Prawdziwa historia jednego z największych diamentów na świecie opowiedziana w książce „Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata” prezentuje się niczym połączenie baśni i powieści przygodowej. Dziennikarze William Dalrymple i Anita Anand pisząc ten historyczny reportaż, stanowiący biografię pożądanego klejnotu, prześledzili kilkaset lat jego burzliwych dziejów.
Posiadali go indyjscy możnowładcy, bywał zdobyczą wojenną, podobno ciąży na nim klątwa, ale objawia się tylko w stosunku do męskich posiadaczy, został przekazany Królowej Wiktorii, a obecnie spoczywa w brytyjskiej Twierdzy Tower i jest tam prezentowany na wystawie klejnotów koronnych, lecz w muzealnych salach bynajmniej nie otacza go aura spokoju, bo Indie, Pakistan, Iran i Afganistan korzystając ze środków dyplomatycznych od wielu lat, i wciąż na nowo, domagają się jego zwrotu.
Mowa oczywiście o brylancie Koh-i-noor, ważącym 105,6 karatów, a zatem jednym z największych na świecie, legitymującym się doprawdy zdumiewającym życiorysem. Losy tego kamienia szlachetnego nieodzownie związane z triumfami i porażkami jego kolejnych posiadaczy opisali w reportażu William Dalrymple i Anita Anand.
Nazwa Koh-i-noor oznacza Górę Światła. Brzmi przyjemnie, ale klejnot noszący to imię ma mroczną historię. Jak przypominają Dalrymple i Anand wielu właścicieli Koh-i-noora spotkały spektakularne nieszczęścia: „Jego posiadacze byli oślepiani, powoli truci, torturowani na śmierć, gotowani w oleju, straszeni utopieniem, koronowani roztopionym ołowiem, zabijani przez członków własnych rodzin i strażników albo tracili swoje królestwa i umierali w nędzy” – czytamy w ich reportażu, w wersji oryginalnej zatytułowanym „Koh-i-noor. The History of the World’s Most Infamous Diamond”. W wersji polskiej niesławny diament zamienił się na najsłynniejszy i choć to istotna zmiana dokonana w procesie tłumaczenia, to oba przymiotniki odpowiadają prawdzie.
Chociaż istnieje kilkadziesiąt większych i okazalszych brylantów, to właśnie ten przez wieki najbardziej rozpalał ludzką wyobraźnię, prowokując do czynów przeważnie dalekich od chwalebnych, a jednocześnie stając się przedmiotem coraz to nowych anegdot i obiektem międzynarodowej sławy, tak wielkiej, że gdy sprowadzono go do Anglii i zaprezentowano w londyńskim Pałacu Kryształowym na wystawie światowej w 1851 roku, codziennie ustawiały się długie kolejki chętnych by go obejrzeć. William Dalrymple zapytany przez dziennikarkę Sarah Maisey, co czuje gdy widzi go dziś w muzealnej gablocie, odrzekł: „Zastanawiam się w jaki sposób mały kawałek węgla może mieć tak fantastycznie wybuchowy wpływ na ludzką psychikę”. I rzeczywiście ma, czego sam reportaż dowodzi – nie powstałby, gdyby historia kamienia nie zafascynowała autorów.
W innych książkach obojga kamień ten wystepował już wcześniej. W przypadku Williama Dalrymple’a był to „Powrót króla. Bitwa o Afganistan 1839-42”, w której pojawił się opis utraty diamentu przez Szacha Szudżę ul-Mulka na rzecz zwycięskiego maharadży Randźita Singha, natomiast Anita Anand dostrzegła nieścisłości w historii diamentu pisząc książkę „Sophia: Princess, Suffragette, Revolutionary” o Sophii Duleep Singh, córce Duleepa Singha (znanego także jako Dalip Singh) ostatniego indyjskiego posiadacza tego klejnotu.
