“Woda wiecznej młodości”, na wskroś włoska, pełna blasków i cieni weneckiego życia (olśniewających palazzo i niszczejących zabytków, kolejnych fal imigracji i perypetii rodowitych Wenecjan), nowa powieść Donny Leon jest godną kontynuacją jej doskonałej serii kryminałów.


Woda wiecznej młodościDotychczasowe śledztwa Brunettiego dotyczyły zarówno szokujących zbrodni, jak i drobnych przewinień. Jednak tym razem pochłonie go sprawa, co do której nie wiadomo nawet, czy była przestępstwem…

Piętnaście lat wcześniej nastoletnia dziewczyna wpadła nocą do jednego z kanałów. Nie potrafiła pływać, więc zaczęła się topić, a ocalała tylko dzięki pomocy jednego z przechodniów, pijaka, który usłyszał jej szamotanie i zdołał wyciągnąć ją na brzeg. Jednak podtopienie zdążyło trwale uszkodzić mózg dziewczyny, na zawsze zatrzymując ją na poziomie rozwoju dziecka. Pijany wybawca twierdził, że widział, jak została wepchnięta do wody przez jakiegoś mężczyznę, ale dzień później nie był już w stanie niczego sobie przypomnieć.

Podczas bankietu dobroczynnego babcia dziewczyny, zamożna wenecka arystokratka, prosi Brunettiego, by zajął się wyjaśnieniem tej sprawy. Komisarz nie wie, jak właściwie mógłby pomóc – nawet jeśli popełnione zostało przestępstwo, po tak długim czasie uległoby już przedawnieniu. Jednak powodowany ciekawością i wzruszony namowami przytłoczonej smutkiem i zgryzotą starej kobiety (najlepszej przyjaciółki jego teściowej), zgadza się wszcząć śledztwo, które wkrótce stanie się dla niego niemal obsesją.

Donna Leon – urodzona w 1942 r. w Nowym Jorku w rodzinie irlandzko-hiszpańskiej po raz pierwszy odwiedziła Włochy w roku 1965 będąc na studiach i przez następne dziesięć lat przyjeżdżała tam regularnie, w międzyczasie pracując w USA, w Iranie, w Chinach i w Arabii Saudyjskiej jako nauczyciel angielskiego. Sama Donna Leon mówi o sobie, że jest kimś zupełnie bez ambicji, że jedno, czego zawsze chciała, to żeby w życiu było zabawnie i miło.
Przypadek sprawił, że napisawszy książkę, która przeleżała półtora roku w szufladzie, wysłała ją na konkurs do Japonii i zdobyła pierwszą nagrodę, co pociągnęło za sobą podpisanie kontraktu na następne dwie i w ten sposób w roku 1992 narodziła się seria powieści, których bohaterem jest komisarz Guido Brunetti.

Donna Leon
Woda wiecznej młodości
Przekład: Małgorzata Kaczarowska
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Premiera: 25 kwietnia 2018
 
 

