Hanna Krall w swoich tekstach portretuje innych, ale nie siebie. Tego zadania podjął się Jacek Antczak, tworząc książkę “Reporterka”. To lektura dla wszystkich, których fascynują źródła i inspiracje wybitnych tekstów tej autorki.
Książka Antczaka jest mozaiką. Powstała z fragmentów wywiadów i innych wypowiedzi udzielonych przez Hannę Krall na przestrzeni lat. Jacek Antczak nadał im spójną formę wywiadu rzeki. Z odpowiedzi na pytania wyłania się, nakreślony nieśmiałą kreską portret osoby, zawsze pozostającej w cieniu swoich bohaterów.
Hanna Krall mówi o sobie: „Ja jestem nieciekawa, za to ciekawe są historie, które opowiadam w reportażach. Moi bohaterowie – to najciekawsze, co mi się przydarzyło w życiu. A ty przenosisz to na mnie i wydaje ci się, że jestem równie ciekawa. Otóż nie. W moim życiu jest córka, wnuk, mąż i moja praca. Nie możesz uwierzyć, że niczego innego nie ma w moim życiu? Ale moja praca to jest przecież wszystko. To jest cały świat. Przecież moje życie to jest właśnie to, co napisałam.” Z perspektywy czytelnika kwestia ta przedstawia się zupełnie inaczej.
Znalazło się w tej publikacji miejsce na anegdoty z życia zawodowego dziennikarki, wspomnienia zmagań z cenzurą dające młodszym pokoleniom czytelników wgląd w to, jak wyglądało funkcjonowanie mediów w czasach komunistycznych, echa odbytych podróży, spotkań. Dla przeciętnej osoby znającej już książki Hanny Krall, książka Antczaka to swoisty suplement, nakreślenie tła dla twórczości literackiej autorki. Adepci dziennikarstwa, jak i osób, które dopiero marzą o tym, by w przyszłości wykonywać ten zawód, to coś znacznie więcej: inspiracja.■Nikodem Maraszkiewicz
Reporterka
Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall
Wydawnictwo Agora
Premiera: 22 maja 2015
Nieznajoma wchodzi w kadr
W reportażach osoba Autorki programowo nie występuje. Żadnych opisów w pierwszej osobie. Dlatego nie czytamy, jak jedzie na spotkanie z tematem, co się rozciąga po lewej ręce, a co po prawej, jaka jest pora dnia i roku. Chyba że utrudniony kontakt z szerszym światem określa sytuację bohaterów opowieści, nie zaś bezmiar poświęcenia reporterskiego. Nieobecność w kadrze przypomina fotografię autorską – obiektyw widzi to, co i jak artysta każe mu zobaczyć, aby wyrazić samego siebie.
Trzymająca się za kadrem reporterka, więc poniekąd Nieznajoma, była i pozostaje gorącym obiektem dociekliwości badawczej, medialnych uhonorowań i dziennikarskich pytań. Jak pisze, gdzie znajduje tematy, czym otwiera rozmówców, dlaczego liczą się dla niej fakty, gdy fikcję odsyła do literatury… Dziesiątki, setki pytań bardzo istotnych, przenikliwych, czasem zabawnych, czasem osobistych, filozoficznych i dotyczących warsztatu reporterskiego. Reporterka odpowiadała na nie w miarę szczerze, w miarę swobodnie, z czasem przybywało doświadczeń i przemyśleń, zmieniała przecież zdanie, dowiadywała się nowych rzeczy o świecie i o samej sobie.
