“Septologia” Jona Fossego, laureata Literackiej Nagrody Nobla 2023, opowiada o sprawach najważniejszych: o naturze sztuki, Bogu, przemijaniu, nałogach, miłości i śmierci.


Pierwszy tom prozatorskiego opus magnum jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy.

Malarz i wdowiec Asle mieszka samotnie w domu w Dylgja. Jedynymi osobami, z którymi wciąż się widuje, są jego sąsiad, rybak Åsleik i Beyer, właściciel galerii w Bjørgvin, kilka godzin jazdy na południe.

W Bjørgvin mieszka także drugi Asle, jego sobowtór, a może cień albo druga wersja tego samego życia? Pierwszy z nich stał się religijny, rzucił picie i odniósł sukces, drugiemu przypadł trudniejszy los. Wszystko powoli zmierza do spotkania obu malarzy.

W tej porywającej rytmem, hipnotycznej prozie Fosse stawia fundamentalne pytania: co czyni nas tym, kim jesteśmy? Dlaczego prowadzimy takie, a nie inne życie?

Z pomocą retrospekcji norweski mistrz portretuje życie obu malarzy, tworząc przejmujący obraz kondycji ludzkiej.

***

Pisarstwo Fossego pochłania czytelnika, jest czymś, w czym czytelnik znika niby wiatr w ciemnościach. (…) Jego głosu nie sposób pomylić.
Karl Ove Knausgård

Jon Fosse (1959) – norweski prozaik, poeta i dramaturg, powszechnie uznawany za jednego z najważniejszych twórców naszych czasów. Debiutował w 1983 roku powieścią Raudt, svart. Od tego czasu opublikował liczne powieści, opowiadania, tomiki poezji, książki dla dzieci, zbiory esejów i sztuki teatralne. Jego książki przetłumaczono na ponad pięćdziesiąt języków. Należy do grona najczęściej wystawianych żyjących dramaturgów na świecie. W 2015 roku otrzymał Nagrodę Literacką Rady Nordyckiej za trylogię Andvake, Olavs draumar i Kveldsvævd.
Laureat Literackiej Nagrody Nobla 2023.

Jon Fosse
Drugie imię
Septologia I-II
Przekład: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo ArtRage
Premiera: 21 września 2023
 
 

I

I widzę siebie, jak stoję i patrzę na obraz z dwiema kreskami, fioletową i brązową, które krzyżują się pośrodku, na podłużny obraz, i widzę, że malowałem te linie powoli, gęstą farbą olejną, a farba spłynęła i w miejscu, gdzie brązowa linia krzyżuje się z fioletową, kolory, ściekając, pięknie się mieszają, i myślę sobie, że to nie jest żaden obraz, ale jednocześnie obraz jest taki, jaki powinien być, jest skończony, nie pozostało nic więcej do zrobienia, myślę, i muszę go usunąć, nie chcę, żeby dłużej stał na sztalugach, nie chcę więcej na niego patrzeć, myślę, no i myślę, że dziś jest poniedziałek, myślę też, że muszę odstawić ten obraz do innych obrazów, nad którymi pracuję, ale których jeszcze nie skończyłem, tych, które stoją zwrócone blejtramami na zewnątrz między drzwiami do alkowy a drzwiami do sieni, pod haczykiem, na którym wisi brązowa skórzana torba na ramię, mam w niej szkicownik i ołówek, a potem patrzę na dwa rzędy gotowych obrazów opartych o ścianę koło drzwi kuchennych, mam gotowych z dziesięć większych obrazów i cztery czy pięć małych, mniej więcej, w sumie jest ich czternaście i stoją w swoich rzędach jeden za drugim koło kuchennych drzwi, bo niedługo mam mieć wystawę, większość obrazów jest mniej lub bardziej kwadratowa, jak mawiają, myślę, ale czasami maluję też obrazy, które są długie i wąskie, a ten z dwiema krzyżującymi się liniami jest prostokątny, jak mawiają, ale tego obrazu nie chcę na swojej następnej wystawie, bo właściwie ani trochę mi się nie podoba, może to w ogóle nie jest żaden obraz, tylko dwie kreski, albo może chcę go zachować dla siebie, nie sprzedawać? bo są takie obrazy, które chcę zachować dla siebie i nie chcę ich sprzedawać, może to właśnie jeden z nich, chociaż mi się nie