Pełna humoru i zwrotów akcji opowieść o szczęściu, w które warto wierzyć i rodzinie, z którą można konie kraść. Prawdziwie rodzinna komedia romantyczna.


Załatw pogodę, ja zajmę się resztąPola ma 27 lat i sporo na głowie – trójkę dzieci, o które walczy z opieką społeczną, brata Ryśka, który zrobiłby dla niej wszystko (ale nie w Dniu, W Którym Grają Nasi), bratową Mariolę i babcię Różę, samozwańczą arystokratkę z demencją.

Jedynym wyjściem dla Poli, 12-letniego Mateusza, samotnika, który miewa napady wielkiego gniewu, 7-letniej Zosi, która pewnego dnia przestała mówić i małej Misi kłamiącej jak z nut jest znalezienie męża i opiekuna. Kogo wybrać? Wschodzącego gwiazdora coachingu, nieśmiałego lekarza czy beztroskiego szefa kuchni?

“Załatw pogodę, ja zajmę się resztą” to historia, w której – niczym w hollywoodzkiej produkcji – wszystko może się zdarzyć. Znakomicie odmalowani bohaterowie, zabawne perypetie i sceny wzięte prosto z życia. Czy będziemy świadkami kolejnego szczęśliwego zakończenia?

Pełna humoru i zwrotów akcji opowieść o szczęściu, w które warto wierzyć i rodzinie, z którą można konie kraść. Niejednemu czytelnikowi otworzy oczy i wskaże nowy kierunek. „Rodzina, ach, rodzina…” wtórują Starszym Panom córki Poli, a ona wie, że to największy skarb, jaki posiada.

Renata Frydrych – pisarski multitalent: pisze scenariusze filmowe (za “Odwiedź mnie we śnie” otrzymała m.in. indywidualną nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), nadzoruje literacko i prowadzi seriale, takie jak: ‘Druga szansa”, “Na dobre i na złe’, “Siostry”, “Tancerze” oraz filmy animowane dla dzieci. Od lat współpracuje z agencjami reklamowymi. Powieść “Załatw pogodę, ja zajmę się resztą” to jej debiut literacki. Patrząc na dotychczasowy dorobek twórczy – można śmiało powiedzieć, że czego by nie robiła, zawsze odnosi sukces! Ciepło, zabawnie, nieprzewidywalnie, a czasami wzruszająco – oto jej recepta na dobrą powieść!

Renata Frydrych
Załatw pogodę, ja zajmę się resztą
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 2 lutego 2017

Załatw pogodę, ja zajmę się resztą


Rozdział 2.
Czy w pani życiu jest jakiś mężczyzna?