Dziennikarze wspólnie uznali, że jest to historia warta rzetelnego opowiedzenia i zabrali się za dogłębne studiowanie tematu. Ostatecznie „Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata” jest książką, która w dużym stopniu rozprawia się z mitami i zmyśleniami dotyczącymi Koh-i-noora. Bodaj najważniejszym, z perspektywy naszej współczesności i powracających roszczeń o zwrot klejnotu do Indii, jest ten dotyczący okoliczności przekazania diamentu w brytyjskie ręce. „Dokument podpisany przez dziesięcioletniego władcę oddawał prywatnej korporacji, Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, ogromne obszary najżyźniejszych ziem w Indiach — teren, który do tamtej chwili znany był jako niezależne królestwo Sikhów w Pendżabie. Jednocześnie skłoniono Dalipa Singha do przekazania królowej Wiktorii najcenniejszego przedmiotu nie tylko w Pendżabie, ale może nawet na całym subkontynencie: słynnego Koh-i-noora, czyli Góry Światła” – czytamy we wstępie, co w istotny sposób różni się od szeroko rozpowszechnionej wersji o przekazaniu klejnotu Królowej Wiktorii, w charakterze prezentu, przez indyjskiego władcę. Ten wątek autorzy w dalszej części książki omawiają szerzej, uwzględniając także informacje o stosunku królowej Wiktorii do zdetronizowanych indyjskich książąt, a w szczególności do Dalipa, który „za zamkniętymi drzwiami pałacu szybko stał się członkiem rodziny Wiktorii”.
Niemniej nie brak w książce także portretów innych władców, wcześniejszych posiadaczy Koh-i-noora. Pośród nich najbardziej wyrazisty jest, wzmiankowany wcześniej, wielki maharadża sikhijski Randźit Singh, który „uwielbiał Koh-i-noora z niespotykaną namiętnością i zakładał go na publiczne okazje. To w czasie jego panowania Koh-i-noor zyskał prawdziwą sławę i niezwykły status, który utrzymuje do dziś”.
Jakim sposobem? To autorzy książki szeroko i ciekawie omawiają, a z ich opowieści wynika, że akurat temu władcy klejnot raczej pecha nie przyniósł: Randźit przeżył blisko sześć dekad i zmarł we własnym łóżku władzę bezpiecznie przekazując synowi, a liczne dobra instytucjom religijnym różnych wyznań. Dyspozycje dotyczące rozdania majątku objęły także Koh-i-noora, który miał trafić na stałe do jednej ze świątyń. Jak pokazała historia ostatecznie trafił na dłużej zupełnie gdzie indziej, a czas pokaże czy to już koniec jego licznych podróży. ■Nikodem Maraszkiewicz
Koh-i-Noor
Historia najsłynniejszego diamentu świata
Przekład: Krzysztof Obłucki
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Premiera: 16 stycznia 2019
Wstęp
Dwudziestego dziewiątego marca 1849 roku dziesięcioletni maharadża Pendżabu Dalip Singh został wprowadzony do wspaniałej sali tronowej w Pałacu Luster należącym do bajecznego fortu w Lahore. Ojciec chłopca, maharadża Randźit Singh, nie żył już od dawna, a matka, rani Dźindan Kaur, jakiś czas wcześniej została siłą odsunięta od władzy i zamknięta w pałacu poza miastem. Dalip Singh stał otoczony przez grupę poważnie wyglądających mężczyzn w czerwonych frenczach i czapkach z pióropuszami, którzy rozmawiali między sobą w nieznanym mu języku. Chłopczyk, struchlały z przerażenia — chwile te będzie wspominał później jako „szkarłatny dzień” — ale zachowujący się godnie, uległ ostatecznie naciskom Brytyjczyków wywieranym na niego od miesięcy.
