“Masoni” Johna Dickiego to fascynująca eksploracja najsłynniejszego i niezrozumianego tajnego bractwa na świecie. Ruchu, który nie tylko pomógł ukształtować nowoczesne społeczeństwo, ale który wciąż ma w nim znaczne wpływy.


Masoni. Architekci nowoczesnego świataOdkryj fascynującą i prawdziwą historię jednego z najbardziej wpływowych i niezrozumiałych tajnych bractw we współczesnym społeczeństwie.

Założone w Londynie w 1717 roku jako bractwo mająca na celu wspieranie się w samodoskonaleniu, masoneria okazała się tak uzależniająca, że ​​w ciągu dwóch dekad rozprzestrzeniła się na cały świat.

Wpływy masońskie były wszechobecne.

Pod rządami Jerzego Waszyngtona stały się credo nowego narodu amerykańskiego. Masońskie ideały utrzymywały spójność imperium brytyjskiego, a za Napoleona stały się narzędziem autorytaryzmu, by następnie zostać przykrywką dla Francuskiej rewolucji. Zarówno Kościół Mormonów, jak i mafia sycylijska zawdzięczają swoje początki masonerii.

Jednak masoni byli równie przerażający, jak i wpływowi. W oczach Kościoła katolickiego masoneria zawsze była kolebką czcicieli diabła. Dla Hitlera, Mussoliniego i Franco loże masońskie szerzyły choroby pacyfizmu, socjalizmu i wpływów żydowskich, więc musiały zostać zmiażdżone.

Historia masonerii łączy w sobie Winstona Churchilla i Walta Disneya; Wolfganga Mozarta i Shaquille’a O’Neala; Benjamina Franklina i Buzza Aldrina; Rudyarda Kiplinga i „Buffalo Billa” Cody’ego; Duke’a Ellingtona i księcia Wellington.

“Masoni” Johna Dickiego to fascynująca eksploracja najsłynniejszego i niezrozumianego tajnego bractwa na świecie. Ruchu, który nie tylko pomógł ukształtować nowoczesne społeczeństwo, ale który wciąż ma w nim znaczne wpływy, z prawie pół milionem członków w Wielkiej Brytanii, ponad milionem w USA i około sześciu milionami na całym świecie.

John Dickie ― Profesor italianistyki na University College London. W 2004 roku opublikował książkę poświęconą historii sycylijskiej mafii, która została przetłumaczona na 20 języków i zapewniła mu międzynarodową popularność. Doceniona przez krytyków i czytelników otrzymała nagrodę CWA Dagger Award w kategorii non-fiction. Od tamtej pory zajmował się m.in. historią włoskiej kuchni, która została zaadaptowana jako sześcioodcinkowy serial historyczny. W 2005 roku otrzymał odznaczenie przyznawane przez Prezydenta Włoch.

John Dickie
Masoni. Architekci nowoczesnego świata
Przekład: Aleksandra Ożarowska
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 24 listopada 2021
 
 