Pola Kukułka zakochała się w Adamie Jabłońskim od pierwszego wejrzenia, czy raczej dotknięcia. Trafiła do jego gabinetu okulistycznego, do jego zamku trafiła, bo pod górną powieką coś jej urosło i bolało. Bez przygotowania na przyszłość, na trzęsienie ziemi, bez przygotowania na czary poszła na spotkanie. Na własnej skórze przekonała się, że miłość po prostu spada. Jak deszcz. Bez makijażu nas zastaje, w brudnej bluzce. Wcale nie na balu. Taka miłość.
Adam spojrzał Poli w oczy, a ona od razu wyczuła smutek. To był ten rodzaj smutku, który zatrzymywał czas. Jabłoński zbadał ją, uprzedził, że musi wywinąć powiekę, ostrzegł, że może być nieprzyjemnie. Dotknął jej czoła i policzka, ustawiając twarz Poli do światła. I już. Tyle. I stało się. Pola wcale nie dbała o to, czy oko jej wypłynie, czy nie — chociaż miała wrażenie, że jakby trochę wypływało — ważniejsze było to, co się z nią działo. Wypisując receptę, Jabłoński powiedział, że takie gradówki zdarzają się czasami bez przyczyny, Pola kiwała głową. Dla niej było oczywiste, że jej gradówka zjawiła się po to, aby ONA mogła trafić do JEGO gabinetu.
Odczytywanie znaków to było coś, w czym akurat Pola była dobra. Od dzieciństwa rozszyfrowywała Rzeczywistość. Śledziła zbiegi okoliczności i kombinowała, co mogą oznaczać. Żeby zrozumieć Rzeczywistość, wystarczyło być uważnym i czujnym. Skupić się na tym, co zachwyca, i na tym, co denerwuje. Wskazówką mogło być to, co się ostatnio zgubiło albo znalazło, i to najprostsze: co z czym się kojarzy.
Drugą pasją Kukułki było szycie. Szyła od zawsze i prawie wszystko, co przyszło jej do głowy. Ciuchy, torby, firanki, kapy na łóżko, kapcie, pluszaki, obrazy. Zastanowiła się kiedyś, czego nie da się uszyć, i wtedy uszyła książeczkę dla dzieci. Książka była obrazkowa, z kieszonkami, zapinana na guzik. „Taką książkę zrobiłam — pokazywała wszystkim — na guzik. Książkę uszyłam, wydałam”.
Pola miała dysleksję i czytała zbyt wolno, żeby móc się rozsmakować w literaturze, nad czym szczerze ubolewała, bo na podstawie tych książek, które jednak przeczytała i pokochała, wydawało jej się, że gdzieś w literaturze mogłaby znaleźć odpowiedzi. Zakładając, że odpowiedzi nie są zbyt ulotne i osobiste, i ktoś potrafił je uchwycići zapisać, żeby ktoś inny mógł je znaleźć.
Wcześniej, zanim Kukułka poznała Adama Jabłońskiego, żyła bardziej z prądem i raczej z dnia na dzień, ale tak właśnie lubiła. Nic nie planowała, reagowała po prostu na to, co przynosi świat. Nawet kiedy urodziła Misię, jej życie nie zmieniło się aż tak bardzo. Gdyby nie pokochała Jabłońskiego, pewnie wciąż obserwowałaby, jak leniwie kręci się pod nogami ziemia. Od wakacji do wakacji, od świąt do sylwestra i znowu, kto by przypuszczał, no proszę, znowu maj. Przez kilka lat byli szczęśliwi, ale niestety, Jabłoński najpierw zachorował, a potem odszedł, i to na dobre, a ona w wieku dwudziestu siedmiu lat została z trójką dzieci. Jej życie ostatnio wykonało tak długą drogę jak lot rybitwy popielatej, która podobno przemierza dystans od jednego bieguna do drugiego. Nie wiadomo, czy rybitwa popielata zmienia się w trakcie takiej podróży, czy nad innym biegunem wygląda inaczej, ma inne myśli i marzenia. Pola wiedziała, że jej podróż odmieniła ją tak bardzo, że nie może ot tak po prostu wrócić do tamtej beztroski od wakacji do wakacji. Tamta Pola należała do prehistorii, żyła wśród skrzypów drzewiastych w okresie karbonu; nowa Pola jechała małą czerwoną pandą przez zatłoczoną Warszawę, zatłoczoną Europę, czyli zatłoczony kawałek świata, i trzęsła się ze strachu. Bała się, że nie da rady, chociaż dawała, bała się, że utonie, ale nie tonęła. Nie ufała sobie za kierownicą i nie rozumiała tej rzeki samochodów, której trzeba było dać się porwać, by móc łagodnie płynąć przez miasto. A jednak płynęła.
Wracała z poradni rodzinnej w kompletnej ciszy. Dzieci wyczuwały jej napięcie. Siedmioletnia Zośka jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, pięcioletnia Misia coś burczała pod nosem, kopiąc ze złością jej fotel. A dwunastoletni Mateusz jak zwykle był czujny. Pola wiedziała, że Mateusz stara się jej pomóc, że denerwuje się tym, że ona jest zdenerwowana, i to, że on jest zdenerwowany jej zdenerwowaniem jeszcze bardziej ją denerwowało. Czerwona panda Kukułki posuwała się powoli, bo na rondzie zrobił się korek. Jeden pas ruchu był zablokowany przez autobus stojący na światłach awaryjnych i karetkę.
„Czy w pani życiu jest jakiś mężczyzna?”, zapytała Polę godzinę wcześniej psycholog rodzinna.
