Shalia jest dumną córką pustyni, ale po latach niszczycielskiej wojny z sąsiednim królestwem jej lud desperacko pragnie końca konfliktu, który pochłonął życie tak wielu osób…


Berło ziemiPragnąc wymienić wolność na bezpieczeństwo swojej rodziny, Shalia zostaje królową Krain Kości – kraju, w którym magia jest zakazana, a Żywioły – ludzie kontrolujący ziemię, powietrze, ogień i wodę – są traktowani jak zdrajcy, torturowani… a nawet gorzej.

Wkrótce jednak dowiaduje się, że jedynym pragnieniem jej męża, Calixa, jest zniszczenie Żywiołów.

Jeszcze przed swoją koronacją Shalia odkrywa, że ma moc nad ziemią. Uwięziona między irracjonalną nienawiścią męża do Żywiołów a niebezpiecznym buntem prowadzonym przez własnego brata, Shalia musi wykorzystać swoją moc i dokonać niemożliwego wyboru: ocalić swoją rodzinę, ocalić Żywioły lub ocalić siebie…

***

Fantasy w duchu książek Saby Tahir i Renée Ahdieh… Z przestraszonej dziewczyny na obcej ziemi Shalia dojrzewa i zmienia się w kobietę, która nie chce pozwolić, aby otaczający ją mężczyźni mieli wpływ na jej przeznaczenie czy pragnienia.
School Library Journal

A.C. Gaughen
Berło ziemi
seria: Żywioły. Tom 1
Przekład: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo Uroboros
Premiera: 30 września 2020
 
 

