Zaklęty Las to najniezwyklejszy las na świecie. Drzewa szumią tam magiczne zaklęcia, na muchomorach ucztują elfy, ale najbardziej niesamowite jest w nim… Niebosiężne Drzewo.


Zaklęty LasTrójka rodzeństwa, Frannie, Beth i Joe, mimo przestróg postanawia dotrzeć na sam szczyt tego drzewa, gdzie znajduje się przejście do zaczarowanych krain – codziennie do innej.

Dlaczego tak męcząca jest Kraina Skiku-Skok? Kogo porwały wstrętne stwory z Krainy Rudych Goblinów? Jak można uciec z Wirującej Krainy, która kręci się jak karuzela?

Niebosiężne Drzewo pełne jest nietypowych mieszkańców. Madame Piorę cały czas wylewa na wszystkich brudną wodę z prania. Wróżka Puszka karmi dzieci pysznymi Wybuchowymi Ciasteczkami. A pan Księżyc pozwala im zjechać po ogromnej poduszkowej zjeżdżalni, ale pod warunkiem że wrócą i przyniosą mu… toffi. Frannie, Beth i Joe wiedzą, że muszą dotrzymać obietnicy i wspiąć się ponownie na Niebosiężne Drzewo, choć trochę obawiają się tego, do jakiej krainy trafią tym razem.

Enid Blyton (1897–1968) to jedna z 50 najpopularniejszych pisarek i pisarzy na świecie. Według UNESCO jest najczęściej tłumaczoną autorką literatury dziecięcej (jej książki zostały przełożone na ponad 40 języków). Napisała około 700 książek, w których niezmiennie od pokoleń zaczytują się dzieci na całym świecie. Sprzedano ponad 500 milionów egzemplarzy jej książek, a w Wielkiej Brytanii co minutę sprzedaje się więcej niż jeden tom.

Kolejne tomy serii to „Niebosiężne Drzewo” i „Mieszkańcy Niebosiężnego Drzewa”.

Enid Blyton
Zaklęty Las
Przekład: Maria Makuch
seria Zaklęty las tom 1
Wydawnictwo Znak Emotikon
Premiera: 26 stycznia 2022
 
 

1. Jak Joe, Beth i Frannie trafili do Zaklętego Lasu

Było sobie kiedyś troje dzieci – Joe, Beth i Frannie. Zawsze mieszkały w mieście, lecz ich ojciec dostał pracę na wsi, więc bardzo szybko musiały się tam przeprowadzić.
– Ale fajnie, że zamieszkamy na wsi! – wykrzyknął Joe. – Będę wszystko wiedział o zwierzętach i ptakach!
– A ja nazrywam mnóstwo kwiatków, tyle, ile mi się podoba – powiedziała Beth.
– A ja będę miała własny ogródek – dodała Frannie.
W dniu przeprowadzki dzieci były bardzo przejęte. Pod dom podjechała niewielka furgonetka, do której dwaj mężczyźni pomogli mamie i tacie załadować wszystkie rzeczy. Wypełniony po brzegi samochód odjechał, dzieci włożyły płaszcze i czapki, gotowe, by udać się z mamą na dworzec i wsiąść do pociągu.
– Zaraz ruszamy! – krzyknął Joe.
– Na wieś, na wieś, na wieś! – nuciła Beth.
– Może spotkamy tam wróżki! – powiedziała Frannie.
Pociąg z gwizdem potoczył się po szynach, wypuszczając kłęby pary. Z nosami przyklejonymi do szyby patrzyli na znikające brudne domy i dymiące kominy. Jak oni nie cierpieli miasta! I jak cudownie będzie na wsi – czyste powietrze, wszędzie kwiatki i świergot ptaków w żywopłotach!
– Pewnie będziemy mieć jakieś przygody – powiedział Joe. – Zobaczymy strumienie i pagórki, ogromne pola i gęste lasy. Och, będzie wspaniale!
– Na wsi raczej nie będziecie mieć więcej przygód niż w mieście – powiedział tato. – Przypuszczam, że nawet możecie się nieźle nudzić.
Jednak całkowicie nie miał racji. Ojej! Zobaczycie, co spotkało tę trójkę dzieci!