Pola nie zrozumiała pytania. Nie rozumiała słów „mężczyzna w życiu”. Wpatrywała się w psycholożkę dłuższą chwilę. „Mam brata, on mi pomaga”, odpowiedziała w końcu, ale nie była to odpowiedź, o którą chodziło. Odkąd półtora roku temu odszedł Adam, Pola oswoiła się z samotnością. Gdyby ktoś ją zapytał, to prawdopodobnie powiedziałaby, że wybrała już swój przydział na miłość i nic więcej jej się nie należy. Na nic nie czekała. Obcesowe pytanie psycholożki wytrąciło ją z równowagi, zmąciło jej pewność. Kobiety, które mają w życiu mężczyznę, myślą o fryzurze, o kolorze szminki i o nowej bieliźnie myślą. Kupują nowe biustonosze. Skąd się bierze mężczyznę, który jest w życiu, zastanawiała się Pola, obserwując zamieszanie na ulicy.
Najpierw zauważyła wysokiego chudzielca w jaskrawej kurtce z napisem „lekarz pogotowia”. Badał starszego mężczyznę leżącego na noszach. Pola patrzyła na skupioną twarz chudzielca i wyobraziła sobie, że na pewno ma żonę, która może też jest lekarzem, i wieczorem opowiadają sobie, jak minął im dzień. Wysyłają po południu esemesy, o której będą w domu i co mają ochotę zjeść na kolację, a ten, kto przyjdzie pierwszy, w nagrodę nie zmywa albo wybiera film, albo mają jakieś inne swoje zasady. Na pewno ma fajne życie ten lekarz, pomyślała Pola. Tuż obok niego, w lnianej, luźnej koszuli kręcił się łysy, opalony atleta. Jego sylwetka wydawała się kanciasta tylko wtedy, gdy stał nieruchomo, bo kiedy chodził, robił to z kocią gracją. Rozmawiał z jednym z sanitariuszy, patrzył na starszego mężczyznę na noszach, starał się pomóc. Nosiło go. Raz po raz przecierał łysą, opaloną głowę i chodził jak pantera w klatce. Pola pomyślała, że atleta jest pewnie jakimś sportowcem. Wyglądał, jakby właśnie wrócił z daleka, może z jakichś zawodów. Ciekawe, czy ktoś na niego czekał, zastanawiała się Pola, czy ktoś liczył dni do jego powrotu? Pewnie tak. Atleta nie wyglądał na samotnego. Ma pewnie dzieci, z którymi rozmawiał ostatnio wyłącznie na Skypie, a one przekrzykując się nawzajem i pchając nosy do kamerki, pytały, kiedy wróci i co im przywiezie. Po chwili uwagę Poli przykuł przystojniak na telebimie. Pojawiał się i znikał, reklamując swoją książkę Powiedz mi swoje marzenie, a ja pomogę ci je spełnić. Jego obezwładniający uśmiech, luz, idealny wygląd i zadowolenie z siebie były trochę nie na miejscu. Nie zwracał uwagi na korek, karetkę, na ludzi wokół. Uśmiechał się i robił swoje, zachęcał zwykłych śmiertelników do sięgania po marzenia. Pola pomyślała, że taki przystojniak zadaje się pewnie wyłącznie z supermodelkami, które codziennie mają nowiutkie biustonosze Calvina Kleina albo DKNY, bo supermodelki nie muszą czekać na żadne przeceny. Supermodelka i przystojniak chodzą na przyjęcia, jedzą małe wegańskie rzeźby na liściach jarmużu i piją czerwone wino z odległych, słonecznych winnic.
Kukułka westchnęła przygnębiona. Nigdy się nad sobą nie użalała, ale tego dnia poczuła się samotna. Spojrzała w lusterko wsteczne i poprawiła włosy. Czy w moim życiu będzie jeszcze kiedyś jakiś mężczyzna, zapytała siebie.
Tymczasem Rzeczywistość przepływała jak zwykle niespiesznie w ciepły wrześniowy dzień i zauważyła ich wszystkich. Stali na rondzie tak, jakby stawili się na spotkanie w umówionym miejscu i czasie.
— Jest tu kilka tematów — pomyślała Rzeczywistość, rozkoszując się dniem. Słońce prześwietlało wszystko ciepłym światłem tak, jakby miasto znajdowało się w środku dojrzałego żółtego winogrona. Na rondzie kręcili się ludzie, ktoś rozmawiał przez telefon, ktoś inny ugryzł gruszkę, a słodki, lepki sok spływał mu po brodzie. Mały brązowy kundel z czarną mordą biegał, szukając tropu, a na bezchmurnym niebie samolot bezgłośnie rysował białą kreskę. Wiatr przyniósł fragment muzyki wiolonczelowej i bawił się nią, jakby była kolorową, lekką wstążką i tańczyła nad hałasem klaksonów. Miasto pachniało kurzem, spalinami, kawą z pobliskiej kawiarni, słodkimi śliwkami i suchą nagrzaną trawą. Z tego wszystkiego — zapachów, myśli, lęków i podniecających obietnic miłości — składała się wtedy Rzeczywistość.
— Powiedz życzenie — Rzeczywistość zwróciła się wprost do Poli. — Znasz zasady. Musisz powiedzieć życzenie.
Pola Kukułka ściskała kierownicę i wpatrywała się w światła stopu samochodu, który stał tuż przed nią. Życzenie? Skąd się bierze mężczyznę, który jest w życiu, zastanawiała się Kukułka, patrząc na lekarza wsiadającego do karetki, na atletę i na uśmiechniętego przystojniaka na telebimie. Życzenie? Przypomniały jej się ilustracje z bajek, które wieczorami czyta dzieciom.
Chciałabym spotkać kogoś, kto wziąłby mnie za rękę i razem przeszlibyśmy przez las, nie gubiąc drogi, pomyślała Pola Kukułka. Za dużo chcę?

 
Wesprzyj nas