­wie znacz­nie waż­niej­sze sprawy, takie jak Scy­tia czy Indie. Ale histo­ria ta jednoznacz­nie infor­muje nas o roz­dę­tej dumie i wygó­ro­wa­nym mnie­ma­niu o sobie miesz­kań­ców Aten. Wyobra­ża­nie sobie sie­bie jako spę­dza­ją­cej sen z powiek neme­zis Wiel­kiego Króla dawało Ateń­czy­kom poczu­cie wła­snej war­to­ści.
Hero­dot pocią­gnął tę myśl dalej. Według niego to wła­śnie pamięć o ateń­skim wspar­ciu dla buntu Jonów była moty­wem per­skich kam­pa­nii prze­ciwko Gre­cji z lat 490 i 480 p.n.e. Zwłasz­cza ta druga eks­pe­dy­cja jest godna uwagi, gdyż choć do tej pory Kserk­ses zdą­żył już objąć tron po swym ojcu, Hero­dot w dal­szym ciągu pod­kre­ślał, jak głę­boko Ateny wryły się w pamięć Dariu­sza. Owa póź­niej­sza inwa­zja jest osią wiel­kiej tra­ge­dii Ajschy­losa z 472 roku p.n.e. Per­so­wie, w któ­rej Kserk­ses przed­sta­wiony został jako strasz­liwy tyran usi­łu­jący zdła­wić swo­body, jakimi cie­szyły się Ateny i grec­kie mia­sta-pań­stwa. Póź­niej­sze pomyślne odpar­cie przy­tła­cza­ją­cych sił ache­me­nidz­kich despo­tów stało się wyczy­nem opie­wa­nym w poezji, dra­ma­tach, sztuce oraz w nowych nar­ra­cjach histo­rycz­nych, takich jak ta stwo­rzona przez dzie­jo­pisa.
Po bliż­szym zba­da­niu Hero­do­towy Kserk­ses oka­zuje się posta­cią nie­zmier­nie skom­pli­ko­waną. Bru­talna furia prze­plata się w nim z dzie­cin­nymi dąsami i nie­spo­dzie­wa­nymi ckli­wymi napa­dami pła­czu. Jedną z naj­bar­dziej zna­czą­cych i zaska­ku­ją­cych scen w Dzie­jach, o emo­cjo­nal­nej głębi auten­tycz­nie wiel­kiego powie­ścio­pi­sar­stwa, jest ta, w któ­rej Kserk­ses, doko­nu­jąc prze­glądu armady okrę­tów, które zgro­ma­dził w celu inwa­zji na Gre­cję, zalewa się nagle rzew­nymi łzami. Jak wyja­śnia (wedle słów Hero­dota), „zdjęło mnie uczu­cie lito­ści, gdym roz­wa­żał, jak krót­kie jest całe życie ludz­kie”, i wydaje mu się to wszystko zbyt bole­sne2. U despoty, któ­rego bez­tro­ska obo­jęt­ność wobec ludz­kich spraw jest akcen­to­wana w całych Dzie­jach, taka empa­tia wobec nie­uchron­no­ści śmierci jest nie­zwy­kłą inwen­cją psy­cho­lo­giczną ze strony pisa­rza. Kosz­mar psy­cho­pa­tycz­nego przy­wódcy (dziś u szczytu, jutro na dnie) sto­ją­cego na czele bru­tal­nie scen­tra­li­zo­wa­nego auto­ry­tar­nego pań­stwa stał się obra­zem, który wytrąca z rów­no­wagi libe­ral­nych demo­kra­tów, odkąd Hero­dot odma­lo­wał go po raz pierw­szy. Ma on jed­nak nie­wiele wspól­nego z praw­dzi­wym Kserk­se­sem z „per­skiej wer­sji”.
Nie chcę przez to powie­dzieć, że Hero­do­tową wizję histo­rii Per­sji należy w cało­ści prze­kre­ślić jako zbiór wyssa­nych z palca powia­stek mora­li­zu­ją­cych. Nie; histo­rio­graf uro­dził się jako pod­dany Per­sów – jego ojczy­ste mia­sto, Hali­kar­nas, nale­żało do per­skiego pań­stwa – i musiał mieć pewne poję­cie o funk­cjo­no­wa­niu (czę­ści) impe­rium. Z pew­no­ścią odno­to­wy­wał aneg­doty, które krą­żyły wśród Per­sów za jego życia, i da się wyłu­skać z Dzie­jów auten­tyczny, tre­ściwy i odkryw­czy per­ski mate­riał. Trzeba to jed­nak robić ostroż­nie. Głów­nym zamia­rem Hero­dota było posta­wie­nie tego lustra przed Per­sami. Odbity w nim obraz uka­zy­wał ich jako odwrot­ność – cał­ko­wite prze­ci­wień­stwo – Gre­ków. Per­so­wie byli Obcym par excel­lence.
Mniej wię­cej w tym samym cza­sie co Hero­dot two­rzyli też inni greccy auto­rzy. Nie­któ­rym z ich dzieł war­to­ści przy­dał bar­dziej bez­po­średni kon­takt z Per­sami. Kse­no­font, na przy­kład, w 401 roku p.n.e. prze­ma­sze­ro­wał z Gre­cji do Babi­lonu jako czło­nek najem­nej armii na żoł­dzie księ­cia Cyrusa Młod­szego. Jego dzieła, Ana­baza i Wycho­wa­nie Cyrusa, są cen­nym obra­zem Per­sów widzia­nych okiem żoł­nie­rza, cho­ciaż on także grze­szył mało przy­chyl­nym podej­ściem do tematu. Wię­cej pożytku jest z pism Kte­zja­sza z Kni­dos, grec­kiego leka­rza, który za pano­wa­nia Artak­serk­sesa II peł­nił funk­cję kró­lew­skiego medyka w sercu per­skiego dworu. Kte­zjasz przez sie­dem­na­ście lat prze­by­wał w naj­bliż­szym oto­cze­niu rodziny kró­lew­skiej i nauczył się mówić po per­sku. Roz­ma­wiał z ache­me­nidz­kimi ary­sto­kra­tami i zgro­ma­dził infor­ma­cje z pierw­szej ręki o dzie­jach ich rodów oraz tra­dy­cjach dyna­stycz­nych. Jego kolo­sal­nych roz­mia­rów best­sel­ler, Per­sika („Sprawy per­skie”), z któ­rego zacho­wały się nie­stety tylko frag­menty, przed­sta­wiał jedyną w swoim rodzaju histo­rię Per­sji widzianą od środka. Kte­zjasz prze­ka­zy­wał aneg­doty, baśnie i legendy, które opo­wia­dano, recy­to­wano i odgry­wano w rezy­den­cjach per­skich elit. Lek­ce­wa­żony nie­gdyś przez uczo­nych jako bajarz powta­rza­jący wyssane z palca powiastki, jest on dziś doce­niany za istotny wkład w nasze zro­zu­mie­nie tego, jak Per­so­wie trak­to­wali „histo­rię”.
