Poruszające wspomnienia z syberyjskiego zesłania. Wyjątkowy powrót po 70 latach na miejsce zsyłki, unikatowy zapis wspomnień dwojga żyjących uczestników tamtych wydarzeń – Danuty i Bogusława.


Kromka chlebaTa historia towarzyszyła mi od zawsze, z nią dorastałam i szłam przez życie (…). Nigdy nie była moją własną historią, lecz historią przeżyć mojej rodziny z lat 1940-1946 i dziejów syberyjskiego zesłania moich dziadków. Po latach wyrywkowego obcowania z nią przyszedł czas, żeby wszystko uporządkować, zapisać, przekazać dalej.
Dagmara Dworak

W ten sposób powstał unikatowy zapis wspomnień dwojga żyjących uczestników tamtych wydarzeń – Danuty i Bogusława. Ich przeplatające się wypowiedzi malują całościowy obraz najpierw przedwojennego rodzinnego życia w Hajnówce, potem tragedię wywózki, dramat syberyjskiej tułaczki, powrót do Polski, a wreszcie podjętą po dziesięcioleciach próbę odtworzenia trasy dawnej tułaczki i odwiedzenia miejsc zesłania.

Do książki jest dołączony jedyny w swoim rodzaju film: dokument z wyprawy Bogusława na Syberię szlakiem dawnej zsyłki, wzbogacony wypowiedziami obojga rodzeństwa oraz archiwalnymi materiałami z epoki.

***

Ta historia jest mi szczególnie bliska. Też straciłem na Wschodzie w mrokach totalitaryzmu rodzinę, a z nią ważną część tożsamości. Wiem, jak obsesyjna może być potrzeba powrotu. Dlatego rozumiem, ale i podziwiam bohatera, że po siedemdziesięciu latach wraca do dziecięcej traumy. Przemierza szlaki rodzinnej tułaczki, szuka grobu matki, decyduje się spojrzeć w oczy historii. Podziwiam i zazdroszczę, że tyle udało się odnaleźć. Polecam Kromkę chleba, książkę i film.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”

Jak ocenić historię, wobec której jest się kompletnie nieobiektywnym? Ilością wypłakanych łez. Jak wyrazić pragnienie, żeby tę historię poznali inni? Wybuchami niepohamowanego śmiechu i minutami głębokiego wzruszenia…
Znam tę historię od dziecka. Wzrastałam, słuchając jej zimowymi wieczorami. Teraz i Ty możesz ją poznać. Historię piękną i straszną. Tym bardziej wstrząsającą, że płynącą z głębi serca dzieci, które ją przeżyły.
Dzięki Danusi i Bogusławowi, mojemu ukochanemu Wujostwu, wszyscy możemy przekonać się, jakimi szczęściarzami jesteśmy, żyjąc w czasie pokoju…
Cieszę się bardzo, że została spisana. Dzięki temu i moje dzieci będą bogatsze o te wyjątkowe wspomnienia
Joanna Brodzik, aktorka, najstarsza z pięciorga wnucząt Jadzi

Przejmująca opowieść.
Wiesław Adamczyk, autor bestsellera „Kiedy Bóg odwrócił wzrok”

Dagmara Dworak – córka Bogusława Żukowskiego, współbohatera książki. Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, kilkanaście lat pracowała jako makler i bankowiec oraz prowadziła agencję reklamową. Zapalona fotografka, autorka zdjęć publikowanych w przewodnikach. Od lat odwiedza nietypowe miejsca, z dala od głównych szlaków.
Odbyła dwie wyprawy na Syberię w poszukiwaniu grobu Babci. W pierwszą zabrała także Ojca, umożliwiając mu wzruszający powrót do przeszłości i spotkania ze znajomymi z czasów zesłania. Nakręciła wtedy fascynujący film o gehennie rodziny i jej dramatycznej podróży z Hajnówki do dalekiej Gramatuchy. Pasją historyczną zaraziła całą rodzinę, czego dowodem są wieloletnie rozmowy z Ojcem i jego siostrą, dzięki którym mogła powstać “Kromka chleba”.

