Najnowsza powieść Jaroslava Rudiša to obraz oczekiwania na koniec świata, który być może już nastąpił, ale który był tak zwyczajny, że nie zdołaliśmy go zauważyć.


Czeski RajGdzieś w Czeskim Raju znajduje się sauna.

Ale nie uczęszczają do niej turyści strudzeni wędrówkami po tym atrakcyjnym regionie. To sauna zbudowana przez miejscowych dla miejscowych, jeszcze za komuny. Spotyka się w niej grupa mężczyzn – młodych, starych i tych w średnim wieku, z wykształceniem i bez, samotnych i z rodzinami lub partnerkami.

Faceci mogą tam swobodnie gadać o życiu, babach, historii i polityce. Wzruszać się i złościć. I dziwić się, że za ścianą sauny co jakiś czas rozbrzmiewa chichot kobiet.

Jaroslav Rudiš to kultowy autor młodego pokolenia, laureat licznych nagród literackich, z wykształcenia germanista i historyk. Debiutował w 2002 r. powieścią Nebe pod Berlínem (pol. Niebo pod Berlinem, Prószyński i S-ka, 2007). Następnie pojawiły się powieści: Grandhotel (2006, pol. wyd. Good Books, 2011), Potichu (Po cichu, 2007) i Konec punku v Helsinkách (Koniec punku w Helsinkach, 2010 – pol. Czeskie Klimaty 2013). Znany jest również jako dramatopisarz oraz twórca słuchowisk radiowych, jego sztuki były realizowane zarówno w Czechach, jak i za granicą (Niemcy, Finlandia). Wspólnie z rysownikiem Jaromírem 99 stworzył postać Aloisa Nebla – kolejarza z czesko-polsko-niemieckiego pogranicza, którego czytelnicy mieli szansę poznać dzięki powieści graficznej (pol. Alois Nebel, Zin Zin Press, 2007) oraz cyklowi komiksów w prasie. Na podstawie scenariusza Jaroslava Rudiša i Jaromíra 99 reżyser Tomáš Luňák zrealizował pełnometrażowy film animowany Alois Nebel (2011). Okazjonalnie występuje z zespołami muzycznymi U-Bahn i The Bombers. Co miesiąc pojawia się w Praskim Teatrze Archa w literackim kabarecie EKG, który stworzył z poetą i prozaikiem Igorem Malijevskim.

Jaroslav Rudiš
Czeski Raj
Przekład: Katarzyna Dudzic-Grabińska
Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Premiera: 18 marca 2020
 
 

Czeski Raj


Ciemność.
Cisza.
Gdzieś kapie woda.
Z oddali słychać śmiech kobiet.
Po czym znów cisza.
Wciąż ciemność.
Woda kapie.
I nagle rozbłyska ostre światło. Kompletnie nas oślepia. Przez chwilę nic nie widzimy. Po czym z mroku wyłania się nasza sauna. Jest stara i odrapana i trochę się już sypie. Nic dziwnego, była zbudowana w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Z tych czasów pochodzi też jej proste wyposażenie. Kabina parowa, prysznice, zewnętrzny basenik, pokój odpoczynku z leżakami.
Widzimy łaziebną, która zamiata. I która po chwili odchodzi.

