Książka “Motyle. Opowieści o wymierających gatunkach” oprowadza nas po kolorowym królestwie tych pięknych, kruchych i bezbronnych zwierząt, których wkrótce może zabraknąć.


Motyle. Opowieści o wymierających gatunkachCzy wyobrażacie sobie świat bez motyli?

W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat na świecie wyginęło osiemdziesiąt procent motyli. Widok modraszka, polowca szachownicy czy pazia królowej staje się już dzisiaj rzadkością. Czerwończyk żarek i paź żeglarz również znikają z naszych łąk. Zabijają je pestycydy, nawozy sztuczne i uprawy monokulturowe.

Niemiecki biolog ewolucyjny Josef H. Reichholf przestrzega przed zbliżającą się katastrofą ekologiczną, jednocześnie przybliżając fascynujący świat motyli. Podglądając je w naturze, opowiada o ich niezwykłych zwyczajach, śledzi ich cykl życiowy i tłumaczy, skąd się wzięły ich nazwy. Reichholf proponuje również konkretne rozwiązania, które mogą uchronić motyle przed wyginięciem, jak chociażby budowę w każdej gminie biotopów, czyli specjalnych siedlisk.

***

Wielką zaletą tej książki jest spojrzenie na przyrodę oczyma doświadczonego i powściągliwego w osądach naukowca, a jednocześnie pełnego pasji przyrodnika, od najmłodszych lat zafascynowanego życiem motyli. Czytelnik znajdzie tu opisy niecodziennych strategii przetrwania. Autor dzieli się też troską o delikatne ekosystemy w obliczu nasilającej się presji ze strony gospodarki człowieka i nieprzewidywalnych zmian środowiska.
Alicja i Radek Brzezowscy, Motylarnia.pl

Język Reichholfa jest łagodny, ale rozwiązania, które proponuje, są radykalne.
„Süddeutsche Zeitung”

Ta książka kieruje uwagę na procesy ekologiczne, które zainteresują nie tylko badaczy motyli.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung”

Josef H. Reichholf, zoolog i biolog ewolucyjny, do 2010 roku kierował zbiorem kręgowców bawarskiego muzeum zoologii. Profesor Ekologii i Ochrony środowiska na Uniwersytecie technologicznym w Monachium. Laureat Treviranus-Medaille, najwyższego wyróżnienia dla niemieckich biologów, oraz nagrody Grüterów dla popularyzatorów nauki. W 2007 roku otrzymał Nagrodę im. Zygmunta Freuda za najlepszą książkę popularnonaukową przyznawaną przez Niemiecką Akademię Języka i Literatury.

Josef H. Reichholf
Motyle. Opowieści o wymierających gatunkach
Przekład: Joanna Gilewicz
Konsultacja merytoryczna: Łukasz Przybyłowicz
seria #nauka
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Premiera: 8 czerwca 2020
 
 

Motyle. Opowieści o wymierających gatunkach

Pokrzywniki jako wędrowcy

Wybierzmy się któregoś (przed)wiosennego dnia, gdy fen rozpościera nad Górną Bawarią cudny błękit nieba, do doliny Izary na południe od Monachium. Cieniutkie białe chmurki dryfują na północny wschód. W dolinie czuje się podmuchy ciepłego wiatru. Blisko gór wieje czasem tak silnie, że mówi się o wichurach fenowych. Trzeba się kulić pod uderzeniami wiatru, aby stawić mu opór. Motyle na ogół nie znoszą gwałtownych podmuchów, które je porywają i utrudniają im szukanie kwiatów zawierających nektar czy też partnerek do kopulacji. W takich właśnie warunkach możemy zobaczyć pokrzywniki, które szybkim lotem przemieszczają się z wiatrem w kierunku północno-wschodnim. Podążają wraz z nim jak na niewidzialnym sznurze. Co pewien czas ten czy ów ląduje na chwilę, aby – gdy temperatura powietrza sięga zaledwie 10°C – z rozpostartymi skrzydłami ogrzać się na ziemi.

Tam z końcem lutego i na początku marca może być nawet 20°C, a czasem więcej, gdy wiosenne słońce silniej przygrzeje. Charakterystyczne jest to, że motyle, inaczej niż wtedy, kiedy szukają kwiatów, poruszają się na wysokości od jednego do dwóch metrów i zachowują prostoliniowy tor lotu. Czasami omijają człowieka dopiero w ostatniej chwili. Gdy pokrzywnik mignie nam niemal tuż przed oczami, trudno go nawet rozpoznać. Wówczas dopiero rozumiemy, dlaczego ptakom wcale niełatwo przychodzi chwytanie motyli w locie, choć są od nich znacznie szybsze. Kiedy już zobaczymy jednego pokrzywnika, warto się zatrzymać i popatrzeć, co będzie dalej. Wkrótce się okaże, że jest ich dużo więcej. Wszystkie lecą w tym samym kierunku, na północny wschód, ale zawsze zgodnie z biegiem doliny. W ciągu godziny można zobaczyć ich kilkanaście albo i więcej, zwłaszcza w porze głównego lotu, czyli między godziną 11 a 15. Czasami pojawiają się tak licznie, że wystarczy kwadrans, aby się przekonać, że odbywa się właśnie wiosenny przylot pokrzywników. Silny fen nie jest konieczny, lecz gdy przychodzi wiatr z zachodu albo z północnego zachodu, a chmury tylko na chwilę odsłaniają słońce, będziemy wypatrywać na próżno.

