“Znaleźć. Naprawić. Wykończyć” to znakomita powieść szpiegowska, od której nie można się oderwać! Analityk kontrwywiadu w stanie spoczynku i były oficer SB znów łączą siły, by odkryć prawdę o rozgrywkach na najwyższych szczeblach władzy.


Znaleźć. Naprawić. WykończyćRok po ujawnieniu istnienia tajnych więzień CIA w Polsce Ewa Górska, obecnie porucznik w stanie spoczynku, znów wikła się w niebezpieczną rozgrywkę.

Na prośbę amerykańskiego dziennikarza próbuje dotrzeć do „taśm prawdy”, zawierających dowody na torturowanie podejrzanych o terroryzm przez agentów CIA.

Tymczasem w Madrycie dochodzi do ataku na stację metra, a Górska i Kolski otrzymują informację o planowanych zamachach terrorystycznych w Londynie i… Warszawie.

Cezary Harasimowicz – polski scenarzysta, aktor, dramaturg i pisarz. W 1980 ukończył studium aktorskie przy Teatrze Polskim we Wrocławiu. Jest absolwentem Studium scenariuszowego przy PWSFTviT w Łodzi. Film 300 mil do nieba – został uhonorowany w 1989 roku Nagrodą Europejskiej Akademii Filmowej. W 1994 jego scenariusz do filmu Bandyta zdobył pierwszą nagrodę w konkursie Hartley-Merrill w Stanach Zjednoczonych. Według scenariuszy Harasimowicza powstało osiem filmów fabularnych oraz seriale, m.in. Przeprowadzki, trzeci sezon serialu Ekstradycja, a także spektakle Teatru TV. Od 1989 był kierownikiem literackim w studiu filmowym. Opublikował trzy powieści, w popularnym magazynie miał stałą kolumnę, gdzie ukazywały się jego opowiadania. Prowadził talk-show w telewizji. Wykłada scenariopisarstwo. Jest członkiem Europejskiej Akademii Filmowej.

Cezary Harasimowicz
Znaleźć. Naprawić. Wykończyć
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 26 kwietnia 2017
 
 