podoba? tak, może nawet jeśli trzeba powiedzieć, że to nieudany obraz, mimo wszystko będę chciał go zachować dla siebie? i nie wiem, dlaczego chcę go sobie zachować razem z kilkoma innymi obrazami, które trzymam na poddaszu, w jednym z pokoików, i nie chcę się ich pozbyć, może zresztą Åsleik zechce ten obraz? no tak, żeby dać go w prezencie gwiazdkowym Siostrze? bo on co roku w adwencie dostaje ode mnie obraz, który daje Siostrze w prezencie gwiazdkowym, a ja dostaję od niego mięso, ryby, drewno i inne rzeczy, no tak, i nie wolno zapominać, jak zwykle mówi Åsleik, o tym, że on mi zimą odśnieża drogę do gospodarstwa, no tak, jeszcze i to, a kiedy ja na to mówię, za ile taki obraz sprzedał się w Bjørgvin, to Åsleik mówi, że dla niego to niepojęte, że ludzie są gotowi tyle zapłacić za obraz, tak, ci, którzy tyle płacą, muszą w każdym razie mieć mnóstwo pieniędzy, mówi, a ja na to mówię, że rozumiem, że jemu się wydaje, że to dużo pieniędzy, bo też tak uważam, a Åsleik mówi, że skoro tak, to on właściwie robi dobry interes i w takim razie co roku daje Siostrze za drogi prezent gwiazdkowy, mówi, a ja mówię tak, tak, potem zapada cisza, aż w końcu mówię, że zdarza się przecież, że wtykam mu parę banknotów za jagnięce żeberka i solone mięso, za suszoną rybę i drewno, i za odśnieżanie, a czasami daję mu torbę artykułów spożywczych kupionych w Bjørgvin, kiedy się tam wybiorę na zakupy, mówię, a on trochę zakłopotany mówi, że tak, rzeczywiście, to trzeba przyznać, mówi, a ja myślę, że nie powinienem był tego mówić, bo Åsleik nie chce brać ani pieniędzy, ani nic innego, ale kiedy uważam, że sam mam dość dla siebie, że mi wystarczy, a on jest, można powiedzieć, bez grosza, to wtedy po prostu wtykam mu kilka banknotów szybko, jakby potajemnie, jakbyśmy w ogóle tego nie zauważali, i tak samo kiedy jadę na zakupy do Bjørgvin, myślę, wtedy też zawsze kupuję coś dla Åsleika, bo chociaż zarabiam mało, to on w porównaniu ze mną nie zarabia prawie nic, myślę i patrzę na rzędy gotowych obrazów, które stoją zwrócone własnej roboty blejtramami na zewnątrz, a każdy obraz ma tytuł namalowany gęstą czarną farbą olejną na górze ramy, a ten, który stoi ostatni, ten, na który patrzę, nazywa się A fale wciąż biją, tak, tytuły są dla mnie ważne, stanowią jakby część samego obrazu i zawsze maluję je czarną farbą na górze blejtramu, a blejtramy zbijam sam, zawsze tak robiłem i będę tak robił, dopóki będę malował, myślę, no i myślę, że właściwie może tych obrazów na wystawę jest za dużo, ale wezmę wszystkie i zawiozę do Galerii Beyer, niech raczej Beyer niektóre odstawi do bocznego pomieszczenia przylegającego do samej galerii, do Banku, jak nazywa pokój, w którym składuje niewystawione obrazy, myślę, a potem idę i znów patrzę na ten obraz z dwiema krzyżującymi się liniami, obie są namalowane na grubo, impastem, jak mawiają, a farba lekko spłynęła i w miejscu, gdzie te dwie linie się krzyżują, powstał taki zadziwiający kolor, to piękny kolor bez nazwy, jak bywa najczęściej, bo oczywiście nie może być nazw dla wszystkich tych niezliczonych barw, które istnieją, myślę i odchodzę kilka metrów od obrazu, stoję i patrzę na niego, a potem gaszę światło i dalej stoję, patrząc na obraz po ciemku, bo na dworze jest ciemno, o tej porze roku jest ciemno albo prawie ciemno przez całą dobę bez przerwy, myślę, patrząc na obraz, a oczy przyzwyczajają się do ciemności i widzę te linie, widzę, jak się krzyżują, i widzę, że w tym obrazie jest dużo światła, tak, dużo niewidzialnego światła, więc tak, więc to chyba jednak może być dobry obraz, myślę i nie chcę dłużej na niego patrzeć, myślę, a mimo to dalej stoję i dalej patrzę, muszę