Woda wiecznej młodości


3

(…)
Przerwali rozmowę, ponieważ ponownie weszła pokojówka. Postawiła na bocznym stole zastawioną tacę, przesunęła pomiędzy nich niski stolik, a następnie przeniosła na niego tacę i wyszła. Na tacy znajdowała się pojedyncza filiżanka kawy, srebrna cukiernica, łyżeczka, dwie niskie szklanki z grubo rżniętego kryształu oraz butelka whisky, której etykieta wprawiła Brunettiego w osłupienie.
Hrabina pochyliła się i podsunęła mu filiżankę, a następnie cukiernicę. Potem zerwała papierową banderolę z butelki i otworzyła ją. Nalała do jednej ze szklanek około dwóch centymetrów i bez słowa przechyliła butelkę w stronę Brunettiego.
Skinął głową, więc nalała taką samą ilość do drugiej szklanki.
Brunetti odsunął na bok tacy kawę i podniósł szklankę. Ten alkohol był zbyt cenny, by mówić coś tak banalnego jak cin cin, więc powiedział:
– Alla Sua salute.
– I za pańskie zdrowie – odpowiedziała hrabina i wypiła łyk.
Brunetti zrobił to samo i pomyślał, że mógłby sprzedać wszystko i przeprowadzić się do Szkocji. Paola pracowałaby jako nauczycielka, a dzieci znalazłyby sobie jakieś zajęcie. Na przykład żebranie.
– O czym pani chciała ze mną rozmawiać, hrabino? – zapytał i pochylił się, by odstawić szklankę na tacę.
– Słyszał pan o mojej wnuczce? – zapytała.
– Wiem tylko, że miała wypadek wiele lat temu, ale usłyszałem o tym od współpracownika, a nie od kogoś z rodziny. – Postanowił pominąć to, że ktoś szukał teraz dalszych informacji.
Hrabina wzięła szklankę w obie dłonie.
– Nie musi pan bronić swojej rodziny – powiedziała. – Ale cieszę się, że pan to robi. – Wypiła mały łyk. – Znam Donatellę od ponad czterdziestu lat i ufam jej przez większość tego czasu.
– Tylko większość? – zapytał Brunetti.
– Uważam, że zbyt pochopne jest obdarzanie zaufaniem ludzi, których nie znamy naprawdę dobrze.
Brunetti uniósł szklankę pod światło, by podziwiać kolor.
– Policjant we mnie mówi, że ma pani zapewne rację – powiedział i wypił łyczek. – To jest wyborne. – Odstawił szklankę na stolik. – Zakładam jednak, że zamierza mi pani zaufać. Skoro chce pani ze mną rozmawiać.
– Pije pan bardzo niewiele – zauważyła hrabina i postawiła szklankę obok, by pokazać, o ile więcej sama wypiła.
– Uważam, że to, co ma pani do powiedzenia, będzie zasługiwało na większą uwagę niż ta whisky, nawet najdoskonalsza.
Hrabina wyprostowała się na fotelu i ścisnęła jego poręcze. Zamknęła oczy.
– Moja wnuczka doznała… szwanku piętnaście lat temu.
Brunetti usłyszał, że oddech hrabiny stał się cięższy i zaczął się zastanawiać, czy zaraz zasłabnie lub zemdleje. Cóż za dziwne słowo: „szwank”.
Minęła dłuższa chwila. Oddech hrabiny uspokoił się, rozluźniła uścisk na poręczach fotela. Brunetti właśnie wtedy zorientował się, że rozmawiali w dialekcie weneckim, nie w czystym włoskim. Odruchowo używał formalnego lei, ale od początku zwracał się do niej w dialekcie weneckim bez żadnego namysłu. To była większa poufałość niż użycie tu.
Hrabina otworzyła oczy.
– Miała piętnaście lat, prawie szesnaście – powiedziała.
– Jak to się stało?
– Wyciągnięto ją z kanału niedaleko jej domu, ale zbyt długo przebywała pod wodą. Nikt nie wie, jak długo, ale dostatecznie długo, by jej mózg doznał uszkodzeń. – Siłą woli utrzymywała spokojny i beznamiętny ton głosu. Ból był widoczny tylko w jej oczach, więc nie patrzyła prosto na Brunettiego.
Zdaniem Brunettiego weneccy piętnastolatkowie byli rybami w całości lub przynajmniej częściowo. Poznawali wodę jako małe dzieci, spędzali wakacje na plaży i w morzu, nurkowali ze skał w Alberoni, ścigali się po lagunie w łodziach przyjaciół.
– Czy wpadła sama do wody? – zapytał Brunetti.
– Tak właśnie stwierdziła policja, ale tego nie jestem już pewna – odparła hrabina i natychmiast wyjaśniła: – Nie jestem pewna, że to był wypadek.
– Dlaczego pani tak sądzi?
– Manuela panicznie bała się wody.
Brunetti uniósł brwi – oboje byli wenecjanami. Paniczny strach przed wodą?
– Kiedy była mała, omal nie utonęła – mówiła dalej hrabina. – Moja synowa zabrała ją na plażę w Lido, a ona oddaliła się i weszła do wody. Miała chyba cztery lata, na pewno nie więcej. Mężczyzna na plaży zobaczył, jak jej główka znika pod wodą, wbiegł do morza i wyciągnął ją.