Jesień
No i znów siedzimy w tej naszej saunie w Czeskim Raju i wypacamy nasze ciała i dusze. Na zewnątrz jest jesień.
A ten, co całe życie pracuje w fabryce bombek choinkowych i ma przejść na emeryturę, otwiera drzwi kabiny i siada na ławce.
A ten, co jest nauczycielem i w zeszłym roku stracił w wypadku żonę, też otwiera drzwi kabiny i siada na ławce.
Siedzi w kompletnej ciszy i się poci.
A ten, co jest taksówkarzem, otwiera drzwi kabiny, rozgląda się, siada na ławce i mówi:
– Jak w burdelu.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– No, tyle że nie ma dziwek.
A ten, co jest taksówkarzem, zajmuje kąt, najcieplejsze miejsce naprzeciwko pieca, gdzie siada zawsze i gdzie nikt nie ma prawa mu włazić, spogląda na tych dwóch i mówi:
– Jak to? Ja widzę dwie kurwy!
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– A ja widzę trzecią.
– Ty, daj se spokój, co?!
– Sam zacząłeś.
– Dobra, dobra, masz recht. Kurwa to kurwa, co nie? Grunt, że nie zaruchamy.
– A by się przydało.
I wszyscy się śmieją i dalej się pocą.
– Pytanie, czy wziąłeś prysznic.
– Masz fioła na punkcie higieny, jesteś jak moja stara.
– Ja tam cię znam, wszyscy wiedzą, że jesteś wieprzem. A sauna to świątynia, tutaj się przychodzi umytym.
A ten, co jest strażakiem i ratuje ludziom życie, z impetem otwiera drzwi kabiny, wskakuje na górę, tuż pod termometr, gdzie zawsze siedzi, patrzy na nich i mówi:
– Dziewięćdziesiąt sześć. No, no, no, dawaj, dawaj. Porządnie się zgrzejemy. Cześć, chłopcy!
I ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Wziąłeś prysznic?
– No… pewnie.
– Ciekawe. O tobie też wszyscy wiedzą, że jesteś wieprzem. Kto się nie umył, niech nie lezie do sauny!
– Jasne, szeryfie.
A ten, co jest taksówkarzem, mówi:
– A co to był za wypadek dzisiaj we Vsi?
A ten, co jest strażakiem i ratuje życie, mówi:
– Nie wiem. Dowiem się. Miałem wolne.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Ponoć jakaś octavia.
A ten, co jest taksówkarzem, mówi:
– To była fabia.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Sam jesteś fabia, to była octavia.
– Przecież mówili, że fabia!
– Octavia, na pewno, do cholery.
– A ja mówię, że fabia. Ponoć niebieski metalik.
– Niebieska tak. Ale to była octavia.
– Fabia.
– Do jasnej cholery, ponoć to octavia, przecież mówię.
– Fabia.
– Gówno prawda, to była octavia! Zderzenie czołowe z ciężarówką, śmierć na miejscu!
– Według mnie to była fabia.
– Z tobą to się ciężko dogadać. Byłeś tam?
– Nie.
– No widzisz.
– A ty niby tam byłeś?
– No nie.
– No to sam widzisz.
– Ale mówili mi, że to była octavia.
– Kto niby?
– Jeden facet, co przejeżdżał obok, mi mówił.
– A mi inny mówił, że to była fabia wbita w ciężarówkę.
– Jezu, ciężko się z tobą dogadać. Po co się wykłócasz?
– To ty się kłócisz.
– A ty nie wiesz, co to było za auto? Musisz to wiedzieć jako strażak.
A ten, co jest strażakiem, mówi:
– Nie wiem. Dowiem się. Miałem wolne. Rąbałem drewno na zimę.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– A to bezpieczne auta, te fabie i octavie?
A ten, co jest strażakiem, mówi:
– Bezpieczne… Trudno powiedzieć. Jak przyjeżdżam na czołówkę i widzę, że nogi się ruszają, to wiem, że to jest dobre auto. Albo że ten człowiek miał szczęście. A jak się nogi nie ruszają, to wiem, że to nie jest dobre auto. Albo że ten człowiek nie miał szczęścia.
A ten, co w zeszłym roku stracił w wypadku żonę, mówi:
– To straszne, jak ludzie teraz jeżdżą.
