Wyszła za człowieka, którego właściwie nie znała. To był błąd. Być może zabójczy w skutkach. Wszak bycie drugą żoną to niełatwa rola. Szczególnie gdy nie wiadomo, co się stało z pierwszą…


Lily podejmuje pracę jako prywatna nauczycielka ośmioletniego Noaha. Ją i o wiele starszego ojca chłopca szybko zaczyna łączyć silna więź, zwieńczona pośpiesznym małżeństwem.

Kobieta zrobi wszystko, co w jej mocy, by rozjaśnić życie smutnego wdowca i zastąpić chłopcu zmarłą matkę. Nie jest to łatwe, bo po ślubie Edward Morgan stopniowo ujawnia swoje mroczne strony. Jego dorosłe córki wyraźnie nie cierpią Lily i posuną się do wszystkiego, by pokazać macosze, gdzie jej miejsce, a mały pasierb wydaje się być bardzo zagubiony. A może naprawdę widział coś, o czym nie powinien był pamiętać?

Jakie wspomnienia kryją się w podświadomości Noaha i dlaczego jego ojciec usilnie próbuje je stłumić? Czy nowo poślubiona żona tak naprawdę mało wie o swoim mężu? Co przytrafiło się jego pierwszej żonie i do czego posunie się Edward, by powstrzymać ją przed odkryciem prawdy?

“Druga żona” to porywający thriller autorki takich poczytnych powieści jak „Tylko jedna noc” czy „Zmyślenie”.

Jess Ryder
Druga żona
Przekład: Ewa Kleszcz
Seria „Słowne Mroczne”
Wydawnictwo Słowne
Premiera: 25 maja 2022
 
 


Część pierwsza

Rozdział 1

– Lily, wyjdziesz za mnie?
Przykląkł na jedno kolano i wyciągnął w moją stronę małe czarne pudełko z uniesionym wieczkiem. W środku znajdował się piękny pierścionek z diamentem wciśnięty w białą atłasową poduszeczkę. Krzyknęłam cicho, zdumiona, i przyłożyłam dłoń do piersi. Edward popatrzył na mnie z uśmiechem, a zmarszczki w kącikach jego oczu i ust stały się wyraźniejsze. Siwe włosy lśniły w blasku świec niczym wypolerowana stal.
– A więc?
Pozostali goście zgromadzeni w restauracji odłożyli widelce i przyglądali nam się otwarcie, kiwając głowami z aprobatą, jakby to była część wieczornego programu rozrywkowego.
Nie spodziewałam się oświadczyn, chociaż Edward kazał mi się wystroić i zabrał mnie do jednej z najdroższych restauracji w Soho. Nawet butelka szampana z dobrego rocznika nie zdradziła jego zamiarów. Nie byłam przyzwyczajona do związków, które rozwijały się tak szybko. Mój poprzedni chłopak potrzebował siedmiu lat, by zdecydować, że jednak nie jestem tą jedyną, tymczasem Edward doszedł do wręcz przeciwnego wniosku po zaledwie kilku miesiącach znajomości.
– Proszę, powiedz coś – mruknął. – Sytuacja robi się krępująca.
– Tak, tak, oczywiście, że za ciebie wyjdę!
Oczy mu rozbłysły i rozluźnił ramiona. Na sali wybuchły oklaski.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że mamy widownię – powiedział i się zaczerwienił.
– Po prostu cieszą się naszym szczęściem.
Pierścionek był prosty i elegancki, z jednym dużym kamieniem. Dokładnie taki sama bym wybrała.
– Jest olśniewający. Musiał kosztować fortunę – zauważyłam.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy. No dalej, załóż go.
– Co, teraz?
– Oczywiście, że teraz – powiedział i wsunął mi go na palec.
Pierścionek pasował idealnie. Wyciągnęłam dłoń i pozwoliłam, by diament zaiskrzył w blasku świec.
– Nie mogę w to uwierzyć. Nawet mi się nie śniło, że dostanę kiedyś taki pierścionek. Moja mama zwariuje na jego widok. A moje przyjaciółki…
– A ja nie mogę się doczekać, kiedy zostaniesz moją żoną – przerwał mi i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Usiadł z powrotem na krześle, a potem pochylił się nad stołem i pocałował mnie prosto w usta. – Pobierzmy się najszybciej, jak to możliwe.
– Hej, tylko spokojnie.
– Och. – Odsunął się. Wyglądał na zranionego. – Przepraszam. Zawstydziłem cię? To pewnie dlatego, że wyglądam tak staro, że mógłbym być twoim ojcem, prawda?
– Jesteś na tyle stary, by być moim ojcem – zażartowałam.
– Bez przesady, to zaledwie piętnaście lat różnicy. Wszystko przez te siwe włosy. – Przygładził je ze skrępowaniem. – Postarzają mnie.
– Nie. Sprawiają, że wyglądasz seksownie i dystyngowanie. Zresztą wiesz, że zupełnie się tym nie przejmuję. Bardziej chodziło mi o to, że wszyscy się na nas gapią.
Rozejrzał się.
– Tak, masz rację. Przepraszam. Nie pomyślałem.
– Cii, nie musisz przepraszać. Wszystko w porządku – zapewniłam go i wzniosłam toast. – Kocham pana, panie Morgan.
Spojrzeliśmy sobie w oczy, stukając się kieliszkami.
– Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia – powiedział. – W chwili, gdy przyszłaś na rozmowę kwalifikacyjną. Tak bardzo starałem się zachować profesjonalnie. Przygotowałem mnóstwo pytań, ale na twój widok wyleciały mi z głowy.
Zaśmiałam się.
– Muszę przyznać, że to była najłatwiejsza rozmowa kwalifikacyjna w moim życiu.
– Tak się bałem, że mnie odrzucisz.
– Niemożliwe. Potrzebowałam tej pracy.
