“Dawna medycyna” to fascynująca opowieść Jürgena Thorwalda o wielkich cywilizacjach i ich wkładzie w rozwój medycyny.


Dawna medycynaNa długo przed Hipokratesem, nad Nilem, między Eufratem i Tygrysem, u stóp meksykańskich wulkanów czy peruwiańskich Kordylierów wybitni lekarze stawiali czoło przeróżnym chorobom i schorzeniom.

Stosowali pierwotne formy antybiotyków w leczeniu ran, amputacje, zabiegi chirurgiczne i trepanacje czaszki (a to wszystko bez znieczulenia!). Co więcej, nieobce im było cesarskie cięcie, operacja zaćmy czy przeszczepy skóry, a jedna trzecia znanych i używanych obecnie ziół była wykorzystywana przez lekarzy w starożytnym Egipcie.

Wydaje się niemożliwe? A jednak!

Jürgen Thorwald z reporterską precyzją ukazuje kunszt antycznych lekarzy, każdy rozdział rozpoczynając rysem historycznym danej kultury.

To książka napisana z pasją, erudycją i wyczuwalnym podziwem dla praojców medycyny prowadzi czytelnika w świat wysoko rozwiniętych cywilizacji Egiptu, Mezopotamii, Indii, Peru, Chin i Meksyku. Prezentuje dorobek badań medyczno-historycznych i przegląd świata medycyny pięciu starożytnych kultur.

Wielki talent narracyjny i żywy język – dzięki nim opowieści Thorwalda czyta się jak wciągający kryminał, a zarazem non-fiction w najlepszym wydaniu.

Autor “Stulecia chirurgów” i “Ginekologów” na tropie tajemnic starożytnych lekarzy.

Jürgen Thorwald
Dawna medycyna
Jej tajemnice i potęga. Egipt, Babilonia, Indie, Chiny, Meksyk, Peru
Przekład: Albin Bandurski i Janina Sczaniecka
Wydawnictwo Literackie
Premiera w tej edycji: 31 sierpnia 2017
 
 

