Słynny esej Milana Kundery. Opublikowany po raz pierwszy w 1983 w piśmie „Le Débat”, został przełożony na wszystkie europejskie języki. „Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej” to jednocześnie apel i oskarżenie, których istotą jest kondycja Starego Kontynentu podzielonego przez totalitaryzmy.


W książce zamieszczono przemówienie młodego Kundery na Zjeździe Pisarzy Czechosłowackich w roku 1967, w pełni Praskiej Wiosny, poprzedzone wstępem politologa Jacques Rupnika, a także przedmowę historyka Pierre’a Nory.

Milan Kundera stawia trudne pytania o tożsamość Europy Środkowej, miotającej się między Wschodem i Zachodem, przepychanej raz w jedną, raz w drugą stronę – pytania, które mimo upływu wielu lat wciąż niestety wydają się niezwykle aktualne.

Ten opublikowany po raz pierwszy w 1983 w piśmie „Le Débat” esej, który został przełożony na wszystkie europejskie języki, jest jednocześnie apelem i oskarżeniem:

• Apelem w obronie Europy Środkowej, która dzięki swojej tradycji kulturalnej od zawsze i w całości należała do Zachodu, lecz którą tenże dostrzegał jedynie przez pryzmat jej ustroju politycznego – co czyniło z niej część bloku wschodniego.

• Oskarżeniem, gdyż tragedia tego domu „małych narodów” świadomych swojej kruchości jest w istocie tragedią samej Europy, która nie chciała jej dostrzegać i która nawet nie zauważyła, że „małe narody” zniknęły. Czyż nie było to oznaką jej własnego zniknięcia?

Skromny pod względem liczby stron utwór nie zawdzięcza swojej wyjątkowej wartości jedynie przekonującej argumentacji, lecz również niezwykle osobistemu, żarliwemu i zatrwożonemu głosowi Milana Kundery, jednego z największych pisarzy europejskich.

Milan Kundera
Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej
Przekład: Marek Bieńczyk
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 27 września 2023
 
 


Literatura i małe narody

Słowo wstępne

Zdarzają się zjazdy pisarzy istotniejsze i bardziej pamiętne niż zjazdy partyjne. W Czechosłowacji komunistycznej tych ostatnich nie brakowało i wszystkie były do siebie podobne. Zjazdy pisarzy mogły natomiast przybrać nieoczekiwany obrót, niekiedy zwiastować wręcz głębokie zmiany w stosunkach między władzą a społeczeństwem.

Podczas zjazdów zdarzają się również przemówienia, które okazują się znamienne i których ponowna lektura dzisiaj rozbudza wyobraźnię. Myślę zwłaszcza o oskarżeniu cenzury wygłoszonym przez Sołżenicyna w Moskwie w maju roku 1967 – co natchnęło Guy Béarta do napisania tej pięknej piosenki: „Poeta prawdę rzekł / i musi oddać łeb…”. Mniej znane są zadziwiające mowy wygłoszone w Pradze miesiąc później podczas Zjazdu Pisarzy, a zwłaszcza mowa Milana Kundery.

Milan Kundera jest wówczas uznanym pisarzem, autorem sztuki teatralnej Właściciele kluczy (1962), zbioru opowiadań Śmieszne miłości (1963 i 1965) i przede wszystkim powieści Żart, która ukazała się w roku 1967 (kiedy zjazd zaczynał obrady) i która, mówiąc o dobiegającej kresu epoce, kojarzy się nie tylko czeskim czytelnikom z Praską Wiosną1. Kundera wykłada w Szkole Filmowej (FAMU) i staje się jedną z postaci najbardziej znaczących dla wspaniałego ożywienia czeskiej kultury, tak nadzwyczajnie wówczas oryginalnej i różnorodnej, zarówno w literaturze (Hrabal, Škvorecký, Vaculík), jak i w teatrze (Havel, Topol), a przede wszystkim w kinie z jego Nową Falą (Forman, Passer, Menzel, Nĕmec, Chytilová…). Kundera uznaje – nie bezpodstawnie – lata sześćdziesiąte za „złoty wiek” czeskiej kultury, która uwalnia się stopniowo spod ideologicznych nacisków reżimu, lecz nie musi ulegać naciskom wolnego rynku. Widziana w tej perspektywie Praska Wiosna nie ogranicza się jedynie do kwestii politycznej i okazuje spełnieniem dekady, podczas której tygodnik literacki „Literární noviny” osiąga nakład dwustu pięćdziesięciu tysięcy egzemplarzy rozchodzący się w jeden dzień; dekady, w której nabierająca wigoru kultura przyśpiesza rozkład ustroju politycznego.