Masoni. Architekci nowoczesnego świata

3

Edyn­burg. Sztuka pamięci
Skromna grupa o wiel­kich ambi­cjach

Naj­waż­niej­sze sym­bole wyko­rzy­sty­wane przez maso­nów w ich rytu­ałach, czyli far­tu­chy, kolumny, węgiel­nice i kiel­nie, zwią­zane są z pracą kamie­nia­rzy. Według wol­no­mu­la­rzy przed­mioty te nie tylko niosą prze­sła­nie moralne, lecz także opo­wia­dają histo­rię o maso­ne­rii, któ­rej począt­ków upa­try­wać można w gil­diach śre­dnio­wiecz­nych rze­mieśl­ni­ków. Takie infor­ma­cje znaj­dują się rów­nież w nie­zli­czo­nych książ­kach poświę­co­nych maso­ne­rii. Do wol­no­mu­la­rzy bar­dzo prze­ma­wia idea, zgod­nie z którą są oni potom­kami śre­dnio­wiecz­nych kamie­nia­rzy: łączy ich to bowiem z budow­ni­czymi tak wspa­nia­łych katedr jak te w Salis­bury, Lin­coln czy Yorku. To z kolei przy­wo­dzi na myśl wizję idyl­licz­nej Anglii sprzed rewo­lu­cji prze­my­sło­wej.
A jed­nak kiedy przy­cho­dzi moment, w któ­rym trzeba wyja­śnić, w jaki spo­sób gil­die prze­kształ­ciły się w loże masoń­skie, histo­rycy stoją przed ogrom­nym pro­ble­mem, ponie­waż śre­dnio­wieczni kamie­nia­rze wyjąt­kowo nie­udol­nie radzili sobie z for­mo­wa­niem gil­dii. W XIV i XV wieku wła­ści­wie każdy sza­nu­jący się fach we wszyst­kich angiel­skich mia­stach miał wła­sną gil­dię. Garn­ca­rze, gra­ba­rze, grę­pla­rze, grze­bie­nia­rze, gwoź­dzia­rze – wszy­scy mieli ugrun­to­wane gil­die. Wszy­scy oprócz kamie­nia­rzy.
Powo­dem była nie­wy­star­cza­jąca ilość pracy – budul­cem więk­szo­ści budyn­ków w śre­dnio­wiecz­nej Anglii był nie kamień, ale nie­ko­niecz­nie szla­chetna mie­szanka wikliny z gliną, w któ­rej nie bra­ko­wało także gałęzi, słomy czy zwie­rzę­cych odcho­dów. Na usługi kamie­niar­skie nie było zatem takiego popytu jak, przy­kła­dowo, na pracę cie­śli czy strze­cha­rzy. W rezul­ta­cie w więk­szo­ści miast nie można było zebrać wystar­cza­ją­cej liczby kamie­nia­rzy, nawet żeby porząd­nie zagrać w kości, a co dopiero stwo­rzyć gil­dię. Jeżeli nato­miast kamie­nia­rze nale­żeli już do gil­dii, zazwy­czaj znaj­do­wali się tam razem z innymi przed­sta­wi­cie­lami prze­my­słu budow­la­nego – głów­nie róż­nego rodzaju robot­ni­kami.
Kamie­nia­rze pro­wa­dzili wędrowne życie, łapiąc się róż­nych oka­zji i z rzadka gru­pu­jąc się w danym miej­scu, aby zbu­do­wać kamienny most lub dom. W wielu przy­pad­kach róż­nica mię­dzy kamie­nia­rzem a zwy­kłym robot­ni­kiem była bar­dzo sub­telna. Kiedy nato­miast reali­zo­wane były duże pro­jekty – budowa zamku, opac­twa czy kate­dry – zatrud­niano wielu kamie­nia­rzy, i to z dale­kich stron; czę­sto taka rekru­ta­cja była przy­mu­sowa, ponie­waż otrzy­my­wano nakaz od mistrza kamie­niar­stwa, który zawie­rał umowę z kró­lem lub bisku­pem. Tacy eli­tarni mistrzo­wie rów­nież nie mieli sta­łego zatrud­nie­nia, ale indy­wi­du­al­nie byli bar­dzo wpły­wowi. Dla­tego też tra­dy­cyjne gil­die nie mogły repre­zen­to­wać zarówno ich, jak i maso­wych, zwy­kłych pra­cow­ni­ków.
Co cie­kawe, spo­śród tak wielu rze­mieśl­ni­ków okresu angiel­skiego śre­dnio­wie­cza kamie­nia­rze mieli naj­mniej­sze szanse na to, że zrze­sza­jąca ich orga­ni­za­cja prze­trwa wieki i prze­kształci się w takie brac­two jak wol­no­mu­lar­stwo. Już od wielu poko­leń masoń­scy histo­rycy bez­sku­tecz­nie pró­bują odkryć ogniwo pomię­dzy, jak sami mówią, ope­ra­tyw­nymi kamie­nia­rzami – czyli oso­bami uzbro­jo­nymi w dłuta, piony, a także mię­śnie i odci­ski – oraz dzi­siej­szymi spe­ku­la­tyw­nymi wol­no­mu­la­rzami – ludźmi, któ­rych narzę­dzia mają wymiar filo­zo­ficzny, a nie prak­tyczny.
Jeśli zatem to nie śre­dnio­wieczne gil­die są bra­ku­ją­cym ogni­wem mię­dzy daw­nymi kamie­nia­rzami a dzi­siej­szymi wol­no­mu­la­rzami, to co nim jest? Do prawdy możemy zbli­żyć się, choć bar­dzo powoli, bada­jąc nie rze­czy­wi­stość pracy śre­dnio­wiecz­nych kamie­nia­rzy, lecz ich kul­turę i histo­rię, czyli ele­menty, które stały się póź­niej czę­ścią wol­no­mu­lar­stwa.
Wspólne życie każ­dego śre­dnio­wiecz­nego fachu wypeł­nione było regu­la­cjami, rytu­ałami oraz mitami. Nie bra­ko­wało tam także rytu­ałów ini­cja­cyj­nych czy uro­czy­stych i prze­ra­ża­ją­cych przy­siąg, które miały na celu ochronę tajem­nic danego rze­mio­sła i wzmac­nia­nie soli­dar­no­ści wśród rze­mieśl­ni­ków. Trzeba było zapa­mię­tać różne prawa i hasła, czę­sto po to, aby dema­sko­wać oszu­stów, któ­rzy poja­wiali się u bram mia­sta w poszu­ki­wa­niu pracy. Wypra­wiano także huczne uczty z oka­zji świąt i opo­wia­dano sobie legendy: szewcy, któ­rzy zaj­mo­wali się wyra­bia­niem wytwor­nych butów, wie­rzyli, że po tym, jak ich patron, Święty Hugo, zmarł męczeń­ską śmier­cią, jego kości zamie­niły się w szew­skie narzę­dzia.
