“Życie pszczół” to książka popularno-naukowa, opowiadająca o tych intrygujących owadach, a przy tym wnikliwa analiza świata przyrody.


Życie pszczółZ pszczołami ma się sprawa podobnie jak z wieloma rzeczami tego świata. Dostrzegamy różne fakty, śledzimy obyczaje, powiadamy: robią to a to, pracują w ten a ten sposób, królowa tak przychodzi na świat, robotnice są dziewicami, rój następuje w tym a tym czasie. Wydaje nam się, że poznaliśmy wszystko, i nie pytamy o więcej. Widzimy, jak śpieszą z kwiatu na kwiat, obserwujemy rozgwar i ruch ula a egzystencję tę uważamy za bardzo prostą, wyznaczając jej granice od instynktownego szukania karmy do również instynktownego rozmnażania się. Ale gdy tylko zbliżymy się do przedmiotu naszych badań, by sobie zeń zdać sprawę, uderza nas niezwłocznie niesłychana złożoność najnaturalniejszych zjawisk i stajemy wobec zagadki inteligencji, woli, przeznaczenia, celu, środków czy przyczyn. I obezwładnia nas ta niepoznawalna organizacja najdrobniejszego przejawu życia.

Życie pszczół to książka popularno-naukowa pozwalająca poznać zwyczaje pszczół i zdobyć na ich temat wiedzę, której próżno szukać na lekcjach biologii. Napisana w 1901 roku przez Maurice’a Maeterlincka, znakomitego obserwatora, potrafiącego barwnie opowiadać na temat rzeczywistości i tworzyć plastyczne opisy.

Czytelnik staje się świadkiem codziennego życia pszczół. Wraz z nimi uczestniczy w narodzinach młodych, budowie miasta czy tworzeniu roju. Czynności te, choć pozornie błahe, uświadamiają jak dobrze zorganizowane są te owady i jak wiele tajemnic w sobie skrywają.

To książka dla każdego miłośnika przyrody. Dostarcza wiele ciekawostek na temat otaczającego nas świata i pozwala poznać jego złożoność.

Maurice Maeterlinck
Życie pszczół
Przekład: Franciszek Mirandola
Wydawnictwo MG
Premiera: 30 sierpnia 2017
 
 

