W fundamentalistycznym Iranie ciąża jest często wyrokiem śmierci. “Tajemnica Leili” to prawdziwa historia kobiet, którym grozi egzekucja za zajście w ciążę lub utratę dziewictwa poza związkiem małżeńskim.


Tajemnica LeiliUrodzony w slumsach z ojca muzułmanina i matki żydówki, Kooshyar Karimi zdobył wykształcenie i został odnoszącym sukcesy lekarzem, nagradzanym pisarzem oraz uwielbiającym swoją córkę ojcem. Mógł prowadzić wygodne życie, ale nie pozwoliło mu na to sumienie – nie potrafił odmawiać niezamężnym kobietom, błagającym go, by uratował ich życie, dokonując zabiegu przerwania ciąży, w przeciwnym wypadku kobiety te czekała śmierć przez ukamienowanie.

Jedną z nich jest dwudziestodwuletnia Leila. Piękna, inteligentna, pełna życia, pragnie studiować na uniwersytecie, ale jej surowo przestrzegająca nakazów wiary rodzina nie wyraża na to zgody. Wracając pewnego dnia z biblioteki – każde wyjście z domu wymaga specjalnego pozwolenia – Leila zakochuje się w przystojnym właścicielu butiku…

Kooshyar uratował niezliczoną ilość kobiet, Leila jednak szuka jego pomocy z innego powodu, takiego, który będzie go dręczył przez lata i zainspiruje do podjęcia niemożliwej misji, kiedy uda mu się uciec z Iranu i po wielkich trudach osiąść w odległej Australii.

„Tajemnica Leili” to książka fascynująca i wzruszająca, przedstawia codzienne życie kobiet w kraju, gdzie miłość może być przestępstwem. Jednakże pomimo całego swego tragizmu ta niezapomniana lektura paradoksalnie podnosi czytelników na duchu, autor przekazuje nam bowiem nadzieję, że my sami – i opowiadane przez nas historie – możemy przeciwstawić się złu.

***

Niezwykła książka… Karimi zaskarbia sobie nasze zaufanie dzięki swym doświadczeniom i współczuciu dla niedoli osób wyrzuconych poza margines.
Owen Richardson, „Saturday Age”

Głęboko poruszająca historia, pięknie opowiedziana, pełna wyjątkowych spostrzeżeń, napełniająca nas podziwem dla odwagi moralnej autora.
Robin de Crespigny, autor „The People Smuggler”

Niezwykła, zdumiewająca książka. Historia Leili wzrusza do głębi, Kooshyar Karimi jest wytrawnym narratorem.
Shirley Walker, autorka „The Ghost at the Wedding”

„Tajemnica Leili” jest przepełniona współczuciem i pragnieniem, dobitnie przedstawia dzieje reżimu duszącego naród i niszczącego wszystko, co było w nim wielkie. Lektura tej książki jest jak wgląd w kulturę i zrozumienie desperacji narodu.
„The Hoopla”

Pasjonująca relacja o niewinnej dziewczynie opierającej się miażdżącym rządom irańskiego reżimu. Arcydzieło o moralnych dylematach, pełne napięcia.
Bob Brown

Inspirujące… często wstrząsające… Prezentuje wgląd w przyczyny, dla których człowiek gotów jest przedłożyć dobro innych ponad własne bezpieczeństwo.
„Townsville Bulletin”

Kooshyar Karimi urodził się w Teheranie, obecnie mieszka w Sydney. Jest autorem bestselerów: „Tajemnica Leili”, „Journey Of A Thousand Storms”, kilku książek na temat Iranu, Chin i asyryjskich mitów i historii, z których jeden został wycofany z publikacji przez rząd irański.

