Malene Rydahl w książce “Szczęśliwy jak Duńczyk” podaje dziesięć powodów, dla których Duńczycy są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.


Szczęśliwy jak DuńczykCo sprawia, że w niewielkiej Danii ludzie czują się tak szczęśliwi?

Malene Rydahl próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie, a jej książka to doskonały poradnik dla tych, którzy chcą żyć szczęśliwie.

Zabawne anegdoty, osobiste wspomnienia i solidne statystyki tworzą praktyczną instrukcję dobrego samopoczucia na co dzień.

Doskonały przewodnik, jak żyć szczęśliwie!

 
Malene Rydahl
Szczęśliwy jak Duńczyk
Przekład: Jacek Konieczny
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 26 kwietnia 2017
 
 

Szczęśliwy jak Duńczyk


Wprowadzenie

Pewnego razu… żyła sobie młoda Dunka, która postanowiła napisać książkę o szczęściu.

W czasie pracy nad książką pojechała odpocząć na południe Francji. Została zaproszona na eleganckie przyjęcie w przepięknym domu z widokiem na morze. Wytworni goście, wszystko idealne – zupełnie jak we śnie. Przed posiłkiem podano znakomite roczniki szampana i wina. Zaoferowano wymyślne koktajle. Uczestnicy przyjęcia rozmawiali o rozkoszach życia: egzotycznych podróżach do najpiękniejszych hoteli świata, posiłkach w najlepszych i najmodniejszych restauracjach, kulturze i sztuce. O tym, co w życiu najwspanialsze – o życiu, o którym wszyscy marzą. W pewnym momencie rozmowa zeszła na książkę pisaną przez kobietę. Gości zdumiał tytuł: Szczęśliwy jak Duńczyk. „Dlaczego wybrała pani ten temat? Nie rozumiem, z jakiego powodu mieszkańcy Danii mieliby być akurat tacy szczęśliwi” – zapytał jakiś mężczyzna.
Kobieta próbowała opowiedzieć o wielkim zaufaniu, jakim Duńczycy darzą siebie nawzajem oraz instytucje swojego państwa. O ich gotowości do działania na rzecz dobra wspólnego, na rzecz wspólnoty. O systemie oświaty, który kładzie nacisk na indywidualny rozwój każdego ucznia. O tym, jak wielką wagę przykłada się do zapewniania wszystkim obywatelom swobody wyboru własnej drogi życia i znalezienia własnego miejsca w świecie. Że liczy się nie tyle bycie najlepszym w jakiejś dziedzinie, ile znalezienie dla siebie odpowiedniego miejsca. Mówiła, że mieszkańcy jej kraju nie zajmują się budowaniem elit; że za główny cel stawiają sobie stworzenie populacji, która będzie szczęśliwa jako całość. Potem nieopatrznie dodała, że w związku z koniecznością finansowania tych rozwiązań w Danii obowiązują najwyższe na świecie obciążenia podatkowe, z górną stawką sięgającą niemal 60 procent dla osób o dochodzie przekraczającym 390 tysięcy koron (w chwili pisania tej książki odpowiadało to 59 tysiącom dolarów; wartości w dalszej części książki są podawane według tego samego przelicznika).
Mężczyzna, który wcześniej zadał pytanie, nie wytrzymał.
– Coś okropnego, co za koszmar! – zawołał. – Niech nam pani nie próbuje wmawiać, że taki system może kogokolwiek uszczęśliwić. Nikt nie chce płacić za innych. Poza tym państwo bez elity nie ma przyszłości – dodał.
– Oglądam w telewizji duński serial Rząd – wtrąciła jakaś kobieta. – Wszyscy bohaterowie są nieszczęśliwi. To zupełny idiotyzm, to nie ma żadnego sensu!