Berło ziemi

Trucizna

W moim namiocie był skorpion.
Gapiłam się na niego. Księżyc świecił jasno, ale do wnętrza namiotu wpadało niewiele światła. Skorpion szedł ostrożnie po piasku, z ogonem podniesionym, ale niegotowym do ataku. Powoli zmierzał w stronę miejsca, w którym leżałam w śpiworze.
Nabrałam głęboko powietrza i podniosłam rękę.
– Na potęgę pustyni, rozkazuję ci się zatrzymać – powiedziałam.
W odpowiedzi podniósł ogon i przybrał taką pozycję, żeby móc wbić we mnie kolec z trucizną.
Zaśmiałam się, pochyliłam do przodu i podniosłam go. Spiął się i przez chwilę szykował do ataku, ale skorpiony i smoki nie powinny się siebie bać. Gdy przypomniał sobie o tym, zaczął się niepewnie przechadzać po mojej skórze. Przekręciłam się, żeby nie spadł.
– Przyszedłeś życzyć mi powodzenia? – spytałam, głaszcząc jego sztywny pancerz. Westchnęłam głęboko i wyznałam: – Chyba mi się przyda. – Jego ogon jeszcze bardziej się spłaszczył, lecz gdy przestałam go dotykać, znowu się podniósł.
Kiedy klapa w wejściu do namiotu odsunęła się i do środka wpadło ostre światło księżyca, usiadłam i osłoniłam skorpiona dłońmi.
– Dobrze – powiedziała Kata. – Nie śpisz już. – A potem zobaczyła, co trzymam w dłoniach, i gwałtownie się odsunęła. – Shalio, istnieją mniej śmiertelne sposoby na uniknięcie małżeństwa.
Śmiejąc się, wypuściłam skorpiona i uniosłam tył namiotu, żeby mógł uciec. Gdy Kata weszła do środka, wyskoczyłam ze śpiwora. Zdjęła kaptur w tej samej chwili, gdy klapa namiotu się zamknęła. Wyglądało to tak, jakby jasne srebro jej włosów wyssało całe światło księżyca.
– Kato! – krzyknęłam, obejmując ją. – Przybyłaś!
Gdy mocno mnie przytuliła, straciłyśmy równowagę i śmiejąc się, upadłyśmy na piasek, nos w nos. Jak dawniej.
– Oczywiście, że tak – powiedziała. – Przyjechałam, gdy tylko się dowiedziałam. Przepraszam, że zajęło mi to tak długo.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Ważne, że jesteś. Mamy tyle do omówienia.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Wychodzisz za mąż – powiedziała miękko. – Jak się czujesz?
– Zbyt niska. – To była pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy. Nie byłam niska i wiedziałam, że Kata zaraz mi to wytknie. Westchnęłam. – Myślę, że królowe powinny być wyższe.
Dotknęłyśmy się nosami.
– Widziałam go – rzekła. – Nie jest wiele wyższy od ciebie, o ile w ogóle jest wyższy.
Nabrałam powietrza. Miałam w sobie tyle pytań o to, jak on wygląda, co robi, dlaczego mnie chce, co Kata wie o nim, ale to nie miało znaczenia. Za kilka godzin zostanę jego panną młodą i sama poznam odpowiedzi na te pytania.
A jutro nie będę już miała przy sobie Katy.
– Zrobimy to? – spytałam.
Wyszczerzyła zęby.
– Dzisiaj? Powinnaś wstać przed świtem.
– Obie wiemy, że nie będę dzisiaj zbyt wiele spać. Poza tym zerwanie z tradycją przynosi pecha.
W odpowiedzi pociągnęła mnie za ręce i obie podniosłyśmy się z piachu. Wytknęłyśmy głowy z namiotu, żeby rozejrzeć się za moimi braćmi, wujkami albo kimkolwiek, kto mógłby nas powstrzymać.
– Czy Rian jest z tobą? – szepnęłam.
– Tak – odparła, ciągnąc mnie do przodu.
Nikogo nie zauważywszy, wybiegłyśmy z namiotu ręka w rękę. Nasze stopy ślizgały się po piachu. Niebo było bezchmurne, a księżyc wystarczająco jasny, by nas prowadzić, ale o wiele chłodniejszy niż jego brat, słońce. Gdy piach przeszedł w bardziej stałe podłoże, przyśpieszyłyśmy. Nasz klan obozował tuż za miastem, gotowy na przyjście nowego dnia, w którym miałam jednocześnie powitać słońce, mojego męża i zupełnie nowe życie.
Przybycie do Jitry było jak zwykle dziwne i magiczne. Toczące się wydmy zniknęły, pozostawiając pustkę na horyzoncie, a pod piaskami pojawiła się twarda ziemia. Półka skalna odsłoniła wąską szczelinę, wystarczająco szeroką dla jednej osoby – były to usta schodów prowadzących przez klif do miasta.