Dagmara Dworak
Kromka chleba
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 7 lutego 2017

Kromka chleba


-Czego nauczył mnie Sybir? – powtórzył pytanie, a po chwili, jakby chciał szybko pozbyć się wspomnień, wyrzucił z siebie: – Szacunku dla ciężkiej pracy, szacunku dla drugiego człowieka i… szacunku dla kromki chleba

1. Hajnówka – tu wszystko się zaczęło
(do 10 lutego 1940)

[…]
 
* * *


 
1 września 1939 roku wojska hitlerowskich Niemiec przekroczyły zachodnie granice Rzeczypospolitej.
Kilkanaście dni później – 17 września – ze wschodniej strony na polskie tereny wkroczyła Armia Czerwona. O świcie tego dnia w Moskwie polskiemu ambasadorowi wręczono notę – nieprzyjętą przez polską stronę – zawierającą oświadczenie władzy sowieckiej o rozpadzie państwa polskiego, co stało się pretekstem do zerwania zawartych z Polską umów. W ten sposób Związek Sowiecki złamał pakt o nieagresji, podpisany z Rzeczpospolitą jeszcze w 1932 roku, który miał obowiązywać do roku 1945.
Rosjanie wywiązywali się jednak z innego zobowiązania – z umowy z Trzecią Rzeszą. Zrealizowali bowiem założenia tajnego protokołu, będącego załącznikiem do zawartego pomiędzy Niemcami a Związkiem Sowieckim paktu Ribbentrop–Mołotow, od nazwisk ministrów spraw zagranicznych obu państw – Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa – którzy sygnowali ten dokument. Był to pakt o nieagresji, podpisany w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku, zaledwie osiem dni przed atakiem Niemiec na Polskę. Tajny protokół dodatkowy dotyczył podziału stref wpływów w Europie Wschodniej pomiędzy Trzecią Rzeszą i Związkiem Sowieckim. Zapisy tego sekretnego załącznika dotyczyły rozbioru terytoriów lub rozporządzania Polską, Litwą, Łotwą, Estonią, Finlandią oraz Rumunią. W myśl tego dokumentu linię podziału terytorium Polski wyznaczono wzdłuż rzek Narwi, Wisły i Sanu.
Najeżdżając zbrojnie tereny Rzeczypospolitej, Niemcy i Związek Sowiecki podzieliły między sobą jej terytorium. Pierwotnie uzgodniona linia podziału została zmodyfikowana w wyniku późniejszych porozumień między okupantami. Ostatecznie granicę niemiecko-sowiecką wyznaczono wzdłuż rzek Pisa i Narew do Ostrołęki, dalej Bugiem w górę rzeki do Małkini i od Leżajska w górę Sanu. Dlatego niejako awansem zajęte w wyniku działań wojennych miasta: Brześć, Augustów, Białystok, Przemyśl i inne pomniejsze hitlerowcy zaraz po 17 września przekazali we władanie swym sowieckim sojusznikom. W ten sposób we wrześniu 1939 roku połowa terytorium Rzeczypospolitej trafiła pod okupację niemiecką, a druga – pod okupację sowiecką.
 
* * *

 

DANUTA

Nie wiem, jak i kiedy dla naszego ojca zaczęła się wojna. Tego nie wiem. Dostał wezwanie czy zgłosił się na ochotnika? Brał udział w zgrupowaniu leśników w Kosowie Poleskim czy był powołany do normalnego wojska? Jakoś nigdy go o to po wojnie nie zapytaliśmy. Nie pamiętam też, czy kiedy wyruszał z domu, miał na sobie mundur wojskowy czy mundur leśnika. Faktem jest, że już 27 sierpnia 1939 roku ojca nie było w domu. Ten dzień dobrze zapamiętałam, bo to były moje urodziny. Ojciec miał taki zwyczaj, że w każde urodziny podrzucał dziecko w górę tyle razy, ile kończyło lat.
Wtedy bardzo żałowałam, że taty nie ma i ten zwyczaj, który jako dzieci wszyscy bardzo lubiliśmy, właśnie mnie ominął. Pamiętam też, że kilka dni później, kiedy po raz pierwszy szłam do szkoły – 1 września 1939 roku – towarzyszyła mi tylko mamusia, która była bardzo, bardzo smutna.
 

BOGUSŁAW

1 września rozpoczął się rok szkolny, a Danusia poszła wtedy do pierwszej klasy.
 