A ten, co jest taksówkarzem, a przedtem miał szkołę jazdy, patrzy na niego i mówi:
– Na mnie się nie gap, to nie moja wina, że ludzie jeżdżą jak bydło.
A ten, co w zeszłym roku stracił żonę, patrzy na niego, kiwa głową i nic nie mówi.
A ten, co jest taksówkarzem, patrzy na niego jeszcze raz i mówi:
– Przepraszam. Przecież ja wiem. Twoja baba to była dobra baba.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Bo ludzie to bydło. Weź na przykład te wojny. Te wszystkie kryzysy. Jakby ludzie nie byli bydłem, wszystko byłoby na świecie pięknie. Wszystko by się układało, rozumiesz? Poezja. Rozumiesz?
– Rozumiem. Ale chyba nie do końca.
– Nieważne. Jakbyś czytał książki, tobyś rozumiał.
– Ale świat bez ludzi? Tak chyba też się nie da.
– Ale świat bez bydła byłby lepszy.
– A to tak. Na przykład bez ciebie, co nie, bez tego twojego gadania. Człowieku, że też ty nie poszedłeś gdzieś studiować filozofii.
– Komuniści mnie nie puścili. No to robię bombki choinkowe. Ale sprzedajemy je na całym świecie, prawda? Zresztą teraz to już wszystko jedno.
– No tak, komuniści, wszyscy zwalają na nich całą winę.
– Ty nie musisz niczego zwalać, co nie? Sam byłeś komunistą.
– Bo musiałem.
– Pewnie.
– Nie każdy może być dysydentem, co nie? Poza tym teraz znowu jest w modzie bycie komunistą, a nie dysydentem.
– Wsadź se w dupę taką modę! Zresztą, to ty tu ciągle gadasz, nie ja. Ja myślę. A najwięcej to o sobie.
– Kolego, co złego to nie ja. Przecież wszyscy jesteśmy tak trochę bydłem.
A potem przez chwilę jest cicho, kapie z nas pot, a w piecu trzaska.
A ten, co pracuje jako strażak, wstaje, patrzy na termometr i mówi:
– Dziewięćdziesiąt siedem! Znowu się porządnie wypocimy. No, no, no! Dawaj, dawaj! Znowu zaczniemy dobrze śmierdzieć naszym babom.
I nagle otwierają się drzwi i jesteśmy w saunie w komplecie.
Przyszedł ten, co sprzedaje ubezpieczenia.
I ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym.
I ten, co rozwozi żarcie dla psów.
I ten, co jest lekarzem chorób kobiecych.
I ten, co jest najmłodszy z nas.
I ten, co sprzedaje auta.
I ten, co rzyga danymi w biurze.
I w końcu ten, co nie widzi. A ten, co jest lekarzem, podaje mu rękę i prowadzi na jego miejsce.
Wszyscy mamy tu swoje stałe miejsca.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Żona mnie kocha, bez dwóch zdań. Najbardziej mi się podoba, że tak mało mówi. Miałem szczęście. Wszystko, co ważne, powiedzieliśmy sobie w pierwszym wspólnym roku, teraz nie musimy już nic mówić. Przychodzi do domu, zamyka się w dużym pokoju, ustawia wokół siebie świeczki, zapala je i zamyka oczy. A ja włączam telewizor w kuchni. Albo sobie czytam. Inni się kłócą, ciągle wydzierają się na siebie, a my sobie wspaniale milczymy. A potem zawsze jemy coś dobrego. Jak ona gotuje, to też jest nie najgorzej.
A ten, co nie widzi i stroi pianina, mówi:
– Moja żona ciągle chce rozmawiać.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Słuchaj, to znajdź jej kogoś, co? Jakąś babę do gadania, żebyś miał spokój.
– Ale ja lubię z nią rozmawiać.
– Tak? A o czym?
– No jak było, co robiła, co czytała, co widziała, co jej się przydarzyło.
– Co jej się przydarzyło? Serio?
– No i jeszcze jak dzieci i takie tam.
– Słuchaj, ja też lubię pogadać. Ale z facetami. Tu, w saunie. Z żoną już dawno sobie wszystko powiedzieliśmy. Wystarczył mi rok. My teraz tak wspaniale milczymy, nawet sobie nie umiecie wyobrazić, jak nam dobrze.