w końcu przestać, myślę, patrzę więc na okrągły stół przy oknie, przy okrągłym stole są dwa krzesła, na jednym, tym z lewej strony, siedziałem i siedzę ja, a na tym z prawej stale siadywała Ales, tak, dopóki żyła, ale umarła zbyt młodo, nie chcę o tym myśleć, i siostra Alida też umarła zbyt młodo, i o tym też nie chcę myśleć, myślę i widzę siebie, jak siedzę na swoim krześle i patrzę na swój stały punkt na morzu, na Sygnesjøen, na który zwykle patrzę, na mój punkt orientacyjny, czubek sosny rosnącej poniżej domu ma się znaleźć pośrodku środkowej szybki w dwuskrzydłowym oknie, tej z prawej strony, bo okno jest podzielone na dwie części, oba skrzydła dają się otworzyć, a w każdym są trzy szybki, i właśnie na środku tej z prawej strony ma się znajdować czubek sosny, i dostrzegam sosnę, a przy tym moim punkcie orientacyjnym widzę w ciemności fale i widzę siebie patrzącego na fale, widzę też siebie idącego do samochodu, który stoi zaparkowany przed Galerią Beyer, idę w swoim długim czarnym płaszczu, a przez ramię mam przewieszoną tę brązową skórzaną torbę, właśnie byłem w Kawiarni, ale dziś nie miałem wielkiego apetytu i stanęło na tym, że jak wiele razy wcześniej nie zamówiłem obiadu, tylko kanapkę z kotletem siekanym i smażoną cebulą, a teraz zrobiło się już późno, a ja kupiłem wszystko to, co zamierzałem kupić w Bjørgvin, więc pora, żebym wracał do domu, do Dylgji, to mimo wszystko kawał drogi, myślę i wsiadam do samochodu, brązową torbę odkładam na siedzenie pasażera, uruchamiam auto i wyjeżdżam z Bjørgvin tą drogą, którą Beyer kiedyś nauczył mnie jeździć, tak, bo pewnego dnia nauczył mnie i wjeżdżać do Bjørgvin, i z niego wyjeżdżać, nauczył mnie jeździć do Galerii Beyer jedną drogą i wyjeżdżać z Galerii Beyer tą samą drogą w przeciwnym kierunku, myślę, wyjeżdżając z Bjørgvin, i zapadam w przyjemny stupor, jaki potrafi wywołać jazda samochodem, i widzę, że wkrótce będę przejeżdżał obok bloku, w którym mieszka Asle, tam, nad zatoką Skutevika, blok stoi na samym brzegu morza, a przed blokiem jest niewielka przystań, myślę, i widzę Aslego leżącego na kanapie, trzęsie się, całe jego ciało drży, a on myśli, czy ten dygot nie mógłby ustąpić? i myśli, że wczoraj po prostu zasnął na kanapie, bo nie miał siły wstać, rozebrać się i położyć do łóżka, i psa, nawet psa, Bragego, nie miał siły wyprowadzić, na pewno okropnie mu się teraz chce, myśli, no ale nie może się tak trząść, bo cały się trzęsie, nie tylko ręce, myśli Asle, no i myśli, że musi się jakoś zwlec na nogi, przejść do kuchni i wlać w siebie trochę alkoholu, żeby to drżenie ustąpiło, bo wczoraj wieczorem się nie rozebrał i nie położył do łóżka, tylko odsypiał odurzenie na kanapie, myśli, i ciągle na niej leży, patrzy przed siebie, a ciało nie przestaje mu drżeć, myśli, i wszystko jest, no właśnie, czym? pustką? nicością? dalekością? tak, tak, być może, tak, może dalekością, myśli, ale teraz musi się trochę napić, żeby to najgorsze drżenie ustąpiło, myśli Asle, a potem, potem wyjdzie i wejdzie w morze, właśnie tak, myśli Asle, jedyne, czego pragnie, to zginąć, zniknąć, tak jak zniknęła siostra Alida, będąc zaledwie dzieckiem, po prostu leżała martwa w łóżku, Siostra, myśli Asle, i tak jak zniknął chłopiec od sąsiadów, ten, który miał na imię Bård i który wypadł z łodzi ojca do morza, a nie umiał pływać i nie dał rady wciągnąć się z powrotem do łodzi ani dopłynąć do brzegu, myśli Asle, no i myśli, że teraz weźmie się w garść, wstanie, pójdzie do kuchni i naleje sobie duży kieliszek, żeby to drżenie trochę ustąpiło, potem obejdzie mieszkanie i pogasi światła, tak, obejdzie całe mieszkanie, sprawdzi, czy wszystko jest w