Magdalena Abakanowicz, choć dziś mówi się o niej na całym świecie, historię życia i interpretację swojej sztuki trzymała w tajemnicy. “Abakanowicz. Trauma i sława” Pawła Kowala to pierwsza tak pełna biografia artystki.


Jest dziś najgłośniejszą polską artystką. Znów jej prace wędrują po świecie, a na aukcjach osiągają niebotyczne ceny. Pokazywane są w londyńskiej Tate Modern, w Chicago czy Hiroszimie, przyciągają do Wrocławia czy Poznania, ale jej życie wciąż pozostaje wielką zagadką.

Magdalena Abakanowicz zrewolucjonizowała sztukę, nie tylko polską. Zmieniła tkaninę artystyczną w dzieło bliższe rzeźbie i architekturze niż tkactwu. Jednak zarówno historię swojego życia, jak i interpretacje swojej sztuki trzymała pod ścisłą kontrolą. Budowała wokół siebie wielki mit, którego początki sięgać miały Czyngis-chana. Jak bardzo ten mit odległy jest od rzeczywistości? Co chciała ze swojej biografii wymazać?

Z jakim bagażem żyła i tworzyła w komunistycznej Polsce? Jak udało się jej zrobić błyskotliwą, światową karierę? Co związało ją z wielkimi postaciami historii oraz rodziną Brzezińskich, mimo że unikała polityki? Na czym polegały komplikacje jej życia osobistego? Dlaczego aż do końca budziła kontrowersje?

Odpowiedzi na te pytania podjął się nieoczywisty autor. To Paweł Kowal, historyk i muzealnik, ale też polityk i człowiek zafascynowany życiem i sztuką Magdaleny Abakanowicz. Od śmierci artystki odwiedzał archiwa i miejsca z nią związane, nagrywał wspomnienia bliskich jej osób, gromadził materiały i opowieści na temat jednej z najwybitniejszych i jednocześnie najbardziej tajemniczych polskich artystek.

Teraz przyszedł czas na opowiedzenie jej porywającej historii do końca.

Paweł Kowal
Abakanowicz. Trauma i sława
Wydawnictwo Agora
Premiera: 31 maja 2023
 
 


ROZDZIAŁ • 1
„Prawnuczka Czyngis-chana”


 
Gorący czerwcowy dzień 2021 roku. Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Myję ręce, bardzo dokładnie, nie tyle ze względu na covid, ile na tkaninę, której za chwilę dotknę.
Z Iwoną Bigos, szefową wrocławskiego Pawilonu Czterech Kopuł, i Dianą Jędrysek-Skotnicką z Pracowni Konserwacji Tkanin Muzeum Narodowego we Wrocławiu, konserwatorką prac Magdaleny Abakanowicz, oglądamy jedno z najdziwniejszych dzieł artystki. Tytuł: Życie Warszawy. To powiększona wielokrotnie i utkana kopia fragmentu pierwszej strony dziennika z 25 maja 1973 roku. Z daleka wygląda jak wielkoformatowy wydruk. Nagłówki są wyraźne: Krajowa rada aktywu FN w stolicy, Nowy dowód triumfu leninowskiej polityki pokojowego współistnienia, Edward Gierek w mazowieckim „zagłębiu” owocowo-warzywnym. Na zdjęciu poniżej z trudem, ale jednak można rozpoznać masywną twarz ówczesnego pierwszego sekretarza PZPR.
To jedyna praca Magdaleny Abakanowicz powiązana z modnym w latach 70. ubiegłego wieku nurtem fotorealizmu. Skąd na tkaninie Gierek ze świtą? Czy to polityczna deklaracja? A może ironiczny komentarz? Dlaczego artystka skopiowała gazetę partyjną, jak większość prasy w tamtym czasie?
Dla pani Diany kontrowersje wokół Życia Warszawy nie mają znaczenia. Ręce konserwatorki delikatnie gładzą utkaną stronicę, a ja przypominam sobie dłonie autorki tego zdumiewającego dzieła. Historycy sztuki znają je z licznych fotografii przy pracy. Widziałem je, kiedy podawała pieczone pomidory do wołowiny, a potem na wielu fotografiach, czasami z herbowym sygnetem wsuniętym na palec, z mocno zaznaczonymi żyłami, wyraźnymi jak włókna abakanów.
Zgadzam się z Dianą, że ważniejszy niż polityczne uwikłania jest właśnie fakt, że tkanina jest pracą wielkiej artystki.
– Tak, ta tkanina powstawała od dołu – opowiada, dotykając dzieła. – Tu wątek jest zawsze kładziony równo, a mniejsze litery są sprowadzone do geometrycznych punktów. W tej partii tkanina naśladuje tradycyjną technikę kilimu płochowego. Ale tam, gdzie zaczyna się zdjęcie, jest już więcej swobody. To jest typowy kilim grzebyczkowy[1].
Żeby pisać o Abakanowicz, trzeba się tego nauczyć: powtarzam sobie po cichu, że płocha to integralna część krosna, długi „grzebień”, między którego „ząbkami” przechodzą nici osnowy. To płochą przybija się kolejny wątek, dzięki czemu tkanina staje się jednolita i zbita, a jej krawędzie pozostają proste – jak w stronie gazety.
Zwykle tkaniny Abakanowicz powstawały inaczej.
– Są takie tkaniny, w których nabudowywała plamę, przerzucała wątek, czasami zmieniała kolory – opowiada pani Jędrysek-Skotnicka. – Inne było napięcie osnowy, inne wątku, a same wątki miały różną gęstość[2].
 
