Czasami miłość pojawia się w naszym życiu wtedy, gdy najmniej się jej spodziewamy i najbardziej potrzebujemy… “Projekt marzeń” to powieść o skomplikowanych relacjach rodzinnych i porażającej sile miłości.


Projekt marzeńCaroline i Jamie McAfee łączą nie tylko więzy krwi, lecz także wspólna praca przy programie Gut It! poświęconym renowacji domów. Caroline doskonale sobie radzi jako prowadząca, więc kiedy się dowiaduje, że stacja telewizyjna chce powierzyć tę rolę jej córce, jest załamana.

Wkrótce po awansie Jamie staje w obliczu tragedii –ojciec i jego nowa żona giną w wypadku samochodowym, osierocając małego synka. Przyzwyczajona do uporządkowanego życia kobieta musi stawić czoło problemom, jakich przysparza dwulatek tęskniący za rodzicami, narzeczony, który nie widzi w ich związku miejsca dla dziecka, majacząca na horyzoncie nowa miłość i praca.

Gdy życie Caroline i Jamie wywraca się do góry nogami, każda z nich musi uporać się ze sobą, by odbudować wzajemne relacje.

***

Delinsky snuje opowieść, w której przeplatają się: miłość, tragizm, zdrada i namiętności. Ta historia powinna się spodobać matkom i córkom na całym świecie.
„RT Book Reviews”

Powieść o skomplikowanych relacjach rodzinnych, porażającej sile miłości – niezależnej od wieku, w jakim jesteśmy – i o tym, że każda z nas od czasu do czasu powinna sobie zafundować… drobny remont.
„Pop Sugar”

Delinsky ma lekkie pióro, a jej historie potrafią skłonić do refleksji.
„Kirkus”

Barbara Delinsky jest uwielbianą na całym świecie autorką – jej powieści są tłumaczone na blisko trzydzieści języków. Mieszka w Massachusetts z mężem, ogromną liczbą książek – części nigdy nie da rady przeczytać – i cudami techniki, dzięki którym ma stały kontakt z dziećmi i z ich rodzinami.

Najnowsza powieść autorki kilkudziesięciu bestsellerów z listy „New York Timesa”

Barbara Delinsky
Projekt marzeń
Przekład: Anna Zielińska
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 29 marca 2017