W końcu zajechali na maleńką stacyjkę i wysiedli z pociągu. Zaspany bagażowy załadował dwie walizki na wózek i obiecał, że dostarczy je później. Rodzina ruszyła krętą wiejską drogą, z przejęciem rozmawiając.
– Ciekawe, czy będzie tam ogród – powiedziała Frannie.
Zbliżając się do nowego domu, byli już bardzo zmęczeni i odeszła im ochota na rozmowy. Ojca nie było stać na jakikolwiek środek lokomocji, musieli zatem pokonać pieszo osiem kilometrów – mieli za sobą naprawdę długą drogę. Żaden autobus tam nie dojeżdżał, więc zmęczone dzieci powłóczyły nogami i marzyły o szklance ciepłego mleka i przytulnym łóżku.
W końcu dotarli na miejsce i – ojej – warto było tak długo wędrować, bo domek był naprawdę uroczy. Po ścianach pięły się różowe, białe i czerwone róże, a przy drzwiach frontowych rosło mnóstwo krzewów kapryfolium.
Jednym słowem domek był śliczny!
Furgonetka stała na podjeździe, a dwaj mężczyźni wnosili meble do środka. Ojciec im pomagał, podczas gdy mama rozpalała ogień w piecu kuchennym, by wszystkim przygotować coś gorącego do picia. Byli tak zmęczeni, że tylko przełknęli trochę ciepłego mleka, zjedli po toście i dosłownie padli jak kłody na naprędce przygotowane łóżka. Joe wyjrzał jeszcze przez okno, ale był zbyt śpiący, by cokolwiek dostrzec. Dziewczynki natychmiast zasnęły w swoim małym pokoiku, Joe w jeszcze mniejszym także zapadł w głęboki sen.
Z jaką radością obudzili się, gdy poranne słońce wpadało do środka przez bardzo dziwne okna! Joe, Beth i Frannie błyskawicznie się ubrali. Szybko znaleźli się w malutkim ogrodzie, biegali po bujnej, nieskoszonej trawie, wdychając zapach rosnących wszędzie róż.
Mama przygotowała im na śniadanie jajka, które z apetytem pochłonęli.
– Wieś jest fantastyczna! – powiedział Joe, patrząc przez okno na odległe pagórki.
– Będziemy mieć warzywa w ogrodzie – stwierdziła Beth.
– I chodzić na wspaniałe spacery – dodała Frannie.
Tego dnia wszyscy pomagali zaprowadzić w domku ład i porządek. Ojciec nazajutrz musiał być w pracy. Mama miała nadzieję, że będzie mogła zarabiać praniem i dzięki temu kupi kilka kur. To dopiero będzie radość!
– Będę zbierała jajka co rano i wieczór – obiecała Frannie z uśmiechem.
– Chodźmy zobaczyć naszą wieś – powiedział Joe. – Możesz nas zwolnić na godzinkę, mamo?
– Tak, już was nie ma – odpowiedziała mama.
I już ich nie było, zniknęli za bialutkimi drzwiami i pobiegli krętą drogą.
Rozglądali się bacznie wokoło. Pędzili przez pole z różową koniczyną i całym rojem pszczół. Brodzili w małym ciemnym strumieniu, który gadał do siebie, przepływając pod skąpanymi w słońcu wierzbami.
I nagle wyrósł przed nimi las. Nie był tak bardzo oddalony od domu, prawie że na jego tyłach. Wyglądał jak zwyczajny las, tylko zieleń drzew była o wiele ciemniejsza. Od zarośniętej ścieżki oddzielał go wąski rów.