Jitra to miasto wykute w skale. Dawno temu potężna rzeka wyżłobiła spadzistą ścieżkę tak szeroką jak dziesięciu idących obok siebie mężczyzn. Z tego miejsca klany pustyni zaczęły ryć w skalnych ścianach, tworząc masywne siedziby, zacienione i chłodne, wieczne i nieustępliwe. Rzeka nadal płynęła w wąskiej żyle, przecinając górską skałę aż do kaskadowego zbocza na końcu miasta. To dzięki niej mój nomadyczny lud miał stałe źródło wody.
To było święte miejsce.
Kata zawsze miała problemy ze znalezieniem go. Nie należała do klanu, o czym z reguły zapominałam aż do chwil takich jak ta, gdy nie umiała znaleźć drogi do świętego miasta. Jej palce, blade i dziwne na mojej ciemnej skórze, złapały mnie mocniej, gdy prowadziłam ją do pęknięcia w ziemi, a potem pogrążyłyśmy się w ciemności, schodząc po wąskich stopniach.
Na dole zwolniłyśmy. Gdzieś przed nami usłyszałam strażników, więc odciągnęłam Katę na bok. Kolejna ścieżka prowadziła do wnętrza góry zamiast w stronę miasta. Wysunęłam się na prowadzenie, pewna swych kroków, tak jakbym od zawsze mieszkała w Jitrze.
Następne schody, starsze, mniej równe, zakręcone wokół skały i prowadzące głęboko w dół. Powietrze zmieniło się tu z gorącego i suchego na wilgotne, przylegające do ścian i naszych palców.
To właśnie tutaj Kata poczuła się pewniej i zaczęła dotrzymywać mi kroku – wiedziała już, gdzie się znajduje i dokąd zmierza, nie musiałam jej za sobą ciągnąć. Po kilku kolejnych dzikich krokach i wybuchach śmiechu, który odbijał się echem od ścian, przejście otworzyło się na wielką jaskinię i masywne podziemne jezioro, które było ukrytym skarbem gór.
Gdy tylko je zobaczyłam, zatrzymałam się i Kata na mnie wpadła. Zaczęłam rozglądać się dookoła i ledwo zwróciłam na nią uwagę.
W powietrzu wokół nas wisiały setki tysięcy kropelek wody. Delikatnie rozproszona mgła uchwyciła odbijający się od tafli blask odległego księżyca i przekazała go małym kroplom, aż wreszcie cała jaskinia wyglądała tak, jakby połknęła gwiazdy z nocnego nieba.
Zaśmiałam się zachwycona, a Kata ruszyła do przodu. Kropelki opadały na jej skórę niczym delikatne pocałunki. Dotykałam ich opuszkami palców, patrzyłam, jak rozpadają się na coraz mniejsze i mniejsze cząstki, nadal zawieszone, nadal czekające na Katę.
Jaskinia ją znała. W tym miejscu moc wody była silna, piękna i magiczna. Kiedy wpatrywałam się w ten cud, czułam, jak otaczają mnie duchy, chroniąc i napełniając mnie wiarą. Dzień jutrzejszy będzie idealny, a to małżeństwo, które zabierze mnie od rodziny, stanie się początkiem długiego, wiecznego pokoju.
Moje poświęcenie ochroni mych ludzi.
Kata zaczęła powoli zataczać koło. Uśmiechała się szczęśliwa, a woda pokrywała jej skórę. Na pustyni zawsze była spragniona, a jej blada, popękana i obolała skóra łaknęła wilgoci. Tu mogła wreszcie być całością. Tu była wszystkim, do czego została zrodzona.
Jej moc i sposób, w jaki świat na nią odpowiadał, były najbardziej zdumiewającymi rzeczami, jakie kiedykolwiek widziałam.
Nagle, na wydany przez nią, acz nieuchwytny dla mnie rozkaz, kropelki wody upadły. Te, które mnie otaczały, ześlizgnęły się po mojej skórze niczym mała ulewa.
Bez nich światło przygasło, więc podeszłam do pochodni na ścianie i zdjęłam ją, kalecząc się w rękę. Uderzyłam w krzemień. Kiedy wybuchł i ożył, zobaczyłam, jak Kata zdejmuje pustynne szaty, rzuca je na bok i zanurza się w wodzie.
Włożyłam pochodnię z powrotem do uchwytu i podążyłam za Katą. Wskoczyłam do wody z głośnym pluskiem, a odgłos ten zmieszał się z naszym śmiechem i odbił od ścian jaskini.
– Och – powiedziałam na widok rozprzestrzeniającej się w wodzie czerwieni. Stanęłam na płyciźnie.