Dawna medycyna


ROZDZIAŁ II

„Nie możemy zapominać — pisał w 1929 r. lekarz i sinolog niemiecki Franz Hübotter — że nasza znajomość chińskiej medycyny i jej historii tkwi jeszcze w powijakach i że krytyka tekstów i badanie źródeł […] zaledwie się zaczęły”.
W połowie XX w. sytuacja ta nie zmieniła się tak istotnie ze względu na wojenne zamieszki, w jakie Chiny były wplątane. Przyszłość okaże, jakie źródła informacji ukryte są jeszcze w archiwach i w ziemi chińskiego kraju.
Pytanie o to, jaka jest najstarsza księga medyczna Chin, pozostanie prawdopodobnie sporne. Franz Hübotter skłania się do zdania, że najstarszym chińskim dziełem medycznym jest traktat Shennong bencao. Jego późny odpis znajduje się w zestawieniu leków, które ukazało się w Chinach w 1597 r. n.e. Bencao gangmu (Klasyfikacja korzeni i ziół). Chiński urzędnik Li Shizhen zebrał tu, w ciągu 30 lat pracy, całą tradycyjną wiedzę o chińskich środkach leczniczych. Zbiór obejmował 52 tomy i wyszczególniał 1892 lekarstwa. Początki tego, co w XVI w. zostało zebrane, sięgały jednak daleko w głąb historii. Zatytułowanie jednej części księgi Shennong wiązało się z jednym z pierwszych cesarzy, od których rozpoczyna się pisana historia Chin — z Shennongiem — „Boskim Rolnikiem”, który w 2838–2698 r. p.n.e. miał zwrócić uwagę na żyzność gleb chińskich.
W historycznych godnych zapamiętania przekazach z czasów Han i w innych dziełach tej epoki czytamy: „Shennong bił zioła i drzewa czerwonym biczem, wypróbowywał setki ziół i w ten sposób rozpoczął farmakoterapię”. Albo: „Shennong najpierw pouczał lud. Próbował smaku setek ziół. Wtedy, jednego dnia, natrafił na 70 trucizn […] Gdy książę jest chory, niech pije lekarstwo, a najpierw niech wypróbowuje je minister”. Wszystko wskazywało na to, że księga Shennong bencao, początkowo w jednym tomie i obejmująca 365 środków leczniczych, powstała w czasach Zhou na podstawie dawniejszego już doświadczenia.
Huangdi, drugi z legendarnych dawnych cesarzy Chin (2698–2598 r. p.n.e.) uchodzi za praautora prawdopodobnie drugiego w kolejności pod względem wieku dzieła chińskiego dotyczącego medycyny Huangdi neijing (Nauki o wnętrzu). Na tekst księgi składają się dialogi między cesarzem Huangdi a Chi Bo, jednym z jego ministrów. Zajmują się oni funkcjami ciała ludzkiego, jego chorobami i leczeniem. Także w dziele Neijing wiele wskazuje na to, że najwcześniejsza wersja tego pisma pochodzi od uczonych z ery Zhou. Zawarte w nim opisy fizjologii człowieka są jednak tak obszerne, że już wówczas musiały się wywodzić z długiej tradycji.
Teksty na znalezionych kościach z okresu Shang dowodzą, że kapłani Shangów w II w. p.n.e. bardzo wnikliwie zajmowali się chorobami i ich objawami. Istniały informacje dotyczące rozmaitych dolegliwości głowy, chorób oczu, zębów, narządów gardła i nosa, nóg, przewodu pokarmowego, nerek i pęcherza, a przede wszystkim jednak chorób zakaźnych i epidemii. Wnioski z późniejszych doniesień pozwalają przypuszczać, że chodziło tu głównie o malarię, gruźlicę, trąd, ospę, tyfus, cholerę i dżumę. Jak wiadomo, Wschodnia Mongolia do czasów nowożytnych pozostawała niewygasłym ogniskiem dżumy.
Opisy cierpień na kościach wróżebnych, za pomocą których zapytywano bogów o radę, ukazują nam, jak silne w starej medycynie chińskiej było przekonanie, iż choroby zsyłane są przez bogów i demony.
Okres Zhou pozostawił nam gliniane figurki szamanów, owych mężów obdarzonych tajemnymi siłami, mogących zapobiec wszelkim ludzkim cierpieniom przez zaklęcia i czary. Dla mas chińskich zaklęcia i czary, także w późniejszych wiekach, były jedyną ostoją w tych wszystkich cierpieniach, które im ich ubóstwo przysporzyło.
