Gavin Francis, lekarz i podróżnik, w książce “Podróże po ludzkim ciele” zaprasza do przeżycia niezwykłych przygód i poznawania nieznanych krajobrazów ludzkiego ciała.


Podróże po ludzkim cieleCzerpiąc ze swego bogatego doświadczenia lekarskiego, Francis łączy szpitalne historie z refleksjami na temat tego, jak przez tysiąclecia wyobrażano sobie ciało i rozumiano jego funkcjonowanie.

Każdy człowiek na całe życie związany jest ze swoim ciałem, ale dla wielu z nas pozostaje ono niezbadanym terytorium.

Gavin Francis, lekarz, podróżnik i nagradzany autor książek, wędruje z nami od prążkowanej powierzchni mózgu po sekretne czynności serca i macicy, od tętna życia na nadgarstku po unikatową konstrukcję stopy, celebrując niezwykłą rolę ciała w naszym życiu.

Książka ta może służyć zarówno jako podręcznik użytkownika ciała, jak i świadectwo fascynacji jego cudami. Przeczytajcie ją, a wasze podejście do życia, zdrowia i choroby zmieni się raz na zawsze.

Gavin Francis jest praktykującym lekarzem i autorem książek “True North: Travels in Arctic Europe” oraz “Empire Antarctica: Ice, Silenie & Emperor Penguins”. Ta ostatnia zdobyła tytuł Szkockiej Książki Roku 2013, była także nominowana do nagród Ondaatje i Costa Prize. Współpracuje z „London Review of Books’, „New York Review of Books” i „Guardianem”. Mieszka w Edynburgu.

Gavin Francis
Podróże po ludzkim ciele
Przekład: Maciej Studencki
Wydawnictwo Bukowy Las
Premiera: 30 marca 2018
 
 

Podróże po ludzkim ciele

Spis treści

Prolog
MÓZG
I. Neurochirurgia duszy
II. Drgawki, świętość i psychiatria
GŁOWA
III. Oko: ponowne narodziny wzroku
IV. Twarz: porażenie pięknem
V. Ucho wewnętrzne: magiczne sztuczki i zawroty głowy
KLATKA PIERSIOWA
VI. Płuco: oddech życia
VII. Serce: o szmerach, przypływach i odpływach
VIII. Pierś: dwa poglądy na uzdrawianie
KOŃCZYNY GÓRNE
IX. Bark: ramię i pancerz
X. Nadgarstek i dłoń: przebite, przecięte i ukrzyżowane
JAMA BRZUSZNA
XI. Nerka: największy dar
XII. Wątroba: zakończenie jak z baśni
XIII. Jelito grube i odbytnica: wspaniałe dzieło sztuki
MIEDNICA
XIV. Genitalia: o płodzeniu dzieci
XV. Macica: granica między życiem a śmiercią
XVI. Popłód: zjedz to, spal albo pochowaj pod drzewem
KOŃCZYNY DOLNE
XVII. Biodro: Jakub i anioł
XVIII. Stopy i palce: kroki w katakumbach
Epilog

Po trzykroć wielki Merkury zwie człowieka największym Cudem, Stworzeniem równym Stwórcy, Ambasadorem Bogów. Pitagoras – Miarą wszechrzeczy. Platon – najwspanialszą ze Wspaniałości… A wszyscy ludzie jednogłośnie zwą go Mikrokosmosem albo Małym Światem. Albowiem jego ciało jest pono Zbiorem lub Składnicą wszystkich cnót i zdolności wszystkich ciał, a dusza jego – mocą i siłą wszystkich żywych i myślących istot.
Helkiah Crooke, wstęp do Microcosmographii (1615)