Od około 550 roku p.n.e. do cza­sów Alek­san­dra Wiel­kiego (lata trzy­dzie­ste IV wieku p.n.e.) każde kolejne poko­le­nie Gre­ków miało wła­sny spo­sób potwier­dza­nia, sto­sow­nie do potrzeb, hel­leń­skiej toż­sa­mo­ści na tle wciąż zmie­nia­ją­cego się, jed­nak stale obec­nego per­skiego zagro­że­nia. Grecka obse­sja na punk­cie Per­sów sku­piała się na pod­wa­ża­niu ich wia­ry­god­no­ści jako super­mo­car­stwa. Depre­cjo­no­wa­nie Per­sów – przez szka­lo­wa­nie lub ośmie­sza­nie – miało na celu uśmie­rze­nie bólu i lęku wyni­ka­ją­cych z nie­bez­pie­czeństw i realiów bycia sąsia­dem impe­rium, któ­rego ambi­cje tery­to­rialne były jak naj­bar­dziej rze­czy­wi­ste i nic nie wska­zy­wało, że kie­dy­kol­wiek z nich zre­zy­gnuje. Aby pod­nieść morale Gre­ków, na sce­nie, w rzeź­bie oraz w innych dzie­dzi­nach sztuki two­rzono obrazy, które można by okre­ślić mia­nem katar­tycz­nych. Wyszy­dzały one, oczer­niały i mie­szały z bło­tem Per­sów, potwier­dza­jąc zara­zem grecką (a zwłasz­cza ateń­ską) wyż­szość. Jed­nym z takich przed­mio­tów jest czer­wo­no­fi­gu­rowy dzban na wino, dato­wany na połowę lat sześć­dzie­sią­tych V wieku p.n.e., znany jako Waza eury­me­doń­ska. Przed­sta­wia upo­ko­rzo­nego per­skiego żoł­nie­rza, który pochyla się w pasie, nad­sta­wia­jąc pośladki wul­gar­nemu ateń­skiemu woja­kowi, ten zaś kro­czy z wzwie­dzio­nym człon­kiem w dłoni, aby spe­ne­tro­wać odbyt Persa. Ta malar­ska scena gwałtu (gdyż z tym wła­śnie mamy tu do czy­nie­nia) została stwo­rzona jako „edy­cja pamiąt­kowa” w cza­sie, gdy Ateń­czycy świę­to­wali zwy­cię­stwo nad per­skimi woj­skami w bitwie nad rzeką Eury­me­don w Azji Mniej­szej w 467 roku p.n.e. Uży­wano jej pod­czas imprez z alko­ho­lem, praw­do­po­dob­nie spo­tkań w żoł­nier­skim gro­nie. Gdy dzban krą­żył z rąk do rąk wśród grupy hopli­tów – grec­kich sze­re­gow­ców – wino pły­nęło i zaczy­nały się sypać spro­śne kawały. Wtedy też Pers z wazy był ponie­wie­rany przez jed­nego żoł­nie­rza po dru­gim. Każdy kolejny bie­siad­nik, ujmu­jąc dzban, odgry­wał dra­mat tej sceny: „Teraz ja jestem Eury­me­donem – cheł­pił się. – Patrz­cie, jak dymam tego Persa!”. Obraz na wazie jest celną wizu­ali­za­cją żoł­nier­skiego humoru, choć jest bar­dzo praw­do­po­dobne, że scena ta odzwier­cie­dlała realne doświad­cze­nia. Gwał­ce­nie po bitwie poko­na­nych żoł­nie­rzy ni­gdy nie było jedy­nie pijacką fan­ta­zją. Waza eury­me­doń­ska odzwier­cie­dla ducha czasu Aten z lat sześć­dzie­sią­tych V wieku p.n.e. Była dobrze wymie­rzo­nym żar­tem na temat nie­daw­nych nie­ocze­ki­wa­nych, ale pomyśl­nych wyda­rzeń poli­tycz­nych i mili­tar­nych, które demon­stro­wały natu­ralną wyż­szość Gre­ków nad bar­ba­rzyń­skimi Per­sami.
Dokąd pro­wa­dzi nas ten obraz upo­ko­rzo­nej, poko­na­nej, nie­wy­dol­nej Per­sji? Otóż pro­wa­dzi wprost do epoki euro­pej­skiego oświe­ce­nia, kiedy to inte­lek­tu­ali­ści zaczęli snuć roz­wa­ża­nia na temat powo­dów, dla któ­rych Zachód zyskał domi­nu­jącą pozy­cję w świa­to­wym porządku i odniósł taki suk­ces w krze­wie­niu bia­łej cywi­li­za­cji. Wysu­nęli rady­kalną teo­rię: źró­dłem euro­pej­skiej wyż­szo­ści nie jest chrze­ści­jań­stwo, jak sądzono wcze­śniej przez całe śre­dnio­wie­cze i rene­sans, ale tra­dy­cja kul­tu­rowa, która naro­dziła się w sta­ro­żyt­nej Gre­cji. Grecy, jak twier­dzili, wymy­ślili wol­ność i racjo­na­lizm. Rzym roz­prze­strze­nił następ­nie te cenne dary na całą Europę w sze­regu cywi­li­zu­ją­cych pod­bo­jów. Inne kul­tury na obrze­żach Gre­cji i Rzymu były bar­ba­rzyń­skie, naj­gor­szymi zaś i naj­groź­niej­szymi ze wszyst­kich bar­ba­rzyń­ców byli Per­so­wie ze swoją żądzą pano­wa­nia nad świa­tem. Kłó­ciła się ona z natu­ral­nym porząd­kiem supre­ma­cji bia­łych. Kon­cep­cji tej dał wyraz Char­les Louis de Mon­te­squ­ieu w Listach per­skich z 1721 roku: „Zdaje się – pisał – że wol­ność wła­ściwa jest duchowi Europy, nie­wola zaś Azji”3. Szkocki histo­ryk John Gil­lies w roku 1787 roz­wi­nął tę myśl, stwier­dza­jąc, że Per­so­wie „znie­wo­lili Gre­ków z Azji Mniej­szej i po raz pierw­szy zagro­zili Euro­pie potwor­no­ściami azja­tyc­kiego despo­ty­zmu”. Z bie­giem czasu „brze­mie­niem bia­łego czło­wieka” (jak ujął to Rudy­ard Kipling) stało się sze­rze­nie na całym glo­bie dobro­dziejstw darzą­cej wol­no­ścią hel­leń­skiej kul­tury w celu udo­sko­na­le­nia wszyst­kich ras i utrzy­ma­nia bar­ba­rzyń­ców w ryzach.