– Co sobie zrobiłaś? – spytała Kata, zerkając na krew, płynącą z niewielkiej rany na mojej dłoni.
– Chyba się zadrapałam – odparłam.
– Proszę – powiedziała, lecz zanim zdołała wypowiedzieć to słowo do końca, dotknęła dłonią mojej dłoni. Widziałam, jak mała ranka się zamyka i zabliźnia, a potem w trakcie jednego oddechu blizna zamienia się z różowej w białą.
– Jak ty to robisz? – szepnęłam.
– To woda – wyjaśniła. – Czuję wodę w twojej skórze, w twojej krwi. Mogę sprawić, by odpowiedziała na moje rozkazy.
Znałam Katę od tak dawna, a mimo to wciąż tak niewiele wiedziałam o jej umiejętnościach.
– Dziękuję – rzekłam, gdy cofnęła rękę.
Pomachała do mnie.
– Uwielbiam to miejsce – wyznała, po czym położyła się na plecach i popłynęła. Dogoniłam ją, położyłam się na plecach obok niej i spojrzałam na kolce z minerałów, wiszące nad nami niczym mokre, lśniące zębiska.
– Wiem, że tak – odparłam. – A teraz opowiedz mi o swojej podróży. Znalazłaś świątynię ziemi?
– Nazywa się Aede – powiedziała. – I tak.
Spojrzałam na nią i nagle poczułam ukłucie w sercu.
– Więc teraz wszystkie są otwarte i możesz odpocząć. – Odwróciłam wzrok. – Ale mnie już tu nie będzie.
– Odpocząć… – Kata wpatrywała się w sufit jaskini. – Tak, wszystkie moce wróciły do świata, ale ja nie mogę odpocząć, Shalio. Nie widzisz, że coś się dzieje? Nie ma żadnej różnicy? Nic ci się nie stało, gdy otworzyłam ziemski żywioł?
Postawiłam nogi na dnie jeziora, żeby na nią spojrzeć.
– A ty znów o tym samym.
Nie chciała odpuścić.
– Możesz władać mocą żywiołów. Wiem, że tak jest. A ponieważ nic się nie zmieniło, gdy uwolniłam inne żywioły, to musi to być ziemia.
– Fakt, że traktuję cię jak siostrę, nie oznacza, że nimi jesteśmy.
Nabrała powietrza tak jak moja matka, gdy byliśmy niegrzeczni.
– Shalio, tu nie chodzi o powiązania rodzinne. Lata temu może i o to chodziło, ale kiedy wymordowano moich ludzi, żywioły znalazły miejsca wyjątkowej mocy i się ukryły. Dopóki ich znów nie uwolniłam, nikt nie mógł korzystać z ich mocy.
– Wiem to wszystko – powiedziałam. – Wiem, że to dlatego odeszłaś, że chciałaś znaleźć te świątynie i roztłuc skorupki na spętanych żywiołach niczym na jajkach. Ale to nie znaczy, że jestem wyspiarką.
– Nie – odparła gwałtownie. – Chodzi o to, że wszystko się zmieniło, kiedy moi ludzie zginęli. To znaczy, że teraz każdy może mieć te moce. Nie mam kontroli nad tym, kto je otrzymuje. Są w każdym zakątku świata, nie tylko na wyspach. I czuję je w tobie, jestem pewna, że je masz, tak samo jak jestem pewna, że oddychasz lub nie. Żywioły zostały obudzone. To była ostatnia Aede, więc powinnaś już móc używać swojej mocy. – Zmarszczyła czoło i spojrzała w wodę. – O ile uczyniłam to właściwie. Nie. Jestem pewna, że zrobiłam wszystko dobrze.
Gdy po raz pierwszy powiedziała mi, że mogę władać mocą żywiołów, byłam podekscytowana. Ona umiała kontrolować wodę, a z czasem nauczyła się uzdrawiać. Byłam tym zachwycona, a dzielenie z nią tych umiejętności byłoby wspaniałe.
Ale ja tego nie umiałam. Zaakceptowałam to mniej więcej w czasie, w którym mnie opuściła, w którym wybrała świątynie zamiast naszej przyjaźni.
– Nie mam mocy – powiedziałam raz jeszcze. – I nie ma to żadnego znaczenia.
– Ma – odparła. – Teraz ma o wiele większe znaczenie niż kiedyś. Twój przyszły mąż uznał Żywioły za zdrajców, a ich umiejętności za niezgodne z prawem. Co więcej, prześladuje ich.
– W takim razie tym lepiej, że nie mam tych mocy – odparłam. – Nie możesz po prostu przestać? Popływajmy i nacieszmy się pobytem w domu.
Wyglądała na tak zranioną, że natychmiast pożałowałam swoich słów.
– Przepraszam – rzekłam. Pokręciłam głową, strząsając krople do wody. – Wiedziałam, że to nie będzie dla ciebie łatwe.