Nota o poufności

Ta książka jest zbiorem opowiadań o ludzkim ciele – chorym i zdrowym, żywym i umierającym. Lekarze powinni szanować ciała, które udostępniamy im do badania, i nie udzielać niepowołanym osobom informacji powierzanych im w zaufaniu podczas wywiadu. To zobowiązanie, znane jako Przysięga Hipokratesa, jest uznawane od dwóch i pół tysiąca lat. Stanowi ono między innymi: „Cokolwiek przy leczeniu albo też poza leczeniem w życiu ludzi ujrzę lub usłyszę, czego ujawniać nie można, milczał o tym będę (…)”. Jako lekarz, któremu zdarzyło się zostać pisarzem, spędziłem mnóstwo czasu, rozmyślając nad powyższym fragmentem i zastanawiając się, o czym mogę opowiedzieć, a o czym nie, żeby nie zawieść zaufania, jakim obdarzyli mnie pacjenci, i nie ujawnić ich tożsamości.
Opisy przypadków, o których przeczytacie w tej książce, bazują na doświadczeniach z mojej praktyki medycznej, ale dane występujących w nich osób zostały zmienione tak, by nie dało się ich rozpoznać. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych pacjentów może więc być tylko przypadkowe. Ochrona poufnych danych jest istotną częścią mojej pracy. „Poufne” oznacza „zawierzone w zaufaniu”. Wszyscy prędzej czy później będziemy pacjentami i wszyscy chcemy wierzyć, że zostaniemy wysłuchani przez lekarza, który uszanuje naszą prywatność i zachowa w tajemnicy to, co mu powiemy.

Prolog

(…) jak człowiek złożony jest z ziemi, wody, powietrza i ognia, tak samo ciało ziemi. (…) Jeśli człowiek ma w sobie jezioro krwi, (…) ciało ziemi ma swój ocean morski, który również wzbiera i opada co sześć godzin dla oddechu świata.
Leonardo da Vinci, Pisma wybrane

