Pierwsze wydanie “Anatomii miłości” ukazało się ponad dwadzieścia lat temu i szybko stało się nie tylko bestsellerem, ale i klasyczną książką dotyczącą seksualności człowieka.


Anatomia miłości - nowe spojrzenieHelen Fisher dalej jednak prowadziła swoje pionierskie badania nad pożądaniem, miłością romantyczną, przywiązaniem i zdradą, a ich owocem jest ta książka.

“Anatomia miłości – nowe spojrzenie”, dzieło na wskroś nowoczesne i wybitne, pozwala prześledzić historię życia rodzinnego człowieka od początku istnienia gatunku po czasy współczesne.

Znajdziemy tu omówienie „spojrzenia kopulacyjnego” i innych wrodzonych sztuczek w zakresie uwodzenia; najnowsze dane dotyczące powodów, dla których zakochujemy się w tej a nie innej osobie; nowe informacje na temat cudzołóstwa, uzależnienia od miłości, doboru płciowego i wyboru partnera; nowe hipotezy dotyczące zarówno wpływu chemii mózgu na osobowość i podejście do miłości romantycznej, jak współczesnych wzorów randkowania; historię wzlotu – i upadku – podwójnych standardów seksualnych; i wiele innych zagadnień skrupulatnie przestudiowanych przez autorkę.

Relacjom z badań naukowych towarzyszą opowieści o prawdziwych kobietach, mężczyznach i władzy. Fisher nazwana została ostatnią optymistką w Ameryce – i optymistyczne jest przesłanie tej książki: mimo że świat wciąż się zmienia, człowiek nieustannie dąży do miłości.

Helen Fisher jest jednym z najbardziej znanych amerykańskich antropologów. Doktoryzowała się w University of Colorado na podstawie pracy poświęconej ewolucji kobiecej seksualności i początkom rodziny nuklearnej. REBIS wydał jej “Anatomię miłości” oraz “Dlaczego kochamy?”.

nowe, zaktualizowane wydanie światowego bestsellera

Helen Fisher
Anatomia miłości – nowe spojrzenie
Przekład: Adam Bukowski, Jacek Środa
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 31 stycznia 2017

Anatomia miłości – nowe spojrzenie


PROLOG
ZA MIŁOŚĆ!

Dziennikarz: Dlaczego pisze pani tylko o związkach?
Nora Ephron: A jest coś ważniejszego?

Niedawno podróżowałam po górach Nowej Gwinei na pace półciężarówki w towarzystwie mężczyzny, który miał trzy żony. Zapytałam go, ile żon chciałby mieć. Milczał przez chwilę, w zamyśleniu pocierając brodę. Zastanawiałam się, co powie: pięć, dziesięć, a może dwadzieścia pięć żon? Nachylił się ku mnie i szepnął: Żadnej.

Należymy do gatunku, który dobiera się w pary. Około 85% kultur pozwala mężczyźnie mieć kilka żon, rzadko który jednak rzeczywiście tworzy swój harem. Mężczyzna musi posiadać wiele kóz, krów, ziemi, pieniędzy lub innych imponujących zasobów, aby pozwolić sobie na to, żeby kilka kobiet mogło dzielić z nim łoże. I nawet wówczas posiadanie więcej niż jednej żony może przyprawiać go o ból głowy. Żony walczą ze sobą; niekiedy wręcz podtruwają sobie wzajemnie dzieci. Stworzono nas, abyśmy wychowywali nasze potomstwo we dwoje – z gromadą pomocników czuwających w pobliżu gniazda.

Ta książka opowiada o potężnej ludzkiej namiętności: miłości. A także o wszystkich odnogach naszej podstawowej strategii rozmnażania się: zalotach, wyborach, więziach, przyczynach zdrad i rozwodów, ewolucji popędu miłości, przyczynach powstania nastolatków oraz silnej więzi pozwalającej nam dbać o potomstwo, o tym, dlaczego mężczyźni nie mogą się zachowywać jak kobiety i vice versa, jak seks i miłość zmieniły się wraz z wynalezieniem pługa i wreszcie, w ostatnim rozdziale, o tym, jaka będzie przyszłość seksu.

Gdy wydawnictwo W.W. Norton poprosiło mnie o przygotowanie drugiego wydania tej książki, zgodziłam się z radością, uważając to za przywilej i łatwiznę. Pierwszą wersję pisałam przez dziesięć lat; sądziłam, że jej powtórne zredagowanie zajmie mi dziesięć dni. A potem przeczytałam tę książkę – i z miejsca uświadomiłam sobie, że muszę napisać ją niemal od nowa.