Zrobił jej sztuczne oddychanie i najprawdopodobniej uratował jej życie. Od tego czasu wody bała się panicznie.
– To ogromne utrudnienie, jeśli się mieszka tutaj – stwierdził Brunetti. W jego głosie była tylko troska, bez choćby cienia ironii.
– Wiem. Nie mogła sama wsiąść na vaporetto, ktoś musiał trzymać ją za rękę i musieli stać w środku, tuż przy drzwiach. Jeśli nie miała towarzystwa, szła piechotą.
– Czy to było możliwe? – zapytał Brunetti, zastanawiając się, jak skomplikowane stałoby się jego życie, gdyby musiał unikać łodzi.
– Tak. Chodziła piechotą do szkoły i do domów przyjaciółek, zawsze jednak unikając chodzenia przy kanałach. Jeśli tylko oddalała się kilka metrów od wody, wszystko było w porządku.
– A co z mostami? – zapytał.
– Nie stanowiły dla niej problemu. – Hrabina zauważyła zaskoczenie Brunettiego. – Wiem, że to brzmi dziwnie, ale mówiła, że może przez nie przechodzić, jeśli koncentruje się na stopniach pod nogami i nie widzi wody po bokach. Tego się właśnie bała, widoku wody.
– Czy musiała tutaj mieszkać?
– Nie, nie musiała, ale chciała. Jej rodzice byli rozwiedzeni, a mój syn ożenił się powtórnie. – Hrabina spojrzała na niego ze spokojem. – Mężczyźni zwykle tak robią – dodała, ale ponieważ Brunetti nie zareagował, kontynuowała: – Kiedy Manuela wpadła do kanału, mój syn miał już kolejną dwójkę dzieci, więc od dawna okoliczności były takie, że byłoby jej trudno mieszkać z nimi.
– Dlatego mieszkała z matką?
– Tak. Przy Campo Santa Maria Mater Domini. Nadal tam mieszkają.
– Czy tam właśnie mieszkała, kiedy… to się stało?
– Tak. Było jej lepiej z matką – odparła hrabina, chociaż w jej głosie nie brzmiało pełne przekonanie.
Brunetti nie wiedział, o co powinien zapytać. Trudno mu było uwierzyć, że dziewczyna tak skutecznie potrafiła sobie radzić ze swoim strachem. Jak to jest, widzieć coś, co cię przeraża, codziennie, mieć to wokół siebie po każdym wyjściu z domu?
– Strach musiał mieć wpływ na całe jej życie – powiedział.
– Kochała to miasto – odparła hrabina, jakby grała atutową kartę. – Mieszkała w nim od urodzenia, wszyscy jej przyjaciele byli tutaj, a poza tym… ja tutaj mieszkałam.
– Chodziła tutaj do szkoły?
– Tak – odpowiedziała hrabina i wymieniła nazwę szkoły w Santa Croce.
– Czy miała dobre relacje z matką?
Odpowiedź padła po dłuższej chwili.
– Zawsze tak zakładałam.
Taka odpowiedź niewiele mówiła, ale Brunetti postanowił na razie nie drążyć tematu.
– Nie jestem pewien, czego pani ode mnie oczekuje, hrabino – przyznał.
– Chciałabym, żeby pan sprawdził, czy mogło się coś stać… – powiedziała, machnęła ręką i zasłoniła oczy.
Brunetti odczekał bardzo długą chwilę, zanim zadał pytanie.
– Czy wie pani o jakichś problemach, jakie mogła mieć? Jakichś osobach, których chciałaby unikać?
– Nie – odparła natychmiast i z żarem.
Brunetti postanowił zostawić ten wątek.
– Pani hrabino – powiedział niemal takim tonem, jakiego używał, gdy jego dzieci wykręcały się od odpowiedzi. – Minęło piętnaście lat. Nie mogę się zająć tą sprawą, jeśli nie będę miał jakiegoś powodu lub czegoś, od czego mógłbym zacząć poszukiwania.
Potrzebowałby także jakiegoś oficjalnego uzasadnienia tych poszukiwań, ale postanowił o tym nie wspominać.
Podniósł zbyt długo już ignorowaną szklankę i obrócił ją w dłoniach.
– Obawiam się, że pani podejrzenia mogą nie wystarczyć – powiedział, zmuszając się, by użyć słowa „podejrzenia”, a nie „mgliste przeczucia” – aby uzasadnić wznowienie śledztwa.
– Ona nie wpadła do wody – upierała się hrabina z wojowniczością typową dla starszego wieku i poczuciem pewności płynącym z bogactwa.
Brunetti wypił łyk, a potem jeszcze jeden, ale nie odstawiał szklanki, ponieważ przypuszczał, że może być mu potrzebna.
– Pani hrabino, są pewne ewentualności, których nie wzięła pani pod uwagę – zaczął ostrożnie, ponieważ chciał uświadomić tej kobiecie, że ani jej miłość, ani majątek nie wystarczyłyby, by powstrzymać jej wnuczkę od wpadnięcia do wody pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Ale jak miał to powiedzieć? Jakich słów użyć?
– Manuela nie próbowała popełnić samobójstwa. Nie piła alkoholu i nie brała narkotyków.