A ten, co jest najmłodszy z nas, co dopiero zaczyna przygodę ze swoim członkiem, zbiera na nim pierwsze blizny i pracuje w fabryce samochodów, mówi:
– Mam teraz jedną starszą, prawie trzydziestka. Rozwiedziona, free, spoko. Otwieram u niej rano szafkę w łazience i widzę w szklance mnóstwo szczoteczek do zębów. Myślę sobie: spoko, lubi myć zęby, to przecież zdrowo, higienicznie, ja też myję zęby, też jestem higieniczny. Ale to są szczoteczki po facetach, z którymi była, którzy z nią mieszkali, którzy u niej spali. Chowa sobie ich szczoteczki na pamiątkę, jak takie trofea.
A ten, co jest w naszym mieście lekarzem chorób kobiecych i jest z nas wszystkich najstarszy, najbardziej doświadczony i najspokojniejszy, mówi:
– Są takie przypadki.
– Ale to chyba trochę dziwne, nie? To nie jest normalne, prawda? To nie jest higieniczne czy jest?
– A w łóżku jest namiętna?
– Tak.
– To najważniejsze. Jakby nie była namiętna, to coś byłoby nie tak. Wszystko jedno, czy chodzi o seks, czy o szczoteczki. A czy to jest higieniczne, czy nie, to akurat nie takie ważne. Otóż seks zasadniczo nie jest za bardzo higieniczny. Nie może być, te płyny to natura. A natura jest brudna. Ale brud jest zdrowy, to wam mówię jako lekarz.
A ten, co jest taksówkarzem, odwraca się do tego, co ma przejść na emeryturę, i mówi:
– No widzisz, a ty ciągle męczysz z tą higieną.
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
– Tylko że brud to brud i basta. Na drzwiach do sauny jest jasno napisane, że masz wziąć prysznic, zanim tu wleziesz.
A ten, co jest najmłodszy, mówi:
– Właśnie, w saunie wszyscy jesteśmy higieniczni.
A ten, co jest taksówkarzem, zwraca się do tego, któremu zmarła żona, i mówi:
– W szkole uczyłem wszystkich, jak dobrze jeździć. Uczyłem ich rozwagi do tego stopnia, że musiałem rzucić tę robotę i zacząć pracować na taryfie, żeby od tej nauki nie zwariować. To nie moja wina, że ludziom odbija i bawią się za kółkiem w Monte Carlo, baby tak samo jak faceci, że zabijają się nawzajem. To nie moja wina, że ludzie to bydło.
A ten, co mu w zeszłym roku zmarła żona, wstaje i idzie się schłodzić. I kilku z nas też idzie.
A ten, co ma przejść na emeryturę, jeszcze się poci i patrzy na odchodzącego, tego, co mu zmarła żona, i mówi:
– Jego żona to serio była bardzo piękna baba. Boję się, że on się z tego nie wygrzebie, że zrobi sobie krzywdę.
A ten, co jest taksówkarzem, też się jeszcze poci i mówi:
– Czemu niby miałby zrobić sobie krzywdę?
– Według mnie to zrobi.
– Wygrzebie się, na każdego czeka jeszcze jakaś lasencja, co przewiezie go na karuzeli.
– Na karuzeli?
– No, włóż, wyjmij, włóż, wyjmij, fiuta moczenie, cyców miętoszenie, w kółko jak na karuzeli, co nie? Tylko trzeba uważać, żeby wyciągnąć w porę i żeby nie było na świecie o jednego bachora więcej.
– Aha. Nie, moim zdaniem on niedługo zrobi sobie krzywdę. To wrażliwy człowiek. To nie jest takie bydło jak my. To nauczyciel.
– Przestań pieprzyć. Nie zrobi tego.
– Ta jego żona to była naprawdę piękna baba.
– No, była.
– Wiesz, ona tak pięknie chodziła. Miała piękne biodra. Nie takie strasznie wielkie, raczej trochę małe. Ale okrąglutkie.
– Miała wielkie.
– Nie, właśnie że nie. Małe. Takie jak piersi, w sam raz do ręki.
– Miała wielkie te biodra.
– Bzdura. Miała małe. Nie kłóć się ze mną.
– To ty się kłócisz. A tak w ogóle, to skąd wiesz o tych piersiach?
– No… Trochę się z nią kolegowałem.
– Serio?
– To znaczy kiedyś, oczywiście, dawno.
– Naprawdę? I jak było?
– Dobrze. Ale nie mów mu tego.

 
Wesprzyj nas