Trzeci tom znakomitej serii przygodowej Tajemnice starego pałacu Katarzyny Majgier. Czy wszystkie tajemnice pałacu w Niewiadomicach zostaną wreszcie wyjaśnione?


Konserwator z WarszawyCzereśniakowie boją się, że ich dzieciom może grozić niebezpieczeństwo, starają się więc – z pomocą ochroniarza – kontrolować każdy ich ruch.

W tej sytuacji trudno szukać odpowiedzi na nurtujące Magdę pytania, bo wymaga to śledztwa w terenie.

Jeszcze trudniej utrzymać w sekrecie dotychczasowe odkrycia. Zwłaszcza że nie wiadomo komu z otoczenia można zaufać. Na dodatek na horyzoncie pojawia się nowa postać – tajemnicza guwernantka z Paryża…

Czy wszystkie tajemnice pałacu w Niewiadomicach zostaną wreszcie wyjaśnione?

W serii Tajemnice starego pałacu:

Duch z Niewiadomic
Milioner z Gdańska
Konserwator z Warszawy

Katarzyna Majgier zaczęła pisać książki w pierwszej klasie szkoły podstawowej. W czwartej – wspólnie z koleżanką – założyła dwuosobowe wydawnictwo. To była świetna zabawa, ale później trzeba było zająć się nauką i pracą… Jednak nadal lubiła książki i już jako dorosła osoba znowu zaczęła je pisać. Jest autorką utworów dla dzieci („Ula i Urwisy”, „Amelka” i „Misiek, co ty opowiadasz?”), młodzieżowej serii dzienników Ani Szuch („Trzynastka na karku” i dalsze tomy) oraz innych książek dla młodszych i starszych czytelników. Lubi też czytać, fotografować i podróżować.

Katarzyna Majgier
Konserwator z Warszawy
Ilustrator: Bartłomiej Drejewicz
Seria: Tajemnice starego pałacu, tom 3
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Premiera: 18 stycznia 2017

Konserwator z Warszawy


Prolog

Róża Niewiadomska miała dużo szczęścia: dzięki swojemu wynalazkowi wiedziała o wydarzeniach, które dopiero miały nadejść. Jednak kiedy to się stało, okazało się, że nie wiedziała wszystkiego. Sądziła, że niemieccy żołnierze, którzy pojawili się w pałacu, przyjechali po nią. Była pewna, że mają świadomość, kim ona jest i jak bardzo może im się przydać jej wiedza.
Teraz, kiedy stanęła z nimi oko w oko, zrozumiała, że nie mają pojęcia, na kogo trafili. Wzięli ją za służącą. Do pałacu przyjechali po Ewę, co zaskoczyło Różę jeszcze bardziej. Ciężko było jej uwierzyć, że ktoś mógł tu szukać Ewy, zwłaszcza że mieszkała w pałacu pod zmienionym nazwiskiem, jako pomoc czy „dama do towarzystwa” Róży.
Skąd mogli wiedzieć, czym Ewa zajmowała się wcześniej? „Ktoś musiał ją wydać i zdradzić im miejsce jej pobytu” – pomyślała Róża.
Ewa była bardzo rozsądna i ostrożna. Z tego, co Róża wiedziała, nikomu nie zdradziła, dokąd się udaje. Pewnie nawet postarała się zostawić fałszywe tropy. Podejrzenia Róży padły na tajemniczą pannę von Brandt. Gdzieś już widziała tę twarz…
Zastanawiała się nad tym, czekając, aż otworzy się tajny loch w pałacowej piwnicy, w której właśnie się zamknęła, uciekając przed Niemcami. Żołnierze dobijali się do drzwi i Róża była przekonana, że wkrótce dostaną się do środka. Miała jednak nadzieję, że zdąży uciec ukrytym w podziemnym lochu wehikułem. Podłoga się rozsunęła i Róża podeszła do włazu. Zajrzała do wnętrza tajnego pomieszczenia i oniemiała. Loch był pusty.