Kooshyar Karimi
Tajemnica Leili
Przekład: Alina Siewior-Kuś
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 16 lutego 2017

Tajemnica Leili


Nota od autora

To jest prawdziwa historia kilku – a zwłaszcza jednej w szczególności – spośród wielu kobiet, którym zgodnie z prawem obowiązującym w Iranie grozi egzekucja za zajście w ciążę lub utratę dziewictwa poza związkiem małżeńskim. Wprawdzie wydarzenia opisane w niniejszej książce miały miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, ale prawa nie uległy zmianie i irańskie kobiety nadal cierpią w rękach ekstremistów.
Według wielu historyków Iran jest najstarszą istniejącą nieprzerwanie cywilizacją na świecie. Imperium Perskie, jak nazywano Iran, w starożytności przetrwało wojny z Grecją i cesarstwem rzymskim, miało najdłużej panującą na świecie dynastię królewską, a w roku 550 p.n.e. było pierwszym królestwem, które wydało deklarację praw człowieka. Jednak w 1979 roku w tej starożytnej kolebce cywilizacji islamscy fundamentaliści dokonali rewolucji, w której wyniku zasady islamistyczne obowiązujące w siódmym wieku powróciły do konstytucji i zamieniły to państwo w gniazdo fanatyzmu i nietolerancji. Dzisiejszy Iran to kraj, gdzie aresztuje się najwięcej dziennikarzy na świecie, nadal dokonuje się egzekucji nieletnich, kamienuje kobiety za cudzołóstwo i wiesza mężczyzn za homoseksualizm.
Tak się składa, że historia Leili jest odbiciem historii milionów kobiet w Azji i Afryce. W świecie islamskim co roku ponad dwadzieścia tysięcy kobiet traci życie w wyniku tak zwanych zabójstw honorowych. Napisałem tę książkę z nadzieją, że pewnego dnia tolerancja zastąpi prześladowania, i z wiarą, że jeśli nauczymy się wybaczać, nadejdzie wolność.
Historia niniejsza jest prawdziwa, ale konieczna była zmiana nazwisk niektórych osób oraz nazw miejscowości w celu ochrony tożsamości moich bohaterów. Pozwoliłem sobie także na swobodę rozwinięcia przemyśleń poszczególnych postaci, ich życia wewnętrznego i otoczenia, aczkolwiek w żadnym wypadku nie zmieniłem istotnych faktów.
Kooshyar Karimi, styczeń 2015

Ciężką ciszę w pokoju od czasu do czasu mąci ścieżka dźwiękowa telewizyjnej kreskówki, sącząca się przez zamknięte na klucz drzwi. Śmieszne głosy, komediowe efekty dźwiękowe, wesoła muzyczka – wszystko to nie pasuje do sytuacji, ale nie ma innego sposobu, by moja mała córka pozostała nieświadoma tego, co niedługo rozegra się na końcu korytarza.
W czerwcowy dzień 1997 roku brzemienna Leila siedzi sztywno na krześle w pokoju gościnnym, który został przekształcony w prowizoryczną salę operacyjną. Dłonie ma ściśnięte w pięści, jej ciało drga z napięcia. Jest młoda, piękna i niezamężna, a jej głęboki wstyd z powodu własnego postępku jest niemal fizycznie obecny. Popełniła najcięższą zbrodnię w Islamskiej Republice Iranu: zakochała się. W tej części świata miłość jest zakazana i ktoś musi z jej powodu umrzeć. Ona albo dziecko.
Leila nie wygląda na swoje dwadzieścia dwa lata, bezbronność nieudolnie ukrywa pod cienką warstwą determinacji. Choć pod pewnym względem ma szczęście. Przeprowadzam aborcje w podziemiu, tylko nielicznym kobietom los sprzyja na tyle, by poprzez jednego z moich znajomych trafić do mnie. Dokonując takiego zabiegu, za każdym razem łamię przysięgę Hipokratesa, a robię to dlatego, że kiedyś moja matka powiedziała: „Kooshyar, czasami w życiu dla większego dobra trzeba czynić małe zło”. Jednego nie jestem w stanie zrobić dla tych kobiet: przywrócić im godności.
Dobrze znam wyraz malujący się na twarzy Leili. Prawdę mówiąc, straciłem rachubę, ile razy widziałem na twarzy młodych kobiet tę dziwną mieszaninę strachu, desperacji i zdecydowania. Ten przypadek jest jednak inny. Leila nie jest kolejną zrozpaczoną dziewczyną, nadal przerażoną, nadal zamkniętą w sobie po niedawnym odkryciu, że spodziewa się dziecka. Leila jest w ósmym miesiącu ciąży.
Kiedy na moją prośbę, żeby się rozebrała do badania, z wahaniem zdjęła czador i rozpięła guziki płaszcza, z niedowierzania otworzyłem szeroko oczy. To jakiś żart? Jej brzuch całkiem się zaokrąglił; nie pojmowałem, jak zdołała przez cały ten czas go ukrywać. Była blada i znużona, pot moczył pasma włosów wymykające się spod chusty. Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć, i wcale mnie to nie dziwiło. Żadna ciężarna kobieta nie powinna wędrować przez miasto w tym obezwładniającym upale. Nie miałem pojęcia, co tu robi. Przecież chyba nie sądzi, że choć przez sekundę rozważałbym przerwanie równie zaawansowanej ciąży?
– Jesteś za blisko rozwiązania – mówię. – O wiele za późno na usunięcie. Przykro mi, nie mogę tego zrobić.
Już mam wyjść z pokoju, kiedy łapie mnie za rękaw. Po jej policzkach płyną łzy, błaga mnie o pomoc i ustępuję. Ale nie takiej pomocy spodziewałem się jej udzielić.

