Biografia Lenina autorstwa Victora Sebestyena to nie tylko wnikliwe studium dyktatury. To także – a może przede wszystkim – głęboki, intymny portret człowieka odpowiedzialnego za największy horror ludzkości.


Lenin. DyktatorLenin wymyka się schematom, którym podlegali wszyscy późniejsi dyktatorzy.

Nie działał wyłącznie za pomocą terroru. Pod wieloma względami był fenomenem politycznym, demagogiem, szafującym obietnicami bez pokrycia, kłamstwami i wyznającym prostą zasadę, że cel uświęca środki.

Nie był sadystą, szaleńcem ani nawet fanatykiem. Przedkładał taktykę nad doktrynalną czystość i potrafił diametralnie zmieniać zdanie, gdy było to opłacalne.

W kontaktach osobistych uprzejmy dżentelmen z wyższej klasy średniej, nigdy nie zakładał mundurów ani nie pytał o szczegóły śmierci ofiar, które miały dla niego jedynie wymiar liczbowy.

Stworzył system oparty na idei, że terror jest usprawiedliwiony wyższymi racjami, który został następnie udoskonalony przez Stalina. Pragnął władzy i pragnął zmienić świat. Osiągnął jedno i drugie.

Bolszewicki przewrót 1917 roku postawił świat na głowie, a jeszcze sto lat później Rosja i wiele innych krajów pozostaje pod przemożnym wpływem komunizmu.

Victor Sebestyen – brytyjski dziennikarz pochodzenia węgierskiego. Pracował m.in. dla “London Evening Standard”, “The Times”, “Daily Mail” i “Newsweeka”. Jako zagraniczny korespondent opisywał upadek komunizmu i wojnę w Jugosławii. Jest autorem książki poświęconej węgierskiemu powstaniu 1956 r. i upadkowi sowieckiego imperium w 1989 r.

Victor Sebestyen
Lenin. Dyktator
Przekład: Sebastian Szymański
Seria: Oblicza zła
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 24 maja 2018
 
 