Poranek w pałacu

Loch był pusty.
Magda patrzyła w dół z niedowierzaniem. Nie udało jej się dopilnować tajemnicy! Obudziła się przerażona i choć od razu zrozumiała, że to tylko koszmarny sen, wcale się nie uspokoiła. Przecież loch naprawdę mógł teraz być pusty! Ktoś mógł się tam dostać, uruchomić wehikuł i… zmienić losy całego świata!
Rozejrzała się wokół, ale w ciągu nocy nic się nie zmieniło. Szybko wstała i pobiegła spojrzeć na kominek. Bazyliszek patrzył przed siebie, a zdobiące kominek płomienie wyglądały jak zwykły ornament. W holu było pusto. Musiało być jeszcze wcześnie. Wróciła do pokoju i położyła się do łóżka, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Postanowiła skorzystać z tego, że wszyscy jeszcze śpią. Prędko się ubrała i popędziła do piwnicy.
Drzwi zamknięto na klucz. Podejrzewała, że spoczywa on w kanciapie zwanej gabinetem kamerdynera Jana. Szybko się tam udała, ale drzwi do tego pomieszczenia też były zamknięte. Zastanowiła się, gdzie jeszcze znajdzie klucze do piwnicy, ale sądziła, że poza Janem mogą je mieć tylko ochroniarze, w szczególności ten koszmarny Drewiński. Nie była pewna, czy jej rodzice zostawili sobie własny klucz. Tak ich cieszyło, że mają ludzi od różnych spraw, że sami wszystko sobie odpuścili.
Zrezygnowana pomyślała, że zdążyłaby odwiedzić Wiktora, zanim jej rodzina wstanie, ale przypomniało jej się, że są wakacje i on pewnie też nie zrywa się o świcie. To uświadomiło jej, że nawet nie wie, która jest godzina, więc poszła spojrzeć na zegar w salonie. Dochodziło wpół do siódmej. Magda przypomniała sobie, że kilka miesięcy temu o tej porze jej rodzice wybierali się do pracy, a ona zwykle też już nie spała.
Zastanowiła się, czy rodzice Wiktora już wyszli z domu. O której godzinie zaczynała pracę jego mama? A tato? Był leśniczym. Czy pracował w jakimś biurze w mieście, czy po prostu w lesie? Niewiele wiedziała o sąsiadach, choć Wiktor o jej rodzinie i współmieszkańcach dowiedział się już całkiem sporo.

*

Nagle usłyszała kroki w holu. Szybkie, zdecydowane. Na wszelki wypadek przyczaiła się za drzwiami, zerkając w lustro, w którym odbijała się część holu. Po chwili zobaczyła przechodzącego tamtędy Cezarego Drewińskiego. Ubrany w koszulkę i dresowe spodnie, zmierzał do piwnicy.
Magda zamarła.
Zobaczyła, jak otwierają się drzwi prowadzące do bocznego korytarza, w którym mieściły się pokoje pracowników. Teraz wyszedł stamtąd konserwator, który dopiero co zamieszkał w jednym z pokojów. On też był ubrany tak, jakby miał pobiegać. Magda zobaczyła, jak obaj mężczyźni przystanęli, wyraźnie zaskoczeni spotkaniem.
– Dzień dobry! – odezwał się jeden, drugi również się przywitał.
Wyglądało na to, że zastanawiają się, czy powinni coś powiedzieć albo wyjaśnić, ale w końcu obaj wyszli na zewnątrz.
Magda odczekała chwilę i wyjrzała przez okno. Zobaczyła, że konserwator obchodzi budynek i idzie w kierunku stromego zbocza, przyglądając się murom. Drewiński ruszył w stronę furtki, ale nie spuszczał wzroku z konserwatora.
Kiedy obaj znikli jej z oczu, Magda pobiegła do innego okna, jednak nie dostrzegła żadnego z nich. Usłyszała za to, jak otwierają się drzwi. To wrócił Drewiński. Mężczyzna skierował się wprost do wejścia do piwnicy, nie zauważywszy przyczajonej Magdy. Ledwie jednak tam dotarł, otworzyły się drzwi wejściowe i wszedł konserwator. Od razu dostrzegł Drewińskiego.
– Już pan wrócił? – spytał.
– Nie mam czasu na spacery – odparł tamten chłodno. – Sprawdzam, czy jest bezpiecznie. To moja praca.
Konserwator przyjął to dość obojętnie.
– Ja szacuję koszty remontu – rzucił niedbale.
Magda cicho przekradła się za fotel w kącie i przycupnęła za nim.
Wtedy drzwi wejściowe znowu się otworzyły i weszła kucharka z torbą zakupów.
– Panowie już nie śpią? – zwróciła się do obu mężczyzn.
– Praca… – mruknęli obaj niemal jednocześnie.
Kobieta pokiwała głową, postawiła zakupy na podłodze i dostrzegła Magdę, która szybko zaczęła udawać, że wiąże sznurowadło.
– Dzień dobry – przywitała się zaskoczona Magda.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zdumieni.
– Co za wczesna pobudka? – zdziwiła się kucharka. – Jeszcze nie ma siódmej.
– Naprawdę? – Magda zrobiła wielkie oczy. – Myślałam, że jest później!
Uśmiechnęła się i udała w stronę schodów, czując na plecach wzrok Drewińskiego.
„Niby tak bacznie się przygląda, pilnując wszystkiego, a jednak nie zauważył, że go śledzę! – uświadomiła sobie. – A przecież nie jestem jakąś tam wyszkoloną agentką czy kimś takim, a on podobno był ochroniarzem nie wiadomo kogo”. Ochroniarz wydał jej się jeszcze bardziej podejrzany.
Wróciła do pokoju i włączyła komputer. Napisała mail do Wiktora, prosząc, żeby dał jej znać, kiedy wstanie. Tymczasem zaczęła szukać w internecie nazwisk wspomnianych w zeszytach Róży.