Życie pszczół


U PROGU ULA
I

Nie zamierzam zgoła pisać traktatu apidologicznego, ani też podręcznika hodowli pszczół. Wszystkie kraje cywilizowane posiadają tyle doskonałych dzieł w tym zakresie, że nie ma potrzeby zaczynać od nowa. Sama Francja poszczycić się może pracami mężów takich jak: Dadant, Layens, Bonnier, Bertrand, Hamet, Weber, Clement, ksiądz Collin i wielu innych. Kraje anglosaskie mają swego Langstrotha, Bewana, Cooka, Cheshire’a, Covana, Roota i ich uczniów, wreszcie Niemcy słusznie szczycą się uczonymi jak: Ks. Dzierżoń, v. Berlepsch, Pollmann, Vogel i inni.
Nie idzie mi również o uczoną monografię, o apis mellifica, ligustica, czy fasciata ani też o zbiór spostrzeżeń nowych czy studiów. W książce tej zawarte są raczej same niemal rzeczy znane wszystkim, którzy po trochu bodaj zajmowali się pszczołami. By nie zmieniać tej książki w pedantyczny i suchy wykład, nie zamieściłem też rezultatów obserwacji i eksperymentów własnych, zgromadzonych w ciągu dwudziestoletniego studiowania pszczół, odkładając je do pracy o charakterze bardziej fachowym, albowiem, mimo że budzą zainteresowanie, są to rzeczy bardzo specjalne i do granic ciaśniejszych zredukowane. Chcę mówić jeno o „złotych muszkach” Ronsarda tym, którzy ich nie znają, w ten sposób, jak się opowiada o czymś co się zna dobrze i bardzo kocha. Zaniecham przy tym ozdabiania rzeczywistości i objaśniania faktów konkretnych metaforami, nie będę wysnuwał cudów fantazji tam, gdzie jaśnieje cud prawdy, gdyż nie chcę ściągnąć także i na siebie słusznej przygany Reaumura, jaką schłostał tych wszystkich, którzy przed nim zajmowali się uroczymi miodziarkami. Jest tyle rzeczywistych cudów w ulu, że nie potrzeba wymyślać nowych.
Zresztą od dawna zaprzestałem szukać na naszym świecie cudów innych, poza najwspanialszą wzniosłością, jaką tworzy sama prawda i potęga człowieczego umysłu, dążącego do jej poznania. Nie szukajmy z mozołem dostoieństwa życia tam, gdzie brak nam pewności. Nie postawię przeto żadnego twierdzenia którego bym nie sprawdził osobiście, albo które by nie zostało tak dalece ustalone przez klasyków apidoloi, że wszelkie dalsze badania stały się bezprzedmiotowe. Ograniczę się do przedstawienia faktów w sposób ścisły, chyba tylko nieco barwniejszy, spróbuję wpleść w nie trochę uwag i refleksyj natury ogólniejszej, oraz postaram się ugrupować je bardziej harmonijnie, jakby to było dopuszczalne w zwykłym podręczniku praktycznym czy monografii naukowej. Czytelnik książki niniejszej zapewne nie nauczy się z niej rządzić ulem i losami kierować jego, ale zapozna się niewątpliwie ze wszystkim, co jest ciekawe, głębokie i istotne w życiu mieszkańców ula. Za cenę tych wiadomości nie można kupić jeszcze, co prawda, wiedzy praktycznej. Pominę milczeniem zupełnym wszystkie mętne tradycje, będące do dziś jeszcze po wsiach przykazaniem bartników. Gdy natrafię na wątpliwość, sprzeczność poglądu czy hipotezę, kiedy dotrę do rzeczy nieznanych, wyznam wszystko otwarcie czytelnikowi. Przekonacie się państwo, jak często staniemy u progu rzeczy i zagadnień niepoznawalnych. Ściśle biorąc, poza tym co widzimy z ich urządzeń i działalności, nie wiemy nic więcej o mitycznych córach Arysteusza. W miarę jak je hodujemy, przekonywamy się coraz to lepiej, że nieznane nam są istotne podstawy ich bytu, ale ten rodzaj niewiedzy jest nierównie wyższym od ślepej i zadufanej w sobie nieświadomości, która stanowi w gruncie rzeczy tło całej naszej wiedzy o życiu własnym. Niestety, tyle tylko podobno danym jest nam osiągnąć na tym świecie.
Spyta może ktoś, czy istnieje już podobna książka o pszczołach? Mimo, że przeczytałem pono wszystko, co się ukazało w tym zakresie, wydaje mi się, iż w ten sposób traktuje pszczoły jeno Michelet w rozdziale końcowym swego dzieła pt. „L’Inseete”, oraz Buchner, słynny autor „Materii i Siły”, w swej pracy pt “Geistesleben der Tiere”, Michelet bardzo powierzchownie dotyka przedmiotu, studium Buchnera zaś jest obszerne, ale czytając jego ryzykowne twierdzenia, bajczarskie opisy i odrzucone dawno pogłoski nabrałem wrażenia, że nie opuścił ani na chwilę swej biblioteki, nie spojrzał na pszczoły same i nie otwarł ani razu żadnego z owych tysięcy roztętnionych zgiełkiem gorączkowej pracy ułów, które trzeba gwałcić, by umysł nasz mógł przeniknąć ich tajniki i przepoić się atmosferą, zapachem, sprytem i tajemniczością tych dziewic, zatopionych w pracy. Książka Buchnera nie ma zapachu miodu, nie mówi o samej pszczole, roi się od błędów, jakich pełno we wszystkich dziełach uczonych, posuwa się do twierdzeń apriorycznych, a jej aparatem naukowym jest wiązanka anegdot, wątpliwych mocno i czerpanych zewsząd, bez wyboru. Nie zetkniemy się z nią zresztą często w ciągu tej pracy, albowiem mój punkt wyjścia i cele są zgoła inne.

