Liryczna i magnetyczna książka, bogata oraz intensywnie sugestywna, w której autor dzieli się swoją trwającą całe życie obsesją na punkcie jednego z najskrupulatniej opisanych i jednocześnie najbardziej niezrozumianych miast na ziemi.


Poza głównym szlakiem, z dala od hałaśliwego tłumu zwiedzających, którzy pielgrzymują do najważniejszych punktów kultu religijnego, odnaleźć można to, co tak naprawdę jest jądrem Jerozolimy. Esencją miasta przesiąkniętego historią i naznaczonego skomplikowaną teraźniejszością.

Matthew Teller w swojej biografii tego miejsca przedstawia palestyńskie i żydowskie społeczności Starego Miasta, zwraca uwagę na jego indyjskie i afrykańskie wspólnoty, na kulturę grecką, ormiańską i syryjską, a także ubogie rodziny romskie i mistyków sufickich.

Omawia źródła świętości Jerozolimy i idee – często zaskakująco świeckie – które ukształtowały życie w jej murach. Oddaje głos ludziom należącym do tego miejsca. Poprzez spojrzenie w odległą przeszłość i polityczną teraźniejszość, odkrywa głębię i kulturową różnorodność serca Jerozolimy.

***

Liryczna i magnetyczna książka, bogata oraz intensywnie sugestywna (z odrobiną kuminu), w której autor dzieli się swoją trwającą całe życie obsesją na punkcie jednego z najskrupulatniej opisanych i jednocześnie najbardziej niezrozumianych miast na ziemi. To nie jest kolejna biografia, ale o wiele ważniejsza książka, mówiąca o ludzkich wątkach splatających się w tkaninę nowej Jerozolimy.
Louisa Waugh, autorka Hearing Birds Fly oraz działaczka humanitarna

Fenomen. Teller zręcznie splata historię, politykę oraz doświadczenie, aby zaoferować wielowymiarowy klejnot, olśniewający i precyzyjnie oszlifowany. Często filozofuje, a jego praca rezonuje poza fizycznymi granicami miasta i jego najbardziej widocznymi cechami – okupacją i zorganizowaną religią. Ta książka jest równocześnie uniwersalna i intymna, zarazem przyjemna i przejmująca.
Massoud Hayoun, autor, When We Were Arabs: A Jewish Family’s Forgotten History

Matthew Teller
Jerozolima. Nowa biografia starego miasta
Przekład: Anna Halbersztat, Katarzyna Makaruk
Wydawnictwo Znak
Premiera: 14 lutego 2024
 
 


Uwaga dotycząca słowa „Jerozolima”

W całej książce, o ile nie mówię o mieście jako całości, przez „Jerozolimę” rozumiem to, co od około stu lat jest nazywane Starym Miastem – czyli obszar otoczony szesnastowiecznymi murami, który obejmował całą Jerozolimę do czasu, gdy w połowie XIX wieku zaczęła się ona rozrastać. Dla ułatwienia czasem używam też nie w pełni zadowalających sformułowań „Wschodnia Jerozolima” i „Zachodnia Jerozolima”, a także przestarzałego, ale wciąż aktualnego terminu „Bliski Wschód”.

Miasto gór lodowych

WPROWADZENIE DO JEROZOLIMY

Każdy z nas ma swoją Jerozolimę. Własne niebiańsko idealne miejsce, własne miasto radości. Kulminację nadziei i ucieleśnienie marzeń. Prawdziwy dom, w którym będziemy żyć w zgodzie z ludzkością i siłami wyższymi, w komforcie pewności i pewności komfortu.
Tylko, proszę, nie pomylcie swojej Jerozolimy z tą prawdziwą, ponieważ ta prawdziwa jest teraz w nie najlepszym stanie.
– W ogóle nie postrzegam Jerozolimy jako świętej. Czym zresztą jest świętość? Czujesz, że Stare Miasto jest najbardziej stresogennym miejscem na całym świecie. Za tym murem znajdziesz tak wielu agresywnych, niespokojnych ludzi. To miało być święte miasto, miasto miłości i dzielenia się, ale szczerze mówiąc, ja tego nie widzę – tak odpowiedziała mi przyjaciółka z Jerozolimy Amoun Sleem[1], gdy spytałem ją, co oznacza mieszkanie w świętym mieście. Ale potem dodała: – Jestem związana ze Starym Miastem w sposób wykraczający poza politykę i to, co ludzie czują. Nie mogę tego zmienić. Kocham je.
Tak samo napisała w swoim pamiętniku: „Nie ma nic piękniejszego od mojego domu – Jerozolimy. Mój poranny spacer po Starym Mieście ma w sobie coś magicznego”.
W Jerozolimie znajdziemy tego więcej, tego przyciągania i odpychania, gorąca i zimna. Przywilejem posiadania i przynależności jest krytykowanie, lekceważenie czy nawet nienawiść, ale jednocześnie miłość. Pewien przyjaciel powiedział mi, że zdaje sobie sprawę, iż jerozolimskie historie, na których wyrósł, są fikcją, ale nadal umarłby w obronie kamieni, które je zrodziły. To tylko część tego, co sprawia, że tak trudno zrozumieć Jerozolimę. Nieuchronnie pojawia się też rozdźwięk między tym, jak dana osoba przeżywa swoje miasto każdego dnia, a tym, jak może przekazać owo doświadczenie swoim rówieśnikom oraz osobom wtajemniczonym, nie mówiąc już o osobach postronnych – takich jak ja.
Oto słowa Johna Tleela, jerozolimskiego autora, zmarłego w 2018 roku:

Tylko mieszkając wewnątrz Starego Miasta, zamkniętego jego murami, można naprawdę poznać Jerozolimę. Wraz z jej wąskimi uliczkami zaczynasz odczuwać jej siłę. Zmieniają cię jej kaplice i święte miejsca, zostajesz ochrzczony przez miasto z kamienia. Ale nie jest łatwo być mieszkańcem Jerozolimy. Wzdłuż radości biegnie i ciernista ścieżka. Wielcy stają się małymi wewnątrz Starego Miasta.
Nie wiesz, jak traktować Jerozolimę. Większość podchodzi do niej jak do miasta. A to nie jest miasto. To nie Londyn, nie Nowy Jork, nie Paryż. To osoba. Jerozolima jest żywą osobą. Oddychającą, mówiącą, walczącą. To nie jest miasto. Każda minuta w Jerozolimie jest wyjątkowa. Daje ci nowe życie. W każdej minucie stajesz się nową osobą[2].