– Łatwe? – spytała cicho. – Poza tym, że jego ojciec wymordował moich ludzi i że on prawdopodobnie ma takie same poglądy, możliwe, że już nigdy cię nie zobaczę.
– Nie – powiedziałam poważnie. – Nie mów tak. Jeszcze się zobaczymy.
– Pomagałam Rianowi – przyznała cicho. – Z ruchem oporu. Wiesz coś o sprawie swojego brata?
– Tylko tyle, ile podsłuchałam, gdy ojciec krzyczał. Wiem jednak, że cokolwiek Rian robi w Trifectate, król sądzi, że to małżeństwo powstrzyma go przed przemocą, a wtedy król przestanie gnębić ludzi pustyni.
– Ale stawia cię między sobą a Rianem – powiedziała. – Nie widzisz tego?
– Owszem – odparłam. – Oczywiście, że to widzę. Lepiej jednak być między nimi, niż stać z boku i patrzeć, jak palą w piasku kolejnego z moich braci. Bo następnym razem na miejscu Torrina może znaleźć się Rian albo Kairos.
Spojrzała na mnie, jakbym była młoda i głupia, a ja westchnęłam z taką siłą, że na wodzie pojawiły się zmarszczki.
– Kato, i tak wkrótce wyszłabym za mąż. Mogłam wyjść za jakiegoś chłopaka z d’Skorpios albo mogę poślubić tego króla. Przynajmniej mogę ochronić swoją rodzinę. Mogę sprawić, by moje małżeństwo miało jakieś znaczenie.
– Jesteś tak samo zacięta jak twoi bracia – powiedziała. – Nie winię cię za to. Po prostu nie sądzę, żebyś zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
– Pokój jest zawsze niebezpieczny – odparłam.
– Być może – przyznała. – Ale czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym, dlaczego on chce pannę młodą z pustyni? Przecież miał poślubić bogatą księżniczkę zza morza. Dlaczego ważniejsze jest dla niego zawarcie pokoju z pustynią niż z tamtymi?
Mocno zacisnęłam usta i wróciłam do pływania na plecach.
– Shalio – powiedziała podejrzliwie Kata. – Ty coś wiesz.
– Nie spodoba ci się to – odparłam.
– Shalio – powtórzyła.
– Wydaje mi się, że chodzi mu o to – powiedziałam. – O jezioro.
Nagle przestałam słyszeć jej ruchy w wodzie.
– Dlaczego tak sądzisz?
– W ramach umowy małżeńskiej wyślą swoich ludzi, by przyjrzeli się Jitrze i górom – odrzekłam. – Powiedzieli, że ich zdaniem na pustyni kryją się odszczepieńcy z Trifectate i chcą ją przeszukać, wydaje mi się jednak, że będą szukać czegoś innego. A to jedyne miejsce, które moim zdaniem może ich zainteresować.
– Nie możesz im na to pozwolić – powiedziała Kata, łapiąc mnie za rękę.
Podniosłam głowę.
– Nie martw się – odparłam. – Żaden członek klanu nigdy dobrowolnie nie dopuści do tego, by to miejsce zostało odkryte. Zagrozić nam może jedynie brak wody i zwrócone przeciwko nam duchy – rzekłam. – Ukryją tę rezerwę najlepiej, jak potrafią. Nawet ty nie umiesz znaleźć drogi do tego miejsca, a przecież woda cię przyciąga. – Spojrzałam na nią. – Gdyby coś stało się z jeziorem… Czy miałoby to wpływ na twoją moc?
– Nie – odparła, potrząsając włosami. – Ta woda jest czysta i pełna mocy, ale Aede Wody znajduje się na wyspach.
– To dobrze – rzekłam.
– Gdybym ci powiedziała, że to odbierze mi moc… Czy to by coś zmieniło? – spytała. – Co mogę zrobić, żebyś nie zgodziła się na to małżeństwo?
Spojrzałam na nią z wściekłością, ale nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie potrafiłam znieść myśli o tym, że ktoś mógłby zrobić jej krzywdę, ale co tak naprawdę mogłam uczynić, żeby to wszystko powstrzymać?
– Uważam, że to małżeństwo jest niebezpiecznym błędem – powiedziała Kata. – Co gorsza, odetnie cię to od tych, którzy mogą ci pomóc. Jemu daje wszystko, a ciebie pozostawia bezsilną.
– Nie – odparłam. – Uczyni mnie królową i zapewni bezpieczeństwo mojej rodzinie. I nic nas to nie kosztuje.
– Nasza przyjaźń nie jest niczym.
Przez dłuższą chwilę patrzyłam jej w oczy.
– Dlatego nikt nie może nam jej odebrać. Niezależnie od tego, gdzie będziemy.
Pokiwała głową, nadal niepewna, a ja zaczęłam płynąć u jej boku z nadzieją, że zawsze przy mnie będzie.