Lenin. Dyktator


Wprowadzenie

Po jednej ze stron placu Czerwonego w Moskwie nadal można zobaczyć widok dobrze znany każdemu, kto odwiedził Związek Radziecki w ostatnich latach komunizmu. Każdego dnia ludzie w długiej kolejce cierpliwie czekają na bilet wstępu do Mauzoleum Lenina, potężnej marmurowej budowli wzniesionej pod koniec lat dwudziestych XX wieku. Czekanie może trwać całe wieki, sama wizyta – ledwo chwilę. Zwiedzający schodzą do podziemia i kilkumetrowym, pogrążonym w półmroku korytarzem o nagich ścianach docierają do trumny. Na zabalsamowane ciało, które spoczywa w niej na czerwonym aksamicie niemal od dziewięćdziesięciu lat, pada silne światło. Tłum jest tu taki, że każdy ma najwyżej pięć minut na oddanie hołdu – albo po prostu na pogapienie się. Wśród odwiedzających to miejsce są nieliczni cudzoziemcy. Ogromna większość to Rosjanie.
Mauzoleum sprawia makabryczne wrażenie, niezależnie od tego, kto jest w nim złożony. Ale największym anachronizmem wydaje się to, że dwadzieścia pięć lat po rozpadzie Związku Radzieckiego Włodzimierz Iljicz Lenin nadal przyciąga takie tłumy. Wszyscy wiedzą, jakie spustoszenie uczynił; niewielu podziela jeszcze wiarę, której był orędownikiem. Lecz w Rosji Lenin nadal przykuwa uwagę, a nawet jest przedmiotem uwielbienia.
Obecny przywódca Rosji, Władimir Putin, nie miał najmniejszego zamiaru pozbywać się grobowca. Wręcz przeciwnie, w 2011 roku zatwierdził ogromne wydatki na naprawę mauzoleum, kiedy pojawiło się zagrożenie, że się zawali. Kult Lenina przetrwał więc, nawet jeśli w zmienionej postaci. Dziadek Putina, Spiridon, był kucharzem Lenina po rewolucji październikowej, ale to nie rodzinne uczucia obecnego prezydenta Rosji sprawiły, że szczątki Lenina nadal spoczywają w tym miejscu. Putinowi chodziło raczej o pokazanie historycznej ciągłości, jasny sygnał, że Rosja nadal potrzebuje – tak jak zawsze potrzebowała – dominującego, bezwzględnego, autokratycznego przywódcy, szefa czy – jak to się mówi po rosyjsku – wożda. Grobowiec Lenina symbolizował kiedyś ideologię internacjonalistyczną, jaką był komunizm. Teraz stał się ołtarzem zmartwychwstającego rosyjskiego nacjonalizmu.
Zabalsamowane zostało nie tylko ciało Lenina. „Zachowany” został również jego charakter; jego osobowość, motywacje i zamiary rzadko poddawano po 1991 roku ponownej ocenie, nawet w świetle nowych informacji o nim, jakie pojawiły się, gdy Rosjanie zaczęli otwierać swoje archiwa. W Związku Radzieckim wszystkie biografie Lenina były hagiografiami, których lektura była obowiązkowa w szkołach, a dzieci uczono nazywać założyciela państwa radzieckiego dieduszką (dziadkiem) Leninem. Nawet ostatni pierwszy sekretarz partii komunistycznej Michaił Gorbaczow nazywał go wyjątkowym geniuszem i często cytował. Lenin był filarem bolszewickiej ortodoksji pod wszystkimi względami.
W obozie przeciwników komunizmu głoszono coś dokładnie przeciwnego. Lenin mógł wprawdzie nie być tak zły jak Stalin, ale stworzył przecież jedną z najbardziej okrutnych tyranii w historii – oraz model państwa, który w pewnym momencie był kopiowany przez niemal pół świata. Najczęściej – choć istnieją tu pewne wyjątki – gdy trwała jeszcze zimna wojna, biografowie Lenina sytuowali się po jednej lub drugiej stronie tego ideologicznego podziału. Ale te teoretyczne spory straciły na znaczeniu, kiedy zburzony został mur berliński, a Związek Radziecki się rozpadł.
Świat komunistyczny, który stworzył Lenin – w znacznej mierze na podobieństwo do ascetycznego obrazu samego siebie – mógł pokryć się kurzem historii. Ale nadal ma on dziś duże znaczenie. Po zakończeniu zimnej wojny zatriumfował neoliberalizm wraz z ideą demokracji; socjalizm w różnych jego odmianach został zdyskredytowany. Wydawało się, że nie ma alternatywnej koncepcji wobec politycznych i gospodarczych rozwiązań oferowanych przez zglobalizowane rynki. Ale po kryzysie bankowym i recesji z lat 2007–2008 świat się zmienił i znaczna część społeczeństw zachodnich straciła zaufanie do samego procesu demokratycznego. Dla milionów ludzi założenia, które dwa pokolenia traktowały jako pewniki, podstawę życia, całkowicie się zdewaluowały. Gdyby Lenin żył, najprawdopodobniej uznałby świat z 2017 roku za znajdujący się na krawędzi momentu rewolucyjnego. Jego postać zyskuje na znaczeniu nie ze względu na błędne, krwawe i prowadzące do morderstw decyzje, lecz ze względu na to, że zadawał te same pytania, jakie my stawiamy dziś sobie w odniesieniu do podobnych problemów.
Miliony ludzi i niebezpieczni populistyczni przywódcy z lewej i prawej strony sceny politycznej powątpiewają, czy liberalnej demokracji udało się stworzyć sprawiedliwe społeczeństwo oraz umocnić wolność i dobrobyt lub też poradzić sobie z narastającą nierównością i niesprawiedliwością. Takie określenia jak „globalna elita” i „1 procent” używane są dziś w zdecydowanie Leninowski sposób. Oczywiście trudno zakładać, że rozwiązania Lenina zostaną znów gdzieś wprowadzone w życie, ale stawiane przez niego pytania są nadal aktualne i ciągle można na nie odpowiedzieć za pomocą równie krwawych metod.

