Młody warszawski dziennikarz przypadkowo w metrze spotyka żonę zmarłego poety Borysa. Kobieta zniknęła 30 lat temu i od tamtej pory słuch po niej zaginął.


Bądź moim BogiemAby zrozumieć, co się stało, postanawia ją odszukać, ale nie może nawet przypuszczać, że to jedno spotkanie zmieni w jego życiu wszystko i zaprowadzi go do żydowskiej śpiewaczki Wiery Gran.

W tej literackiej konwencji Remigiusz Grzela z właściwą sobie dyskrecją próbuje ocalić relację ze spotkania z Wierą Gran, w ostatnich latach jej życia. Pytając przy tym o prawdę o nas samych w zderzeniu z biografiami innych.

Remigiusz Grzela – urodzony w Starogardzie Gdańskim dziennikarz, pisarz, dramaturg. Autor zbiorów rozmów “Rozum spokorniał”, “Hotel Europa”, “Wolne”, “Obecność”, wywiadów-rzek “Marian Kociniak. Spełniony”, “Było, więc minęło. Joanna Penson – dziewczyna z Ravensbrück, kobieta Solidarności, lekarka Wałęsy”, “To, co najważniejsze. Irena Jun i Stanisław Brudny”, książek reporterskich “Bagaże Franza K. czyli Podróż, której nigdy nie było” i “Wybór Ireny” (o łączniczce ŻOB-u Irenie Gelblum, która stała się włoską poetką Ireną Conti) a także powieści “Bądź moim Bogiem” i “Złodzieje koni”. Barbara Krafftówna grała w jego monodramie “Błękitny diabeł” i komedii “Oczy Brigitte Bardot” (z Marianem Kociniakiem).

Remigiusz Grzela
Bądź moim Bogiem
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 6 czerwca 2017
 
 

Bądź moim Bogiem


Wszystkie postaci tej powieści zostały zmyślone,
nie wyłączając autentycznych osób i samego autora.
Wiktor Jerofiejew

Rozdział pierwszy

Tego dnia coś wyjątkowo mnie gnało. Spieszyłem się do redakcji, ale tak naprawdę nie miałem najmniejszego powodu, żeby akurat dzisiaj być tam na czas. Każdy z nas już dawno wypracował swój styl – przychodził, o której mógł, wychodził jednak dopiero wtedy, kiedy redaktor odpowiedzialny, a czasem nawet sam naczelny, zaakceptował tekst. Nie miałem umówionego spotkania, ale zachowywałem się tak, jakby czekało mnie ważne wydarzenie. Nie zdążyłem się nawet ogolić. Wziąłem prysznic, szybkimi łykami wypiłem gorącą kawę bez mleka, którego nigdy rano nie było w domu, bo nie pamiętałem, żeby je kupić, wskoczyłem w dżinsy, włożyłem sweter i marynarkę. Wokół szyi omotałem długi, jasny szalik, który kiedyś przywiozłem z Paryża. Kiosk. Gazeta. Tramwaj. Prasówka w tramwaju.
Zatłoczone metro. Na drugiej czy trzeciej stacji udało mi się usiąść. Próbowałem czytać, kiedy nagle zauważyłem siedzącą naprzeciwko kobietę. Wydała mi się znajoma. Mam czasem takie obezwładniające poczucie, że kogoś znam, kojarzę twarz, której nie umiem dopasować do żadnego nazwiska. Później męczy mnie to straszliwie i jestem w stanie skupić się tylko na jednym – przypominaniu sobie, kto to jest. Zapamiętuję nawet twarze, które ledwie mi gdzieś mignęły. Głupia sytuacja. Byłem pewien, że ta twarz nie jest mi obca. Znam ją osobiście czy tylko widziałem? Patrzę na nią, ale zaraz chowam się za gazetą. Na szczęście kobieta pogrążona jest w lekturze. Nie dostrzegam tytułu, bo książka prawie leży na jej kolanach. Zerkam więc raz na nią, raz na książkę. Ma chyba około sześćdziesiątki, ale jest atrakcyjną, a w każdym razie rasową kobietą, która ma własny styl. Połączenie elegancji z młodzieżowym luzem. Falujące czarne włosy spływają jej na ramiona. Szykowna oprawka okularów dodaje charakteru. Już niby na końcu języka mam jej nazwisko… ale… Ona też zwróciła na mnie uwagę, kiedy tak zerkałem. Tyle że – od razu to spostrzegłem – moja twarz była jej obca. Zastanawiała się pewnie, dlaczego tak jej się przyglądam, ale nie była tym speszona. Raczej zaintrygowana. Nie mogłem się powstrzymać i zerkałem na nią, kiedy udawała, że na mnie nie patrzy. Robiła to samo. Graliśmy ze sobą. Buzowało mi w głowie od domysłów. Zerwałem się odruchowo, słysząc nazwę mojej stacji. Pozbierałem rzeczy i wybiegłem z wagonu, nie patrząc na kobietę. Usłyszałem sygnał i trzask zamykających się drzwi, kolejka ruszyła. Stanąłem na ruchomych schodach, spojrzałem na znikający pociąg i wtedy mnie olśniło: „To ona. Jezus Maria, więc żyje i jest tutaj, w Warszawie?”. Kiedy schody wypluły mnie na powierzchnię, odzyskałem trzeźwość myślenia. Co robić? Jak ją teraz odnaleźć? Przy wyjściu stała taksówka. Podbiegłem i zamówiłem kurs do centrum. Ale przecież nie miałem pewności, że tam wysiądzie ani że jeśli nawet to zrobi, zdążę. Rzeka ludzi wylewała się z metra, a ja stałem tam i stałem, zaglądając w oczy kobietom, które niczego nie rozumiały.