porządku, a potem wyjdzie z mieszkania, zamknie za sobą drzwi na klucz i zejdzie nad morze, a potem wejdzie w morze i dalej będzie szedł, myśli Asle i powtarza tę myśl raz po raz, to jedyne, o czym jest w stanie myśleć, o tym, że wejdzie w morze i że zniknie w morzu, w nicości fal, myśli Asle, a ta myśl krąży mu po głowie, myśl się nie poddaje, bo tylko ta myśl, ta jedna myśl ma w sobie bliskość, wszystko inne jest pustą dalekością, pustą bliskością, nie, nic nie jest puste, ale mimo wszystko jest pusto tam, w tym mroku, i nie daje rady pomyśleć wszystkich innych myśli, które próbuje snuć, są za ciężkie, za ciężka jest nawet myśl o podniesieniu ręki i Asle czuje, że się trzęsie, chociaż się w ogóle nie rusza, całe jego ciało się trzęsie i dlaczego nie może wytrzymać myśli o tym, żeby wstać? unieść rękę? dlaczego jest w stanie myśleć jedynie o tym, że chce wejść w morze? wypije dostatecznie dużo, żeby to drżenie ustało, potem pogasi światła w domu, może przed wyjściem posprząta, gdyby się okazało, że to konieczne, bo wszystko musi zostać w porządku, myśli Asle, no i myśli też, że może powinien napisać parę słów do Młodego, który jest już dorosły, tak, jest dorosły od dawna, a teraz mieszka w Oslo, albo może mógłby do niego zadzwonić? ale ani on, ani Młody nie za bardzo lubią rozmawiać przez telefon, myśli Asle, albo może powinien napisać list do Liv? byli przecież małżeństwem przez kilka lat, tyle czasu już minęło, odkąd się rozwiedli, że nie ma już między nimi złych uczuć, no bo przecież nie może ot tak po prostu zniknąć, z nikim się nie żegnając, czuje, że tak nie powinno być, ale o tej drugiej, z którą był żonaty, o Siv, nie ma siły nawet myśleć, ona po prostu zabrała Syna i Córkę i wyprowadziła się od niego, nagle po prostu jej nie było, tak, jemu w ogóle nie przyszło do głowy, że się rozwiodą, kiedy powiedziała, że ma już dość, i zabrała Syna i Córkę, i się wyprowadziła, powiedziała, że już zdążyła znaleźć dla nich dom, a on nic z tego nie rozumiał, myśli Asle, a potem Syn i Córka przez pewien czas przyjeżdżali do niego co drugi weekend, myśli, ale później Siv znalazła sobie nowego mężczyznę, zabrała Syna i Córkę i przeprowadziła się gdzieś do Trøndelag, do tego nowego mężczyzny, którego sobie znalazła, zabrała dzieci, wyjechała, a on został sam, a potem Siv pisała, domagając się, żeby płacił za to i tamto, a on płacił, wszystko jedno, o co prosiła, jeśli miał pieniądze, myśli, ale po co o tym myśleć? myśli Asle, to przecież było kiedyś, a teraz wszystko jest już uporządkowane, wszystko przygotowane, wszystkie przybory malarskie leżą na swoich miejscach na stole, a obrazy stoją w rzędzie ustawione blejtramami na zewnątrz, umyte pędzle leżą obok siebie, ułożone według wielkości, wszystkie starannie oczyszczone terpentyną, a tuby z farbą olejną też leżą jedna koło drugiej ułożone według ilości farby, jaka została w tubie, każda zakrętka jest starannie dokręcona, sztalugi stoją puste, wszystko jest posprzątane, wszystko jest uporządkowane, a on tylko leży, trzęsie się i nie myśli o niczym, tylko się trzęsie, a potem znów myśli o tym, że wstanie, wyjdzie, zamknie za sobą drzwi na klucz, pójdzie nad morze i wejdzie w morze i będzie szedł aż fale zamkną się nad nim i zniknie w morzu, myśli o tym w kółko, i nie ma już nic, nic oprócz mroku nicości, który momentami, w nagłych przebłyskach, wybucha w nim jak oświecenie, a wtedy, tak, wtedy wypełnia go coś w rodzaju szczęścia i Asle myśli, że być może istnieje gdzieś jakaś pusta nicość, puste światło, i gdyby wszystko mogło nim być, myśli Asle, być pustym światłem, i gdyby takie miejsce istniało? w swojej pustce, w swojej jaśniejącej