– Las! – krzyknęła z zachwytem Beth. – Świetne miejsce na piknik!
– Ten las jest tajemniczy – w zamyśleniu powiedział Joe. – Nie sądzisz, Beth?
– Hm, drzewa są potężne, ale w innych lasach też takie bywają – odparła Beth.
– Wcale nie – stwierdziła Frannie. – Liście szumią tu całkiem inaczej. Posłuchajcie!
Zatem słuchali – i Frannie miała rację. W tym lesie drzewa nie szumiały jak te w pobliżu ich domu.
– Jakby ze sobą rozmawiały – powiedziała Beth. – Przekazywały sobie szeptem tajemnice, których nie rozumiemy.
Ten las jest magiczny! – wypaliła nagle Frannie.
Wszyscy przystanęli i w milczeniu słuchali.
– Słyszysz wieszsz… – mówiły drzewa i przyjaźnie skłaniały się do siebie.
– Tam mogą mieszkać wróżki – powiedziała Beth. – Może przeskoczymy przez rów i wejdziemy?
– Nie – odparł Joe. – Moglibyśmy się zgubić. Najpierw poznajmy drogi wokół domu, a potem przyjdzie kolej na las.
Nagle usłyszeli głos mamy dobiegający z domu:
– Joe! Beth! Frannie! Czas na lunch!
Dzieci natychmiast poczuły głód. Na chwilę zapomniały o dziwnym lesie i pobiegły do nowego domu. Mama przygotowała im chleb z dżemem truskawkowym, a one pochłonęły cały bochenek.
Gdy rodzeństwo kończyło posiłek, nadszedł ojciec. Robił zakupy w wiosce oddalonej o prawie pięć kilometrów, więc wrócił głodny i zmęczony.
– Tato, dzisiaj chodziliśmy po całej okolicy! – powiedziała Beth, nalewając mu dużą filiżankę herbaty.
– Odkryliśmy piękny las – dodał Joe. – Zdawało nam się, że tamtejsze drzewa ze sobą rozmawiają.
– Zapewne to ten las, o którym dzisiaj słyszałem – odparł ojciec. – Dziwnie się on nazywa, moje dzieci.
– A jak? – spytał Joe.
– Podobno to jest Zaklęty Las. Ludzie tam nie wchodzą, jeśli nie muszą. To zabawne, że w dzisiejszych czasach ktoś opowiada takie historie, nie sądzę, by w tym lesie działo się coś naprawdę niezwykłego. Jednak nie zapuszczajcie się tam zbyt daleko, bo możecie się zgubić.
Dzieci z przejęciem spojrzały po sobie. Zaklęty Las! Co za niesamowita nazwa!
W tym momencie każde z dzieci pomyślało to samo:
„Jak najszybciej muszę pójść do Zaklętego Lasu!”.
Gdy już wszystko zjedli, ojciec wyznaczył im prace w zarośniętym ogrodzie. Joe wyrywał wielkie osty, zaś dwie dziewczynki plewiły zachwaszczone grządki. Rozmawiali przejętymi głosami.
– Zaklęty Las! Od razu było wiadomo, że jest w nim coś magicznego!
– A ja wiedziałam, że muszą tam być wróżki! – powiedziała Frannie.
– Sprawdźmy to jak najszybciej! – wykrzyknęła Beth. – Odkryjemy, o czym szepczą drzewa! Poznamy wszystkie tajemnice lasu i zrobimy to bardzo szybko!
Wieczorem przed pójściem spać wszyscy troje stanęli przy oknie, wpatrując się w ciemność – tam za domem był tajemniczy, szepczący las. Co ich spotka w Zaklętym Lesie?