Przed trzydziestu laty próbował ją odnaleźć mój ojciec. Chciał ją zawiadomić o chorobie Borysa. Powinna tam wtedy być, przy Borysie, pożegnać go, nawet jeśli na to nie zasługiwał. Stanowiła ważną część jego życia obrosłego w legendy. Niektóre z nich sama wykreowała. Aż zaginęła w sposób równie tajemniczy, jak pojawiła się w jego świecie. Dzisiaj, po tylu latach, mało kto pamięta, że przy nim była. Znają tę drugą. Ostatnią polską hippiskę, starszą panią, która wciąż ubiera się jak dziecko kwiat, pojawia się na spotkaniach autorskich i krzyczy z pierwszego rzędu: „Jak tu nudno! Kurwa, jak w tej Warszawie cholernie nudno!”. O tej drugiej pisano w gazetach i książkach o Borysie. Nieformalna wdowa, która nigdy nie była jego żoną.
Kiedy opowiadałem ich historię znajomym, pytali: „To Borys miał żonę?”. Tyle że ta druga była z nim w najtrudniejszym momencie. Wiele razy ratowała go przed śmiercią. To ona go znalazła. Ale nie było już szans na ratunek. Naprawdę go kochała. I myślę, że nadal kocha. Wiem, jak walczy o prawdę. Lubię tę drugą. A jednak nigdy nie odważyłem się zapytać, czy kiedykolwiek się spotkały. Podobno to przez nią Erika, ta prawdziwa żona, zapadła się pod ziemię. W każdym razie takie teorie snuł mój ojciec, dla którego Borys, dawny przyjaciel, wciąż jest żywym i bolesnym wspomnieniem młodości.
Były tak różne, że nie mogłyby tego załatwić między sobą – jak robią czasem kobiety kochające tego samego mężczyznę. Nie mogły być rywalkami. Dwa światy, dwa sposoby postrzegania życia i miłości, nawet imiona jak dwie odległe planety: pociągająca, tajemnicza, obco brzmiąca Erika i okręcona kolorowymi szmatami, pospolicie brzmiąca Baśka – rewolucjonistka seksualna i skandalistka obyczajowa. Wspólna była im jedynie siła, która pozwalała przetrwać najgorsze. Erika, nie znajdując w Baśce rywalki ani wroga, wybrała inne rozwiązanie. Dlaczego teraz zapragnąłem ją odnaleźć? Borys nie żył już od tylu lat. Jemu nie byłem nic winien, w ogóle go nie znałem. Chyba nie miałem żadnych osobistych motywów. Pozostawał motyw zawodowy.
Erika, od trzydziestu lat nieobecna. Co się z nią działo? Gdzie mieszka? Czy sąsiedzi wiedzą, kim jest? Co dzisiaj o nim myśli? Czy przechowuje jakieś pamiątki? Czy wciąż jest dla niej ważny? A może już dawno wyrzuciła go z pamięci? Czy kiedykolwiek próbowała go zrozumieć? Jakich słów używa, przywołując go w myślach? Założyła rodzinę? Zwierzała się bliskim ze swojej przeszłości?