Dziesięć tysięcy metafor próbowało uchwycić istotę Jerozolimy. Warstwy cebuli to popularne wyobrażenie – nie tylko dlatego, że przywołuje na myśl kolejne warstwy historii, które można znaleźć zakopane pod każdą ulicą. Mustafa Abu Sway, profesor studiów islamskich, powiedział mi, że korzyścią z mieszkania tutaj jest „posiadanie właściwej wtyczki. Pozwala ci ona podłączyć się bezpośrednio do źródła energii”[3]. Podoba mi się także to, co stwierdził inny przyjaciel, pisarz Yuval Ben-Ami. Nazwał on Jerozolimę „miastem zamrożonej chwili”. Ładnie pokazuje to ideę, wedle której wszystko, co widzisz, jest zaledwie migawką. Każdy maleńki krzyż spośród setek wyrytych w kamiennych ścianach bazyliki Grobu Świętego[4] mówi o życiu pojedynczego pielgrzyma w chwili przybycia do celu. A jeśli – jak od dawna podejrzewano – maleńkie krzyżyki pochodzą z epoki krzyżowców (ostatnie badania wskazują, że mogą być wcześniejsze), to mówią one również o momencie podboju, zastygłym w kamieniu pod wpływem miecza rycerza-pielgrzyma.
Inny przykład: zwieńczenie Kopuły na Skale nie zawsze było złote[5]. Od 1022 do 1959 roku – przez dziewięćset trzydzieści siedem lat – kopułę budowli pokrywał ciemnoszary ołów. Następnie odnowiono ją przy użyciu arkuszy anodyzowanego aluminium, które wyglądały na złote, zanim w 1993 roku ponownie pokryto ją miedzianymi panelami powleczonymi dwumikronową warstwą prawdziwego złota. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci w naszym przesyconym obrazami świecie złota kopuła stała się symbolem Jerozolimy. Złota kopuła, tak często przedstawiana na tle przenikliwie błękitnego nieba, oznacza Jerozolimę[I]. Potwierdza istnienie islamskiej Jerozolimy. A wręcz wspaniale reprezentuje sam islam. Teraz jest nie do pomyślenia, że kiedykolwiek była szara czy że kiedykolwiek do tej szarości mogłaby wrócić. Złota kopuła to kolejna zamrożona chwila ukazująca rolę tego budynku na przełomie XX i XXI wieku, na styku religii i geopolityki.
Tak więc pomysł z zamrożoną chwilą jest dobry. Ale nie idzie wystarczająco daleko. Pod powierzchnią kryje się coś jeszcze, coś bardziej prowokacyjnego. Wydaje mi się, że podstawowa prawda o dzisiejszej Jerozolimie to poszarpana dyslokacja między pozorami a rzeczywistością. Cokolwiek tu widzisz, nie jest tym, co dzieje się naprawdę.

*

Przez całe życie kumin kojarzył mi się z moją pierwszą podróżą do Jerozolimy. Nie mogę dokonać w pełni świadomego porównania – byłem wtedy tylko dzieckiem – ale przypuszczam, że miasto, które zobaczyłem w 1980 roku, bardzo różniło się od dzisiejszego. To, co mam w pamięci z tamtych czasów, to rozproszone wrażenia: gładkie płyty chodnikowe pod stopami, pstrokate kolory i tkaniny zawieszone wysoko nad głową w wąskich alejkach, mój ojciec robiący coś, o czym dzisiaj nawet by nie marzył – wymieniający pieniądze w należącej do Palestyńczyka budce w Bramie Damasceńskiej. I zapachy. Tak wiele zapachów. Słodkie rzeczy. Spalone. Gnijące. Mydło do prania. Gorący chleb. Nowa skóra. Zapachy, o których nic nie wiedziałem.
Dopiero po latach, w czasach, gdy kupowanie i używanie przypraw stało się powszechniejsze także dla nas, rodziny z przedmieść Londynu, potrafiłem nazwać ten ziemisty zapach, który przez lata wypełniał moją głowę Jerozolimą. A więc to było to. Kumin. Tak jak wtedy, tak i teraz kumin i jego karmazynowobrązowy zapach dawnego ciepła przenosił mnie mentalnie do otoczonego murami Starego Miasta Jerozolimy, między tłum łokci na skrzyżowaniach migoczących, odurzających, zadaszonych uliczek, gdzie suk al-Bazar, czyli targ na ulicy Dawida, skręca w lewo w suk al-Lahhamin (Targ Rzeźników), podczas gdy wiele mniejszych targowisk wdziera się z obu stron, a główna alejka zbiega w dół, tworząc tarik Bab as-Silsila, czyli ulicę Bramy Łańcucha prowadzącą do świętych miejsc. Wszystko było na tym skrzyżowaniu: złoto, tkaniny, pieniądze, świeży chleb, owoce i mięso, skóry, kozieradki, perfumy, upał, pot, kolor, nowe twarze, nowe języki, nowi ludzie, nowe sposoby bycia. Obserwowałem, ale nie rozumiałem. Nie wiedziałem, jak wielu rzeczy nie wiem. To właśnie był kumin.
Przez lata dodawałem do wszystkiego kumin. Ale tak naprawdę do wszystkiego dodawałem Jerozolimę.

