W książce “Moja chata z kraja” autorki skupiły się na tożsamości trzech pokoleń mieszkańców polskiej Orawy.


Moja chata z krajaSwoje badania zbudowały wokół problemu konstruowania i przekraczania granic istniejących w świadomości i praktykach kulturowych jej mieszkańców.

W książce pojawiają się treści do tej pory nieopracowane i niepublikowane, oparte na pamięci oraz postpamięci osób uwikłanych w wydarzenia burzliwego dla Orawy XX wieku. Zachowanie i rozpowszechnienie zebranego materiału ma szczególną wartość, gdyż stanowi on zapis ważnego i niezwykle ulotnego elementu kultury niematerialnej – wspomnień naocznych świadków wydarzeń.

W publikacji podjęto unikatowy temat badawczy i wszechstronnie go omówiono. Zaprezentowano nowe ujęcie badań ziemi pogranicza oraz tematyki zróżnicowanych granic, które występują w kulturze Orawy. Autorki znakomicie wykonały zadanie – brak podobnych opracowań kulturoznawczych tego regionu. To bardzo cenna praca.
Prof. dr hab. Zbigniew Pasek

Anna Filimowska i Natalia Krygowska podjęły się ambitnego zadania i od razu trzeba zauważyć, że podjęty trud okazał się owocny. Za tym, że Moja chata z kraja to cenne opracowanie, przemawiają trzy względy: tematyka, sposób jej ujęcia i sformułowane wnioski.
Dr hab. Julian Kwiek, prof. AGH

Anna Filimowska, Natalia Krygowska
Moja chata z kraja
Studium granic funkcjonujących w opowieściach mieszkańców polskiej Orawy
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Premiera: 6 maja 2019
 
 