Jedna tkaczka z czułością opowiada o innej, wielkiej tkaczce, która tkaczką być nie chciała.

• • •

Cofamy się o mniej więcej osiemdziesiąt lat. Deski podłogi na piętrze dworu w Nowej Krępie skrzypią pod dziewczęcymi stopami. Pewnego zimowego wieczoru mała Magdalena staje w otwartych drzwiach gabinetu ojca. To jeden z nielicznych momentów, kiedy ojciec nie wydaje się jej oficjalny i niedostępny. Sam przywołał ją do siebie, choć to już wieczór. Zaczyna snuć opowieść. Magdalena zapamiętała ją tak:
 
W początku trzynastego wieku z głębi Azji wyszedł ruch ogromny. Plemiona mongolskie, Tatarami ich także nazywano. Szli, zagarniając. Kiedy w 1206 roku Temudżyna wybrali chanem całej Mongolii i nadali mu tytuł Czyngis-chana, państwo stało się potęgą. Padły Chiny i Azja Środkowa, i Europa Wschodnia. Jedna z wielkich armii mongolskich, pod wodzą Hulagu-chana, wyruszyła na Iran. Dwa lata strasznej walki, strasznego zniszczenia. Hulagu z podbitej Persji z Zakaukazia tworzy swoje państwo mongolskie. Potężne i bogate. Będzie nim rządziła jego dynastia. Władzę po jego śmierci obejmuje najstarszy syn, Abaka-chan. Jemu też, w rok później, wielki kurułtaj (sejm mongolski) powierza tron chiński…[3].
 