*

Jerozolima nie powinna istnieć. Mam na myśli to, że na tym terenie w ogóle nie powinno być miasta. Ponieważ nie jesteśmy budowniczymi miast, trudno nam pojąć, że w czasach, kiedy Jerozolima powstawała, jeśli ktoś miałby wytypować przestrzeń do życia, nie wybrałby tego miejsca. Źródła wody są zbyt odległe, znajdują się w głębokich dolinach lub bardzo daleko. Grzbiety wzgórz – nie najwyższe w okolicy – są w groźny sposób przeoczone. W pobliżu nie przebiegają główne szlaki handlowe. Wszystko nie tak. A jednak tu jest. „Wiedza nie rozwiewa tajemnic”, napisała Nan Shepherd[6].
Kiedy faraonowie przeklinali „Rosalimum” w tekstach powstałych dziesięciolecia przed 1900 rokiem przed naszą erą i dekady po nim, możliwe, że przeklinali właśnie Jerozolimę. Nie wiemy. Ale Jerozolima – prawdopodobnie nazwana tak na cześć Szalema, boga zachodzącego słońca – z pewnością była już w tym miejscu w momencie, gdy jej władca Abdi-Heba pisał do faraona Echnatona, a więc w 1330 roku przed naszą erą. Później, około 1000 roku przed naszą erą, według jednej z podstawowych tradycji judaizmu coś szczególnego w Jerozolimie skłoniło Dawida, być może władcę Judy, regionu położonego na południu, do zajęcia tego miasta oraz twierdzy Syjon, kontrolowanej wówczas przez Jebusytów.
Wydaje się, że Jebusyci – naród albo może tylko rodzina, tego nie wiem – oraz cały Kanaan, jak nazywano ten kraj w owych czasach, mogli już wtedy czcić Jerozolimę jako centrum świata. Możliwe, że chcieli tu mieszkać pomimo niedostatków logistycznych z powodu energii duchowej. W każdym razie, gdy Salomon, syn Dawida, wybudował Świątynię na jednym z kamienistych szczytów Jerozolimy, prawdopodobnie włączył wcześniej istniejące formy kultu Jebusytów (czyli Kananejczyków) do swoich nowych izraelickich obrzędów. Skała znajdująca się na wierzchołku, otoczona zabudowaniami Świątyni, stała się w judaizmie – nazwanym tak na cześć Judy – kamieniem węgielnym, łącznikiem między ziemią a niebem, źródłem stworzenia i centrum świata, pod którym szalały wody potopu. To tam Bóg zebrał pył, z którego uformował Adama. To tam, według tradycji judaizmu, Abraham przeznaczył na ofiarę swojego syna Izaaka.
Świątynia została zniszczona w 586 roku przed naszą erą, później odbudowana, a następnie ponownie zniszczona w 70 roku naszej ery. Do tego czasu pierwsi chrześcijanie poznali żydowskie tradycje skupione wokół Skały, ale założycielski dramat ich wiary rozgrywał się pięćset metrów na zachód, na kamienistym wzgórzu znanym jako Golgota (a później jako Kalwaria). Kilometr dalej na wschód, na Górze Oliwnej, pielgrzymi oddawali cześć skale, na której znajduje się odcisk stopy Jezusa pozostawiony w momencie jego wniebowstąpienia. W czasach chrześcijaństwa Jerozolima pozostała centrum świata, ale dwukrotne zburzenie Świątyni było oczywistym dowodem na niezadowolenie Boga z Żydów. Nauki Chrystusa zapowiadały zmianę paradygmatu i nowe otwarcie w dziejach ludzkości.
Pierwsi muzułmanie także znali tradycje żydowskie i chrześcijańskie. Już wtedy Jerozolima stanowiła dla nich miejsce o ogromnym znaczeniu[II][7]. To tutaj żyli i modlili się prorocy Abraham, Dawid, Salomon oraz Jezus. Z Mekką łączyła ją isra, nocna podróż proroka Mahometa. Ibn Abbas, kuzyn Mahometa, powiedział: „W Jerozolimie nie ma jednego centymetra, gdzie nie modliłby się prorok lub nie stał anioł”[8]. Kamień węgielny nabrał nowego znaczenia – teraz znajduje się na nim odcisk stopy Mahometa z czasów jego wstąpienia do nieba, kiedy to otrzymał od Boga polecenie, aby modlić się pięć razy dziennie.
Pod nim rozpościerała się otchłań chaosu, źródło rajskich rzek. W islamie Skała była centralnym punktem koranicznego miejsca, meczetu Al-Aksa, zbudowanego, jak wierzą niektórzy, przez pierwszego człowieka, Adama, i odbudowanego przez Salomona. Nad Skałą i wokół niej nowi muzułmańscy władcy Jerozolimy zaprojektowali architektoniczne przywołanie podstawowej roli miasta jako miejsca, w którym odbędzie się sąd ostateczny – ośmiokątny budynek, jak boski tron, ze złotą kopułą, z której biło na cały świat przesłanie islamu. Esplanada wokół tej nowej Kopuły na Skale była miejscem, gdzie dusze zmarłych zbierały się, aby usłyszeć, jak archanioł Israfil dmie w trąbę, ogłaszając koniec świata. Nadeszła pora, by to islam zasygnalizował zmianę paradygmatu i nowe otwarcie w dziejach ludzkości.
Tak jak we wcześniejszych tradycjach, istniała Jerozolima fizyczna oraz moralna, duchowa; stare, „zepsute” przesłanie i nowe, klarowne. Bez znaczenia wydawało się więc, że miasto nie miało rzeki, wartości strategicznej ani zasobów naturalnych przekładających się na bogactwo handlowe. Miało Boga.

*

Kiedyś podróżowałem przez Jordanię z przyjacielem z Vancouver, który jest niewidomy[9]. To było objawienie. Wyobrażał sobie nieznane miejsca w zupełnie nowy sposób. Jak zobrazować osobie niewidomej różnorodność dzikich kwiatów rosnących na wiejskim wzgórzu? Spróbował różnych rodzajów lokalnych miodów – jednego wysokokalorycznego, drugiego lekkiego, trzeciego pachnącego kwiatami, czwartego mdłego – i zrozumiał. Jak przekazać osobie niewidomej długowieczność okupacji na starożytnym stanowisku archeologicznym? Spacerował po hałdzie, słuchając, jak pod stopami chrzęszczą wieki porzuconej ceramiki, oraz dotykając wyrobów wysokiej jakości i tych z fajansu – i zrozumiał. Jak opiszesz miasto osobie niewidomej? Helsinki początkowo go zdeprymowały, bo tamtejsze ulice są ciche i bezwonne, musiał wejść do budynków, żeby zrozumieć. Amman na otwartej przestrzeni, z jego topograficznym echem ruchu ulicznego, muzyki i języków, z zapachami kurzu i gotowania, z targową wrzawą, ulicznym jedzeniem, bogatym w oliwę z oliwek – zrozumiał.
Ta podróż uświadomiła mi, że świat, który tworzymy za pomocą naszych oczu, jest tylko jednym ze światów, a przecież istnieją inne. Czy moje wyobrażenie o wiejskim wzgórzu jest ważniejsze, bo mogę je zobaczyć? Czy jeśli słuchamy wiersza deklamowanego w teatrze pod gołym niebem, ale moje oczy widzą, to znaczy, że moje rozumienie rzymskiego społeczeństwa lub architektury jest lepsze niż rozumienie mojego przyjaciela? Czy zobaczenie targu sprawia, że to miejsce staje się bardziej realne?
Oczy, prawdę mówiąc, nie są w Jerozolimie bardzo pomocne. Na cokolwiek patrzysz – na ulicę, budynek, ludzi, broń – nie poznasz prawdy na podstawie tego, co widzisz. Kiedy rasiści chcą tu zaatakować obcych, (czasami) pytają ich najpierw, kim są. Kolor skóry i cechy fizyczne nic nie zdradzają. Pomijając charakterystyczny ubiór – na przykład hidżab, kipę[III] czy takie tradycyjne stroje jak kaftan albo szarawary – nie możesz, tylko patrząc, stwierdzić, kto jest Izraelczykiem, a kto Palestyńczykiem, kto jest Arabem, a kto Kurdem lub Ormianinem, kto jest muzułmaninem, wyznawcą judaizmu czy kimkolwiek innym. To, co widzisz, nie odzwierciedla prawdy, tak jak nasza twarz nie odzwierciedla naszej wewnętrznej rzeczywistości.
Osoby widzące nie są w stanie odtworzyć wrażeń, jakie daje ślepota, ale mogą nauczyć się traktować dowody wizualne z rezerwą – a najlepszym miejscem ku temu jest Jerozolima, miasto gór lodowych. Na powierzchni widać zaledwie dziesięć procent, a jeśli próbujesz nawigować wyłącznie za pomocą swojego wzroku, możesz się znaleźć pod lustrem wody i szybko zatonąć.