Lenin przejął władzę w drodze przewrotu, ale nie działał wyłącznie za pomocą terroru. Pod wieloma względami był całkowicie współczesnym fenomenem politycznym – tego rodzaju demagogiem, jakich dobrze znamy z zachodnich demokracji, jak również dyktatur. Kiedy dążył do władzy, obiecywał ludziom wszystko. Oferował proste rozwiązania skomplikowanych problemów. Bezwstydnie kłamał. Wskazywał kozłów ofiarnych, których mógł później nazwać „wrogami ludu”. Usprawiedliwiał swoje działania tym, że zwycięstwo jest wszystkim: cel uświęca środki. Każdy, kto śledził ostatnie wybory w rzekomo rozwiniętych kulturach politycznych Zachodu, mógłby rozpoznać jego metody. Lenin bowiem jest ojcem tego, co obecni komentatorzy, niemal sto lat po jego śmierci, nazywają polityką postprawdy.
Lenin uważał siebie za idealistę. Nie był potworem, sadystą albo nikczemnikiem. W relacjach osobistych był niezmiennie uprzejmy i zachowywał się tak, jak go wychowano, jak dżentelmen z wyższej klasy średniej. Nie był próżny. Potrafił się śmiać – czasami nawet z samego siebie. Nie był okrutny: w przeciwieństwie do Stalina, Mao Zedonga albo Hitlera nigdy nie pytał o szczegóły śmierci swoich ofiar, napawając się tą chwilą. Dla niego niemal każda ofiara była jedynie abstrakcją, wyłącznie liczbą w rachunku. Nigdy nie przyodziewał się w mundury albo tuniki w wojskowym stylu, co uwielbiają inni dyktatorzy. Ale w czasach, gdy mścił się na innych rewolucjonistach, i później, gdy kurczowo trzymał się władzy, nigdy nie okazał wspaniałomyślności pokonanemu przeciwnikowi ani nie dokonał żadnego humanitarnego czynu, jeśli nie było to politycznie opłacalne.
Zbudował system oparty na idei, że terror polityczny wobec oponentów jest usprawiedliwiony większym celem. Później koncepcja ta została udoskonalona przez Stalina, ale sama idea usprawiedliwienia tych czynów była Leninowska. Lenin nie zawsze był złym człowiekiem, lecz robił straszliwe rzeczy. Andżelika Bałabanowa, jedna z jego starych towarzyszek, która go podziwiała, ale z czasem coraz bardziej się go bała i nienawidziła, stwierdziła – z dużą dozą przenikliwości – że tragedią Lenina było to, że (jak ujął to Goethe w odniesieniu do swego Fausta) – pragnął dobra, ale… czynił zło. Największym złem, jakie Lenin wyrządził, było to, że pozostawił człowieka takiego jak Stalin na stanowisku przywódcy Rosji po swojej śmierci. Była to historyczna zbrodnia.
Lenina często przedstawia się jako zatwardziałego ideologa, komunistycznego fanatyka i jest to do pewnego stopnia prawdą. Nieustannie perorował o teorii marksistowskiej – „Bez teorii nie może być partii rewolucyjnej”, mawiał po wielekroć. Ale zapomina się o tym, co znacznie częściej mówił swoim zwolennikom: „Teoria jest wskazówką, a nie Pismem Świętym”. Kiedy ideologia zderzała się z oportunizmem, niezmiennie przedkładał ścieżkę taktyki nad doktrynalną czystość. Potrafił całkowicie zmienić zdanie, jeśli sprzyjało to jego celowi. Poza tym w równym stopniu jak ideologia napędzały go emocje. Pragnienie zemsty za śmierć starszego brata, straconego za udział w spisku mającym na celu zabicie cara, motywowało Lenina równie mocno jak jego wiara w Marksowską teorię wartości dodatkowej.
Pragnął władzy i pragnął zmienić świat. Zachował osobistą władzę tylko przez nieco ponad cztery lata, zanim pogarszające się zdrowie uczyniło go fizycznie i umysłowo niesprawnym. Ale zgodnie z jego słowami rewolucja bolszewicka z 1917 roku postawiła świat na głowie. Ani Rosja, ani wiele innych państw od Azji po Amerykę Południową nie otrząsnęło się z jej skutków do dzisiaj.
