Kontynuacja bestsellerowej „Klasy pani Czajki” napisana wartkim, współczesnym językiem. Powieść o szkolnej codzienności, miłosnych wyborach, intrygach, przyjaźniach wystawianych na próbę, walce z kompleksami i odrzuceniem.


LO-teriaPrzyjaciele z gimnazjum rozpoczynają naukę w liceum. Ich życie nie jest już takie beztroskie.

Czy miłość Maćka i Małgosi przetrwa kryzysy? Czy Wojtek całkowicie poświęci się swojej pasji? Czy Kamila okaże się prawdziwą przyjaciółką? Kim jest tajemnicza Klaudia, którą przypadkowo pozna Michał? Czy Kinga zrozumie, co jest dla niej najważniejsze?

Małgorzata Karolina Piekarska – dziennikarka prasowa i telewizyjna, pisarka. Na co dzień związana z TVP Warszawa i TVP Regionalną, gdzie emitowane są jej reportaże, oraz z lokalnymi programami informacyjnymi – Telewizyjnym Kurierem Warszawskim, Kurierem Mazowieckim, Dziennikiem Regionów. Pisała m.in. do „Twojego Stylu”, „Expressu Wieczornego”, „Sztandaru Młodych”, „Victora-gimnazjalisty”, „Wyspy”. Od początku istnienia „Cogito” przez 12 lat publikowała w nim artykuły, reportaże i wywiady. To w tym dwutygodniku przez blisko 7 lat ukazywały się jej felietony „Wzrockowisko”, przynosząc popularność wśród młodego pokolenia. Autorka powieści dla młodzieży „Klasa pani Czajki”, „LO-teria”, „Tropiciele”, „Dzika”, a także książek dla dorosłych „Czucie i Wiara, czyli warszawskie duchy”, „Kurs dziennikarstwa dla samouków”.

Małgorzata Karolina Piekarska
LO-teria
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Premiera: 18 stycznia 2017

LO-teria


WAHANIE NA MANHATTANIE

– Pójdziemy do kina? – Miodowe oczy Pawła patrzyły wyczekująco na Małgosię.
Siedzieli na ławce w Central Parku na wprost wielkiego jeziora i popijali colę.
– Na co?
– Na Harry’ego Pottera i więźnia Azkabanu.
– Na to nie mogę.
– Ktoś ci zabrania? – zażartował Paweł.
– Po prostu na to pójdę w Warszawie z Maćkiem.
Przez twarz Pawła przebiegł cień zawodu. Nie lubił, kiedy mówiła o Maćku. Wkurzały go te wyprawy do kawiarenek internetowych, to czekanie, aż skończy pisać do niego kolejny list, i pytania w każdym sklepie: „Jak myślisz? Czy to się mu spodoba? Czy ty byś coś takiego chciał?”. On, Paweł, chciałby od Małgosi cokolwiek, ale skąd ma wiedzieć, czy mityczny Maciek również zadowoli się byle czym, byle od niej?
Małgosia zajęta spijaniem przez słomkę resztki coli nie zwróciła uwagi na minę Pawła, który przyglądał jej się ukradkiem.
– To może Troję? – spytał po chwili.
– Aha – odparła Małgosia i głośno siorbnęła, co miało oznaczać, że coli w kubku już nie ma.
Razem podnieśli się z ławki i ruszyli w stronę kiosku z gazetami.