*

W 1965 roku, gdy granica międzynarodowa przebiegała przez środek Jerozolimy – a raczej, gdy Jerozolima składała się z dwóch miast znajdujących się w dwóch państwach – przyjechał do niej król, aby otworzyć hotel. Zachowało się zdjęcie z tego wydarzenia, ukazujące Husajna I z Jordanii, zaledwie dwudziestodziewięcioletniego, kroczącego przez lobby nowego eleganckiego hotelu St George, z uśmiechem równie niedopasowanym, co jego garnitur, zapięty i z wąskimi klapami[10].
– Wiesz, był taki czas, że gdy coś się działo, to działo się tutaj. – Księgarz i impresario literacki Mahmud Muna pochyla się nad kasą, rzucając cień na monografię autorstwa palestyńskiego artysty. – Umm Kulsum, Fajruz oraz Abd al-Wahhab, wszyscy oni najpierw przybyli do Jerozolimy – mówi, wymieniając trzy wielkie gwiazdy arabskiej muzyki XX wieku. – To miasto utraciło swój czar.
Ma na myśli Nakbę (słowo to po arabsku oznacza katastrofę), wysiedlenie i stratę towarzyszące wojnie i deklaracji niepodległości Państwa Izrael w 1948 roku, kiedy to zniszczono palestyńskie społeczeństwo. W innej wojnie w 1967 roku – czy może, precyzyjniej rzecz ujmując, podczas innej części tej samej wojny – Izrael pokonał Jordanię i stał się wojskowym okupantem Wschodniej Jerozolimy. Obszar ten obejmuje Stare Miasto, otoczone szesnastowiecznymi murami, w którym znajdują się najważniejsze święte miejsca dla chrześcijan, muzułmanów i żydów. Izrael wyznaczył nowe granice Wschodniej Jerozolimy, a następnie przyłączył ją do państwa izraelskiego, przesuwając centrum miejskiej energii na zachód, marginalizując jej palestyński charakter i rozszerzając żydowską obecność oraz swój wpływ, zwłaszcza w obrębie Starego Miasta. Około trzystu siedemdziesięciu tysięcy Palestyńczyków[11] we Wschodniej Jerozolimie nadal nazywa się jedynie lokatorami, a nawet pozbawia ich tego statusu, jeśli regularnie nie dostarczają dowodu na to, że „centrum ich życia” znajduje się w mieście[12].
Tak jak Zachodnia Jerozolima przed 1967 rokiem była ograniczona przez jordańską granicę, tak Wschodnią Jerozolimę od tego czasu ograniczają pierścienie izraelskich osiedli, nielegalnych według prawa międzynarodowego, otaczające miasto razem z tym, co eufemistycznie jest nazywane barierą bezpieczeństwa, ośmiometrowym betonowym murem biegnącym przez przedmieścia. Mur fizycznie i psychologicznie odcina palestyńską Jerozolimę od jej wiejskiego zaplecza oraz izoluje mieszkańców Jerozolimy od reszty palestyńskiego społeczeństwa i palestyńskiej gospodarki. W ciągu kilkudziesięciu lat od czasu wizyty króla Husajna I we Wschodniej Jerozolimie nie otworzono ani jednego międzynarodowego hotelu. Turyści niemal bez wyjątku wjeżdżają do Jerozolimy od strony Izraela. Z dwunastu tysięcy pokoi hotelowych blisko jedenaście tysięcy jest zlokalizowanych po zachodniej stronie[13]. Ta proporcja, dziewięćdziesiąt do dziesięciu, znajduje odzwierciedlenie w profilach marketingowych ministerstw turystyki – izraelskiego i palestyńskiego – oraz we względnej widoczności rządowych i pozarządowych przekazów w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Zarówno lokalnie, jak i globalnie dominuje jedna narracja o Jerozolimie.
U podstaw tego stanu rzeczy leży inwazja Wielkiej Brytanii na Palestynę w 1917 roku, która położyła kres ponaddwunastowiecznemu panowaniu muzułmanów w Jerozolimie, przerwanemu wcześniej tylko raz na osiemdziesiąt osiem lat w XII wieku przez Królestwo Jerozolimskie założone przez krzyżowców. Brytyjskie rządy kolonialne przedkładały ambicje palestyńskich społeczności żydowskich nad dążenia wszystkich innych grup. Jerozolima nie zawsze stanowiła grę o sumie zerowej, ale Brytyjczycy taką ją uczynili w naszych czasach. Jerozolima oddaliła się od Arabów i muzułmanów na całym świecie – tak jak kiedyś od żydów. Stała się symbolem tęsknoty, silniejszym w wyobraźni niż w rzeczywistości. Większość z nich nie może nawet jej odwiedzić. Ci, którzy nie mają obywatelstwa izraelskiego, muszą najpierw ubiegać się o wizę na wjazd do Izraela; a jeśli już ją otrzymają, muszą stawić czoła przesłuchaniom urzędników granicznych, którzy często i tak odmawiają wjazdu. Nawet Palestyńczycy mieszkający na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy nie mogą wjechać do Jerozolimy bez izraelskiego pozwolenia, które rzadko jest wydawane.
– Na Starym Mieście panuje dziwna energia – powiedział mi Baszar Murad, muzyk mieszkający za murami, we Wschodniej Jerozolimie. – To piękne miejsce, ale jeśli tam pójdziesz, wszędzie zobaczysz izraelskich żołnierzy, stojących z bronią w ręku, a gdy zechcesz zwiedzić Al-Aksę, zostaniesz przez nich przesłuchany na wejściu, potraktują cię jak kryminalistę. To sprawia, że w ogóle nie chce ci się tam iść[14].
Są też prowokatorzy. Ekstremistyczne elementy syjonistycznej prawicy religijnej – tak w Izraelu, jak i gdzie indziej, zarówno żydowskie, jak i działające wśród ewangelicznych chrześcijan – głoszą ideę zrównania z ziemią Kopuły na Skale i zastąpienia ją Trzecią Świątynią, jako preludium do powrotu mesjasza lub w połączeniu z nim. Przez ponad pięćdziesiąt lat nieuczciwi rabini ośmielali się urzeczywistniać te fantazje, odprawiając nielegalne nabożeństwa, budując koalicje fanatyków oraz wystawiając na Starym Mieście makiety obrazujące to, jak nowa świątynia mogłaby wyglądać.
„Wojna 1967 roku przekształciła Jerozolimę z obiektu najszlachetniejszych dążeń ludzi do świętości w plac zabaw dla piromanów”, napisał ponuro jeden z izraelskich prawników zajmujących się prawami człowieka[15].

