Zaangażowana powieść szpiegowska, która w zdumiewający sposób ujawnia ekscesy naszych czasów.


9 współczesnych Robin Hoodów, 9 wyjętych spod prawa, którzy z narażeniem życia walczą o dobro i sprawiedliwość.

Genialni hakerzy próbują zniweczyć plan garstki wpływowych bogaczy zwanych drapieżcami, którzy chcą doprowadzić do chaosu, zagarnąć całe bogactwo i posiąść niczym nieograniczoną władzę.

***

Fantastyczne portrety bohaterów, ukazujące ich słabostki i przeszłość… Niczym doskonały gawędziarz, Levy potrafi trzymać czytelnika w napięciu.
„Le Figaro littéraire”

Powieść oszałamiająca tempem… Wstrząsa i wzbudza chęć, by dołączyć do grupy współczesnych Robin Hoodów. Poruszająca, mądra i zaangażowana literatura.
„Le Parisien”

Mocna, przejmująca lektura.
„Version Femina”

Marc Levy stworzył ambitny fresk. Połączenie Millennium i Jamesa Bonda.
RTL

Marc Levy – urodzony w 1961 r. we Francji jeden z najchętniej czytanych na świecie francuskich autorów. Jego książki zostały przełożone na 49 języków i sprzedane w ponad 40 milionach egzemplarzy. Jego droga do pisania nie była jednak krótka. Jako osiemnastolatek wstąpił do Czerwonego Krzyża, w tym samym czasie studiował zarządzanie i programowanie. Przez jakiś czas prowadził firmę specjalizującą się w grafice komputerowej, zajmował się także projektowaniem wnętrz. W wieku 37 lat napisał książkę na podstawie historii, które co wieczór opowiadał swojemu synowi. Po zachęcie siostry wysłał powieść do wydawnictwa Roberta Laffonta, który natychmiast postanowił ją wydać. Jeszcze zanim książka się ukazała, Steven Spielberg zakupił prawa filmowe dla wytwórni DreamWorks. Film Jak w niebie, z Reese Witherspoon i Markiem Ruffalo w rolach głównych, stał się przebojem kasowym w USA w 2005 r. i zapewnił rozpoznawalność pisarzowi. Podobny sukces odniosły pozostałe powieści Levy’ego, których autor ma już na swoim koncie kilkanaście. Poza debiutancką Et si c’était vrai… (A jeśli to prawda) zekranizowane zostały także Où es-tu? (Gdzie jesteś?) oraz Mes amis, Mes amours (Moi przyjaciele, moje kochanki).

Marc Levy
Zmierzch drapieżców
Przekład: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Wydawnictwo Sonia Draga
Premiera: 12 lipca 2023
 
 

Dziewięcioro

Ekaterina jest wykładowcą prawa na uniwersytecie w Oslo.

Mateo, technoprzedsiębiorca, sprzedał pierwszy start-up FriendsNetowi i kieruje spółką informatyczną w Rzymie.

Janice, dziennikarka, pracuje w dzienniku „Haaretz” w Tel Awiwie.

Diego prowadzi restaurację w Madrycie.

Cordelia pracuje w agencji bezpieczeństwa cyfrowego w Londynie.

Maya jest właścicielką agencji podróży w Paryżu.

Witalik to przydomek braci bliźniaków z Kijowa, Witala i Małyka, zafascynowanych polityką, niegdyś parających się przemytem.

Nikt nie wie, kim jest 9, nawet członkowie Grupy.

Streszczenie tomu pierwszego Zdarzyło się nocą

Ekaterina i Mateo – w Oslo i w Rzymie

Nie dopuściwszy do zamachu na uniwersytecie w Oslo, Ekaterina i Mateo ruszyli w dalszy pościg za Baronem. Znaleźli się w Rzymie.
Stefan Baron, szara eminencja, szukał okazji, by manipulować wyborami w państwach, do których wysyłali go drapieżcy, jego rękami chcący wynosić do władzy partie ekstremistyczne.
Mateo i Ekaterina odkryli, że Baron ma bliskie powiązania z grupą potężnych, wpływowych ludzi.
W tym… z Davidem Kichem, skrajnie konserwatywnym amerykańskim miliarderem zbijającym majątek na źródłach energii powodujących skażenia; z Ayrtonem Cashem, angielskim miliarderem; z Robertem Berdochem, magnatem prasowym, brytyjskim populistą; z Tomem Schwarsonem stojącym na czele BlackColony Capital, największego funduszu inwestycyjnego świata; z Jarvisem Borsonem, brytyjskim premierem, i z Darnelem Garbage’em, skorumpowanym politykiem, który prowadził kampanię na rzecz brexitu, oraz z Malapartim i Thorekiem, przywódcami skrajnie prawicowych partii europejskich.