Znaleźć. Naprawić. Wykończyć

Prolog

Karabin Mannlicher-Carcano M1938 jest bronią przeklętą. To z takiego modelu Lee Harvey Oswald strzelał do prezydenta Kennedy’ego. Czy JFK został zabity z tego karabinu, czy tylko raniony, jest kwestią do dziś niewyjaśnioną. Jak zresztą wiele tajemniczych rzeczy na tym świecie, gdzie polityka miesza się ze śmiercią. Carcano M1938 to włoski wynalazek. Używany podczas wojny abisyńskiej. Rzecz stara, ale ciągle jara. W zmodyfikowanej wersji strzela pociskami 7,35 x 51 mm. Można do niego zamontować wizjer optyczny. Tak uczynił Lee Oswald, tak też uczyniła Ewa Górska.
Był 4 maja 2016 roku, kiedy na krzyżu celownika pojawiła się głowa mężczyzny. Facet wyglądał na czterdzieści pięć lat. Więcej z odległości dwustu metrów trudno było wypatrzyć, choć Górska miała dobry wzrok i umiejętność profilowania obiektów osobowych. Dobry wzrok zapewnił jej okulistyczny laserowy zabieg, korekcja wady wzroku. Cudo. Świetną umiejętność profilowania i wpływania na ludzi zapewniła jej metoda manipulacji neuroperswazyjnej. Miała to w małym palcu. Praktyka. Służba w polskiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz praca w międzynarodowej firmie ochroniarskiej Globe. Ewa Górska była analitykiem. Ale teraz już się nie zajmowała ani profilowaniem obiektów osobowych, ani analizowaniem rzeczywistości, ani walką z terroryzmem, ani wydłubywaniem prawdy z ciemnych zakamarków. Miała to wszystko gdzieś. Uciekła od życia, być może i od samej siebie, na malezyjską wyspę Tioman.
Niestety, nastał ów przeklęty dzień, 4 maja 2016, kiedy do nabrzeża zbliżała się łódź motorowa Rinker 300 Express Cruiser. Ktoś, kto wynajął tę jednostkę, zrobił wielki błąd, jeśli chciał zachować anonimowość. Ewa Górska znała tę łódź. Jej właścicielem był jegomość o nazwisku Nguyễn. Prawdopodobnie były żołnierz Wietkongu. Wielu takich wietnamskich typków ulokowało się na starość w Malezji, żeby robić tu różne podejrzane geszefty. „Kapitan” Nguyễn nie był przemytnikiem broni, narkotyków ani lewej forsy. W Malezji tego typu biznes wymaga chodów na najwyższym szczeblu, inaczej od razu można położyć głowę pod topór. Przykład malezyjskiej korupcji? Proszę bardzo.
Kilka lat wcześniej premier Malezji, Najib Razak, szczęśliwie wygrał wybory. Jedną z jego pierwszych decyzji było powołanie państwowego funduszu inwestycyjnego. Fundusz ten, o zwięzłej nazwie 1 MDB, miał finansować wielkie inwestycje infrastrukturalne. Państwowe firmy pakowały szmal w 1 MDB, a potem sprytni księgowi obracali kasą na rynkach finansowych. Z zyskiem. Niby wszystko okej i raczej w zgodzie z prawem. Aż tu nagle się wydało, że na szwajcarskich tajnych kontach znajduje się, bagatelka, cztery miliardy dolarów z hakiem. Właścicielami depozytów okazali się malezyjscy politycy. Wszczęto śledztwo z paragrafu o praniu brudnych pieniędzy, korupcji i sprzeniewierzeniu środków publicznych. No i wyszło szydło z worka. Szwajcarski prokurator generalny Michael Laufer ujawnił, że kasa płynęła z firm powiązanych z funduszem 1 MDB.
„Kapitan” Nguyễn kręcił innego rodzaju lody. Jego w miarę luksusowa łódź, na stałe zacumowana w marinie Mersing, służyła do przerzutu ludzi, którzy niekoniecznie chcieli pojawiać się w Malezji oficjalnie. Ten proceder dał się jakoś przepychać pliczkami ringgitów, a jeszcze lepiej dolarów. Oczywiście niepomiernie chudszymi niż przelewy z 1 MDB do szwajcarskich banków. Łódki malezyjskiej straży przybrzeżnej to nie ławy rządowe.