Powitanie w Jitrze

Wyszłyśmy z wody i Kata użyła swojej magii, by wyciągnąć wilgoć z naszych włosów i ubrań – uniosła się nade mną lśniąca mgła, która zawirowała i wróciła do jeziora.
Wymknęłyśmy się z miasta i wróciłyśmy do pogrążonego we śnie obozu, tłumiąc chichoty, kiedy śpieszyłyśmy do naszych śpiworów w osobnych namiotach. Gdy kobiety przyszły, by mnie obudzić i zacząć przygotowania do ślubu, udawałam, że śpię.
Umyły mi stopy, dłonie, szyję, wtarły w skórę olejek i kwiaty ilayi, aż w namiocie zapachniało świeżymi owocami i słońcem pomimo ciemności. Jedna z kuzynek nalegała, żebym trochę rozchyliła szatę i ukazała dolinkę między piersiami, ale mama ją przepędziła.
– W ślubie nie chodzi o pożądanie – rzekła, układając szatę jak trzeba. – Chodzi o zaufanie i partnerstwo. Sojusz. Wiarę i wierność.
– Ale też trochę o pożądanie – mruknęła moja kuzynka Cora.
Matka spojrzała na nią ostrzegawczo i poszła po więcej kwiatów.
Gdy tylko się odwróciła, złapałam Corę za ręce. Cora była mężatką, a co więcej, mieszkała w Jitrze i znała świat o wiele lepiej niż ja.
– A jeśli mnie nie zechce? – szepnęłam. – A jeśli nie będzie mnie pożądać?
Zaśmiała się, otworzyła moje dłonie i zaczęła gładzić ich wnętrze palcami.
– Ciebie? – odparła. – Jesteś najpiękniejszą żyjącą członkinią klanu. Jak myślisz, dlaczego wybrał akurat ciebie?
„Z powodu Riana. Z powodu ojca”.
– Wszyscy mówią o twojej urodzie. Dzika róża pustyni – powiedziała. Zaśmiała się i obniżyła głos. – Często mówią też bardzo lubieżne rzeczy na temat tego, co robiliby z taką pięknością jak ty. Zaufaj mi więc, wzbudzasz pożądanie.
Oblałam się rumieńcem.
– Och.
– Właśnie, och – odparła i ucałowała moje dłonie. – Daj mu szczęście, mały kwiatku, ale weź też trochę szczęścia dla siebie.
– Szczęścia? – spytała inna kuzynka. – Będziesz królową. Będziesz miała klejnoty i złoto, będziesz mieszkać w Mieście Trzech i wszyscy będą cię kochać! Jak możesz nie być szczęśliwa?
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale za ręce złapała mnie kolejna kuzynka.
– I te ich szaty! – powiedziała. – Są skandaliczne, ale będziesz wyglądać tak pięknie, że wywołasz zamieszki na ulicach.
– Poza tym tam nikt nigdy nie głoduje – dodała inna dziewczyna.
Moja matka wróciła do namiotu i omiotła wzrokiem moje kuzynki.
– Coro – powiedziała. – Weź resztę i idźcie po jedzenie. Jeśli Shalia zemdleje z głodu i spadnie ze skały, nic nie zyskamy, prawda?
– Tak, ciociu – odparła Cora i pochyliła głowę. – Zaraz wracamy.
Dziewczyny wyszły z namiotu, chichocząc i zerkając na mnie z radością.
Moja matka nabrała powietrza, podeszła do mnie i wzięła mnie za ręce.
– Trzęsiesz się – powiedziała, patrząc mi w oczy.
– To ze zdenerwowania – wyszeptałam.
Uśmiechnęła się i zaczęła gładzić moje włosy.
– Do tej pory się nie denerwowałaś. Gdy po raz pierwszy rozmawialiśmy o twoim małżeństwie, zdawałaś się taka spokojna.
Pokiwałam głową.
– Wiem.
– Czego się boisz, mój mały kwiatku?
Spojrzałam w ziemię.
– Powiedz mi, Shalio – poprosiła, ciągnąc mnie w dół, żebym usiadła na ławce.
– Wcześniej to wszystko zdawało się takie proste. Przecież i tak musiałam za kogoś wyjść, dlaczego więc nie poślubić tego obcego króla? Zwłaszcza jeśli powstrzyma to mordowanie naszych ludzi.
Dłonie matki zacisnęły się mocniej na moich. Przeklęłam się za wypowiedziane słowa. Gdy Torrin zginął, ja straciłam brata, ale ona straciła syna.
– Nie chcę was wszystkich zostawiać – powiedziałam zduszonym głosem. – Nie chcę zostawiać ciebie. – Boleśnie mocno ścisnęłam jej dłonie. – Czuję się jak tchórz – dodałam.
Objęła mnie, a ja ukryłam swoje tchórzostwo w ramionach matki.
– Kochanie, wiem, o co cię poprosiliśmy. Rezygnujesz ze swojej rodziny, opuszczasz pustynię, ale dokonujesz bardzo odważnego wyboru. Robisz to, czego twoi bracia, z tymi ich mieczami i męstwem, nigdy nie dokonają. Darowujesz nam pokój, życie i bezpieczeństwo.
Mocno ją przytulałam, nie chcąc jej powiedzieć, że oddałabym to wszystko za jeszcze jeden dzień dzieciństwa. Za to, bym mogła do końca świata pływać razem z Katą w jeziorze, i bym już na zawsze żyła otoczona członkami mojego klanu.
– Nie wiem, jak być królową – zaprotestowałam.
Pogłaskała mnie po głowie.
– Nie bądź głupiutka, kochanie. Doskonale wiesz, jak być królową.
Pokręciłam głową.
– Shalio, tylko spójrz. Ten nowy kraj, ci ludzie będą teraz twoją rodziną. Będziesz ich uczyć, tak jak uczyłaś Catryn i Gavana. Będziesz ich wspierać, tak jak Aidena i Caela. Czasami będziesz musiała ich zbesztać tak jak Kairosa. – Westchnęła z uśmiechem. – I mam nadzieję, że w przeciwieństwie do niego oni będą cię słuchać. Kochanie, jesteś córką swojego ojca i jedyne, co potrafisz robić, to przewodzić.
Pociągnęłam nosem i odsunęłam się, by na nią spojrzeć.
– Wolałabym być taka jak ty – rzekłam łagodnie. – Ty nigdy byś się nie zawahała przed zrobieniem czegoś, co ocaliłoby twój klan, niezależnie od tego, ile by cię to kosztowało.
Jej usta zadrżały. Uśmiechnęła się delikatnie.
– Kochanie, waham się cały czas. Będziesz się potykać tak jak ja, ale będziesz wytrwała. Jesteś córką pustyni i twoje stopy i serce nigdy cię nie zawiodą.
Znów mnie przytuliła i poczekała, aż przestanę płakać.