We wrze­śniu 1889 roku Geo­rge Natha­niel Cur­zon, młody bry­tyj­ski par­la­men­ta­rzy­sta o wiel­kiej przy­szło­ści, roz­po­czął trzy­mie­sięczną podróż po Per­sji (swoją jedyną wizytę w tym kraju). Gdy spa­ce­ro­wał po Per­se­po­lis, poru­szyło go to, co tam zastał, i uznał te ruiny za „głę­boką lek­cję wie­ków”. „Lek­cją” tą była oczy­wi­ście hybris – Per­so­wie, zapew­niał, nie potra­fili zro­zu­mieć, że „brak im cech nie­zbęd­nych do utrzy­ma­nia impe­rium” oraz do spraw­nego zarzą­dza­nia nim. Długi zmierzch i upa­dek Per­sji były nie­unik­nione, orzekł, ale potrzeba było Greka for­matu Alek­san­dra, by dopro­wa­dzić jej prze­zna­cze­nie do końca. W impo­nu­ją­cym dwu­to­mo­wym dziele Per­sia and the Per­sian Question (uwa­ża­nym za naj­dłuż­sze w dzie­jach poda­nie o pracę; pracą tą było upra­gnione sta­no­wi­sko wice­króla Indii) Cur­zon wyznał, że per­ski i indyj­ski opór wobec zachod­niej kolo­ni­za­cji jest zaska­ku­jący: „Nor­malny Azjata woli raczej być źle rzą­dzony przez Azja­tów niż dobrze rzą­dzony przez Euro­pej­czy­ków”, napi­sał z lek­kim zdu­mie­niem.
Cur­zon był kla­sycz­nym wytwo­rem zde­cy­do­wa­nie bry­tyj­skiej formy fil­hel­le­ni­zmu: angiel­skiego sys­temu eli­tar­nych szkół publicz­nych. Te czy­sto męskie insty­tu­cje, fabryki przy­wi­le­jów, w któ­rych taśmowo pro­du­ko­wano star­szych sędziów, naj­wyż­szych urzęd­ni­ków pań­stwo­wych oraz dyplo­ma­tów Biura Spraw Zagra­nicz­nych, tra­dy­cyj­nie umiesz­czały filo­lo­gię kla­syczną w sercu pro­gramu naucza­nia. Język i lite­ra­turę sta­ro­żyt­nej Gre­cji uwa­żano za kamie­nie węgielne edu­ka­cji, a greka słu­żyła do for­mo­wa­nia kolej­nych poko­leń admi­ni­stra­to­rów bry­tyj­skiego impe­rium. Zna­mienne, że zna­jo­mość języka i dzie­jów Gre­cji powszechna była jedy­nie wśród naj­bar­dziej uprzy­wi­le­jo­wa­nych z (w więk­szo­ści męskich) elit Wiel­kiej Bry­ta­nii. Win­ston Chur­chill powie­dział, że pozwo­liłby chłop­com „uczyć się łaciny w ramach wyróż­nie­nia, a greki dla roz­rywki”4. Jed­nak za tym słyn­nym bon motem kryło się jego przy­wią­za­nie do uży­wa­nia kla­sycz­nego wykształ­ce­nia jako środka dystan­so­wa­nia spo­łecz­nego. Było to potężne narzę­dzie, które sku­tecz­nie sepa­ro­wało od sie­bie klasy, a co za tym idzie, wspo­ma­gało budowę impe­rium przez wta­jem­ni­cza­nie w jego miste­ria jedy­nie naj­wyż­szej war­stwy spo­łe­czeń­stwa. Filo­log kla­syczny H.D.F. Kitto, sam będący pro­duk­tem bry­tyj­skiego sys­temu edu­ka­cji publicz­nej i auto­rem opu­bli­ko­wa­nego w 1951 roku (wciąż best­sel­le­ro­wego) wpro­wa­dze­nia do histo­rii sta­ro­żyt­nej Gre­cji, pro­sił swych czy­tel­ni­ków, by „zaak­cep­to­wali […] jako roz­sądne stwier­dze­nie faktu”, że Grecy „mieli cał­ko­wi­cie nową kon­cep­cję sensu ludz­kiego życia i pierwsi poka­zali, czemu służy ludzki umysł”.
Owo­cem tej boga­tej spu­ści­zny zim­pe­ria­li­zo­wa­nego fil­hel­le­ni­zmu jest wiele szko­dli­wych zało­żeń oraz krzyw­dzący wnio­sek – że kla­syczna Gre­cja była wyjąt­ko­wym momen­tem w dzie­jach świata i że Zachód odniósł bez­dy­sku­syjną korzyść z bycia spad­ko­biercą kul­tury grec­kiej. Spu­ści­zna ta kształ­to­wała histo­rie naro­dowe. W roku 1867 bry­tyj­ski filo­zof i eko­no­mi­sta poli­tyczny John Stu­art Mill stwier­dził, że „nawet jako wyda­rze­nie w dzie­jach Wiel­kiej Bry­ta­nii” bitwa pod Mara­to­nem, sto­czona mię­dzy Gre­kami i Per­sami w roku 490 p.n.e., „jest waż­niej­sza niż bitwa pod Hastings”. Oświad­czył, że „praw­dzi­wymi przod­kami euro­pej­skich naro­dów nie są ci, z któ­rych krwi się one wywo­dzą, ale ci, od któ­rych zaczerp­nęły naj­bo­gat­szą część swo­jego dzie­dzic­twa”. Ludzie Zachodu postrze­gali się jako bez­po­śred­nich spad­ko­bier­ców cudu cywi­li­za­cji grec­kiej. Logiczne było więc dla nich twier­dze­nie, że zachod­nia kul­tura rów­nież musi być wyjąt­kowa. Przez deduk­cję – kul­tury pozba­wione dzie­dzic­twa kla­sycz­nego hel­le­ni­zmu musiały być cywi­li­za­cjami ustę­pu­ją­cymi jej pod wzglę­dem racjo­nal­nego myśle­nia i ustroju, wspól­noty celów, inte­li­gen­cji oraz ambi­cji. Stara grecka wizja deka­denc­kiej i despo­tycz­nej Per­sji zna­la­zła nowe zasto­so­wa­nie jako sym­bol nie­do­stat­ków i ułom­no­ści wszyst­kich nie-Euro­pej­czy­ków.