– Nie. Mam na myśli dzisiejszy wieczór. Właśnie uszczęśliwiłaś pewnego czterdziestopięciolatka, Lily. Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Sięgnął po serwetkę i otarł czoło. – Przepraszam. Trochę się zdenerwowałem.
– Nie martw się, Edwardzie, wszystko będzie dobrze.
Przeprosił i poszedł do łazienki, a ja siedziałam tam, obracałam dłoń to w tę, to w tamtą stronę, podziwiając diament, i wspominałam, jak to wszystko się zaczęło. I pomyśleć, że prawie zrezygnowałam z pójścia na tę rozmowę kwalifikacyjną… Wspinaczka na wzgórze od stacji metra zajęła mi więcej czasu, niż się spodziewałam; zgubiłam się w labiryncie krętych bocznych uliczek, raz po raz natrafiałam na ślepe zaułki i musiałam się cofać. A nawet gdy już znalazłam dom, który musiał być tym właściwym, nigdzie nie mogłam znaleźć potwierdzającej to tabliczki z numerem czy nazwiskiem. „To już przesadne dbanie o prywatność” – pomyślałam zirytowana, wciskając guzik interkomu przy bramie strzegącej wjazdu na posesję.
Z głośnika popłynął ciepły męski głos i zapytał o moje nazwisko.
– Lily Baxendale – przedstawiłam się. – Jestem tu w sprawie posady nauczycielki.
Rozległ się dźwięk brzęczyka i brama się otworzyła. Pokonałam rozległy brukowany podjazd i weszłam po schodkach do otwartych drzwi, w których już czekał mój potencjalny przyszły pracodawca.
– Lily! Miło mi cię poznać. Przepraszam za te wszystkie środki ostrożności. Niestety w dzisiejszych czasach człowiek musi zachować czujność – wyjaśnił i zaprosił mnie gestem do domu.
Był starszy, niż się spodziewałam po kimś, kto ma ośmioletniego syna; niezobowiązująco ubrany w dżinsy, białą lnianą koszulę i skórzane japonki na bosych stopach. Pamiętam, że pomyślałam, że jest bardzo atrakcyjny jak na mężczyznę w jego wieku. Zgadywałam, że ma jakieś czterdzieści pięć lat, chociaż nie byłam pewna. Może był trochę młodszy. Poczułam motylki w brzuchu, ale złożyłam to na karb nerwów, które dokuczały mi od śniadania.
Edward zaprowadził mnie do salonu i wskazał, bym usiadła na dużej, miękkiej sofie. Czekałam, aż dołączy do nas jego żona, ale szybko stało się jasne, że będziemy tylko we dwoje. Podziękowałam za propozycję kawy lub herbaty, a on zajął fotel naprzeciwko i zaczęliśmy rozmawiać. Miałam przygotowane odpowiedzi na wszystkie możliwe wątpliwości: dlaczego zrezygnowałam z pracy nauczycielki w szkole podstawowej, jakie byłoby moje podejście do nauczania domowego, jak zrównoważyłabym tradycyjne lekcje z wycieczkami, zajęciami grupowymi i edukacją fizyczną – ale on nie zadał mi ani jednego standardowego pytania. W zamian chciał wiedzieć, jakie książki czytuję i jakie filmy oglądam, które kraje odwiedziłam, jakie są moje ulubione potrawy i czy lubię gotować.
– Przyniosłam swoje certyfikaty – powiedziałam w którymś momencie, sięgając do torby, ale on tylko machnął na nie ręką.
– Jestem pewien, że rekruterzy sprawdzili twoje kwalifikacje. Szczerze mówiąc, bardziej interesuje mnie twoja osobowość. Jako doradca inwestycyjny zazwyczaj pracuję z domu, więc będziemy się często widywać.
– Rozumiem.
– Ostatnia nauczycielka, którą zatrudniłem, była bardzo doświadczona, ale zbyt surowa. Jak Mary Poppins, ale bez magii.
Zaśmiałam się, bo wypadało to zrobić.
– Nie zgadzaliśmy się co do tego, jak najlepiej radzić sobie z Noahem – kontynuował Edward.
– Och… Tak, cóż… to ważne, żeby wszyscy się dogadywali – przytaknęłam.
– Powinienem coś wyjaśnić. W tym domu panuje tylko jedna zasada, a mianowicie taka, że nie wolno rozmawiać z Noahem o jego matce.
– Och – powiedziałam, zaskoczona. – Mogę zapytać, dlaczego?
– Zmarła, gdy miał zaledwie trzy latka. – Edward z trudem przełknął ślinę, jakby te słowa sprawiły mu ból. – Noah w ogóle jej nie pamięta i bardzo go to denerwuje. Każda wzmianka o niej czy choćby rozmowa o matkach ogólnie potrafi wywołać u niego atak paniki. To dlatego nie może chodzić do szkoły: bez wątpienia byłby dręczony przez rówieśników. Więc proszę, unikaj tego tematu za wszelką cenę. W porządku?
– Tak, oczywiście – odparłam, myśląc, że to przedziwny sposób na radzenie sobie z żałobą dziecka czy czyjąkolwiek żałobą, jeśli już o tym mowa.
Ale Edward wzbudził moją ciekawość. Zapragnęłam dowiedzieć się więcej o tej tajemniczej kobiecie, o której nie wolno było wspominać. Czy była w jego wieku, czy może była młodą żoną, którą lubił się przechwalać? No i w jaki sposób zmarła?
– Noah jest szczególnym dzieckiem i potrzebuje delikatnego traktowania. Żyjemy tu bardzo spokojnie. Większość czasu spędza w swoim pokoju, gra w gry wideo i uwielbia rysować.
– Czy uprawia jakieś sporty?
– Kiedyś brał lekcje pływania, ale to… eee… nic z tego nie wyszło. W ogrodzie są kosz do koszykówki i trampolina. Lubi się tam bawić. Ale nie przepada za sportami zespołowymi. Prowadzi samotniczy tryb życia, woli własne towarzystwo – zapewnił mnie, chociaż wyglądało na to, że Noah za bardzo nie ma wyboru.