*

Gdyby obszar w obrębie jerozolimskich murów był niezależnym miastem, byłby jednym z dwudziestu najbardziej inwigilowanych miast na świecie, porównywalnym z Dubajem i Urumczi, chińską stolicą Ujgurów[16]. Izraelska policja w zdalnym centrum kontroli monitoruje sieć czterystu kamer CCTV, obserwujących przez całą dobę każdą ulicę i alejkę Starego Miasta. W niektórych miejscach kamery są zamontowane co dwadzieścia metrów. Sprawia to, że Palestyńczycy, którzy tam mieszkają i pracują, a także wszyscy turyści i odwiedzający są poddawani straszliwej kontroli. Izraelski wywiad wykorzystuje technologię satelitarną do śledzenia ruchu poszczególnych smartfonów na ulicach, a drony monitorują ich aktywność z powietrza. W 2019 roku amerykańska stacja NBC podała, że oprogramowanie do rozpoznawania twarzy jest wykorzystywane do śledzenia osób we Wschodniej Jerozolimie, ale izraelska policja temu zaprzeczyła[17].
Według aktualnych szacunków liczba mieszkańców Starego Miasta wynosi około trzydziestu pięciu tysięcy lub nieco więcej, z czego ponad dziewięćdziesiąt procent stanowią Palestyńczycy. Około dwóch trzecich z nich nie ukończyło trzydziestego roku życia[18]. Okupacja izraelska pogłębia ubóstwo, pogarsza stan zdrowia psychicznego, nasila nadużywanie alkoholu i narkotyków oraz potęguje inne problemy społeczne, w tym przeludnienie[19]. W niektórych dzielnicach Starego Miasta na jeden dunam[IV] przypada więcej ludzi niż w najgęściej zaludnionych dzielnicach Karaczi, Hongkongu czy Nairobi[20]. Jednak chociaż ideologiczne organizacje żydowskich osadników nękają mieszkańców Starego Miasta ofertami opiewającymi na miliony dolarów (często za pośrednictwem zwodniczo życzliwych pośredników) za każdą nieruchomość, dużą lub małą, dzięki której mogliby wzmocnić swoją obecność, większość ludzi jest zdecydowana pozostać na miejscu.
W przewodniku Baedekera z 1876 roku napisano: „Tylko cierpliwie wnikając pod nowoczesną powłokę śmieci i zgnilizny, która zasłania święte miejsca, podróżnik może w końcu uświadomić sobie obraz starożytnej Jerozolimy”. Pięćdziesiąt lat później Thomas Edward Lawrence ujął to nieco lepiej: „Jerozolima była obskurnym miastem… Zjednoczone siły przeszłości i przyszłości były tak silne, że miasto prawie nie miało teraźniejszości. Jego mieszkańcy, z rzadkimi wyjątkami, byli pozbawieni charakteru jak służba hotelowa, żyjąca z tłumu przejeżdżających gości”[21].
Sto lat po Lawrensie nadal znajdą się tacy, którzy bardziej od ludzi cenią kamienie. Często widzi się to w Jerozolimie, kiedy turyści (nie mówiąc już o władzach) traktują mieszkańców miasta nie tylko jak kogoś mało znaczącego wobec ich celów, lecz także jak przeszkodę w realizacji planów, godną jedynie pogardy i odrzucenia. Pewnego popołudnia pisarz George Hintlian tak mi opisał swoich współmieszkańców w Jerozolimie: „Blask w ich oczach zgasł. Można określić, jaki panuje tu nastrój, po opuszczonych ramionach ludzi”.

*

Oto opowieść o murach i przestrzeni, którą one otaczają.
Żydowską Świątynię zaprojektowano jako ciąg koncentrycznych dziedzińców[22]. Po przebudowie dokonanej przez Heroda najbardziej wysunięty na zewnątrz, nazwany Dziedzińcem Pogan, był dostępny dla wszystkich. Kolejnym był Dziedziniec Kobiet, przeznaczony wyłącznie dla żydów. Stamtąd tylko żydowscy mężczyźni mogli wejść na Dziedziniec Izraelitów. Na wewnętrznym Dziedzińcu Kapłanów mieścił się sam budynek świątyni, którego westybul prowadził do świętej komnaty. Z tyłu tejże znajdował się trzon całego kompleksu, bogato zdobione Sancta Sanctorum, Święte Świętych, miejsce przechowywania Arki Przymierza, skrzyni, z której Bóg przemawiał do Mojżesza, zawierającej kamienne tablice z Dekalogiem. Tylko jeden człowiek, najwyższy kapłan, mógł wejść do Sancta Sanctorum, i to tylko w jeden dzień w roku, w Jom Kippur, Dzień Pojednania. Ale Arka zniknęła, może podczas zniszczenia świątyni Salomona w 586 roku przed naszą erą. W czasach Heroda Sancta Sanctorum stało puste już od ponad pięciuset lat. Niczego w nim nie było.
Zapamiętaj ten obraz.
Do bazyliki Grobu Świętego prowadzą dwie bramy, otwierające się z ulicy na zamknięty dziedziniec. Z tego miejsca wierni wchodzą do świątyni, przechodzą przez dziedziniec do centralnej rotundy znanej jako Anastasis (Rezurekcja). Tutaj pod wielką kopułą stoi edykuł, niewielki budynek w budynku, w samym centrum całego kompleksu. Wewnątrz niego kaplica przedsionkowa prowadzi do najświętszego z miejsc, zawierającego grób Jezusa. Odkąd Syn Boży zwyciężył śmierć, zmartwychwstając na trzeci dzień, grób pozostaje pusty.
Na terenie Haram asz-Szarif, czyli zespołu meczetu Al-Aksa, znajduje się obecnie dziesięć bram otwierających się z okolicznych ulic na zamkniętą esplanadę na szczycie wzgórza. Po wejściu na ten ogrodzony teren wierni wchodzą na kolejną platformę wyznaczoną przez wolnostojące arkady. Na szczycie platformy wznosi się błyszcząca, zdobiona Kopuła na Skale. Wejście do tego budynku prowadzi najpierw przez wewnętrzne krużganki otaczające samą odsłoniętą Skałę, Kamień Węgielny, miejsce styku ziemi i nieba oraz punkt, z którego Mahomet wzniósł się na audiencję u Boga. Schody z wewnętrznych krużganków prowadzą do najświętszego ze wszystkich miejsc – Studni Dusz, gdzie dusze zmarłych oczekują na sąd ostateczny. Oprócz niszy wskazującej kierunek modlitwy, grota jest pusta.
Te trzy miejsca: Sancta Sanctorum, Grób Pański oraz – w mniejszym stopniu – Studnia Dusz, są fundamentalne dla wiary i praktyki w judaizmie, chrześcijaństwie i islamie. Jerozolima jest miastem murów, bram i kamieni, ułożonych w koncentryczne warstwy. Ich otoczenie, jak pisał Hisham Matar o Sienie, „nie tyle odpycha, co intensyfikuje” wewnętrzną jerozolimskość[23]. Mijamy mury, przechodzimy przez bramy, dotykamy kamieni. Wyznaczamy sobie drogę z zewnętrznych dziedzińców naszego codziennego świata na wewnętrzne dziedzińce tego, co najświętsze, najbardziej jerozolimskie. Kiedy już uczyniliśmy wystarczająco dużo, aby uzyskać dostęp, kiedy już wszystkie bariery zostały usunięte, a każda brama otwarta, docieramy, wzruszeni, oszołomieni, do pomieszczenia, w którym nie ma nic. Przeniknięcie do samego serca tajemnicy prowadzi nas do nas samych, w pustej przestrzeni.
Spotkanie z tym, co niewidzialne i niematerialne – z tym, co niewysłowione – jest powodem istnienia tego miasta. Cokolwiek tu widać, nie jest tym, co dzieje się naprawdę.