Leżąc na stole z kroplówką wkłutą w żyłę, Leila opowiedziała mi historię, którą do końca życia będę nosił w sercu. Podczas długich godzin gehenny wiele pytań pozostawiła bez odpowiedzi, ale szczegóły poznałem później. Mam nadzieję, że będzie mi wybaczone, iż jej historię opowiem w odcinkach. Tak bardzo przeplata się z moją własną, że już nie umiem myśleć o jej i swoim życiu jako odmiennych i oddzielnych, ponieważ ja też byłem niechcianym dzieckiem.
W 1945 roku fanatyczni muzułmanie zabili Żyda, który zamierzał otworzyć sklep z alkoholem w Isfahanie. Kilka miesięcy później wdowa po nim wydała na świat ich czwartą córkę. Nadano jej imię Turan. Po czterech latach matka przekazała Turan pod opiekę wuja, ponieważ ponownie wyszła za mąż. Od szóstego roku życia Turan zmuszano do pracy w zamian za jedzenie, ubranie i naukę. Kiedy miała szesnaście lat, poznała przystojnego muzułmanina, kierowcę autobusu, który przyrzekł, że uratuje ją od okrutnego wujka. Rok później z nim uciekła – po to tylko, żeby po dwóch tygodniach się przekonać, że już ma dwie żony.
Kiedy po raz drugi zaszła w ciążę, jej pierwszy syn miał ledwie szesnaście miesięcy, a mąż prawie jej nie odwiedzał w nędznym mieszkaniu w piwnicy. Turan wielokrotnie usiłowała pozbyć się ciąży, ale dziecko i tak przyszło na świat. Urodziło się po północy na tylnym siedzeniu wozu policyjnego w okrutnych i dręczonych chorobami slumsach Teheranu. Tym dzieckiem byłem ja. Kiedy miałem półtora roku, o mało nie zginąłem w pożarze wznieconym przez drugą żonę mojego ojca, która chciała się mnie pozbyć. Jako sześciolatek cudem wyszedłem z tyfusu. Na przekór wszystkiemu przeżyłem z jedną tylko nadzieją, jedną przyczyną i jednym przekonaniem: by wybaczyć.
Po usłyszeniu historii Leili miałem wrażenie, jakbyśmy doprowadzili do związku małżeńskiego pomiędzy smutkiem i niepokojem, dokonali rytuału połączenia, w którego wyniku nasza krew się pomieszała.