Projekt marzeń


Prolog

Przestało padać. W samą porę. Czekał ich ostatni dzień zdjęć do wiosennego sezonu Gut It!, a chociaż słońce jeszcze nie świeciło, Caroline MacAfee była dobrej myśli. W tle, w sporej odległości za krzątającą się ekipą, sunęły drogą samochody, czerwcowy wiatr pędził ołowiane chmury na wschód, nad morze i Boston. Niebo na zachodzie powoli się przecierało. Jak opisać to, co czuła, gdy stojąc na skraju świeżo wybrukowanego podjazdu, patrzyła na zmodernizowaną fasadę jeszcze niedawno przysadzistego domu ze stromym dachem, jakie w przeszłości stawiano na Cape Cod? Na pewno ulgę, że zbliżał się koniec ciężkiej pracy, oraz zdumienie – zawsze zdumienie, że wszystko tak dobrze wyszło – a także coś w rodzaju macierzyńskiej dumy. Caroline nie zabiegała o prowadzenie tego programu, lecz po prawie dziesięciu latach w roli jego gospodyni był już jej dzieckiem w takim samym stopniu jak reszty ekipy. Gut It!, seryjny program lokalnej telewizji poświęcony renowacji domów, tworzyły kobiety, przede wszystkim kobiety z firmy deweloperskiej MacAfee Homes.
Tu nie epatowano widzów sensacjami ani występami celebrytów. Zjednywano ich pokazywaniem prawdziwej, ciężkiej pracy zwykłych ludzi, z którymi chętnie identyfikowała się damska część publiczności. Jedna kamera, za którą stał świetny fachowiec, co prawda mężczyzna, oraz bardzo rzutka producentka wykonawcza i jednocześnie reżyserka, która czasami bywała nieprzewidywalna, lecz ze względu na sukces programu przymykano oko na jej humory. Po dziesięciu edycjach Gut It! stał się kultowym programem i Caroline wierzyła, że ten odcinek jeszcze przysporzy mu widzów.
Zerkając na niebo, zatarła dłonie i uśmiechnęła się do kamery.
– Ubrałam się dziś na żółto, żeby przebłagać bóstwa pogody. – Skinieniem głowy wskazała prześwitujący błękit. – Nie najgorzej, prawda? Witam ponownie w Longmeadow, w stanie Massachusetts, gdzie właśnie trwają prace wykończeniowe przy najnowszej adaptacji Gut It! Jak widzicie – odsunęła się na bok, odsłaniając robotnika z grubą rolką gotowej darni na ramieniu – dużo się tutaj dzieje. – Wróciła na miejsce, tym razem z entuzjastycznym: „Hej!”, skierowanym do dwóch pracowników firmy przeprowadzkowej niosących kanapę. – Świetne obicie! – zawołała za nimi i odwracając się do kamery, dodała: – Właściciele planują spędzić dzisiaj pierwszą noc w odnowionym domu, musimy więc się pospieszyć. Czeka nas jeszcze mnóstwo pracy.
Postąpiła parę kroków i ruchem podbródka zachęciła widzów, aby podążyli za nią. Czuła się swobodnie na planie. Nie spodziewała się, że tak będzie, gdy zgodziła się na prowadzenie programu, lecz szybko zaprzyjaźniła się z kamerą.
– Pół roku temu zaczęliśmy pracę nad tym niewielkim domem, który Rob i Diana LaValle oddali w nasze ręce. Ich marzeniem było uzyskanie większej przestrzeni. Dom zbudowali dziadkowie Diany i łączy się z nim historia życia czterech pokoleń, toteż rozbiórka nie wchodziła w grę. Dwukrotne powiększenie powierzchni, modernizacja wyposażenia oraz rozprowadzenie supernowoczesnych i ekologicznych instalacji przy jednoczesnym zachowaniu charakteru domu stanowiło nie lada wyzwanie. Dzisiaj jest dzień prawdy. Zobaczmy, co udało się osiągnąć.
Z nieukrywaną dumą skierowała kamerę na swoją córkę, która w tej chwili rozmawiała z głównym wykonawcą, obserwując wraz z nim montaż ostatniego kompletu zewnętrznych okiennic. Dean Brannick był jedynym mężczyzną występującym we wszystkich odcinkach i stał się ulubieńcem publiczności, więc nikt nie kwestionował jego udziału.
– Za chwilę do ciebie dołączę! – zawołała Caroline za odchodzącym Deanem i objęła Jamie w pasie ramieniem. Z początku obawiała się takich spontanicznych gestów. Okazało się jednak, że widzom to się podobało. Obraz relacji matki z córką wzbogacał kobiecy charakter programu.