2. Pierwsza wyprawa do Zaklętego Lasu

Dopiero w następnym tygodniu trójka dzieci mogła wybrać się do Zaklętego Lasu – najpierw należało pomóc mamie i tacie. Trzeba było doprowadzić do porządku ogród, rozpakować ubrania, poukładać sprzęty kuchenne, a także uporać się z wielkim sprzątaniem. Czasem Joe miał przerwę w pracy i mógł sam pójść do lasu. Innym razem dziewczynki szły na spacer, a Joe był zajęty. Bardzo chcieli zrobić to razem, więc musieli poczekać. Aż w końcu nadeszła ta chwila.
– Dziś możecie zjeść lunch poza domem – powiedziała mama. – Wszyscy ciężko pracowaliście i zasłużyliście na piknik. Zrobię wam kanapki, do popicia możecie wziąć świeże mleko.
– Pójdziemy do lasu – szepnęła Beth do rodzeństwa.
Z biciem serc i przejęciem na twarzach pomagali mamie pakować prowiant do dużego koszyka.
Wyruszyli. Na końcu ogrodu znajdowała się niewielka furtka wychodząca na zarośniętą ścieżkę prowadzącą do lasu. Otworzyli ją i stanęli po drugiej stronie ogrodzenia.
Stąd widzieli już drzewa i mogli słyszeć ich dziwną mowę: „słyszyszwieszsz”.
– Czuję w powietrzu przygody – powiedział Joe. – Chodźcie! Hop przez rów i jesteśmy w Zaklętym Lesie!
Dzieci jedno po drugim pokonały dzielącą je od lasu przeszkodę. Stanęły w cieniu drzew i wpatrywały się przed siebie. Las był tak gęsty, że tylko tu i ówdzie na ściółce tańczyły nikłe plamki słońca. Zewsząd otaczała je ciemna zieloność, ciszę przerywał powtarzający się śpiew jakiegoś małego ptaszka.
– Ten las jest magiczny! – rzekła nagle Frannie. – Czuję, że wokół gdzieś są czary. Czujesz to, Beth? A ty, Joe?
– Tak – odpowiedzieli równocześnie z przejęciem w oczach. – Chodźmy!
Poszli więc maleńką wąską ścieżynką jakby przeznaczoną tylko dla królików.
– Nie zagłębiajmy się zbyt daleko – powiedział Joe. – Zanim ruszymy w głąb lasu, sprawdźmy, dokąd prowadzą te ścieżki. Dziewczynki, poszukajcie miejsca, gdzie zjemy kanapki.
– Ojej, poziomki! – wykrzyknęła Beth. Przyklęknęła, odgarnęła małe listki i oczom dzieci ukazały się ciemnoczerwone owoce.
– Może zbierzemy trochę na nasz piknik – zaproponowała Frannie.
I tak też zrobili, wkrótce mieli ich już całkiem sporo.
– Usiądźmy pod tym starym dębem – powiedział Joe. – Rośnie pod nim miękki mech jak wielka zielona aksamitna poduszka.
Siedli więc na mchu i wyjęli kanapki. Zjadali je ze smakiem, a ciemnozielone liście wciąż szumiały, powtarzając swoje „słyszysz wieszsz”.
I nagle zauważyli coś bardzo dziwnego. Pierwsza dostrzegła to Frannie.
Nieopodal miejsca, gdzie siedzieli, rosła gęsta trawa. Frannie ze zdziwieniem zobaczyła, że gdzieniegdzie trawa się unosi, tworząc małe kopczyki, które rosły w oczach. Po chwili ziemia na ich czubku zaczęła się rozstępować.
– Spójrzcie – szepnęła Frannie, wskazując na trawę. – Co tam się dzieje?
Wszyscy troje patrzyli z zapartym tchem. A potem je zobaczyli. Sześć muchomorów! Spod ziemi powoli wyłaniały się ich kapelusze, były coraz okazalsze!
– Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem! – ze zdziwieniem wykrzyknął Joe.
– Cii – powiedziała Beth. – Nie hałasuj. Słyszę czyjeś kroki.
Zamienili się w słuch. Wkrótce usłyszeli lekki tupot i jakieś cienkie głosiki.
– Schowajmy się w krzakach, szybko – poleciła rodzeństwu Beth. – Ktoś, kto się tu zjawi, na pewno spłoszyłby się na nasz widok. Tu się dzieją czary, a my chcemy je zobaczyć.
Wstali i cichutko ukryli się w gęstych zaroślach, zabierając ze sobą piknikowy koszyk. Zrobili to w samą porę, bo gdy tylko Beth rozchyliła liście, by zobaczyć, co się dzieje, pojawiła się drużyna człowieczków z brodami sięgającymi niemal do samej ziemi!
– Elfy – wyszeptał Joe.
Elfy podeszły do muchomorów i usiadły na ich kapeluszach. Rozpoczęły coś w rodzaju zebrania. Jeden z nich miał ze sobą torbę, którą położył pod grzybem. Dzieci nie słyszały, o czym elfy mówią, ale dochodziły do nich głosy i poszczególne słowa.