Dla biografa kwestie polityczne stają się kwestiami osobistymi, jak Lenin sam miał niekiedy stwierdzać. Był więc on dzieckiem swoich czasów i swojego miejsca: pełnej przemocy, tyrańskiej i skorumpowanej Rosji, a państwo rewolucyjne, które stworzył, było nie tyle socjalistyczną utopią, jaką sobie wymarzył, ile zwierciadlanym odbiciem samodzierżawia Romanowów. Fakt, że Lenin był Rosjaninem, jest równie ważny jak jego marksistowska wiara.
Leninowi rzadko pozwalano pojawiać się w zimnowojennych wersjach jego biografii jako zwykłej osobie. Żadna ze stron bowiem nie chciała, żeby okazał się ludzki, ponieważ nie zgadzałoby się to z jej ideologią. Nie był zimny, racjonalny i jednowymiarowy, jak często go przedstawiano. Często ulegał emocjom i wpadał w taki gniew, który niemal czynił go niezdolnym do działania. Napisał bardzo wiele tekstów poświęconych filozofii i ekonomii marksistowskiej, z których część jest obecnie niezrozumiała. Kochał jednak góry niemal równie mocno jak rewolucję i pisał lirycznie o wędrówkach po Alpach i przechadzkach po wiejskich okolicach. Lubił przyrodę, polowanie, strzelanie i łowienie ryb. Rozpoznawał setki gatunków roślin. „Notatki z natury” i listy do rodziny ukazują tę stronę Lenina, która zaskoczyłaby ludzi wyobrażających go sobie jako odległą i pozbawioną uczuć postać.
Jedną z niespodzianek, na jakie natknąłem się, prowadząc badania do tej książki, było odkrycie, że niemal wszystkie ważne relacje w życiu Lenina łączyły go z kobietami. Ukazuje to kolejną jego mało znaną stronę: Lenina zakochanego. Jego żona Nadieżda – Nadia – pozostawiła wygładzone i bezbarwne wspomnienia o ich wspólnym życiu; ale z nowych materiałów i poskładanych fragmentów historii, pochodzących z różnych źródeł, wyłania się jej obraz jako kogoś znacznie ważniejszego niż zwykła ciężko pracująca gospodyni domowa i sekretarka, jak się o niej zazwyczaj mówi. Lenin nigdy nie osiągnąłby tego, co osiągnął, bez niej. A przecież przez dekadę miał tajemny romans z czarującą, inteligentną i piękną Inessą Armand, której historia przewija się niemal przez połowę tej książki, ponieważ miała zasadnicze znaczenie dla emocjonalnego życia Lenina – oraz dla emocjonalnego życia Nadii. Jest to rzadki przykład romantycznego miłosnego trójkąta, którego uczestnicy zachowywali się tak, by niczego nie zdradzić. Jedynym momentem, w którym Lenin w widoczny sposób załamał się publicznie, był pogrzeb Armand, na trzy lata przed jego śmiercią.
Jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, gdy wysłano mnie do Moskwy jako dziennikarza, mogłem osobiście zwiedzić gabinet i pokoje na Kremlu, które kiedyś zajmował Lenin. Niczego w nich podobno nie zmieniono, w każdym razie tak zapewniał oprowadzający mnie po nich wyższy aparatczyk partii komunistycznej. Uderzyło mnie to, jak zwykły był ich wystrój, jak banalny, jak mieszczański i – zupełnie niedyplomatycznie – palnąłem to, używając właśnie tych słów. Ku mojemu zaskoczeniu, ponieważ partyjne szychy rzadko w tamtych czasach wygłaszały heretyckie myśli, mój przewodnik wyznał: „Tak. Zawsze zastanawiałem się, jak mógł dokonać tak niezwykłych rzeczy”. Nigdy nie zapomniałem tego stwierdzenia. Oto jest próba odpowiedzi.
Victor Sebestyen
Londyn, październik 2016