Podczas publicznej ceremonii w obecności resztki dworzan, jaka pozostała, podpisał formalny akt kapitulacji, godząc się tym samym na surowe warunki przedłożone przez zwycięską Kompanię Wschodnioindyjską. Już po kilku minutach flagę sikhijskiego królestwa opuszczono, a nad bramą fortu załopotały barwy brytyjskie. Dokument podpisany przez dziesięcioletniego władcę oddawał prywatnej korporacji, Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, ogromne obszary najżyźniejszych ziem w Indiach — teren, który do tamtej chwili znany był jako niezależne królestwo Sikhów w Pendżabie. Jednocześnie skłoniono Dalipa Singha do przekazania królowej Wiktorii najcenniejszego przedmiotu nie tylko w Pendżabie, ale może nawet na całym subkontynencie: słynnego Koh-i-noora, czyli Góry Światła.
Artykuł III dokumentu stanowił po prostu: „Klejnot zwany Koh-i-noor, przejęty od szacha Szudży ul-Mulka przez maharadżę Randźita Singha, zostanie przekazany królowej angielskiej przez maharadżę Lahore”1. Lord Dalhousie, gubernator generalny, tryumfował, gdy usłyszał, że Dalip Singh podpisał ostatecznie dokument. „Nareszcie złapałem go w swoje sidła”2, napisał. A później dodał: „Koh-i-noor stał się na przestrzeni dziejów rodzajem historycznego symbolu podboju w Indiach. Teraz znalazł właściwe miejsce wieczystego przechowywania”3.
Kompania Wschodnioindyjska, pierwsza na świecie wielonarodowa instytucja o globalnym zasięgu, która nieco ponad sto lat wcześniej zatrudniała na stałe zaledwie trzydzieści pięć osób i zajmowała niewielkie biuro w londyńskim City, stała się najpotężniejszą zmilitaryzowaną korporacją w historii: jej armia w roku 1800 była dwukrotnie liczebniejsza od wojsk Wielkiej Brytanii. I od wielu lat pilnie przyglądała się ziemiom Pendżabu oraz brylantowi. Szansa na ich przejęcie pojawiła się w 1839 roku wraz ze śmiercią Randźita Singha, gdy Pendżab nagle zaczął pogrążać się w anarchii. Doszło wtedy do bezpardonowych przepychanek o władzę, podejrzeń o otrucia, kilku zamachów, wojny domowej i w końcu inwazji brytyjskiej. Armia Kompanii pokonała ostatecznie Sikhów najpierw w krwawej bitwie pod Chillianwalą 13 stycznia 1849 roku i niedługo potem pod Gudźaratem — obie miejscowości znajdują się dzisiaj w pakistańskiej części Pendżabu — 21 lutego. Dwunastego marca wojska sikhijskie złożyły broń. Weterani mieli oczy mokre od łez, gdy rzucali rodowe szable i rusznice na gigantyczny stos broni. Siwobrody stary wojownik zasalutował z powagą i wykrzyknął: Aaj Randź Singh mar gaya4 (Dzisiaj Randźit Singh umarł naprawdę).
Pod koniec tego samego roku w zimny, ponury grudniowy dzień Dalhousie przyjechał osobiście do Lahore, by formalnie przejąć swoją nagrodę z rąk opiekuna Dalipa Singha, doktora Johna Spencera Logina. Połyskujący biały brylant znajdował się bowiem w lahoreskim skarbcu, osadzony nadal w bransolecie zaprojektowanej przez maharadżę Randźita Singha. W oczach Brytyjczyków nawykłych do współczesnych szlifów brylantów, odznaczających się idealną symetrią, nieregularny profil klejnotu wydawał się zdecydowanie dziwny: jego nazwa, Góra Światła, sugerowała podobieństwo do dużego wzgórza albo może ogromnej góry lodowej wznoszącej się stromo i zwieńczonej szczytem w kształcie kopuły. Wokół tej kopuły kamień został fasetowany w prosty mogolski szlif, tak zwany różany, który zostawił krótkie, ale nieregularne opadające ku dołowi ścianki niczym zbocza himalajskiego ośnieżonego szczytu, łagodne po jednej stronie, a bardziej strome i urwiste po drugiej. Login wpadł na pomysł złagodzenia efektu tego niekonwencjonalnego kształtu i umieścił kamień tak, że widać go było w otworze na tle czarnego aksamitu, poza tym został podświetlony od spodu, co potęgowało jego blask. Dalhousie chwilę podziwiał klejnot, a potem wziął go od Logina i umieścił w niewielkiej miękkiej sakiewce z koźlej skóry, specjalnie zrobionej na tę okazję przez żonę lorda. Gubernator generalny napisał potwierdzenie odbioru: „Otrzymałem dzisiaj brylant Koh-i-noor”, pod którym osobiste pieczęcie odcisnęli wszyscy obecni5.