Podobnie jak uczeni, również dawni lekarze chińscy mieszkali przy dworach książęcych. W czasach Zhou po raz pierwszy donoszono o nadwornych lekarzach, yishi shangshi, oraz o zarządzających składnicami leków. W rocznikach okresu Han mowa jest o taiyiling, lekarzu naczelnym. Jako zapłatę otrzymywał 600–1000 miar ryżu rocznie. W doniesieniu z późniejszego okresu Han wymienia się 293 lekarzy nadwornych (urzędników) — co prawda żaden z nich nie osiągnął wyższej rangi ponad piątą grupę klasy urzędniczej. Roczniki donoszą także, w niejednym przypadku, że lekarze, którzy zawiedli w leczeniu pacjentów wysoko postawionych, skazywani byli na śmierć. Tym bardziej zdumiewającym był fakt, że w ogóle znajdowali się ludzie, którzy już w II w. p.n.e. walczyli z całym poświęceniem o wyjaśnienie wewnętrznych czynności człowieka.
Anatomiczny przekrój człowieka, znajdujący się w klasycznym dziele chińskiej medycyny Itsung gingien (złote zwierciadło medycyny) z 1749 r., robi wrażenie mieszaniny wspaniałej konstrukcji z absolutnym nonsensem. Poplątanie czegoś naprawdę pierwotnego z późniejszymi dodatkami, co cechuje wszystkie dawne dzieła Chin, utrudniało rozróżnienie prawdziwego dawnego dorobku umysłowego od tego, co powstało w następnych tysiącleciach w wyniku niekończących się spekulacji. Jedno jest tylko pewne: od momentu, w którym lekarze w Chinach próbowali poznać istotę zdrowia i choroby, wyobrażenia kosmologiczne Shang i Zhou służyły im jako drogowskazy.
Zawarte w innym dziele fantazyjne rysunki płuca, serca, wątroby, jelita grubego, tchawicy i żołądka wskazują, że przy ich opracowywaniu punktem wyjścia była obserwacja narządów ludzkich i zwierzęcych, jednak znaczne odchylenia od ich rzeczywistej budowy dowodzą, że te obserwacje nigdy nie były dokładne.
Prawdopodobnie obserwacja ograniczała się — tak jak i u wszystkich innych ludów — do przypadkowych oględzin zmarłych lub rannych. Roczniki chińskie mówią o sekcji zmarłego jeńca dopiero w 1145 r. n.e. Później, aż do czasów nowożytnych, nie było mowy o prawdziwych badaniach anatomicznych. Kult przodków kategorycznie zabraniał rozkawałkowywania zwłok zmarłego. Tym samym zamykał drogę uczonym lekarzom do prawdziwego anatomicznego rozpoznania, a zamiast tego popychał ich na rozległe obszary spekulacji.
Próba wyobrażenia sobie wnętrza człowieka na podstawie bardzo nielicznych i przypadkowych spostrzeżeń była jednak na swój sposób imponująca. Najważniejszą sprawą dla lekarzy chińskich było bowiem włączenie czynności człowieka w funkcje wszechświata. Ponieważ świat składał się z pięciu elementów, było też i pięć narządów głównych: serce, płuca, nerki, wątroba i śledziona. Do nich należało pięć narządów pomocniczych: jelito grube, jelito cienkie, woreczek żółciowy, żołądek i pęcherz. Istniał między nimi osobliwy stosunek przyjaźni i wrogości, co z kolei wywodziło się z właściwości pięciu elementów: drewna, ognia, ziemi, metalu i wody. Nerka jako narząd wody musiała być wrogiem serca uchodzącego za narząd ognia. Każdemu narządowi odpowiadała określona planeta i określona pora roku. Serce na przykład pozostawało we wzajemnej zależności z latem. Najbardziej jednak znacząca w ciele człowieka była działalność ducha świata Dao i jego przeciwstawnych komponentów: yang i yin. Z powietrza, „z nieba”, dostawał się duch świata przez płuca, a z ziemi przez pożywienie do wnętrza człowieka. Tu poruszał się systemem licznych żył, kanałów lub nerwów, których zidentyfikowanie z rzeczywistymi anatomicznymi narządami do dziś się potomności nie udało. W normalnych warunkach yang i yin przepływały przez określone części ciała. Grzbiet był yang, brzuch yin. Wątroba, serce, śledziona, płuca i nerka — yang. Żołądek, żółć, jelito grube, jelito cienkie, pęcherz — yin. Jeśli działalność Dao pod wpływem zmian kosmologicznych uległa zakłóceniu, to funkcje ciała ludzkiego też zostały zaburzone. Może w ten sposób tłumaczono sobie wielkie epidemie. W każdym razie główną przyczyną wszelkich chorób było zakłócenie równowagi między yang i yin.