Bry­tyj­scy kamie­nia­rze nad­ra­biali braki w orga­ni­za­cji swo­jej gil­dii, two­rząc wyjąt­kowo duży zestaw zasad, sym­boli i mitów. Kamie­niar­ski kodeks znany jako Stare obo­wiązki (Old Char­ges) był prze­ka­zy­wany ust­nie, ale ponie­waż pamięć ustna jest zawodna, jego treść czę­sto się zmie­niała – poje­dyn­cze frag­menty były doda­wane, ujmo­wane, prze­ina­czane czy zapo­mi­nane. Co jakiś czas różne wer­sje Sta­rych obo­wiąz­ków były spi­sy­wane, a pierw­szy tekst, który prze­trwał ten zawiły pro­ces, napi­sany jest wier­szem, dzięki czemu łatwiej było zapa­mię­tać jego 826 wer­sów; obec­nie znany jest on maso­nom na całym świe­cie jako poemat Regius. Jego pocho­dze­nie nie zostało pre­cy­zyj­nie usta­lone, ale przy­pusz­cza się, że powstał w hrab­stwie Shrop­shire w 1430 roku.
Prze­pisy wyszcze­gól­nione w Sta­rych obo­wiąz­kach to stan­dar­dowe reguły dla śre­dnio­wiecz­nych rze­mieśl­ni­ków. Można tam zna­leźć zarówno ogólne wska­zówki doty­czące dobrych manier (nie prze­kli­naj w kościele, nie wydmu­chuj nosa w ser­wetkę), jak i regu­la­cje bez­po­śred­nio doty­czące pracy kamie­niar­skiej, czyli, przy­kła­dowo, mistrz musi spra­wie­dli­wie pła­cić swoim pra­cow­ni­kom i nad­zo­ro­wać jakość ich pracy. Jed­nak to, co wyróż­nia Stare obo­wiązki i co napro­wa­dza nas na szlak powsta­nia wol­no­mu­lar­stwa, to mito­lo­gia kamie­nia­rzy – histo­ria opo­wia­da­jąca o tym, jak rze­mio­sło kamie­niar­skie naro­dziło się u zara­nia dzie­jów i jak wielcy kamie­nia­rze prze­ka­zy­wali sobie przez wieki jego tra­dy­cje.
Dra­ma­tis per­so­nae tych opo­wie­ści to nie byle kto z nie byle jakim pocho­dze­niem: greccy myśli­ciele spo­ty­kają się tam z wiel­kimi szy­chami z Księgi Wyj­ścia i Księgi Kró­lew­skiej. Jest też kilka postaci, które są naprawdę istotne, ponie­waż stały się póź­niej czę­ścią masoń­skich legend. Jedna z nich to Her­mes Tri­sme­gi­stos, uczony, który po poto­pie z udzia­łem Noego odkrył geo­me­tryczne zasady kamie­niar­stwa wyryte przez zapo­bie­gli­wych kamie­nia­rzy sprzed cza­sów potopu na dwóch kamien­nych fila­rach. Następ­nym w kolejce wiel­kim kamie­nia­rzem był Eukli­des, grecki mate­ma­tyk, który prze­ka­zał sta­ro­żyt­nym Egip­cja­nom całą wie­dzę z zakresu kamie­niar­stwa: dzięki temu powstały pira­midy. Jest tam rów­nież Salo­mon, który zatrud­nił czter­dzie­ści tysięcy kamie­nia­rzy do budowy swo­jej świą­tyni, sta­no­wią­cej obraz kamie­niar­skiego kunsztu. Główny kamie­niarz pocho­dził z Tyru i w póź­niejszych wer­sjach opo­wie­ści nazy­wano go Hira­mem Abif­fem – to ten sam, który odgrywa naj­waż­niej­szą rolę w masoń­skich rytu­ałach trze­ciego stop­nia.
Kamie­niar­skiej mito­lo­gii nie spo­sób odmó­wić braku wznio­sło­ści: bez­ładna grupa rze­mieśl­ni­ków przy­pi­sy­wała sobie pocho­dze­nie tak dawne i oka­załe, że nie powsty­dzi­łaby się go żadna dyna­stia kró­lew­ska. Mieli oni także bar­dzo poważne ambi­cje inte­lek­tu­alne: Stare obo­wiązki utoż­sa­miały rze­mio­sło kamie­niar­skie z geo­me­trią i to wła­śnie dla­tego Eukli­des, znany jako ojciec geo­me­trii, miał dla kamie­nia­rzy tak duże zna­cze­nie. Geo­me­tria była prze­cież zali­czana do pod­stawy pro­gra­mo­wej śre­dnio­wiecz­nych uni­wer­sy­te­tów wraz z gra­ma­tyką, logiką, reto­ryką, aryt­me­tyką, muzyką i astro­no­mią. Stare obo­wiązki gło­siły zresztą, że kamie­niar­ska geo­me­tria jest naj­bar­dziej sza­cowną dzie­dziną ludz­kiej wie­dzy, i masoni na­dal trak­tują geo­me­trię jako meta­forę fun­da­men­tal­nego porządku wszech­świata. Wielka litera G, która czę­sto figu­ruje obok węgiel­nicy i cyr­kla jako insy­gniów masoń­skich, odnosi się wła­śnie do geo­me­trii i do Boga2.
Na­dal jed­nak daleko nam do zna­le­zie­nia rze­czy­wi­stego histo­rycz­nego związku pomię­dzy Sta­rymi obo­wiąz­kami a wol­no­mu­lar­stwem. (A do tego wła­śnie miej­sca dotarli masoń­scy histo­rycy pra­cu­jący nad tym zagad­nie­niem).
Po stu­le­ciach misty­fi­ka­cji (w któ­rych, jak się prze­ko­namy, osiem­na­sto­wieczni masoni ode­grali nie­małą rolę) prze­ko­nu­jąca wer­sja począt­ków wol­no­mu­lar­stwa uka­zała się dopiero nie­dawno, kiedy to w 1988 roku opu­bli­ko­wano prze­ło­mowe wyniki badań. Początki maso­ne­rii wcale nie się­gają śre­dnio­wie­cza – należy ich raczej upa­try­wać w okre­sie, kiedy śre­dnio­wieczny świat roz­pa­dał się już na kawałki i rodziła się nowo­cze­sność. Ponadto iskra maso­ne­rii została wznie­cona nie pośród śre­dnio­wiecznych gil­dii i gotyc­kich katedr Anglii, lecz na rene­san­so­wym dwo­rze sto­licy Szko­cji, czyli Edyn­burga.