Władza, świadoma tego zagrożenia, próbuje opanować sytuację i Zjazd Pisarzy w czerwcu 1967 roku staje się areną pojedynku polityki z literaturą, którego zapowiedzi można było dostrzec już podczas konferencji w Liblicach w roku 1963 poświęconej Franzowi Kafce i symbolicznie grzebiącej „realizm socjalistyczny”. Dzieło praskiego Żyda piszącego po niemiecku w oczach jego czeskich czytelników czterdzieści lat później zdawało się należeć do całkiem innego realizmu, uwierającego pana na Zamku, wodza Partii i Państwa, Antonína Novotnego.

Zjazd Pisarzy w roku 1967 obfitował w kilka ważkich zdarzeń, jak choćby przemówienie pisarza Pavela Kohouta krytykującego antyizraelską politykę bloku sowieckiego podczas wojny sześciodniowej czy odczytanie słynnego listu Sołżenicyna do Związku Pisarzy Radzieckich. Tego było za wiele dla Jiříego Hendrycha, strażnika ortodoksyjnej ideologii w Biurze Politycznym; opuścił on salę i przechodząc za stołem prezydialnym, przy którym zasiadali Kundera, Procházka i Lustig, rzucił im pamiętne: „Przegraliście wszystko, wszystko do końca!”. Nazajutrz przyszła kolej na Ludvíka Vaculíka, autora Siekiery i członka redakcji tygodnika „Literární noviny”, który, wzburzony słowami Hendrycha, w swoim wystąpieniu przekroczył wszelkie granice tego, co uznawano za dopuszczalne, podnosząc bez ogródek kwestię podstawową: przejęcia władzy przez „garstkę osób pragnących decydować o wszystkim”, atakując cenzurę oraz biorąc się nawet za konstytucję. To już równało się zerwaniu.

W historii politycznej pozostanie oczywiście otwarty konflikt między pisarzami a władzą; chwilowa porażka tych pierwszych latem 1967 roku, następnie ich zwycięstwo (również chwilowe) wiosną roku 1968. Historia idei zapamięta przede wszystkim inauguracyjną mowę Milana Kundery. Podobnie jak jego koledzy, bierze on na cel cenzurę, lecz w inny sposób niż oni podchodzi do tematu swobody twórczej. Przyjmując perspektywę historyczną, rozważa los narodu czeskiego, którego istnienie „nie było bynajmniej oczywiste”, wziąwszy pod uwagę zdziesiątkowanie elit w bitwie pod Białą Górą (1620) i dwa wieki germanizacji. Powraca następnie do prowokującej kwestii postawionej pod koniec XIX stulecia przez pisarza Huberta Gordona Schauera: czy doprawdy warto było wkładać tyle wysiłku w odzyskanie przez Czechów języka mającego unieść kulturę wysoką? Czy nie lepiej było roztopić się w kulturze niemieckiej, bardziej wówczas rozwiniętej i wpływowej? Kundera ponawia pytanie niemal wiek później i udziela własnej odpowiedzi: warto było, jeśli tylko zaowocowałoby to oryginalnym wkładem w kulturę i wartości europejskie; innymi słowy, wzmacniając to, co powszechne, tym, co szczególne. Witalność czeskiej kultury w latach sześćdziesiątych zdaje się usprawiedliwiać taką ambicję czy taką hipotezę. Jednak warunkiem kulturowego wrzenia, od którego zależy istnienie narodu, jest wolność. Dla strażników ideologii, których Kundera nazywa wandalami, jego obrona niezależności kultury i wolności ducha stanowi wyzwanie. Oswobodzenie kultury spod jarzma władzy nabiera w sposób oczywisty wymiaru politycznego.

 
Wesprzyj nas