II

Bibliografia pszczoły jest bardzo znaczna. Zacznijmyż od książek, by się z nich co prędzej wydobyć i dotrzeć do źródła niniejszej pracy. Z dawna pociągało uwagę człowieka to małe stworzonko, przedziwne, uspołecznione, żyjące w karbach praw i instytucyj nader skomplikowanych, dokonywujące w ciemnościach cudownych prac. Arystoteles, Warron, Pliniusz, Kolumelan i Paladiusz pisali o pszczołach, a jeśli wierzyć Pliniuszowi, to filozof Arystomachus obserwował je przez ciąg pięćdziesięciu ośmiu lat, zaś Filiskus z Tazu udał się na pustynię, aby na nic innego, prócz na pszczoły nie zwracać uwagi i został w nagrodę za to nazwany „dzikusem**. Wszystko to są jednak tylko bajki o pszczołach, nie wiodące do żadnych niemal wniosków, a zebrano je razem w czwartej księdze „Georgik” Wergilego.
Prawdziwa historia pszczoły rozpoczyna się w wieku XVII wraz z odkryciami słynnego uczonego holenderskiego Svammerdama. Dodać jednak należy, o czym nie wielu wie, że jeszcze przed Svammerdamem, naturalistą flamandzki, Kluejusz, odkrył zasadnicze i ważne fakty, mianowicie, że królowa jest jedyną rodzicielką całego swego rodu i że posiądą organa obu płci. Ale nie udowodnił tego w sposób dostateczny. Svammerdam stworzył właściwą metodę badań naukowych, użył mikroskopu, zastosował wstrzykiwania, konserwując preparaty, sekcjonowanie pszczół, przez wykrycie jajników i jajowodów stwierdził ostatecznie płeć królowej, którą do tej pory uważano za króla, i przez to rzucił niespodziewane zgoła światło- na całokształt urządzeń społecznych ula, oparłszy je na macierzyństwie, a w końcu uskutecznił przekroje i rysunki plastrów tak doskonale, że do dziś dnia służą one za ilustracje do wielu podręczników pszczelarskich. Życie pędził pośród rozgwaru i zamieszek, jakie wówczas wstrząsały Amsterdamem, tęsknił do „słodkiego życia na wsi” i umarł w czterdziestym trzecim roku życia, wyczerpany pracą. Stylem pełnym nabożeństwa, jasnym i ożywionym wiarą, która odnosi wszystko do Stwórcy i we wszystkim szuka jego chwały, wyraził on badania swoje w obszernym dziele pt, „Bybel der Natuure’*, które w sto lat później dr Boerhave kazał przełożyć z holenderskiego na język łaciński i wydał pod tytułem: „Biblia Naturae*’ (Leyda 1737).
Po nim zjawił się Reaumur. Wierny zasadom i metodzie poprzednika, poczynił mnóstwo ciekawych obserwacyj i doświadczeń w pasiece swej w Charenton i poświęcił pszczołom cały tom swego dzieła pt. „Memoires pour servir a Thistoire naturelle des inseetes”. Można je czytać z zaciekawieniem i pożytkiem dzisiaj jeszcze. Jest jasne, bezpośrednie, szczere i nie pozbawione pewnego uroku, mimo oschłości stylu i przeładowania. Autor starał się usunąć mnóstwo zakorzenionych błędów dawnych, ale nie uniknął kilku nowych, po części rozwiązał problem roju i rządów społecznych królowej, słowem odkrył kilka prawd trudnych do poznania i naprowadził na odkrycie wielu innych. Zajmował się także dziwnym zjawiskiem misternej architektury ula, a to co powiedział, nigdy dotąd nie było powiedziane lepiej. Zawdzięczamy mu również pomysł ułów oszklonych, które, w formie dziś udoskonalonej, odkryły nam tajemnicę życia owych zazdrosnych pracownic, rozpoczynających swe dzieło w olśniewających promieniach słońca, a wieńczących je owocem pośród nieprzeniknionych ciemności. Dla uzupełnienia winienem wspomnieć jeszcze o poszukiwaniach i pracach nieco późniejszych Karola Bonneta i Schiracha (który odkrył tajemnicę jajka królewskiego), ale ograniczając się do ogólnych tylko wskazówek, zatrzymuję się na Franciszku Kuberze, mistrzu i klasyku wiedzy apidologicznej czasów naszych.
Huber, urodzony w roku 1750 w Genewie, ociemniał we wczesnej młodości. Zaciekawiony zrazu doświadczeniami Reaumura, które chciał skontrolować, rozgorzał niebawem zamiłowaniem do tych badań i poświęcił całe życie studiowaniu pszczół, przy pomocy oddanego sobie, wiernego i rozumnego służącego, Franciszka Burnensa. W rocznikach cierpień i zwycięstw ludzkich nie ma może przypadku bardziej wzruszającego i dającego więcej otuchy, nad dzieje owej mozolnej współpracy. Jeden nie dostrzegał innego światła nad jasnotę ducha, drugi korzystając ze światła realnego kierował rękami i myślą tamtego, który, jak powiadają, nie widział nigdy plastra miodu. Podwójna to “była zasłona dla uczonego, pomimo iż życie pszczoły okrywa ciemń głęboka, a umysł jego chwytał najgłębsze tajemnice geniuszu twórczego, owe niewidzialne plastry, stwierdzając tym wymowniej, że nie ma takich warunków, w których by nam było wolno porzucić nadzieję i zaprzestać poszukiwania prawdy. Nie będę wyliczał tego, co zawdzięcza Huberowi współczesna apidologia, prędzej by bowiem wymienić można to, czego odeń nie wzięła. Jego „Nouvelles observations sur les abbeilles”, których tom pierwszy, w formie listów do Bonneta napisany został w roku 1789, drugi zaś ukazał się w dwadzieścia lat potem, jest nieprzebraną skarbnicą wiedzy o pszczołach. Znajduje się w niej, co prawda, kilka pomyłek, kilka prawd niezupełnych, od czasu napisania tej książki wzrósł znacznie materiał mikrograficzny, ubogaciło się praktyczne pszczelarstwo, przyłączyły się nowe fakty z zakresu postępowania z królowymi, ale ani jednego z zasadniczych spostrzeżeń Hubera nie zdołano zdementować lub uznać za złe; pozostały one zarówno nietykalnymi w naszym współczesnym pszczelarstwie praktycznym jak i w wiedzy teoretycznej.

