„Inteligencja nie ma płci, a kosmos może zachwycać w każdym wieku” – tę inspirującą tezę przed czytelnikami stawia Libby Jackson. “Kosmiczne dziewczyny” to fascynujące opowieści, które udowadniają, że nie ma tradycyjnego podziału na marzenia chłopców i dziewczynek.


Kosmiczne dziewczynyPierwsza kobieta w kosmosie, naczelna lekarka NASA, autorka pierwszego podręcznika programowania. To tylko kilka bohaterek fascynującej książki jednej z największych brytyjskich ekspertek w dziedzinie kosmologii – Libby Jackson.

To inspirujące biografie, które nie traktują w sposób tradycyjny ról dziewczynek i chłopców. „Kosmiczne dziewczyny” przedstawiają historie 50 kobiet, które wytyczyły drogę podróżom kosmicznym udowodniając, że nauki ścisłe nie są zarezerwowane tylko dla mężczyzn.

Ujęte historie łączy wspólny wątek. Kobiety, bez względu na epokę, w której się wychowywały oraz chciały osiągnąć sukces, nie dały się powstrzymać ograniczeniom, jakie nakładało na nie społeczeństwo, i nie słuchały nikogo, kto by sugerował, że nie mogą czy nie powinny dążyć do zaspokajania swoich ambicji. Szły za wewnętrznym pragnieniem, korzystały z każdej nadarzającej się okazji, nie dawały się zniechęcić i zawsze starały się wypaść jak najlepiej.

Na całym świecie – astronautki, matematyczki, inżynierowie, fizyczki, pilotki – wciąż przesuwają granice, do których dociera ludzkość i pomagają zrozumieć Wszechświat oraz miejsce, jakie zajmuje w nim człowiek. „Kosmiczne dziewczyny” nie powstałyby, gdyby nie intrygująca historia autorki. Libby Jackson jest idealnym przykładem, na to, iż żaden z zawodów nie jest zarezerwowany dla konkretnej płci. Swoją fascynację kosmosem przekuła na pracę, w której osiągnęła jeszcze więcej niż zakładała.

Obecnie koordynuje pracę brytyjskich naukowców specjalizujących się w lotach załogowych i problemach związanych z mikrograwitacją i to ona wspierała misję pierwszego Brytyjczyka w kosmosie – Tima Peake. Książka Jackson udowadnia, iż żaden z astronautów nie wylądowałby na Księżycu, gdyby nie wparcie kobiet. Lektura „Kosmicznych dziewczyn” inspiruje oraz zachwyca miłośników kosmosu w każdym wieku.

Kiedy kończyłam szkołę, dyrektorka wpisywała w kronikach klasowych motto: „Sięgajcie samego nieba!”, po czym dodała: „Albo i wyżej”. I to dotyczy każdego. Macie cały wszechświat na wyciągnięcie ręki.

Libby Jackson – jedna z największych brytyjskich ekspertek w dziedzinie kosmologii, kierownik programu kosmicznego brytyjskiej Agencji Kosmicznej. Jej kariera w branży kosmicznej rozpoczęła się, gdy w wieku 17 lat złożyła podanie o pracę w NASA. Od 2014 do 2016 r. udało jej się zrealizować niezwykle udane programy dotyczące edukacji i agencji kosmicznych, które wspierały misję Tima Peake’a.

Libby Jackson
Kosmiczne dziewczyny
Przekład: Ewa Borówka
Wydawnictwo Kobiece
Premiera: 23 maja 2018
 
 

Kosmiczne dziewczyny

WPROWADZENIE:

Na świecie są oczywiście tysiące kobiet, które odgrywały i nadal odgrywają kluczowe role w podboju kosmosu, dlatego wybranie grupy liczącej niewiele ponad pięćdziesiąt osób okazało się niebywale trudne. Wiele inżynierek, uczonych, lekarek, prawniczek, menadżerek, techniczek, astronautek i przedstawicielek innych niezliczonych zawodów walnie przyczyniło się do rozwoju tej dziedziny, a to, że nie zostały tu uwzględnione, w żaden sposób nie pomniejsza ich umiejętności i osiągnięć.

Ujęte w tej książce historie łączy wspólny wątek. Kobiety, bez względu na epokę, w której przyszło im żyć, nie dały się powstrzymać ograniczeniom, jakie nakładało na nie społeczeństwo, i nie słuchały nikogo, kto by sugerował, że nie mogą czy nie powinny dążyć do zaspokajania swoich ambicji. Szły za wewnętrznym pragnieniem, korzystały z każdej nadarzającej się okazji, nie dawały się zniechęcić i zawsze starały się wypaść jak najlepiej. Na kartach tej książki nie zdołałam zawrzeć wszystkich niezwykłych szczegółów z ich życia, ale mam nadzieję, że udało mi się ukazać przynajmniej przedsmak ich niecodziennych dokonań. Zachęcam was do pogłębiania wiedzy o tych niezwykłych kobietach, jak również o wielu innych ludziach, którzy przyczynili się do wysłania człowieka w kosmos. Zapewniam, że ich historie was oczarują.