DANUTA

Jak zaczęły się bombardowania Hajnówki, nasz dom wypełnił się ludźmi. Przenieśli się do nas przyjaciele rodziców. Mieszkały u nas dwie rodziny: Uludowiczów i Szyndeckich. Pan Uludowicz był chyba kolejarzem, a pan Szyndecki urzędnikiem. Państwo Uludowiczowie mieli chłopca Maniusia, niewiele starszego od Jadzi, a Szyndeccy dwoje dzieci: Rysia w wieku naszej Róży i Dorotkę, młodszą ode mnie, ale starszą od Bogusia. Będąc razem, czuliśmy się bezpieczniej. Potem przyjechał jeszcze pan technik z nowo poślubioną żoną, ale jak zobaczyli, że tyle jest już u nas ludzi, pojechali szukać schronienia gdzie indziej.
Za schron służyła nam piwnica. Tak nazywaliśmy osobny budynek leżący w granicy naszej posesji, bardzo solidnie pobudowany. Część zagłębiona w ziemi była betonowa. Nad tym podpiwniczeniem, na poziomie podwórka, znajdowało się pomieszczenie gospodarcze z bali, w którym darło się pierze, wietrzyło pościel, a ojciec trzymał tam wszystkie swoje
pszczelarskie akcesoria. Były też haki do wieszania różnych rzeczy. Do tego pomieszczenia wchodziło się z podwórka. Całość była pokryta spadzistym dachem, dlatego mieścił się tam także mały stryszek.
Do betonowej, podziemnej części schodziło się całe piętro w dół. Tam były dwa pomieszczenia. W pierwszym stały ławki i drewniane regały na przetwory. Zimą przechowywało się w nim też ziemniaki, buraki. Podręczny zapas żywności trzymało się w domu, w małej spiżarni przy kuchni i w piwniczce pod kuchenną podłogą.
W drugim piwnicznym pomieszczeniu trzymano produkty, które wymagały dużo niższej temperatury. Tam było naprawdę zimno. Lód zawinięty w maty utrzymywał chłód nawet upalnym latem. Mięso, mleko, masło czy kwas chlebowy zanosiliśmy zawsze do tego właśnie pomieszczenia. Kwas chlebowy z chleba i rodzynek robiło się wtedy chyba w każdym domu. To był zdrowy, smaczny i bardzo orzeźwiający napój. Taka nasza coca-cola.
Któregoś razu podczas bombardowań siedzieliśmy z naszymi gośćmi w piwnicy, w tym pierwszym pomieszczeniu z przetworami, przez cały dzień. Wokół ciągle słychać było wybuchy.
Jak tata poszedł na wojnę i zaczęły się bombardowania, to Boguś nie chciał jeść kolacji, płakał, że taty nie ma. Do tej pory tata na kolacji zawsze był w domu. A w nocy, jak mały zgłodniał, wstawał i wołał o jedzenie. Rozgardiasz wokół, ojca nie ma, w domu dużo ludzi, raz uciekają do piwnicy, raz do lasu. Dziecko się rozregulowało. Matka bardzo się martwiła.
 

BOGUSŁAW

Kiedy i w jakich okolicznościach nasz ojciec wrócił do domu z wojny, nie wiadomo, ale było to na pewno przed przybyciem Niemców do Hajnówki.
 

DANUTA

Tuż po wybuchu wojny, ale wtedy, gdy Niemcy jeszcze do Hajnówki nie dotarli, do naszego domu przyszedł szpicel albo szabrownik, tak potem uznaliśmy. W domu była tylko mama i my, dzieci. Do obejścia zastukał mężczyzna w polskim mundurze. Mówił, że jest ranny, ale rany nie było widać, a on sam był przesadnie gadatliwy i z wielkim zaciekawieniem rozglądał się po domu. Opowiadał przy tym różne, nie do końca klejące się historie. Mówił po polsku. Mamusia wzięła apteczkę i zaproponowała, że mu opatrzy ranę. On jednak się nie zgodził. Tłumaczył przy tym pokrętnie naszej zaskoczonej mamie, że przed nocą chce zajść do znajomych, jakiejś rodziny szwagra, i tam opatrzą go, jak trzeba.
Jadzia, jak usłyszała, że on nie chce pozwolić na opatrzenie rany, zachowała się bardzo przytomnie: wyskoczyła z domu i pobiegła do znajomych. Osobliwy gość chyba się wtedy zorientował, że ona pospieszyła po pomoc, bo szybko się ulotnił – wyszedł z domu i zniknął w lesie.
Dokąd pobiegła Jadzia? Prawdopodobnie do państwa Kwapiszewskich – bo tam było najbliżej – lub do nadleśnictwa, do państwa Chorążych.
 