pustce? w swojej nicości? myśli Asle i myśląc o takim miejscu, które oczywiście nie jest żadnym miejscem, Asle zapada w coś w rodzaju snu, który nie jest żadnym snem, tylko poruszaniem się ciała, podczas którego on pozostaje nieruchomy, w całym tym swoim dygocie, tak, chociaż nieustannie drży, to jednak wszystko jest ciężkie i gdzieś tam, wśród tego wielkiego ciężaru, istnieje to niesłychanie lekkie światło, tak, jak wiara, myśli Asle, a ja widzę, jak leży w salonie czy w atelier, czy jak to nazwać, myślę, leży na kanapie stojącej pod oknem, które wychodzi na morze, a przy kanapie stoi niski stolik, na którym leżą dwa zamknięte szkicowniki i kilka ołówków, wszystko równo ułożone obok siebie, to jego pokój, pokój Aslego i tylko jego, myślę, a wszystko w jego pokoju jest uporządkowane i pod jedną ścianą stoi duże płótno odwrócone blejtramem na zewnątrz, a obrazem do ściany, i widzę, że Asle namalował czarną farbą na górze blejtramu napis Świetlista ciemność, a więc taki jest tytuł tego obrazu, myślę, i widzę, że w kącie stoi rolka płótna, w innym kącie drewniane listwy na blejtramy, i widzę też Aslego leżącego na kanapie, cały się trzęsie i myśli, że musi wlać w siebie alkohol, żeby ten dygot ustąpił, i siada, i tak siedzi na kanapie, i myśli, że teraz to już na pewno musi zapalić, ale trzęsie się tak, że nie jest w stanie nawet skręcić sobie papierosa, więc będzie musiał wziąć jednego gotowego z paczki leżącej na stoliku, i wyjmuje papierosa z paczki i wkłada go do ust, z kieszeni spodni wyciąga pudełko zapałek, zapala jedną i w jakiś sposób udaje mu się przypalić papierosa, kilka razy mocno się zaciąga i myśli, że nie będzie wyjmował papierosa z ust, popiół niech się sypie, i teraz to już naprawdę niedługo musi się napić, myśli Asle, i dalej się trzęsie, ale udaje mu się schować zapałki z powrotem do kieszeni spodni i nachyla się do popielniczki stojącej na stoliku, wypluwa do niej papierosa, a ja jadę na północ i myślę, że powinienem był się zatrzymać i zajrzeć do Aslego, nie powinienem był tak po prostu przejechać obok jego domu w Skutevika, lecz jeśli on naprawdę tego chce, to i tak nie zdołam go powstrzymać od pójścia nad morze i od wejścia w morze, jeśli zechce to zrobić, to to zrobi, myślę i jadę na północ, i widzę siebie, jak stoję i patrzę na obraz z dwiema krzyżującymi się liniami, i widzę siebie, jak wchodzę do kuchni w swoim starym domu, bo to jest stary dom i stara kuchnia, i widzę, że wszystko tam jest na swoim miejscu, blat kuchenny jest wytarty i stół kuchenny też, jak widzę, wszędzie jest czysto i porządnie jak należy, i widzę siebie, jak wchodzę do łazienki i zapalam światło, tam też jest porządek, umywalka jest czysta, sedes jest czysty, i widzę siebie, jak staję przed lustrem, i widzę swoje siwe cienkie włosy, siwy zarost, i przeciągam ręką przez włosy, a potem zdejmuję czarną gumkę, którą są związane na karku, a wtedy długie, cienkie, siwe włosy opadają mi na ramiona, na pierś, przeciągam przez nie palcami, zatykam za uszy, potem biorę czarną gumkę i wiążę nią włosy na karku, później wychodzę do sieni i widzę, że wisi tam mój czarny płaszcz, ileż to już lat go mam, myślę, nikt mi nie zarzuci niepotrzebnego kupowania nowych ubrań, myślę, i widzę też dużo szalików na wieszaku, i myślę, że mam dużo szalików, bo Ales często dawała mi szaliki na Gwiazdkę albo w prezencie urodzinowym, ponieważ właśnie tego sobie życzyłem, pytała, jaki prezent chciałbym dostać, a ja najczęściej odpowiadałem, że szalik, i dostawałem szalik, myślę, potem idę z powrotem do pokoju czy do atelier, czy jak to nazwać, to chyba jedno i drugie naraz, ale ja mówię pokój, i widzę, że brązowa