– A co z wycieczkami szkolnymi? – zapytałam. – Mam na myśli edukacyjne wizyty w muzeach, galeriach sztuki…
– Dopuszczałbym je jako rodzaj rozrywki, ale nie co tydzień.
– Nie, oczywiście, że nie. Nie chciałam…
– On lubi przebywać w domu. Tu czuje się bezpieczny. Gdy już go poznasz, zrozumiesz. – Rozmawiał ze mną tak, jakbym już dostała tę pracę.
– Czy Noah jest teraz w domu? – zapytałam.
– Tak. Chciałabyś go poznać?
Pokiwałam głową.
– Bardzo chętnie, jeśli to nie byłby problem.
Edward wyszedł do przedpokoju, żeby zawołać syna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu rodzinnych zdjęć, ale nie znalazłam ani jednej fotografii zmarłej żony. Dostrzegłam tylko kilka fotek przedstawiających dwie młode kobiety, które – jak się potem okazało – były dorosłymi córkami Edwarda i nosiły imiona Tara i Georgia.
Chwilę później do salonu wszedł chłopiec będący miniaturową wersją ojca, z intensywnie niebieskimi oczami i burzą czarnych włosów, które ewidentnie od dawna nie widziały szczotki.
– To jest Lily – powiedział Edward. – Będzie twoją nową nauczycielką… – Szybko zwrócił się ku mnie i dodał: – A przynajmniej mam taką nadzieję.
– Cześć, Noahu. – Uśmiechnęłam się do niego, a on prawie odpowiedział tym samym.
– Czy będę musiał się uczyć matematyki? – zapytał.
– Tak. Ale będziemy też robić inne rzeczy. Czytać, pisać, wymyślać różne opowieści… Trochę przedmiotów ścisłych, trochę historii. I plastyka oczywiście. Podobno lubisz rysować.
– Tak, ale nie jestem w tym za dobry.
– Założę się, że jesteś, ale to i tak nie ma znaczenia, jeśli sprawia ci to przyjemność. Naprawdę chciałabym kiedyś zobaczyć twoje obrazki.
– Serio? Okej. – Wydawał się autentycznie zadowolony i zaskoczony, że wykazałam zainteresowanie jego rysunkami.
Zrobiło mi się żal tego dzieciaka. Poczułam natychmiastową więź z tą delikatną duszyczką i zapragnęłam jej pomóc w wyjściu ze skorupy. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że któregoś dnia zostanę macochą Noaha.
Powrót Edwarda z toalety wyrwał mnie z zamyślenia.
– Cieszę się, że podoba ci się pierścionek – powiedział, siadając z powrotem przy stole.
– Jest wspaniały.
– Masz ochotę na deser?
– Nie, dziękuję. Chyba powinniśmy już wracać do domu, nie sądzisz?
– Dobry pomysł – odparł i poprosił o rachunek.
– Myślałam o Noahu. Jak twoim zdaniem zareaguje na tę wiadomość?
Edward zastanawiał się nad tym przez chwilę.
– Nie jestem pewien. Myślę, że jeśli to zbagatelizujemy i nie będziemy z tego robić wielkiej sprawy, powinien to zaakceptować. Uwielbia cię, więc miejmy nadzieję… – Nagle spochmurniał. – Bardziej martwię się Tarą i Georgią.
– Serio? Myślałam, że dobrze się dogadujemy.
– Bo tak jest. One cię lubią. Tylko że… Nie miały nic przeciwko temu, że znalazłem sobie dziewczynę, ale ponowne małżeństwo? To dla nich duża zmiana. – Podniósł serwetkę i zwinął ją nerwowo w palcach. – Tara jest taka wybuchowa, nigdy nie wiadomo, jak zareaguje. Z Georgią mam mniej problemów, ale zazwyczaj bierze stronę starszej siostry.
– Obie są dorosłe. Powinny to zrozumieć – odparłam stanowczo. – Clare zmarła pięć lat temu. Dlaczego nie miałbyś na nowo ułożyć sobie życia?
– Tak, masz rację – powiedział Edward, ujmując moje dłonie. – Jestem pewien, że gdy już ochłoną, będą się cieszyć naszym szczęściem. Zaprosimy je na niedzielny lunch, powiemy im obu naraz. Wiesz, jak lubią ze sobą rywalizować.
– Jak uważasz.
Edward uregulował rachunek i pojechaliśmy taksówką do niego. Szampan i doskonałe jedzenie, nie wspominając o pięknym diamencie na palcu, sprawiły, że byłam oszołomiona i podniecona. Całowaliśmy się i pieściliśmy na tylnym siedzeniu niczym para nastolatków. Nie mogłam się doczekać, aż wrócimy do domu i pokażę narzeczonemu, jak bardzo go kocham, ale Georgia pilnowała dziś Noaha i miała nocować w swojej dawnej sypialni. Edward zawsze się hamował, gdy jego córki znajdowały się z nami pod jednym dachem. Prawdziwe świętowanie naszych zaręczyn musiało poczekać.
– Przecież Georgia od razu zauważy pierścionek na moim palcu – zreflektowałam się, gdy podjechaliśmy pod główną bramę.
Edward się skrzywił.
– Cholera, masz rację. Przepraszam, kochanie, nie miałabyś nic przeciwko temu, żeby go zdjąć? Tylko na razie.
– Nie ma sprawy.
Wyłowił pudełko z kieszeni, a ja obrzuciłam swoją dłoń ostatnim pełnym zachwytu spojrzeniem, po czym zdjęłam pierścionek i wcisnęłam z powrotem w poduszeczkę. Wieko zamknęło się z trzaskiem. Żałowałam, że muszę się z nim rozstać tak szybko, ale rozumiałam, że to konieczne. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Rozdział 2

Następnego dnia po zakończonych lekcjach poinformowałam Edwarda, że wracam do siebie na noc.