Prolog

Coup d’état

Powstanie jest sztuką, tak samo jak wojna.
Fryderyk Engels,
Rewolucja i kontrrewolucja w Niemczech, 1852

Są całe dekady, kiedy nic się nie dzieje – i są tygodnie, kiedy dzieją się całe dekady.
Włodzimierz Iljicz Lenin,
Najważniejsze zadanie naszych dni, marzec 1918

Martwiła go peruka – kędzierzawa, siwoszara czupryna, która nieustannie zsuwała się z jego łysej jak kolano czaszki, grożąc zepsuciem przebrania. Włodzimierz Iljicz Uljanow – lepiej znany pod pseudonimem Lenin – walczył przez całe swoje dorosłe życie o tę chwilę. I oto był o krok od zdobycia absolutnej władzy w Rosji i wzniecenia rewolucji, która miała zmienić świat. Teraz zaś mocował się z tą żałosną czupryną, zaszyty w ciasnym mieszkanku na pierwszym piętrze budynku leżącego na robotniczych przedmieściach Piotrogrodu, podczas gdy kilka kilometrów dalej, w centrum miasta, inni tworzyli historię.
Dłużej nie mógł już znieść frustracji i niepewności. Wiedział, że wraz z małą grupą fanatycznych socjalistów, bolszewików, wzbudzał umiarkowaną sympatię ludu żyjącego w stolicy Rosji, a jeszcze mniejszą w pozostałej części kraju. Ich jedyną szansą na zdobycie pozycji było „przejęcie władzy od ulicy”, teraz, za pomocą powstania przeciwko słabemu rządowi, który mógł liczyć na jeszcze mniejsze poparcie. Odpowiednia chwila była wszystkim, jak Lenin zwykł powtarzać z monotonną regularnością. Ogłosił, że przewrót musi nastąpić w środę 25 października 1917 roku albo jego wrogowie przejmą i c h moment i pokrzyżują mu szyki. Miał czterdzieści siedem lat, nie był już najlepszego zdrowia, a gdyby poniósł porażkę, taka szansa mogła się już więcej nie pojawić.
Teraz był wtorkowy wieczór 24 października i Włodzimierz Iljicz nie miał pojęcia, czy którykolwiek aspekt planu wzniecenia powstania, jaki przygotowali jego towarzysze, był rzeczywiście wprowadzany w życie. Był dowódcą odciętym od swojego sztabu generalnego i swoich oddziałów. Mianował Komitet Wojskowo-Rewolucyjny do opracowania taktycznych szczegółów przewrotu, ale jego siedziba znajdowała się po drugiej stronie miasta, w kwaterze głównej bolszewików w Instytucie Smolnym, wielkim budynku, który dawniej był szkołą dla szlacheckich córek.
To towarzysze Lenina nalegali, żeby ze względów bezpieczeństwa pozostał w schronieniu wybranym dla niego w robotniczej dzielnicy Wyborskiej, w domu Margarity Fofanowej, lojalnej członkini partii, której nakazano pilnować, aby Lenin nie opuszczał mieszkania. Spędził więc większą część dnia na przemierzaniu z narastającą irytacją dużego pokoju tam i z powrotem. Niemal nikt go nie odwiedzał i nie dochodziły do niego żadne wieści mniej więcej do osiemnastej, kiedy to Fofanowa wróciła i powiedziała mu, że wydaje się, iż nigdzie w mieście nie ma ani śladu bolszewickich oddziałów szturmowych i czerwonogwardzistów. „Nie rozumiem ich – powiedział Lenin. – Czego, do cholery, się boją? Zapytaj po prostu, czy mają stu zaufanych żołnierzy albo czerwonogwardzistów z karabinami. To wszystko, czego mi trzeba”.