Dodałam więc mnóstwo danych i pomysłów, w tym wnioski ze wszystkich eksperymentów wykorzystujących skanowanie mózgu do badania miłości romantycznej, odrzucenia i miłości długotrwałej; nowe dane dotyczące biologii osobowości oraz powodów, dla których zakochujemy się w tej a nie innej osobie; nowe informacje na temat cudzołóstwa, uzależnienia od miłości, doboru płciowego i wyboru partnera; najnowsze globalne statystyki dotyczące rozwodów; moją teorię na temat rozwoju moralności w trakcie całego życia; moją hipotezę na temat współczesnych wzorców randkowania – które nazywam „powolną miłością”; a wreszcie obfitość nowych danych dotyczących przyszłości seksu, zgromadzonych z pomocą Match.com1. Uzupełniłam również źródła (zachowując większość poprzednich) i dołączyłam dwa kwestionariusze w charakterze załączników.

Dziennikarz David Gergen nazwał mnie kiedyś „ostatnią optymistką w Ameryce”. Jest wiele powodów do narzekań, ale też do radości – na przykład niewyczerpany ludzki pęd za miłością. Technologia zmienia zaloty. Nie może jednak zmienić miłości. Miłość romantyczna i przywiązanie powstają w pierwotnych obszarach mózgu, bliskich ośrodkom pragnienia i głodu. Jak trafnie zauważył Platon: „Bóg miłości żyje w wiecznym niedosycie”. Miłość jest potrzebą, pragnieniem, dążeniem do zdobycia największej życiowej nagrody: partnera. Rodzimy się, aby kochać. Jeśli nasz gatunek przetrwa, za milion lat nadal będziemy się zakochiwać i wiązać w pary.

Książka ta śledzi losy owej niezniszczalnej ludzkiej namiętności. Zamyka ją rozdział niezwykle optymistyczny. Głęboko wierzę bowiem, że jeśli kiedykolwiek w historii ludzkiej ewolucji mieliśmy okazję, by tworzyć szczęśliwe związki, to właśnie teraz.

Wypijmy za miłość!

Helen Fisher

1
GRY I ZABAWY TOWARZYSKIE

ZALOTY

Poruszone mocą miłości,
fragmenty świata dążą wzajem do siebie,
aby powołać go do istnienia.

Pierre Teilhard De Chardin

Według pewnej anegdoty któregoś razu współpracownik wielkiego brytyjskiego genetyka J.B.S. Haldane’a zagadnął go: „Panie Haldane, co człowiek z taką wiedzą przyrodniczą jak pańska mógłby mi powiedzieć o Bogu?”. Haldane odparł: „Cechuje Go niezwykłe przywiązanie do żuków”. To prawda, na świecie istnieje ponad 300 tysięcy gatunków chrząszczy. Osobiście dodałabym, że „Bóg” uwielbia również ludzkie rytuały godowe, ponieważ żaden inny aspekt naszego zachowania nie jest tak złożony, tak delikatny ani tak wszechobecny. I choć każdy człowiek czyni to na swój sposób, ogólna choreografia ludzkiego tańca godowego, zalotów, romansów, miłości i małżeństwa przybiera dziesiątki postaci wbudowanych w nasz umysł jako produkt czasu, doboru naturalnego i ewolucji.

Wszystko zaczyna swój bieg w momencie, w którym mężczyzna i kobieta znajdą się na tyle blisko, aby rozpocząć zaloty – od flirtu.

MOWA CIAŁA

Irenäus Eibl-Eibesfeldt, etolog niemiecki2, zaobserwował u kobiet interesujące wzorce zachowań związanych z flirtem. Wykorzystywał kamerę wyposażoną w ukryty obiektyw, dzięki czemu, choć kierował ją przed siebie, w rzeczywistości rejestrował wszystko, co działo się z boku. W ten sposób zdołał uchwycić na taśmie spontaniczną mimikę otaczających go osób. Podczas podróży do Samoa, Papui, Francji, Japonii, Afryki i Amazonii zarejestrował liczne przypadki flirtu. Później w swoim laboratorium w Instytucie Fizjologii Zachowania im. Maxa Plancka w Andechs, w pobliżu Monachium, starannie analizował każdy z nich, klatka po klatce.
Wyłonił się z tego uniwersalny wzorzec kobiecego flirtu. Kobiety z miejsc tak odległych od siebie, jak amazońska dżungla, salony Paryża i góry Nowej Gwinei, wykorzystują w trakcie flirtu ten sam zestaw zachowań mimicznych.