Moja chata z kraja

7.2. Przemytnictwo

Nielegalne przekraczanie granic terytorialnych oraz – co się z tym wiąże – przenoszenie przez nią towarów, pojawia się wraz z uformowaniem się granic państwowych utrudniających swobodny przepływ ludzi oraz dóbr materialnych. W połowie lat 50., w wyniku podwyższonej kontroli granicznej, ujmowano ponad 90% sprawców nielegalnych przekroczeń granicznych. Wyjątkiem w tych statystykach okazała się granica południowa, gdzie nastąpiła „spora część bezkarnych przerwań (…), [co było – przyp.A.F., N.K.] najwyraźniej dziełem doświadczonych przemytników”1.
Aby opisać powojenną rzeczywistość w kontekście przekraczania granic, przeprowadzimy dokładniejszą analizę, ponieważ jest to okres, który nasi respondenci pamiętają, czas ich młodości, o którym chętnie opowiadają, a w swoich opowieściach poświęcają mu bardzo dużo miejsca. Są to również ostatnie lata, kiedy przemyt występował w „tradycyjnej formie”, charakteryzował się specyficznymi cechami, które w dobie liberalizacji polityki paszportowej w latach 70. zanikły, by stworzyć zupełnie inny rodzaj przemytu – handel transgraniczny.
Co trzeba na wstępie zaznaczyć, Orawianie zamiennie używali terminów „przemyt” i „handel” na określenie nielegalnej działalności wymiany towarów przez granicę terytorialną2. Zdradzali przez to swój stosunek do tej działalności. Niezależnie od bliskości doświadczenia przemytu nasi respondenci traktowali go jako sposób zarobkowania. Zdawali sobie sprawę, że było to wykroczenie przeciwko prawu polskiemu, argumentowali to jednak powojennym niedoborem materialnym: „To były ciężkie czasy powojenne, no wiadomo… bieda, tak że jakoś tam człowiek se musiał radzić – myślę, że w taki sposób”3, i wyrażali ogólne przyzwolenie na taką działalność: „Chcesz zarobić, akurat trudnisz się takim zawodem, masz ten zawód przemytnika, no to to robisz, a że wpadniesz, jest to twoje ryzyko”4. Rzeczywiście w społecznościach góralskich już w XIX wieku przemyt stał się uznaną i akceptowaną strategią przetrwania, uważaną wręcz za swoisty zawód. W sprawozdaniu Najwyższej Izby Kontroli o przestępczości gospodarczej w 1959 roku napisano, że „wśród ludności góralskiej stwierdza się uprawianie tego procederu zawodowo”5. Potwierdzają to opinie mieszkańców polskiej Orawy.
W zależności od stopnia doświadczenia działalności przemytniczej respondenci prowadzili nieco inną narrację na ten temat. Z analizy wywiadów wynika, że starsi mieszkańcy, którzy sami kiedyś trudnili się nielegalnym handlem, opowiadali o swoich doświadczeniach bardzo otwarcie i chętnie. Ich narracji towarzyszyło poczucie dumy z własnej zaradności, wyrażali wyższość i zadowolenie z tego, że niejako nie poddali się narzuconym schematom władzy, przekraczali pewne granice, przechytrzając organy sprawiedliwości: „(…) w Chyźnym był taki dómek (…) i tam była piyrso cylnica. To pódźmy koło tego dómku, bo tutok tak nie gónio, bardzo gónio po lesie. I Łojzy sie śmioł (…), prawie pod oknami my prześli tamok”6. Starsi Orawianie ironizowali na temat nielegalnego handlu, manifestując w ten sposób pewien rodzaj dystansu i swobody: „Bo kraj jak nie prowadzi handlu z innym krajem, to jest biedny [śmiech – przyp. A.F., N.K.]”7.
Co ciekawe, w toku narracji pełnej przechwałek i ogólnego rozbawienia respondenci jakby nagle przypominali sobie o osobach, które zostały ukarane za przemyt. Tylko jeden z naszych respondentów przyznał się, że został osobiście dotknięty sankcjami za nielegalny handel, inni Orawianie wspominali osoby im bliskie, przyjaciół czy członków rodziny, którzy podczas nielegalnego przekraczania granicy zostali złapani przez funkcjonariuszy WOP, wtrąceni do więzienia bądź postrzeleni. W wielu narracjach złapani przemytnicy kończyli tragicznie: „No, to go zastrzeloł albo pokalicył, albo no (…) nie syścy byli zabici zaroz, ale duzo było i zabitych”8. Analizując zjawisko degradacji człowieka w postindustrialnej rzeczywistości, Tomasz Rakowski zauważył, że żarty zawsze pojawiają się w towarzystwie niebezpieczeństwa, a służyć to ma nie tylko odsunięciu poczucia zagrożenia czy śmierci, ale manifestacji pewnego rodzaju swobody9. W przypadku bieda­szybników z Wałbrzycha zastosowanie kpiny wobec odbiorców węgla czy funkcjonariuszy prawa dawało pewne złudzenie przewagi nad drugą stroną. Osoby nielegalnie wydobywające węgiel często kreowały pewne legendy i anegdoty, opowiadające o ich sprycie i poczuciu humoru w przechytrzaniu strażników miejskich. Sytuację kopaczy paralelnie można odnieść do sytuacji przemytników. Jeden z respondentów opowiadał:
Mamy takiego starego przemytnika z Zubrzycy, który się tym po prostu szczycił, trudnił i nie przejmował (…). On igrał na nosie po prostu tym wszystkim… jak to jest, wopistom czy tam służbom pogranicznym. (…) Złapali go, no to szedł do więzienia, przesiedział sześć miesięcy, wyszedł, na drugi dzień poszedł za granicę, pochodził tydzień, znów go zamknęli10.
Oddolna solidarność ludzi, po obu stronach granicy11 stanęła w opozycji do narzuconej władzy, a chęć godnego życia kontrastowała z możliwością poniesienia klęski12: „No, ale to cłowiek ryzykuje, bo jak ni mo có jeś, ni mo piniyndzy, niy mo grosia, to i sie brzytwy chyto, pani, bo co mo zrobić. Zycie, nie zycie i syćko jedno, ale trzeba iś, bo zyć sie kce”13.
Przychylamy się do zdania Bagína, że przemyt, który od strony prawnej jest czynnością nielegalną, nie odgrywa tej samej roli z perspektywy obywateli, którzy mieszkają w pobliżu granicy, ale nie możemy się zgodzić z twierdzeniem, że przemyt jest przestępstwem dla kraju, nie zaś dla poszczególnych osób14. Naszym zdaniem w przypadku Orawy mieszkańcy doskonale zdawali sobie sprawę, że nielegalny handel był przestępstwem, a co więcej, fakt, że była to czynność niezgodna z prawem, dawała im poczucie dumy z własnych poczynań. Otóż należy pamiętać, że znaczna część mieszkańców polskiej Orawy nie była zadowolona z nastałej po II wojnie światowej władzy. Element przechytrzenia jej, pewnego poczucia wyższości, że Orawą jednak rządzą jej mieszkańcy, a nie ludzie z zewnątrz – wszystko to z pewnością działało na ludzi terapeutycznie, było rekompensatą za doznane krzywdy. Oczywiście zaproponowana próba interpretacji jest tylko jedną z wielu konkluzji, jakie się nasunęły podczas analizy przyczyn tak powszechnego w okresie powojennym zjawiska na ziemiach pogranicza polsko-słowackiego. Zapewne dla handlarzy głównym powodem ich działalności była chęć zarobku.
Oprócz narracji o nieudanych próbach nielegalnego przekroczenia granicy mieszkańcy snuli opowieści o heroicznych wyczynach niektórych przemytników. W tym wypadku bohaterami byli ci, którzy „nie dali się złapać”, mimo że groziło im ogromnie niebezpieczeństwo: „Ja nie siedziałem, bo jakoś mi się tak udawało, że nie dałem się złapać [śmiech – przyp. A.F., N.K.]”15. W opowiadanych anegdotach i legendach często pojawia się motyw przestrzelonego na głowie kapelusza. Oto jedna z opowieści:
Tam wtedy się nie patyczkowali, strzelali od razu. Tam kiedyś, to tata opowiadał, to sitko zostało z kapelusza, bo się rzucił do wody, to jak popłynął i ten kapelusz został na wodzie, to go tak dostrzelali, że ten kapelusz, to było sito z kapelusza16.
Bohaterkami w narracjach mieszkańców, choć rzadziej, zostawały również kobiety, one też niekiedy trudniły się nielegalnym handlem: „Tutaj taka najbogatsza, to ich matka, co mi opowiadał gościu, to taka była przemytniczka, że, że już ją złapali, ale skoczyła do jeziora i pół nocy była w tej wodzie, no i ją nie dopadli”. Co ciekawe, niektórzy rozmówcy, przekazując informacje, podawali fakty (np. wspominając tragiczny los przemytników zastrzelonych na granicy), inni zaś kreowali postaci bohaterskie, przytaczając drobne szczegóły zajść między przemytnikami a funkcjonariuszami prawa, opowiadając, kto i jak długo przebywał w ukryciu, kto zgubił kapelusz etc.
Jedna z przedstawionych nam opowieści o przemycie zawierała elementy magiczne. Oto historia, którą usłyszałyśmy od jednej z respondentek:
Jeden mi tu opowiadał z Dolnej Zubrzycy, jaką miał straszną przygodę. Szedł z kolegą za granicę i handlowali końmi. „Wiesz co” – tak se mówi jeden do drugiego. Jaki tu ładny koń, taki fajny koń, wiesz co, musieli odbić przemytnikom, tym handlarzom musieli odbić żandary, wiesz co, no, ale jak go weźmiemy? Zwiążmy”. Wzięli rozpasali się, paski wzięli, uwiązali uzdę, że mu zarzucą i konia będą mieć darmo, przywiodą go do domu (…). Idą z tym (…), a koń zionął do nich ogniem. Ho! ha! To był diabeł. To był diabeł, no i wystraszyli się (…), że zionął tamten ogniem, no to się przewrócili i spali do rana. Rano się pobudzili, a tu na ziemi, tam koło nich leżą te paski uwiązane. (…) Zaszli tam do tych pierwszych domów, z którymi handlowali i tamci opowiadają tą przygodę (…). [Na to gospodarze: – przyp. A.F., N.K.] wiecie co się stało, sąsiad nasz, teraz go przed chwilka przywieźli z lasu, powiesił się. Powiesił się i ten diabeł pilnował, bo gdyby podeszli tam, to by zobaczyli, że się wiesza, to by go uratowali, a ten diabeł w kształcie konia ich zaangażował, żeby się zajęli czym innym, żeby tamtędy nie szli (…). To była prawda, to był fakt autentyczny (…), ale też na handel tam szli17.

 
Wesprzyj nas