Nowe religie, nowa struktura społeczna, nowa ekonomia, bioinżynieria, cyborgizacja, nowa etyka i nowy humanizm. Jesteśmy na to gotowi? Czy odnajdziemy się w takim świecie?


Homo deusTak będzie wyglądała nasza przyszłość!

Yuval Noah Harari w słynnej książce “Sapiens. Od zwierząt do bogów” opisywał ewolucję i historię ludzkości. W swym najnowszym dziele stawia kolejny krok – w “Homo deus…” myśliciel skupia się na teraźniejszych wyzwaniach, szuka odpowiedzi na pytanie, co nas czeka w przyszłości, a przede wszystkim udowadnia, że człowiek pod wieloma względami już stał się równy bogom i przystąpił do realizacji kolejnych marzeń: o nieśmiertelności i szczęściu.

Harari z niezwykłą lekkością, a zarazem wnikliwością łączy historię, filozofię, socjologię, biotechnologię i wiele innych dziedzin nauki. Z tego połączenia wyłania się fascynująca wizja XXI wieku jako epoki, w której dokona się najważniejsza i najgłębsza przemiana w dziejach.

Śmierć to tylko problem techniczny.

Światowe korporacje prowadzą wyścig po nieśmiertelność. Już niebawem najbogatszych będzie stać na przedłużanie swojego życia. Jeśli człowiek będzie nieśmiertelny, jak zmienią się społeczeństwa i religie?

Czy ludzkość osiągnie szczęście?

Człowiek to biologiczna maszyna, a skoro tak, można nią sterować. W XXI wieku poczucie szczęścia po prostu będzie można włączyć na żądanie.

Wojna to przeżytek

Już dzisiaj więcej osób umiera w wyniku samobójstw niż w konfliktach zbrojnych. O czym to świadczy?

Nowe religie, nowa struktura społeczna, nowa ekonomia, bioinżynieria, cyborgizacja, nowa etyka i nowy humanizm. Jesteśmy na to gotowi? Czy odnajdziemy się w takim świecie?

***

To rodzaj książki, która zmiata pajęczyny z naszych mózgów. Styl Harariego, promieniujący mocą i jasnością sprawia, że czytelnik patrzy na świat jak na zjawisko dziwne i zarazem nowe.
„Sunday Times”

Yuval Noah Harari (ur. 1976) – izraelski historyk, profesor na Hebrew University w Jerozolimie. Obecnie uważany jest za jednego z najważniejszych makrohistoryków i filozofów współczesnych. Autor międzynarodowego bestsellera “Sapiens. Od zwierząt do bogów”. Książka okazała się wielkim sukcesem – ponad 5 milionów sprzedanych egzemplarzy w 45 krajach. Druga książka “Homo deus” również okazała się bestsellerem – dotarła do trzeciego miejsca na liście bestsellerów „New York Timesa”, a na brytyjskiej liście „The Sunday Times” przez 8 tygodni gościła na pierwszym miejscu (dzieląc miejsce z pierwszą książką Harariego).

Yuval Noah Harari
Homo deus
Krótka historia jutra
Przekład: Michał Romanek
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 18 kwietnia 2018
 
 