Wszystko w tej opowieści mniej więcej się zgadza. W 1206 roku chanem Mongolii zostaje Temudżyn, zwany Czyngis-chanem, i buduje imperium rozciągające się od wschodniego wybrzeża Chin aż do Morza Aralskiego. Ale Hulagu-chan, wnuk Czyngis-chana, wyprawia się z armią na Bliski Wschód już po śmierci dziadka, na rozkaz jego następcy, wielkiego chana Mongke (Mengu)[4]. Zdobywa przede wszystkim Bagdad, kładąc kres istnieniu kalifatu bagdadzkiego. Hulagu-chan, podbijając kolejne muzułmańskie terytoria, tworzy z czasem wielkie państwo Ilchanidów sięgające od Kabulu niemal po południowe wybrzeże Morza Czarnego. Po śmierci władzę przejmuje jego syn. Nazywa się Abaka-chan. To on według opowieści Magdaleny miał być protoplastą rodu, z którego się wywodzi. Będąc jego potomkinią, byłaby więc jednocześnie potomkinią Czyngis-chana. „Wyobrażałam sobie te wielkie obszary pokryte namiotami Tatarów. Surowe mięso kładli pod siodła. Jeździli na nim, aż zmiękło. Surowe jedli. […] Jakże chciałam w tym być”[5].
Opowieść o wielusetletniej historii rodziny Abakanowiczów, której epilog dopisały krwawe wydarzenia początku trzeciej dekady XX wieku, towarzyszyła artystce przez całe życie. Nie traktowała jej jednak jako legendy, lecz jako własną genealogię[6].
Ile w rzeczywistości było prawdy w tej, średniowiecznej jeszcze, rodzinnej historii opowiadanej z pokolenia na pokolenie? Trudno dzisiaj zweryfikować.
A co wiemy z większą pewnością o burzliwych losach tatarskiej linii rodziny rzeźbiarki, tej ze strony ojca? Nazwisko Abakanowicz rzeczywiście ma korzenie tatarskie, choć trudno jednoznacznie wykazać związek tego rodu z Czyngis-chanem. To, co historyk może powiedzieć na pewno, sprowadza się do kilku faktów: protoplastą rodu Abakanowiczów był Abul Abbas Fursowicz Krzeczowski o przydomku „Khan-kan”, syn Fursa. Wzmianki na jego temat pojawiają się w źródłach historycznych z lat 60. XVI wieku. Rodzina przybyła do Rzeczypospolitej zza Wołgi i przyjęła chrześcijaństwo. Krzeczowski już w drugiej połowie XVI wieku był właścicielem Krzeczowic i pieczętował się herbem Abdank (Awdaniec)[7]. Przedstawiciele klanu służyli w chorągwi trockiej. To od Fursowicza pochodzi brzmienie nazwiska Abakanowiczów, które początkowo występowało w formie Abbas Khanowicz. Znamy też potomków Krzeczowskiego z XVII wieku: Janusza Abbasa Kanowicza Krzeczowskiego, Jura Abakanowicza, z XVIII wieku Jerzego Jurewicza Abakanowicza (prawdopodobnie jako pierwszy nosił nazwisko w tej formie), z XIX wieku: Michała Abakanowicza i Piotra (prapradziadka artystki, który żył na początku XIX stulecia), a także jego syna Konstantego – pradziadka artystki. Od nich można już odtworzyć kompletne drzewo genealogiczne Abakanowiczów. Na jego konarach będą się przeplatały męskie imiona Piotr i Konstanty, co niestety utrudnia czytelnikowi identyfikację kolejnych członków rodu. Jednak w dawnych szlacheckich klanach częsty był zwyczaj powtarzania sekwencji imion w kolejnych pokoleniach[8].
 
Do opowieści o Abakanowiczach historyk może dodać jeszcze kilka zdań o szerszym kontekście losów rodzin tatarskich w Polsce – badacze tematu niemało pisali na ten temat. A więc falę osadnictwa tatarskiego w Rzeczypospolitej należy wiązać z polityką księcia Witolda. Na przełomie XIV i XV wieku osadzał on na Litwie nie tylko niewolnych Tatarów – zwykle jeńców wojennych. Przyjmował także i ściągał pod Wilno uchodźców ze Złotej Ordy, pochodzących z wyższych warstw społecznych. Z biegiem czasu coraz więcej osadników tatarskich w Wielkim Księstwie Litewskim wywodziło się z rodów książęcych, należących do domu chanów oraz wyższych urzędników wojskowych – murzów, potomków Tartarów z Krymu. Wielu z nich walczyło u boku Witolda pod Grunwaldem[9].
Jednak „złotym wiekiem” w dziejach Tatarów osiadłych w Polsce była epoka dwóch ostatnich Jagiellonów – Zygmunta I i Zygmunta Augusta. Szczególne znaczenie miało potwierdzenie tatarskich praw osadniczych w akcie unii lubelskiej[10]. Dzięki temu cieszyli się oni względną autonomią, mogli zachować swoje wyznanie, a w zamian za służbę wojskową otrzymywali przywileje szlacheckie.
Te ogólne informacje na temat statusu Tatarów w Rzeczypospolitej zgadzają się z rodzinnymi opowieściami Magdaleny Abakanowicz. Historia o tym, że jej przodkowie ze strony ojca pochodzili z ważnego tatarskiego rodu oraz że najlepiej im się żyło w epoce ostatniego z Jagiellonów, jest prawdopodobna. Ale kiedy dokładnie Abakanowiczowie przybyli na ziemie Rzeczypospolitej? Jakie były ich losy w okresie rozbiorów? Kiedy przyjęli katolicyzm?
 
