“Krótka historia wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli” to opowieść o tobie. Autor zdradza nam, co geny mówią nam obecnie o historii i co historia mówi nam o genach.


Krótka historia wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyliTwoja historia jest niepowtarzalna, podobnie jak historia każdego spośród ponad stu miliardów ludzi, którzy kiedykolwiek żyli. Jednak jest to także nasza zbiorowa historia, ponieważ w każdym z genomów przechowujemy dzieje gatunku – narodzin, śmierci, chorób, wojen, klęsk, migracji oraz mnóstwa seksu.

Wystarczy cofnąć się zaledwie o kilkadziesiąt stuleci, żeby się przekonać, że większość z siedmiu miliardów żyjących dzisiaj osób pochodzi od garstki ludzi – tylu, ilu mogłoby być mieszkańcami niewielkiej wioski.

Od czasu odczytania przez naukowców genomu ludzkiego, co nastąpiło po raz pierwszy w 2001 roku, stał się on tematem najprzeróżniejszych mitów. Adam Rutherford wyjaśnia, że nasz genom trzeba odczytywać nie jak instrukcję obsługi, ale jak epicki poemat.

W porywającej wędrówce po rozległych przestrzeniach genetyki autor zdradza nam, co geny mówią nam obecnie o historii i co historia mówi nam o genach. Od neandertalczyków do morderców, od rudowłosych do ludzkich ras, od martwych królów do epidemii, od ewolucji do epigenetyki – oto nasz nowy portret, który rozwieje wiele nieporozumień i objawi nam, kim jesteśmy i skąd się wzięliśmy.

Adam Rutheford – brytyjski genetyk. Kształcił się w University College London i UCL Institute of Child Health at Great Ormond Street Hospital. Autor książek popularyzujących genetykę. Publikuje artykuły w “Nature” i “The Guardian”.

Adam Rutherford
Krótka historia wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli. Opowieści zapisane w naszych genach
Przekład: Adam Tuz
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 6 lipca 2017
 
 

Krótka historia wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli


Moim nauczycielem i opiekunem naukowym w University College London i w czasach późniejszych był profesor Steve Jones. W 1994 roku, w pierwszym dniu kursu genetyki, który prowadził, przedstawił nam pewną propozycję: obiecał, że ten z nas, niezamożnych żaków, kto zakupi egzemplarz jego arcydzieła Język genów: biologia, historia i przyszłość ewolucji, otrzyma od niego zwrot pieniędzy. Zgłosiłem się zatem po 55 pensów. Przez całe lata profesor wywierał na mnie intelektualny wpływ prawdopodobnie silniejszy niż ktokolwiek inny. Niniejszą książkę za jego zezwoleniem napisałem w dużej mierze jako kontynuację tamtej klasycznej pozycji. Kiedy w 2012 roku British Humanist Association zaprosiło mnie do wygłoszenia prestiżowego wykładu, to Steve go wówczas zapowiedział. Stwierdził – mam nadzieję, że żartem – iż odnosi nieodparte wrażenie, że wyczekuję na jego śmierć, żeby móc naprawdę odziedziczyć jego życie. Ponieważ jednak nadal żyje, a także z powodu tamtych 55 pensów, dedykuję tę książkę Steve’owi Jonesowi

Od autora

Nauka wymaga współpracy. Nie ma dziś samotnych geniuszy, nie spotyka się geniuszy zła, a bardzo rzadko zdarzają się geniusze heretycy. Niemal całą działalność naukową prowadzą bardzo zwyczajni ludzie pracujący w zespołach lub utrzymujący kontakty z innymi naukowcami z podobnych lub całkiem odmiennych dziedzin nauki. Gromadzą wiedzę, wspierając się na barkach historycznych i współczesnych gigantów, jak pewnego razu stwierdził Isaac Newton, powtarzając za jedenastowiecznym filozofem Bernardem z Chartres, który nawiązał do greckiego mitu o myśliwym Orionie – na pewien czas oślepionym, lecz sięgającym wzrokiem dalej dzięki temu, że posadził sobie na ramionach karła.
Nauka opisana w tej książce ma prawdopodobnie charakter jeszcze bardziej kooperacyjny niż większość dziedzin, polega bowiem na wprowadzeniu nowej dyscypliny – genomiki – do grona starszych: historii, archeologii, paleoantropologii, medycyny i psychologii. Nazwiska autorów publikacji poświęconych genetyce można obecnie liczyć w tuzinach, setkach, a niekiedy w tysiącach. Dawno minęły już czasy, gdy wiktoriańscy dżentelmeni mogli trwonić swoją schedę na uganianie się za tajemnicami natury.
W pisaniu tej książki pomagało mi wiele osób, wykorzystałem też liczne naukowe artykuły, których spis zamieściłem na końcu. W tekście na ogół nie wstawiałem konkretnych odnośników ani nie wymieniałem poszczególnych naukowców; postąpiłem tak po prostu dla zwiększenia płynności narracji. W wielu wspomnianych tu badaniach uczestniczył Mark Thomas z University College London; jestem mu bardzo wdzięczny za wskazówki oraz wieloletnią przyjaźń. Prehistorycznym DNA zajmują się obecnie nieliczne pracownie, choć mnożące się w szybkim tempie w miarę ulepszania i łatwiejszego udostępniania technologii, a także gromadzenia coraz większej ilości danych. Kilka wątków zaczerpnąłem z prac Svantego Pääbo, Turi King i jej przedsięwzięcia związanego z królem Ryszardem III, Joego Pickrella, Davida Reicha, Josha Akeya, Joachima Burgera, Grahama Coopa, Johannesa Krausego oraz paru innych osób, które udzieliły mi bezpośredniej lub pośredniej pomocy. To ich wkład, lecz wszelkie błędy obciążają mnie. Na stronie 431 znajduje się słowniczek niektórych fachowych lub trudniejszych terminów używanych przez genetyków.

