Lego to potęga, na której wychowują się kolejne pokolenia. „Life in Lego” to pierwsza oficjalna biografia marki napisana przez topowego duńskiego dziennikarza Jensa Andersena.


Wspaniała propozycja zarówno dla fanów LEGO, którzy chcieliby poznać kulisy powstania swoich ulubionych klocków, jak i dla wszystkich tych, którzy chcieliby zgłębić i zrozumieć ten światowy fenomen.

LEGO. I chyba nie trzeba mówić już nic więcej. Każdy je zna. Każdy się nim bawił. Każdy kupił kiedyś na prezent. I prawie każdy na swój sposób je kocha.

„Historia LEGO” to niezwykła opowieść o trzech pokoleniach, które od 90 lat tworzą jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie. Co ciekawe, od początku istnienia, czyli od czterech pokoleń, marka jest w rękach rodziny Kristiansen. Historia Lego jest, więc nierozerwalnie związana z perypetiami rodu. Na przestrzeni tych lat zarówno w firmie, jak i rodzinie wydarzały się różne rzeczy.

Za kryzysami przychodziły sukcesy, za małżeństwami pojawiały się rozwody i tragiczne śmierci. Jedyne co było trwałe – to plastikowy klocek. Aż trudno uwierzyć, że wszystko zaczęło się od… niepozornej drewnianej kaczuszki.

Książka Jensa Andersena, wybitnego duńskiego biografa i dziennikarza, to nie tylko inspirująca historia rozwoju globalnej firmy, ale przede wszystkim fascynująca opowieść o wyjątkowej rodzinie, która prawie od stulecia walczy o prawo do nieskrępowanej zabawy.

Jens Andersen
Historia Lego
Opowieść o rodzinie, która stworzyła najsłynniejszą zabawkę na świecie
Przekład: Justyna Haber-Biały, Agata Lubowicka
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 9 listopada 2022
 
 