To prze­wrotne rozu­mie­nie hie­rar­chii kom­pe­ten­cji kul­tu­ro­wej ma wciąż zwo­len­ni­ków. Wybitny nie­miecki znawca świata grecko-rzym­skiego Her­mann Beng­ston oparł swoją karierę aka­de­micką na pro­pa­go­wa­niu tego wyświech­ta­nego mitu o zachod­niej wyż­szo­ści. Nie­dawno uznał za sto­sowne napi­sać:
Kon­se­kwen­cje grec­kiego triumfu nad Per­sami są nie­mal nie­oce­nione. Odpie­ra­jąc napaść Wschodu, Hel­le­no­wie wyty­czyli kie­ru­nek poli­tycz­nego i kul­tu­ral­nego roz­woju Zachodu. Wraz z trium­falną walką Gre­ków o wol­ność Europa naro­dziła się zarówno jako poję­cie, jak i rze­czy­wi­stość. Wol­ność, która pozwo­liła kul­tu­rze grec­kiej wznieść się do kla­sycz­nych wzor­ców w sztuce, dra­ma­tur­gii, filo­zo­fii i histo­rio­gra­fii, Europa zawdzię­cza tym, któ­rzy wal­czyli pod Sala­miną i Pla­te­jami. Jeśli uwa­żamy się dziś za ludzi wol­no­myśl­nych, to wła­śnie Grecy stwo­rzyli ku temu warunki.
Możemy dodać do tego głos Andrew Bay­lissa, histo­ryka z uni­wer­sy­tetu w Bir­ming­ham, który w roku 2020, w rocz­nicę bitwy pod Ter­mo­pi­lami, sto­czo­nej w 480 roku p.n.e. mię­dzy per­ską armią Kserk­sesa a połą­czo­nymi siłami grec­kich miast-państw, prze­ko­ny­wał:
Naj­waż­niej­szą spu­ści­zną Ter­mo­pil był tak zwany Złoty Wiek […]. Gdyby Per­som udało się uni­ce­stwić Ateny, zdła­wi­liby racz­ku­jącą ateń­ską demo­kra­cję i nie zachwy­ca­li­by­śmy się dziś wspa­nia­ło­ścią Par­te­nonu na ateń­skim Akro­polu ani nie mogli­by­śmy czy­tać wiel­kich dzieł lite­rac­kich auto­rów pokroju […] Tuki­dy­desa […], Ajschy­losa, Sofo­klesa, Eury­pi­desa, Ary­sto­fa­nesa […] i Pla­tona. Nic z tego nie byłoby moż­liwe bez inspi­ra­cji, jakiej dostar­czyli [król Sparty] Leoni­das i jego ludzie, sta­jąc w obro­nie wol­no­ści.
Takie opi­nie są błędne i nie­uza­sad­nione. Per­so­wie ni­gdy nie dążyli do znisz­cze­nia „demo­kra­cji” (cokol­wiek to słowo ozna­cza w sta­ro­żyt­nym kon­tek­ście). W rze­czy­wi­sto­ści wiele grec­kich miast-państw w Jonii na­dal prak­ty­ko­wało „demo­kra­cję” pod per­skimi rzą­dami – Per­so­wie dostrze­gali prze­cież nie­chęć joń­skich Gre­ków do auto­kra­tycz­nych tyra­nów i ocho­czo zastę­po­wali ich demo­kra­tycz­nymi rzą­dami. Gdyby Ache­me­ni­dzi włą­czyli do swego impe­rium Gre­ków z kon­ty­nentu, nie­wąt­pli­wie tam rów­nież tole­ro­wa­liby demo­kra­cję. Być może nawet sprzy­ja­liby jej. Per­skie zwy­cię­stwo nad Spartą – naj­bar­dziej cie­mię­ży­ciel­skim, ogra­ni­cza­ją­cym swo­body pań­stwem nie­wol­ni­czym antyku – byłoby zwy­cię­stwem na rzecz wol­no­ści. Poło­ży­łoby kres nie­mal ter­ro­ry­stycz­nej domi­na­cji Sparty nad resztą Gre­cji. Pogląd, jakoby Per­so­wie hamo­wali i krę­po­wali kul­tu­ralny roz­wój Europy, jest absur­dem.
Od cza­sów wojen grecko-per­skich Per­so­wie byli obiek­tem histo­rio­gra­ficz­nej kam­pa­nii oszczerstw, która obsa­dzała ich w roli tyrań­skich cie­mięz­ców wol­nego świata. Inte­lek­tu­alne zaan­ga­żo­wa­nie Zachodu w pro­mo­cję wła­snej rze­ko­mej wyjąt­ko­wo­ści i wyż­szo­ści ogrom­nie szko­dziło bada­niom dzie­jów Per­sji. Pora spro­sto­wać zadaw­nione krzyw­dzące prze­kła­ma­nia na temat Per­sów, dając posłuch auten­tycz­nemu sta­ro­żyt­nemu per­skiemu gło­sowi.

* * *

Jak więc mamy uzy­skać dostęp do „per­skiej wer­sji”, skoro wygląda na to, że mate­riały źró­dłowe nie są pomocne? Per­so­wie ni­gdy nie spi­sali nar­ra­cyj­nej histo­rii, tak jak zro­bili to Grecy. Nie było per­skiej wer­sji Hero­dota, Tuki­dy­desa ani Kse­no­fonta. Czy ozna­cza to, że Per­so­wie nie byli świa­domi wła­snej prze­szło­ści? Czy nie zasta­na­wiali się nad swoim miej­scem w biegu dzie­jów? Brak nar­ra­cji histo­rycz­nej nie jest rów­no­znaczny z poglą­dem, że Per­so­wie nie rozu­mieli ani nie usto­sun­ko­wy­wali się do wła­snej histo­rii. Znali ją, ale posta­no­wili uwiecz­niać w inny spo­sób. Per­ska prze­szłość była prze­ka­zy­wana w pie­śniach, poezji, baśniach i legen­dach. Była odgry­waną histo­rią.
Godną uwagi cechą boga­tej ust­nej kul­tury całego sta­ro­żyt­nego Bli­skiego Wschodu była wyraźna nie­chęć do dokład­nych fak­tów i kon­kret­nych dat. Per­so­wie, Babi­loń­czycy i Asy­ryj­czycy poj­mo­wali swoją prze­szłość w kate­go­riach mitów, zwłasz­cza podań o stwo­rze­niu świata oraz wspa­nia­łych opo­wie­ści o bogach, boha­te­rach i kró­lach. W cen­trum bli­skow­schod­niej kon­cep­cji pro­ce­sów dzie­jo­wych znaj­do­wała się wła­dza kró­lew­ska jako mani­fe­sta­cja boskiej woli, fak­tyczne zaś szcze­góły wyda­rzeń histo­rycz­nych były mniej inte­re­su­jące niż wzo­rzec, zgod­nie z któ­rym wyja­śniano prze­szłość w odnie­sie­niu do wyda­rzeń mitycz­nych. „Histo­ria” była wyni­kiem dzia­łań bogów, któ­rzy nada­wali bieg wypad­kom. Usilne poszu­ki­wa­nie przez sta­ro­żyt­nych spój­nego wzorca inter­pre­ta­cji dzie­jów ozna­czało, że świa­do­mość tego, co się wyda­rzyło naprawdę w „histo­rii”, uzy­ski­wano dopiero w świe­tle rezul­tatu zda­rzeń. Spoj­rze­nie z per­spek­tywy czasu było defi­niu­ją­cym ele­men­tem bli­skow­schod­niego rozu­mie­nia pro­ce­sów histo­rycz­nych. W oczach Per­sów histo­ria ich impe­rium została wpra­wiona w ruch przez bogów. Ich eks­pan­sję tery­to­rialną wień­czyły suk­cesy, ponie­waż tak zade­cy­do­wał Ahura Mazda. Czy w związku z tym mamy szansę zna­leźć rze­telny per­ski zapis ich prze­szło­ści?