***

Pawła poznała kilka dni po przylocie do Stanów. Był starszy o dwa lata, dobrze zbudowany i umięśniony, a jednocześnie delikatny. Bardzo jej przypominał Olka. Poznali się właściwie dzięki ciotce Dorocie. To ciotka zaniepokojona tym, że kiedy ona wychodzi do pracy, to Małgosia się nudzi, postanowiła znaleźć jej towarzystwo.
Pierwsze dni w Nowym Jorku były dla Małgosi jak podróż w głąb trójwymiarowego filmu, a raczej wielu takich filmów. Ogromne miasto, które zwiedzała w towarzystwie ciotki, fascynowało i przerażało jednocześnie. Fascynowało – bo za każdym rogiem czaiło się coś, co znała z filmów, a przerażało swym ogromem. Gwarne ulice Manhattanu roiły się od takiej rzeszy turystów, jakiej Małgosia nigdy wcześniej nie widziała.
Obawiała się też o swój angielski. Ta wątpliwość spędzała jej sen z powiek jeszcze w Warszawie. Tu na miejscu mimo upływu czasu nadal bała się konfrontacji z rzeczywistością. To dlatego nie mogła się przemóc i wybrać sama na Manhattan. Ciotka mieszkała i pracowała na Greenpoincie, czyli w polskiej dzielnicy. Tutaj porozumiewanie się po angielsku nie było potrzebne. Wszyscy w sklepach i na ulicach mówili po polsku. Szyldy były polskie lub dwujęzyczne, a w kioskach leżały polskie gazety.
Przez pierwszy tydzień pobytu Małgosi w Stanach ciotka miała urlop. Mogła więc oprowadzić ją po mieście i pokazać kilka ciekawych miejsc. Popłynęły razem obejrzeć Statuę Wolności, gdzie weszły na samą górę, zwiedziły muzeum emigracji, a na Manhattanie wjechały na ostatnie piętro Empire State Building. Ale potem ciotka Dorota wróciła do pracy do Poloneza. Było to biuro turystyczne, które mieściło się oczywiście na Green-poincie. Dzięki niemu żyjący tu Polacy mogli wyjeżdżać na tanie wycieczki do ojczyzny, do Europy Zachodniej, ale i zwiedzać Stany. To właśnie dzięki pracy w tym miejscu ciotka mogła zaprosić Małgosię do siebie, kupić jej tańsze bilety do Ameryki, a przede wszystkim spłacić długi, jakie miała wobec jej mamy.
Gdy ciotka wróciła do pracy, Małgosia zaczęła się nudzić. Bała się sama pojechać na Manhattan. Ciotka Dorota poszła więc do mieszkających piętro niżej sąsiadów i spytała, czy ich córka Matylda nie zaopiekowałaby się piętnastoletnią dziewczynką z Polski.
Czy to dlatego, że ciotka użyła słowa „zaopiekowała”, czy może z innych powodów, w każdym razie starsza dwa lata Matylda nie polubiła Małgosi. To dało się wyczuć już pierwszego dnia, gdy dziewczyna przekroczyła próg jej pokoju.
– Hej – przywitała się Małgosia, kiedy stanęła w drzwiach.
– Hello – odparła Matylda z amerykańskim akcentem, ale nawet nie odwróciła głowy w kierunku gościa. Nie musiała. Twarz Małgosi widziała doskonale w lustrze, w którym teraz poprawiała makijaż.
– Małgosia.
– Wiem. – Ton głosu Matyldy nie zachęcał do konwersacji.
– Wyjdziesz gdzieś ze mną?
– Gdzieś… – mruknęła Matylda i pociągnęła kredką powiekę. – Idę za godzinę do kumpla na party. Możesz ze mną iść.
– To zapukam do ciebie – odparła Małgosia i odwróciła się na pięcie w kierunku wyjścia.
– Tylko się nie spóźnij – dobiegł ją głos Matyldy. – Bo nie będę czekać.
Jakże Małgosia pragnęła, by Matylda ją polubiła. „W końcu być gdzieś dwa miesiące i nie mieć żadnej koleżanki to horror” – mówiła do siebie i przekładała wszystkie swoje wiszące w szafie ubrania. Bardzo chciała zrobić wrażenie na Matyldzie. Dlatego wybrała nowiutkie obcisłe czarne spodnie i dość luźną bluzkę z długimi rękawami i wysokim kołnierzem. Punktualnie godzinę później stanęła przed Matyldą. W jej pokoju siedziały już Paulina i Patrycja. Małgosia się przedstawiła.
– Na pogrzeb się wybierasz? – spytała kpiąco Patrycja.
– Nie. Dlaczego?
– No bo tak na czarno…
– Nie wiedziałam, co włożyć, a to wygodne… – Małgosia tłumaczyła się gęsto, patrząc przy tym uważnie na dziewczyny.
Wszystkie trzy wymalowane, wystrojone w kolorowe szmatki wyglądały jak rajskie ptaki, a ona? Zerknęła w lustro, przed którym tak samo jak godzinę temu siedziała Matylda
i kręciła włosy lokówką elektryczną. Z lustra patrzyła na nią czarnowłosa dziewczyna o smutnym spojrzeniu. Gdzież jej do Matyldy, Patrycji czy Pauliny? Małgosia spuściła wzrok. Po chwili pod oknem dał się słyszeć klakson samochodu.
– Szybko! To Sławek! – zawołała Matylda. Wyszarpnęła z kontaktu sznur od lokówki, zgarnęła drugą ręką stojącą na szafce torebkę. – Dziewczyny, lecimy!
Wszystkie cztery już po chwili zapakowały się do miniwana, za którego kierownicą siedział wysoki, pryszczaty blondyn ze złotym łańcuchem na szyi.
– A to kto? – spytał, przyglądając się Małgosi.
– Przyjechała do sąsiadów na wakacje.
– Aha – odparł i zasunął z impetem drzwi. – Musimy szybko jechać, bo będziemy ostatni.