Homo deus


Bogowie planety Ziemi

Poszukując rozkoszy i nieśmiertelności, ludzie w rzeczywistości starają się wskoczyć na poziom bogów. Nie chodzi tylko o to, że wieczna rozkosz i nieśmiertelność to boskie atrybuty, lecz także o to, że aby pokonać starość i nieszczęście, ludzie będą najpierw musieli posiąść boską władzę nad własną biologiczną podstawą. Jeśli zyskamy kiedyś moc pozwalającą nam usunąć groźbę śmierci i bólu, ta sama moc wystarczy prawdopodobnie do niemal dowolnego przekształcania naszego organizmu, do manipulowania na niezliczone sposoby naszymi organami, emocjami i inteligencją. Będziemy mogli kupić sobie siłę Herkulesa, zmysłowość Afrodyty, mądrość Ateny albo szaleństwo Dionizosa – jeśli akurat to będzie nam odpowiadało. Aż dotychczas powiększanie władzy człowieka polegało przeważnie na unowocześnianiu naszych zewnętrznych narzędzi. W przyszłości może się ono opierać bardziej na unowocześnianiu ludzkiego ciała i umysłu albo na bezpośrednim łączeniu ich z używanymi przez nas narzędziami.
Upgrade’owanie ludzi do bogów może się dokonywać na trzech drogach: bioinżynierii, konstruowania cyborgów oraz konstruowania istot nieorganicznych.
Punktem wyjścia bioinżynierii jest spostrzeżenie, że nie wykorzystaliśmy jeszcze pełnego potencjału tkwiącego w żywych organizmach. Przez cztery miliardy lat dobór naturalny nieustannie przy nich majstrował i je poprawiał, dzięki czemu ewoluowaliśmy od ameb do gadów, następnie do ssaków i do homo sapiens. Jednak nic nie wskazuje na to, by należało uznać nasz gatunek za ostatni przystanek na tej drodze. Po to, by przekształcić homo erectus (który potrafił wytwarzać krzemienne noże, ale poza tym nie miał żadnych szczególnie imponujących osiągnięć) w homo sapiens (który produkuje statki kosmiczne i komputery), wystarczyły stosunkowo niewielkie zmiany w genach, hormonach i neuronach. Kto wie, co mogłoby wyniknąć z wprowadzenia kilku dodatkowych zmian w naszym DNA, układzie hormonalnym czy strukturze mózgu. Bioinżynieria nie chce czekać cierpliwie, aż dobór naturalny wyczaruje coś nowego. Bioinżynierowie zamierzają wziąć stare, znane ciało homo sapiens i celowo przerobić mu kod genetyczny, pozmieniać połączenia w mózgu, znaleźć inną równowagę biochemiczną, a nawet wyhodować zupełnie nowe kończyny. Stworzą nowe istoty boskie, które mogą być tak różne od nas, homo sapiens, jak my jesteśmy różni od homo erectus.
Konstruowanie cyborgów ma pójść o krok dalej: chodzi o podłączenie do żywego organizmu urządzeń nieorganicznych, na przykład bionicznych rąk, sztucznych oczu albo milionów nanorobotów, które będą krążyły w naszym krwiobiegu, diagnozowały problemy i naprawiały uszkodzenia. Taki cyborg mógłby mieć umiejętności znacznie przekraczające zdolności żywego organizmu. Weźmy choćby pod uwagę, że wszystkie części żywego organizmu muszą znajdować się ze sobą w bezpośrednim kontakcie, aby funkcjonować. Jeśli mózg słonia jest w Indiach, jego oczy i uszy w Chinach, a stopy w Australii, to ten słoń najprawdopodobniej nie żyje, a nawet jeśli w jakimś tajemniczym sensie jest żywy, to nie widzi, nie słyszy ani nie chodzi. Natomiast cyborg mógłby istnieć w wielu miejscach równocześnie. Lekarka-cyborg mogłaby wykonywać nagłe operacje w Tokio, Chicago i na stacji kosmicznej na Marsie, nie opuszczając w ogóle swojego gabinetu w Sztokholmie. Potrzebne byłyby do tego tylko szybkie połączenie internetowe oraz kilka par bionicznych oczu i rąk. A gdy się nad tym zastanowić, to właściwie dlaczego p a r? Czemu nie miałyby być poczwórne? W rzeczywistości tak naprawdę te „końcówki” są w ogóle zbyteczne. Po co lekarka-cyborg miałaby trzymać skalpel w dłoni, skoro mogłaby połączyć swój umysł bezpośrednio z instrumentem?