Szkocki Salo­mon
Refor­ma­cja podzie­liła Europę na wskroś. Aż do 1517 roku Kościół rzym­sko­ka­to­licki sta­no­wił jedyną drogę do Boga i jedyny gwa­rant wła­dzy kró­lew­skiej. Rzym zaj­mo­wał pewne miej­sce w cen­trum świata chrze­ści­jań­skiego, a w całej Euro­pie potężne gotyc­kie kate­dry ze swoją strze­li­stą nie­zmien­no­ścią świad­czyły o porządku spraw ludz­kich, który pocho­dził wprost z nieba.
Potem jed­nak przy­szedł czas na atak Lutra, w wyniku któ­rego naro­dził się pro­te­stan­tyzm, a chrze­ści­jań­stwo zostało nie­od­wra­cal­nie podzie­lone. Roz­po­częła się epoka wojen reli­gij­nych i po całym kon­ty­nen­cie roz­prze­strze­nił się głód nowych idei – naj­le­piej w for­mie dru­ko­wa­nej. W rezul­ta­cie dotych­czas nie­kwe­stio­no­wane aspekty wiary takie jak dok­tryna czyśćca oraz czcze­nie reli­kwii i ikon zaczęły być trak­to­wane jako znaki dzia­ła­nia Anty­chry­sta.
Refor­ma­cja poja­wiła się w Szko­cji późno, ale z impe­tem. Począw­szy od 1560 roku ofiarą tego entu­zja­zmu zaczęły być budynki reli­gijne. Szkoccy pro­te­stanci byli znani z wście­kło­ści, z którą nisz­czyli bał­wo­chwal­cze pomniki, witraże oraz kamienne orna­menty. Kate­dra Świę­tego Andrzeja, naj­więk­szy kościół w kraju oraz nie­zwy­kły owoc stu­pięć­dzie­się­cio­let­niej pracy, została zde­wa­sto­wana i opusz­czona. W Edyn­burgu ogra­biono i znisz­czono opac­two Holy­rood – miej­sce spo­czynku kró­lów. Wyznawcy nowego, pro­te­stanc­kiego Kościoła w Szko­cji byli prze­ko­nani, że Bóg chce, aby miej­sca modlitw były bru­tal­nie surowe – wystar­czy pro­sto­kątny budy­nek o ścia­nach z kamie­nia polnego. Nie budo­wano już katedr, klasz­to­rów czy wyra­fi­no­wa­nych kościo­łów, więc szkoccy kamie­niarze nie bez powodu oba­wiali się refor­ma­cji. Strata takiego klienta jak Kościół była dla nich kata­strofą.
Ponadto, jak wia­domo, nie­szczę­ścia cho­dzą parami – upa­dek wła­dzy kró­lew­skiej ozna­czał wstrzy­ma­nie głów­nych pro­jek­tów budow­la­nych monar­chii. Król Szko­cji Jakub VI nie­za­prze­czal­nie był dziec­kiem refor­ma­cji, któ­rego dzie­ciń­stwo było burz­liwe nawet jak na ówcze­sne stan­dardy. Jego matką była Maria Stu­art, kró­lowa Szko­tów i kato­liczka ska­zana na wygna­nie po tym, jak poślu­biła męż­czy­znę, który praw­do­po­dob­nie był odpo­wie­dzialny za spi­sek pro­chowy uwień­czony śmier­cią ojca Jakuba. W rezul­ta­cie wybu­chła sze­ścio­let­nia wojna domowa, a trzy­na­sto­mie­sięczny Jakub został porwany i pospiesz­nie koro­no­wany w kościele para­fial­nym w Stir­ling. Młody król został wycho­wany na pro­te­stanta przez despo­tycz­nych opie­ku­nów, któ­rzy wma­wiali mu, że jego matka była cza­row­nicą, a w tym samym cza­sie zachłanne dwor­skie frak­cje toczyły ze sobą walki. Zwa­śnieni i roz­ju­szeni szkoccy ary­sto­kraci zacho­wy­wali się jak wysoko uro­dzeni ban­dyci.
Jakub miał zale­d­wie dzie­więt­na­ście lat, kiedy w 1585 roku posta­no­wił podzię­ko­wać swoim współ­wła­da­ją­cym i sam prze­jął kon­trolę nad rzą­dem. Przez kolejne pięt­na­ście lat cier­pli­wie i mądrze hamo­wał reli­gij­nych eks­tre­mi­stów i prze­ja­wiał nawet pewien sto­pień tole­ran­cji, a oprócz tego zdo­był popar­cie ary­sto­kra­cji, więc prze­moc z jej strony rów­nież zma­lała. Bar­dzo roz­sąd­nie wysto­so­wał także jedy­nie for­malny pro­test, kiedy Elż­bieta I ścięła jego matkę w 1587 roku. Z każ­dym rokiem wyda­wało się coraz bar­dziej pewne, że to Jakub obej­mie tron po bez­dziet­nej Elż­bie­cie I i złą­czy Anglię i Szko­cję.
Jakub był nie tylko dobrym poli­ty­kiem, lecz także inte­lek­tu­ali­stą – poetą, teo­lo­giem oraz auto­rem prac poświę­co­nych teo­rii i prak­tyce kró­lo­wa­nia. Ponadto Daemo­no­lo­gie [Demo­no­lo­gia], książka poświę­cona czar­nej magii, napi­sana przez Jakuba w 1597 roku, była głów­nym źró­dłem, z któ­rego korzy­stał Szek­spir, kreu­jąc wiedźmy w Mak­be­cie (1606). Ten król nauko­wiec tchnął nowe życie w szkocki dwór i jesz­cze bar­dziej otwo­rzył go na wpływy euro­pej­skiego rene­sansu. Ary­sto­kra­cja zaczęła podró­żo­wać do Fran­cji i Włoch, skąd wra­cała zafa­scy­no­wana całym wachla­rzem mię­dzy­na­ro­do­wych inte­lek­tu­al­nych tren­dów się­ga­ją­cych od teo­rii poezji, medy­cyny i tech­niki woj­sko­wej aż po alche­mię, astro­lo­gię i magię.
Jakub zbu­do­wał lojalną mu admi­ni­stra­cję spo­śród sze­re­gów ary­sto­kra­cji i inte­lek­tu­ali­stów. Jed­nym z jej nowych człon­ków był Wil­liam Schaw, wykształ­cony i obyty w świe­cie drobny ary­sto­krata, który został mia­no­wany na kró­lew­skiego prze­ło­żo­nego robót. Osoba pia­stu­jąca to sta­no­wi­sko była odpo­wie­dzialna za budowę, naprawę i utrzy­ma­nie wszyst­kich budyn­ków króla Szko­cji oraz za orga­ni­za­cję kró­lew­skich cere­mo­nii.