BOGUSŁAW

Niemcy wkroczyli do Hajnówki 17 września 1939 roku, jednak wycofali się po kilku dniach, oddając te tereny Sowietom.
 

* * *

 
Wrzesień 1939 roku był dla Hajnówki podwójnie trudny.
17 września po zbombardowaniu składnicy amunicji i okolic dworca PKP oraz po pokonaniu oporu kilku stanowisk ciężkich karabinów maszynowych wojska hitlerowskie wkroczyły do miasta. Po kilku dniach wycofały się jednak, ustępując miejsca Armii Czerwonej, zgodnie z niemiecko-sowieckimi ustaleniami modyfikującymi ostateczną linię podziału terytorium Polski. W miejsce wojsk niemieckich do Hajnówki wkroczyły wojska sowieckie.
 
* * *

 

DANUTA

Tuż przed zajęciem Hajnówki przez Niemców wrócił z wojny nasz tata. Mimo że niezmiernie się z tego cieszyliśmy, atmosfera była napięta. Rodzice byli bardzo przygnębieni. Często rozmawiali między sobą przyciszonymi głosami, tak żebyśmy my, dzieci, nie mogły ich usłyszeć.
Jadzia to się nawet wyspecjalizowała w podsłuchiwaniu ich. Nam wyjaśniła, że nie robi nic złego, bo jako harcerka powinna wiedzieć o wojnie jak najwięcej, żeby w razie potrzeby mogła być przydatna. Zapewniła z miną znawcy, że harcerze już w niejednej wojnie odegrali bardzo ważną rolę, bo pomagali nie tylko cywilom, ale i wojskowym. Jednak żeby pomóc, trzeba być dobrze zorientowanym, i ona właśnie zbiera informacje.
Kiedy w Hajnówce byli już Niemcy, doszło do dziwnego zdarzenia. Nie pamiętam dokładnie daty, ale było to słoneczne popołudnie. Wracałam z siostrami do domu, chyba ze szkoły, a przy furtce czekała nasza służąca Andzia. Z miną konspiratora powiadomiła nas, że nie możemy wejść do domu przez ganek, tylko mamy iść od podwórza, bezpośrednio do kuchni. Rodzice są z trzema Niemcami w stołowym pokoju. Uspokoiła nas, że nie dzieje się nic złego, bo Niemcy nie krzyczą, nie grożą, są uprzejmi. Byłyśmy przerażone, w każdym razie ja i Róża. Postanowiłyśmy siedzieć w kuchni dopóty, dopóki Niemcy nie opuszczą naszego domu. Jadzia natomiast oznajmiła, że poczeka na Niemców na ganku i jak będą wychodzić, spojrzy im z pogardą prosto w oczy. Nie jest przecież tchórzem.
Po tej wizycie chciałyśmy się czegoś od rodziców dowiedzieć. Ojciec powiedział nam wtedy, że Niemcami nie musimy się przejmować, ponieważ oni już się wycofują. Zabrzmiało to dla nas bardzo wiarygodnie. Poczułam wielką ulgę, bo naiwnie myślałam, że to koniec wojny i wrócą spokojne dni.
Potem wydało się jednak, że wizyta niemieckich żołnierzy nie była bezcelowa. Nasz ojciec miał odznaczenie wojskowe – Krzyż Niepodległości. Z tego odznaczenia my – dzieci – byłyśmy bardzo dumne. Otóż Niemcy wiedzieli o tym odznaczeniu i „poprosili”, aby ojciec ten Krzyż złożył im do depozytu wojskowego. Gotowe pokwitowanie przynieśli ze sobą. W tej sytuacji nie było jak odmówić. Bardzo przeżywaliśmy to rozstanie z „naszym” odznaczeniem.
 

BOGUSŁAW

Krzyż Niepodległości to było odznaczenie państwowe przyznawane po 1930 roku osobom, które przysłużyły się czynnie sprawie niepodległości Polski w okresie przed pierwszą wojną światową lub podczas jej trwania oraz w trakcie polskich walk zbrojnych w latach 1918–1921, z wyjątkiem wojny polsko-bolszewickiej na obszarze Polski.
Ojcu przyznano Krzyż Niepodległości już w 1932 roku, ale ze względu na stosunkowo wysoką opłatę pobieraną przy jego wydawaniu tata odebrał go dopiero tuż przed wybuchem wojny w 1939 roku

 
Wesprzyj nas