Leila

Przytrzymując czador rękoma, przepycham się przez tłum na chodniku. Wiatr rozwiewa czarną tkaninę jak flagę. Ten strój mnie irytuje. Zawsze kiedy go wkładam albo zdejmuję, zastanawiam się, czy świat naprawdę by się skończył, gdybym bez niego wyszła z domu. Ale już znam odpowiedź i pan, doktorze Karimi, także ją zna, bo doskonale rozumie pan to, co kobiety muszą znosić w naszym kraju. Świat istotnie by się skończył, w każdym razie dla mnie. Gdybym wyszła z domu bez czadoru, ojciec i bracia rzuciliby się na mnie jak sępy i rozerwali na kawałki. Na tego rodzaju błahostkach ludzie w Iranie budują monstrualne zasady, które mogą – i czasami rzeczywiście tak się dzieje – doprowadzić do usankcjonowanego przez państwo morderstwa.
Zawijam się w tę czarną tkaninę od szóstego roku życia, a mimo to nadal są chwile, kiedy pragnę zerwać ją z siebie, swobodnie oddychać. Nie ośmielam się jednak wypowiadać tych myśli na głos. Strach przed konsekwencjami nadal jest potężniejszy od pragnienia pozbycia się czadoru. Nocami nie śpię i przerażona zadaję sobie pytanie, czy nadejdzie pora, kiedy nie będę w stanie dłużej kontrolować tego impulsu. Leila, mówię do siebie, bądź rozsądna.
Ciocia Sediqa nieświadomie podsyca ten płomień. Kiedy nas odwiedza, cenię sobie czas, który przeznacza na bycie ze mną sam na sam. Rozmawiamy wtedy bez strachu o rzeczach, o których nikomu innemu bym nie powiedziała. Jakże często ratuje mnie perspektywa tych chwil, bo chociaż zdarzają się rzadko, przynajmniej wiem, że nie jestem osamotniona w pragnieniu wolności, nie ja jedna snuję niebezpieczne myśli. Mimo że ciocia Sediqa jest dla mnie drogowskazem, bywa, że z powodu tych myśli czuję się jak potwór, a jeśli nie potwór, to jedna z tych osobliwości w cyrku, które przyciągają przerażoną uwagę widowni, ponieważ tak bardzo różnią się od zwykłych ludzi.
Słyszałam, że w takich pokazach (nigdy żadnego nie oglądałam, odbywają się tylko w Teheranie) biorą udział kobieta z długą brodą, mężczyzna zakładający nogi za plecy albo mający po sześć palców u każdej dłoni. „Dziwadło” to słowo, którego szukam. Jestem dziwadłem. Coś w moim umyśle łaknie takiego sposobu myślenia, który mnie wyróżni, każe uznać za dziwadło.
Oto przykład: uważam, że kobiety powinny być lotnikami. I następny: kobiety powinny móc swobodnie chodzić ulicami o każdej godzinie dnia i nocy. I odwiedzać bibliotekę, żeby zgodnie ze swoimi upodobaniami wybrać książkę i czytać ją pod drzewem w parku. Jest wiele innych przykładów. Powinnam czuć przerażenie, że moja wyobraźnia jest siedliskiem tego rodzaju apetytów. I czasami rzeczywiście jestem przerażona. Widzi pan, to jest problem. Mam zbyt rozwiniętą wyobraźnię, żeby wyszło mi to na dobre, zbyt silne pragnienie uczenia się i wolności. Jestem kobietą z brodą. Czasami żałuję, że nie mogę wymienić mózgu na taki, który przyczyni mi mniej niepokoju.
I jest ciocia Sediqa: ona zaraziła mnie miłością do książek. Opisuje mi cudowne tomy literatury zgromadzone w swoim domu, „ustawione po sam sufit”, jak mówi (to przesada). Kiedy byłam młodsza, przemycała dla mnie powieść albo książkę historyczną, a ja łakomie pożerałam każde słowo na stronicy. Teraz, kiedy dorosłam, razem z moją siostrą Samirą dostaję godzinę wolną od obowiązków domowych na wizytę w naszej bibliotece. Rozumie jednak pan, jak to jest? Nie prosiłam o umysł, który mam, i ciocia Sediqa też o swój nie prosiła. Obie musimy radzić sobie z myślami, które rodzą się w naszych głowach.