– Naprawdę musisz? – zapytał. – Myślałem, że spędzimy wieczór wspólnie. Musimy wybrać datę ślubu. Zacząć planować…
– Bardzo się na to cieszę, ale nie ma pośpiechu, prawda? Muszę przywieźć trochę czystych ubrań, załatwić parę spraw, tego typu rzeczy.
Poza tym chciałam powiedzieć Marshy, że się zaręczyłam i wyprowadzam się od niej na dobre.
Edward wzruszył ramionami z rezygnacją.
– Okej, możesz zostać u Marshy na jedną noc, ale nie dłużej.
Spojrzałam na niego, unosząc brew.
– Zakładam, że to żart.
– Oczywiście, że tak. Po prostu trudno mi już zasypiać bez ciebie, to wszystko. – Pocałował mnie na pożegnanie, jakbyśmy mieli się nie widzieć przez kilka miesięcy.
Wkrótce po wyjściu z domu wyjęłam pierścionek zaręczynowy z pudełka i założyłam go z powrotem. Czułam się z nim dziwnie, ciążył mi na palcu i gdy schodziłam ze wzgórza w stronę stacji metra, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek się do niego przyzwyczaję. Zazwyczaj nie zawracałam sobie głowy noszeniem biżuterii – zakładałam najwyżej parę dyskretnych kolczyków na sztyftach albo prosty srebrny łańcuszek na szyję. Nie miałam wątpliwości, że moja matka będzie podekscytowana widokiem diamentu, nie byłam za to tak pewna reakcji Marshy. Jako zatwardziała singielka nienawidziła wszystkiego, co trąciło męską zaborczością. Nie żebym ja postrzegała pierścionek zaręczynowy w ten sposób. Dla mnie stanowił po prostu symbol miłości i hojności Edwarda.
Mieszkanie Marshy zajmowało pierwsze i drugie piętro zaadaptowanej edwardiańskiej kamienicy. Gdy tylko dotarłam na miejsce, zabrałam się do gotowania kolacji. Minęło wiele tygodni, od kiedy jadłyśmy razem posiłek, i podczas gdy siekałam cebulę i paprykę na sos do makaronu, rozmyślałam o tym, że ostatnio nie byłam za dobrą współlokatorką. A teraz zamierzałam ją całkowicie opuścić. Marsha i ja byłyśmy sobie bliskie od dzieciństwa. Przygarnęła mnie pod swój dach rok temu, po tym jak rozstałam się ze swoim chłopakiem Alexem. Raczyła mnie winem i wysłuchiwała moich narzekań i lamentów do późna w nocy. Tylko ona wspierała moją decyzję, gdy postanowiłam zrezygnować ze stresującej pracy w szkole.
Uznałyśmy, że obie zrobimy sobie rok przerwy i wybierzemy się wspólnie w podróż. Jej kariera kuratorki muzeum utknęła w martwym punkcie i Marsha była gotowa na zmianę. Ja musiałam tylko znaleźć jakąś tymczasową pracę, by zaoszczędzić trochę pieniędzy na wyjazd. Nauczanie domowe ośmiolatka w zamożnej, pełnej zieleni dzielnicy Hampstead wydawało się idealnym rozwiązaniem. Nie zamierzałam tak szybko się zakochać, nie mówiąc już o wyjściu za mąż. Pokrzyżowałam nasze plany. Byłam pewna, że Marsha mi wybaczy, ale i tak denerwowałam się na myśl o rozmowie z nią.
W końcu usłyszałam klucz obracający się w zamku i jej kroki na schodach. Odcedziłam spaghetti i zaczęłam nakładać kolację.
– Kogóż to moje oczy widzą! – zawołała z uśmiechem. – Co ty tu robisz?
– Martwiłam się, że przestałaś się dobrze odżywiać – zażartowałam.
– O tak, gdy cię tu nie ma, przymieram głodem. Ale serio, dzięki. – Poszła umyć ręce, a gdy wróciła, dwie parujące miski makaronu z sosem arrabbiata stały już na stole.
Podałam jej parmezan. Mój diamentowy pierścionek zabłysł w świetle lampy, a z jej gardła wyrwał się okrzyk.
– O mój Boże, czy to jest to, co myślę, że jest?
– Owszem.
– Kiedy to się stało?
– Wczoraj wieczorem.
Opowiedziałam jej o romantycznych oświadczynach Edwarda, a ona wybałuszyła oczy ze zdumienia.
– Cóż, ewidentnie powiedziałaś „tak”… – Spojrzała na mnie przenikliwie. – Ale czy jesteś pewna, że właśnie tego chcesz? To znaczy przeczuwałam, że wkrótce przeprowadzisz się do Edwarda, właściwie już tam mieszkasz, ale małżeństwo? To ogromne zobowiązanie.
– Tak, wiem, że to trochę nagłe, ale jestem bardziej pewna Edwarda, niż kiedykolwiek byłam Alexa. Gdy z nim jestem, czuję się tak, jakbym znalazła dom, jakby właśnie tam było moje miejsce. On czuje to samo. Kochamy się, więc po co czekać?
– Bo spotykacie się od zaledwie kilku miesięcy? Lily, ty tak naprawdę go nie znasz. Jesteście z kompletnie innych światów, z innych pokoleń. Ty masz trzydzieści lat, a on jest wdowcem w średnim wieku z trójką dzieci. Z tego, co wcześniej mi opowiadałaś, był bardzo zakochany w żonie. Cała rodzina wciąż jest w żałobie. To cholernie dużo emocjonalnego bagażu.
Podniosłam wzrok znad miski z makaronem.
– Ja też dźwigam swój bagaż, wszyscy to robimy. Podoba mi się to, że Edward jest dorosłym człowiekiem z prawdziwymi życiowymi doświadczeniami. Dość mam związków z chłopcami, którzy boją się szczerości.
– Masz na myśli Alexa.
– Tak. Mam na myśli Alexa.
– Rozumiem, ale… martwa żona… – wymamrotała. – Trudno ci będzie ją zastąpić.