Tak jak inni pół­noc­no­eu­ro­pej­scy inte­lek­tu­ali­ści, Schaw był zachwy­cony rene­san­sem, który w poszu­ki­wa­niu inspi­ra­cji powra­cał do kla­sycz­nych wzor­ców. Klu­czo­wym źró­dłem był dla Schawa tekst O archi­tek­tu­rze ksiąg dzie­sięć, napi­sany w I wieku p.n.e. przez Witru­wiu­sza – inży­niera i kon­struk­tora, który pra­co­wał dla Juliu­sza Cezara. Witru­wiusz uwa­żał, że ludzie pro­jek­tu­jący budynki muszą być inte­lek­tu­ali­stami, a nie tylko zwy­kłymi budow­ni­czymi. Pod jego wpły­wem pre­stiż daw­nych mistrzów budow­nic­twa zma­lał, a na hory­zon­cie rene­san­so­wej Europy poja­wił się nowy boha­ter: archi­tekt. Wil­liam Schaw był pierw­szym w histo­rii Szko­tem, któ­rego nazwano archi­tektem.
W lutym 1594 roku dwór świę­to­wał naro­dze­nie kró­lew­skiego potomka w zamku w Stir­ling. Kró­lowi Jaku­bowi bar­dzo zale­żało, aby chrzest jego syna był spek­ta­klem wyra­fi­no­wa­nia oraz poboż­no­ści, i w tym celu zle­cił eks­pre­sową budowę nowej kaplicy zam­ko­wej. Za pro­jekt odpo­wia­dał Schaw i do jego reali­za­cji zatrud­niono naj­lep­szych kamie­nia­rzy z całego kraju. Kaplica kró­lew­ska w Stir­ling jest naj­wcze­śniej­szym tego typu budyn­kiem okresu rene­sansu w Wiel­kiej Bry­ta­nii, a jej cha­rak­te­ry­styczną cechą są zakoń­czone łukami okna w stylu flo­ren­tyń­skim i, podob­nie jak w przy­padku kaplicy Syk­styń­skiej, wznie­sio­nej w latach sie­dem­dzie­sią­tych XV wieku, wymiary i wzór kaplicy kró­lew­skiej wzo­ro­wane są na świą­tyni Salo­mona, opi­sa­nej w Księ­dze kró­lew­skiej. Pewien angiel­ski wysłan­nik na szkoc­kim dwo­rze opi­sał ją nawet jako „wspa­niałą świą­tynię Salo­mona”. Król Salo­mon był sta­ro­te­sta­men­to­wym uoso­bie­niem kró­lew­skiej mądro­ści, sta­no­wił więc ide­alne alter ego dla króla naukowca takiego jak Jakub i nadworni poeci w Szko­cji nie omiesz­kali takich porów­nań wygła­szać. Nie­któ­rzy twier­dzili nawet, że Jakub jest do Salo­mona podobny.
Cztery lata póź­niej Schaw zasiadł w pałacu Holy­rood w Edyn­burgu, aby roz­po­cząć tajne nego­cja­cje w imie­niu swo­jego Salo­mona. Naprze­ciwko niego przy stole znaj­do­wała się grupa mistrzów kamie­niar­stwa, z któ­rych nie­któ­rzy brali udział w budo­wie kró­lew­skiej kaplicy w Stir­ling. Spo­tka­nie to zaszcze­piło jedne z naj­bar­dziej inte­re­su­ją­cych idei rene­san­so­wej kul­tury dwor­skiej Jakuba VI w śre­dnio­wiecz­nych meto­dach pracy kamie­nia­rzy opi­sa­nych w Sta­rych obo­wiąz­kach. Owo­cem tych prze­mian była maso­ne­ria.
Podob­nie jak w Anglii kamie­nia­rze w Szko­cji nie byli odpo­wied­nio zor­ga­ni­zo­wani: gil­die w obu miej­scach zostały dodat­kowo osła­bione przez refor­ma­cję i w ich skład wcho­dzili zwy­kli robot­nicy. Jed­nak kiedy król Jakub VI miał już pełną wła­dzę, zaczęło poja­wiać się coraz wię­cej pro­jek­tów pre­sti­żo­wych budyn­ków – w takich warun­kach kamie­nia­rze mogli już spo­koj­nie ode­tchnąć. Gdzie­nie­gdzie, jesz­cze przed spo­tka­niem z Scha­wem, zaczęli się for­mo­wać w lokalne grupy, które nie miały nic wspól­nego z gil­diami, a wręcz były im nie­znane. Grupy takie nazy­wano lożami, a nazwa ta zwią­zana jest z tym­cza­so­wymi cha­łu­pami sta­wia­nymi na pla­cach budowy – po raz pierw­szy wów­czas słowo „loża” zaczęło odno­sić się nie do miej­sca, ale do orga­ni­za­cji3.
Spo­tka­nie w 1598 roku z kró­lew­skim prze­ło­żo­nym robót miało bar­dzo ambitny pro­gram. Schaw uznał, że rodzące się orga­ni­za­cje kamie­nia­rzy są szansą na zgro­ma­dze­nie przy dwo­rze klu­czo­wych stron­ni­ków króla, i chciał mia­no­wać się ogól­no­kra­jo­wym patro­nem, a dokład­nie „głów­nym dozorcą” kamie­nia­rzy. Loże sta­łyby się wów­czas czę­ścią pań­stwo­wej struk­tury, odby­wa­łaby regu­larne spo­tka­nia i spi­sy­wały reje­stry. Taki sys­tem funk­cjo­no­wałby nie­za­leż­nie od miej­skich gil­dii w uję­ciu lokal­nym i, w prze­ci­wień­stwie do nich, byłby prze­zna­czony wyłącz­nie dla kamie­nia­rzy oraz bez­po­śred­nio wią­załby się z dwo­rem kró­lew­skim.
Loże Schawa były tajem­nicą skry­waną przed gil­diami czy wła­dzami lokal­nymi. Ze spo­tkań lóż spi­sy­wano co prawda pro­to­koły, ale nie poka­zy­wano ich oso­bom z zewnątrz – zresztą w pro­to­ko­łach i tak wid­niały jedy­nie prak­tyczne infor­ma­cje zwią­zane z prze­my­słem budow­la­nym. Dzia­łal­ność lóż jed­nak nie koń­czyła się na oma­wia­niu suchych fak­tów. Jak wid­nieje na doku­men­cie jed­nej z sie­dem­na­sto­wiecz­nych szkoc­kich lóż, „ist­niały sekrety, któ­rych nie wolno było spi­sy­wać”. Można jed­nak dotrzeć do wska­zó­wek pro­wa­dzą­cych ku tym nie­pi­sa­nym sekre­tom – pierw­sza z nich znaj­duje się w umo­wie spo­rzą­dzo­nej pomię­dzy Scha­wem a kamie­nia­rzami.