Diego i Cordelia, w Madrycie i w Londynie

Od powrotu z Bostonu Cordelia robi wszystko, żeby pomścić śmierć Alby, narzeczonej brata, która padła ofiarą dokonywanych przez wielkie koncerny farmaceutyczne manipulacji cenami insuliny.
W teczce dyrektora finansowego firmy farmaceutycznej Talovi, niejakiego Sheldona, którego okradła na Heathrow, znalazła dokumenty obciążające jego i jego wspólników.
Po powrocie do mieszkania w Camden o mało nie zginęła z rąk mordercy. W ostatniej chwili ocalił ją brat, który nieoczekiwanie pojawił się na miejscu.

Janice, w Tel Awiwie

Dziennikarka gazety „Haaretz” badała sprawę przelewów przechodzących przez JSBC, znany z prania brudnych pieniędzy bank z siedzibą na wyspie Jersey będącej rajem podatkowym.
Janice natknęła się na emblemat, który naprowadził ją na trop PSYOPS – organizacji dawnych wojskowych specjalizującej się w fałszowaniu wyborów przy wykorzystaniu technik infiltracji sieci społecznościowych, przede wszystkim gigantycznego FriendsNetu.
Jej przyjaciółka Noa z wywiadu izraelskiego ostrzegała ją przed niebezpieczeństwem, na jakie się naraża, tropiąc drapieżców. Jedna z koleżanek agentki została zamordowana, gdy była już zbyt blisko prawdy. Mimo to Janice nie zrezygnowała z rozpracowania sprawy. Zanim Noa zamilkła na zawsze, napisała do Janice niezwykle ważny list.

Maya, w Paryżu i w Stambule

Maya prowadzi biuro podróży. Kilka lat wcześniej została zwerbowana przez francuski wywiad jako kurier.
Wezwana do „kryjówki”, znalazła tam kopertę ze zdjęciem dziewczynki i rozkazem jej uratowania. Nieufna Maya podejrzewała, że to zasadzka.
Od chwili przyjazdu do Stambułu miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Verdier z konsulatu ostrzegł ją, że MIT, turecka Narodowa Agencja Wywiadowcza, jest na jej tropie. Mimo że nalegał, by natychmiast wyjechała z Turcji, wraz z partnerką wróciła do hotelu po komputer.
SMS od Witala powiadamia ją o zagrożeniu – ktoś podrzucił jej nadajnik i śledzi każdy jej krok.

Witalik, w Kijowie

Gdy Cordelia i Diego szykują się do akcji hakerskiej, na jaką ich Grupa jeszcze nigdy się nie porwała, Witalik odbiera zaszyfrowaną wiadomość od Dziewiątki.
Nienaruszalna święta zasada Grupy, by nigdy się nie spotykać, zostaje w tym momencie złamana – wszyscy członkowie mają natychmiast przybyć do dworku.
Cordelia i Diego opuszczają Anglię na pokładzie promu, Ekaterina i Mateo pędzą na lotnisko, żeby wsiąść do pierwszego samolotu lecącego do Kijowa.
Janice wymogła na Efronie, redaktorze naczelnym, zaliczkę na koszty swojego dziennikarskiego śledztwa, i także poleciała do Kijowa.
Tam rozbłysły światła dworu, a gdy reszta Grupy 9 była w drodze, Witalik zrozumiał, że Maya zaginęła.
Zaczął się zmierzch drapieżców.

Dedykuję dziewięciu osobom, których nazwisk nie mogę wyjawić, choć bez nich ta historia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

Pamięci Oliviera Royana,
który stał się pierwowzorem postaci Efrona.

Sala wideokonferencyjna.

Ekran miga, z głośnika dobiegają trzaski.
Połączenie nawiązane o 19.00 GMT. Szyfrowane.
Początek retranskrypcji: godzina 0.02 GMT.