Tak. Per­ska wer­sja jest wszę­dzie. Choć mate­riały mogą nie wystę­po­wać w jed­nym cią­głym for­ma­cie nar­ra­cyj­nym, wewnętrzną histo­rię Per­sji da się poskła­dać z róż­no­rod­nych i roz­pro­szo­nych źró­deł. Długo trwało, nim histo­rycy sta­ro­żyt­nego świata zdali sobie sprawę, że Per­sów można zro­zu­mieć na pod­sta­wie ich wła­snych źró­deł. Teraz, gdy już to wiemy, Per­so­wie mogą zostać oswo­bo­dzeni z pęt kla­sycz­nej tra­dy­cji.
Histo­ria Per­sji jest olbrzy­mią ukła­danką, która wymaga cier­pli­wego dopa­so­wy­wa­nia i trzeź­wej współ­pracy. Nie­któ­rych ele­men­tów bra­kuje, a na obrze­żach są luki, jed­nak ogól­nie rzecz bio­rąc, obraz, jaki wyła­nia się z auten­tycz­nych per­skich świa­dectw, jest kształ­cący. Jest on też nie­zmier­nie eks­cy­tu­ją­cym polem badań, na któ­rym napo­tkamy osza­ła­mia­jącą roz­ma­itość źró­deł.
Zacznijmy od języka sta­ro­żyt­nej Per­sji. Per­so­wie doby Ache­me­ni­dów mówili wcze­sną formą współ­cze­snego farsi (czyli nowo­per­skiego), nazy­waną języ­kiem sta­ro­per­skim. Zapi­sy­wano go pismem kli­no­wym, starą, uświę­coną tra­dy­cją mezo­po­tam­ską odmianą pisma. Jego znaki mogły być albo odci­skane na wil­got­nych gli­nia­nych tablicz­kach, albo ryte w twar­dych mate­ria­łach, takich jak kamień, lapis-lazuli, ala­ba­ster, a nawet sre­bro i złoto. W tym języku ukła­dano publiczne, urzę­dowe oraz kró­lew­skie obwiesz­cze­nia i nie­mal wszyst­kie zacho­wane sta­ro­per­skie tek­sty sta­no­wią inskryp­cje na budow­lach i innych kró­lew­skich monu­men­tach. Czę­sto towa­rzy­szą im tłu­ma­cze­nia tego samego tek­stu na inny język – aka­dyj­ski, egip­ski albo ela­micki. Sta­ro­per­skie inskryp­cje zazwy­czaj obfi­tują w powtó­rze­nia, wykła­da­jąc kró­lew­ską ide­olo­gię i pro­pa­gu­jąc impe­rialną wła­dzę. Jest jeden wyją­tek – tak zwana inskryp­cja z Bisi­tun Dariu­sza I wyryta na skal­nej ścia­nie przy głów­nej dro­dze wio­dą­cej z rów­niny Mezo­po­ta­mii do Ekba­tany (dzi­siej­szego Hama­danu) w Medii. Zawiera ona – o czym w dal­szej czę­ści książki – bar­dziej nar­ra­cyjną histo­rię wstą­pie­nia Dariu­sza na tron. Powta­rzalne inskryp­cje wał­kują dekla­ra­cje ide­olo­giczne i są dla nas waż­nym źró­dłem wie­dzy o tym, jak postrze­gali sie­bie ache­me­nidzcy kró­lo­wie. Sta­ro­per­skie tek­sty sła­wią walecz­ność i bojowe walory monar­chów oraz umiesz­czają ich suk­cesy w cie­niu Ahury Mazdy, wiel­kiego boga Ache­me­ni­dów. Inne tek­sty kli­nowe, w języku ela­mickim i aka­dyj­skim, wzbo­ga­cają naszą zna­jo­mość per­skiej histo­rii i nawet Egipt w hie­ro­gli­ficz­nych i demo­tycz­nych tek­stach dostar­cza infor­ma­cji o per­skich rzą­dach. Inskryp­cje zapi­sane po grecku, lidyj­sku i fry­gij­sku świad­czą o geo­gra­ficz­nym zasięgu impe­rium oraz róż­no­rod­no­ści języ­ków, jakimi posłu­gi­wano się w jego gra­ni­cach.
Naj­bar­dziej roz­po­wszech­nio­nym ze wszyst­kich języ­ków per­skiego impe­rium był jed­nak nie sta­ro­per­ski, lecz ara­mej­ski. Ten sta­ro­żytny język semicki był w powszech­nym uży­ciu na całym Bli­skim Wscho­dzie VIII wieku p.n.e. i został wyko­rzy­stany przez Asy­ryj­czy­ków jako sku­teczna metoda komu­ni­ka­cji z innymi ludami. Per­so­wie uży­wali go jako języka dyplo­ma­cji i admi­ni­stra­cji, tak więc peł­nił on tę samą rolę co łacina w śre­dnio­wie­czu, sta­jąc się lin­gua franca impe­rium per­skiego. Wszy­scy wykształ­ceni ludzie, dyplo­maci i skry­bo­wie, bie­gle znali ara­mej­ski, a o jego sku­tecz­no­ści jako narzę­dzia biu­ro­kra­tycz­nego świad­czy fakt, że funk­cjo­no­wał on na Bli­skim Wscho­dzie jesz­cze w okre­sie hel­le­ni­stycz­nym i póź­niej (to wła­śnie w tym języku Jezus z Naza­retu mówił w oku­po­wa­nej przez Rzy­mian Judei w I wieku p.n.e.). Ara­mej­ski był łatwy w czy­ta­niu i pisa­niu (zapi­sy­wano go płynną kur­sywą) i nada­wał się do robie­nia szyb­kich nota­tek tuszem na papi­ru­sie, drew­nie, odłam­kach cera­miki, kości oraz innych łatwo prze­no­śnych mate­ria­łach. Z tego powodu ara­mej­skie doku­menty z cza­sów Ache­me­ni­dów są odkry­wane w miej­scach tak odle­głych, jak połu­dniowy Egipt i wschod­nia Bak­tria (dzi­siej­szy Tadży­ki­stan i Uzbe­ki­stan). Był to naprawdę uni­wer­salny język.