Słowo wstępne od autora
Szacuje się, że od 80 do 90 milionów dzieci na całym świecie każdego roku dostaje zestaw klocków LEGO i że blisko 10 milionów dorosłych kupuje je także dla siebie. LEGO to jednak więcej niż tylko przyprawiająca o zawrót głowy liczba pudełek z plastikowymi klockami, które można ze sobą łączyć na niezliczone sposoby. LEGO reprezentuje także wizję znaczenia zabawy w życiu człowieka.
Ta książka jest historią globalnego przedsiębiorstwa i duńskiej rodziny, rodu, który przez 90 lat bronił prawa dzieci do zabawy i którego przedstawiciele wciąż przedstawiają pogląd, że dorośli powinni pozwolić dojść do głosu swojemu wewnętrznemu dziecku.
Od początku lat trzydziestych LEGO produkuje zabawki, poprzez które dostarcza przeżyć dzieciom małym i dużym. Przekracza przy tym często podziały społeczne i kulturalne, zawsze nadążając za rozwojem społeczeństwa. Od światowego kryzysu po państwo socjalne, od patriarchalnego modelu rodziny z ojcem siedzącym u szczytu stołu po wejście kobiet na rynek pracy, nowe role płciowe i modele rodziny – a także nowe sposoby życia. Kiedyś zabawy dzieci i chłopców miały wyłącznie charakter fizyczny, obecnie jest on w równej mierze cyfrowy. LEGO przez cały czas uczestniczyło w procesie tej zmiany.
Na pomysł napisania Historii LEGO wpadłem jesienią 2019 roku. Nie jest to typowa książka przedstawiająca dzieje firmy, ale raczej historia kulturowa i kronika trzech pokoleń rodziny Kirków Kristiansenów, które stworzyły LEGO i rozwinęły firmę w to, czym jest obecnie, gdy czwarte pokolenie jest gotowe do przejęcia sterów: największym na świecie producentem zabawek i jedną z najbardziej ubóstwianych marek.
Książka powstała dzięki udostępnieniu mi archiwów LEGO w Billund i comiesięcznym rozmowom prowadzonym przez półtora roku z Kjeldem Kirkiem Kristiansenem, który, można rzec, urodził się w firmie w 1947 roku i przez prawie 50 lat wpływał na jej rozwój.
Na poniższych stronach mój rozmówca figuruje jako „Kjeld”. Życzył sobie, żeby właśnie tak nazywać go w tej książce, bo w ten sposób zwracają się do niego pracownicy z Billund i pod tym imieniem jest znany na całym świecie wśród 20 000 pracowników LEGO i pięć razy tylu zarejestrowanych dorosłych fanów, dla których klocki te są pasją i stylem życia.
À propos imion i nazwisk, nazwisko rodu przez dziesięciolecia wywoływało u wielu osób dezorientację. Co do nazwiska środkowego2 „Kirk” nikt nie ma żadnych wątpliwości, pytanie jednak, czy rodzina naprawdę nazywa się „Kristiansen” czy „Christiansen”.
Według starych ksiąg metrykalnych i świadectw chrztu zachowanych w rodzinie nazwisko rodowe powinno się zapisywać przez „K”, ale z niewiadomych przyczyn założyciel LEGO Ole Kirk, gdy w 1916 roku jako młody czeladnik osiedlił się w Billund, postanowił, że będzie się nazywał „Christiansen”. Z nielicznymi wyjątkami używał tego nazwiska aż do śmierci, wykuto je też na nagrobku na cmentarzu w Grene niedaleko Billund.
Syn Olego Kirka Godtfred także zapisywał swoje nazwisko przez „Ch”, a nie przez „K”. W latach czterdziestych, jako młody ambitny kierownik produkcji, zaczął używać inicjałów G.K.C., które przylgnęły do niego na całe życie. Nazywali go tak pracownicy LEGO, partnerzy biznesowi, mieszkańcy Billund i bliscy przyjaciele. Syn G.K.C. Kjeld – główny bohater tej książki – jeszcze jako młody człowiek postanowił natomiast trzymać się tego, co napisano w świadectwie chrztu, i zawsze nazywał się Kjeld Kirk Kristiansen.
Chciałem uszanować dokonane przez poszczególnych członków rodziny wybory dotyczące używanych przez nich nazwisk, imion i akronimów, widniejących także na drzewie genealogicznym. Dlatego na kartach książki założyciel LEGO nazywa się Ole Kirk albo Christiansen, jego syn – Godtfred albo G.K.C., podczas gdy przedstawiciel trzeciego pokolenia rodziny właścicieli po prostu Kjeld.
Być może niektórych czytelników zdziwi to, że przez cały czas konsekwentnie zapisuję nazwę LEGO i innych spółek należących do koncernu – na przykład KIRKBI – wielkimi literami. W tym przypadku uznałem za naturalne postąpić zgodnie z praktyką stosowaną w przedsiębiorstwie.
Czytelnicy zatrudnieni w LEGO albo w inny sposób związani z firmą muszą się też pogodzić się z tym, że w dwóch przypadkach stosuję się do powszechnych duńskich reguł ortograficznych, będących odstępstwem od oficjalnego zapisu obowiązującego w przedsiębiorstwie. Z jednej strony po nazwie „LEGO” nie zamieszczam symbolu ® świadczącego o rejestracji znaku towarowego, z drugiej – stosuję myślnik w złożeniach, których pierwszy człon stanowi nazwa firmy: po duńsku LEGO-klodsen (pl. klocek LEGO)3. Wszystko to ze względu na czytelność tekstu.
Tak jak klasyczne klocki o ośmiu wypustkach można ze sobą połączyć w co najmniej 24 możliwych kombinacjach, historię LEGO można by opowiedzieć na wiele różnych sposobów. Wybrałem obszerną formę epicką bez odsyłaczy do źródeł i przypisów.
Na samym końcu książki znajduje się obszerna bibliografia, tuż obok indeksu osób i podziękowań dla wszystkich, dzięki którym napisanie tej książki było możliwe. W tym miejscu muszę dobitnie zaznaczyć, że nie udałoby mi się zakończyć sukcesem tego projektu bez niezmordowanej pomocy Jette Ordua, dyrektorki działu historycznego LEGO, archiwistki Tine Froberg Mortensen i Ulli Lundhus, rzeczniczki prasowej KIRKBI A/S. Na sam koniec chciałbym gorąco podziękować Kjeldowi za to, że wtajemniczył mnie w ten zaiste baśniowy fragment historii Danii. Parafrazując zachętę do „dobrej zabawy”4, która od lat trzydziestych leży u podstaw LEGO, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim „dobrej lektury!”.
Jens Andersen, lipiec 2021