Pamiętajcie, by odnaleźć w swoim życiu pasję, jakąkolwiek. Nigdy nie traćcie jej z oczu i nie bójcie się opowiadać o niej innym. Wyglądajcie okazji i korzystajcie z nich, ile sił. Nie cofajcie się przed podejmowaniem trudnych decyzji i nigdy nie obawiajcie się pytać. Jeśli się czemuś po­święcicie, możecie to osiągnąć. A nade wszystko: postawcie na frajdę i czerpanie przyjemności z tego, co robicie, bo życie jest za krótkie, by podchodzić do niego inaczej.

Kiedy kończyłam szkołę, dyrektorka wpisywała w kronikach klasowych motto: „Sięgajcie samego nieba!”, po czym dodała: „Albo i wyżej”. I to dotyczy każdego. Macie cały wszechświat na wyciągnięcie ręki. – Libby Jackson

VALENTINA TERESHKOVA

SPADOCHRONIARKA KOSMONAUTKA ROSJA, ur. 1937

Walentyna Tierieszkowa pragnęła zostać maszynistką kolejową. Przyglądała się mknącym do Moskwy pociągom i myślała sobie, że to najlepsze zajęcie na świecie. Nie wiedziała jednak, że czeka ją praca nie z tej ziemi.
Początki kosmicznych lotów załogowych wyznaczył wyścig między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Władze radzieckie wysłały w kosmos pierwszego mężczyznę, Jurija Gagarina, i uznały, że teraz pora na kobietę. Radziecki statek kosmiczny nie mógł powoli osiąść na powierzchni Ziemi, więc na wysokości siedmiu kilometrów wszyscy musieli się katapultować i opaść na spadochronach.
Walentyna już jako młoda, łaknąca przygody dziewczyna wstąpiła do sekcji spadochronowej, gdzie szybko zaczęła się wyróżniać. Gdy władze rozpoczęły poszukiwania uzdolnionych kobiet, które mogłyby zostać astronautkami i polecieć w kosmos, padło na nią.
Program misji utrzymywano w tajemnicy i Walentyna nie mogła powiedzieć o nim nawet matce. Twierdziła, że trenuje w narodowej reprezentacji spadochroniarskiej, a w listach opisywała przeróżne zmyślone perypetie.
Pewnego pamiętnego dnia w czerwcu 1963 roku wyleciała w kosmos i przez trzy dni okrążała Ziemię. Jej matka, Elena, nadal nie miała pojęcia, że córka jest kosmonautką. Dopiero gdy zbiegli się do niej sąsiedzi, zobaczyła ją na ekranie telewizora i zorientowała się, że Walentyna została pierwszą kobietą w kosmosie.
Niewiele brakowało, a lot skończyłby się tragicznie. Jeden z konstruktorów statku wprowadził błędne dane w systemie hamowania i Walentyna zamiast z powrotem na Ziemię, mogła polecieć daleko w głąb kosmosu. Na szczęście astronautka wychwyciła błąd, zgłosiła go w centrum kontroli lotów i specjaliści zdołali go na czas naprawić. Nikt nie chciał się jednak przyznać do pomyłki, a Walentyna przez trzydzieści lat nie puściła pary z ust, biorąc na siebie winę za liczne problemy, które wystąpiły podczas lotu. W końcu inżynier, który popełnił błąd, uznał, że świat powinien poznać prawdę.
Walentyna nadal marzy o lataniu i twierdzi, że chętnie wyprawiłaby się na Marsa i nigdy nie wracała. Już zawsze będzie znana jako pierwsza kobieta w kosmosie, która przetarła szlak nadziejom i marzeniom wielu innych osób pragnących pójść jej tropem.

ŻONY ASTRONAUTÓW misji Mercury 7

STANY ZJEDNOCZONE, LATA 50. I 60.