Były do siebie bardzo podobne – takie same szerokie usta, intensywnie zielone oczy i kasztanowe włosy – a jednocześnie zdecydowanie się różniły. Caroline pozwalała włosom swobodnie się wić, Jamie swoje prostowała; Caroline miała metr siedemdziesiąt trzy centymetry wzrostu, Jamie tylko metr sześćdziesiąt jeden; Jamie, świeżo upieczona pani architekt, chodziła w stonowanych barwach, mistrz stolarki, Caroline, poza czasem gdy w goglach pracowała z pilarką, wybierała żywe kolory. Dzisiaj miała żółte dżinsy, top w takim samym odcieniu i dopasowany turkusowy sweter; całość kontrastowała z szarymi spodniami i marynarką córki.
– Jamie, porozmawiaj z nami – zachęciła ją Caroline. – Jako architektka firmująca ten projekt uczestniczysz w nim od pierwszego dnia. – Wskazała ręką na dom. – Co o tym myślisz?
– Jestem zadowolona – odparła Jamie, ruszając z matką. – W tej pracy najbardziej cieszy mnie możliwość śledzenia, jak zwykły dom zmienia się w imponujący, i tak właśnie jest w tym przypadku. – Nie ukrywała dumy; kamera wyraźnie to pokazała. Technicznymi szczegółami zajmą się podczas późniejszych ujęć, teraz należało się skupić na emocjach towarzyszących metamorfozie domu. – Pierwotnie był to parterowy dom z mansardą pod stromym dwuspadowym dachem. Gdy spłaszczyliśmy go, zyskaliśmy na piętrze trzy spore sypialnie, a na parterze powiększyliśmy kuchnię i wygospodarowaliśmy miejsce na jeszcze jeden pokój.
– Wszystko energooszczędne.
– Dokładnie tak; od legarów podłogowych i podwójnej izolacji ścian po dwuszybowe okna.
– Tyle na razie o wnętrzu. – Caroline ogarnęła fasadę zachwyconym spojrzeniem. – Elewacja robi wrażenie.
– Zgadzam się. Inwestorzy życzyli sobie, aby dom zyskał na wyglądzie, a jednocześnie zachował charakter typowej zabudowy Cape Cod – przypomniała widzom Jamie. – Powiększyliśmy wejście i obłożyliśmy fasadę kamieniem elewacyjnym. A to wykończenie ścian szczytowych nad oknami na piętrze? Niesamowite, co? – Powiodła po nim pieszczotliwym spojrzeniem. – Zwróć uwagę na te krokszyny.
– Amen – podsumowała z uśmiechem Caroline, bo to ona własnoręcznie je wyrzeźbiła.
– Żadne „amen” – ucięła producentka i kładąc dłoń na ramieniu operatora, dała znak, aby zatrzymał kamerę. – To nie program religijny. Jamie, kochana, powtórz ostatnią kwestię.
Powtórzyła zgodnie z poleceniem.
– Och, rzeczywiście – poprawiła się Caroline, wysilając się na uśmiech, po czym przeszła do omawiania kolorów wybranych przez Deana, ich człowieka orkiestrę.
Ściągał materiały budowlane i zatrudniał podwykonawców. Kontrolował na budowie wszystko, łącznie z ego robotników niechętnie pracujących w świecie kobiet, i doradzał inwestorom, którzy nie mieli pojęcia o farbach elewacyjnych. W tym wypadku na dach wybrał gont w kolorze cedru, który elegancko podkreślał ciemnoszary odcień kamiennej licówki i biel boni.
– Czysto i świeżo – powiedziała z westchnieniem Jamie. – Gont bitumiczny, który Dean wybrał na pokrycie dachu, stylowo uzupełnia całość.
– Oczywiście, stąd nie widać…
– …baterii słonecznych. To kolejny element energooszczędnych rozwiązań przy adaptacji domu.
– O tym wszystkim porozmawiamy później. W tej chwili podziwiam elegancki wygląd całości.
Jamie z uśmiechem pokiwała głową.
– To był po prostu zwykły, stary dom. Teraz wskrzeszono tu ducha tradycji. Spójrzmy na bruk. Dean przypadkiem natrafił na te kamienie w magazynie przy młynie w New Hampshire. Pochodzą z końca dziewiętnastego wieku. – Obejrzała się na Caroline. – A pamiętasz tamten wolno stojący garaż na jeden samochód?
– Był szpetny.
– I za mały. Państwo LaValle mają czworo dzieci, które niedługo same zaczną jeździć, dlatego do tylnej ściany domu dobudowaliśmy garaż z trzema stanowiskami. Dzięki rozebraniu tamtego starego na froncie nie tylko usunęliśmy zawadę psującą widok, lecz także zyskaliśmy kawałek cennego terenu przy kuchni. – Na dowód pojawiło się ujęcie nowego tarasu z treliarzem i murowanym grillem.