Stolarka. Lata dwudzieste

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…
Tymi słowami rozpoczyna się słynna saga z kosmosu, która odgrywa ważną rolę w poniższej historii. Zaczyna się ona w Danii, daleko na wsi, jesienią 1915 roku, gdy młody rzemieślnik z zachodniej Jutlandii dowiaduje się o wystawionej na sprzedaż stolarni w miasteczku Billund, połączonym z resztą kraju linią kolejową.
Tak jak jego narzeczona, młody rzemieślnik dorastał na wrzosowisku wśród pracowników najemnych i wiejskiej biedoty. Jako chłopak wypasał owce i krowy, nauczył się uważać na żmije i zalane wodą wykopy po wydobytym marglu, a gdy zbliżała się niepogoda, potrafił szybko, jak nikt inny w okolicy, zbudować odpowiednie schronienie.
Teraz jest czeladnikiem w warsztacie ciesielskim, marzy o własnym dachu nad głową, chciałby się ożenić i pracować na własny rachunek. Kilkoro rodzeństwa pomaga mu zaciągnąć w banku pożyczkę na 10 000 koron i w lutym 1916 roku przejmuje niski biały dom z przylegającym warsztatem na obrzeżach Billund. Z pomocą boską i Banku Varde wszystko powinno pójść dobrze. W dniu swoich 25. urodzin Ole Kirk Christiansen żeni się z Kristine Sørensen, a rok później na świat przychodzi pierwszy z ich czterech synów.
Kjeld: „Dziadek urodził się w 1891 roku w miejscowości Blåhøj położonej 20 kilometrów na północ od Billund. Tutaj dorastał w rodzinie liczącej 11 dzieci – sześciu synów i pięć córek. Każde z nich otrzymało inne »nazwisko środkowe« wymyślone przez pradziadka. To znaczy oprócz dziewcząt, bo one i tak miały w przyszłości zmienić nazwisko po wyjściu za mąż. Jeden z synów nazywał się zatem Randbæk, drugi – Kamp, trzeci – Bonde. Dziadek zarówno imię, jak i nazwisko środkowe – Kirk – otrzymał po dzielnym zachodniojutlandzkim chłopie, członku Zgromadzenia Stanowego5, u którego pradziadek służył i którego podziwiał. Już jako sześciolatek pilnował owiec przy wypasie, pomagał w różnych gospodarstwach, aż zaczął terminować w warsztacie ciesielskim u jednego ze starszych braci. Podobnie jak wielu innych młodych rzemieślników w tamtym czasie, w celu rozwijania umiejętności został czeladnikiem wędrownym, ale dość szybko wrócił do domu, żeby pomóc starszemu bratu przy budowie budynku poczty w Grindsted. A w 1916 roku osiedlił się tutaj, w Billund”.
Pod koniec pierwszej wojny światowej to małe miasteczko położone przy trasie kolejowej między Vejle i Grindsted zamieszkiwała niecała setka osób. Poza budynkiem stacji, pełniącym także funkcję poczty, Billund w 1916 roku składa się z czterech albo pięciu większych gospodarstw, kilku domów zamieszkanych przez tak zwanych chlebowych6, szkoły, mleczarni spółdzielczej, konsumu, domu misyjnego i gospody, która wkrótce straci koncesję na sprzedaż alkoholu i otworzy się ponownie jako hotel dla osób żyjących w trzeźwości. W sumie około 30 domów położonych wzdłuż żwirowego traktu z głębokimi rowami po obu stronach. Żeby dotrzeć na drogę, trzeba przejść po kilku deskach przerzuconych nad rowem.
Dom i przylegający do niego warsztat, należące Olego Kirka i Kristine, stoją jako ostatnie zabudowania przy drodze wyjazdowej z Billund. Dalej rozciągają się dwa uprawiane pola, a za nimi, jak okiem sięgnąć, roztaczają się wrzosowiska. Kilometry brunatnych wrzośców próbujących się zakorzenić aż do krawędzi piaszczystej drogi krajowej prowadzącej na zachód.