Starczy. Wróćmy do rzeczywistości.
Jestem całkowicie świadoma, że duński model nie przemówi do każdego. Nie zamierzam przekonywać czytelników, że jest lepszy od wszystkich innych, chciałabym jedynie podzielić się swoimi doświadczeniami i swoją wizją świata.
Urodziłam się w najszczęśliwszym kraju na świecie – zupełnie nieświadoma tego faktu. Nie wiedziałam, jak wielkie spotkało mnie szczęście, postanowiłam wyjechać i na własną rękę układać sobie życie. Teraz, po wielu latach spędzonych poza granicami Danii, jestem gotowa przedstawić składający się z dziesięciu prostych zasad model społeczeństwa, które wydaje się uszczęśliwiać ludzi ponad czterdzieści lat, czyli odkąd zaczęto mierzyć zadowolenie z życia w skali międzynarodowej.
Obserwatorzy z całego świata przyznają zgodnie, że Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na Ziemi. Od 1973 roku, kiedy przeprowadzono jedno z pierwszych europejskich badań w tej dziedzinie, Dania systematycznie przewodzi w rankingach szczęśliwości: zajęła pierwsze miejsce w słynnym World Happiness Report w 2012, 2013 i 2016 roku (dla Organizacji Narodów Zjednoczonych raport ten jest podstawowym źródłem informacji o poziomie szczęśliwości w poszczególnych państwach; dla porównania: w 2016 roku Włochy zajęły pięćdziesiąte miejsce, Francja – trzydzieste drugie, Wielka Brytania – dwudzieste trzecie, a Stany Zjednoczone – trzynaste, najwyższe wśród państw o tak dużej populacji). Dania zajęła również pierwsze miejsce w badaniu Eurobarometru z 2012 roku, pierwsze w Gallup World Poll z 2011 roku (inny znany probierz pomyślności) i w European Social Survey z 2008 roku. Imponujące osiągnięcie jak na państewko, którego mieszkańcy słyną raczej ze skromności.
Jak to wyjaśnić? Dlaczego ta niewielka populacja (około 5,6 miliona osób) jest tak bardzo zadowolona z życia, skoro przez dziewięć miesięcy w roku żyje w chłodzie, a w zimie od trzeciej po południu nie ogląda słońca? Skoro obciążenia podatkowe należą do najwyższych na świecie: podatek dochodowy wynosi niemal 60 procent, podatek od samochodu 170 procent, a VAT 25 procent? Skoro w państwie tym żyje więcej świń (24 miliony) niż ludzi? „Doprawdy zdumiewające!”, stwierdzi zapewne większość czytelników.
Kiedy Duńczycy są pytani o swój status najszczęśliwszego narodu na świecie, często odpowiadają: „Tak, coś o tym słyszeliśmy. Trudno powiedzieć, czy to prawda, ale niewątpliwie żyje nam się tu dobrze”. Nie mają skłonności do przechwalania się – zwłaszcza statusem najszczęśliwszego narodu na świecie. Skromność i pokora to w Danii jedne z głównych wartości kulturowych. A zresztą życie nie jest tam bynajmniej usłane różami: spożycie alkoholu i leków antydepresyjnych utrzymuje się na wysokim poziomie, podobnie jak wskaźnik samobójstw (choć jest zdecydowanie niższy, niż się sądzi!). Czy to oznacza, że szczęście Duńczyków nie jest prawdziwe? Na pewno nie! Jak będziemy się mieli okazję przekonać w tej książce, znaczna część Duńczyków jest autentycznie zadowolona z życia, tyle że w Danii, podobnie jak wszędzie indziej, życie jest skomplikowane i nie poddaje się łatwym uogólnieniom.
Urodziłam się w Aarhus, drugim co do wielkości mieście w Danii (250 tysięcy mieszkańców). Po dzieciństwie spędzonym w najszczęśliwszym państwie na Ziemi, uzbrojona w zdobyte tam doświadczenia i wiedzę, postanowiłam na własną rękę żyć i szukać szczęścia za granicą. Jako osiemnastolatka chciałam się przekonać, na czym polega różnica między tym, czego mnie nauczono, a tym, co sama uznawałam za prawdę na temat życia. Zderzenie z rzeczywistością bywa dobrym sposobem na spojrzenie z dystansem na własny ogląd świata i własne przekonania. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że duński model uchodzi na świecie za wzorzec szczęśliwości. Nasz system uważałam za naturalny; dla mnie był on normą. Nie powstrzymywało mnie to jednak przed kwestionowaniem jego założeń. Czy rzeczywiście wszyscy powinni być równi? Czy homogeniczność nie rodzi mierności? Czy nieustanne wychwalanie pokory i skromności nie ogranicza potencjału ludzi? I wreszcie – czy państwo opiekuńcze nie jest sposobem na pozbawianie obywateli korzyści płynących z jednostkowej odpowiedzialności?
Rozmyślałam również nad pojęciem szczęścia i sposobami jego osiągania. Chciałam przetestować swoje pomysły w realnym świecie, ponieważ tylko tak mogłam uzyskać prawdziwą niezależność i wolność – możliwość życia w zgodzie z samą sobą.
Była to długa droga. Zetknięcie z innymi państwami i kulturami pozwoliło mi lepiej zrozumieć moje duńskie poczucie zadowolenia z życia i je wzmocnić. Podróże po Azji, Stanach Zjednoczonych i Europie otworzyły mi oczy na otaczające mnie wspaniałości. Kraj, dla którego straciłam głowę i w którym obecnie mieszkam – Francja – zainspirował mnie dzięki bogactwu swojej kultury i swoim mieszkańcom do poszukiwania idealnej równowagi i fundamentów szczęśliwości. Siedzę sobie zatem we Francji i piszę o szczęściu w Danii, korzystając z zalet takiej perspektywy.