Nasza zna­jo­mość zapi­sy­wa­nych pismem kli­no­wym języ­ków Bli­skiego Wschodu ozna­cza, że mamy dostęp do mate­ria­łów wyjąt­ko­wych dla Per­sji. Pod­czas wyko­pa­lisk w Per­se­po­lis w latach trzy­dzie­stych XX wieku arche­olo­dzy wydo­byli skarb­nicę doku­men­tów, które spo­rzą­dzano i gro­ma­dzono w tym cen­trum ache­me­nidz­kiej biu­ro­kra­cji. Nazwane (od miejsc ich odkry­cia) Tabli­cami Skarbca Per­se­po­lis i Tablicz­kami For­ty­fi­ka­cji Per­se­po­lis, te bli­sko trzy­dzie­ści tysięcy gli­nia­nych tabli­czek datuje się na okres 509–458 p.n.e. Więk­szość została zapi­sana ela­mic­kim pismem kli­no­wym, języ­kiem per­skiej kan­ce­la­rii, i doty­czy trans­ak­cji han­dlo­wych (głów­nie racji żyw­no­ści), choć kil­ka­set jest zapi­sa­nych w ara­mej­skim, fry­gij­skim, sta­ro­per­skim, a nawet po grecku. Zarówno na ela­mic­kich, jak i ara­mej­skich tablicz­kach wid­nieją odci­ski pie­częci cylin­drycz­nych (zwy­kle jed­nej lub dwóch, ale cza­sami wię­cej), które zostały odbite w wil­got­nej gli­nie. Tabliczki i pie­częcie zapew­niają nie­zwy­kły wgląd w życie i pracę w Per­se­po­lis i jego naj­bliż­szej oko­licy w V wieku p.n.e., pre­zen­tu­jąc syl­wetki ludzi miesz­ka­ją­cych i pra­cu­ją­cych w pałacu i jego oto­cze­niu oraz zapis funk­cjo­no­wa­nia sys­temu admi­ni­stra­cyj­nego. Odno­to­wują one wszel­kiego rodzaju racje żyw­no­ściowe dla robot­ni­ków (męż­czyzn, kobiet i dzieci), kapła­nów i władz reli­gij­nych (z któ­rych część prze­zna­czona była na ofiary), dla per­skiej ary­sto­kra­cji oraz rodziny kró­lew­skiej. Ten zbiór tabli­czek jest nie­wia­ry­god­nie bogatą bazą danych na temat skom­pli­ko­wa­nej biu­ro­kra­cji pań­stwa Ache­me­ni­dów, rzu­ca­jącą świa­tło na metody ścią­ga­nia podat­ków, sys­temy maga­zy­no­wa­nia, użyt­ko­wa­nie grun­tów, diety, orga­ni­za­cję osad­nic­twa oraz szlaki podróżne – szcze­góły per­skiego życia kom­plet­nie pomi­jane w źró­dłach grec­kich.
Arche­olo­gia jest ważną dzie­dziną współ­cze­snych stu­diów nad sta­ro­żyt­nym Ira­nem. Prace tere­nowe pro­wa­dzone tam od lat trzy­dzie­stych ubie­głego wieku dają cenny wgląd w mate­rialną kul­turę cza­sów Ache­me­ni­dów, kon­cen­tru­jąc się głów­nie na wyko­pa­li­skach w Per­se­po­lis, Pasar­ga­dach, Suzie i Ekba­ta­nie – wiel­kich sto­li­cach ich pań­stwa. Bada­nia arche­olo­giczne reszty ziem impe­rium były mniej sys­te­ma­tyczne, choć dziś wię­cej uwagi poświęca się war­stwom arche­olo­gicz­nym okresu ache­me­nidz­kiego w takich miej­scach jak Sar­des i Dasky­lion w Tur­cji oraz na sta­no­wi­skach w Lewan­cie i Azji Środ­ko­wej. Nie­dawne wyko­pa­li­ska w Gru­zji ujaw­niają świa­dec­twa bli­skich kon­tak­tów mię­dzy cen­tralną Per­sją a tym pery­fe­ryj­nym rejo­nem impe­rium, w ostat­nich latach zaś egip­to­lo­dzy z rosną­cym entu­zja­zmem zwra­cają się ku śla­dom per­skiej dyna­stii Egiptu, odkry­wa­jąc nie­znane wcze­śniej sta­no­wi­ska w del­cie Nilu i w oazie Charga. W miarę jak arche­olo­dzy wyko­pują i ana­li­zują coraz to nowe świa­dec­twa zło­żo­no­ści życia w pro­win­cjach impe­rium, nasz obraz per­skiego pań­stwa nabiera głębi.
Bada­nia nad sztuką okresu Ache­me­ni­dów, wyod­ręb­nione z arche­olo­gii, potwier­dzają, że była ona eklek­tyczną mie­szanką sty­lów i moty­wów zaczerp­nię­tych z roz­ma­itych czę­ści impe­rium, zespo­lo­nych razem, co dawało cha­rak­te­ry­styczny har­mo­nijny „per­ski” wygląd. Czę­sto łączono motywy egip­skie i asy­ryj­skie (takie jak uskrzy­dlone dyski i skrzy­dlate geniu­sze, wzory fron­to­nów, a nawet spo­soby przed­sta­wia­nia postaci ludz­kiej), można więc rzec, że sztuka Ache­me­ni­dów odzwier­cie­dlała w mate­rial­nej for­mie zarówno róż­no­rod­ność, jak i jed­ność impe­rium jako cało­ści. Sztuka ache­me­nidz­kiego impe­rium miała jedno główne zada­nie: sła­wić kró­lew­ską ide­olo­gię jed­no­ści pań­stwa i upo­wszech­niać wize­ru­nek monar­chy. Na swój spo­sób sztuka Ache­me­ni­dów była sztuką kró­lew­ską, gdyż motywy słu­żące glo­ry­fi­ka­cji króla znaj­do­wane są raz po raz na nie­mal wszyst­kich per­skich zabyt­kach mate­rial­nych, od kolo­sal­nych, wyku­tych w skale rzeźb – takich jak te odkryte w Bisi­tun albo w gro­bow­cach kró­lów w Naghsz-e Rustam i Per­se­po­lis – po minia­tu­rowe scenki wyryte na gem­mach i pie­czę­ciach.

* * *

Korzy­sta­nie z boga­tego zasobu mate­ria­łów źró­dło­wych, aby zro­zu­mieć per­ską wer­sję sta­ro­żyt­nej prze­szło­ści Iranu, jest rze­czą ze wszech miar słuszną. Trzeba jed­nak zdać sobie sprawę, że także to podej­ście rodzi pewne pro­blemy i pułapki. Źró­dła two­rzone w samym Ira­nie, przez i dla Per­sów oraz pod­le­głych im ludów, nie są wolne od prze­sady, uprze­dzeń i prze­kła­mań. Za każ­dym rodzi­mym per­skim źró­dłem – tek­stem, obra­zem czy zabyt­kiem – stoi impe­rialny pro­gram. Per­ska wer­sja histo­rii pre­zen­tuje wła­sną odmianę histo­rycz­nego skrzy­wie­nia.