Mówi się, że pewien bogacz z Kolding, przejeżdżający kiedyś przez parafię Grene7, nazwał Billund „miejscem opuszczonym przez Boga”. Prawdą jest, że w drugiej dekadzie XX wieku zabudowania Billund nie zajmują zbyt wiele miejsca przy drodze ciągnącej się łukiem przez miasto, ale w latach tuż po pierwszej wojnie światowej nie brakuje tam oznak życia. Zwłaszcza w odniesieniu do Boga i Ducha Świętego.
Młoda para osiedla się w Billund w okresie upowszechniania się ruchów religijnych na terenach wiejskich. Razem z rosnącym w siłę ruchem związkowym w dużych miastach Misja Wewnętrzna stanowi największą w kraju organizację masową. Wśród gospodarstw bogobojnych, oszczędnych chłopów w całej Danii wyrastają domy misyjne, a na początku lat dwudziestych XX wieku ponad 300 000 osób, w przeważającej mierze wywodzących się z chłopstwa i warstw nieuprzywilejowanych, zrzesza się w małych lokalnych wspólnotach. Nie jest to sekta, ale szeroko rozgałęziona sieć pobożnych chrześcijan, funkcjonująca w ramach duńskiego Kościoła Narodowego, chociaż wielu jego pastorów odmawia wiernym z Misji Wewnętrznej dostępu do domów Boga.
Od lat osiemdziesiątych XIX wieku przez parafię Grene przetoczyło się kilka fal ruchów odnowy Kościoła. Rozbrzmiewało tu wiele różnych głosów religijnych – od katolickich i luterańskich duchownych, pietystów i herrnhutów aż po współczesnych świętych i tak zwanych grundtvigian, odwołujących się do myśli psalmisty N.F.S. Grundtviga na temat chrześcijaństwa, kultury, Kościoła i ojczyzny.
Członkowie Misji Wewnętrznej wierzą w to, że człowiek jest grzeszny z natury i tylko dzięki zrozumieniu Boga i Jego pomocy może żyć w sposób przyzwoity oraz dostąpić zbawienia. Nie inaczej myślą nowy stolarz w Billund i jego małżonka, chociaż w domu u Christiansenów panuje weselsza atmosfera niż u wielu innych wewnętrznomisyjnych rodzin w mieście i w parafii.
W dniu swoich 25. urodzin Ole Kirk żeni się z Kristine. Mieszkańcy Billund, a zwłaszcza Karen i Peter Urmager z zarządu Misji Wewnętrznej, serdecznie przyjmują nowo przybyłych nowożeńców. Ich znajomość przeradza się w zażyłą przyjaźń. Gdy Karen, już jako wdowa w podeszłym wieku, zapada na ciężką chorobę, Ole Kirk sprowadza ją do swojego domu i udostępnia jej własne łóżko do momentu, aż wyzdrowieje.
Kjeld: „Mieszkańcy Billund dzielili się wtedy na dwie grupy. Tych z Misji Wewnętrznej, którzy spotykali się w domu misyjnym, postrzegało się jako rygorystycznie przestrzegających zasad wiary. Oprócz nich byli też grundtvigianie, o których mówiono, że mają bardziej przyziemny stosunek do Boga. Oni często spotykali się w domu zebrań. Tak jak moi dziadkowie, większość mieszkańców była związana z misją, ale w przypadku obu tych kościelnych ugrupowań obowiązywała zasada nieobcowania z »tymi drugimi« więcej niż to absolutnie konieczne. W zasadzie było tak jeszcze w latach pięćdziesiątych, w czasach mojego dorastania. Ja i moje dwie siostry wiedzieliśmy dokładnie, kto należał do misji, a kto był grundtvigianem. Babcia i dziadek byli bardzo religijni, ale historie opowiadane o dziadku ukazują go jako wesołego człowieka, prostolinijnego – w najlepszym znaczeniu tego słowa. Bardzo otwartego i szczerego w stosunku do swojej wiary. Często w listach dotyczących działalności swojej firmy używał zwrotu »jeśli Bóg zechce«. O ile mi jednak wiadomo, nigdy nie udzielał nikomu bezpośrednich nauk na temat Boga czy Chrystusa. Dziadek był jednak człowiekiem niezłomnej wiary i do samej śmierci żywił przekonanie, że nie wymyśliłby swoich zabawek i nie założyłby LEGO bez Boskiej pomocy”.

 
Wesprzyj nas