Niecały tydzień później Dalhousie poprosił urzędnika magistratu w Delhi o sprawdzenie faktów dotyczących pozyskanego właśnie klejnotu6. Theo Metcalfe nie był najsumienniejszym ani też najlepiej wykształconym pracownikiem Kompanii Wschodnioindyjskiej. Hałaśliwy i towarzyski, uwielbiał psy, konie i przyjęcia. Od przyjazdu do Delhi bardzo szybko zadłużył się z powodu hazardu. Theo zawsze miał skłonność do chodzenia na skróty i pakowania się w tarapaty, jak określał to jego ojciec, ale naprawdę interesował się szlachetnymi kamieniami. Był też obdarzony ogromnym urokiem osobistym, a Dalhousie go lubił. Dlatego też wybrał chłopaka do wykonania ważnego i delikatnego zadania.
Koh-i-noor może i był z najtwardszej substancji na ziemi, ale zdążył obrosnąć zupełnie niematerialnymi mitami, a Dalhousie chciał ustalić niepodważalną prawdę o historii klejnotu, zanim wyśle go królowej. Theo został poproszony „o zebranie i zapisanie ilu się da interesujących i dokładnych informacji dotyczących Koh-i-noora” od jubilerów i szlifierzy w Delhi, żeby dało się jak najwierniej odtworzyć jego losy, „gdy należał do władców Delhi, i przekazać je w chwili pozyskania rządowi Indii”7.
Theo podszedł do swojej misji z typowym dla siebie powściągliwym entuzjazmem. Kamień został ukradziony z Delhi w czasie inwazji Persów całe sto dziesięć lat wcześniej, więc czekająca go praca wcale nie była łatwa. Nawet on musiał przyznać, że udało mu się zgromadzić niewiele ponad bazarowe plotki: „Pozostaje mi tylko ubolewać, że rezultaty są tak mizerne i niedoskonałe”, napisał we wstępie do sprawozdania. Niemniej przedstawił w nim wszystko, czego się dowiedział, koloryzując tam, gdzie brakowało mu dokładności lub nie miał żadnego dowodu na poparcie swoich odkryć.
„Po pierwsze — napisał Theo — zgodnie z tradycją najstarszych jubilerów miasta Delhi, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, diament został wydobyty w kopalni Koh-i-noor, [znajdującej się] o cztery dni podróży na północny zachód od Machilipatnam, na brzegu Godawari, za życia [hinduskiego pasterza-boga] Kryszny, który żył podobno przed pięcioma tysiącami lat…”8.
Raport Theo, który nadal przechowywany jest w podziemiach Indyjskiego Archiwum Narodowego, rozwijający się w tym duchu, stał się pierwszym zarysem oficjalnej historii Koh-i-noora — opowieści o wielowiekowej serii krwawych podbojów, łupieży, plądrowań i zawłaszczeń. Wersja Theo jest od tamtej pory powtarzana w jednym artykule po drugim, jednej książce po drugiej i dziś wisi niekwestionowana na stronie Wikipedii.
O kamieniu znalezionym w najstarszych otchłaniach dawnych czasów powiada się, że został potem wydłubany z oka posągu i skradziony z jednej ze świątyń na południu Indii przez grasujących tam Turków. Wkrótce, jak pisał Theo, „klejnot wpadł w ręce dynastii Gori, a potem przechodził sukcesywnie do [czternastowiecznych] dynastii Tughlak, Sajjed i Lodhi, by ostatecznie trafić do rodziny Timura [Mogołowie] i pozostawać w jej posiadaniu aż do czasu panowania Muhammada Śaha, który nosił go w turbanie”.
