Proza mocna i bezpośrednia, o ogromnej sile rażenia. Claudia Salazar łączy w swej książce wydarzenia z lat 80. i 90. XX wieku, gdy w Peru władzę przejęła terrorystyczna organizacja Świetlisty Szlak, politykę, pożądanie i ból.


Przedstawione przez autorkę osobiste historie, choć fikcyjne, przybliżają traumę całego narodu, która do dziś pozostaje żywa.

W powieści „Krew o świcie” splatają się ze sobą losy trzech kobiet na tle mrocznej historii Peru lat 80. i 90.

Terrorystyczna organizacja Świetlisty Szlak, której radykalny program oparty został na doktrynie marksistowsko-leninowsko-maoistycznej, przystąpiła wówczas do walki z instytucjami państwa oraz obywatelami, którzy nie chcieli podporządkować się rewolucyjnym hasłom.

Claudia Salazar Jimenez ukazuje wojnę oczyma kobiet, mieszając w swej brutalnej prozie politykę, pożądanie i ból. Osobiste historii, choć fikcyjne, przybliżają czytelnikom traumę całego narodu, która do dziś pozostaje żywa.

„Krew o świcie” dowodzi, że tylko sztuka pozwala nam pamiętać, i przypomina, że „każdy, kto ma jakieś pojęcie o historii, wie, że wielkie zmiany społeczne nie są możliwe bez kobiecego fermentu”.

Claudia Salazar Jiménez
Krew o świcie
Przekład: Tomasz Pindel
Wydawnictwo ArtRage
Premiera: 29 stycznia 2023
 
 