Kiedy wchodziłem do redakcji, zadawałem sobie coraz więcej pytań. Byłem podekscytowany. Zadzwoniłem do ojca.
– Widziałem ją dzisiaj – powiedziałem.
– Kogo? – zapytał.
– Erikę.
Wiedział, o kim mówię. Zresztą tylko ona jedna spośród znajomych, z pochodzenia Austriaczka, nosiła takie imię. Milczał. Odniosłem wrażenie, że ta sprawa wciąż jest dla niego kłopotliwa.
– Widziałem ją w metrze.
– Rozmawiałeś z nią?
– Nie. Siedziała naprzeciwko. Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale nie mogłem sobie przypomnieć… Dopiero kiedy wysiadłem, zdałem sobie sprawę, że to ona. Ale było już za późno.
– Więc przez te wszystkie lata mieszkała w Polsce? – zapytał przerażony.
– Skąd mogę wiedzieć?
– Nie szukaj jej.
Od razu odgadł moje zamiary.
– Dlaczego?
– Jeżeli tyle lat nie dawała znaku życia… Rozumiem, że na początku, kiedy Borys… I że nie chciała przy nim być… Ale później… Przecież mogła nawiązać z nami kontakt. Przecież kiedyś…
– Tato, widocznie nie chciała. A później… Czasem jest już za późno. Rozumiesz? Ale niemożliwe, żebyście nigdy na siebie nie wpadli, żebyś o niej nie usłyszał. I nie uwierzę, że z powodu Borysa zmieniła nazwisko. Przez trzydzieści lat musiałbyś o niej cokolwiek usłyszeć.
– Jak ją poznałeś?
– Tyle razy zaglądałem do kartonów po nim, które trzymasz na górze. Znalazłem fotografię. Właściwie czarno-biały fotos. Jest na nim taka… wyrazista. Ostra. Trzyma w palcach papierosa. Dym unosi się… Erika ma w spojrzeniu błysk brzytwy. To ta fotografia, na której napisała Borysowi: „Bądź moim Bogiem”.
Ojciec zamilkł. Pomyślałem, że coś przerwało połączenie.
– Wiesz która? – zapytałem.
– Tak, wiem – odpowiedział oschlej, niż mógłbym się spodziewać. – Nie zajmuj się tym. To książka dawno zamknięta. – Zawsze w najtrudniejszych momentach używał metafor. Doprowadzało mnie to do szału.
Kiedy powiedział o książce, zrozumiałem, że właśnie dlatego chcę odszukać Erikę. Czułem, że nie będzie mu to na rękę. Wolałby, gdyby jej sylwetka stała się niewidoczna, gest mocno zamazany, głos stłumiony. A może było inaczej? Może jej sylwetka była nadto widoczna? Gest dostrzegalny w ruchach innych kobiet, a głos coś szeptał do ucha, przewiercał czaszkę.

Kiedy pojawił się naczelny, bez zapowiedzi wparowałem do jego gabinetu. Opowiedziałem mu mniej więcej całe zdarzenie (było to żadne zdarzenie – tak powiedział) i zaproponowałem jako temat. Kręcił się w swoim eleganckim czarnym fotelu, raz po raz podnosił do ust cygaro i odkładał, gniótł je w palcach, dumał, myślał, parował, z uszu wypuszczał dymki, dłubał ołówkiem (a może cygarem) w nosie, chrząkał, mlaskał, kasłał, znowu dumał, i kiedy już wydawało mi się, że powinienem wyjść bez słowa, wydusił z siebie wreszcie:
– I co z tego?
– Jak to co? Jedyna żona Borysa. Żona, o której nikt już nie pamięta, która zapadła się pod ziemię. Wyobrażasz sobie, ile ma dzisiaj do powiedzenia? Po tylu latach? Wdowa po facecie, który był legendą, symbolem swoich czasów, prawdziwym buntownikiem. Najbardziej niepokornym dzieckiem. Nie czujesz tego? Był Jamesem Deanem swojej epoki!
– Który nic już nie znaczy. Którym zajmuje się garstka specjalistów od literatury i może ze trzech czytelników, w tym twój ojciec i…
– No i kto?
– I ja. Borys to jest temat dla mnie. Ale, cholera, muszę myśleć o czytelnikach. To, że spotkałeś jego żonę, a nie mamy pewności… – urwał.