Zniecierpliwiony Lenin martwił się, że jego Komitet Wojskowy, którego niewielu członków miało jakiekolwiek doświadczenie bojowe, sfuszeruje przewrót. Gorzej – wyobrażał sobie, że jego cywilni towarzysze pod jego nieobecność w ogóle zrezygnowali z powstania. Wiedział, że wielu, nawet w jego najbliższym kręgu, wątpiło, że bolszewicy mogą przejąć władzę, nie mówiąc już o jej zachowaniu; niektórzy obawiali się też, że zawisną na latarniach, jeśli spróbują tego dokonać. Lenin, niemal jak zawsze od blisko dwóch dekad przewodzenia podziemnemu ruchowi rewolucyjnemu, narzucił im swoją wolę. Straszył ich, przymilał się, a wreszcie zaszantażował, że zrezygnuje, pozostawiając bolszewików bez sternika.
Wreszcie dwa tygodnie temu uzyskał potwierdzenie, że większość ważnych figur partyjnych pójdzie za nim. Nadal jednak istniało ryzyko, że zmienią zdanie i odwołają przewrót. Władza mogła mu umknąć.
Lenin pośpiesznie nagryzmolił poruszającą prośbę do swoich towarzyszy: „Jasne jak słońce, że teraz już zwlekanie z powstaniem równa się śmierci – napisał. – Z całą mocą zapewniam towarzyszy, że teraz wszystko wisi na włosku (…). (…) czekać nie wolno. Trzeba za wszelką cenę dziś wieczorem, dziś w nocy aresztować rząd (…). Czekać nie wolno!! Można stracić wszystko!! (…) Historia nie wybaczy zwłoki rewolucjonistom, którzy mogli zwyciężyć dzisiaj (i na pewno zwyciężą dzisiaj), ale ryzykują, że jutro stracą wiele, ryzykują, że stracą wszystko. (…) Rząd chwieje się. Trzeba go d o b i ć za wszelką cenę” – po czym kazał Fofanowej zanieść notatkę do lokalnej siedziby partii i przekazać swojej żonie, Nadieżdzie Konstantinownej Krupskiej, „i nikomu innemu”. Miała się ona upewnić, że notatka dotrze do najwyższych urzędników partyjnych.
Lenin był zdesperowany, by dostać się do Smolnego. Dowódca powinien dowodzić, a nie się ukrywać. Wydano jednak nakaz jego aresztowania i znajdował się w niebezpieczeństwie. Żył w ukryciu od początku lipca, przez trzy miesiące w Finlandii, a przez ostatnie trzy tygodnie w Piotrogrodzie. Na początku władze bez przekonania podejmowały starania, by go schwytać, ale przed kilkoma dniami ostrzeżono bolszewików, że rząd jest teraz znacznie bardziej zdeterminowany, by go wytropić. Ryzyko utraty życia dodatkowo zwiększał fakt, że w Piotrogrodzie załamały się rządy prawa, a wzrost przemocy ze strony różnej maści kryminalistów sprawiał, że w niektóre rejony miasta niebezpiecznie było się zapuszczać. „Rabunki tak się rozpowszechniły, że spacerowanie po przedmieściach było niebezpieczne… – napisał pewien reporter. – Któregoś wieczoru widziałem, jak na ulicy Sadowej tłum złożony z kilkuset ludzi pobił i stratował na śmierć żołnierza schwytanego na kradzieży”.

 
Wesprzyj nas