Gdy nowoczesna medycyna odkryła wielkie znaczenie funkcji wegetatywnego układu nerwowego, tu i ówdzie sądzono, że starochińscy lekarze przeczuwali to, co czasy nowożytne naukowo potwierdziły. Nasuwa się paralelizm między układem współczulnym i przywspółczulnym, jako wielkimi sternikami układu wegetatywnego, a starochińskim yang i yin. Jeśli nastąpi zakłócenie równowagi między układem współczulnym i przywspółczulnym — powstają choroby. Starochińscy lekarze ostrzegali przed zachwianiem równowagi między yang i yin, w następstwie czego występowały choroby.
Na pewnym malowidle chińskiego lekarza P. K. Lianga, przedstawiającym wybitnych lekarzy chińskich, znajduje się także portret lekarza o nazwisku Bian Que. Chodzi tu o pierwszego lekarza dawnych Chin, o którym mamy pewne dane biograficzne. Bian Que żył w VI albo V w. p.n.e. i przenosił się z jednej rezydencji książęcej do drugiej. Najwidoczniej jego specjalnościami były choroby dziecięce i kobiece, a odnoszone przez niego sukcesy przysporzyły mu legendarnej sławy. Pewien bardzo zazdrosny kolega z księstwa Qin, naczelny lekarz tamtejszych lekarzy dworskich, kazał go w końcu skrytobójczo zamordować.
Bian Que uważany jest za praojca bardzo później sławnego dzieła Neijing. Jego nauki ułatwiają nam wgląd w działalność chińskich lekarzy około połowy I w. p.n.e., zwłaszcza w ich swoiste metody diagnostyczne wynikające z wiedzy o anatomii i fizjologii. „Puls jest jak rozsypane liście drzew, jak paląca się trawa […] jak napięta nić […] jak tryskające źródło” — tak brzmiał starochiński tekst, a w Neijing mowa jest o „pulsie bębniącym” oraz o „pulsie bez tchu”.
Od najwcześniejszych czasów chińskich lekarzy fascynował fenomen tętna w rozmaitych częściach ciała ludzkiego. To tajemnicze tętnienie było dla nich najważniejszym objawem w poznawaniu procesów wewnętrznych. Podobnie jak wcześniej lekarze szukali zewnętrznych oznak w celu określenia chorób wewnętrznych. Przypadkowe spostrzeżenia doprowadziły ich do odkrycia związku między wyglądem języka albo oka a ukrytymi chorobami. Z tego powstał cały system nauki o diagnozie, czyli rozpoznaniu choroby, przy czym spekulacja i fantazja przerastała realia: ucho połączone było z nerką, wargi ze śledzioną, język z sercem. Ciemny kolor oczu wskazywał na chorobę nerek, jasny — na choroby płuc. Najważniejszym punktem wszelkiej diagnostyki pozostawał nieustannie bijący puls.
Także i w tym wypadku nie daje się osądzić, jak daleko wstecz sięgały te groteskowe wynaturzenia diagnostyki tętna stosowane w Chinach przez tysiąclecia i już w naszej erze. W końcu z bicia pulsu określano u ciężarnych płeć oczekiwanego dziecka: „Jeśli puls lewej ręki jest szybki, nie zanika — brzemienna wyda chłopca na świat”.
W każdym razie nauka o „pulsie jako doradcy w sprawach chorób” już w czasach Bien Que tak bardzo przyjęła formę systemu, że musiał ją poprzedzać długi okres rozwoju.
Badano puls na tętnicach głowy i nóg, lecz przede wszystkim na rękach. Puls był także częścią wielkiego świata wyobrażeń o kosmosie i człowieku. Niebo „mówiło” w górnej części ciała człowieka przez tętnice na obu skroniach, a sam człowiek „przemawiał” przez tętnice obu uszu. Bicie pulsu zmieniało się w zależności od pór roku — na jesieni puls był „jak włos”.
Tętno tętnicy promieniowej przy stawie nadgarstkowym było podzielone na odcinki. Odcinek na prawym ręku informował o stanie płuc, na lewym — o stanie serca. Drugi odcinek na prawym ręku zdradzał choroby żołądka i śledziony; inny, na lewym ręku — żółci i wątroby oraz informował o występowaniu chorobotwórczego nadmiaru yang albo yin.