To wszystko było przelotne, lekkie, sympatyczne, przyjazne – do czasu. Do czasu aż Jacek Antczak zrealizował szalony pomysł wyłowienia z archiwów najważniejszych pytań postawionych kiedykolwiek reporterce i zebrania ich w jednym tomie z jej odpowiedziami. To niesamowite prześwietlenie Hanny Krall i jej warsztatu. I ta jej adoracja FORMY! Także u innych (patrz: w pokoju widzeń terrorysta uciera kawę). Chwilami książka nabiera intensywności przesłuchania z wymianą śledczych, indagacji lekarskiej, krzyżowych pytań w sądzie czy próby na wykrywaczu kłamstw. To wszystko w klimacie domniemania niewinności. Krall wychodzi z tej próby cało. W rezultacie pojawia się niebywały obraz Reporterki, jej życia, bodźców twórczych, skali wartości, priorytetów zawodowych i osobistych, wierzeń, zmartwień i nadziei.
Spragnieni narracji w pierwszej osobie nie zawiodą się.
Niżej podpisany, blisko związany z Reporterką nie od dziś, dowiaduje się z Reporterki niejednego.
Jerzy Szperkowicz
Jak zapisałem Hannę Krall
Hanna Krall zapisuje świat. A gdyby tak zapisać Hannę Krall? Jej własnymi słowami. Opowiedzieć o jej sposobie na reportaż, widzeniu własnej biografii, twórczości, świata, wreszcie nas – czytelników, uczniów, wielbicieli albo przeciwników (podobno istnieją)…
Gdyby tak opowiedzieć o reporterce. Bo przecież reporter, jak uważa Ryszard Kapuściński, to nie zawód. To postawa życiowa, charakter, osobowość. Stąd pomysł na Reporterkę jako książkę.
Hanna Krall nie lubi, kiedy ktoś próbuje porządkować jej świat. Pewnie dlatego, że sama od pół wieku układa w swoich tekstach puzzle życia. I świetnie wie, że wszystkiego dopasować się nie da. Bo zgubi się gdzieś prawda. A już porządkowanie puzzli twórców to zadanie trudne, pewnie nie do końca wykonalne. Ale próbować warto – tym bardziej że wielu czytelnikom, dziennikarzom i nowym pokoleniom adeptów pięknego i trudnego zawodu na tym zależy. Chcą dowiedzieć się, jaką drogę przeszli Mistrzowie.
Sposób na Reporterkę był skomplikowany. I benedyktyński. Wymagał nożyczek, kleju i stert kartek, takich A4. Dyktafonu i komputera (rzadko i na końcu).
Reporterka to wywiad rzeka złożony z cytatów. Z rozmów, wypowiedzi (prasowych, dla TV, radia, na czatach internetowych), wywiadów, jakich Hanna Krall udzieliła w swoim życiu.
Z tymi rozmowami – najpierw ja, a potem, podczas autoryzacji, moja bohaterka – poczynaliśmy sobie dość swobodnie. Były opracowywane, skracane, pozbawiane pytań, skakały z miejsca na miejsce. A potem jeszcze poprawiane stylistycznie. Wszystko po to, żeby było składnie, na temat i z sensem. Żeby było prawdziwie i szczerze. I bez powtórzeń. Tego pisarskiego montażu dokonaliśmy za zgodą autorów rozmów. Choć nie wiem, czy mi jej udzielając, wiedzieli, co czynią…
Bardzo dziękuję – to także Wasza książka. Mam nadzieję, że nie zawiedzie dziennikarzy, którzy mieli okazję spotkać Hannę Krall na swojej drodze zawodowej. Jak mi opowiadali, do dziś pamiętają dzień, godzinę i okoliczności rozmowy.
Dzięki Reporterce również ja miałem możliwość „pracować nad tekstem” z Hanną Krall. I nigdy nie zapomnę naszych spotkań, rozmów telefonicznych, a nawet SMS – ów. Dlaczego? Mam nadzieję, że Czytelnicy zrozumieją to po lekturze Reporterki.
Za pomoc przy pracy nad książką chciałbym bardzo podziękować Markowi Millerowi, szefowi Laboratorium Reportażu na Uniwersytecie Warszawskim. Marek zainspirował jej powstanie; przez długi czas pracowaliśmy nad tym projektem razem. Wiem, że zależało mu, żeby Reporterce się udało. Żeby trafiła do rąk Czytelników. Dziękuję Andrzejowi Rosnerowi i Pawłowi Goźlińskiemu za to, że jej to umożliwili.