Zanim zagłębimy się w tajemnice duńskiego szczęścia, ustalmy, co ten termin faktycznie oznacza. Nie jest to bynajmniej łatwe zadanie. Istnieje nieprzebrane morze definicji i synonimów różniących się w zależności od języka i kultury: „radość”, „zadowolenie”, „dobre samopoczucie”, „rozkosz”, „ukontentowanie” – lista ciągnie się bez końca. Jak w takim razie najlepiej zdefiniować szczęście? Możemy skorzystać z niezwykle praktycznej perspektywy naukowej: specjaliści od diagnostyki obrazowej uważają szczęście za bardzo konkretny, mierzalny stan aktywności określonych części mózgu. Pewnych wskazówek udziela nam etymologia: angielski termin happiness pochodzi od średnioangielskiego rzeczownika hap, który oznaczał przypadek albo pomyślny zbieg okoliczności. Istnieje również bogata tradycja dociekań filozofów: od tych nastawionych optymistycznie (Montaigne i Spinoza) do tych, którzy uważali szczęście za stan nieosiągalny (Schopenhauer i Freud). Szczęście łączono z przyjemnością (Epikur), wiarą (Pascal) albo władzą (Nietzsche).
Zgrabną definicję sformułował ekonomista Richard Lyard. Według niego szczęście to „dobre samopoczucie – odczuwanie radości z życia i pragnienie przedłużenia tego stanu”2. Podoba mi się ona, ponieważ jest prosta i przemawia do większości ludzi. Nie zapominajmy, że istnieje zasadnicza różnica między zbiorowym szczęściem populacji danego państwa (mierzonym za pomocą badań sondażowych) a osobistym szczęściem jednostki. Wiele czynników wpływa na szczęście osobiste i wątpię, by dało się je zmierzyć w prawdziwie obiektywny sposób. Nawet jeśli odróżnienie człowieka szczęśliwego od nieszczęśliwego nie sprawia nam zazwyczaj większych kłopotów, mamy do czynienia z kwestią niezwykle intymną i subiektywną. Specjaliści – psychiatrzy, socjolodzy, neurolodzy i eksperci od edukacji – zgadzają się, że akurat pod tym względem nie zawsze jesteśmy równi. Nie każdy ma takie same szanse na szczęście. Niektórzy przekonują nawet, że nasz podstawowy poziom szczęścia ma podłoże wyłącznie genetyczne, jest zatem z góry ustalony. Według nich budowa genetyczna jednostki trwale określa jej poziom szczęścia. Koncepcja ta nosi nazwę teorii stabilnego poziomu szczęścia (set-point theory). Za jej słusznością przemawia badanie z 1996 roku, w którym przeanalizowano trzysta par bliźniaków – część z nich wychowywała się razem, część osobno. Wyniki wskazują, że 80 procent dobrostanu emocjonalnego ma podłoże genetyczne3. Na szczęście w innych badaniach wskaźnik ten wyniósł raczej umiarkowane 50 procent. Na przykład psychoterapeuta Thierry Janssen twierdzi4, że na naszą zdolność do bycia szczęśliwym wpływają w 50 procentach chromosomy, a w 10 procentach czynniki zewnętrzne. Pozostałe 40 procent zależy od nas, co stwarza każdemu szerokie pole do popisu w kwestii budowania własnej szczęśliwości!
W szacowaniu szczęścia zbiorowego mierzonego w międzynarodowych badaniach sondażowych kryteria są inne, a ich dobór wymaga pewnej dozy ostrożności. Podjęto wiele prób zdefiniowania tego rodzaju szczęścia. Na przykład król Bhutanu, państewka w Himalajach, stworzył w 1972 roku wskaźnik szczęścia krajowego brutto (Gross National Happiness, żartobliwe nawiązanie do klasycznego wskaźnika PKB) oparty na czterech kryteriach: zrównoważonym i sprawiedliwym rozwoju społecznoekonomicznym, ochronie środowiska, pielęgnowaniu i promowaniu kultury oraz dobrych rządach5. Za sprawą tego pojęcia Bhutan zyskał miano „szczęśliwego kraju”, niemniej dotknięty kryzysem gospodarczym zajął dopiero osiemdziesiąte czwarte miejsce w World Happiness Report z 2016 roku. Innym przykładem jest słynny Klub Rzymski utworzony w 1968 roku przez międzynarodowe podmioty „połączone wspólną troską o przyszłość ludzkości i planety”. Klub szacował poziom szczęścia, zwłaszcza w raporcie z 1972 roku zatytułowanym „Granice wzrostu”, gdzie opowiedziano się za mierzeniem jakości życia za pomocą wskaźników ekonomicznych6.