Wstęp

Widzę w dalekiej przyszłości szerokie perspektywy znacznie ważniejszych jeszcze badań. (…) Światło padnie na problem pochodzenia człowieka i jego historię.
Karol Darwin, O powstawaniu gatunków, 1859
Rozdział 14. Podsumowanie i wnioski*

To historia o tobie. Dotyczy zaś tego, kim jesteś i skąd się wziąłeś. To twoja osobista historia, ponieważ podróż życia, która zatrzymuje się na twojej egzystencji, jest niepowtarzalna, i to samo dotyczy każdej osoby, która kiedykolwiek nabrała powietrza do płuc. To również nasza zbiorowa historia, gdyż każdy z nas jako reprezentant całego gatunku jest jednocześnie typowy i wyjątkowy. Mimo dzielących nas różnic wszyscy jesteśmy niezwykle blisko spokrewnieni, a nasze drzewo genealogiczne jest ogłowione i zawiłe i ani trochę nie przypomina prawdziwego drzewa. Jednakże wyrośliśmy na nim jak owoce.
Na świecie żyło dotychczas około 107 miliardów ludzi współczesnych, choć ta liczba zależy od momentu, od którego zaczyna się dokładne obliczenia. Wszyscy – my wszyscy – jesteśmy bliskimi kuzynami, a nasz gatunek wywodzi się z pojedynczego źródła na terenie Afryki. Nie bardzo można znaleźć odpowiednie słowa, żeby opisać, co to naprawdę oznacza. Nie oznacza to na przykład jednej pary hipotetycznych praprzodków, Adama i Ewy. Myślimy bowiem o rodzinach, rodach, genealogiach i przodkach i w ten sam sposób usiłujemy rozważać odległą przeszłość. Kim byli moi przodkowie? Może wychowałeś się w rodzinie o prostej, tradycyjnej strukturze, a może twoje drzewo genealogiczne – jak moje – cechuje „artystyczny nieład”, a jego pędy wiją się niczym zwoje starych drutów wrzucone do szuflady. Nie ma to jednak znaczenia, bowiem wcześniej czy później przeszłość rodu każdej osoby ulegnie pogmatwaniu.
Wszyscy mamy dwoje rodziców, oni też mieli dwoje rodziców, a ci rodzice również mieli dwoje rodziców i tak dalej. Cofajmy się w ten sposób aż do czasów ostatniego najazdu na Anglię, a przekonamy się, że w wyniku podwajania się każdego pokolenia otrzymamy liczbę przewyższającą o wiele miliardów liczbę ludzi, którzy kiedykolwiek żyli na świecie. Prawda wygląda tak, że nasze rodowody meandrują, gałęzie drzew genealogicznych zapętlają się i tworzą gniazda, a wszyscy ci, którzy kiedykolwiek istnieli, są uwikłani w sieć przodków. Wystarczy cofnąć się zaledwie o kilkadziesiąt stuleci, żeby się przekonać, że większość z 7 miliardów żyjących dzisiaj osób pochodzi od garstki ludzi – tylu, ilu zmieściłoby się w jednej wiosce.
Historia to coś, co zawsze utrwalaliśmy. Od tysięcy lat malujemy, rzeźbimy, piszemy i opowiadamy sobie historie z przeszłości i teraźniejszości, starając się pojąć, kim jesteśmy i skąd się wzięliśmy. Uzgodniono, że historia zaczyna się od pisma. Przedtem trwała prehistoria rozgrywająca się wcześniej, nim mogliśmy ją utrwalić na piśmie. Żeby ujrzeć to w odpowiedniej perspektywie, musimy sobie uświadomić, że życie na Ziemi istnieje około 3,9 miliarda lat. Gatunek Homo sapiens, którego jesteśmy przedstawicielami, pojawił się zaledwie 200 000 lat temu we wschodniej Afryce. Pismem zaś zaczęto się posługiwać około 6000 lat temu w Mezopotamii, czyli w regionie nazywanym obecnie Bliskim Wschodem.
Dla porównania: ta książka liczy sobie około 111 000 słów lub 660 000 znaków ze spacjami włącznie*. Gdyby miała ona zobrazować czas istnienia ziemskiego życia, to każdy znak, w tym spacja, oznaczałby 5909 lat. Obecność zaś istot o anatomicznych cechach ludzi współczesnych odpowiada… dokładnie długości tego wyrażenia.
Okres, w którym spisujemy rejestr historii, to w skali ewolucji mgnienie oka, odpowiadające pojedynczemu znakowi, szerokości tej oto kropki< . >