Jako stały bywa­lec dworu Schaw znał war­tość pochleb­stwa – aby zatem zyskać zbio­rową przy­chyl­ność kamie­nia­rzy, zwo­łał zebra­nie 27 grud­nia, czyli w dniu Świę­tego Jana Ewan­ge­li­sty, który kamie­nia­rze z nie­zna­nego powodu uznali za swoje święto. (Masoni na­dal zresztą cele­brują ten dzień, tak samo jak dzień Świę­tego Jana Chrzci­ciela w czerwcu). Schaw nie omiesz­kał rów­nież włą­czyć do umowy obszer­nych cyta­tów ze Sta­rych obo­wiąz­ków i obie­cał, że nowy sys­tem lóż pozwoli im na­dal prze­strze­gać ich tra­dy­cyj­nych zasad. Ponadto prze­ko­nał kamie­nia­rzy, że król, który uważa się za szkoc­kiego Salo­mona, z pew­no­ścią będzie przy­chylny ich potrze­bom.
Była to dobra decy­zja ze strony Schawa, lecz poszedł on także o krok dalej i odwo­łu­jąc się do kul­tury rene­sansu, zna­lazł war­to­ści, które przy­pa­dłyby do gustu kamie­nia­rzom. Oświad­czył, że wszy­scy masoni i ich prak­ty­kanci będą pod­dani „testowi sztuki i nauki pamięci”. To wła­śnie był naj­bar­dziej inno­wa­cyjny ruch Schawa. Kamie­nia­rze zde­cy­do­wa­nie musieli zapa­mię­ty­wać wiele infor­ma­cji – nie tylko Stare obo­wiązki – a Schaw powie­dział im, że to, co robią, nie jest po pro­stu zapa­mię­ty­wa­niem, lecz upra­wia­niem sztuki i nauki zapa­mię­ty­wa­nia.
Aby zro­zu­mieć, jak wielką skalę miało pochleb­stwo Schawa, należy nieco przyj­rzeć się pery­fe­riom myśli rene­san­so­wej. Sztuka pamięci była jed­nym z ulu­bio­nych zapo­ży­czeń euro­pej­skiej kul­tury ze sta­ro­żyt­no­ści. Naj­bar­dziej zna­nym jej przed­sta­wi­cie­lem był rzym­ski mówca Cyce­ron, który korzy­stał z niej w każ­dym swoim prze­mó­wie­niu, a król Jakub VI podobno rów­nież uczył się jej od jed­nego z nadwor­nych poetów. Przede wszyst­kim należy wyobra­zić sobie, że idzie się przez duży budy­nek: każde pomiesz­cze­nie to jeden z aka­pi­tów wypo­wie­dzi, a każdy ele­ment w danym pomiesz­cze­niu (kolumna, ołtarz, wzór kafel­ków na posadzce) to jeden z punk­tów, o któ­rym chce się wspo­mnieć. Osoby doświad­czone w sztuce pamięci mogą prze­cho­wy­wać i przy­po­mi­nać sobie co do słowa nawet dłu­gie prze­mowy.
W cza­sach rene­sansu nie­któ­rzy filo­zo­fo­wie zaczęli utoż­sa­miać sztukę zapa­mię­ty­wa­nia z poszu­ki­wa­niem mądro­ści. Opie­rało się to na idei, zgod­nie z którą sam Bóg prak­ty­ko­wał sztukę zapa­mię­ty­wa­nia, szy­fru­jąc naj­więk­sze sekrety uni­wer­sum w stwo­rzo­nym przez sie­bie świe­cie.
Ta nie­wielka grupka wykształ­co­nej elity prak­ty­ku­ją­cej sztukę zapa­mię­ty­wa­nia była niczym ówcze­śni teo­re­tycy fizyki. Otwo­rzone przez nich per­spek­tywy były nie tylko fascy­nu­jące, lecz także poten­cjal­nie nie­bez­pieczne. Czy gatu­nek ludzki mógł pora­dzić sobie z tym, co w każ­dej chwili mogło zostać odkryte? Co jeżeli ujaw­niono by jakąś prawdę sprze­ci­wia­jącą się Biblii? Z takich wła­śnie powo­dów nie­któ­rzy rene­san­sowi inte­lek­tu­ali­ści pro­wa­dzili bada­nia na uni­wer­sy­te­tach lub w sto­wa­rzy­sze­niach w tajem­nicy. Ukry­wali wyniki swo­ich prac przed nie­po­wo­ła­nymi oso­bami za pomocą coraz to nowych kodów i sym­boli. W poszu­ki­wa­niu wie­dzy okul­ty­stycz­nej człon­ko­wie takich grup szcze­gól­nie chęt­nie korzy­stali z pism na wpół mitycz­nego Her­mesa Tri­sme­gi­stosa – dzięki niemu nazy­wano ich nawet her­me­ty­kami. Główny her­me­tyk Bry­ta­nii, enig­ma­tyczny Ale­xan­der Dic­sone, czę­sto gościł na szkoc­kim dwo­rze w ostat­niej deka­dzie XVI wieku, ponie­waż nie­jed­no­krot­nie słu­żył kró­lowi Jaku­bowi VI jako emi­sa­riusz i pro­pa­gan­dy­sta.
Schaw prze­ko­ny­wał więc szkoc­kich kamie­nia­rzy, że oni rów­nież byli her­me­ty­kami, i mimo że nie zda­wali sobie z tego sprawy, brali wła­śnie udział w naj­więk­szym filo­zo­ficz­nym przed­się­wzię­ciu ludz­ko­ści. Zgod­nie z pole­ce­niami Witru­wiu­sza zawar­tymi w dziele O archi­tek­tu­rze ksiąg dzie­sięć byli oni zarówno inte­lek­tu­ali­stami, jak i budow­ni­czymi. Her­me­tyzm dosko­nale wpi­sy­wał się w folk­lo­ry­styczne ele­menty, które już były zawarte w Sta­rych obo­wiąz­kach kamie­nia­rzy. Geo­me­tria. Tajemna wie­dza prze­ka­zy­wana sobie od zara­nia dzie­jów. Her­mes Tri­sme­gi­stos: ten sam mędrzec, który, jak podają Stare obo­wiązki, po poto­pie odkrył sekrety kamie­nia­rzy wyryte na kolum­nie. Sekretne sto­wa­rzy­sze­nia poświę­cone poszu­ki­wa­niu okul­ty­stycz­nej