skórzana torba na ramię wisi na haczyku nad obrazami, które odstawiłem, nad tymi, z których nie jestem całkiem zadowolony, nad tymi stojącymi między drzwiami do alkowy a drzwiami do sieni, a kiedy wychodzę, zawsze mam przy sobie tę brązową torbę, w niej szkicownik i ołówek, myślę i widzę, że torba leży na swoim miejscu na siedzeniu pasażera, a ja jadę na północ i myślę, że cieszę się z powrotu do domu, do swojego starego dobrego domu w małej wiosce Dylgja, i widzę siebie, jak stoję i patrzę na okrągły stół, który stoi przy oknie, i na dwa puste krzesła przy stole, na oparciu jednego wisi czarna aksamitna marynarka, tak, ta, którą teraz mam na sobie, na tym bliżej kredensu, tym, na którym zawsze siedzę ja, bo Ales siedziała naprzeciwko, to było jej krzesło, myślę, i znów widzę, jak stoję i patrzę na obraz z dwiema krzyżującymi się liniami, nie lubię patrzeć na ten obraz, ale poniekąd muszę, myślę, i dalej jadę na północ w ciemności, i widzę Aslego siedzącego na kanapie, on na coś patrzy i nie patrzy na nic, i trzęsie się, drży, cały czas się trzęsie i drży, a ubrany jest dokładnie tak jak ja, w czarne spodnie i sweter, na oparciu krzesła, które stoi przy niskim stoliku, wisi czarna aksamitna marynarka, taka sama jak ta, którą mam teraz na sobie i która zwykle wisiała na krześle przy okrągłym stole, Asle ma siwe włosy, tak jak moje związane czarną gumką na karku, i ten jego siwy zarost, ja też mam siwy zarost, który przycinam mniej więcej raz w tygodniu, myślę, i widzę Aslego siedzącego na kanapie, cały się trzęsie, lekko unosi rękę przed siebie, nieco w bok, ręka się trzęsie, a on myśli, że teraz z jakiegoś powodu czuje się lżej, lepiej, i myśli, że powinien coś zjeść, ale trzęsie się tak, że musi najpierw stanąć na nogi i czegoś się napić, tak myśli, siedząc na kanapie, a ja myślę, że nie mogę zostawić Aslego samego w takim stanie, nie powinienem był mijać jego domu w Skutevika, bo przecież zdarza się, że do niego zaglądam, a on mnie teraz potrzebuje, myślę, ale już dawno przejechałem obok bloku, w którym mieszka Asle, a nie powinienem był tego robić, może trzeba by zawrócić i pojechać z powrotem? ale jestem taki zmęczony, myślę, i jadę dalej na północ, i dostrzegam przy drodze stary brązowy dom w ruinie, widzę, że brakuje niektórych dachówek, to w tym domu Ales i ja kiedyś mieszkaliśmy, myślę i mam wrażenie, jakby to było bardzo dawno temu, tak, jakby to było w innym życiu, myślę, i mijam ten dom, a po przejechaniu jeszcze kawałka widzę zatoczkę, więc zjeżdżam i zatrzymuję samochód, i dalej siedzę, dalej tylko siedzę w samochodzie, nie myślę, nic nie robię, tylko siedzę, a potem myślę, dlaczego na miłość boską zatrzymałem samochód w tej zatoczce? bo przecież nigdy wcześniej się tu nie zatrzymywałem, chociaż przejeżdżałem tędy tyle razy, no nie, muszę jechać do domu, powinienem był odwiedzić Aslego, ale teraz jest już za późno, myślę i dalej siedzę w samochodzie, i myślę, że może powinienem się pomodlić, i myślę o tych, którzy nazywają się wierzącymi i uważają, a przynajmniej uważali, że ochrzczenie dziecka jest niezbędne dla jego zbawienia, a jednocześnie uważają, że Bóg jest wszechmogący, więc dlaczego chrzest ma być niezbędny dla zbawienia? czy Bóg nie może robić tego, co chce? bo skoro jest wszechmogący, to chyba od Jego woli zależy, że jedni mają zostać ochrzczeni, a drudzy nie? nie, ta głupota, jaką jest wiara w niezbędność chrztu dla zbawienia, jest za duża, myślę i czuję, że od tej myśli robi mi się pogodniej na duszy na myśl o głupocie niektórych wierzących przekonanych, że chrzest jest niezbędny dla zbawienia, czym by ono nie było, ale ta myśl jest taka