***

– E! Palisz? – Patrycja wyciągnęła w kierunku Małgosi dłoń z fajką wodną. Stały w obszernym pokoju z wielkim barkiem. W powietrzu unosił się dym z papierosów, a dookoła w rytm muzyki kiwały się pary w różnym wieku.
– Nie. Nie palę – odparła Małgosia i aż wzdrygnęła się na samą myśl. W domu nikt z rodziców nie palił nawet papierosów, a to coś, co tu palono w tej dziwnej fajce, z pewnością było czymś innym niż papierosy. Patrycja uchwyciła spojrzenie Małgosi i prychnęła pogardliwie, po czym podała fajkę Matyldzie, która chichocząc, zaciągnęła się dymem. Małgosia usłyszała bulgotanie wody w fajce, a po chwili kaszel Matyldy.
– Co to jest? –Małgosia spojrzała pytająco na Patrycję.
– Marihuana.
– A to nie jest zabronione?
– Jest. No i co z tego? Poskarżysz się cioci?
– Nie. Tak tylko pytam, bo w Polsce jest zakazane.
– W Polsce to i oddychanie jest zakazane – odparła z pogardą Patrycja. – Tu jest prawdziwa wolność. – Patrycja zatoczyła ręką koło. – Tam w Polsce miałaś chłopaka?
– Mam.
– Eee tam. Ściemniasz.
– Dlaczego?
– No bo jak ty wyglądasz? Jak dziecko. – Patrycja wzruszyła ramionami.
Paulina z Matyldą zachichotały.
– Jak długo mieszkasz w Stanach? – spytała Małgosia, żeby zmienić temat.
Ta rozmowa zaczynała ją męczyć. Podobnie jak same dziewczyny. Czuła się przy nich trochę jak szara myszka. Bo rzeczywiście na ich tle nie wyglądała zbyt korzystnie w tym swoim czarnym ubraniu. Ale nie wiedziała też, o czym z nimi mówić. Z Kamilą nie miała tego problemu. Nawet z Kaśką dawało się gadać. A z nimi?
– Cztery lata – odparła Patrycja, wypinając z dumą pierś i wołając „hello” do wchodzącego właśnie chłopaka, który spojrzał w jej stronę i szybko odwrócił głowę. Patrycja szturchnęła łokciem Matyldę. – Widziałaś?
– Yhm… jest – odparła Matylda i oblizała usta, a potem wyciągnęła z torebki lusterko.
– To kawał czasu – powiedziała Małgosia do Patrycji, myśląc o spędzonych przez nią w Ameryce czterech latach, ale Patrycja nie słuchała. Więc Małgosia zamilkła. Po wejściu chłopaka dziewczyny w ogóle straciły nią zainteresowanie i zaczęły szeptać między sobą.
– Długo tu będziemy? – spytała Małgosia Matyldę.
– Słuchaj – odezwała się Matylda tonem, który nie wróżył nic dobrego. – Przyszedł tu facet, na którym bardzo mi zależy, i nie radzę ci zepsuć mi tego wieczora, bo nigdzie cię już więcej nie zabiorę. Jasne?
– Tak.
– To spadaj napić się dżusa i nie marudź.
– Co mam pić? – zdziwiła się Małgosia.
– Sok – mruknęła niecierpliwie Matylda i oddaliła się w kierunku ogrodu, w którym zamajaczyła sylwetka chłopaka.
Małgosia została sama. Spostrzegłszy Tomka – gospodarza przyjęcia − spytała, czy może skorzystać z komputera. Pozwolił i zaprowadził ją do malutkiego pustego pokoiku niedaleko drzwi wejściowych. Dziewczyna szybko odczytała listy od Maćka. Pierwszy głos z Polski. Serce zabiło jej żywo, kiedy przebiegała wzrokiem literki e-maila. „A więc jednak był na lotnisku” – pomyślała i poczuła, że się rumieni. Napisała mu kilka zdań w odpowiedzi. O Nowym Jorku. O tym, że jest na imprezie i że się nudzi, i… nagle usłyszała za plecami głos Matyldy:
– Wkurza mnie to, że musiałam wziąć tutaj ten ogon.
Małgosia spojrzała za siebie. Przez szybę w drzwiach dostrzegła znajome sylwetki dziewcząt.