Czy hrabina czytała w jego myślach?
– To brzmi, jakby była pani tego całkowicie pewna.
Był mężczyzną z dwójką dzieci, które nie tak dawno wkroczyły w ten sam niestabilny wiek. Były to szczęśliwe dzieci, dla których pomysł samobójstwa był czymś z innej planety, a od narkotyków trzymały się z daleka – takie było jego przekonanie, w czym zresztą nie różnił się od większości rodziców. Na ile dobrze babka Manueli rozumiała dziewczynę dwa pokolenia od niej młodszą? Młodość i starość, wraz ze swoimi problemami, żyły w odmiennych światach.
– Nic nie zmusiłoby Manueli, żeby skoczyła do wody. Nieważne, co się z nią działo, gdyby znalazła się bliżej niż dwa metry od riva, leżałaby na ziemi i wymiotowała ze strachu. Widziałam to dwukrotnie. Raz byłyśmy na vaporetto, które przechyliło się lekko, ponieważ stłoczeni ludzie przesunęli się nagle na jedną stronę. Zaczęła wrzeszczeć, uczepiła się stojącej obok niej kobiety i zwymiotowała jej na plecy.
Brunetti spróbował coś powiedzieć, ale hrabina nie dała mu dojść do słowa, na wpół unosząc się z fotela.
– Za drugim razem, gdy miała jakieś jedenaście lat, chłopak z jej klasy czekał na nią po szkole. Ten głupi mały sadysta wiedział, że ona się boi wody, więc kiedy szła przez Campo Santa Marina, razem z kolegą chwycili ją i pociągnęli w stronę kanału, zapowiadając, że zamierzają ją do niego wrzucić.
Brunetti czekał.
– Dostała czegoś w rodzaju ataku padaczki. Na szczęście to się zdarzyło w pobliżu szpitala, więc dwóch mężczyzn ją tam zaniosło. Spędziła tam dwa dni.
Brunetti nie potrafił znaleźć słów, by skomentować tę grozę oraz furię hrabiny, widoczną nawet po dwudziestu latach.
– Wie pan, co było najgorsze, signor Brunetti?
Potrząsnął głową i odstawił szklankę na stół – nagle stracił zainteresowanie jej zawartością.
– Przewiezienie jej do domu. – Zobaczyła wyraz jego twarzy i rozwinęła myśl. – Taksówką? – Roześmiała się na sam ten absurdalny pomysł. – Proszę pomyśleć o trasach vaporetti. Jak dostać się na Campo Santa Maria Mater Domini ze szpitala? Trzeba opłynąć wyspę od tyłu, żeby dostać się na stację kolejową, a następnie przejść otwartym nabrzeżem, żeby przesiąść się z jednej łodzi do drugiej. Cały czas widząc wodę. – Umilkła, a Brunetti pomyślał, że czeka na jego propozycję rozwiązania tej skomplikowanej kwestii.
– Co zrobiliście?
– Posadzili ją na takim krześle, jakiego sanitariusze używają, żeby nosić ludzi po schodach, a potem dwóch z nich, właściwie czterech, bo musieli się zmieniać, przyniosło ją do domu ze szpitala.
Brunetti popchnął szklankę jednym palcem, przesuwając ją na bok tacy. Nie przychodziło mu do głowy nic, co należałoby powiedzieć.
– Proszę pomyśleć, jak to odczuwała jedenastoletnia dziewczynka z zamkniętymi oczami. Niesiono ją przez miasto na krześle, jak kaleką staruszkę albo jakąś wariatkę zabieraną do Palazzo Boldù, a wszyscy mijani przechodnie patrzyli na nią i zastanawiali się, co jej jest. – Hrabina dała Brunettiemu chwilę na zastanowienie się nad tymi słowami. – Dlatego właśnie wiem, że Manuela nie skoczyła do wody, commissario.
Brunetti postanowił nie mówić, że pozostawała możliwość, iż dziewczyna wpadła do wody pijana lub pod wpływem narkotyków.
Hrabina popatrzyła na niego ponad stołem. Jej twarz była pozbawiona wyrazu, co pozwalało Brunettiemu widzieć ją jako kompozycję oczu, nosa, ust, szczęki, podbródka. Liczba lat, jakie musiały upłynąć od chwili, gdy uchodziła za piękność, do dnia dzisiejszego, zaskoczyła go. Gdy sam był dzieckiem, ona była kobietą z dziećmi w jego wieku lub starszymi.
– Nie tylko jej lęk, fobia, jeśli pan woli takie słowo, sprawiały, że było nieprawdopodobne, by wpadła do wody – powiedziała.
– Co chce pani przez to powiedzieć?
– Mężczyzna, który ją wyciągnął…
Z głębi umysłu Brunettiego napłynęło mgliste wspomnienie. Mężczyzna skoczył do wody, by ratować dziewczynę. Tak… coś… coś… ale co to było?
– Mężczyzna, który ją uratował, powiedział, że widział, jak ktoś ją wpycha lub wrzuca do wody.
– Komu to powiedział?
– Wam – odparła ledwie skrywanym oskarżycielskim tonem.
– Z całym szacunkiem, pani hrabino – powiedział Brunetti. – Wydaje mi się, że musi się pani mylić.

 
Wesprzyj nas