[I] Tak dosłownie jest w palestyńskim języku migowym, w którym słowo „Jerozolima” miga się za pomocą ułożonych w kształt kopuły palców prawej ręki opartych na grzbiecie lewej ręki. (Inaczej jest w językach migowych społeczności izraelskich Żydów oraz w innych, w których słowo „Jerozolima” sygnalizuje się przez pocałowanie koniuszków palców prawej dłoni, którą następnie obraca się na zewnątrz, tak jakby przyciskając opuszki palców do Ściany Płaczu).

[II] Jerozolima nie jest wymieniona z nazwy ani w Koranie, ani w Torze (więcej na ten temat w przypisach do niniejszego rozdziału), a jednak zajmuje centralne miejsce w obu tych dziełach i wielu innych, zarówno w islamie, jak i w judaizmie (oczywiście także w chrześcijaństwie). Miasto zawsze odgrywało główną rolę w praktykach religijnych i duchowych pragnieniach we wszystkich trzech tradycjach.

[III] Hidżab – chusta noszona przez część muzułmanek; kipa – nakrycie głowy noszone przez niektórych Żydów.

[VI] Dunam – pochodząca z czasów osmańskich miara powierzchni ziemi, równa tysiącowi metrów kwadratowych.

1
Podziały są nieistotne

JAK PODZIELONO JEROZOLIMĘ NA CZTERY CZĘŚCI

Porozmawiajmy o mapach. Mapy Jerozolimy pokazują Stare Miasto podzielone na cztery dzielnice: górną lewą Dzielnicę Chrześcijańską, górną prawą Dzielnicę Muzułmańską, dolną lewą Dzielnicę Ormiańską i dolną środkową Dzielnicę Żydowską. Taki elegancki podział[1].
Wygląda to podobnie niemal na wszystkich współczesnych mapach. Na wielu nawet oznaczono dzielnice kolorami – każda z nich jest jednolicie zacieniowana i ma precyzyjnie wyznaczone krawędzie oznaczające granice między kolejnymi kwartałami. To komplikuje kwestie takich miejsc jak na przykład Brama Jafy. Rozciąga się ona nad jedną z takich granic. Więc do której z dzielnic przynależy – do chrześcijańskiej na północy czy ormiańskiej na południu? (Co za szalone pytanie! Jakby Ormianie nie byli chrześcijanami!)
Idea czterech dzielnic Jerozolimy nie jest stara. Pochodzi z XIX wieku. To nie ulega wątpliwości. Jednak we wszystkich moich lekturach do tej książki, a także wcześniejszych, nigdy spotkałem się z wyjaśnieniem, kto wpadł na ten pomysł – ani w mediach, ani w literaturze, ani nawet w środowisku akademickim. A przecież niezwykle ważne jest zbadanie, skąd wziął się ten pomysł i dlaczego się utrzymał, ponieważ cztery dzielnice umacniają powszechne założenie, że współczesny konflikt w Jerozolimie sprowadza się do odwiecznej nienawiści między religiami – a to kłamstwo, które warto obalić. Ale nikt tego nie robi. Pojawienie się czterech dzielnic zawsze opisuje się tak, jakby nastąpiło spontanicznie, w czasie, gdy liczni Europejczycy zaczęli odkrywać Jerozolimę i sporządzać mapy tego miejsca. Jednego dnia Jerozolima była całością, następnego miała cztery dzielnice.

Niedorzeczne. A jednak wszyscy uznają to za prawdę: „Stare Miasto jest podzielone na cztery części”. Każdy opis. Każdy artykuł. Każda mapa. Każdy przewodnik. Uznani uczeni w pracach naukowych analizują osmańskie spisy ludności w najdrobniejszych szczegółach, śledząc rozwój osadnictwa w Jerozolimie od czasów wypraw krzyżowych, i zawzięcie kwestionują przyczyny, wpływy oraz motywacje – ale potem po prostu akceptują, bez żadnego komentarza, nagłe dziewiętnastowieczne przejście do czterech dzielnic. Takie życie. Niekwestionowane. Niezbadane.
Jeśli macie szczęście, możecie spotkać kogoś mówiącego coś w stylu: „Dziewiętnastowieczni odkrywcy po raz pierwszy podzielili miasto na cztery dzielnice na sporządzonych przez siebie mapach” – ale z tego, co wiem, nikt nigdy nie sprawdził, kto, kiedy i dlaczego tak zrobił.
Więc ja się tego podjąłem. I myślę, że znalazłem odpowiadającą za to osobę. I dowiedziałem się, kiedy to zrobiła. Oraz, przynajmniej z grubsza, dlaczego.

*

„Uliczki Jerozolimy są prążkowane jak tygrys. Nieustannie przechodzisz między pasami światła słonecznego a pasmami cienia”, napisał w ujmujący sposób jeden z odwiedzających osiemdziesiąt lat temu[2]. Najruchliwszą z tych uliczek jest suk Chan az-Zajt. Suk oznacza targ, chan – karawanseraj, a zajt – oliwkę, ale także oliwę. Przez setki lat, aż do XX wieku, ta zatłoczona ulica była pełna warsztatów, w których wyciskano oliwki, a oliwę przechowywano, sprzedawano lub przetwarzano na produkty takie jak oliwkowe mydło. Nie jestem zakupowym influencerem, ale szczerze – jeśli nigdy nie myliście się aromatyczną kostką ręcznie robionego mydła oliwkowego, cóż, czeka na was zupełnie nowy świat łazienkowej błogości. Jest cudowne. Produkcja mydła z oliwy z oliwek przetrwała w Nablusie, który z niego słynie, a także była filarem suku w Aleppo przed wojną w Syrii, ale w Jerozolimie, o ile wiem, zupełnie zniknęła.
A to dopiero szansa na biznes.
Mimo swojego znaczenia i natężenia ruchu pieszego Chan az-Zajt to brukowana alejka o szerokości zaledwie kilku metrów, rozciągająca się z południa na północ, wspinająca się od Bramy Damasceńskiej do centrum Starego Miasta, ze sklepami ciągnącymi się po obu jej stronach, krzykami i zgiełkiem. Można tu kupić dziecięce buciki, sok pomarańczowy lub złote kolczyki. Zabytkową ikonę religijną lub kanapkę, kartę SIM, szafran lub zlew kuchenny. Pielgrzymi się snują, kupujący się rozglądają, koty wałęsają się po śmietnikach, od czasu do czasu zakonnica lub ksiądz w sutannie przemkną w obłoku kadzidła, fachowcy przyspieszają, obwoźni handlarze syczą, cmokają i krzyczą, żeby ich przepuścić, a jedynymi pojazdami, które mogą się przedostać, są brudne miniciągniki z silnikami diesla, które ciągną przyczepy w górę i w dół po schodkowych alejkach, żeby dostarczyć zamówienia lub zebrać śmieci. Jest to najbardziej intensywna, oszałamiająca i wciągająca ulica handlowa na świecie.
I nikt nie wie, w której z „dzielnic” powinna się znajdować. Według większości map – w Dzielnicy Muzułmańskiej, ale przecież znajdują się na niej kaplice, stanowi część Via Dolorosa – wielowiekowego chrześcijańskiego szlaku pielgrzymkowego – oraz prowadzi prosto do bazyliki Grobu Świętego. Niektóre mapy traktują ją jako linię podziału. Wówczas wschodnia strona ulicy zaliczana jest do Dzielnicy Muzułmańskiej, a zachodnia do Dzielnicy Chrześcijańskiej. Czy to oznacza, że morela, którą pewnego dnia upuściłem na środku drogi, jest morelą muzułmańską, czy chrześcijańską?
Można uznać, że nie ma znaczenia, w której dzielnicy znajduje się Chan az-Zajt. Po prostu jest. No właśnie. Żadna z dzielnic nie ma znaczenia. Całe miasto po prostu jest. Ale autorzy niektórych map robią się nachalni. Ponieważ Dzielnica Muzułmańska zajęłaby w innym przypadku zbyt dużo miejsca – rozciągając się od północnowschodniego rogu, obejmując ponad połowę Starego Miasta – decydują się wcisnąć zmniejszoną etykietę „Dzielnica Muzułmańska” tuż obok Bramy Heroda. W ten sposób, w centralnej części, wokół Chan az-Zajt, powstaje próżnia – nieokreślona strefa, czekająca na chętną osobę, która zgłosiłaby do niej roszczenia[I]. Odpowiada to politycznym aspiracjom w Izraelu, który popiera wysiedlenia palestyńskiej społeczności, od dawna zamieszkującej Jerozolimę.
Inni autorzy map, mający podobne zakusy, mogą rozciągnąć etykietę „Dzielnica Żydowska” w kierunku zachodnim, przyznając jej dodatkowe skrawki terytorium, które ocierają się o mury terenów ormiańskich. A jeśli zajrzycie do izraelskiego biura turystycznego, znajdziecie w nim plany Jerozolimy z odwróconym Starym Miastem, z zachodem umieszczonym na dole, ponieważ z tego kierunku wchodzi większość turystów z Izraela. Przy takim układzie Brama Jafy staje się głównym punktem odniesienia – zwłaszcza że ukazana jest w nierealistycznym rozmiarze i przypomina trójwymiarowy model. Dzielnica Chrześcijańska z bazyliką Grobu Świętego znajduje się na godzinie dziesiątej, a Dzielnica Żydowska, z centrum turystycznym, Ścianą Płaczu, na godzinie drugiej. Pomiędzy nimi, w subtelnie wytworzonej centralnej próżni, znajdują się suk i większa część miasta. Dzielnica Ormiańska wydaje się drugorzędna, a Dzielnica Muzułmańska jest wyizolowana na dalekim krańcu strony, spłaszczona przez perspektywę i w dużej mierze pozbawiona szczegółów.
W ten sposób mapy kształtują nasze postrzeganie, celowo ukrywając prawdę, a jednocześnie, być może nieumyślnie, ujawniając motywację swych twórców.