– Dobry wieczór, cieszę się, że znów się spotykamy.
– Jest pani w bezpiecznym miejscu?
– Chwilowo. Zaczynajmy, ta noc będzie długa, a my od dawna nie mieliśmy czasu odpocząć.
– Kiedy ze względu na pani bezpieczeństwo zmuszeni byliśmy przerwać wywiad, członkowie Grupy 9 jechali do Kijowa.
– To, co się wydarzyło w Oslo, było dopiero początkiem. Pierwszym elementem planu, którego skala jeszcze nam umykała. Mieliśmy do czynienia z przeciwnikiem znacznie bardziej zdeterminowanym i bezwzględnym, niż sądziliśmy. Gdy raz złamie się zasady, nie ma już żadnych obowiązujących reguł. Ani po stronie dobra, ani po stronie zła. Nasza Grupa 9 od wielu lat wyciągała na światło dzienne przypadki rażącej korupcji i tak bardzo przeszkadzała potężnym ludziom, że gdyby udało się nas zidentyfikować, spędzilibyśmy resztę życia za kratkami. Bylibyśmy wyjęci spod prawa, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, bo przecież to, czego dokonaliśmy, zasługiwało na nagrodę. Mimo że przyjaźniliśmy się od lat, gdybyśmy znaleźli się w tym samym barze albo przypadkowo spotkali się na ulicy, nie moglibyśmy się rozpoznać. W drodze do Kijowa każde z nas z obawą myślało o tym, co się stanie.

1
Dzień piąty, Kijów

Wychodząc z lotniska, Ekaterina spojrzała na dziwnie mleczne niebo. Terminal międzynarodowy wydawał jej się mniejszy od tego w Oslo. Była bardzo ciekawa, jak wygląda Kijów. Ona i Mateo, odkąd po raz pierwszy spotkali się na wyspie Malmö, nie rozstawali się. Ekaterina nie poznawała samej siebie, bo przecież była samotnicą, a teraz z nadspodziewaną łatwością, zdumiewająco szybko przywykła do zupełnie innego życia. Tak bardzo, że ostatniej nocy miała wrażenie, że wychodzi poza własne ciało.
Miała zawsze zwyczaj ubierać się tuż po seksie. Żeby być gotową do wyjścia. Jeśli było jej dobrze, uśmiechała się, ewentualnie przysiadała na brzegu łóżka, żeby jeszcze chwilę pogadać – o ile widziała szansę na spotkanie z tym samym partnerem za jakiś czas – ale nigdy nie posunęłaby się do tego, aby się przytulić, paść mu w objęcia, a tym bardziej gładzić go po twarzy. Nigdy nie pozwoliłaby, żeby jego oddech kołysał ją do snu, nigdy nie cieszyłaby się myślą o tym, że rankiem otworzy oczy, leżąc tuż obok niego.
Ta nowa kobieta powinna ją przerażać, jednak było wręcz przeciwnie – prawie lubiła wchodzić w jej skórę.
Mateo otworzył jej drzwi taksówki, nie odrywając oczu od telefonu komórkowego. Wprowadził do aplikacji kody, które otrzymał, kiedy wysiadali z samolotu. Była to godzina, a także miejsce, które GPS rozpoznał jako dziedziniec opery.
Włożył ich torby podróżne do bagażnika, gdy Ekaterina zajęła już miejsce w samochodzie. Ta męska uprzejmość była zaletą, o której istnieniu do niedawna właściwie nic nie wiedziała.
Taksówka wjechała na autostradę. Ekaterina patrzyła, jak za oknem przesuwają się miejscowości – Hora, Czubynske, Prolisky, potem pola i ciągnące się jak okiem sięgnąć skąpane w letnim słońcu lasy. Mateo trzymał ją za rękę. Żadne z nich nie wiedziało, co ich tu czeka, byli jednak pewni, że bez względu na przyczynę nagłego wezwania i ich wyjazdu z Rzymu nie zmieni się cel. Baron zyskał tylko krótką chwilę spokoju. Będą go tropili do skutku, za wszelką cenę, aż położą kres jego zabójczej krucjacie na rzecz zjednoczenia skrajnych nacjonalistów.
Dotarli na przedmieścia. Ekaterina przechyliła głowę, żeby lepiej widzieć przez okno. Uśmiechnęła się.
– Co tam zobaczyłaś? – zainteresował się Mateo.
– Nic, po prostu cieszę się, że wyjechałam z Oslo. Myśl, że poznam innych, jest taka ekscytująca.
– Czyżbyś przypadkiem chciała powiedzieć, że jesteś szczęśliwa?