Szczególnie dziękuję Mariuszowi Szczygłowi, znakomitemu reporterowi, za bezinteresowną życzliwość, wsparcie i zawsze pomocne rady w sprawach wszelkich. Riwanie i Sarze dziękuję – za to samo.
Dziękuję mojej Bohaterce. Za to, że JEST. I że zapisuje.
Jacek Antczak
… … …[1] (dźwięk zamykanych drzwi, stawiania filiżanek)
Ty nagrywasz te szumy? Przyda ci się to do reportażu? O sobie mam opowiadać? Ja jestem nieciekawa, za to ciekawe są historie, które opowiadam w reportażach. Moi bohaterowie – to najciekawsze, co mi się przydarzyło w życiu. A ty przenosisz to na mnie i wydaje ci się, że jestem równie ciekawa. Otóż nie. W moim życiu jest córka, wnuk, mąż i moja praca. Nie możesz uwierzyć, że niczego innego nie ma w moim życiu? Ale moja praca to jest przecież wszystko. To jest cały świat. Przecież moje życie to jest właśnie to, co napisałam. Tych kilkanaście książek. Powiem ci coś. Śniło mi się, że jestem stara, mam dużo lat i przyjdzie taki moment, kiedy pomyślę: „No co ja z tym życiem zrobiłam?”. I pomyślę, że chyba go nie zmarnowałam. Opowiadałam o ludziach, o których należy opowiadać, zapisywałam rzeczy, które należało zapisać. Które były tego warte, które były godne, o których należało zawiadomić świat.
Należało zapisać?[2]
Wie pani, bardzo lubię historię, którą zapisałam w Różowych strusich piórach. O telefonie od Lilki z Izraela. To moja koleżanka z podstawówki, która wyjechała po wojnie i nie miałyśmy żadnego kontaktu przez pięćdziesiąt lat. Dziwne, że postanowiła do mnie zadzwonić, kiedy był nalot. Zawsze jak zaczyna się u nich nalot, windy stają i do schronu trzeba schodzić po schodach. Ona nie chodziła, miała kalekie nogi, bo podczas wojny ukrywała się w grobowcu. Rozmawiałam z nią kilka godzin, przez cały nalot. Była sama w domu, słyszałam w słuchawce syreny, światła nie było, szukała świecy, słyszałam, jak zapala… Tam już było ciemno. Na koniec zapytała mnie, co ja bym zrobiła w jej sytuacji. Odpowiedziałam, że zaczęłabym pisać: ogłosili alarm, już stoją windy… To jeden z najważniejszych tekstów w moim życiu.
Dlaczego najważniejszy?[3]
Bo jest o tym, że jak już w życiu nic nie można zrobić, to zawsze jeszcze można coś zapisać.
Przypominam sobie, że Sublokatorkę, nawet to sobie zaznaczyłem, zakończyła pani takim fajnym cytatem. To może by się nadawało na koniec naszej rozmowy, bo pisze pani tak: „Książka się kończy, kto wie nawet, czy już się nie skończyła, a ja nie napisałam jeszcze o” I po tym „o” nie ma ani kropki, ani trzykropka…[4]
Bardzo aktualne zdanie. Życie się kończy, a ja jeszcze nie napisałam o
Przypisy
[1] Anna Sekudewicz, Głośniej, Polskie Radio PR 3, 6.05.2011.
[2] iga/kdj, Żyd? Co to za okropny pomysł?, TVN24.pl, 20 maja 2009 (pytanie J.A.).
[3] Anna Sekudewicz, Głośniej, op. cit. (pytanie J.A.).
[4] Mariusz Szczygieł, Rozmowy poszczególne, TVP, 22.12.2013.
Jej sposób postrzegania świata bardzo do mnie przemawia otwierając oczy na wiele spraw. Przeczytałam wszystkie książki Pani Hanny jakie się ukazały, czasami wracam do ulubionych reportaży.