Byłem pewny, że jakieś informacje na jej temat znajdę w Internecie. Niestety. To znaczy jej imię i nazwisko wymieniono kilka razy na różnych amatorskich stronach poświęconych Borysowi, to wszystko. Trafiłem przy okazji na dwie jego biografie, napisane tuż po śmierci. A że nie znałem żadnej, postanowiłem to nadrobić. Zadzwoniłem do ojca: owszem, ma je. Wiedział, że nie odpuszczę. Znałem go dobrze. Nie będzie ze mną rozmawiał na ten temat. W takich sprawach był zasadniczy. Wypowiedział swoją opinię. Nie przyjąłem jej. Czasem lubił taki upór i chyba mnie za to cenił. Nasze relacje nigdy nie były wyjątkowe. Typowy schemat ojciec – syn, ale nauczyliśmy się nie wchodzić sobie w drogę. Tym razem liczyłem na pomoc. Miał sporo pamiątek po Borysie, tyle że nie wierzyłem, by mogły odsłonić choć fragment. Ale czegoś musiałem się uczepić.
Pojechałem do archiwum wycinków prasowych. Każdy, kogo nazwisko ukazało się kiedykolwiek po wojnie w druku, miał tam swoją teczkę. Sympatyczna archiwistka szybko odnalazła materiały. Przyniosła stos szarych, zakurzonych teczek z wycinkami. Siedem. Na brzegach sześciu czarnym flamastrem wypisane było nazwisko Borysa. Siódma, najskromniejsza, dotyczyła Eriki. Zacząłem oczywiście od niej. W czytelni było spokojnie, pusto. Zapaliłem małą lampkę przy stole. Wyjąłem zaledwie kilka wycinków ze starych, nieistniejących już czasopism – „Panorama”, „Literatura”. Przeglądanie materiałów nie zajęło mi wiele czasu. Erika nie była bohaterką żadnego z tekstów. Pisano o Borysie, tylko przy okazji wspominając o małżeństwie z Eriką. Znalazłem też fotoreportaż z ich ślubu. Nagle zauważyłem siebie, stojącego tuż za młodą parą. To znaczy zobaczyłem ojca, do którego, jak sam teraz widzę, jestem bardzo podobny. To małe odkrycie zapaliło mnie jeszcze bardziej. A jeżeli to byłem naprawdę ja? Archiwistka siedziała przy swoim biurku. Podszedłem do niej z wycinkiem.
– Proszę spojrzeć.
– Na litość boską! To pan! Gdyby nie data, pomyślałabym, że to naprawdę pan.
Byłem tam. Z nimi. Erika i Borys są częścią mojej biografii. A na pewno naszej rodzinnej biografii. Mój ojciec współtworzył ich ślubną fotografię. Borys, chudy jak patyk, stał wyprostowany, w dziwacznej dżinsowej marynarce, ale swoim zwyczajem w rozchełstanej koszuli z długim spiczastym kołnierzykiem. Erika miała klasyczną, czarną, mocno opiętą sukienkę. Jej ciemne włosy, tym razem skręcone w loki, odbierały jej naturalność. Nie pasowali do siebie. On – wędrowiec nierozstający się ze swoim plecakiem, i ona – Austriaczka z chłodnego, pozbawionego emocji domu, która przez ojca, zawodowego dyplomatę, pewnego dnia znalazła się w smutnym, szarym komunistycznym kraju. Dwa kroki dalej mój odchudzony ojciec, pozujący na amanta filmowego. Wybrylantynowane ciemne włosy – fryzura à la Robert De Niro w Ojcu chrzestnym. Miał na sobie za ciasny garnitur, pewnie pożyczony od kolegi z akademika.
Leżący na samym dnie artykuł był chyba tym, czego szukałem. Wycięty z nieznanej mi francuskiej gazety z początku lat osiemdziesiątych, z czasów karnawału „Solidarności”. Nie był długi. Opisywał spotkanie poświęcone Borysowi, które miało zwrócić uwagę publiczności na Polskę, na walkę z komunizmem, w którą Borys raczej nie był zaangażowany. Artykuł poświęcony był jego twórczości, a ilustrowały go dwie fotografie. Na jednej on, na drugiej madame Erika Rosner, wielka przyjaciółka Polski, inicjatorka spotkania. Ani pod fotografią, ani w tekście nie było informacji, że madame Rosner jest wdową po Borysie. Czy Erika mieszkała we Francji? W tym niewielkim mieście, w którym odbyło się spotkanie? Dlaczego tam wyjechała? Dlaczego nie przyznała się, że była żoną przeklętego poety? Kreowała swoje życie? Mistyfikowała swój los? A może się go wyparła? Została przez Borysa śmiertelnie zraniona, więc tak jakby śmierć ich rozłączyła. Poprosiłem archiwistkę o skserowanie wycinka.
Erika wyglądała znakomicie. Tak daleko od Polski. Od kobiet, które nie miały co na siebie włożyć. Które kombinowały i szyły z czego tylko się dało. Nie miała zmęczonej twarzy. Nie stała w kolejkach, nie zdobywała kartek na cukier i mięso. Jako przedstawicielka zachodniego świata nigdy nie miała kompleksów. Była otwarta i wolna. Nie bała się manifestować niezależności. Dlaczego Borys stał się dla niej ważny akurat wtedy, kiedy strajkowali stoczniowcy i kiedy chcieli się dogadać z władzą, żądając przywrócenia do pracy suwnicowej, która później na krótko stała się legendą tamtego ruchu? Czy Erika zaangażowała się w walkę o wolną Polskę? Kto ją zapamiętał z czasów, kiedy była żoną Borysa? Czy ktoś zapamiętał jego wiersze o niej?

 
Wesprzyj nas