*

Po przejściu kontroli paszportowej – trzeba przyznać, nieco stresującej – Diego postanowił wynająć na lotnisku samochód. Nie wiedząc, dokąd pojadą ani jak długo zostaną w Kijowie, wolał zapewnić sobie swobodę. Wprowadził do telefonu kody podane w SMS-ie. Spotkanie wyznaczono im na dwudziestą na hotelowym parkingu w centrum miasta.
Siedząc obok prowadzącego samochód brata, Cordelia czytała na ekranie laptopa dokumenty zdobyte dzięki wirusom, które wprowadzili.
– Jesteś zamyślona – zauważył Diego.
– Mamy na razie dostęp tylko do połowy rachunków, a wyniki już są porażające. Bogactwo kadry kierowniczej przerasta najśmielsze oczekiwania, a do tego trzeba dodać akcje, które dostają w ramach premii. Ci ludzie się bogacą, pomnażając zyski pracodawców wszelkimi metodami. To deprymujące. – Westchnęła. – Nawet jeśli nam się powiedzie, nie zdołamy ich zrujnować.
– Zapewniam cię, że jeżeli oskubiemy każdego na pięć milionów, boleśnie to odczują. Należałoby tylko sprawdzić, ile czasu upłynie, zanim banki powiążą fakty i zorientują się, co zrobiliśmy.
– Postarajmy się, żeby zorientowały się jak najpóźniej.
– Nie da się nie zauważyć, że w ciągu jednego dnia wyparowało dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów. Ciekaw jestem drugiej części twojego makiawelicznego planu – dodał Diego.
– Jutro rano lista będzie kompletna. Jeżeli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, przejmiemy kontrolę nad ich telefonami i będziemy mogli autoryzować przelewy.
– Ale zanim bank przeleje tak duże kwoty, pracownik skontaktuje się telefonicznie z klientem, żeby potwierdzić wydane dyspozycje. Wśród kilku detali do załatwienia widzę jeden, który trudno uznać za drobny: jak ukryć pieniądze do czasu ich zwrotu?
Cordelia zamknęła komputer i włożyła go do torby.
– Wymieniając je na kryptowaluty, żeby nie dało się ich odnaleźć. W tym właśnie tkwi doskonałość planu. Tylko jeszcze nie wiem, jak to przeprowadzić.
Diego zaparkował samochód i wyłączył silnik.
– Jesteśmy na miejscu. Innymi słowy, ten parking to miejsce naszego lądowania.

*

Janice przyleciała do Kijowa ostatnia. Szła przez lotnisko z torbą na ramieniu. Przystanęła, żeby przeczytać nową wiadomość na smartfonie i zorientować się, w którą stronę powinna iść.
Opuściła terminal i skierowała się ku przystankowi liniowych autobusów jadących na dworzec centralny. Kupiła bilet, a potem usiadła z tyłu, w ostatnim rzędzie. Sky Bus ruszył.
Wyciągnęła nogi i przymknęła oczy. Od śmierci Noi nie udało jej się przespać więcej niż dwie godziny, bo budziły ją koszmary. Marzyła o kąpieli, łóżku i choć jednej nieprzerwanej nocy, ale nie robiła sobie złudzeń, że czeka ją spokojny wieczór.
Po pięćdziesięciu minutach jej telefon zaczął wibrować. Janice uniosła powieki i rozpoznała za oknem gmach Ministerstwa Obrony – do dworca było już niedaleko. Z kolejnej wiadomości wyczytała, że ma przejść kładką nad torowiskiem. Kiedy znajdzie się na ulicy Symona Petlury, ma zatrzymać się przed wejściem na stację metra Wokzalnaja i czekać.