W dzieciństwie wcale nie chciałem zostać lekarzem, raczej geografem. Odkrywałem świat obecny na mapach i w atlasach, które odsłaniały przede mną tajemnice ukryte w krajobrazie, a poza tym miały również wartość praktyczną. Nie chciałem pracować w laboratorium ani bibliotece, wolałem raczej wykorzystać mapy, aby badać życie i możliwości, jakie za sobą niesie. Wyobrażałem sobie, że jeśli zrozumiem, jak funkcjonuje nasza planeta, to pojmę również, jakie miejsce zajmuje na niej ludzkość, a jednocześnie zdobędę zawód, który pozwoli mi zarabiać na życie.
W miarę upływu lat moje zainteresowania uległy zmianie: zająłem się nie światem wokół nas, ale tym w naszym wnętrzu, i zamieniłem atlas geograficzny na anatomiczny. Z początku wydawało mi się, że nie różnią się one aż tak bardzo: rozgałęzione rysunki błękitnych żył, czerwonych tętnic i żółtych nerwów przypominały mi odpowiednio rzeki oraz ważniejsze i mniej ważne drogi z map w moim pierwszym atlasie. Z czasem dostrzegłem inne podobieństwa: obie książki redukowały wspaniałą złożoność natury do prostych schematów, które łatwo było zrozumieć, a potem również zacząć z nich korzystać.
Pierwsi myśliciele interesujący się anatomią uważali analogie między ludzkim ciałem a planetą, na której żyjemy, za naturalne. Traktowali ciało jako mikrokosmos – miniaturowe odwzorowanie całego wszechświata. Struktura organizmu odzwierciedlała strukturę Ziemi: cztery „humory” ciała odpowiadały czterem żywiołom. Można w tym dostrzec pewien sens: podstawą dla naszego ciała jest szkielet, zbudowany z soli wapnia, chemicznie podobnych do wapienia i piaskowca. Rzeki krwi wpływają szerokimi ujściami do serca, a kształt ciała przypomina czasem pofałdowaną powierzchnię lądów.
Nigdy nie przestałem kochać geografii. Kiedy tylko pozwalały mi na to rygory studiów medycznych, a potem praktyki, jeździłem po świecie. Czasem podczas tych wojaży miałem pole do popisu jako lekarz, ale najczęściej podróżowałem po to, żeby oglądać nowe pejzaże, poznawać ludzi i odwiedzić jak najwięcej miejsc na Ziemi. Opisując podróże w innych książkach, starałem się dzielić z czytelnikami refleksjami, jakie nasuwały mi kolejne przystanki, jednak wyuczony zawód zawsze kierował moją uwagę z powrotem ku ludzkiemu organizmowi. Musiałem bowiem jakoś się utrzymać, ale ciało zawsze interesowało mnie także jako miejsce, w którym zaczynamy nasze życie – i w którym je kończymy. Gdy uczymy się o naszym organizmie, w centrum zainteresowania znajdujemy się de facto my sami, toteż nauka ta jest jedyna w swoim rodzaju: z jednej strony bezpośrednia, ale z drugiej – pozwalająca spojrzeć na własne ciało z dystansu.
Po ukończeniu uczelni lekarskiej chciałem odbyć staż z medycyny ratunkowej, ale brutalny charakter urazów, z jakimi stykałem się podczas nocnych zmian, oraz przelotny charakter kontaktów z pacjentami zaczęły podkopywać moje poczucie satysfakcji z pracy. Praktykowałem więc jako pediatra, położnik i – przez dłuższy czas – geriatra. Odbyłem staż z chirurgii ortopedycznej i neurochirurgii. Odwiedziłem Arktykę i Antarktykę w charakterze lekarza ekspedycji, pracowałem także w ubogich lokalnych klinikach Afryki i Indii. Wszystko to wpłynęło na sposób, w jaki postrzegam ciało: sytuacje wymagające szybkiej pomocy zwykle bywają ekstremalne i uświadamiają nam kruchość kondycji ludzkiej, natomiast najcenniejsze doświadczenia zebrałem podczas codziennych spotkań z pacjentami, pracując przez wiele lat jako lekarz rodzinny w małej przychodni w środku dużego miasta.
Kultura stale zmienia nasze pojmowanie ciała i sposobu, w jaki funkcjonuje człowiek, a zmiany te dotyczą również lekarzy. Wizyty pacjentów często uświadamiają mi, jak wiele wspaniałych historii i znakomitych dzieł sztuki, które zrodziła ludzkość, ma związek z nowoczesną praktyką medyczną. W następnych rozdziałach postaram się wykazać te związki i przyjrzeć im się bliżej.
Kilka przykładów: kiedy badam kogoś z paraliżem twarzy, jestem świadom nie tylko frustracji tej osoby z powodu niemożności wyrażania swoich emocji, lecz także trudności, z jakimi od zawsze zmagali się artyści próbujący oddać dokładnie fizjonomię modela. Gdy rozważam perspektywy powrotu do zdrowia pacjentki z rakiem piersi, zdaję sobie sprawę z tego, że „powrót do zdrowia” w wypadku każdego z nas oznacza coś innego. Liczące trzy tysiące lat teksty, takie jak Iliada, zawierają cenne opisy urazów barku, pozwalające porównać ich charakter z tym, co mówi nowoczesna medycyna. Baśnie, opowiadane dzieciom w przedszkolu, wyjaśniają wymownie pojęcia choroby, śpiączki czy metamorfozy. Kultury potrafią się skrajnie różnić, jeśli chodzi o traktowanie ludzkiego ciała – zwłaszcza w kwestii sposobów, w jakie pozbywamy się po porodzie łożyska i pępowiny. Mity o walce i odkupieniu odzwierciedlają historie rekonwalescencji wielu pacjentów oddziałów ortopedycznych na całym świecie.
Słowo „esej” pochodzi od francuskiego czasownika essayer – „próbować, sprawdzać”. Każdy z rozdziałów tej książki jest esejem próbującym zgłębić wiedzę o jednym narządzie lub regionie organizmu, najczęściej tylko z określonego punktu widzenia. Forma ta wyklucza niestety wyczerpujące omówienie całego ludzkiego ciała, które doprawdy składa się z wielu części, a każdej z nich może dotknąć wiele schorzeń. Ułożyłem rozdziały od głowy do stóp, podobnie jak w wielu podręcznikach anatomii, chociaż można je czytać w dowolnej kolejności. Przyjęty przeze mnie porządek jest prawdopodobnie jednak najbardziej właściwy: rozpoczynając tę książkę od pierwszego rozdziału, ruszycie wraz ze mną w podróż wzdłuż ciała człowieka.
Medycyna to moja praca, ale rola lekarza pozwala mi poznawać także kondycję ludzką. Codzienne wizyty pacjentów odsłaniają przede mną słabe i silne strony naszej natury, a triumfalne powroty do zdrowia przeplatają się z rozczarowaniami. Praktyka lekarska jest jak wędrówka przez krajobraz życiorysów i ciał innych ludzi. Najczęściej poruszam się w dobrze znanych okolicach, lecz czasem szlak wiedzie na manowce, toteż zdarza się i tak, że któregoś dnia dostrzegam nową panoramę. Medycyna jest nie tylko podróżą przez anatomię i historie poszczególnych pacjentów: to również odkrywanie coraz to nowych możliwości, jakie stwarza samo życie; to przygoda w samej istocie człowieka i człowieczeństwa.