A zatem krzyż celownika optycznego tkwił na środku głowy pasażera motorowej łodzi, palec Ewy Górskiej zaś na spuście carcano M1938. To było dosyć ryzykowne. Gdyby kobieta nacisnęła cyngiel, bez wątpienia miałaby kłopoty. Chata, w której mieszkała samotna Polka, stała na pustkowiu, z dala od turystycznego resortu Japamala, strzały na wyspie były czymś normalnym, bo petardami odstraszało się wścibskie makaki, lecz wiadomo: trup, krew, no i „kapitan” Nguyễn, którego trzeba by jakoś uciszyć plikiem ringgitów lub dolców. Ale Ewa Górska nie po to schowała się przed jej samotni. W minutę rozważyła za i przeciw. Odstawiła karabin do pancernej szafki. Była tam jeszcze beretta i wystarczający zapas nabojów do karabinu oraz pistoletu. Na ścieżce rozległ się odgłos pojedynczych kroków. Nguyễn został w łodzi. A zatem człowiek, który pukał do drzwi chaty, miał sprawę, którą chciał załatwić w cztery oczy.
Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, niewielka nadwaga, lekko sflaczałe mięśnie rysujące się pod przepoconą T-shirtką, pozostałość po niezłej formie, którą kiedyś facet musiał prezentować. Na pierwszy rzut oka „platyna” według mapy psychologicznej. Czyli charakter raczej nie przywódczy. A zatem to tylko wysłannik, łącznik. Niestety był to Amerykanin, co wprawiło Górską w mocny niepokój. Przez moment nawet żałowała, że nie posłała mu kulki. Na szczęście mówił z akcentem nowojorskim, czyli miał w miarę otwartą głowę. Ale co z tego. Był kłamcą, o czym świadczyła spocona i lekko drżąca dłoń, kiedy się przedstawił i potrząsnął ręką kobiety. Poza tym – krótki kontakt wzrokowy, opuszczanie powiek i skręt głową oraz zupełnie niepotrzebne manipulowanie palcami przy ustach, kiedy wyjaśniał przyczynę wizyty. Nazywał się Ted Mollray, co oczywiście było bujdą. Ewa miała wielką ochotę prześwietlić jego podróżny niewielki plecak. Z pewnością tkwił w nim glock 17, bo przeważnie taką broń nosili przy sobie nielegalni pasażerowie „kapitana” Nguyễna.
– To była długa i ciężka podróż, pani porucznik. Mam nadzieję, że się dogadamy.
Ted Mollray nie owijał w bawełnę i przynajmniej to było w porządku. Górska przyjęła z udawanym spokojem tę otwartą konwencję, ale czuła, że jej biustonosz nasiąka wilgocią niczym gąbka. Głowę rozsadzał alarm. Bała się.
– Który dyrektoriat reprezentujesz, Ted?
Mężczyzna, zamiast odpowiedzieć, zlustrował wnętrze. Dom, a właściwie domek, składał się z dwóch izb. Kuchenka i salon, który był jednocześnie sypialnią. Łóżko z siatką przeciw insektom, bambusowe biureczko, na którym leżał laptop, dwa plastikowe krzesła, pancerna szafka. To prawie wszystko.
– Skromnie mieszkasz.
– Skromnie.
– Nie poczęstujesz mnie szklanką wody? – Kłamca Ted Mollray potarł kark.
– Nie. Szkoda czasu. Do rzeczy. Chyba nie wybrałeś się w tę „ciężką podróż”, żeby zwiedzać moją chałupę.
Mollray podniósł brwi. Nie będzie szklanki wody, zatem jego rozmówczyni już się sytuowała na pozycji atakującej. I wiedziała, co robi. Gardło amerykańskiego gościa było suche jak bibuła. Odwodnienie musiało skutkować dosyć prędką utratą siły. A trochę siły zawsze jest potrzebne przy trudnej rozmowie. Ted Mollray uśmiechnął się nieszczerze i chciał się schylić po plecak, by prawdopodobnie wyjąć z niego butelkę z wodą mineralną. Ewa odkopnęła sak.
– Nie rób tego, Ted. Za krótko się znamy.
To był dobry pomysł, by szurnąć dobytkiem gościa: Górska poczuła pod stopą twardy przedmiot. Z pewnością nie była to plastikowa butelka.
– Okej. – Podniósł dłonie w groteskowym geście. – Poddaję się. Jestem z Langley. Wywiad. Biuro Zasobów Informacyjnych.