– To więcej jej nigdzie nie bierz… – Małgosia poznała głos Pauliny.
– Myślisz, że to takie easy? Jak nie wezmę, to nie będziemy mieli dobrych układów z panią Dorotą, a ona może załatwić tańsze bilety, wycieczki…
„Mówią o mnie” – pomyślała Małgosia i zrobiło jej się przykro.
– To co teraz? – pytała Paulina.
– Nie wiem. – Matylda była wyraźnie wściekła. – Paweł przyszedł, ale nie zwraca na mnie uwagi. Pewnie przez tę ostatnią akcję. Teraz to chciałabym zostać tu do końca party, żeby wreszcie się mną zainteresował. A ta niedawno się pytała, kiedy wracamy. O shit! Cześć!
To ostatnie słowo Matylda wypowiedziała zupełnie innym tonem, więc Małgosia zorientowała się, że w pobliżu musiał znaleźć się wspomniany Paweł.
Po chwili do pokoiku wszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Małgosia widziała go już wcześniej, bo to z nim właśnie witała się Patrycja. Tuż za nim wbiegła Matylda z koleżankami.
– A, tu jesteś! – zawołała zaskoczona na widok Małgosi, choć jej wzrok zdawał się mówić, że wcale z tego faktu nie jest zadowolona.
– Już wychodzę. – Małgosia podniosła się z miejsca.
– Siedź – powiedział chłopak i posadził ją z powrotem na krześle.
– Idź – rzuciła Matylda i spojrzała na Małgosię wzrokiem, jakiego nie powstydziłby się bazyliszek.
– Zostań – nie ustępował chłopak.
– Ja już skończyłam – odparła Małgosia i znów wstała z krzesła, ale Paweł jeszcze raz ją posadził.
– Ja też skończyłem. – Chłopak spojrzał wymownie w stronę Matyldy, aż ta skuliła się pod jego wzrokiem. – Mogłabyś stąd wyjść? – zwrócił się do niej takim tonem, że Małgosia aż zamarła.
– Wyjdę, ale wtedy Małgosia wyjdzie ze mną, bo to ja ją tu przywiozłam.
– Ty? – Paweł spojrzał na Małgosię ze zdziwieniem i wyraźnym rozczarowaniem.
– Jedziesz, mała? – spytała Matylda takim głosem, że Małgosia bała się odpowiedzieć cokolwiek. Czuła, jakby żadna odpowiedź − ani przecząca, ani twierdząca − nie była mile widziana.
– Co, kolejne superparty? – spytał Paweł z pogardą.
– Fuck you! – zawołała Matylda i trzasnęła drzwiami.
– Ja naprawdę… – zaczęła Małgosia niepewnie, bo zupełnie nie rozumiała wymiany zdań, której była świadkiem.
– Ja cię odwiozę – zaproponował Paweł.
Małgosia stała bezradnie na środku pokoju.
– Słuchaj, nie znam cię… – zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
– Na imię mam Paweł i… – urwał, spojrzał na Małgosię i dodał z rozbrajającą szczerością: – Gadać mi się nie chce. A ty?
Małgosia wzruszyła ramionami.
– Co ja?
– Skąd znasz Matyldę?
– Jest sąsiadką cioci… – zaczęła Małgosia i po chwili, sama nie wiedząc czemu, opowiedziała Pawłowi o sobie, Maćku, mamie, żyrowaniu przez nią pożyczki, długu, wreszcie o komputerze, na który pieniądze przysłała Leśkiewiczowa, i o zaproszeniu, z którego Małgosia skorzystała, by teraz w wakacje znaleźć się w Nowym Jorku. Z dala od wszystkich bliskich. Bez jakiejkolwiek życzliwej duszy, która poszłaby z nią zwiedzać muzea na Manhattanie lub po prostu spacerować po Central Parku.
– A co cię interesuje? – spytał Paweł i przysunął do komputera drugie krzesło.
– Wszystko – odpowiedziała Małgosia.
– Zobacz… jest taka strona o Nowym Jorku i możesz na niej znaleźć wszystko… – mówił spokojnie Paweł, wpisując w przeglądarkę adres www.nyc.com.

 
Wesprzyj nas