*

Po Kijowie jeżdżą pomarańczowe minivany. Te ni autobusy, ni taksówki zwane marszrutkami przemierzają zmieniające się z dnia na dzień trasy. O przystankach informują kartki przyklejone do szyby pojazdu. Za kurs płaci się, wsiadając, a kiedy nie da się dotrzeć do kierowcy, bo marszrutki zwykle są zatłoczone do granic możliwości, pieniądze wędrują z ręki do ręki. Reszta wraca tą samą drogą.
O dwudziestej Diego zauważył samochód, który trzykrotnie mignął światłami na parkingu hotelu Intercontinental. Rzucił Cordelii porozumiewawcze spojrzenie i wysiadł z auta. Kierowca marszrutki uchylił drzwi i po angielsku, z ledwie wyczuwalnym słowiańskim akcentem, zapytał o ich imiona. Zasugerował, żeby oboje zabrali bagaże i zamknęli samochód. Cordelia i Diego wsiedli do minivana, który ruszył i po kwadransie zatrzymał się przed gmachem Opery Narodowej. Dwie osoby czekające na placu wsiadły do wozu.
Ledwie minivan ruszył, Cordelia odwróciła się do nowo przybyłych, którzy usiedli z tyłu. Po chwili wahania przerwała ciszę i przedstawiła się. Ekaterina wstała i nieco zaskoczona wyciągnęła do niej rękę. Diego i Mateo padli sobie w ramiona. Wszystkim czworgu aż trudno było uwierzyć, że wreszcie się spotkali.
– Znaliście się przed przyjazdem do Kijowa? – spytała Ekaterina, patrząc na Diega i Cordelię.
– To moja siostra – powiedział Diego.
– A to mój brat – dodała Cordelia. – A wy?
– Poznaliśmy się kilka dni temu w Oslo – wyjaśniła Ekaterina.
– A gdzie reszta? – spytał Mateo.
Marszrutka zahamowała przed stacją metra. Janice wsiadła, przedstawiła się i niemal natychmiast poczuła się jak ktoś, kto się spóźnił i przeoczył początek zabawy.
– Brakuje jeszcze czworga. Jak myślicie, ile razy się zatrzymamy? – rzuciła Ekaterina.
Kierowca zerknął na nich w lusterku wstecznym.
– Ani razu – powiedział. – A brakuje tylko trojga, żeby Grupa była w komplecie. Witam was.
– Witalik? – wykrzyknęła Janice.
– Małyk… jego połowa. Zrozumiecie to na miejscu. Witajcie w Ukrainie!
Marszrutka sunęła ku zachodnim przedmieściom Kijowa.

*

Miasto niknęło za nimi. Pośród pól minivan zjechał z asfaltu na drogę gruntową, która wiodła przez las. Błoto ochlapywało przednią szybę, samochód podskakiwał na wybojach, a pasażerowie chwytali się foteli, żeby zachować równowagę. Kiedy przejeżdżali przez mostek, Ekaterina uczepiła się ramienia Matea, by nie uderzyć głową o szybę. Cordelia zrobiła minę, która jednoznacznie pokazywała, co o tym myśli. Diego obrzucił ją wymownym spojrzeniem, nakazując nie wtrącać się w cudze sprawy.
– Dojeżdżamy – obwieścił Małyk ku wielkiemu zadowoleniu Janice, którą zaczynało mdlić.
Za lasem otworzyła się przed nimi polana, droga, dotąd gruntowa, była wysypana żwirem, a ciemną noc rozjaśniały światła dworku w głębi ogrodu, którego rozległość widać było w blasku księżyca.
Budynek był kamienny, dwupiętrowy, kryty dachówką, nad którą wznosiło się sześć kominów. Duże okna na dwóch głównych piętrach były rozświetlone.
Marszrutka zatrzymała się przed wejściem. Małyk wyłączył silnik.
U szczytu schodów, po obu stronach ciężkich wysokich drzwi, stały kamienne donice upstrzone porostami.