prawdy. Wiel­kie budynki jako składy świę­tej wie­dzy. Sztuka zapa­mię­ty­wa­nia. A oprócz tego, rzecz jasna, jak okiem się­gnąć sym­bole. Ener­gia wyzwo­lona poprzez taki mariaż ust­nej, rze­mieśl­ni­czej kul­tury śre­dnio­wiecz­nych kamie­nia­rzy z nauko­wym, her­me­tycz­nym ele­men­tem rene­san­so­wej kul­tury dwor­skiej była elek­try­zu­jąca i otwo­rzyła nie­skoń­czone moż­li­wo­ści. Jedną z kon­se­kwen­cji tych prze­mian była zmiana cha­rak­teru loży, która nie sta­no­wiła już orga­ni­za­cji, lecz zarówno wyima­gi­no­wane, jak i realne miej­sce, w któ­rym kamie­nia­rze mogli wspól­nie prak­ty­ko­wać sztukę zapa­mię­ty­wa­nia. Prawdy zawarte w ale­go­rycz­nym wystroju lóż – kolumny, pod­łoga w sza­chow­nicę i tak dalej – pomo­gły prze­kształ­cić rze­mieśl­ni­cze rytu­ały w coś nie­zwy­kle donio­słego, nie­malże magicz­nego. Dzi­siej­sze loże masoń­skie są teatrami, gdzie wysta­wiana jest sztuka zapa­mię­ty­wa­nia.
Korzy­sta­jąc z ter­mi­nów masoń­skich histo­ry­ków, można więc stwier­dzić, że dzięki Scha­wowi w lożach na­dal zasia­dali ope­ra­tywni kamie­nia­rze, lecz mieli oni jed­no­cze­śnie cha­rak­ter spe­ku­la­tywny, ponie­waż w celach filo­zo­ficz­nych odpra­wiali rytu­ały.
Nego­cja­cje Schawa z kamie­nia­rzami ni­gdy jed­nak nie przy­nio­sły satys­fak­cjo­nu­ją­cych rezul­ta­tów – roz­pi­sał on co prawda regu­la­min lóż, ale w 1602 roku zmarł i usta­no­wione przez niego sta­no­wi­sko głów­nego dozorcy nie prze­trwało próby czasu. Wkrótce zmiany poli­tyczne poło­żyły kres umo­wom mię­dzy kamie­nia­rzami a wła­dzami w Edyn­burgu: w 1603 roku zmarła Elż­bieta I, Jakub VI, król Szko­cji, został Jaku­bem I, kró­lem Anglii, i oba kraje złą­czono.
Nie­mniej zapro­jek­to­wana przez Schawa sieć lokal­nych lóż prze­trwała i wciąż się roz­ra­stała: do 1710 roku w całej Szko­cji było już ich około trzy­dzie­stu. Ponadto 80 pro­cent szkoc­kich lóż zna­nych nam z cza­sów Schawa ist­nieje do dziś. Naj­star­sze masoń­skie loże świata, które liczą już ponad czte­ry­sta lat, znaj­dują się w Kil­win­ning, Edyn­burgu oraz Stir­ling i szkoccy masoni są bar­dzo dumni z tych rekor­dów.
Z per­spek­tywy czasu widzimy, że za pośred­nic­twem Schawa rene­san­sowa kul­tura dwor­ska w okre­sie pano­wa­nia Jakuba VI wywo­łała pośród kamie­niar­skich lóż reak­cję łań­cu­chową i w ciągu następ­nych dzie­się­cio­leci pre­stiż nadany im przez Schawa zaczął przy­cią­gać wysoko uro­dzo­nych męż­czyzn.
Pie­nią­dze były istot­nym powo­dem, dla któ­rego takich osób w lożach przy­by­wało. Jeśli nowi człon­ko­wie byli dobrze sytu­owa­nymi męż­czy­znami, a nie pra­cow­ni­kami fizycz­nymi, to chęt­nie przyj­mo­wano ich szczo­dry wkład do wspól­nej uczty lub fun­du­szu pogrze­bo­wego. Od czasu do czasu mogli oni też zaofe­ro­wać jakieś zle­ce­nie budow­lane.
Gwał­towne napię­cia o cha­rak­te­rze reli­gij­nym i poli­tycz­nym wywo­łane refor­ma­cją rów­nież ode­grały nie­małą rolę w przy­cią­ga­niu do lóż kolej­nych osób. Szkoc­kich kamie­nia­rzy łączył wspólny zawód, a nie wspólna wiara – byli wśród nich zarówno pro­te­stanci, jak i kato­licy, i takie prio­ry­tety wpo­iła im refor­ma­cja. Sam Schaw był kato­li­kiem, który nauczył się dys­kre­cji i ule­gło­ści potrzeb­nych do prze­trwa­nia i pro­spe­ro­wa­nia na pro­te­stanc­kim dwo­rze. Loże były wów­czas, tak jak i dziś, bez­pieczną przy­sta­nią: jeżeli maso­ne­ria pomo­gła ukształ­to­wać dzi­siej­szy świat, stało się to czę­ściowo dzięki temu, że ofe­ro­wała schro­nie­nie przed panu­ją­cym poza jej murami cha­osem.
Spo­tka­nie Wil­liama Schawa z kamie­nia­rzami w 1598 roku zaowo­co­wało zało­że­niem sys­temu lóż, z któ­rych każda obej­mo­wała kon­kretny obszar. W lożach doko­ny­wano tajem­nych rytu­ałów opar­tych na sztuce zapa­mię­ty­wa­nia oraz pod­trzy­my­wano śre­dnio­wieczne rze­mieśl­ni­cze tra­dy­cje w połą­cze­niu z ele­men­tami rene­san­so­wych nauk. Ważną rolę odgry­wały wza­jemna pomoc, bra­ter­stwo oraz bez­wy­zna­niowa bogo­boj­ność. Jed­nak człon­ko­wie tych lóż nie byli jesz­cze wol­no­mu­la­rzami w takim sen­sie, jak rozu­miemy to dzi­siaj: po pierw­sze, nie sto­so­wano jesz­cze okre­śle­nia „wol­no­mu­larz”, które było wów­czas w Szko­cji prak­tycz­nie nie­znane; po dru­gie, ich orga­ni­za­cja nie była scen­tra­li­zo­wana; po trze­cie, loże na­dal były ści­śle powią­zane z potrze­bami pra­cu­ją­cych kamie­nia­rzy.
Prze­kształ­ce­nie szkoc­kiego modelu lóż Schawa we współ­cze­sną maso­ne­rię zaczęło się wraz z ich roz­prze­strze­nia­niem się na połu­dnie do Anglii, gdzie znano ich już pod wspólną nazwą wol­no­mu­lar­stwa uzna­nego.