I tak, na pozór, kró­lew­skie inskryp­cje Dariu­sza pod­kre­ślają, że w jego impe­rium wszystko układa się dobrze:

Ja jestem Dariusz, Wielki Król, król kró­lów, król kra­jów, król tej ziemi, syn Hysta­spesa, Ache­me­nida. Mówi Dariusz król: kiedy Ahura Mazda uczy­nił mnie kró­lem tej ziemi, z łaski Ahury Mazdy uczy­niłem wszystko dobrym. (DSi)

Czy jed­nak wszę­dzie pano­wał taki ład? Czy pań­stwo Dariu­sza naprawdę było mle­kiem i mio­dem pły­nącą kra­iną har­mo­nii? Jego zie­mie two­rzyły zwarty obszar, ow­szem, i na pozór impe­rium odno­siło nie­wąt­pliwe korzy­ści z jed­no­rod­no­ści per­skiego sys­temu (drogi były zna­ko­mite, a bar­dzo zaawan­so­wana infra­struk­tura komu­ni­ka­cyjna dobrze słu­żyła pań­stwu). Było ono jed­nak bez­bronne na gra­ni­cach, nader odle­głych od jego rdzen­nych ziem w Ira­nie. Tereny przy­gra­niczne i dale­kie rubieże bywały miej­scami buntu prze­ciwko monar­sze lub jego namiest­ni­kom. Co wię­cej, popu­la­cja impe­rium, choć ogromna, skła­dała się głów­nie z chło­pów, nie­pi­śmien­nych, nie­wy­kształ­co­nych i ledwo wią­żą­cych koniec z koń­cem. Więk­szość z nich żyła w skraj­nej nędzy, a ich mizerne poletka mało przy­czy­niały się do zamoż­no­ści pań­stwa. Żad­nej korzy­ści nie przy­no­siły mu też olbrzy­mie poła­cie jało­wych pustyń, sło­nych jezior, sma­ga­nej wia­trem tun­dry albo ska­li­stych gór­skich ścian. Nie­za­miesz­kane, sta­no­wiące bariery dla trans­portu i z pew­no­ścią nie­do­cho­dowe tereny te były nie­usu­wal­nym cię­ża­rem dla per­skiego impe­rium jako cało­ści.
Nie­zwy­kle istotna jest świa­do­mość, iż Dariusz, jak wszy­scy Wielcy Kró­lo­wie Per­sji, miał zwy­czaj nagi­nać fakty. Pro­wa­dził dobrze zor­ga­ni­zo­waną i sku­teczną kam­pa­nię pro­pa­gan­dową, zama­wiał inskryp­cje i obrazy nie po to, by infor­mo­wać, ale by prze­ko­ny­wać. Dariusz Wielki był zręcz­nym pro­pa­gan­dy­stą. Na ścia­nach swo­ich pała­ców w Per­se­po­lis, Suzie i Babi­lo­nie kazał przed­sta­wić świat, jaki nie ist­niał w rze­czy­wi­sto­ści. Per­skie impe­rium zostało stwo­rzone – jak wszyst­kie impe­ria – w dro­dze zbroj­nego pod­boju. Realia budowy i utrzy­ma­nia impe­rium, nawet tak (z pozoru) tole­ran­cyj­nego jak per­skie, ozna­czały robie­nie rze­czy prze­ra­ża­ją­cych. Roz­lew krwi i prze­moc są nie­od­łącz­nymi ele­men­tami każ­dej siło­wej anek­sji, każ­dego impe­rialnego przed­się­wzię­cia, a Per­so­wie nie byli wyjąt­kiem, jeśli cho­dzi o dopusz­cza­nie się przy tej oka­zji potwor­nych czy­nów. Wyszko­leni do zabi­ja­nia żoł­nie­rze bez opo­rów popeł­niali naj­więk­sze okru­cień­stwa w imię per­skiego impe­rializmu. Per­so­wie potra­fili być bez­li­to­śni, kiedy napo­ty­kali opór lub wyzwa­nie, a zbun­to­wa­nych pod­da­nych i kraje cze­kała surowa kara. Całe popu­la­cje wysie­dlano z ojczy­stych ziem i depor­to­wano w inne rejony pań­stwa. Ich mia­sta, wsie oraz święte przy­bytki palono i nisz­czono. Gra­bieże i bez­sen­sowne wyrzy­na­nie zwie­rząt gospo­dar­skich były na porządku dzien­nym, podob­nie jak bra­nie jeń­ców, dzieci i kobiet, czę­sto gwał­co­nych i sprze­da­wa­nych w nie­wolę. Były tor­tury i oka­le­cze­nia: skal­po­wa­nie jeń­ców, brody wyry­wane ze skóry, wyłu­py­wa­nie oczu, obci­na­nie nosów i uszu, bicie, sodo­mia, nie­zli­czone akty bez­pra­wia. Wyci­nano w pień całe grupy lud­no­ści.
Pod­czas gdy wieść o tej bru­tal­nej per­skiej eks­pan­sji mili­tar­nej wzbu­dzała trwogę w ser­cach miesz­kań­ców Bli­skiego Wschodu i basenu Morza Śród­ziem­nego, w Per­se­po­lis i innych kró­lew­skich rezy­den­cjach arty­ści z całego impe­rium two­rzyli dla Dariu­sza fan­ta­zje w wapie­niu, zło­cie i mar­mu­rze. Kunsz­tow­nie rzeź­biona i malo­wana pro­pa­ganda pro­mo­wała jego wizję impe­rial­nej har­mo­nii. Roz­ziewu mię­dzy realiami budowy impe­rium a sztuką i reto­ryką pax Per­sica nie da się zigno­ro­wać. Jed­nakże – odda­jąc Per­som spra­wie­dli­wość – samo wyobra­że­nie sobie pań­stwa wcie­la­ją­cego w życie ten har­mo­nijny ideał było czymś wyjąt­ko­wym w sta­ro­żyt­nym świe­cie. Asy­ryj­czycy i Rzy­mia­nie ni­gdy nie osią­gnęli tego poziomu samo­świa­do­mo­ści. Nie osią­gnęli go też Bry­tyj­czycy. Sen o per­skim pokoju jest swego rodzaju hoł­dem dla spo­sobu myśle­nia sta­ro­żyt­nych Per­sów.