głupia, głupia w tak oczywisty sposób, że nawet nie warto się z niej śmiać, tak samo jak z głupoty tych, którzy określają się jako wierzący, z głupoty wielu z nich, nie wszystkich oczywiście, myślę, no i myślę, że ci, którzy tak myślą, nie mogą zbyt dobrze myśleć o Bogu, i myślę o Jezusie, o tym, jak On kochał dzieci, o tym, że powiedział, że dzieci są z królestwa Bożego i do królestwa Bożego należą, że to pięknie i prawdziwie pomyślane, myślę, więc dlaczego muszą zostać ochrzczone? one, które już należą do królestwa Bożego? myślę, no i myślę, że chrzest, chrzest dziecka, jest dobry, ale że on jest dla ludzi, a nie dla Boga, dla ludzi chrzest jest albo może być ważny, a najbardziej dla Kościoła, tak, głównie dla Kościoła, ale dla Boga ważny nie jest, bo one, dzieci, już są częścią królestwa Bożego i trzeba być jak one, jak dzieci, żeby do królestwa Bożego wejść, tak zostało napisane, myślę, no i myślę, że nie, muszę już przestać, bo sam myślę jak głupiec, myśląc o głupocie innych, jednocześnie sam nie mam jasności we własnych myślach, nie trzymają się kupy, bo oczywiście, aby być ochrzczonym, nie trzeba być ochrzczonym wodą, można się ochrzcić w samym sobie, poprzez ducha, którego ma się w sobie, którego się ma i którym się jest, ducha, którego człowiek dostaje w momencie przyjścia na świat, myślę, i ludzie w zdecydowanej większości, zarówno ci, którzy żyli wcześniej, jak i ci, którzy żyją teraz, są ochrzczeni wyłącznie w samych sobie, a nie wodą w jakimś kościele, przez jakiegoś księdza, są ochrzczeni poprzez tego ducha, którego otrzymali i którego mają w sobie, i może poprzez swoje więzy z innymi ludźmi, więzy wspólnego rozumienia, które przejawia się też w języku, myślę, no i myślę, że niektórzy ludzie zostali ochrzczeni jako dzieci albo jako dorośli, tak, niektórzy zostali oczyszczeni przez wodę, przez święconą wodę, myślę, i samo w sobie to w porządku, ale nic więcej z tego nie wynika, bo każdy chrzest, każdy pojedynczy chrzest jest, myślę sobie, chrztem dla wszystkich, dla całej ludzkości, bo wszyscy ludzie są ze sobą związani, żywi, zmarli, ci, którzy się jeszcze nie urodzili, i tego, co robi jeden człowiek, nie można w pewnym sensie oddzielić od tego, co robi ktoś inny, myślę, tak, tak jak Chrystus, będąc człowiekiem, żył, umarł, zmartwychwstał i stał się jednością z Bogiem, tak dzieje się też ze wszystkimi ludźmi, ponieważ są ludźmi w Chrystusie, czy tego chcą, czy nie, związanymi z Bogiem w Chrystusie i przez Chrystusa, przez Syna Człowieczego, wszystko jedno, czy wiedzą o tym, czy nie, czy w to wierzą, czy nie, to i tak właśnie tak jest, bo doprawdy, myślę, że również chrześcijaństwo coś wie, przecież sam przeszedłem na katolicyzm, czego raczej nigdy bym nie zrobił, gdyby nie Ales, skoro nawet w poglądzie na chrzest nie zgadzam się z Kościołem katolickim, ale nigdy nie żałowałem tego, że zmieniłem wyznanie, myślę, bo katolicyzm dużo mi dał i postrzegam siebie jako wierzącego, tak, trochę tak, jak postrzegam siebie jako komunistę albo przynajmniej socjalistę, i codziennie odmawiam różaniec na swój sposób, tak, modlę się kilka razy dziennie i chodzę na msze tak często, jak się da, owszem, bo również msza ma swoją prawdę, tak jak swoją prawdę ma chrzest, owszem, również chrzest ma swój udział w prawdzie, również on może prowadzić do, tak, prowadzić do Boga, myślę, przynajmniej do takiego Boga, jakiego potrafię sobie wyobrazić, ale do Boga prowadzą także inne sposoby myślenia i wiary w prawdę, wszystko, co z powagą zwraca się ku Bogu, bez względu na to, czy ktoś używa słowa Bóg, czy też jest taki mądry albo taki skromny, że w obliczu nieznanej boskości tego nie robi, wszystko