Znacznie więcej pewnych tropów na temat historii rodziny artystki dotyczy dziewiętnastowiecznych losów Abakanowiczów, już po utracie suwerenności przez Rzeczpospolitą. Wiemy, że po upadku powstania listopadowego musieli dowodzić swego szlachectwa. Dotyczyło to zresztą całego stanu szlacheckiego. Abakanowiczowie uczynili to przed organem zwanym deputacją wywodową kowieńską. Udowodnili swoje prawo zarówno do herbu Abdank, jak i do przydomka Jurewicz[11]. Jednak wielu polskim rodzinom Rosjanie tytułów nie potwierdzali, co nie było bez znaczenia, gdyż nawet jeśli nie posiadało się majątku, sam tytuł dawał podstawę do robienia jako takiej kariery w imperium Romanowów.
Abakanowiczowie nie byli krezusami. Należeli raczej do zubożałej szlachty kresowej, walczącej o przetrwanie i pozycję. Odnajdujemy ich w guberni mohylewskiej[12], a więc na terenach, które odpadły od Rzeczypospolitej już po pierwszym rozbiorze, w 1772 roku. Przodkowie artystki pozostali zatem na dalekich Kresach. Na początku XIX wieku byli chrzczeni w kościele w Mohylewie, co poświadczają dokumenty parafialne[13]. Nieraz szli do wojska, trzymali się blisko cesarskiego tronu, szukali zajęcia w Petersburgu. Zakładam, że zubożeli po powstaniu styczniowym, gdyż w wyniku represji stracili ziemię. Ich los byłby w takim wypadku dość typowy dla dziejów polskich rodzin szlacheckich w imperium carów. Po przegranym powstaniu Abakanowiczowie szukali sposobu na przetrwanie, ale zachowywali się godnie. Po latach, już w wolnej Polsce, na potrzeby Oficerskiego Trybunału Orzekającego generał Jan Jacyna napisze o Abakanowiczach: „Cała rodzina ich cieszyła się wielkim uznaniem i szacunkiem”[14].

• • •

Najbardziej fascynującą postacią spośród „dawnych” Abakanowiczów był Bruno, matematyk i wynalazca, jeden z barwniejszych Polaków działających na Zachodzie w czasach belle époque. Studiował w Rydze, wykładał we Lwowie, gdzie opracował też pierwszy ze swoich ważnych wynalazków – integraf. Urządzenie to służyło do – jak podaje Wikipedia – „mechanicznego całkowania drogą graficzną”. Integrafy produkowane były w Szwajcarii przez firmę Coradi pod nazwą Abdank-Coradi Integraph.
Współpracownikiem Brunona Abakanowicza był inny słynny polski wynalazca, a także prekursor psychologii, hipnozy oraz mediumizmu (czyli „nauki” o kontaktach z duchami) – Julian Ochorowicz. Wspólnie pracowali m.in. nad przesyłaniem obrazów na odległość.
Od 1881 roku Abakanowicz mieszkał pod Paryżem. W Parc-St.-Maur założył laboratorium. Zajmował się nie tylko własnymi wynalazkami (kolejne to lampa elektryczna własnego pomysłu, dzwonek używany na przejazdach kolejowych i spirograf produkowany do dziś przez wielki światowy koncern jako zabawka dla dzieci). Będąc dyrektorem Compagnie Française Thomson-Houston, sprowadzał do Francji osiągnięcia amerykańskiej myśli technicznej. Jednocześnie utrzymywał kontakty z krajem. Przyjaźnił się z Henrykiem Sienkiewiczem, fundował stypendia dla utalentowanych Polaków, kupił nawet zameczek z przeznaczeniem dla polskich twórców, był mecenasem i przyjacielem malarzy, m.in. Leona Wyczółkowskiego, który sporządził świetny portret wynalazcy, oraz Aleksandra Gierymskiego. To podczas jego wizyty we Francji w 1900 roku Bruno Abakanowicz nagle zmarł[15].
Gdyby nie Magdalena, to on pozostałby zapewne najbardziej znanym w historii przedstawicielem tej niezwykłej polskiej rodziny o tatarskim rodowodzie.