*

Pojawiają się kolejne problemy. Konfiguracja „czterech dzielnic” pomija Wzgórze Świątynne, ale zwykle pokazuje się je jako schludnie otoczony murem prostokąt, wizualnie oddzielony od reszty Starego Miasta. Zazwyczaj oznacza się go przy użyciu innej konwencji typograficznej niż dzielnice. Czy Haram znajduje się w Dzielnicy Muzułmańskiej, czy nie? Biorąc pod uwagę, jaki ma status w islamie, miałoby to sens, ale na każdej mapie Jerozolimy jest on otoczony wyraźnymi, prostymi liniami granicznymi, oddzielającymi go od otaczających ulic. Status Wzgórza jako świętego miejsca, otwartego i niezabudowanego, mógłby sugerować, że nie jest ono zamieszkane jak reszta Starego Miasta, choć tak naprawdę ludzie przez stulecia żyli na nim i wciąż żyją[3]. W judaizmie ma ono status terenu obecnie zniszczonej Świątyni Jerozolimskiej, co dla niektórych stanowi argument przeciwko włączaniu go do Dzielnicy Muzułmańskiej.
Tak więc Wzgórze Świątynne stoi samotnie na mapie, rzadko, jeśli w ogóle, przykryte kartograficzną etykietką „Dzielnica Muzułmańska”. My, zwiedzający, możemy więc wyobrażać je sobie jako coś w rodzaju specjalnej, piątej dzielnicy. Nie jest nią, oczywiście. Wzgórze to miejsce muzułmańskie, ściśle powiązane z życiem ludzi mieszkających na nim i wokół niego – a także z niezliczoną rzeszą innych, znajdujących się w większej odległości osób – w sposób, który nie ma nic wspólnego z wyrazistymi, szybko kreślonymi liniami na mapie. Jak ujęła to pisarka Ahdaf Soueif: „Północne i zachodnie mury Al-Aksy wcale nie są murami; są porowatą miejską granicą, którą wypełniają ludzie, szkoły, biblioteki i archiwa”[4].
Podział na dzielnice to plaga Jerozolimy. Kiedy zbliżacie się do miasta po raz pierwszy, możecie słusznie założyć, że cztery dzielnice (a może jest ich pięć?) oraz ich przypisanie do konkretnych społeczności religijnych są w jakiś sposób święte. Święte miasto podzielone na święte dzielnice. Od tego błędu już tylko krok do następnego – myślenia, że w Dzielnicy Chrześcijańskiej mieszkają (lub, być może, mogliby mieszkać) tylko chrześcijanie. W końcu na Zachodzie pozostała pamięć o gettach, ściśle wyznaczonych i często otoczonych murem dzielnicach miast, do których w przeszłości wtłaczano Żydów. Słowo „getto” przetrwało do naszych czasów, skażone Holokaustem, traumą czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych i ciągłym cierpieniem kolorowych społeczności w miastach Zachodu. Można zapytać, zasadnie, czy oznaczone kolorami „dzielnice” w Jerozolimie są w rzeczywistości gettami.
Z tej podwójnej pomyłki z łatwością można by wywieść niewypowiedziane wprost przesłanie, że wy, niewinni odwiedzający, w jednej dzielnicy możecie być milej widziani niż w innej. Widząc na mapie wszystkie te strefy religijności, można wywnioskować, że należy, dla własnego bezpieczeństwa i aby nikogo nie urazić, trzymać się blisko swoich ludzi, kimkolwiek by oni byli.
Takie wnioski pasują do narracji opartej na podziale i wykluczeniu. W rzeczywistości chrześcijanie mieszkają w Dzielnicy Muzułmańskiej, a muzułmanie w Dzielnicy Żydowskiej. (A Żydzi mieszkają również na terenie Starego Miasta, ale ich obecność w dzielnicach Chrześcijańskiej, Muzułmańskiej i Ormiańskiej obecnie jest anomalią, wynikającą nie z naturalnego wzrostu społeczności, ale z usankcjonowanej przez państwo izraelskie polityki przejmowania nieruchomości i osiedlania się, wbrew prawu międzynarodowemu, po tym jak Jordania wygnała społeczność żydowską ze Starego Miasta w 1948 roku).
A jednak na mapach, z których wszyscy dziś korzystamy, Stare Miasto w Jerozolimie wygląda jak układanka stref zakazu wstępu. Wydaje się, że jest to miejsce, do którego trzeba się ostrożnie zbliżyć, żeby zrobić to, co chce się zrobić, albo zobaczyć to, co się chce zobaczyć, a potem wyjechać.
Ma to swoje przyczyny.
Ale najpierw: jedzenie. I wycieczka przez granicę do jeszcze wcześniejszej mapy Jerozolimy, znajdującej się w Jordanii.