Ściągnęłam brwi, patrząc na przyjaciółkę.
– Daj spokój, Marsho. Myślałam, że się ucieszysz. Zamierzałam cię poprosić, byś została moją druhną.
Odłożyła widelec.
– Oczywiście, że cieszę się twoim szczęściem i bardzo chciałabym zostać twoją druhną. Po prostu się o ciebie martwię, to wszystko. Alex naprawdę cię skrzywdził. Jeśli zamierzasz wyjść za Edwarda tylko po to, by odegrać się na swoim eks…
– Zdecydowanie nie. Już nic nie czuję do Alexa.
– Okej, to dobrze.
Wróciłyśmy do jedzenia i atmosfera w końcu się rozluźniła.
– Więc kiedy wielki dzień? Będę miała wystarczająco dużo czasu, żeby schudnąć?
Zaśmiałam się.
– Jeszcze nie zadecydowaliśmy, ale Edward nie chce za długo czekać. Jest przeczulony na punkcie swojego wieku. To będzie mała, cicha ceremonia. Tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina. Nie chce wynajmować sali ani nic. Pobierzemy się w urzędzie stanu cywilnego, a potem wrócimy do domu na przyjęcie.
– Och. To szkoda.
– On uważa, że wielka impreza nie byłaby stosowna. Biorąc pod uwagę okoliczności.
Marsha ściągnęła brwi.
– Masz na myśli śmierć jego pierwszej żony?
Pokiwałam głową.
– Ale przecież to było pięć lat temu.
– Wiem. Ale on martwi się tym, co powiedzą Tara i Georgia. Cóż, głównie Tara, bo to ona jest drażliwa. No i chyba boi się, jak zareaguje Noah, chociaż nie sądzę, by mały bardzo się tym przejął.
– Hmm… widzisz, co miałam na myśli, mówiąc o bagażu?
Westchnęłam.
– Tak, Marsho, jak zawsze masz rację. Ale miej trochę wiary. Oboje wchodzimy w ten związek z otwartymi oczami. To nie ślub jest ważny, tylko samo małżeństwo, to, że spędzimy razem resztę życia. Wszystko będzie dobrze.
Tak jak podejrzewałam, moją matkę znacznie łatwiej było przekonać do tego pomysłu.
– Och, jestem taka podekscytowana! Jak cudownie! Ty szczęściaro! – wykrzyknęła, gdy zadzwoniłam do niej, by przekazać jej wieści. Nigdy nie była wielką fanką Alexa (za bardzo wyluzowany, za mało ambitny), a Edward natychmiast ją oczarował przy tej jednej okazji, kiedy się spotkali.
Gdy wyjaśniłam, że planujemy skromną ceremonię, jej entuzjazm nieco osłabł, ale znowu się wzmógł, kiedy wysłałam jej zdjęcie pierścionka.
Teraz pozostała nam już tylko rozmowa z dziećmi Edwarda. Spotkałam jego córki jedynie parę razy i póki byłam nauczycielką Noaha, właściwie nie zwracały na mnie uwagi. Za to gdy zostałam dziewczyną Edwarda, ich zainteresowanie moją osobą nagle wzrosło. Szczerze mówiąc, sprawiały wrażenie, że nie mają nic przeciwko naszemu związkowi, chociaż wiekiem byłam bliższa im niż ich ojcu. Z tej dwójki wolałam młodszą siostrę, dwudziestoletnią Georgię – była bardziej otwarta i przyjacielska. Postanowiła pójść w ślady ojca i studiowała na drugim roku zarządzania. Dwa lata starsza od niej Tara była kimś, kogo moja matka nazwałaby zimną suką. Właśnie kończyła studia magisterskie z marketingu mody w słynnej szkole artystycznej Central Saint Martins i wydawała się wyjątkowo ambitna. Dziewczyny mieszkały razem w północno-zachodnim Londynie, a niemały czynsz pokrywał w całości ich ojciec. Chociaż bardzo różniły się wyglądem i osobowością, były nierozłączne.
Edward zamknął się w kuchni i z oddaniem przygotowywał pieczeń jagnięcą. Był dobrym kucharzem i przywykł do robienia wszystkiego sam, a ja już się nauczyłam, że nie powinnam próbować mu pomagać. Siedziałam na górze i porządkowałam ostatnie ciuchy, które przywiozłam od Marshy. Nie było tu miejsca na wszystkie moje rzeczy, więc kilka pudeł z książkami i sprzętem kuchennym wylądowało w garażu.
Gdy zaczęłam się spotykać z Edwardem, prawie nigdy nie myślałam o jego pierwszej żonie, jednak teraz, kiedy miałam ją zastąpić, jej duch towarzyszył mi nieustannie. Zastanawiałam się, jaka była, jak ona i Edward dogadywali się jako para i czy naprawdę byli tak szaleńczo szczęśliwi, jak twierdził. Zamartwiałam się nawet tym, czy była lepsza w łóżku ode mnie. Wiedziałam, że to niezdrowe, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
W domu nie było żadnych jej zdjęć, a poszukiwania online nic nie dały, więc stworzyłam sobie w wyobraźni jej wyidealizowany obraz i naturalnie przypisałam jej wszelkie cechy, których mnie samej brakowało. Była zatem zmysłowo piękna i miała długie włosy, które falami spływały jej na plecy. Obdarzyłam ją również nieskazitelną skórą bez ani jednej zmarszczki.
Edward nie chciał o niej rozmawiać, najwyraźniej za bardzo go to bolało, a gdy o nią pytałam, odpowiadał lakonicznie. Była event managerką specjalizującą się w organizacji koncertów plenerowych – muzyka klasyczna z fajerwerkami, największe przeboje podstarzałych gwiazd popu, tego typu rzeczy. Cierpiała na ostrą alergię pokarmową i zmarła po tym, jak zjadła kawałek chleba z ziarnami sezamu. To by było tyle. Pomimo wielu godzin spędzonych na przeszukiwaniu mediów społecznościowych nie udało mi się znaleźć więcej informacji na jej temat. Zupełnie jakby ktoś celowo wymazał wszelkie dowody jej istnienia.