• • •

Wróćmy do gabinetu ojca Magdaleny i jego opowieści o korzeniach rodu. Artystka wspominała: „W napięciu, wciśnięta w róg fotela, słuchałam. To nie była bajka. Siedem wieków zmieniło nazwisko w obecne brzmienie. Ród możny wyginął w czasie rosyjskiej rewolucji”[16].
W salonie miały wisieć portrety przodków, a matka opowiadała córce o postaciach z malowideł – podgolonych wedle szlacheckich zwyczajów, odzianych w zbroje i futra. Jeden z portretów robił na niej szczególne wrażenie[17]. Wspinała się więc na kanapę, by obejrzeć z bliska wizerunek młodego mężczyzny z jasnymi włosami. „W miejscu źrenic w jego niebieskich oczach były dwie dziury”[18] – mówiła Abakanowicz po latach. To szwedzki miecz miał podziurawić portret w czasie potopu.
Im bliżej XX wieku, tym opowieść artystki o pozycji Abakanowiczów – już w cesarstwie rosyjskim – nabiera barw i szczegółów.
 
Ci potomkowie Abakhana, którzy dożyli naszych czasów jako książęta, byli blisko cara i zostali wymordowani w czasie rewolucji. Mój dziadek, generał carski, leży na Powązkach, jego brat Piotr z bratem cara Michaiłem Romanowem ukryli się na Syberii, chcąc wydostać się z rewolucji, ale obaj zostali zgładzeni[19].
 
Ów Piotr – dziadek Magdaleny ze strony ojca – nie był generałem, ale podporucznikiem w armii carskiej. Nie można więc wykluczyć, że uległ przynajmniej częściowej rusyfikacji. W tamtych czasach nic jednak nie stało na przeszkodzie, by w ramach imperium służyć carowi, pozostając dobrym Polakiem, Gruzinem czy Finem. Przykładów takich losów jest sporo. Chociażby Stanisław Kierbedź, rosyjski generał, który zachował polską tożsamość i nie widział sprzeczności między służbą carowi a pielęgnowaniem polskości. Albo Bronisław Grąbczewski, również generał w armii Imperium Rosyjskiego, ale też badacz i podróżnik, który zachował swą polskość i po odzyskaniu niepodległości wrócił do Warszawy.
Żoną dziadka Piotra była Antonina z domu Zbyszewska[20]. Wiadomo tylko tyle, że „pochodziła z Polski”[21], czyli prawdopodobnie z terenów Królestwa Polskiego, a więc Kongresówki. To znamienne, że Magdalena podkreślała związki babki z Polską. Być może to właśnie Antoninie Abakanowiczowie w największym stopniu zawdzięczali zachowanie polskości. Zwykle to przecież na matce spoczywał obowiązek nauki języka i zapoznania dzieci z polskimi obyczajami.
Prawdopodobnie Piotr i Antonina w którymś momencie wyjechali z rodzinnego domu pod Mohylewem i zamieszkali w Warszawie. Ile mieli dzieci? Tego nie wiemy. Ze wspomnień Magdaleny wiemy za to, że „z pożogi ocalało dwóch chłopców”. Magdalenie chodzi o I wojnę światową i rewolucję. Wedle jej wspomnień „[b]racia walczyli w krwawych wydarzeniach i nie mając już najbliższych w Rosji, przebili się do Polski, skąd ich matka pochodziła”[22].
Ci dwaj chłopcy to Konstanty, rocznik 1888, ojciec Magdaleny, oraz jego brat Piotr, rocznik 1890 – obaj urodzeni w Warszawie[23]. Jednak zanim przybliżymy ich brawurowe życiorysy, warto przyjrzeć się drugiej linii przodków Magdaleny Abakanowicz – tej, z której wywodziła się matka artystki.

 
Wesprzyj nas