Typowy ranek w mojej przychodni. Kawa powoli stygnie w kubku, podczas gdy przeglądam na komputerze listę trzydziestu czy czterdziestu pacjentów, których dzisiaj przyjmę. Znam wiele spośród tych nazwisk, ale pierwszego na liście nie kojarzę. Jedno kliknięcie myszki i na ekranie pojawia się karta. Oho! W lewym górnym rogu widnieje data urodzenia – w zeszłym tygodniu. Mój pierwszy pacjent ma zaledwie kilka dni. Nasze pierwsze spotkanie pozostawi ślad w medycznych rejestrach, które – jeśli wszystko dobrze pójdzie – będą dokumentować jego zdrowie przez osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt lat. Puste miejsce na karcie wydaje się oczekiwać na zapisy kolejnych chorób czekających go w życiu. Mam jednak nadzieję, że karta pozostanie pusta tak długo, jak to tylko możliwe.
Otwieram drzwi do poczekalni i wywołuję nazwisko dziecka. Tuląca chłopca do piersi matka na dźwięk mojego głosu szybko wstaje. Uśmiecha się, a potem podąża za mną do gabinetu.
Zapraszam ją gestem na krzesło i zagajam:
– Dzień dobry, nazywam się Gavin Francis i jestem państwa lekarzem. W czym mogę pomóc?
Kobieta spogląda na niemowlaka wzrokiem pełnym dumy i niepokoju, a ja widzę, jak zastanawia się, od czego zacząć.

MÓZG

I

Neurochirurgia duszy

Jakże dziwnie skonstruowane są nasze dusze
i jak wątłymi nićmi nasze istnienie jest powiązane
z pomyślnością czy ruiną.

Mary Shelley, Frankenstein

Miałem dziewiętnaście lat, kiedy po raz pierwszy trzymałem w dłoniach ludzki mózg. Był cięższy, niż się spodziewałem – szary, zwarty i chłodny, prosto z laboratoryjnej lodówki. Jego powierzchnia była gładka i śliska jak pokryty wodorostami kamień wydobyty z dna rzeki. W pewnej chwili wyobraźnia podsunęła mi przerażającą wizję: oto upuszczam go i patrzę, jak się rozpryskuje na wyłożonej kafelkami podłodze.
Działo się to na początku drugiego roku studiów medycznych. Pierwszy rok upłynął pod znakiem gorączkowego pochłaniania lektur, biegania po bibliotekach, imprez i olśnień. Wymagano od nas, żebyśmy wykuli na pamięć grecką i łacińską terminologię, potrafili rozebrać ludzkie ciało do szkieletu i opanowali biochemię człowieka, a także mechanikę i fizjologię każdego narządu – z wyjątkiem mózgu. Ten organ pozostawiono na drugi rok.
Pracownia nauczania neuroanatomii mieściła się na drugim piętrze wiktoriańskiego budynku szkoły medycznej w śródmieściu Edynburga. Nad wejściem wyryto w kamieniu słowa:

Chirurgia
Anatomia
Praktyka medyczna

Największą wagę, jak widać, nadano anatomii. Była to jasna deklaracja, że studia nad strukturą ludzkiego ciała są najważniejsze, a pozostałe umiejętności, których się uczyliśmy – chirurgia i praktyka medyczna – drugorzędne.
By dotrzeć do laboratorium neuroanatomii, wspinaliśmy się po schodach, przechodziliśmy pod żuchwą płetwala błękitnego i prześlizgiwaliśmy się między zrekonstruowanymi szkieletami dwóch słoni indyjskich. W zakurzonym majestacie tych kości było coś dodającego otuchy. Czuliśmy się tak, jakby właśnie przyjęto nas ceremonialnie do bractwa wiktoriańskich zbieraczy osobliwości, kodyfikatorów i twórców klasyfikacji. Potem czekał nas jeszcze jeden ciąg schodów, podwójne drzwi, a za nimi nareszcie to, po co tu przyszliśmy: czterdzieści mózgów w wiadrach.

 
Wesprzyj nas