Może to brzmi jak science fiction, ale tak wygląda już rzeczywistość. Niedawno małpy nauczyły się obsługiwać (za pośrednictwem elektrod wszczepionych do mózgu) odłączone od ciała bioniczne dłonie i stopy. Sparaliżowani pacjenci potrafią poruszać bionicznymi kończynami albo obsługiwać komputer wyłącznie siłą myśli. Gdyby ktoś chciał, może już teraz sterować zdalnie urządzeniami elektrycznymi w swoim domu z użyciem „czytającego w myślach” elektrycznego kasku. Ten kask nie wymaga żadnych implantów w mózgu. Działa na zasadzie odczytywania sygnałów elektrycznych przebiegających przez skórę głowy. Jeśli chce się włączyć światło w kuchni, wystarczy włożyć kask, wyobrazić sobie jakiś zaprogramowany wcześniej znak myślowy (na przykład wyobrazić sobie ruch prawej ręki), a światło się włączy. Takie kaski można kupić w internecie za jedyne 400 dolarów[43].
Na początku 2015 roku kilkuset pracownikom nowocześnie urządzonej firmy Epicenter w Sztokholmie wszczepiono w dłonie mikrochipy wielkości ziarnka ryżu. Zawierają one spersonalizowane informacje zabezpieczające i pozwalają pracownikom otwierać drzwi oraz obsługiwać kserokopiarki za pomocą zbliżenia dłoni. Autorzy tego pomysłu mają nadzieję, że wkrótce w ten sam sposób będzie można dokonywać płatności. Jeden z nich, Hannes Sjöblad, tak wyjaśniał tę inicjatywę: „Przez cały czas znajdujemy się w stałej interakcji z technologią. Robi się to trochę skomplikowane: potrzebujemy różnych PIN-ów i haseł. Czy nie byłoby łatwiej wykorzystać zwykły dotyk?”[44].
Jednak nawet projektowanie cyborgów to stosunkowo konserwatywne podejście, ponieważ zakłada, że ośrodkami zarządzającymi życiem nadal będą mózgi tkwiące w żywych organizmach. Śmielsze podejście głosi, że będzie można się obyć bez żadnych elementów organicznych i konstruować istoty całkowicie nieorganiczne. Sieci neuronów zastąpi inteligentne oprogramowanie, które będzie mogło surfować zarówno w świecie wirtualnym, jak i niewirtualnym, wolne od ograniczeń chemii organicznej. Po czterech miliardach lat w królestwie związków organicznych życie wyrwie się na bezkresne przestrzenie sfery nieorganicznej i zacznie przyjmować kształty, których nie potrafimy sobie wyobrazić nawet w najśmielszych marzeniach. Bo przecież nasze najśmielsze marzenia są nadal wytworem chemii organicznej.
Wyrwanie się z królestwa chemii organicznej mogłoby również pozwolić życiu wydostać się w końcu poza naszą planetę. Przez cztery miliardy lat życie pozostawało ograniczone do tej maleńkiej kropki, jaką jest Ziemia. Dobór naturalny sprawiał, że wszystkie organizmy były całkowicie zależne od wyjątkowych warunków panujących na tej krążącej w kosmosie skalistej kuli. Nawet najbardziej odporne bakterie nie przetrwają na Marsie. Natomiast nieorganicznej sztucznej inteligencji będzie dużo łatwiej skolonizować obce planety. Zastąpienie żywych organizmów przez istoty nieorganiczne może zatem zasiać ziarna przyszłego galaktycznego imperium, którym będą rządziły istoty podobne raczej do androida Daty niż do kapitana Kirka ze Star Treka.
Nie wiemy, dokąd możemy zajść wspomnianymi ścieżkami ani jak będą wyglądali nasi boscy potomkowie. Przepowiadanie przyszłości nigdy nie było łatwe, a rewolucyjne biotechnologie czynią je jeszcze trudniejszym. Już bowiem w takich dziedzinach, jak transport, komunikacja i energia wpływ nowych technologii jest trudny do przewidzenia, a co dopiero powiedzieć o technologiach, których będziemy używali do unowocześniania ludzi. Ponieważ technologie te mają przekształcać ludzkie umysły i pragnienia, ludzie o dzisiejszych umysłach i pragnieniach z definicji nie mogą pojąć ich konsekwencji.
Przez tysiące lat historia pełna była zmian technicznych, ekonomicznych, społecznych i politycznych. Ale jedna rzecz pozostawała stała: samo człowieczeństwo. Nasze narzędzia i instytucje ogromnie się różnią od tych z czasów biblijnych, ale głębokie struktury ludzkiego umysłu pozostają te same. To dlatego wciąż odnajdujemy siebie na kartach Biblii, w pismach Konfucjusza czy w tragediach Sofoklesa i Eurypidesa. Te klasyczne dzieła stworzyli ludzie tacy jak my, dlatego czujemy, że mówią o nas. We współczesnych przedstawieniach teatralnych Edyp, Hamlet i Otello mogą nosić jeansy i T-shirty oraz mieć konta na Facebooku, ale ich konflikty emocjonalne są te same co w oryginalnej sztuce.