Usłyszałam hałas na dole. Przyjechały dziewczyny. Sprawdziłam, czy nie rozmazał mi się makijaż, nałożyłam nową warstwę szminki i zeszłam na dół, by je powitać.
– Cześć, Lily! – zawołała Georgia, zadzierając głowę. – Piękna sukienka!
– Powinniście byli nam powiedzieć, że to specjalna okazja – dodała Tara i zerknęły na siebie z siostrą podejrzliwie.
Edward objął je obie jednocześnie.
– Spotkanie z wami to zawsze specjalna okazja – powiedział gładko, a potem zwrócił się do mnie: – Lily? Mogłabyś zawołać Noaha?
Zaprowadził córki do salonu i posadził je na sofie. Zawołałam Noaha z góry, a potem ruszyłam za nimi i przycupnęłam na krawędzi fotela.
– Obiad pachnie przepysznie – stwierdziła Georgia. – Kto gotował?
– Ja oczywiście. – Edward wskazał na swój fartuch. – Pieczeń jagnięca ze wszystkimi dodatkami. Wasza ulubiona… – Urwał, po czym dodał nerwowo: – Ktoś ma ochotę na aperitif? Dżin z tonikiem?
Wszystkie pokręciłyśmy głowami.
– Gdzież się podziewa ten chłopak? – zniecierpliwił się, podszedł do schodów i znowu go zawołał.
Tara wykrzywiła usta.
– Co się dzieje, tato? Czuję się tak, jakbyś wezwał nas na dywanik.
– Masz złe wieści? – zapytała Georgia.
– Nie, wręcz przeciwnie.
Noah w końcu wślizgnął się do pokoju. Ledwie zwrócił uwagę na siostry i zatrzymał się przy drzwiach, jakby szykując się do szybkiego odwrotu.
– No więc o co chodzi? – zapytała Tara.
Edward podszedł do fotela, w którym siedziałam, stanął obok i położył mi dłoń na ramieniu.
– Oświadczyłem się Lily i z radością chciałbym was poinformować, że zgodziła się za mnie wyjść.
Zapadła cisza. Oszołomione dziewczyny wymieniły spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Noah nie okazał żadnych emocji. Za późno zdałam sobie sprawę, że nie powinno mnie być przy tej rozmowie.
– Wiem, że nie znamy się długo, ale oboje jesteśmy pewni naszych uczuć – kontynuował dzielnie Edward. – Planujemy skromną ceremonię, nic efektownego ani wymyślnego, ale mamy ogromną nadzieję, że przyjdziecie.
– Czy mogę już iść? – zapytał obojętnym tonem Noah.
– Eee… tak, chyba że masz jakieś pytania.
Chłopiec pokręcił głową i uciekł. W salonie znowu zapadło krępujące milczenie.
– A więc kiedy wielki dzień? – zapytała Tara bez entuzjazmu, przeciągając samogłoski.
Edward się uśmiechnął.
– Zarezerwowaliśmy termin w urzędzie stanu cywilnego na koniec przyszłego miesiąca.
– Przyszłego miesiąca? – powtórzyła Georgia, podnosząc głos. – To trochę szybko.
Tara zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Jesteś w ciąży?
– Nie – odpowiedziałam szybko.
„Nie żeby to była twoja sprawa” – dodałam w myślach.
– Dzięki Bogu – wymamrotała pod nosem.
– Cii… – syknęła na nią Georgia.
– Jedna wpadka w późnym wieku wystarczy, nie?
– Bardzo chciałabym mieć dziecko z waszym ojcem – przerwałam im – ale to niemożliwe. Jako nastolatka zaszłam w ciążę pozamaciczną i musiałam przejść pilną operację.
– O rany, taki mi przykro, jakie to okropne! – wykrzyknęła Georgia i rzuciła siostrze spojrzenie pełne dezaprobaty.
– No skąd miałam wiedzieć? – zaprotestowała Tara.
– Nic się nie stało. Pogodziłam się z tym dawno temu – odpowiedziałam gładko, chociaż to nie do końca była prawda. – Słuchajcie, chcę, żebyście obie wiedziały, że nie zamierzam ingerować w wasze rodzinne życie i nie będę próbowała zająć miejsca waszej matki. Jesteście dorosłymi kobietami, to byłoby absurdalne, gdybym odgrywała rolę waszej macochy. Ale Noah wciąż jest mały, potrzebuje mamy.
– I wspaniale odnajdziesz się w tej roli, kochanie – oświadczył Edward, ściskając moje ramię, po czym zwrócił się do córek: – Widzicie? Wszystko jest w porządku. Nic się nie zmieni. Życie dalej będzie się toczyć jak wcześniej, normalnie i cicho, tyle że ja nie będę już taki samotny. – Przeniósł wzrok z jednej córki na drugą, a ja wyczułam, że między nimi toczy się milczący dialog. – Chyba na to zasłużyłem, nie sądzicie? Po tym wszystkim, przez co przeszedłem?
– Pewnie. To twoje życie, tato. – Tara wzruszyła ramionami. – Nie musisz nas prosić o pozwolenie.
– Wiem, ale chciałbym waszego błogosławieństwa. Oboje byśmy chcieli, prawda, Lily?
Pokiwałam głową, chociaż wcale mnie nie obchodziło, czy zyskam ich aprobatę, a już szczególnie miałam gdzieś zdanie Tary.
– Cóż, ja uważam, że to wspaniała wiadomość – oznajmiła Georgia. – Byłam po prostu trochę zaskoczona, to wszystko. Ale hej, gratulacje!
Tara zmusiła się do uśmiechu.
– Mogę teraz poprosić o ten dżin z tonikiem? Mocny.