Kiedy NASA ogłosiła nazwiska siedmiu śmiałków, którzy jako pierwsi Amerykanie mieli ruszyć w nieznane i przekroczyć granice kosmosu, wybrani astronauci dostali pełne wsparcie z góry. Za to ich żony – Rene Carpenter, Trudy Cooper, Annie Glenn, Betty Grossom, Jo Schirra, Louise Shepard i Marge Slayton – choć zupełnie nieprzygotowane na to, co je czeka, pozostawiono samym sobie. Ich niesłychane opanowanie i poparcie dla tej inicjatywy wydatnie przyczyniły się do sukcesu pierwszego programu kosmicznego.
Kiedy 9 kwietnia 1959 roku światowym mediom przedstawiono astronautów znanych odtąd jako załoga Mercury’ego 7, wybrańcy momentalnie zyskali wielką sławę. Dziennikarze bezceremonialnie domagali się informacji na temat ich żon i rodzin: pukali do ich drzwi i mierzyli do niczego nie podejrzewających mieszkańców z obiektywów i mikrofonów.
Żony astronautów misji Mercury 7 musiały się zmierzyć z ogromną presją społeczną, która narzucała im wizerunek idealnych udomowionych żon, prawdziwych wzorów do naśladowania dla wszystkich Amerykanek. A wszystko to w czasie, gdy ich mężowie przechodzili wielotygodniowe szkolenia poza domem i ryzykowali życie, testując nowoczesne cuda techniki rakietowej, a one same nie posiadały się z niepokoju, ponieważ nie wiedziały, czy ich partnerzy wrócą bezpiecznie na Ziemię.
I tak oto połączone niespotykanym i niełatwym losem znalazły rozwiązanie: trzymały się razem i wspierały podczas każdej misji. Ilekroć po starcie statku prasa przypierała je do muru, niezmiennie odpowiadały, że czują się „dumne, szczęśliwe i zachwycone”.
Od tego czasu korpus astronautów zdążył się powiększyć, przez co rozrosła się też społeczność skupionych wokół nich rodzin. Szkolenia odbywają się na całym świecie, ponieważ członkowie załóg zapoznają się z urządzeniami i eksperymentami z przeróżnych krajów zaangażowanych w rozbudowę Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Nawet przebywając na Ziemi, mogą spędzać mnóstwo czasu z dala od swoich rodzin.
Załoga Mercury’ego 7 wylatywała tylko na parę godzin – dzisiejsze misje ciągną się miesiącami. Przebywając w przestrzeni kosmicznej, astronauci porozumiewają się z rodzinami i przyjaciółmi na wiele sposobów: za pomocą maili, telefonów i regularnych telekonferencji, mogą więc utrzymywać z nimi bliskie kontakty. Za pośrednictwem statków zaopatrzeniowych rodziny przekazują im drobne podarki świąteczne i urodzinowe oraz inne niespodzianki i rzeczy osobiste.
Żony pierwszych astronautów niespodzianie znalazły się w centrum zainteresowania, ale połączywszy siły, wspierały siebie nawzajem oraz swoich partnerów wyruszających na podbój nowych przestrzeni. Dziś społeczność krewnych i przyjaciół astronautów jest równie mocna, a jej członkowie, czy to na Ziemi, czy w kosmosie, pomagają sobie nawzajem jak w jednej wielkiej rodzinie.

MARY JACKSON

INŻYNIERKA LOTNICTWA I KOSMONAUTYKI
STANY ZJEDNOCZONE, 1921-2005

Mary Jackson z Wirginii żyła w czasach, kiedy obowiązywała niesprawiedliwa segregacja rasowa, a biali ludzie uważali się za lepszych od czarnych. Przez całe życie zwalczała te nierówności i pokazywała innym, że i oni mogą pójść w jej ślady.
Była bardzo zdolna: przez szkołę szła jak burza, a studia matematyczne i fizyczne ukończyła z najwyższym wyróżnieniem. W 1951 roku zatrudniła się w centrum badawczym NASA w Langley jako obliczeniowiec: jej rola polegała na wyręczaniu inżynierów w rachowaniu. Pracowała w zespole obsługującym naddźwiękowy tunel aerodynamiczny służący do testowania wytrzymałości samolotów i statków kosmicznych w warunkach, w których otaczające je powietrze przemieszcza się z prędkością niemal dwukrotnie większą niż prędkość dźwięku.
Któregoś dnia niejaki John Becker, jeden z najwyższych rangą badaczy, zlecił jej dokonanie pewnych obliczeń. Wykonała zadanie i podała wynik, przekonana, że jest prawidłowy. Kiedy Becker go zakwestionował, Mary się nie ugięła: wiedziała, że się nie pomyliła i obstawała przy swoim. Ostatecznie Becker zorientował się, że podał jej błędne dane, a same obliczenia są bez zarzutu. Przeprosił ją, a w środowisku rozeszła się wieść, że Mary, zdolna sprzeciwić się najwyższym przełożonym, to autorytet, z którym należy się liczyć.
Kaz Czarnecki, kierownik zespołu prowadzącego badania w tunelu aerodynamicznym, szybko dostrzegł jej niespotykany talent. W owym czasie uczelnie techniczne z rzadka przyjmowały kobiety, a już czarnoskórych inżynierek trzeba było ze świecą szukać, ale Czarnecki podsunął Mary pomysł przystąpienia do egzaminów, a ona uznała, że to strzał w dziesiątkę. W tym celu musiała przejść wieczorowy kurs przygotowawczy na lokalnej uczelni, a ponieważ była czarna, potrzebowała do tego specjalnego pozwolenia. Nie poddała się jednak, złożyła wniosek, dostała się na studia, zdobyła tytuł naukowy i w 1958 roku została pierwszą czarnoskórą inżynierką w NASA.
Przez dwadzieścia lat pracowała w zespole testującym pojazdy w tunelu aerodynamicznym. W tym czasie przeprowadziła wiele cennych badań i powoli, ale systematycznie awansowała. Wskutek długotrwałego kontaktu z głośnymi dźwiękami zaczęła tracić słuch. W końcu podjęła trudną decyzję: porzuciła ukochaną posadę i objąwszy mniej prestiżowe stanowisko koordynatorki programu na rzecz zatrudnienia kobiet w służbach federalnych, pracowała niestrudzenie nad poprawą jakości życia i warunków pracy wszystkich pracownic z Langley. Chciała dopilnować, by jej przełomowe dokonania znalazły liczne naśladowczynie.