Do więzienia w stolicy przywieźli mnie krótko przed tym, jak wpadło kierownictwo. Prawie zawsze zaciągają mnie do tej sali, żeby komendant Romero mógł przeprowadzić przesłuchanie. Wszystko jest białe. Bielsze niż w szpitalu. Trzy krzesła. Stół przykryty białą ceratą. Ściany też są białe. To już dwa tygodnie, jak się dowiedziałam, że ich złapali. Co zrobili z towarzyszem Przywódcą? Pieprzone psy, jeśli go tkną, zdechną wszyscy, jeden po drugim do ziemi.
Jedynie zegar wydaje jakiś dźwięk. Romero się nie zjawia. Trochę zimno w tym tak bardzo białym pomieszczeniu. Zupełnie tu inaczej niż na piaskach, gdzie zaczęłam działalność społeczną. Szczególnie wyraźnie pamiętam dzień, w którym słońce wystawiło nas na próbę. Nie do wytrzymania. Piekło. Takie panowały upały na tym długim piaszczystym pasie zamieszkałym przez ludzką kipiel. Przyszłam tam z inżynierem, który koordynował prace, i z Fernandą, działaczką społeczną. Wzięłam też córkę, cztery latka miała. Pomyślałam, że jeśli będzie się bawić z tymi dziećmi, co mają niewiele albo nic nie mają, to wyrobi w sobie wrażliwość.
Piaski ciągnęły się szeroko jak jakiś rozpalony żółtawy koc. Upał mnie dusił, czułam w swojej dłoni spoconą dłoń córeczki. Jedna z pracownic komitetu mieszkaniowego zaoferowała szklankę wody, żeby mała ugasiła pragnienie. Wodę sprzedawano tu w cenie złota, z cystern, które przyjeżdżały tylko raz na tydzień. Szklanka, którą opróżniła moja córka, oznaczała mniej wody dla jednego z tutejszych dzieci.
Zostawiłam małą, już spokojniejszą, w towarzystwie rówieśników i poszłam na spotkanie z miejscowymi, żeby omówić bieżące sprawy. Potrzebowali dostępu do wody pitnej, kanalizacji oraz latarni przynajmniej na dziesięciu ulicach. Prosili też o przychodnię z podstawową opieką medyczną i szkołę. Edukacja to podstawa, jeśli chce się przełamać schemat nierówności, na którym opiera się organizacja społeczna, bez niej szanse na zmianę… Mamo!!! …są praktycznie zerowe. Mając za sobą lata doświadczenia jako pedagog, mogę powiedzieć… Mamoooooo!!! …że bez odpowiedniego poziomu… Pani Marcelo, pani córka!
Popędziłam co tchu na miejsce, gdzie bawiły się dzieci. Zobaczyłam swoją córkę stojącą jak skamieniała w piachu, nóżki dygotały jej z przerażenia, prawie nie oddychała, spazmatycznie łkała, a twarz miała mokrą od łez. Upadła w miejscu, gdzie piasek wymieszany był z jałową ziemią i trudno było utrzymać się na nogach. Kiedy mnie zobaczyła, wyciągnęła rączki i wyrzuciła z siebie potężny i rozpaczliwy krzyk: Mamusiu, tu się zapada, weź mnie na ręce!
Podniosłam ją i przytuliłam do piersi. Przywarła do mnie mocno. Jej serduszko biło szybko, trzepotało jak wystraszony ptaszek. Otarłam jej pot i łzy z twarzy. Pogłaskałam po głowie i usunęłam piasek z włosów. Spokojnie, ja tu jestem, nic złego ci się nie stanie, powiedziałam. Pogładziłam ją po skroniach, ten gest zawsze ją uspokajał. Stopniowo się wyciszała. Dzieci zebrały się wokoło nas, na tych zagubionych piaskach, bose, w znoszonych ubraniach, cały dzień na gorącym piachu, prawie bez wody i bez jednej nawet skargi. One naprawdę się tu zapadały. Nie mogłam tracić czasu na głupoty, kiedy tyle było do zrobienia. Nie płacz już, przecież jesteśmy odważne.
– Pani profesor, jak się pani miewa? – odzywa się do mnie komendant Romero, wkraczając zdecydowanym krokiem. Zawsze tak mnie tytułuje. Gram w tę jego grę, a nuż uda mi się czegoś dowiedzieć o naszym przywódcy, wszak w jego rękach może spoczywać nasza przyszłość.
– Dzień dobry, komendancie. Gotowa na rozmowę, jak zawsze. – Romero rozsiada się na krześle naprzeciwko mnie. Zostały mi tylko dwie bronie: cierpliwość i milczenie.
– Pani profesor, w ciągu ostatnich dni miałem przyjemność nieco panią poznać i widzę, że bardzo z pani uparta osoba, bardzo twarda i zawzięta. Jak skała. – Romero poprawia się na krześle. Pochyla się nieco w moją stronę, jakby chciał mi coś powiedzieć poufnie, i mówi niemal szeptem: – To dlatego miała pani dostęp do Komitetu Stałego, prawda?
Podejmowanie decyzji w warunkach wojny było bez cienia wątpliwości zadaniem należącym do nich. Rozstrzygała nasza jedyna słuszna linia ideologiczna. Towarzysz Przywódca, towarzyszka numer Dwa i towarzyszka numer Trzy – trójca doskonała. Towarzysz Przywódca to numer Jeden, myśl przewodnia naszej rewolucji. Towarzyszka Dwa – to ona wprowadziła mnie do partii. Towarzyszka Trzy odpowiadała za logistykę. Trzy. Liczba doskonała i święta. Zamknięte koło. Komitet Stały. Tajne epicentrum organizacji.
Rewolucja nie mogła dłużej zwlekać, oczekiwanie na reakcje to dokładnie to, czego chce Państwo. Zastąpić jedną klasę drugą, jedną liczbę inną liczbą. Idea jest podstawą, ale jak powiedział Mao: „Karabin rodzi władzę”. Nasze zbrojne ramię, towarzysz Felipe, był jak niespokojny źrebak, gotowy do walki. To on mówił nam, że w niektórych wiejskich społecznościach bardzo źle przyjęto naszą rewolucyjną doktrynę. Ludowi z trudem przychodzi akceptacja rewolucji, ale wierzyliśmy, że w końcu zrozumieją i będą musieli przyswoić myśl przewodnią. Doszło do starć, niektórzy towarzysze polegli, przez co policja zaczęła się panoszyć w rejonach kluczowych dla naszych planów. Pamiętam, że podczas tego spotkania towarzysz Felipe pokazał towarzyszce Trzy jeden ze zdobycznych karabinów FAL.
– To tu rodzi się władza, towarzyszko, można to poczuć.

 
Wesprzyj nas