A później, gdy imperium mogolskie zaczęło się rozpadać pod naporem inwazji perskiej dowodzonej przez Nadira Śaha, „on i Muhammad wymienili się turbanami i w ten sposób [kamień] stał się własnością tego pierwszego”. Theo utrzymywał nawet, że nazwę Koh-i-noor nadał mu właśnie Nadir Śah, po którego śmierci właścicielem klejnotu został Afgańczyk, szef jego ochrony, Ahmad Chan Abdali. Przez prawie sto lat brylant znajdował się u Afgańczyków, a Randźit Singh przejął go od uciekającego szacha Afganistanu w 1813 roku.
Wkrótce po złożeniu sprawozdania przez Theo Koh-i-noor został wysłany do Anglii, a królowa Wiktoria natychmiast udostępniła go organizatorom wystawy światowej w 1851 roku. Długie kolejki ustawiały się w Pałacu Kryształowym, żeby zobaczyć to słynne trofeum królewskie zamknięte w specjalnie zamówionej, dobrze zabezpieczonej szklanej gablocie-sejfie, umieszczonej dodatkowo w metalowej klatce. Spopularyzowany przez brytyjską prasę i oblegany przez brytyjską publiczność Koh-i-noor szybko stał się nie tylko najsłynniejszym brylantem na świecie, ale także najsławniejszym pojedynczym łupem z Indii. Stał się też symbolem dominacji wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii nad światem i jej zdolności do zabierania z każdego zakątka ziemi najbardziej pożądanych przedmiotów, by potem się nimi chełpić, podobnie jak robili to Rzymianie z osobliwościami pochodzącymi z podbojów dwa tysiące lat wcześniej.
W miarę jak rosła sława brylantu, a napisana przez Theo ze swadą i ciekawa, ale całkowicie wyssana z palca historia klejnotu była coraz szerzej rozpowszechniania, wiele innych dużych brylantów mogolskich, które niegdyś rywalizowały z Koh-i-noorem, odeszło niemal w zapomnienie, a Góra Światła osiągnęła niepodważalny status najwspanialszego klejnotu na ziemi. Tylko garstka historyków pamiętała, że Koh-i-noor, ważący 190,3 karata w chwili, gdy dotarł do Wielkiej Brytanii, miał dwóch porównywalnych braci — Dariję-i-noora albo inaczej Morze Światła w Teheranie (szacowany dzisiaj na 175 do 195 karatów) oraz Wielkiego Mogoła, który zdaniem współczesnych gemmologów jako Orłow (189,9 karata) osadzony jest w berle Katarzyny Wielkiej i znajduje się na Kremlu9.
W rzeczywistości dopiero na początku dziewiętnastego wieku, kiedy Koh-i-noor dotarł do Pendżabu i trafił w ręce Randźita Singha, zaczął cieszyć się sławą — i to tak dużą, że pod koniec panowania Randźita pobożni Hindusi zastanawiali się, czy kamień nie jest tak naprawdę legendarnym klejnotem Sjamantaką, wspomnianym w jednej z opowieści o Krysznie w Śrimad Bhagavatam. Wzrastająca sława wynikała częściowo stąd, że Randźit Singh przedkładał brylanty nad rubiny — gust ten Sikhowie dzielą z większością Hindusów, podczas gdy Mogołowie i Persowie wolą duże, nieoszlifowane kamienie w jaskrawych kolorach. I w rzeczy samej w skarbcu Mogołów Koh-i-noor był chyba jedyny w swoim rodzaju w najwspanialszej kolekcji wyjątkowych kamieni, jaką kiedykolwiek zgromadzono, w której najbardziej ceniono nie brylanty, ale uwielbiane przez Mogołów spinele almandynowe z Badachszanu, a później rubiny z Birmy.