Z chwilą jednak gdy technologia umożliwi nam przeprojektowywanie ludzkich umysłów, homo sapiens zniknie, ludzka historia dobiegnie kresu, a zacznie się proces całkiem nowego rodzaju, proces, którego ludzie tacy jak ty i ja nie potrafią zrozumieć. Wielu uczonych próbuje przewidzieć, jak będzie wyglądał świat w 2100 czy 2200 roku. To strata czasu. Jakiekolwiek sensowne prognozy muszą uwzględniać ewentualne przekonstruowanie ludzkich umysłów, a to jest niemożliwe. Istnieje wiele mądrych odpowiedzi na pytanie: „W jaki sposób ludzie o takich umysłach jak nasze mogliby wykorzystać biotechnologię?”. Nie ma jednak żadnej dobrej odpowiedzi na pytanie: „W jaki sposób istoty o  i n n e g o typu umysłach mogłyby wykorzystać biotechnologię?”. Możemy powiedzieć jedynie tyle, że ludzie podobni do nas prawdopodobnie wykorzystają biotechnologię do przeprojektowania własnych umysłów, a nasze obecne umysły nie są w stanie pojąć, co może nastąpić później.
Chociaż zatem nie znamy szczegółów, możemy jednak być pewni ogólnego kierunku, w którym zmierza historia. W XXI wieku trzecim wielkim projektem ludzkości będzie zdobycie boskich mocy tworzenia i niszczenia oraz wyniesienie homo sapiens do poziomu homo deus. Ten trzeci projekt oczywiście jest sumą pierwszych dwóch, one też go podsycają. Zdolność przeprojektowywania własnego ciała i umysłu jest nam potrzebna przede wszystkim po to, by uniknąć starości, śmierci i nieszczęścia, ale gdy już ją posiądziemy, kto wie, co jeszcze będziemy mogli zrobić dzięki takiej umiejętności. Dlatego równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że w planach ludzkości będzie tak naprawdę tylko jeden cel (o wielu rozgałęzieniach): osiągnąć boskość.
Jeśli brzmi to mało naukowo albo wręcz dziwacznie, to dlatego, że ludzie często niewłaściwie rozumieją znaczenie boskości. Boskość to nie jakiś mglisty metafizyczny przymiot. Nie jest ona również tym samym co wszechmoc. Gdy mówimy o wyniesieniu ludzi do rangi bogów, chodzi raczej o kogoś takiego, jak greccy bogowie albo hinduscy dewowie niż wszechmogący biblijny ojciec z nieba. Nasi potomkowie nadal będą mieli swoje dziwactwa i ograniczenia, tak jak mieli je Zeus i Indra. Ale będą potrafili kochać, nienawidzić, tworzyć i niszczyć na dużo większą skalę niż my.
Przez tysiąclecia wierzono, że bogowie dysponują nie tyle wszechmocą, ile raczej pewnymi wyjątkowymi zdolnościami – na przykład zdolnością wymyślania i tworzenia istot żywych, zdolnością zmieniania własnego ciała, zdolnością wpływania na środowisko i pogodę, zdolnością czytania w myślach i porozumiewania się na odległość, zdolnością bardzo szybkiego przemieszczania się oraz oczywiście zdolnością wiecznego życia i unikania śmierci. Ludzie zajmują się zdobywaniem wszystkich tych zdolności po kolei, oraz wielu innych. Niektóre z nich, przez wiele tysiącleci tradycyjnie uznawane za cechy boskie, dzisiaj stały się tak powszechne, że właściwie ich nie zauważamy. Przeciętny człowiek przemieszcza się i porozumiewa na odległość dużo łatwiej niż dawni greccy, hinduscy czy afrykańscy bogowie.
Na przykład zamieszkujący Nigerię Ibowie wierzą, że na początku bóg stwórca Chukwu chciał, by ludzie byli nieśmiertelni. Wysłał do nich psa, żeby im powiedział, że kiedy ktoś umiera, powinni posypać popiołem zwłoki, a jego ciało wróci do życia. Niestety pies łatwo się męczył i ciągle gdzieś się zatrzymywał po drodze. Poirytowany Chukwu wysłał zatem owcę, każąc jej się pospieszyć i przekazać ludziom tę ważną wiadomość. Niestety, kiedy zziajana owca dotarła do celu, przekręciła boskie polecenia i powiedziała ludziom, żeby grzebali swych zmarłych, przez co śmierć stała się ostateczna. Dlatego po dziś dzień my, ludzie, musimy umierać. Gdyby tylko mający tak ważną wiadomość do przekazania Chukwu miał konto na Twitterze, a nie musiał polegać na guzdrających się psach i przygłupich owcach!