Nagle Joe lekko szturchnął Beth i Frannie. Dostrzegł coś jeszcze. Dziewczynki też to zobaczyły. Tuż za muchomorami skradał się szpetny gnom. Elfy nie widziały go ani nie słyszały.
– On chce zabrać torbę – wyszeptał Joe.
I tak było naprawdę! Stwór wyciągnął długą rękę. Kościste palce zacisnęły się na zdobyczy. Zaczął ją ciągnąć w stronę krzaków.
Joe skoczył na równe nogi. Nie miał zamiaru patrzeć obojętnie, gdy na jego oczach ktoś kradnie! Krzyknął więc na cały głos:
– Łapać złodzieja! Hej, uważajcie na tego gnoma za wami!
Przerażone elfy aż podskoczyły. Gnom poderwał się i uciekł z torbą w ręku. Elfy patrzyły za nim w osłupieniu, lecz żaden z nich nie ruszył w pogoń. Złodziej czmychnął w stronę zarośli, gdzie ukryły się dzieci. Nie miał pojęcia, że one tam są.
Joe błyskawicznie wysunął nogę, gnom potknął się i z impetem runął na ziemię. Łup! Leżał teraz jak długi. Torba wyleciała mu z ręki, Beth złapała ją i odrzuciła w stronę zaskoczonych elfów, które nadal siedziały na muchomorach. Joe próbował schwytać gnoma – ale on szybko się podniósł i tyle było go widać.
Dzieci rzuciły się za nim. Biegły, lawirując między drzewami, aż zobaczyły, że gnom wskoczył na dolne gałęzie potężnego dębu i kryje się w jego listowiu. Rodzeństwo niemal bez tchu przypadło do wielkiego pnia.
– Mamy go! – wykrzyknął Joe. – Gdy zejdzie, to już nam się nie wymknie.
– Patrzcie, elfy nadchodzą – powiedziała Beth, ocierając spocone czoło. Mali brodacze podbiegli i złożyli im ukłon.
– Okazaliście nam wielką dobroć – rzekł najwyższy z nich. – Dzięki za uratowanie torby. Przechowujemy w niej bezcenne dokumenty.
– Gnoma też złapaliśmy – powiedział Joe, wskazując na drzewo. – Wspiął się po gałęziach. Jeśli okrążycie pień i poczekacie, złapiecie go, gdy wróci na dół.
Jednak elfy nie chciały zbliżać się do drzewa. Sprawiały wrażenie, że się czegoś boją.
– On zejdzie, dopiero gdy będzie chciał – wyjaśnił największy elf. – To drzewo jest najstarsze na świecie i ma potężną moc magiczną. To jest Niebosiężne Drzewo.
– Niebosiężne Drzewo! – w zamyśleniu powtórzyła Beth. – Jak dziwnie się nazywa! Dlaczego akurat tak?
– To bardzo osobliwe drzewo – rzekł drugi elf. – Jego korona sięga niedostępnych miejsc w sposób, którego nie pojmujemy. Czasem górne gałęzie przebywają w Krainie Czarnoksiężników, kiedy indziej w różnych cudownych krajach, a czasem w odległych miejscach, o których nikt jeszcze nie słyszał. Nigdy się na nie nie wspinamy, nigdy bowiem nie wiemy, co nas czeka na czubku!
– To fantastyczne! – wykrzyknęły dzieci.
– Gnom przebywa tam, gdzie go przywiodła korona drzewa – dodał najwyższy elf. – On może tam zostać nawet przez parę miesięcy i już nigdy się tu nie pojawić. Czekanie na niego byłoby bezcelowe, tak jak wszelka pogoń. On się nazywa Szpieg, bo zawsze wszędzie łazi i szpieguje.
Dzieci spojrzały na rozłożyste konary i gęste listowie. Były ogromnie przejęte. Niebosiężne Drzewo w Zaklętym Lesie! Ach, już w samych nazwach tkwiła niesamowita magia.
– Gdybyśmy tak mogli się na nie wspiąć! – powiedział Joe z tęsknotą w głosie.
– Tego nigdy nie wolno wam zrobić – wykrzyknęły chórem elfy. – To jest bardzo niebezpieczne. Teraz musimy już iść, ale bardzo wam dziękujemy za pomoc. Gdybyście wy znaleźli się kiedyś w opałach, przybądźcie do Zaklętego Lasu i pod dębem opodal naszych muchomorów zagwiżdżcie siedem razy.
– Dziękujemy – odparły dzieci, patrząc, jak sześć maleńkich elfów znika pomiędzy drzewami.
Joe uznał, że trzeba wracać, więc wszyscy troje poszli ich śladem wąską zieloną ścieżynką, aż dotarli do tej części lasu, którą już poznali. Zabrali koszyk i udali się do domu. Po drodze wszyscy myśleli tylko o jednym: „Musimy wejść na Niebosiężne Drzewo i sprawdzić, co jest na czubku!”.

 
Wesprzyj nas