Najpierw kobieta uśmiecha się do zalotnika i unosi brwi szybkim, nerwowym ruchem, otwierając szerzej oczy, aby mu się przyjrzeć. Następnie przymyka powieki, opuszcza głowę i przechyla ją na bok, odwracając wzrok. Często zakrywa również twarz dłońmi, chichocząc. Sekwencja zachowań jest tak wyraźna, że zdaniem Eibla-Eibesfeldta musi stanowić wrodzoną kobiecą sztuczkę, która wyewoluowała przed wiekami jako sygnał seksualnego lub romantycznego zainteresowania.

Również inne gierki miłosne mogą czerpać z naszej prastarej przeszłości. Kobieta przyjmuje skromną pozę, przekrzywia głowę i spogląda nieśmiało na pretendenta. Podobnie postępuje samica oposa, odwracając się w stronę zalotnika i spoglądając mu prosto w oczy, przekrzywiwszy pyszczek. Zwierzęta często potrząsają głową, aby zwrócić na siebie uwagę. Kobiety w zalotach robią to regularnie; unoszą ramiona, wyginają plecy w łuk i odrzucają włosy jednym płynnym ruchem. Albatrosy potrząsają głowami i klekoczą dziobami w przerwach pomiędzy kiwaniem głową, ukłonami i pocieraniem się dziobami. Żółwie błotne wyciągają i cofają głowę, niemal dotykając się nosami. Kobiety nie są jedynymi stworzeniami wykorzystującymi ruch głowy we flircie3.

Taktyka zalotów mężczyzn także nie odbiega od obserwowanej wśród innych gatunków. Czy zdarzyło ci się kiedyś wejść do gabinetu szefa i ujrzeć go rozpartego w fotelu, z dłońmi splecionymi za głową, uniesionymi wysoko łokciami i wypiętą klatką piersiową? Czy na twój widok wstał zza biurka, podszedł do ciebie, uśmiechnął się, wyprostował plecy i skierował górną połowę ciała w twoją stronę? Jeśli tak, miej się na baczności. Być może podświadomie zaznaczył swoją dominację. A jeśli jesteś kobietą, możliwe, że się do ciebie zalecał.

„Wypinanie piersi” to część niewerbalnego komunikatu powszechnie występującego w królestwie zwierząt – „chodzenie z podniesioną głową”. Osobniki dominujące próbują się wydać większe. Dorsze rozwierają paszcze i usztywniają płetwy brzuszne. Węże, żaby i ropuchy połykają powietrze. Antylopy i kameleony odwracają się bokiem, aby podkreślić swoje rozmiary. Mulaki czarnoogonowe spoglądają z ukosa, aby uwidocznić poroże. Koty jeżą sierść. Gołębie nadymają się. Homary stają na czubkach odnóży i szeroko otwierają szczypce. Goryle uderzają się w klatkę piersiową. Mężczyźni po prostu wypinają pierś.

W konfrontacji z osobnikiem bardziej dominującym wiele stworzeń pomniejsza swoje rozmiary. Ludzie zwracają stopy do wewnątrz, opuszczają ramiona i zwieszają głowę. Wilki podkulają ogon i przyjmują uniżoną postawę. Homary przysiadają. Wiele gatunków się kłania. Zastraszony dorsz wygina ciało. Jaszczurki unoszą i opuszczają ciało. Szympansy w geście szacunku pochylają głowę tak szybko i z taką częstotliwością, że prymatolodzy nazwali ten gest „podskakiwaniem” [ang. bobbing].

To „przykucanie” i „powiększanie się” obserwowane w przypadku wielu stworzeń manifestuje się również w zalotach. Pamiętam pewien komiks z europejskiego czasopisma. Na pierwszym obrazku mężczyzna w kąpielówkach stoi samotnie na pustej plaży – głowa zwieszona, brzuch wypięty, zapadnięta klatka piersiowa. Na drugim obrazku przechodzi obok niego atrakcyjna kobieta; teraz mężczyzna wysoko unosi głowę, wciąga brzuch i wypina pierś. Na ostatnim obrazku kobiety już nie ma, a mężczyzna powraca do normalnej, niedbałej pozy. Dość często widuje się mężczyzn i kobiety, którzy nadymają się lub kulą, aby pokazać swoją ważność, bezbronność lub przyjazne nastawienie.