Ache­me­ni­dzi pano­wali nie­po­dziel­nie nad swoim impe­rium. Nikt ze współ­cze­snych nie mógł się z nimi rów­nać, a ich ambi­cje tery­to­rialne nie napo­ty­kały żad­nych rywali. Mimo wewnętrz­nych bun­tów, pro­ble­mów gra­nicz­nych, walk o suk­ce­sję, mor­derstw, a nawet kró­lo­bójstw ich pań­stwo utrzy­mało swoje olbrzy­mie tery­to­ria i róż­no­rodne popu­la­cje pod­da­nych ponad dwa wieki. Per­skie impe­rium ni­gdy nie doświad­czyło powol­nego pro­cesu schyłku i osta­tecz­nego zała­ma­nia ani nie zre­ali­zo­wało jakie­go­kol­wiek zna­jo­mego sce­na­riu­sza „wzlotu i upadku”, jaki da się prze­śle­dzić w wypadku innych impe­riów. Kiedy przy­szedł jego kres, wraz z pod­bo­jami Alek­san­dra Mace­doń­skiego pod koniec lat trzy­dzie­stych IV wieku p.n.e., był on szybki i zupeł­nie nie­spo­dzie­wany. Dariusz III, ostatni Wielki Król z dyna­stii Ache­me­ni­dów, rzą­dził pań­stwem, które było rów­nie sprawne, zamożne i bez­pieczne jak sto pięć­dzie­siąt lat wcze­śniej.
Pyta­nie, jakie nie­uchron­nie nasuwa się w związku z tymi fak­tami, nie brzmi zatem: dla­czego per­skie impe­rium prze­stało ist­nieć, ale raczej: jak udało mu się odno­sić suk­cesy tak długo. Pod­sta­wowa odpo­wiedź jest jedna: ród Ache­me­ni­dów ni­gdy nie wypu­ścił z rąk wła­dzy kró­lew­skiej. Per­skie impe­rium ni­gdy nie musiało się zma­gać z rywa­li­zu­ją­cymi dyna­stami, któ­rzy zagra­ża­liby jed­no­ści pań­stwa. Ache­me­ni­dzi zarzą­dzali swoim impe­rium niczym rodzinną firmą, która pod uważ­nym kie­row­nic­twem doj­rze­wała, krze­pła i z cza­sem przy­no­siła dywi­dendy. Każdy król prze­ka­zy­wał swemu wybra­nemu męskiemu następcy umie­jęt­no­ści nie­zbędne do dobrego rzą­dze­nia. Kobiety dyna­stii sta­ran­nie strze­gły czy­sto­ści krwi i pod­trzy­my­wały sku­tecz­ność kró­lew­skiego pro­gramu repro­duk­cyj­nego, rodząc synów, któ­rzy peł­nili funk­cje satra­pów i ofi­ce­rów armii, oraz córki, które wyda­wano za człon­ków eli­tar­nych per­skich rodów albo cudzo­ziem­skich ksią­żąt. Dla­tego też żywot­ność zało­ży­ciel­skiego okresu impe­rium za Cyrusa Wiel­kiego i Kam­by­zesa II ni­gdy nie ustą­piła miej­sca sta­gna­cji albo osta­tecz­nemu upad­kowi, ale zacho­wy­wała pręż­ność dzięki regu­lar­nej kon­so­li­da­cji wła­dzy. Zda­rzały się co prawda bunty w domu kró­lew­skim, ale kon­cen­tro­wały się one tylko na tym, kto ma zasiąść na tro­nie jako głowa rodzin­nego „przed­się­bior­stwa” Ache­me­ni­dów, a nie na two­rze­niu sepa­ra­ty­stycz­nych państw.
Ache­me­ni­dzi byli rodem kró­lów. Król był wspa­nial­szą wer­sją ojca rodziny. Okre­ślali oni sie­bie samych sło­wem wiѲ-, które w sta­ro­per­skim ozna­czało „dyna­stię”, „dom” i „rodzinę”. Jak wszyst­kie dyna­stie kró­lew­skie, Ache­me­ni­dzi czę­sto ampli­fi­ko­wali codzienne kło­poty życia rodzin­nego. Repre­zen­to­wali wszel­kiego rodzaju ludz­kie pra­gnie­nia, ułom­no­ści i zalety, tyle że w prze­ja­skra­wio­nej for­mie. Wśród dyna­stycz­nych krew­nych rywa­li­za­cja była znacz­nie powszech­niej­sza niż sym­pa­tia, a wro­gość znacz­nie bar­dziej zna­joma niż miłość. Takie doświad­cze­nia, jak wykażę w niniej­szej książce, miały kon­se­kwen­cje dla całego per­skiego impe­rium. W sercu naszego stu­dium tkwi potężna, mono­li­tyczna kon­cep­cja „dyna­stii”. Będziemy zgłę­biać dzieje sta­ro­żyt­nej Per­sji przez pry­zmat rodu Ache­me­ni­dów, ponie­waż to cechy cha­rak­teru kró­lów wraz z rela­cjami z rodziną – rodzi­cami, żonami i kon­ku­bi­nami, dziećmi i rodzeń­stwem – oraz z szer­szym krę­giem per­skich elit defi­nio­wały spo­sób funk­cjo­no­wa­nia impe­rium. Drobne szcze­góły rodzin­nej dyna­miki mie­wały głę­boki, nie­kiedy mroczny wpływ na trwa­łość i suk­ces pań­stwa jako cało­ści. To, co działo się w łonie rodziny, i jak prze­bie­gały wypadki w pry­wat­nych apar­ta­men­tach pała­ców kró­lew­skich, ema­no­wało osta­tecz­nie na całe impe­rium.
Książka ta opo­wiada dzieje Per­sów od czasu ich przy­by­cia na Wyżynę Irań­ską, około 1000 roku p.n.e., do roku 330 p.n.e., kiedy ich potężne pań­stwo zostało zdo­byte, opa­no­wane i zdu­szone silną ręką Alek­san­dra Mace­doń­skiego. Będzie to opo­wieść o budo­wie impe­rium oraz impe­rial­nych ambi­cjach. Jest to zara­zem opo­wieść o jed­nym z wiel­kich dys­funk­cyj­nych rodów w dzie­jach. Ache­me­ni­dzi spo­koj­nie usu­wają w cień rodzinne sagi Yor­ków i Lan­ca­ste­rów z wyobraźni Szek­spira, waty­kań­skich Bor­giów albo rosyj­skich Roma­no­wów. Histo­ria Ache­me­ni­dów jest epicką operą mydlaną nagich ambi­cji, zdrady, zemsty i mor­derstw – ich losy to w zasa­dzie Ja, Klau­diusz Roberta Gra­vesa w bli­skow­schod­nim szta­fażu. Dziś bada­nia nad dyna­stią Ache­me­ni­dów oraz ich pań­stwem kwitną i nabie­rają roz­ma­chu jak ni­gdy wcze­śniej. Poja­wiają się wciąż nowe ana­lizy rodzi­mych per­skich źró­deł, arche­olo­gia zaś przy­nosi nie­ocze­ki­wane zna­le­zi­ska, które nie­ustan­nie zmu­szają śro­do­wi­sko naukowe do prze­my­śle­nia na nowo i prze­for­mu­ło­wa­nia naszych defi­ni­cji impe­rium. Jest to dobry czas na zgłę­bia­nie świata Per­sów.

 
Wesprzyj nas