***

Ledwo się uspokoiłam, gdy do namiotu wszedł mój ojciec. Delikatnie pocałował moją matkę, a potem podszedł do mnie i wziął mnie za ręce.
Po raz pierwszy w życiu nie chciałam spojrzeć mu w oczy ze strachu, że dostrzeże moje niezdecydowanie, mój lęk, moje rozdarcie.
– Córko, wyglądasz pięknie – powiedział. – Nigdy nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym zostaniesz żoną. Jakim cudem masz już siedemnaście lat?
Pociągnęłam nosem, a ojciec złapał mnie pod brodę i podniósł ją, żeby spojrzeć mi w oczy. Z całych sił próbowałam powstrzymać łzy. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił, popatrzył na mnie z troską, która wyglądała dziwnie na jego wielkiej twarzy wojownika.
– Boisz się? – zapytał.
Nabrałam głęboko powietrza i powoli kiwnęłam głową.
Przyciągnął mnie do siebie.
– Nie musisz wychodzić za mąż. Nadal możesz ze mną zostać, do końca swoich dni – powiedział mi łagodnie do ucha. – Nie będę miał nic przeciwko.
Słysząc to, cicho się zaśmiałam – przecież jeszcze kilka chwil temu sama miałam takie myśli. Wtedy jednak pomyślałam o słowach mojej matki, o życiu moich braci, bezpieczeństwie mojego klanu i to wszystko dodało mi sił.
– Nie. Chcę za niego wyjść.
Cofnął się odrobinę.
– Jesteś pewna, moja dziewczynko?
Moja skóra lśniła, brąz błyszczał tak mocno, że wyglądał jak ciemne złoto. Oddychając z drżeniem, wygładziłam jasnoniebieskie szaty, przejechałam trzęsącymi się palcami po hafcie w każdym kolorze na szczęście, bogactwo, miłość, dzieci. Wszystko było na swoim miejscu, wszystko było tak, jak sobie to wyobrażałam, czułam się jednak jak w skórze węża, która zachowuje kształt, ale wewnątrz jest pusta.
A mimo to nie mogłam udzielić innej odpowiedzi. Pokiwałam głową.
Podniósł mój podbródek, zmuszając mnie, żebym stanęła prosto. Potem położył mi dłonie na ramionach i przyjrzał mi się. Następnie spojrzał na moją twarz, rozchylił usta w lekkim uśmiechu i skinął głową.
Matka włożyła mu w dłoń zwiewny materiał. Pochylił się nad tym darem, a ona pochyliła się ku niemu i pocałowała go, gdy się znów wyprostował.
Uśmiechnął się do niej, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy mój mąż też będzie patrzeć na mnie w taki sposób. Czy kiedykolwiek by mnie pokochał, nic o mnie nie wiedząc, czy wybrałby mnie, a nie pozycję mojego ojca, głowę mojego brata czy dumę moich ludzi.
Ojciec odchylił klapę namiotu, a matka delikatnie popchnęła mnie do przodu. Przed namiotem czekał na mnie cały klan.
Zanim go pozdrowiłam, na chwilę zamknęłam oczy. Dam radę. To było dla nich. To było dla moich ludzi, mojej rodziny, mojego klanu.
I to da mi siłę.
Słońce jeszcze nie wzeszło, ale było już blisko, niebo błysnęło pragnieniem światła. Gdy byliśmy tak uwięzieni w świecie między nocą a dniem, podeszła do mnie moja rodzina, aby mnie pobłogosławić. Kobiety mruczały coś za nami, zwracając się do Wielkich Niebios i prosząc o zesłanie błogosławieństwa, podczas gdy mężczyźni z klanu stanęli za nimi.
Kobiety się rozstąpiły i poczułam, że brak mi tchu. Ciemna skóra Riana była bledsza niż kiedykolwiek wcześniej, gdy go widziałam, mężczyznę żyjącego w nieubłaganym słońcu pustyni. Jego włosy zostały obcięte na krótko i w dziwny sposób.
Mój najstarszy brat uśmiechnął się do mnie krzywo.
– Kata zepsuła moją niespodziankę, prawda? – powiedział i podszedł, by mnie objąć.
Wcisnęłam głowę w jego ramię i mocno go przytuliłam.
– Wiedziałam, ale to niczego nie zepsuło – odparłam. – Tak ogromnie się cieszę, że cię widzę.
Cofnął się.
– Shy, za nic nie przegapiłbym tego dnia.
– Nawet jeśli wychodzę za niego? – Spojrzałam mu w oczy.
Jego uśmiech odrobinę pobladł. Po chwili mój brat pocałował mnie w skroń.
– Nie musisz tego robić – powiedział łagodnie.
Spojrzałam mu w oczy i się wyprostowałam.
– Przepraszam. Wiem, że tego nie chcesz – odrzekłam. – Ale ja chcę to zrobić.
Westchnął i ponownie mnie przytulił.
– Nie przepraszaj – powiedział. – Bądź szczęśliwa.
Zaszlochałam i go puściłam. Jeszcze raz pocałował mnie w policzek i się cofnął.