*

Już w progu Ekaterinę zachwyciła szachownica posadzki, w której odbijało się światło żyrandola zawieszonego centralnie nad schodami głównymi. Janice zauważyła zębatą listwę biegnącą pod ścianą na piętro.
– Proszę za mną – powiedział Małyk.
– Kim jesteś? – spytała Janice, zanim zapuściła się dalej.
– Przyjacielem, którego wczoraj prosiłaś o pomoc.
– Witalik nie mówi tak dobrze po angielsku – odparła.
W sąsiednim pokoju zaskrzypiał parkiet, drzwi otworzyły się na hol i drugi pan tego domu, dokładna kopia pierwszego, zwrócił powszechną uwagę, wjeżdżając na wózku inwalidzkim, który wprawiał w ruch silnymi dłońmi.
– Nareszcie jesteś, moja wielce droga Metełyk! – powitał ją Wital, podjeżdżając bliżej.
– Jak zgadłeś? – zapytała Janice rozpromieniona.
– Jesteś taka jak nasze rozmowy. Co do ciebie – ciągnął, zwracając oczy na Ekaterinę – ta nordycka uroda podpowiada mi, kim jesteś. A on – dodał, patrząc na Diega – ma dumne pałające spojrzenie Hiszpana. Piękna kobieta u twego boku to zatem Cordelia.
– Dziękuję za komplement, ale mogłabym przecież być Mayą – powiedziała.
– Nie, wiedziałbym. A poza tym zdradził cię akcent. Pozostał nam więc tylko Mateo. Arytmetyczna dedukcja, bo wcale nie tak sobie ciebie wyobrażałem.
– Pewnie cię zaskoczę, ale i ja nie tak cię widziałem! – zripostował Mateo.
Zapadła cisza. Wital wybuchnął serdecznym śmiechem.
– Przyznajcie, że żadne z was nie domyślało się tej sztuczki. Witalik, człowiek podwójny. Jeden na własnych nogach, drugi na kołach… Tak chciał los.
Wszyscy obserwowali braci. Gdyby nie sposób wypowiadania się, nie dałoby się ich odróżnić.
Janice pochyliła się nad Witalem, żeby go uściskać.
– Przestań, moja Metełyk, wzbudzisz szaloną zazdrość. Witalik to my dwaj – przypomniał, wskazując palcem brata. – Ja, skazany przez wypadek na uwięzienie tu, przy ekranie, i on, wieczny włóczęga.
W głębi holu pojawiła się wyprężona jak struna kobieta w staromodnym niebieskim fartuchu. Mierzyła ich surowym spojrzeniem, którego nikt by nie śmiał wytrzymać.
– Podano do stołu – oznajmił wesoło Wital.
Do kolacji nakryto w jadalni. Długi mahoniowy stół oświetlało sześć kandelabrów. Mateo policzył krzesła – było ich osiem, a przy dziewiątym nakryciu wolne miejsce czekało na wózek inwalidzki pana domu.
– Mai jeszcze tu nie ma – szepnął do Ekateriny.
– A kto jest dziewiąty? – zapytała również szeptem.
Małyk poprosił gości, by swobodnie wybierali miejsca. Gosposia wróciła, niosąc przystawki. Chołodziec, hołubce, pierożki – preambuła odświętnego posiłku.
Rozmowy były ożywione. Ekaterina od razu polubiła Diega, opowiadała mu o Oslo. Wszyscy uważnie słuchali, gdy mówiła o rozpracowaniu planu zamachowców, wychwalając przy tej okazji odwagę, jaką wykazał się Mateo. Żywo zaprotestował, twierdząc, że to ona dowiodła godnego podziwu hartu ducha. Ta wymiana uprzejmości nie uszła uwadze Cordelii.
Janice zaniepokoiła nieobecność Mai. Wital zapewnił ją, że Maya dołączy do nich jutro albo pojutrze. Jak zawsze zwlekała z odpowiedzią.
Gosposia zebrała talerze i wkrótce wróciła, by podać gościom likier wiśniowy oraz ciasto.
Wital zaproponował, żeby wypili za zdrowie Ilgi w podziękowaniu za tak wyborną ucztę, a Cordelia napełniła kieliszek i podała go gosposi, ta jednak odmówiła i wyszła do kuchni.
Kolacja dobiegała końca. Diego wstał. Poprosił siostrę, by uczyniła to samo. Zaskoczyły ją podniosły ton brata i jego zachowanie. Najpierw podziękował przyjaciołom za tak szybką reakcję na wezwanie, które skierowali do nich gospodarze. Małyk chciał coś powiedzieć, ale Wital dyskretnie go powstrzymał.
Potem Diego zaproponował, że przedstawi szczegóły planu, który opracowali z Cordelią po dobrze przespanej nocy. Obiecał, że będzie to nie tylko największa akcja hakerska przeprowadzona przez Grupę 9, ale też najbardziej pomysłowa.

 
Wesprzyj nas