III

Po odkryciach Hubera minęło kilka lat bez nowych przyczynków do wiedzy apidologicznej, ale niebawem zjawił się nowy uczony, proboszcz z Karłowic na Śląsku, Dzierżoń, który przyniósł nowe odkrycie, mianowicie, partgpogeneze królowej, czyli wydawanie płodu bez zapłodnienia. Tenże sam badacz skonstruował pierwszy ul w ramkach ruchomych, co umożliwiło hodowcom pobieranie części plonów miodu bez skazywania na zagładę najsilniejszych rojów i bez niweczenia w jednej chwili pracy całego sezonu. Ten ul, zrazu dosyć prymitywny, został po mistrzowsku zrekonstruowany przez Langstrotha, który wynalazł ostateczną formę ramki ruchomej, rozpowszechnianej w całej Ameryce z niezmiernym sukcesem. Root, Quinby, Dadant, Cheshire, Layens, Cowan, Heddon, Howard i inni dodali doń jeszcze kilka szczegółów i ulepszeń bardzo cennych. Mehring, chcąc oszczędzić pszczołom wyrabiania wosku i budowy schowków, na które marnują dużo wosku i czasu w pełnym sezonie pracy, powziął myśl podsunięciu im gotowych plastrów z komórkami wyciśniętymi mechanicznie, a pszczoły zgodziły się bez namysłu na przyjęcie daru i przystosowały go do swoich celów. Niedługo potem Hruszka wynalazł tzw. „smelator” pozwalający na wydobycie miodu za pomocą wirówek bez naruszenia plastrów.
W ciągu kilku lat udało się przezwyciężyć rutynę bartników dawnego autoramentu, za czym wydajność oraz płodność ułów potroiła się. Rozpoczęto zakładać wielkie, produktywne bardzo pasieki i od tej chwili skończyły się raz na zawsze bezcelowe masakry rojów najpracowitszych oraz ten wstrętny dobór na wspak, który był ich skutkiem.
Człowiek stał się naprawdę panem pszczół, wkraczającym w ich życie niby siła wyższa, nieobliczalna i nieznana, kierująca wszystkim, bez wydawania rozkazów. Człowiek reguluje fluktuacje sezonu pracy, wynagradza szkody spowodowane przez klimat, godzi zwaśnione republiki, rozdziela po równi bogactwa, wzmaga lub ogranicza przyrost ludności i płodność królowej. Czasem składa ją nawet z tronu i ujarzmia społeczeństwo oburzone tego rodzaju niesłychaną interwencją. Człowiek, uosobią jacy w sobie nadprzyrodzoną w oczach pszczół potęgę, gwałci, jeśli uzna to za potrzebne, nietykalność tajemnych komór, gdzie śpią królowe, skierowuje na inne zgoła tory tradycjonalną politykę gyneceów królewskich, dalej pozbawia pięć lub sześć razy z kolei biedne siostry zakonu pracy niezmordowanej, dorobku tej pracy, dokonywując tego w sposób pokojowy, bez pozbawienia ich życia czy zniechęcenia do dalszych wysiłków, a nawet bez ubożenia ich nad miarę. Czyni tez porządek w składach i po spichrzach republiki, dostosowując ich zapasy do plonu kwiatów, jakim lato, niezrażone w swej twórczej pracy, wyposaża doliny i zbocza gór, a wreszcie zmusza do ograniczenia nadmiernej liczby kochanków, czekających na narodziny księżniczek. Jednym słowem człowiek czyni co chce i uzyskuje wszystko co chce, pod warunkiem, że w żądaniach swych dostosuje się do obyczajów, zalet i praw rządzących ulem. Mimo, że bóstwo ludzkie, którego wola niespodzianie zawładnęła pszczołami, jest potężne, a zbyt wielkie i dziwne, by je mogły pojąć, mimo to pszczoły w celach swych i poglądach idą dalej, jak samo to bóstwo, i poprzez wszystkie owe przeszkody, pełne abnegacji, myślą niezachwianie o tym tylko, by dopełnić tajemniczych obowiązków wobec swej rasy.