W dawnych społeczeństwach rolniczych wiele religii przejawiało zaskakująco niewielkie zainteresowanie zagadnieniami metafizycznymi i życiem pozagrobowym. Skupiały się natomiast na całkiem przyziemnej kwestii, jaką było zwiększanie produkcji rolniczej. Na przykład starotestamentowy Bóg n i g d y nie obiecuje nagród i kar po śmierci. Zamiast tego mówi ludowi Izraela: „Jeśli będziecie słuchać pilnie nakazów, które wam dziś daję, miłując Pana, Boga waszego, […] ześle On deszcz na waszą ziemię we właściwym czasie […] a wy zbierzecie wasze zboże, moszcz i oliwę. Da też trawę na polach dla waszego bydła. Będziecie mieli żywności do syta. Strzeżcie się, by serce wasze nie pozwoliło się omamić, abyście nie odeszli i nie służyli cudzym bogom, i nie oddawali im pokłonu, bo rozpaliłby się gniew Pana na was i zamknąłby niebo, aby nie padał deszcz, ziemia nie wydałaby plonów, i prędko zginęlibyście z tej pięknej ziemi, którą wam daje Pan” (Księga Powtórzonego Prawa 11,13–17)[1*]. Dzisiaj naukowcy potrafią zrobić dużo więcej niż starotestamentowy Bóg. Obecnie dzięki nawozom sztucznym, środkom owadobójczym i uprawom modyfikowanym genetycznie produkcja rolnicza przerasta najwyższe oczekiwania, jakie starożytni rolnicy mieli wobec swoich bogów. A spalone słońcem państwo Izrael nie boi się już, że jakiś rozgniewany bóg zamknie niebo i wstrzyma wszelki deszcz – ponieważ Izraelczycy wybudowali niedawno nad Morzem Śródziemnym ogromne zakłady odsalania wody morskiej i całą wodę pitną mogą pozyskiwać z tego źródła.
Dotychczas rywalizowaliśmy z dawnymi bogami, tworząc coraz lepsze narzędzia. W niezbyt odległej przyszłości możemy stworzyć superludzi, którzy prześcigną starożytnych bogów nie dzięki narzędziom, ale dzięki zdolnościom cielesnym i umysłowym. Kiedy jednak już do tego dojdzie, boskość stanie się czymś równie prozaicznym jak cyberprzestrzeń – cud nad cudami, który traktujemy jak zwykłą oczywistość.
To całkiem pewne, że ludzie będą podejmowali próby sięgnięcia po boskość, ponieważ mają wiele powodów, by pragnąć takiego awansu, i wiele sposobów, by go zdobyć. Nawet jeśli jakaś jedna obiecująca droga okaże się ślepym zaułkiem, to otwarte pozostaną alternatywne trasy. Możemy na przykład dojść do przekonania, że ludzki genom jest zdecydowanie zbyt skomplikowany, by dokonywać w nim poważnych manipulacji, ale to nie zapobiegnie rozwojowi interfejsów łączących mózg z komputerem, nanorobotów czy sztucznej inteligencji.
Nie ma jednak powodów do paniki. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Udoskonalanie homo sapiens będzie raczej stopniowym historycznym procesem niż apokalipsą w hollywoodzkim stylu. Dawnych homo sapiens nie wytępią zbuntowane roboty. Bardziej prawdopodobne, że sam homo sapiens będzie się udoskonalał krok po kroku, łącząc się równocześnie z robotami i komputerami, aż kiedyś nasi potomkowie, patrząc wstecz, uświadomią sobie, że nie są już tym rodzajem zwierząt, które napisały Biblię, zbudowały Wielki Mur Chiński i śmiały się z wygłupów Charliego Chaplina. To się nie stanie w ciągu dnia ani roku. Tak naprawdę to się dzieje już teraz, w niezliczonych prozaicznych czynnościach. Codziennie miliony ludzi decydują się oddawać smartfonom odrobinę więcej kontroli nad własnym życiem albo wypróbowywać jakiś nowy i skuteczniejszy lek przeciwdepresyjny. W pogoni za zdrowiem, szczęściem i władzą ludzie będą stopniowo zmieniali najpierw jakąś jedną ze swoich cech, a potem kolejną, jeszcze następną… Aż w końcu nie będą już ludźmi.

 
Wesprzyj nas