Prawdopodobnie dawna chińska metoda leczenia, zwana później w krajach na Zachodzie akupunkturą, wywodzi się z nauki najwcześniejszych lekarzy, a może nawet szamanów. Walka z przypuszczalnymi demonami, znajdującymi się w ciele chorego, nasunęła im prawdopodobnie myśl przepędzania złych duchów przez nakłucie ich igłami. Następni uczeni lekarze wyżej oceniali akupunkturę w swym rozległym systemie leczniczym. Już nie demony zwalczano igłami wbijanymi w różne, dokładnie określone, miejsca ciała, lecz nadmiar lub niedobór yang i yin. Aż do połowy XX w. nie udało się wyjaśnić i anatomicznie uzasadnić pogmatwanego i różnorodnego systemu, według którego w dawnych Chinach posługiwano się igłami przy nakłuwaniu. Na początku jednak wszystkie systemy wywodziły się z zasadniczej myśli, że pewne określone miejsca „naczyń żylnych i nerwów”, w których działały elementy yang i yin, należy otworzyć lub podrażnić, aby usunąć nadmiar jednego lub drugiego i zatrzymany ruch wprawić w ponowny obieg. Blisko z tym spokrewniony był inny sposób leczenia: małe stożki sproszkowanej Artemisia vulgaris (bylica) palono na pewnych, podobnych do wybranych do akupunktury, miejscach skóry, przypuszczalnie w zamiarze dostarczenia silnego bodźca tam, gdzie był niedobór yang czy yin.
Dawni lekarze Chin dalecy byli jeszcze od fantastycznej precyzji współczesnej akupunktury — w późniejszych wiekach naliczono bowiem blisko 700 punktów nakłuć; jednak trzeba stwierdzić, że już wtedy istniał zbliżony system rozplanowania nakłuć. Figurka mężczyzny z brązu używana była w XI w. n.e. przez studentów medycyny do nauki akupunktury. Zaznaczono na niej rozmaite miejsca do nakłuwania igłami. Dla każdej choroby dokładnie określone były miejsca i głębokość nakłuć. Jak bardzo inwazyjne było to leczenie w dawnych czasach, przekonujemy się czytając fragment księgi Huangdi neijing (według tłumaczenia Franza Hübottera): „Żółty cesarz zapytał: Chciałbym usłyszeć coś o miejscach zabronionych. Chi Bo odpowiedział: jeśli przy nakłuciu trafi się w serce, to śmierć następuje tego samego dnia […] jeśli się nakłuje wątrobę — śmierć nastąpi piątego dnia […] jeśli się nakłuje płuco — śmierć nastąpi trzeciego dnia”.
Cały ten system nie byłby produktem ducha wczesnego okresu historii, gdyby znów nie był powiązany z żywiołami, planetami, porami roku i dnia. Na przykład trzeciego dnia miesiąca nie wolno było przeprowadzać akupunktury na udzie, szesnastego dnia na piersi. Były dnie dla yang i dla yin, w których można było leczyć tylko pewne części ciała, po lewej albo prawej stronie.
O wielkich wpływach dawnych czasów na medycynę nowożytną świadczy fakt, że akupunktura w 2–4 tysiące lat po jej powstaniu znalazła sobie drogę do XX-wiecznej Europy. W wielkim nurcie medycyny zachodniej pozostała wprawdzie metodą uprawianą przez jej znawców, outsiderów, pociągając swoją nowością i tajemniczością, lecz może właśnie medycyna Zachodu poznała lub przeczuła mechanizm działania akupunktury, który leżał u jej podstaw.
W 1893 r. brytyjski neurolog Henry Head odkrył, że chore narządy mogą wywoływać bóle dalekie od właściwego miejsca choroby, w dokładnie odgraniczonych obszarach. Miejsca te nazwano „strefy Heada”. Jeśli się je poddało działaniu ciepła lub masażowi, to często osiągano nadspodziewanie dobre wyniki terapeutyczne.
Później Niemiec Huneke zauważył, że przez wstrzyknięcie środka znieczulającego w skórę można było wpłynąć na stany chorobowe narządów wewnętrznych, i to czasami zupełnie nagle. Wywoływano w ten sposób procesy, początkowo niezrozumiałe, których użyteczność była jednak bezsprzeczna. Czy błędne teoretyczne wyobrażenia dawnych lekarzy chińskich doprowadziły w praktyce do podobnych wyników? Czy w ten sposób można wytłumaczyć fakt, iż akupunktura przetrwała wiele tysięcy lat?