IV

Wziąwszy tedy z książek tyle, ile nam mogły dać zasadniczo, skorzystawszy z danych, z których składają się dzieje, bardzo stare dzieje pszczelego rodu, dajmy pokój wiedzy, nabytej przez innych i spójrzmy na pszczoły własnymi oczyma. Godzina, spędzona w pasiece, ukaże nam to wszystko w sposób może nie tak ścisły, ale za to nieskończenie żywszy i owocniejszy.
Pamiętam do tej pory pierwszą pasiekę, która mnie nauczyła miłości dla pszczół. Było to przed laty, w jednej z wiosek Flandrii zelandzkiej, zazwyczaj tak czystych i powabnych, które są lepszą jeszcze, może od samej Zelandii miniaturą samej Holandii, gdzie gromadzi i skupia się wszystko co ją przypomina. To samo gustowne zgrupowanie przedmiotów, o żywych, radujących oko barwach, podobnych zabawkom powabnym i pełnym jakiegoś namaszczenia. Wszędzie pełno dachów, wieżyczek, dwukolnych wózków, malowanych wielkich szaf, wysokich zegarów w głębi długich korytarzy, małych drzewek, stojących rzędami nad kanałem, barek o rzeźbionych rufach zbiorników wodnych, małych, barwistych drzwi i okien, niby kwiaty. A dalej przepysznie zbudowane szluzy, zwodzone mosty niezrównanej konstrukcji, domki polakierowane niby urocze garnuszki, z których baniaste, podobne dzwonkom kobietki, wychodzą w ozdobie ze złota i srebra, na podój krów, zamkniętych po łąkach, otoczonych dywanem kwietnej murawy, wyciętej w prostokąty i owale, a zawsze, jak nigdzie może, przesyconej zielenią.
Tutaj to osiedlił się człowiek, podobny owemu mędrcowi wergilowemu, o którym myśli La Fontaine, mówiąc: Równy królom, a bogom podobny na niebie. Radujący się słońcu, zasłuchany w siebie. Zamieszkał tutaj, gdzie życie można by. uważać za prostsze, gdyby w ogóle życie dało się upraszczać, tutaj też zbudował swój przybytek, nie dlatego uciekając od świata, by mu obrzydł, gdyż mędrzec nie doznaje uczucia goryczy, ale odsuwając może znużenie wywołane owym zadawaniem ludziom pytań, na które nie odpowiadają tak po prostu jak zwierzęta i rośliny, mimo, iż są to jedynie ciekawe pytania, jakie stawiać można naturze, dociekając istotnych praw kierujących bytem. Całym jego szczęściem, podobnie jak owego filozofa scytyjskiego, był ogród, a pośród powabów tego ogrodu największy miała dlań urok pasieka, najczęściej go pociągała i rozpłomieniała. Składało ją dwanaście ulów słomianych, pomalowanych w różne kolory. Były pąsowe,żółte, lecz najwięcej jasnobłękitnych, albowiem dawno, jeszcze przed doświadczeniami Johna Lubbocka wiedział ten człowiek, że pszczoły przepadają za tym kolorem.

 
Wesprzyj nas