prowadzi ku Bogu, więc pod tym względem wszystkie religie są jednością, myślę, i pod tym względem również religia i sztuka się ze sobą łączą, także dlatego, że zarówno Biblia, jak i liturgia są fikcją, poezją i obrazem, są literaturą, teatrem i sztukami wizualnymi i jako takie mają swoją prawdę, bo oczywiście również sztuka ma swoją prawdę, myślę, ale nie mogę dłużej tak siedzieć i rozmyślać, snuć mglistych myśli, myślę, muszę jechać dalej na północ, dotrzeć wreszcie z powrotem do swojego domu w Dylgji, do swojego starego dobrego domu, nie mogę tak siedzieć w samochodzie i zaczynać marznąć, muszę włączyć silnik i jechać do Dylgji, bo lubię jeździć samochodem, to mi przynosi swoisty spokój, zapadam się w pewien przyjemny stan, tak, to mi wręcz sprawia radość, podobnie jak myśl o powrocie do domu, do Dylgji, do mojego starego domu, myślę, chociaż teraz, kiedy Ales umarła, stale wracam do pustego domu, nie, to nieprawda, bo chociaż Ales umarła już dawno, to przecież ciągle jest w domu, myślę, no i myślę, że powinienem sprawić sobie psa, bo zawsze lubiłem psy, koty zresztą też, ale wolałbym mieć psa, bo z psem można się bardziej zaprzyjaźnić, myślę, a myślałem o tym często, ale nigdy nie doszło do tego, żebym wziął psa, nie bardzo wiem dlaczego, może dlatego że mimo wszystko najbardziej chcę być sam z Ales? bo chociaż ona nie żyje, to i tak tam jest, myślę, lecz może powinienem się wreszcie zdecydować i wziąć psa? myślę, no ale Asle ma psa, tak, miał psa przez wszystkie te lata, myślę, no i myślę, że nie powinienem tak mijać tego bloku, w którym mieszka Asle, bo przecież on w takim stanie nie może być sam, taki przybity jak teraz, tak przytłoczony brzemieniem własnego kamienia, drżącego kamienia, ciężaru, który wbija go w ziemię, myślę, więc muszę zawrócić i jechać z powrotem do Bjørgvin, myślę, a potem muszę iść i zobaczyć się z Aslem, myślę, bo muszę mu pomóc w oderwaniu się od siebie samego, myślę, i widzę Aslego, jak siedzi na kanapie i się trzęsie, powinienem jechać z powrotem, on mnie teraz potrzebuje, ale jestem zmęczony i tak bardzo chciałbym już wrócić do domu, po prostu jechać dalej na północ, wrócić do domu, bo byłem w Bjørgvin, kupiłem płótno w Sklepie dla Plastyków i drewniane listwy na blejtramy, te kupiłem w Hurtowni Materiałów Drewnianych, no i jeszcze zrobiłem duże zakupy spożywcze, a teraz chcę jechać prosto do domu, do Dylgji, myślę, chociaż właściwie zamierzałem zostać w Bjørgvin, żeby iść na wieczorną mszę do kościoła Świętego Pawła, ale byłem zbyt zmęczony, więc może raczej wybiorę się znów do Bjørgvin w najbliższą niedzielę i pójdę na poranną mszę, dawno już nie byłem na mszy, dobrze by było znów przyjąć komunię, wtedy mogę też odwiedzić Aslego, myślę i widzę, jak siedzi na kanapie i cały się trzęsie, ale czy on nie zamierza wkrótce wyjść i wyprowadzić psa? myślę i widzę Bragego leżącego przy drzwiach w przedpokoju, czekającego na spacer, i widzę, jak Brage wstaje i drepcze do kanapy, a potem wskakuje na kanapę, kładzie się na kolanach Aslego i tak leży, pies też się trzęsie, i Asle nie ma siły się ruszyć, nie ma siły nawet unieść ręki ani wypowiedzieć słowa, już samo wypowiedzenie jednego słowa to mordęga, jakby się do tego zmuszał, myśli Asle, lecz teraz, tak, teraz z jakiegoś powodu jego myśli nie są już takie zakleszczone, nie krążą już tak bardzo w kółko, już nie, zaczęły się poruszać, kiedy przyszedł pies i położył mu się na kolanach, myśli Asle
Dobry Brage, mówi Asle
Dobry, dobry Brage, mówi
i drżącą dłonią głaszcze sierść Bragego, mierzwi mu sierść i myśli, jak w ogóle mógł myśleć, że wejdzie w morze, kto by się wtedy zajął psem?

 
Wesprzyj nas