Trzeba zatem odpowiednich warunków pogodowych. Jeżeli, jak to się często zdarza między końcem lutego a połową lub końcem marca, zdecydowanie utrzymuje się front zachodni bez południowych wiatrów i fenu, przylot pokrzywników zostaje skrajnie ograniczony. Nie spotykamy ich więc na początku i w ciągu lata lub widujemy je bardzo rzadko, w zależności od tego, ilu dorosłym osobnikom udało się przezimować na północnym Przedgórzu Alpejskim. Ustalenie ich liczby okazuje się prawie niemożliwe, bo nie da się przeszukać wszystkich szpar i zakamarków, w których mogły się schować jesienią, aby przetrwać zimę. Najczęściej zauważamy je, gdy nieszczęśliwe szamocą się na oknach w szopach i altanach. Próbują teraz, w marcu i na początku kwietnia, wyrwać się do światła, ale szyba im nie pozwala. Jesienią szukały ciemnych szpar i przesmyków. Są zaprogramowane na chronienie się w naturalnych kryjówkach, jak jaskinie i rozpadliny skalne. Szamoczące się pokrzywniki – a także pawiki, które zachowują się zupełnie podobnie – mogą sprawiać wrażenie, że zimuje ich u nas całkiem sporo. Kiedy jednak porównuję swoje obliczenia zimujących i przylatujących motyli, różnica liczbowa jest wyraźnie widoczna. Przypuszczalnie zimuje u nas tylko kilka procent stanu populacji z jesieni. Z całą pewnością nie wszystkie przeżywają: albo jest im za ciepło, na przykład w domach, albo za chłodno – w zakamarkach znalezionych przez nie na dworze. Argumentem przemawiającym na rzecz takiej oceny jest fakt, że liczebność pokrzywników z roku na rok podlega ogromnym wahaniom. Te, którym udało się przezimować, na pewno nie wyrównają braków w latach, w których wiosenny lot przez Alpy jest niemal niezauważalny. Obserwacje prowadzone w Alpach szwajcarskich już przed laty wykazały, że gromady pokrzywników zbierają się w górach od południowej strony i najwyraźniej czekają na korzystną pogodę, by przeprawić się przez alpejskie przełęcze.

Z całą pewnością nie mogły spędzić zimy tam, w górze, u stóp strefy skał. Nie znamy jeszcze dokładnie przebiegu sezonowej wędrówki pokrzywników ani znacznie dłuższej trasy, jaką pokonują pawiki, lecz główne zarysy jawią się już wyraźnie, podobnie jak przed wiekiem szlaki wędrownych ptaków. Erę naukowych obserwacji ich wędrówki zapoczątkowały oznaczenia na aluminiowych obrączkach. W przypadku dużych ptaków obecnie da się śledzić nawet przelot pojedynczych osobników. Możemy więc sprawdzić na monitorze komputera, gdzie na przykład aktualnie znajduje się orlik grubodzioby Tönn i do jakiego dokładnie miejsca zmierza w Afryce, zimowisku osetników, a także kiedy wyrusza z powrotem do swojej nadbałtyckiej ojczyzny oraz gdzie skręca i zbacza z głównego szlaku. Technika nie jest jeszcze tak zminiaturyzowana, żeby coś podobnego udało się z pokrzywnikami i osetnikami. Mikroanalizy biochemiczne pozwalają jednak na stwierdzenie, z jakich afrykańskich okolic pochodzą osetniki przylatujące do Europy Środkowej wczesną wiosną. Przenoszą one w sobie sygnaturę regionu za pośrednictwem pożywienia swoich gąsienic.

Najnowocześniejsze technologie i wynikające z fascynacji motylami zaangażowanie osób prywatnych, obserwatorów z zamiłowania, łączą się ze sobą ściśle i owocnie przy śledzeniu szlaków wędrownych motyli. A także przy rejestrowaniu występowania i liczebności różnych gatunków. Później powiemy o tym więcej, ponieważ ma to ogromne znaczenie dla zrozumienia przyczyn wymierania motyli. Motyle wędrowne mniej lub bardziej regularnie wypełniają tę pustkę masowymi przylotami z południa. Stwarzają tym samym wrażenie, że z naszymi motylami wcale nie jest aż tak źle. Gromadzą się przecież tłumnie na kwiatach budlei, które prawie załamują się pod ich ciężarem.

 
Wesprzyj nas