Rozdział 3

– Lily, odpręż się, proszę! Strasznie się krzywisz. – Adina, moja makijażystka i fryzjerka, uniosła pędzel i zacmokała z niezadowoleniem.
– Przepraszam…
– Już za późno na zmianę zdania! – skwitowała wesoło, malując mi brew.
– Nie o to chodzi – zapewniłam ją. – Po prostu trochę się stresuję.
– Och, wszystko będzie dobrze. To przecież najszczęśliwszy dzień twojego życia.
Uśmiechnęłam się do niej, chociaż żołądek mi się przewracał. Nie wiedziałam, czy ze strachu, czy z ekscytacji, pewnie po trosze z obu tych przyczyn. Wielki dzień nadszedł tak szybko, że ledwie miałam czas, by odetchnąć. Za mniej niż cztery godziny miałam zostać panią Morgan. Drugą panią Morgan. Natychmiast poczułam, jak duch Clare wślizguje się do pokoju, przywołany przez moje myśli. Teraz będzie mi towarzyszył cały dzień, niczym nieproszony gość czający się w cieniu.
Tak naprawdę to prawdziwymi gośćmi powinnam się przejmować. Zaprosiliśmy na ślub sześćdziesiąt osób, ale poza córkami Edwarda nikt z jego strony nie odpowiedział na zaproszenie. Jego rodzice wciąż żyli i miał dwóch braci, obu żonatych i z dziećmi. Było też trochę ciotek i wujków, którzy nas zignorowali. Może zamierzali zrobić nam niespodziankę i pojawić się w urzędzie stanu cywilnego, wystrojeni odświętnie i z torbami konfetti w gotowości, ale szczerze w to wątpiłam. Gdy poprosiłam Edwarda, by ponaglił krewnych i dowiedział się, czy przyjdą, odmówił mi, twierdząc, że nie chce zawracać im głowy.
– A co z twoimi rodzicami? – zapytałam. Jeszcze ich nie poznałam i zaczynałam się zastanawiać, czy kiedykolwiek do tego dojdzie.
– Niestety będą wtedy w trakcie jednego ze swoich rejsów – odparł. – Obawiam się, że źle trafiliśmy. To moja wina, nie uprzedziłem ich wystarczająco wcześnie.
Próbował oszczędzić mi przykrości, ale doskonale wiedziałam, co tak naprawdę się dzieje. Jego rodzina uwielbiała Clare. Uważali, że jestem za młoda, że poleciałam na pieniądze. Edward zapewniał mnie, że nie o to chodzi, ale mu nie uwierzyłam, szczególnie że nikt z jego przyjaciół też się nie zapowiedział, tylko garstka sąsiadów, których sam ledwie znał. Przez to wszystko czułam się wyjątkowo niekomfortowo.
– Tadam! – zawołała Adina, wyrywając mnie z zamyślenia. – Przemiana zakończona! – Cofnęła się, podziwiając swoje dzieło. – Wyglądasz oszałamiająco! Absolutnie oszałamiająco.
Podziękowałam jej, podczas gdy zaczęła pakować pudełka z kosmetykami do małego kuferka na kółkach.
– Życzę ci wspaniałego dnia – powiedziała, ruszając w stronę drzwi. – Przyślij mi zdjęcie, żebym mogła je opublikować na swojej stronie.
Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam nieznajomą. Kasztanowe włosy zostały upięte w efektowny kok. Muśnięte bronzerem kości policzkowe połyskiwały w blasku świateł, a ogromne szare oczy spoglądały pytająco spod sztucznych rzęs. Wciąż było wcześnie, jeszcze przed śniadaniem, a ja wyglądałam tak, jakbym już była gotowa na imprezę. Wszystko wydawało się takie nierealne. Skóra mnie swędziała pod warstwami kremowego podkładu i miałam ochotę zetrzeć to wszystko z twarzy. Uznałam, że powinniśmy się pobrać w intymnej atmosferze, zaciągnąć do urzędu parę świadków z ulicy, a potem pójść na pizzę.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zanim zdołałam coś powiedzieć, otworzyły się powoli. Noah stanął w progu z wahaniem, wciąż w pidżamie i z rozczochranymi włosami.
– Witaj, skarbie, wejdź. – Przywołałam go gestem dłoni, a on wślizgnął się do środka niczym kłąb pary. – No i? Jak wyglądam?
Przyjrzał mi się uważnie.
– Nieźle – powiedział w końcu. – Właściwie to całkiem ładnie.
– Ooch, dziękuję!
Z jego ust to była prawdziwa pochwała.
Podszedł do szafy i zatrzymał się, wykręcając palce.
– Lily… – zaczął.
– Co jest, małpeczko? Coś się stało?
– W kuchni są jacyś ludzie.
– Tak, mówiliśmy ci, że przyjdą, pamiętasz? Szykują jedzenie na przyjęcie.
Noah przestąpił z nogi na nogę.
– Ale ja jestem głodny teraz.
Zaśmiałam się.
– Nie musisz czekać. Idź na śniadanie, nie będziesz im przeszkadzał.
Wbił wzrok w dywan, a ja zbeształam się w myślach. Noah często czuł się skrępowany w obecności obcych, szczególnie jeśli naruszali przestrzeń, którą uważał za swoją.
– Właściwie to ja też jestem głodna – powiedziałam. – Pójdziemy razem?
Zeszliśmy na dół do salonu. Sofy zostały przesunięte pod ściany, a wszystkie powierzchnie uprzątnięte. Ktoś stał na drabinie i mocował baloniki. W kuchni troje pracowników cateringu wprawnie tańczyło wokół siebie, siekając i krojąc, wyciągając się i pochylając, by napełnić foremki do ciastek albo przybrać jakieś danie.