Niezależnie od przyjętego podejścia tego rodzaju globalne badania są obarczone pewnym poziomem niedokładności. Po pierwsze, zbiorowe szczęście nie może być matematyczną sumą szczęścia jednostkowego. Po drugie, istnieje wiele czynników wpływających na treść odpowiedzi na pytania w rodzaju: „Czy jesteś generalnie zadowolony z życia?”. Niełatwo udzielić wyczerpującej odpowiedzi na takie pytanie; na jej treść mogą wpływać tak banalne czynniki jak pogoda, niedawne zwycięstwo reprezentacji kraju w jakiejś dyscyplinie sportowej czy jakiekolwiek inne pozytywne lub negatywne zdarzenie pozostające całkowicie poza kontrolą badaczy. Możemy również założyć, że ludzie bardzo nieszczęśliwi nie będą mieli ochoty na udział w tego rodzaju sondażu. Organizacje analizujące poziom szczęścia, na przykład ONZ, Gallup czy Eurostat, odkryły ponadto, że na odpowiedzi wpływać może nawet kolejność pytań. I tak jeśli wcześniejsze pytania dotyczyły polityki oraz poziomu korupcji, respondenci często bardziej negatywnie oceniali własne zadowolenie z życia. Międzynarodowym rankingom można również zarzucać ignorowanie różnic kulturowych: w poszczególnych państwach nazwy związane z konkretnymi wartościami mają odmienne desygnaty. Choć badania tego rodzaju nie dostarczają nam całkowicie precyzyjnego obrazu zbiorowego szczęścia obywateli danego państwa, przebadanie dużej liczby osób oznacza mimo wszystko, że dysponujemy w miarę rzetelnym wskaźnikiem przeciętnego poziomu szczęścia albo, mówiąc inaczej, emocjonalnego dobrostanu populacji.
Aby poszerzyć swoją wiedzę na temat szczęścia, skontaktowałam się z Christianem Bjørnskovem, duńskim profesorem wykładającym na Uniwersytecie Aarhus, który od wielu lat poświęca czas i energię temu zagadnieniu. Założył on Happiness Research Institute (Instytut Badań nad Szczęściem)7. W Danii istnieje think tank złożony ze szlachetnych ludzi, którzy poświęcili się wyłącznie badaniu tego rozkosznego zagadnienia. Spędziliśmy na rozmowie cały poranek w Café Casablanca w Aarhus. Zdaniem profesora Bjørnskova istnieje wiele uniwersalnych czynników powodujących zwiększenie się szczęścia narodu: demokratyczny system polityczny, określony poziom zamożności państwa, sprawnie działające sądy i panujący pokój. Według jego szacunków warunki te spełnia od trzydziestu do czterdziestu państw. A kiedy zostaną one spełnione, na poziom szczęścia zaczynają wpływać inne czynniki, zwłaszcza zaufanie do ludzi i swoboda (oraz możliwość) wyboru własnej drogi życiowej.
Niezależnie od wszystkich odmian i subtelnych uwarunkowań szczęścia wchodzi ono w skład powszechnych praw jednostki. Zostało nawet wymienione wprost w amerykańskiej Deklaracji niepodległości opublikowanej w Bostonie 4 lipca 1776 roku: „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”.
Z tego właśnie powodu uznałam, że powinnam podzielić się kilkoma prostymi zasadami, na których opiera się duński model szczęścia. Postanowiłam przedstawić go w wersji podstawowej, choć oczywiście mam świadomość, że jest to niezwykle złożone zagadnienie. Inspirowałam się ludźmi, których miałam okazję poznać, i własnymi doświadczeniami oraz spostrzeżeniami.

 
Wesprzyj nas