Podniósł do góry czerwony sznurek ze złotymi monetami. Naszyjnik był bardzo ciężki, mimo to Rian założył mi go na szyję. Popatrzyłam na monety i zaczęłam przyglądać się obcej pieczęci odciśniętej na awersie. Były to monety Trifectate. Jutro, gdy opuszczę pustynię, by zamieszkać w kraju mego męża, staną się również moją walutą. Dziwne i potajemne życie mojego brata w innym kraju stanie się teraz moją przyszłością.
Pocałował mnie w policzek.
– To dla bogactwa, siostrzyczko. Żeby ci nigdy niczego nie brakło.
– Będziesz mnie wspierać? – spytałam.
– Shy, nie wydaje mi się, żeby spodobało się to twojemu mężowi. Nie lubię rezygnować z mojego prawa jako najstarszego brata, sądzę jednak, że moja obecność przypominałaby mu tylko o ruchu oporu, a nie o pokoju.
– No cóż, przynajmniej jesteś tutaj – mruknęłam i mocno go uścisnęłam.
Cael spojrzał poważnie na Riana, a potem podszedł do mnie.
– Nawet jeśli Rian nie może tam być, nie zostaniesz sama – powiedział. Pokazał mi zapleciony czarno-biały sznurek. – Jesteś zrodzona z pustyni i nigdy nie będziesz sama.
Aiden był następny. Dał mi niebieski sznurek obwiązany wokół kła górskiego kota.
– To dla dzikości – powiedział i uszczypnął mnie w nos. – Pokaż im, czym naprawdę jest serce pustyni.
Kairos wziął mnie za rękę. Osmost, jego jastrząb, który zawsze siedział mu na ramieniu, zerwał się z miejsca i krzycząc, pofrunął w stronę nieba. Kairos zawiązał na moim nadgarstku jasnoniebieski sznurek.
– Zachowaj swoje sekrety – powiedział, błyskając swoim jasnym uśmiechem. – Kobieta potrzebuje sekretów.
Następne było moje młodsze rodzeństwo, Catryn i Gavan. Stanęli razem. Podarowali mi sznurek, którym obwiązano małą sakiewkę.
– Ja zrobiłam sznurek, a on zrobił sakiewkę – wyjaśniła Cat. Założyła mi je na szyję.
– Jest pełna nasion – wyjaśnił Gavan. – Na wypadek, gdyby cię nie karmili.
– Żebyś nigdy nie chodziła głodna – poprawiła go Catryn.
Gavan wzruszył ramionami.
– To to samo.
Odsunęli się na bok, a wtedy podeszli do mnie pozostali członkowie klanu, którzy zaczęli zakładać mi na szyję różne sznurki. Kobiety śpiewały, a ich śpiew przypominał cichy lament.
Gdy zakładano mi na szyję kolejne sznurki, uderzył mnie ciężar tych, których nikt mi nie założy. Ani kuzyni, którzy zginęli, walcząc z Trifectate, ani kobiety i dzieci, które zmarły z głodu, gdy nawet nasi najlepsi myśliwi nie mogli znaleźć pożywienia. Nasze szeregi się przerzedziły, a jednak duchy tych, których straciliśmy, stały blisko mnie, przyciskały się do mojej skóry niczym zapach spalonych ciał na piasku.
Do mojego małżeństwa wnosiłam śmierć.
Kata była ostatnia. Nigdy nie należała do klanu, ale podeszła do mnie, uścisnęła mi ręce i pocałowała w oba policzki.
– Muszę pozostać w ukryciu – przypomniała mi – ale moje serce jest z tobą.
Kiwnęłam głową i mocno ją przytuliłam. Puściła mnie, rzuciła mi ostatnie, smutne spojrzenie, a potem stanęła obok Riana.
Gdy klan skończył mnie żegnać, niemalże nadszedł czas. Czułam na szyi ogromny ciężar, wszyscy się ode mnie odsunęli.
Słońce wschodziło już nad wydmą, a gdy wzeszło, stanęłam przodem do wejścia do miasta. Ponieważ stałam przed moim klanem, byłam pierwszą osobą, którą dotknęło światło. Gdy otuliło moją twarz, śpiew przybrał na sile. Blask i dźwięk wypełniły pustą przestrzeń we mnie, zamknęłam oczy, próbując je tam utrzymać, pragnąc już na zawsze zachować w sobie moc i pokój pustyni.
Ojciec podszedł do mnie i założył mi na ramiona woal, po czym owinął nim moją głowę.
– Następny mężczyzna, który zobaczy twoją twarz, będzie twój na wieki – powiedział.
I wtedy zaczęliśmy iść. Kobiety za nami składały namioty i jak zwykle pakowały je szybko i skutecznie, ale od tej pory nie wolno mi było się odwrócić. Nie wolno mi było się zatrzymać.
Zamiast tego szłam przed siebie, czując piach przesypujący się przez sandały, przelewający się po moich stopach, popędzający mnie naprzód.
Pokój nie był rzeczą, która przychodziła łatwo i szybko. Pokój wymagał odwagi i wiary, a ja je miałam. Sprawię, że moja rodzina będzie ze mnie dumna. Ochronię ich dzięki mojemu małżeństwu. Teraz i na zawsze.

 
Wesprzyj nas