Coraz wyższy status Koh-i-noora był także częściowo konsekwencją gwałtownie rosnącej na całym świecie ceny diamentów na początku i w połowie dziewiętnastego wieku. Wynikało to z wynalezienia symetrycznego i wielofasetowego szlifu brylantowego, który w pełni uwalniał „ogień” zawarty w diamencie, co z kolei doprowadziło do nastania mody na pierścionki zaręczynowe z brylantami w klasie średniej Europy i Ameryki, a moda ta ostatecznie dotarła również do Indii.
Finałowy akt wyniesienia Koh-i-noora na szczyty światowej sławy nastąpił w wyniku wystawy światowej i doniesień prasowych na jej temat. Nie minęło dużo czasu i wielkie, często obciążone klątwą brylanty z Indii zaczęły regularnie pojawiać się w popularnych powieściach wiktoriańskich, takich jak Księżycowy Kamień Wilkiego Collinsa i Lothair [Lotar] Benjamina Disraelego, którego fabuła przedstawia losy torby nieoszlifowanych diamentów uzyskanych od maharadży.
Tym sposobem Koh-i-noor zyskał ostatecznie w Europie status klejnotu wyjątkowego, jakiego nigdy nie osiągnął przed opuszczeniem Azji. Dzisiaj, gdy turyści oglądają go w londyńskim Muzeum Tower, są często zaskoczeni jego niewielkim rozmiarem, zwłaszcza w porównaniu z dwoma znacznie większymi brylantami o nazwach Cullinan I i Cullinan II znajdującymi się w tej samej gablocie. Obecnie Koh-i-noor jest dopiero na dziewięćdziesiątym miejscu wśród największych brylantów na świecie10.
Co najdziwniejsze jednak, Koh-i-noor nadal cieszy się sławą i zachowuje swój status, i znów jest przyczyną tarć międzynarodowych, jako że rząd indyjski — między innymi — wzywa Wielką Brytanię do jego zwrotu. Ale nawet w tej sytuacji przedstawiciele Indii najwyraźniej nie potrafią się zdecydować w sprawie odwiecznie niejasnej historii kamienia: w kwietniu 2016 roku indyjski prokurator generalny Randźit Kumar powiedział w Sądzie Najwyższym, że Koh-i-noor został dobrowolnie podarowany Brytyjczykom w połowie dziewiętnastego wieku przez maharadżę Randźita Singha i „nie był ani ukradziony, ani przejęty siłą przez brytyjskich władców”. To oświadczenie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością — w 1849 roku Randźit Singh nie żył od dziesięciu lat, więc mógłby zrobić taki prezent tylko jako ciało astralne przywołane przez medium na seansie spirytystycznym — a wypowiedź prokuratora wydaje się tym dziwniejsza, że przekazanie brylantu lordowi Dalhousie w 1849 roku jest jedynym chyba pewnym faktem w historii tego klejnotu. W niedalekiej przeszłości Pakistan, Iran, Afganistan, a nawet talibowie również zgłosili swoje prawa do brylantu i żądali jego zwrotu.
Po stu siedemdziesięciu latach od powstania anegdotycznej wersji losów Koh-i-noora, napisanej przez Theo i opartej na bazarowych plotkach, nikt nie pokusił się o jej weryfikację ani nawet jej nie podważył. Stało się wręcz odwrotnie: wszystkie wzmianki o wyjątkowych indyjskich diamentach w książkach źródłowych, takich jak Baburname [Wspomnienia] mogolskiego władcy Babura albo Podróże francuskiego jubilera Taverniera, zostały z czasem uznane za odniesienia do Koh-i-noora, podczas gdy o innych wielkich brylantach Mogołów pamiętają jedynie specjaliści. Mit Koh-i-noora rozrastał się znacząco i stawał jeszcze bardziej daleki od prawdy.