*

W Madabie, wesołym, średniej wielkości miasteczku targowym położonym wśród pól pszenicy na wzgórzach na wschód od Morza Martwego, można dobrze zjeść. Nie jest to bogate miejsce, ani też szczególnie ładne, ale od czasu do czasu pozwala dojrzeć fragment przeszłości – sypiący się kamienny mur, wąski balkon na zakręcie ulicy, prosto jak z dziewiętnastowiecznej fotografii. Pojazdy – mieszanka mercedesów, samochodów dostawczych i pick-upów należących do rolników wiozących wystraszone owce – nadal poruszają się główną ulicą, biegnącą przez centrum, zamiast jechać przez przedmieścia. Poza piekarniami, cukierniami oraz aromatycznymi okienkami z falafelami, uliczki za starym targiem owocowo-warzywnym w Madabie skrywają kilka restauracji mieszczących się na kamiennych dziedzińcach w stylu osmańskim, gdzie eleganccy kelnerzy podają puszyste, gorące chlebki posypane nasionami czarnuszki, pikantne sery owcze, kawałki cytrynowego, grillowanego kurczaka i lekkie, kwiatowe jordańskie chardonnay.
Zamożni Ammańczycy lubią Madabę. Jest także przyjemna i łatwo dostępna dla obcokrajowców, a jeśli się poszuka, można znaleźć dowody na istnienie jeszcze bardziej zamierzchłej przeszłości. Wzgórza usiane są dolmenami. Za rzędami sklepów z dywanikami i krucyfiksami z drewna oliwnego rozciąga się rzymska droga. Góra Nebo, z której Mojżesz dojrzał ziemię obiecaną przez Boga potomkom Abrahama, jak mówi Księga Powtórzonego Prawa, znajduje się kilka kilometrów dalej. Na podłodze głównego greckiego kościoła prawosławnego w Madabie, zbudowanego sto trzydzieści lat temu na ruinach znacznie większego przybytku, zachowała się najstarsza na świecie mapa Jerozolimy.

Pierwszy raz zobaczyłem ją w 1997 roku. Z tego, co pamiętam, stałem godzinami przy sznurze rozciągniętym wzdłuż postrzępionej granicy na zakurzonej podłodze kościoła, gdzie nowoczesne ceramiczne płytki między ławami ustępują miejsca bizantyjskim tesserom. Zatraciłem się, wpatrując w Jerozolimę, sugestywny, nieostry owal wypełniony szczegółami mającymi tysiąc czterysta lat. Mozaika przedstawia miasto w ukośnej perspektywie, jakby z wysokiego punktu widokowego: widać zewnętrzną stronę otaczającego miasto muru zachodniego i wewnętrzną stronę muru wschodniego. Budynki znajdujące się w środku przypominają trójwymiarowe modele. Jest to tak wyraziste, że można sobie wyobrazić, że chodzi się po tych ulicach. Można dostrzec główne bramy, w tych samych miejscach, w których stoją dzisiaj, śledzić linie alejek targowych, tych samych, co dzisiaj, oraz poczuć smród zwierzęcych odchodów na maleńkich uliczkach przed otwartymi drzwiami budynków.
Mapa w Madabie została stworzona, by sławić dzieła Boże, ale także aby pomóc chrześcijańskim pielgrzymom w dotarciu do świętych miejsc. Przekazując, podobnie jak wcześniejsze i późniejsze mapy, informacje merytoryczne przemieszane z cząstkowymi ocenami i założeniami, jest ona w dużej mierze dokładna kartograficznie, nawet dzisiaj. Jerozolima, zjednoczona, niepodzielona, stanowi całość. Mapa rozciąga się od współczesnego Libanu na północy, do delty Nilu na południu, od wybrzeża Morza Śródziemnego na zachodzie do otwartej pustyni na wschodzie. Artysta uwzględnił wszystkie najważniejsze miasta – Jerozolimę, Betlejem, Nablus, Jerycho, Gazę i inne. Po Morzu Martwym płyną łodzie prawdopodobnie załadowane pszenicą oraz solą. Święte miejsca, od ogrodu Oliwnego do sanktuarium Lota, są precyzyjnie opisane po grecku. Dolinę Jordanu przemierzają gazele i lwy.
Gdy stworzono tę mapę, czyli prawdopodobnie w latach pięćdziesiątych VI wieku, Madaba była miejscem o dość dużym znaczeniu. Kwitło w niej życie chrześcijańskie, stanowiła też regionalne centrum sztuki: do dziś w mieście i pobliskich wioskach zachowały się dziesiątki misternych mozaik. Kiedy sześćdziesiąt lat później nadciągnęły wojska perskie, a wkrótce potem arabskie wojska muzułmańskie, Madaba poddała się bez walki, dzięki czemu zachowała swoją chrześcijańską tożsamość i ludność: budowano kościoły i układano mozaiki jeszcze przez sto lub więcej lat. Odkryta w pobliżu mozaika wspomina o biskupie Madaby jeszcze w 785 roku. Czy chrześcijanie w tamtych czasach nadal zbierali się tutaj – dokładnie w tym miejscu, w którym stoję – żeby zapoznać się z tą mozaikową mapą na podłodze kościoła, tak starą dla nich, jak dla nas jest teraz Wołanie o prawa kobiety Wollstonecraft? Czy używali jej, aby odwiedzić pobliską Jerozolimę, wówczas już miasto islamskie?
Los Madaby odwrócił się i przez wieki, zwane przez nas średniowieczem, leżała opuszczona, pod gruzami. Wspomnienie o jej mozaikach i cudownej mapie wyblakło. Dopiero w latach osiemdziesiątych XIX wieku, gdy Madaba ponownie się zaludniła, mapa – wyjątkowe dzieło, wyrażające poglądy ludzi żyjących u progu Jerozolimy – ujrzała światło dzienne.

[I] Nie zawsze była ona nieokreślona. W jerozolimskim Muzeum Sądu Starego Jiszuwu znajduje się hebrajskojęzyczna mapa, opublikowana dla syjonistycznych pionierów na początku XX wieku, według której Stare Miasto składa się z pięciu dzielnic – tradycyjnych czterech oraz obszaru pośrodku nazwanego rowa meoraw, czyli „Dzielnicy Mieszanej”. W rzeczywistości w tym okresie większość miasta zamieszkiwała mieszana ludność: tę etykietę stworzono, aby zapewnić sobie prawo do przyszłej rozbudowy Dzielnicy Żydowskiej. To roszczenie nadal istnieje. Autor jednej z hebrajskojęzycznych map z 1984 roku próbował zrealizować tę samą ambicję, sytuując napis „Dzielnica Żydowska” w tym samym miejscu, na północ od ulicy Bab as-Silsila.

 
Wesprzyj nas