ÉMILIE du CHÂTELET

MATEMATYCZKA FIZYCZKA
FRANCJA 1706-1749

Émilie du Châtelet urodziła się w Paryżu, w epoce, w której kobietom nie wolno było korzystać z bibliotek publicznych, a tym bardziej zgłębiać nauk przyrodniczych ani w ogóle studiować. Émilie nie pozwoliła jednak, by to stanęło jej na przeszkodzie. Dzięki odwadze i sile woli konsekwentnie szerzyła w świecie przełomowe teorie naukowe, które wciąż pomagają nam lepiej zrozumieć zjawiska zachodzące w kosmosie.
Jako dziewiętnastolatka poślubiła pewnego dostojnego markiza, którego wybrali dla niej rodzice. Zgodnie z oczekiwaniami otoczenia miała urodzić dzieci i zająć się prowadzeniem domu, ale ona z pełną świadomością kontynuowała zgłębianie swoich ukochanych dziedzin: matematyki i fizyki, a wrodzona dociekliwość szybko wyciągnęła ją z domu i nakazała badać otaczający świat. Raz przebrała się nawet za mężczyznę, żeby móc wejść do kawiarni i spotkać się z grupą matematyków i innych naukowców.
Émilie poznała Voltaire’a, wybitnego filozofa i historyka, a on zaznajomił ją z książkami wielkiego brytyjskiego naukowca Isaaca Newtona. Newton dokonał wielu znaczących odkryć, a w swym sztandarowym dziele Principia Mathematica zawarł podstawy współczesnej fizyki. Objaśniał zjawiska zachodzące w otaczającym nas świecie, w tym prawo powszechnego ciążenia i to, w jaki sposób obiekty w przestrzeni kosmicznej krążą po orbicie okołoziemskiej. Jego teorie były niezwykle złożone i budziły wówczas liczne kontrowersje, Émilie jednak nie dała się zniechęcić i poświęciła wiele lat na ich badanie.
Właśnie tłumaczyła Principia Mathematica, żeby nie tylko ludzie światli, ale także wszyscy Francuzi mogli zrozumieć te radykalne idee, gdy zorientowała się, że jest w ciąży. Miała czterdzieści dwa lata i choć urodziła już troje dzieci, obawiała się, że w takim wieku nie przeżyje porodu. Ale jak zwykle wykazała się potężną determinacją: w każdej wolnej chwili oddawała się pracy i ukończyła przekład na kilka dni przed urodzeniem córki, Stanislas-Adélaïde. Przeżyła poród, ale nieszczęśliwie zmarła po sześciu dniach. Jej wielkie dzieło wydano dopiero po upływie dekady, lecz ostatecznie publikacja miała wpływ na przebieg rewolucji naukowej w Europie i do dziś pozostaje najczęściej czytanym francuskim przekładem dzieła Newtona.
Przez swe bohaterskie dokonania Émilie położyła podwaliny pod dalszy rozwój nauk przyrodniczych, ukazała też współczesnym jej kobietom możliwości, jakie przed nimi stoją. Udowodniła, że wiedza nie jest domeną mężczyzn – sama zawodowo czytała i pisała, a jej bystry umysł przyniósł jej międzynarodową sławę.

 
Wesprzyj nas