Prapoczątki chińskiej nauki o lekach swymi korzeniami tkwią głęboko w wyobrażeniach o kosmosie i mikrokosmosie. W świecie uczonych lekarzy rośliny składały się z tych samych pięciu elementów, z jakich składał się człowiek. Lekarstwo czerwone jak ogień miało działać leczniczo na serce, uważane także za ogniste. Górne części roślin z natury rzeczy przeznaczone były do oddziaływania na górne części ciała ludzkiego. Jeśli jednak we wczesnej chińskiej anatomii czy diagnostyce „niebotyczne” spekulacje ostatecznie załatwiały treść rzetelnych obserwacji i prawdziwych osiągnięć opartych na doświadczeniach, to przecież skarbiec środków leczniczych obejmował dużo leków, których faktyczne działanie było niezaprzeczalne.
Już w II w. p.n.e. lekarz Mashuang posługiwał się chińskim zielem przęśli, czyli Ephedra sinica, jako środkiem przeciw dychawicy oskrzelowej i dusznicy bolesnej. W 1887 r. Japończyk Nagai odkrył w tym leku efedrynę, bez której nowożytna medycyna nie może się obyć w przypadkach leczenia astmy i zapalenia oskrzeli. Dopiero jednak w 1925 r. działanie lecznicze efedryny zostało w pełni docenione w Europie.
Jak się zdaje, Chińczycy pierwsi stosowali rtęć przy leczeniu wrzodów — co najmniej dwa tysiące lat wcześniej, nim w Europie zaczęto rtęcią leczyć kiłę. Działanie siarczanu miedzi na infekcyjne choroby oczu było im równie znane jak Egipcjanom, tak jak i siarka oczyszczająca krew. Przeciwko malarii używali hong zhangshan, tj. Dichroa fibrifuga. Dokładniejsze badania z 1948 r. rzeczywiście potwierdziły obecność w korzeniu tej rośliny alkaloidów skutecznych przy zwalczaniu malarii.
Bianxu, czyli rdest ptasi, służył w II w. p.n.e. jako środek przeciwko chorobom płuc. Roślina zawiera kwas krzemowy, czym tłumaczy się jej specyficzną skuteczność. Chińczycy znali także przydatność oleju Chaulmoogra w leczeniu trądu. W czasach nowożytnych ten oczyszczający olej pod nazwą „Antileprol” zdobył sobie wielkie uznanie i trwałe miejsce w terapii trądu. Jeszcze ciekawsze było zastosowanie surowej świńskiej krwi i wątroby przy niedokrwistości. Skuteczność działania wątroby na niedokrwistość była jednym z wielkich odkryć medycyny nowożytnej. Siła anabolizująca świńskiej krwi wytłumaczalna jest prawdopodobnie wysoką zawartością w niej organicznie związanego żelaza. Bardzo staranna obserwacja chorób musiała doprowadzić do tego, że dawni lekarze chińscy stosowali wyciąg z oślej skóry przeciwko drgawkom. Nowoczesne badania takich wyciągów udowodniły, że zwiększają one absorpcję wapnia w ustroju człowieka, ważny proces przy tężyczce. Użycie jaskółczych gniazd jako środka wzmacniającego stało się zrozumiałe po stwierdzeniu bogactwa witaminowego w algach i trawach, z których jaskółki wschodnioindyjskie budują swoje gniazda. Szczególną niespodziankę sprawiło jednak badanie wydzielin skórnych ropuch, polecanych jako lek przez dawnych Chińczyków: zawierały one adrenalinę i pobudzające czynność serca bufaginę i bufotalinę.
Korzeń żeń-szenia zdobył chyba największy rozgłos ze wszystkich chińskich leków. Aż do obecnych czasów uważany jest on za tajemniczy środek wzmacniający przy przedwczesnych zaburzeniach czynności seksualnych i stanach wyczerpania różnego rodzaju. Badania rozpoczęte w połowie XX w. wykazały, że żeń-szeń zawiera następujące substancje alitywne: panaksynę, kwas panaksynowy, olejek eteryczny panacen, glikozyd panax villon oraz witaminy B1 i B2. W tym zestawieniu podnoszą one napięcie ścian naczyń krwionośnych, wzmagają przemianę materii, wpływają na gruczoły dokrewne i pobudzają system nerwowy.

 
Wesprzyj nas