Ewa pomyślała, że odmowa szklanki wody to był jednak głupi pomysł. Mogłaby i sobie nalać. Jej gardło w sekundę wyschło. Biuro Zasobów Informacyjnych – miejsce, gdzie skrywano sekret tajnych więzień CIA, w których katowano jeńców Al-Kaidy. Ów sekret był jedną z głównych przyczyn ucieczki Ewy od świata. To między innymi z tej przyczyny zaszyła się na wyspie Tioman. No i teraz w jej samotni pojawił się gość, ewidentny kłamca, bo był chyba emerytowanym oficerem operacyjnym, a nie dekownikiem z informacji. Wszystko jedno – Agencja ją wreszcie dopadła.
Wysłannik Langley, niby z Biura Zasobów Informacyjnych, Ted Mollray, lekko rozłożył ramiona, pochylił się do przodu. Dobry znak? Mowa ciała wskazywała na otwartość. Dobrze odczytane? Zobaczymy.
– Mamy do ciebie parę spraw.
– Wyobrażam sobie – odrzekła przez lekko ściśnięte gardło. Pod czaszką przeleciała myśl: kto cię wsypał, Górska? Kto zdradził, że zadekowałaś się na Tioman? Dasz radę? Jesteś już zmęczona, masz pięćdziesiąt lat. Nie po to wycofałaś się, żeby znów… A w ogóle zdążysz kiwnąć palcem? Facet zaraz wyjmie coś z tego plecaczka i się skończy. Co to będzie? Glock? Strzykawka? Podręczna garota? Nóż? Jesteś bez szans. Właściwie na to czekałaś. Tak się musiało skończyć. Okej.
– Mamy rachunki – ciągnął tamten. Pod jego pachami zaczynało się robić bardzo mokro. Ewa też mokła od potu. Było duszno, jakby ktoś powietrze przemienił w mokrą watę. Wiatr przywiał wilgoć z zachodniej części Malezji. Tam kończyła się pora deszczowa. Tu duchota zaczynała zatykać płuca. Wiatrak dyndający u sufitu mało pomagał.
– Wiem – odrzekła. – Mamy rachunki. Muszę je spłacić?
Mężczyzna wciągnął ciężkie powietrze nosem. Patrzył w rozszerzone strachem źrenice kobiety. Rzekł:
– Nie chodzi o to, że… – Zamilkł. Oboje wiedzieli, o co chodzi.
Wiatrak nad głową Ewy zamienił się w młyńskie koło, które zaczęło mielić jej myśli, skrywany lęk, przez lata nagromadzone fobie.
– A o co? – spytała, pokonując drżenie w krtani.
Mollray przełknął ślinę.
– Jednak poproszę cię o szklankę wody. Dasz mi?
– Dam.
Na szczęście zbiornik z wodą w kuchni był tak usytuowany, że miała na oku gościa i jego plecak. Ted spojrzał podejrzliwie na szklankę. Niby Agencja kontrolująca większą część świata, niby facet z resztką mięśni, a drżączka na widok szklanki z wodą podanej w dzikim kraju.
– Spokojnie. Odkażona – zapewniła.
Wypił jednym haustem.
– W Polsce ma się odbyć – przełknął ślinę – za dwa miesiące szczyt NATO, dwa i pół tysiąca delegatów, półtora tysiąca dziennikarzy, Obama, Kerry, Merkel, kilkunastu przywódców…
– Przepraszam – przerwała mu. – Nie mieszkam już w Polsce. Nawet nie wiem, co się tam dzieje. – Wskazała na laptop. – Nie mam ani telewizji, ani internetu. Podobno prawica rządzi. Ale wybacz Ted, naprawdę mam to gdzieś.
Pokiwał głową.
– Mogę sięgnąć po plecak?
– Możesz.
Sięgnął. Wyjął z kieszonki zafoliowane zdjęcie mężczyzny.
– Wiesz, kto to jest?
– Wiem – odrzekła bez zastanowienia.
Oczywiście, że wiedziała, kto to jest. Nazbyt długo gościł w jej pamięci. A tak się starała, by przez lata spędzone na tej wulkanicznej wyspie wyparowały z jej głowy wszystkie twarze, daty, liczby, dane, szczegóły, współrzędne geograficzne i cały ten emocjonalny sztafaż, który spęczniał jak wrzód. No i teraz pojawił się człowiek „platyna”, by kilkoma słowami, tą swoją kłamliwą mową ciała i jednym ruchem dłoni, w której tkwiła fotografia, wycisnąć ropień. Oczywiście, że wiedziała, kim jest człowiek ze zdjęcia. W dodatku to było zdjęcie sprzed dwunastu lat.
– No? – spytała, tłumiąc emocje.
– Wiesz chociaż, co to jest ISIS? Do tego nie trzeba internetu.
– Mniej więcej wiem.
Mollray dopił ostatnie krople ze szklanki.
– Mamy informacje, że Państwo Islamskie szykuje zamach w Polsce.

 
Wesprzyj nas