Jakże skąpy jest ów rejestr historii! Dokumenty znikają, rozwiewają się, rozpadają w proch. Kaprysy aury zmywają z nich litery, żywią się nimi owady i bakterie, ludzie je niszczą, ukrywają, zamazują lub poprawiają. A przecież nawet jeszcze nie wspomnieliśmy o subiektywizmie źródeł historycznych. Nie potrafimy dojść do ostatecznej zgody bodaj w kwestii wydarzeń z ostatniej dekady. Relacje prasowe bywają zdecydowanie tendencyjne. Fotografie podlegają ludzkim wpływom i przedstawiają jedynie to, co uchwycił obiektyw, częstokroć bez szerszego kontekstu. Sami zaś ludzie są okropnie mało wiarygodnymi świadkami, jeśli chodzi o obiektywną rzeczywistość. Poruszamy się zatem po omacku. Dokładne szczegóły wydarzeń z 11 września 2001 roku, dnia zniszczenia wież World Trade Center, równie dobrze mogą na zawsze pozostać niejasne wskutek sprzecznych doniesień oraz chaosu towarzyszącego tym okropnościom. Sądowe zeznania świadków słyną z marnej jakości, więc zawsze rozpatruje się je z przymrużeniem oka. Przeskoczmy wstecz o kilka stuleci, a okaże się, że brak nawet współczesnych dowodów istnienia Jezusa Chrystusa, ponoć najbardziej wpływowej osoby w historii. Większość opowieści o życiu Jezusa spisali całe dziesięciolecia po jego śmierci ludzie, którzy go nigdy nie spotkali. Gdyby je dziś przedstawić jako świadectwa historyczne, wzbudziłoby to poważne obiekcje. Nawet relacje, na których opierają się chrześcijanie, czyli Ewangelie, są niespójne i z czasem uległy nieodwracalnemu zniekształceniu.
Nie miałem zamiaru zdyskredytować tymi słowami badań historycznych (ani chrześcijaństwa). To tylko komentarz mówiący o tym, jak mglista jest przeszłość. Do niedawna rejestrowano ją głównie w tekstach religijnych, dokumentach dotyczących umów gospodarczych oraz świadectwach związanych z genealogią rodów królewskich. W czasach współczesnych mamy odwrotny problem – duży nadmiar informacji i niemal całkowity brak sposobu, by temu zaradzić. Z każdym dokonywanym w sieci zakupem i z każdym wyszukiwaniem w internecie dobrowolnie pozwalamy firmom przechwytywać informacje o nas samych. Książki, sagi, przekazywane ustnie opowieści, napisy, znaleziska archeologiczne, internet, bazy danych, filmy, radio, dyski twarde, taśmy. Łączymy ze sobą te bity i bajty informacji, żeby odtworzyć przeszłość. A teraz i biologia włączyła się w tę niesamowitą powódź informacji. Mottem wstępu jest jedyne nawiązanie do człowieka w dziele Darwina O powstawaniu gatunków; znajduje się ono na samym końcu książki, jak gdyby po to, by podrażnić naszą ciekawość perspektywą kontynuacji. Dzięki przedstawionej przez autora teorii pochodzenia gatunków i wniesionym w odległej przyszłości poprawkom światło padnie i na naszą historię – ciąg dalszy nastąpi.
Oto nadszedł ten czas. Istnieje obecnie jeszcze inny sposób odczytania naszej przeszłości, a na nasze pochodzenie skierowane zostaną światła reflektorów. W naszych komórkach mieści się epopeja. To nieporównywalna z niczym, obszerna, niepowtarzalna, zawikłana saga. Około dziesięciu lat temu, pięćdziesiąt lat po odkryciu podwójnej helisy, nasza umiejętność odczytywania sekwencji DNA poprawiła się do tego stopnia, że sekwencja przekształciła się w źródło historyczne, tekst, nad którym można ślęczeć. Nasze genomy, geny i DNA mieszczą w sobie kronikę podróży podjętej przez życie na Ziemi – 4 miliardy lat prób i błędów, w których wyniku istniejesz. Twój genom, zawierający ogół DNA, czyli 3 miliardy liter, dzięki sposobowi łączenia się w całość – tajemniczemu (z biologicznego punktu widzenia) rozmnażaniu płciowemu – stanowi niepowtarzalną cechę każdego z nas. Ten genetyczny odcisk palca jest tylko twój, niepodobny do genomu któregokolwiek z pozostałych 107 miliardów żyjących w całej ziemskiej historii ludzi. Dotyczy to nawet bliźniąt jednojajowych, których genomy na początku rozwoju są nie do odróżnienia, lecz z każdą chwilą od zapłodnienia oddalają się od siebie. Dr Seuss* ujął to następująco:

Jesteś sobą, kolego! Nie ma nic prawdziwszego!
Nie masz też sobowtóra wierniejszego niż ty!

Plemnik, który dał początek twojemu życiu, własne rozpoczął kilka dni przed zapłodnieniem w jądrze twojego ojca. Tylko on spośród zawartych w ejakulacie milionów zagłębił główkę w komórce jajowej matki, jako jeden z zaledwie kilkuset ocalałych. Komórka jajowa rosła w organizmie matki, kiedy ona sama rozwijała się w łonie swojej matki (to coś w rodzaju rosyjskiej „matrioszki”). Jednak ta komórka dojrzała w ciągu ostatniego cyklu miesiączkowego. Komórki jajowe są uwalniane z zapewniającego im komfortowe warunki miejsca powstania, czyli naprzemiennie z jednego z parzystych jajników. W momencie zetknięcia się z komórką jajową zwycięski plemnik uwolnił chemiczną substancję rozpuszczającą oporną błonę komórki, odrzucił witkę i wniknął w głąb. Kiedy znalazł się w środku, komórka jajowa wzniosła nieprzebytą zaporę powstrzymującą pozostałe plemniki przed przełamaniem jej linii obronnej. Plemnik i komórka jajowa były jedyne w swoim rodzaju, a komórka powstała z ich połączenia była również niepowtarzalna i stała się tobą. Nawet punkt wniknięcia plemnika był wyjątkowy. Matczyna komórka jajowa ma kształt zbliżony do kulistego, zatem plemnik mógł się przebić do jej wnętrza w dowolnym miejscu. Kosmicznym zbiegiem okoliczności wybrał na wniknięcie jeden punkt, który zaczął wysyłać fale czynników chemicznych, w wyniku czego rozpoczął się proces ustalania schematu twojego ciała – na jednym końcu głowa, na drugim zaś ogon. Wiemy na przykładzie innych organizmów, że gdyby zwycięski plemnik wniknął po drugiej stronie, zarodek, który miałby stać się tobą, zacząłby się rozwijać w innym położeniu; równie dobrze może to zatem dotyczyć i nas.
Materiał genetyczny twoich rodziców, czyli ich genomy, został podczas tworzenia się plemnika i komórki jajowej przetasowany i zredukowany do połowy. Ich rodzice, a twoi dziadkowie, dali im po dwa komplety chromosomów, które po przetasowaniu utworzyły talię kart, jakiej nigdy przedtem nie było i nigdy nie będzie. Obdarzyli cię również odrobiną nieprzetasowanego DNA. Jeśli jesteś mężczyzną, masz chromosom Y, odziedziczony w znacznej mierze bez zmian od twojego ojca i od jego ojca, i tak dalej w miarę cofania się w czasie. To zdeformowany i skarłowaciały fragment DNA, zawierający zaledwie garść genów i mnóstwo resztek. Komórka jajowa również kryje we wnętrzu podobne pętle DNA; mieszczą się one w jej mitochondriach, maleńkich elektrowniach zaopatrujących wszystkie komórki w energię. Mają one własny minigenom, a ponieważ znajduje się on w komórce jajowej, organizm potomny otrzymuje go wyłącznie od matki. Oba stanowią łącznie niewielki ułamek całego DNA, lecz ich czyste linie genetyczne przydają się podczas śledzenia genealogii i odległej historii.
Jednak olbrzymia większość twojego DNA powstała w wyniku przetasowania się DNA twoich rodziców, a ich DNA w identyczny sposób dali im ich rodzice. Ten proces zachodził u każdego człowieka, tworząc nieprzerwany łańcuch łączący cię z poprzednimi pokoleniami.

Mama i tata cię spieprzyli,
Nie chcieli tego – cóż, tak bywa,
Lecz swoje wady ci wpoili,
Dodając jeszcze kilka przywar.

Nie wypowiadam się na temat psychologicznych ani rodzicielskich aspektów treści wiersza Philipa Larkina, ale z biologicznego punktu widzenia to strzał w dziesiątkę.

 
Wesprzyj nas