Przeciskam się przez gęstą ciżbę, poprawiając czador na głowie, kiedy przypadkiem się zsunie. Próbuję udawać, że nie jestem w małym Ghuczanie ze zniszczonymi drogami, ale idę ulicami nowoczesnego irańskiego miasta z wysokimi, lśniącymi budynkami. Widzę siebie modnie ubraną, w pięknym długim beżowym płaszczu ze złotymi guzikami, z włosami upiętymi pod kolorowym szalem, w ślicznych rękawiczkach z różowej skóry, które widziałam w reklamie, i wyobrażam sobie ich dotyk na dłoniach. Widzę siebie w białych wysokich butach, z modną torebką, dumnie noszącą okulary przeciwsłoneczne, które dodają mi tajemniczości. Niemal czuję aromat wyimaginowanych perfum: nocny kwiat i oceaniczna bryza. Fantazja odchodzi tak szybko, jak nadeszła, kiedy na zatłoczonej ulicy potrąca mnie nieznajomy.
Gdyby ta wizja miała choćby najmniejszą możliwość urzeczywistnienia, pewnie łaknęłabym jej z większą siłą. Jaki jednak pożytek z takich pragnień? Niewykluczone, że nigdy w życiu nie wyjadę z tego niszczejącego miasta. Nie poznam swobody płaszczy ani barwnych szali. Nigdy nie zobaczę połyskliwych budynków miasta całujących niebo. Nie mogę pragnąć tego, co nigdy się nie spełni.
Słyszę, jak z oddali Samira woła mnie po imieniu. Tak się pogrążyłam w tych snach na jawie, że oddaliłam się od niej na drugą stronę ulicy. Samira szybko przez nią przechodzi, unikając pędzących samochodów i rowerów, które wzniecają tumany kurzu.
– Zawsze chodzisz z głową w obłokach czy tylko wtedy, kiedy jesteś w moim nudnym towarzystwie? – żartuje. – O mało nie potrącił cię samochód. Nie słyszałaś klaksonu?
Pokornie zwieszam głowę. Za często robię to mojej starszej siostrze, tak się zanurzam w świecie fantazji, że nie słyszę połowy tego, co do mnie mówi. Samira przewraca oczami i wzdycha z rezygnacją, w geście wybaczenia ściskając moją rękę.
– Wracajmy do domu – mówi i głową wskazuje mroczniejące niebo. – Mama będzie się o nas martwiła.
Przychodzimy pięć minut później niż zwykle i jak można było przewidzieć, mama wystawia głowę z kuchennych drzwi, patrzy znacząco na zegar i mruczy coś z dezaprobatą. Samira i ja krzywimy się na tę wcale nie tak subtelną przyganę. Obie nie znosimy traktowania, jakbyśmy były dziećmi.
Ja mam dwadzieścia jeden, Samira dwadzieścia dziewięć lat. Większość dziewczyn, z którymi chodziłyśmy do szkoły, ma już mężów i dzieci, ale Samira i ja nadal mieszkamy z rodzicami i trzema braćmi w starym domu we wschodniej części Ghuczanu. Nie tak sobie wyobrażałyśmy nasze życie, ale się nie skarżymy.
W naszym domu, tak samo jak we wszystkich domach, istnieje struktura władzy, a my z pokorną rezygnacją zajmujemy miejsca na samym jej dole. Na szczycie jest ojciec, Abdullah, pięćdziesięciodziewięcioletni, którego władzy nikt nie kwestionuje. Nasz główny dochód pochodzi z małego gospodarstwa położonego kilka kilometrów za miastem; ojciec spędza tam wiele godzin. Bracia również dokładają się ze swoich niskich zarobków, ale muszą oszczędzać na założenie własnych rodzin.

 
Wesprzyj nas