Po rozmowie o wyzwaniach wynikających z ukształtowania działki Caroline skierowała obiektyw kamery z powrotem na frontowy ganek.
– Popatrzcie państwo na te kamienne kolumny. Doskonały przykład rzemiosła artystycznego, bezspornie dodający charakteru całości. I zwróćcie uwagę na drzwi. Są wyższe i szersze od oryginalnych, a z tymi lampami po obu bokach wyglądają bardzo efektownie. Jamie, zawsze znajdujesz pomysły na imponujące frontowe wejścia…
– Moment – przerwała producentka. – Caroline, za dużo mówisz. Zostaw miejsce dla Jamie.
Caroline poczuła irytację. Nie mówiła więcej niż zwykle, ale sprawa była zbyt błaha, żeby robić z tego problem.
– Dobrze, jasne – odparła jedynie, ciesząc się w duchu, że na parę miesięcy uwolni się od towarzystwa Claire Howe. Spojrzała na Jamie, a ona w odpowiedzi skinęła głową.
– Zacznijmy jeszcze raz o tym ganku – poleciła Claire i wtedy Jamie odtworzyła komentarz matki. Ponieważ nie korzystały z gotowego scenariusza, użyła nieco innych określeń, bardziej typowych dla ludzi w jej wieku. Co prawda raz się zacięła, lecz powróciła do przerwanej myśli, ale potem już wszystko poszło gładko.
Gdy wchodziły do domu, Caroline kątem oka zauważyła kobietę przy kępie roślin.
– Annie! – zawołała, przytrzymując Jamie za ramię.
Annie Ahl była projektantką krajobrazu w ich programie. W ogrodniczych rękawicach i w oblepionych błotem butach z zadowoloną miną wyłoniła się spomiędzy dwóch świeżo posadzonych jałowców. Obcięte na chłopaka srebrnosiwe włosy pasowały do jej drobnej postury.
Caroline wpatrywała się w miejsce poza jałowcami.
– Czy mnie wzrok nie myli?
– Masz dobre oko – pochwaliła ją Annie piskliwie.
Przez ten głos o mało nie zrezygnowano z jej uczestnictwa w programie. Jednak tak jak zaletą kamerzysty było idealne wyczucie światła, tak w jej przypadku intuicyjny talent do aranżacji zieleni stanowił atut nie do pogardzenia. Była główną specjalistką od krajobrazu w MacAfee Homes i przyjaciółką Caroline.
– Jesienią wykopaliśmy te azalie, żeby przypadkiem nie zmarnowały się podczas prac remontowych. Przezimowały w mojej szkółce, a teraz wróciły na dawne miejsce. Dwa tygodnie temu kwitły. Widzisz te resztki kwiatostanów?
Kamerzysta wklei później odpowiednie ujęcie, a teraz skierował kamerę na klomb.
– Naturalnie dopiero wiosną w przyszłym roku okaże się, jak sobie poradziły, lecz jestem pewna, że przetrwają. To twardzielki.
– I mają teraz towarzystwo. – Caroline ogarnęła spojrzeniem nowe nasadzenia.
– No. Jeden rząd…
– Żadne „no” – przerwała Claire. – Prosiłam cię, Annie, żebyś tak nie mówiła.
– Przepraszam. To mi się tak spontanicznie wymyka – usprawiedliwiła się Annie jeszcze bardziej piskliwie.
– Lubię spontaniczność, ale bez „no”. I kontroluj głos. Jest za wysoki.
Caroline ani razu nie natrafiła na negatywne komentarze dotyczące sposobu mówienia przyjaciółki na ich stronie na Facebooku, którą skwapliwie monitorowała. Ale to Claire była tu szefem. Półgębkiem, tak aby producentka przypadkiem jej nie usłyszała, powiedziała to Annie. Gdy ogrodniczka ochłonęła po reprymendzie, powróciły do przerwanej rozmowy.
– Gdy po raz pierwszy zobaczyłam ten ogród – odezwała się poprawnie modulowanym głosem – rabaty były wąskie i długie, zgodnie z trendem obowiązującym w tamtych czasach. Ukształtowaliśmy klomby na nowo, żeby uzyskać lepszą perspektywę i uwypuklić projekt Jamie. Te wyższe krzewy w głębi to modrzewnice, ostrokrzewy i cisy. Azalie otoczyłam jałowcem, a teraz sadzimy byliny.
– Dobra robota, panowie! – zawołała Caroline do dwóch mężczyzn grzebiących w ziemi i pozwoliła Annie się oddalić.
Gdy wchodziły z Jamie po kamiennych stopniach prowadzących do domu, zwróciła uwagę widzów na solidne orzechowe drzwi z wypukłymi panelami i okuciami z brązu. W holu natrafiły na Deana, który akurat wyłonił się z kuchni.
– Właśnie ustawiamy instalację alarmową – poinformował. – Chcecie obejrzeć sterownię?

 
Wesprzyj nas