I tak każdy, kto pokusi się o ustalenie faktów z historii klejnotu, przekona się, że jednoznaczne do niego odniesienia są nadal — jak ujął to Theo Metcalfe — „mizerne i niedoskonałe”, bo w rzeczy samej jawią się jako podejrzanie nieliczne. Nie istnieją bowiem żadne pewne wzmianki w źródłach sułtańskich i mogolskich mimo ogromnej liczby informacji o wielkich i niesłychanie cennych diamentach pojawiających się w całej historii Indii, zwłaszcza im bliżej kulminacyjnego okresu rządu Mogołów. Niektóre z nich mogą dotyczyć Koh-i-noora, ale ponieważ brakuje im wystarczająco szczegółowych opisów, nie można uznać ich za pewniki. Prawdę mówiąc, właściwie nie ma przejrzystych i jednoznacznych wzmianek o Koh-i-noorze w żadnym historycznym dokumencie sprzed czasów perskiego historyka Muhammada Kazima Marviego, który w historii najazdu Nadira Śaha na Indie w 1739 roku wspomina o kamieniu.
To najwyraźniej pierwsze ocalałe i solidne źródło, mające autora znanego z nazwiska. Dzieło powstało dopiero pod koniec lat czterdziestych osiemnastego wieku, mniej więcej dziesięć lat po tym, jak klejnot został wywieziony z Indii. Co ważne, kronika Marviego jest jedynym ówczesnym dokumentemwśród kilkunastu szczegółowych relacji Persów, Hindusów, Francuzów i Holendrów, naocznych świadków tamtych wydarzeń, w którym wyraźnie wymienia się wspaniały brylant, i to nawet z nazwy, choć w większości to szczegółowe listy i opisy klejnotów zdobytych przez Nadira Śaha.
Ten szczególny kamień — który władca mogolski Muhammad Śah Rangila podobno ukrywał w turbanie, a który Nadir Śah podstępnie przejął dzięki zamianie nakryć głowy, o czym opowiadała jedna z nadal powtarzanych nieudokumentowanych historyjek Theo — zgodnie z tym, co Marvi widział na własne oczy, był w tamtym czasie największą ozdobą najwspanialszego i najdroższego mebla, jaki kiedykolwiek wykonano: Pawiego Tronu mogolskiego władcy Śahdźahana, a zatem Rangila nie mógł ukrywać klejnotu. Koh-i-noor, jak pisał Marvi na podstawie osobistej obserwacji, po raz pierwszy używając nazwy kamienia — aż do tamtej pory nieprzetłumaczonej na angielski — był umieszczony na baldachimie tego wyjątkowego tronu, który kosztował dwa razy więcej niż budowa Tadż Mahal. Marvi napisał:
Ośmioboczny, w kształcie europejskiego kapelusza z kolistym brzegiem, miał boki i baldachim wysadzane klejnotami. Na szczycie był umieszczony paw zrobiony ze szmaragdów i rubinów; do jego głowy przymocowano brylant wielkości kurzego jajka, znany jako Koh-i-noor — Góra Światła, którego cenę zna chyba tylko sam Bóg! Skrzydła były wysadzane klejnotami; wiele pereł, a każda wielkości gołębiego jajka, zawieszono na sznurkach i przymocowano do kolumn wspierających tron. Wszystko, co należało do tronu, było ozdobione złotem i klejnotami […], a podstawę ozdobiono szamerunkiem obszytym na brzegach perłami […]. Tron i jego poręcze były w kawałkach, rozebrane do transportu i miały być złożone z powrotem […]. Autor tych słów widział ten tron, gdy zwycięskie armie opuściły Delhi i ruszyły ku stolicy w Heracie, kiedy to na rozkaz królewski został ustawiony w królewskim namiocie Nadira razem z dwoma innymi wyjątkowymi darami: brylantem znanym jako Darija-i-noor, Morze Światła, oraz rubinem znanym jako Ayn al-Hur, Oko Hurysy.
Czytałabym, jak Czubówna programy przyrodnicze 😀
Czy może być coś piękniejszego jak spełnianie marzeń , które umożliwiają nam książki 😍 dają nam tyle możliwości , pozwalają rozwijać naszą duszę 😍 są jak powietrze 😍 to one kolorują nasz świat ……
Mówi się by nie oceniać książki po okładce, ale ta okładka mnie bardzo przyciąga 🙂 Sama wygląda jak klejnot 😉