SPOJRZENIE „KOPULACYJNE”

Wymiana spojrzeń to chyba najbardziej dostrzegalna cecha ludzkich zalotów. Mowa oczu. W kulturach Zachodu, w których istnieje przyzwolenie na kontakt wzrokowy pomiędzy płciami, mężczyźni i kobiety często bezwiednie spoglądają na potencjalnego partnera przez dwie, trzy sekundy, w trakcie których źrenice ich oczu mogą się zwęzić, co stanowi oznakę najwyższego zainteresowania. Następnie patrzący przymyka powieki i odwraca wzrok4.

Kontakt wzrokowy sprawia piorunujące wrażenie. Spojrzenie uaktywnia prymitywne części mózgu, wywołując jedną z dwóch podstawowych emocji – chęć zbliżenia lub ucieczki. Nie zdołasz zignorować wpatrzonych w ciebie oczu; musisz zareagować. Możesz się uśmiechnąć i rozpocząć rozmowę. Możesz też odwrócić wzrok i ruszyć w kierunku wyjścia. Najpierw jednak prawdopodobnie pociągniesz się za płatek ucha, wygładzisz sweter, ziewniesz, poprawisz okulary albo wykonasz inny pozbawiony znaczenia ruch – „czynność zastępczą” – który złagodzi niepokój, tak aby twój mózg mógł ocenić, jak zareagować na ten gest – ucieczką czy podjęciem miłosnej gry.

Spojrzenie to, nazywane przez etologów kopulacyjnym, najprawdopodobniej jest wynikiem ewolucji naszej psychiki. Szympansy oraz inne naczelne wpatrują się w przeciwników, aby wzbudzić w nich strach; zaglądają im głęboko w oczy również w ramach pojednania po bójce. Wymiana spojrzeń poprzedza także stosunek, jak w przypadku bonobo, szympansów karłowatych – małp człekokształtnych blisko spokrewnionych z szympansem zwyczajnym, lecz mniejszych i sprawniejszych intelektualnie. Grupa tych osobników mieszka w ogrodzie zoologicznym w San Diego; samce i samice regularnie kopulują ze sobą. Tuż przed stosunkiem pary przez kilka chwil wpatrują się sobie w oczy5.

Pawiany także patrzą sobie w oczy w trakcie zalotów. Ewolucyjne drogi tych zwierząt i ludzi rozeszły się ponad 25 milionów lat temu, a mimo to nasze zachowania godowe noszą pewne znamiona podobieństwa. Antropolog Barbara Smuts tak opisała więź rodzącą się pomiędzy pawianami zamieszkującymi urwiska Eburru w Kenii: „Przypominało to obserwowanie dwojga debiutantów w barze dla samotnych”6.

Zaiskrzyło, gdy pewnego wieczoru samica Thalia odwróciła się, napotykając spojrzenie młodego samca Alexa. Znajdowali się około czterech i pół metra od siebie. Alex natychmiast odwrócił wzrok. Wtedy Thalia zaczęła spoglądać na niego – dopóki ponownie nie spojrzał w jej stronę. Wówczas samica z rozmysłem zaczęła się bawić palcami stóp. I tak to się toczyło. Za każdym razem, gdy spoglądała na niego, odwracał wzrok; za każdym razem, gdy on spoglądał na nią, bawiła się palcami. Wreszcie Thalia odwzajemniła spojrzenie Alexa.
Natychmiast położył uszy płasko, zmrużył powieki i zacmokał w najwyższym geście pawianiej przyjaźni. Thalia zamarła, by w końcu obdarzyć go przeciągłym spojrzeniem. Dopiero ten długi kontakt wzrokowy sprawił, że Alex zbliżył się do Thalii, która zaczęła go iskać – tak narodził się związek, który z niesłabnącą siłą utrzymywał się jeszcze sześć lat później, gdy Smuts powróciła do Kenii, by badać przyjaźnie w społeczności pawianów.

Być może to oko – nie serce, narządy płciowe czy mózg – jest pierwszym organem miłości, ponieważ spojrzenie (lub wpatrywanie się) często spotyka się z uśmiechem.

„Jest uśmiech miłosny / I uśmiech fałszywy”, napisał poeta William Blake. W rzeczywistości u człowieka występuje co najmniej osiemnaście różnych rodzajów uśmiechu7, z których tylko kilka stosujemy podczas zalotów. Pozdrawiając na ulicy znajomego, zarówno mężczyźni, jak i kobiety przywołują na twarz „prosty uśmiech”, nie rozchylając warg. Wargi są rozciągnięte, a zęby ukryte; gestowi często towarzyszy skinięcie głową zastępujące ukłon. Ludzie uśmiechający się w ten sposób raczej nie zatrzymają się na pogawędkę.

 
Wesprzyj nas