Wolni i uznani masoni
Wol­no­mu­la­rze czę­sto ofi­cjal­nie mówią o sobie „wolni i uznani masoni”, jed­nak nie­wielu z nich rozu­mie, do czego tak naprawdę odnosi się słowo „uznany”. Co cie­kawe, z przy­miot­ni­ków „wolny” i „uznany” to ten drugi oka­zuje się dużo bar­dziej pomocny w odkry­wa­niu angiel­skich eta­pów wcze­snego roz­woju maso­ne­rii.
Ory­gi­nal­nie angiel­skie słowo „fre­ema­son” („wol­no­mu­larz”) odno­siło się do kamie­nia­rza, który obra­biał „free stone” („kamień cio­sowy”), czyli drob­no­ziar­ni­sty pia­sko­wiec lub wapień. W prze­ci­wień­stwie do mniej wykwa­li­fi­ko­wa­nych „usta­wia­czy”, któ­rzy jedy­nie kła­dli ocio­sane kamie­nie w odpo­wied­nie miej­sce ściany, zada­niem tych rze­mieśl­ni­ków było nada­wa­nie kamie­niom odpo­wied­niego kształtu. Wraz z upły­wem czasu słowo „fre­ema­son” zaczęło odno­sić się do każ­dego wyż­szego rangą rze­mieśl­nika obra­bia­ją­cego kamień i ludzie na­dal uży­wali go w taki sam spo­sób nawet wów­czas, kiedy powstała znana nam dzi­siaj maso­ne­ria – to ter­mi­no­lo­giczna nie­ści­słość, która spra­wia histo­ry­kom wiele trud­no­ści.
Bez­po­śred­nich poprzed­ni­ków współ­cze­snych wol­no­mu­la­rzy można szu­kać w Anglii dopiero od momentu, w któ­rym w histo­rycz­nych doku­men­tach zaczęły poja­wiać się wzmianki o „uzna­nych maso­nach” lub tajem­nej orga­ni­za­cji zna­nej jako Uzna­nie. Wynika to ze znacz­nych podo­bieństw pomię­dzy ich rytu­ałami a rytu­ałami prak­ty­ko­wa­nymi przez człon­ków lóż Schawa oraz współ­cze­snych wol­no­mu­la­rzy. Wraz z roz­prze­strze­nia­niem się Uzna­nia wycie­kało także coraz wię­cej infor­ma­cji o „sekre­tach, które ni­gdy nie mogą zostać spi­sane” – doty­czyły one uzna­nych angiel­skich maso­nów, któ­rzy wkrótce sami zapra­co­wali na miano wol­no­mu­la­rzy.
Wstrzą­sa­jące wyda­rze­nia, do jakich doszło pod­czas rzą­dów Karola I, syna króla Jakuba, ode­grały ogromną rolę w roz­prze­strze­nia­niu się lóż Schawa w Anglii. Po tym, jak w 1638 roku doszło do sporu doty­czą­cego modli­tew­nika, w Szko­cji wybu­chły wojny trzech kró­lestw, które na dobre zakoń­czyły się dopiero w 1651 roku i spra­wiły, że całe Wyspy Bry­tyj­skie zamie­niły się w pie­kło. Z 7,5 miliona miesz­kań­ców zabito około 800 tysięcy, a w Irlan­dii praw­do­po­dob­nie zgi­nęło 40 pro­cent przed­wo­jen­nej popu­la­cji. Wszystko to spra­wia, że kamie­niar­ska wer­sja her­me­tycz­nego poszu­ki­wa­nia oświe­ce­nia za pośred­nic­twem sym­boli jesz­cze wyraź­niej jawi się jako duchowy azyl.
Pocho­dzący z poło­żo­nego w regio­nie West Midlands hrab­stwa Staf­ford­shire Elias Ash­mole został uzna­nym maso­nem w paź­dzier­niku 1646 roku – rela­cja przed­sta­wia­jąca jego ini­cja­cję jest jed­nym z naj­star­szych opi­sów takich cere­mo­nii w Anglii. Istotne jest nie tylko miej­sce tego wyda­rze­nia, lecz także to, co Ash­mole musiał wów­czas zro­bić: jego ini­cja­cja odbyła się w War­ring­ton w hrab­stwie Lan­ca­shire, nie­da­leko miej­sca, w któ­rym miesz­kał wów­czas z teściami i docho­dził do sie­bie po tru­dach służby w poko­na­nym woj­sku roja­li­stów. Przez więk­szość wojen trzech kró­lestw Lan­ca­shire było zajęte przez szkocką armię, którą uważa się za jed­nego z głów­nych pro­pa­ga­to­rów poglą­dów i prak­tyk szkoc­kich lóż. (Reje­stry edyn­bur­skiej loży Schawa wska­zują, że w maju 1641 roku masoni słu­żący w szkoc­kiej armii w pół­noc­nej Anglii prze­pro­wa­dzali ini­cja­cje ofi­ce­rów wal­czą­cych w woj­nie domo­wej).
Dzięki swo­jemu sta­no­wi­sku ofi­cera arty­le­rii Ash­mole był wyjąt­kowo dobrym kan­dy­da­tem na masona. Człon­ko­wie loży świet­nie znali dzieje Witru­wiu­sza i pamię­tali, że w legio­nach Juliu­sza Cezara był spe­cja­li­stą od broni cięż­kiej i kon­stru­ował oraz obsłu­gi­wał wszyst­kie typy machin mio­ta­ją­cych. Dzięki swo­jej wie­dzy o tra­jek­to­riach i innych aspek­tach tak bar­dzo powa­ża­nej geo­me­trii byli tak naprawdę hono­ro­wymi kamie­nia­rzami.
Ash­mole stał się czło­wie­kiem o sze­ro­kich i (jak się obec­nie wydaje) wyjąt­kowo oso­bli­wych zain­te­re­so­wa­niach. Był anty­kwa­riu­szem bada­ją­cym, kata­lo­gu­ją­cym i zbie­ra­ją­cym wszystko, od sta­ro­żyt­nych monet aż po nie­zwy­kłe okazy zoo­lo­giczne; dziś naj­bar­dziej znany jest z tego, że jego wła­sność stała się pod­stawą kolek­cji oks­fordz­kiego Ash­molean Museum. Ash­mole z wiel­kim odda­niem poświę­cał się zgłę­bia­niu heral­dyki, a jego obser­wa­cje astro­lo­giczne doce­nił nawet król Karol II. Ponadto badał on magiczne sym­bole, alche­mię i był prze­ko­nany, że jego inte­lek­tu­alne zdol­no­ści są wyni­kiem ruchów Mer­ku­rego.
Takie wła­śnie ezo­te­ryczne hobby przy­cią­gały do lóż wysoko uro­dzo­nych ludzi. Przy­kła­dowo Ash­mole inte­re­so­wał się rów­nież różo­krzy­żem, co było modne w przy­padku sekret­nych sto­wa­rzy­szeń i osób zgłę­bia­ją­cych wie­dzę okul­ty­styczną. W poło­wie dru­giej dekady XVII wieku kul­turę euro­pej­ską zelek­try­zo­wały infor­ma­cje z Nie­miec, zgod­nie z któ­rymi odkryto tajemne i święte bra­ter­stwo powstałe wiele wie­ków wcze­śniej. Orga­ni­za­cja ta znana była jako Zakon Braci Oświe­co­nych Róży i Krzyża i zawdzię­czała nazwę swo­jemu zało­ży­cie­lowi, misty­kowi i leka­rzowi Chri­stia­nowi Rosen­kreu­zowi, który pod­czas swo­ich podróży do Orientu posiadł wiel­kie tajem­nice. Różo­krzy­żowe pisma zawie­rały nowe spoj­rze­nie na her­me­tyzm i chrze­ści­jań­stwo oraz ogła­szały nadej­ście nowej epoki ducho­wej.
Nie­stety, zakon różo­krzyża ni­gdy nie ist­niał – tak samo jak i jego zało­ży­ciel. Wszystko to było ale­go­rią, a być może nawet zwy­kłą misty­fi­ka­cją. Nie powstrzy­mało to jed­nak ludzi, któ­rzy albo na­dal chcieli do tego zrze­sze­nia dołą­czyć, albo na­dal inte­re­so­wali się jego zało­że­niami. Być może niektó­rzy męż­czyźni zasi­la­jący sze­regi szkoc­kich i angiel­skich lóż byli prze­ko­nani, że dołą­czają do zakonu różo­krzyża lub podob­nej orga­ni­za­cji, a nawet jeżeli tak nie było, to mit różo­krzy­żow­ców przy­dał maso­ne­rii jesz­cze wię­cej sym­bo­liki. Przy­kła­dowo uważa się, że rytuał śmierci i wskrze­sze­nia Hirama Abiffa ma swoje źró­dło w różo­krzy­żo­wej nekro­man­cji.
Ash­mole całe życie pozo­stał już uzna­nym maso­nem. W 1682 roku wziął udział w spo­tka­niu uzna­nych maso­nów w Lon­dy­nie. Opi­sał je w dzien­niku takimi sło­wami: „Mia­łem sta­tus star­szego członka (przy­jęto mnie już trzy­dzie­ści pięć lat temu)” oraz „Wszy­scy razem zje­dli­śmy obiad w tawer­nie Pod Pół­księ­ży­cem przy ulicy Che­ape­side, a ten zacny posi­łek został opła­cony ze skła­dek nowo przy­ję­tych maso­nów”.

 
Wesprzyj nas