– Wkrótce sobie pójdą – wyszeptałam, podczas gdy pałaszowaliśmy śniadanie. – A przyjęcie nie będzie trwało długo. Jeśli w którymś momencie poczujesz się skrępowany albo znudzony, możesz pójść na górę do swojego pokoju, okej? Nikt się nie obrazi… – Patrzyłam, jak Noah goni łyżką po dnie miski ostatnie rozmoczone płatki. – Chodź, pora włożyć nasze specjalne ubrania. – Zachęciłam go gestem, żeby wrócił ze mną na górę.
– Gdzie jest tatuś?
– Nie wiem. Chyba poszedł do fryzjera. Zaraz wróci, żeby pomóc ci się przygotować.
Gdy dotarliśmy na piętro, zatrzymałam się w progu swojej sypialni w nadziei, że złapie aluzję.
– No dobrze… Do zobaczenia niedługo.
Nie ruszył się. Otworzył usta, a potem znowu szybko je zamknął.
– O co chodzi, Noahu? Chcesz mi coś powiedzieć?
– Eee…
– Mów śmiało.
– Tylko się zastanawiałem, dlaczego tatuś bierze z tobą ślub, skoro… – Urwał.
– Skoro co?
– Nic. Nieważne.
Poczułam nagły ucisk w sercu i uklękłam przed nim. Pozwolił, żebym go przytuliła.
– Wiem, że w ostatnich latach wszystkim wam było ciężko, ale zrobię, co mogę, żeby uszczęśliwić tatusia. Żeby uszczęśliwić nas wszystkich – obiecałam.
– Uroczyście oświadczam, że nie jestem świadom żadnej przeszkody prawnej, z której powodu ja, Edward Anthony Morgan, nie mógłbym wstąpić w związek małżeński z Lily Christiną Baxendale.
Wsunął mi obrączkę na drżący palec i staliśmy tak, ze splecionymi dłońmi, patrząc sobie w oczy, podczas gdy urzędnik ogłaszał nas mężem i żoną. Gdy się pocałowaliśmy, wybuchły oklaski.
Usiedliśmy, żeby podpisać dokumenty. Wiolonczelistka grała moją ulubioną piosenkę Adele, a nasi goście zaczęli rozmawiać z ożywieniem. Podniosłam wzrok, przelotnie zerkając na swoich przyjaciół i członków rodziny, którzy stawili się tłumnie, choć niektórzy musieli przyjechać z daleka. Marsha wyglądała niesamowicie – miło było zobaczyć ją dla odmiany w sukience, a nie w zwyczajowych bojówkach i ciężkich buciorach. Bladoniebieska satyna świetnie podkreślała jej ciemnobrązową skórę.
Mama naprawdę przejęła się rolą matki panny młodej i chociaż rozczarowały ją rozmiary wesela, nie poskąpiła na kapelusz. Spoglądała na mnie spod szerokiego ronda, z ustami zaciśniętymi w linię. Kiedy posłałam jej uśmiech, odwzajemniła go, ale wiedziałam, że nie jest szczęśliwa. Na sali panowała żenująca dysproporcja między gośćmi z obu stron, co odebrała jako zniewagę pod adresem córki. I miała rację. Nie można było inaczej tego zinterpretować.
Gdy już dopełniliśmy formalności i wyszliśmy na zewnątrz, fotograf zrobił nam kilka zdjęć przed ratuszem, ale nie było to zbyt malownicze miejsce, a przechodnie wciąż włazili nam w kadr. Na domiar złego szare chmury zasnuły niebo, grożąc deszczem.
– Wracajmy do domu – powiedział Edward, gdy zauważył, że drżę w sukience bez rękawów. Zdjął marynarkę i szarmancko nałożył mi ją na ramiona. – Jeśli się rozpogodzi, możemy sobie zrobić więcej zdjęć w ogrodzie – zadecydował i przywołał wynajęty transport: białego cadillaca z lat pięćdziesiątych dla nas i zabytkowy autobus dla gości.
Wślizgnęliśmy się na tylne siedzenie, a kierowca zamknął za nami drzwi. Pomachałam do Marshy i mojej mamy, gdy ruszyliśmy z miejsca.
– Zrobiliśmy to – skwitował Edward, luzując krawat i wypuszczając powietrze z płuc. Wydawał się zadowolony, że już jest po wszystkim. – Nie była to najbardziej romantyczna lokalizacja, ale…
– Było przeuroczo – zapewniłam go.
Pochylił się i pocałował mnie delikatnie. Na kilka cennych sekund zapomnieliśmy o bożym świecie i nic innego nie miało znaczenia. Byliśmy tylko my, dwoje ludzi, którzy ślubowali, że spędzą ze sobą resztę życia. Ale potem nagle się odsunął.
– Nie mogę zepsuć ci makijażu. – Odwrócił głowę i wyjrzał przez okno, przygryzając dolną wargę.
Chciałam mu powiedzieć, żeby nie przejmował się tym, co się stało, że poślubiłam jego, a nie jego rodzinę, ale zamknął się w sobie. Wyczułam, że myśli o Clare, może nawet wspomina dzień ich ślubu. Czy pobrali się w kościele, czy w urzędzie? Czy mieli ekstrawaganckie wesele, czy po prostu poszli do pubu? Poczułam, jak jej duch wciska się między nas na niebieskie welurowe siedzenie, przytula do Edwarda, szepcze mu do ucha, pobudza jego pamięć, każe mu porównywać. „Która jest najpiękniejszą panną młodą? Którą kochasz najbardziej?”
Edward znowu westchnął i ujął moją dłoń.
– Kocham cię, Lily – powiedział, wciąż spoglądając przez szybę. – Zanim się pojawiłaś, myślałem, że już nigdy nie będę szczęśliwy. Mam tylko nadzieję, że postępujesz właściwie, wychodząc za takiego starego barana jak ja.
– Nie żartuj sobie. – Zaśmiałam się, czując ulgę, że do mnie wrócił.
Clare prychnęła z niezadowoleniem i dźwignęła się z siedzenia. Nieco opuściłam szybę, a ona umknęła przez szparę i rozpłynęła się w zanieczyszczonym miejskim powietrzu.

 
Wesprzyj nas