Kim jest Drewiński?

Kiedy Wiktor odpisał, w pałacu zaczął się już ruch. Magda zeszła na śniadanie, które zamierzała szybko skończyć i od razu udać się do leśniczówki. Nie przewidziała jednak utrudnienia.
Zanim wstała od stołu, w jadalni pojawił się Cezary Drewiński. Przyglądał się jej podejrzliwie.
– Muszę porozmawiać z państwem na temat bezpieczeństwa dzieci – zwrócił się do rodziców Magdy.
Cała rodzina spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– Chodzi o to, że mogą zostać porwane dla okupu – sprecyzował.
– Wiemy – przyznał pan Czereśniak.
– Powinni więc państwo zadbać o ich bezpieczeństwo – przypomniał mu jego podwładny.
Szefa trochę to uraziło.
– Przecież dbam. – Wzruszył ramionami. – Mieszkają w strzeżonym budynku i są pod dobrą opieką.
– Ale samowolnie opuszczają ten budynek. – Drewiński wymownie spojrzał na Magdę.
Jej rodzice wymienili spojrzenia, ale wtedy pojawił się konserwator.
– Dzień dobry! – przywitał się. – Nie chciałbym przeszkadzać w rodzinnym śniadaniu, ale gdyby znaleźli państwo chwilę, chętnie porozmawiałbym o remoncie.
Pani Czereśniak od razu się rozpromieniła.
– Absolutnie pan nie przeszkadza! – zapewniła. – Proszę usiąść z nami.
Rozejrzała się za wolnym krzesłem, ale podczas wizyty Trzmiela wszystkie krzesła przy stole, przy którym jadano śniadania, były zajęte.
– Ja pana puszczę! – zaoferowała się szybko Magda. – Zjadłam już śniadanie, a jest taka piękna pogoda…
Drewiński odchrząknął, starając się zwrócić uwagę pracodawców, ale żadne z nich nie spojrzało na niego. Pochłonęło ich małe zamieszanie, jakie powstało przy stole.
Ochroniarz jednak nie dał za wygraną.
– Myślę, że państwa córka nie powinna sama wychodzić… – zaczął.
– Przecież nie idę daleko – rzuciła lekko Magda. – A przed domem są dwaj inni ochroniarze – przypomniała.
Pan Czereśniak się zawahał.
– Nie mogę ciągle siedzieć w domu, bo mama mówi, że jestem blada – dorzuciła Magda.
– To prawda – zgodziła się jej mama. – Wyjdź trochę na słońce.
Magda szybko ulotniła się z jadalni. Wolała nie usłyszeć ewentualnego zakazu wyjścia. Była zachwycona, że udało jej się wyrwać.
Niemal biegiem dotarła do leśniczówki.
– Niewiele brakowało, a nie mogłabym wyjść – wyrzuciła z siebie, łapiąc oddech.
– Co zrobiłaś? – Wiktorowi zakaz wyjścia kojarzył się tylko z karą za jakieś przewinienie.
– Nic! – obruszyła się. – Ten wkurzający ochroniarz Trzmiela powiedział moim rodzicom, że nie powinnam sama wychodzić, bo ktoś może mnie porwać.
– W sumie naprawdę może – zgodził się Wiktor.
Magda przewróciła oczami.
– Może też spaść na mnie satelita – mruknęła. – Ale jak nie wyjdę z domu, to może się na mnie zwalić sufit. I możliwe, że wtedy też może spaść na mnie satelita – dodała po zastanowieniu. – Chyba przebiłby się przez sufit?
– W pałacu musiałby się przebić przez kilka sufitów – zauważył Wiktor.
– A nie mógłby? Spadając z dużej wysokości… – Zmarszczyła brwi. – Ciekawe, z jaką prędkością spadają satelity.
– Dobra! – przerwał jej Wiktor. – To, że spadnie na ciebie satelita, jest znacznie mniej prawdopodobne niż to, że ktoś cię porwie dla okupu.
Pokręciła głową.
– Sama nie wiem – westchnęła. – Mam w piwnicy… sam wiesz co. – Ściszyła głos. – I licho wie co jeszcze. Może to w jakiś sposób ściąga satelity? A do porwania jakoś nikt się nie garnie. Chyba nawet wiem dlaczego.
– Dlaczego?
– Bo nikt taki nie wie, że porwanie mnie mogłoby się opłacić. – Zawahała się. – Chyba że te podejrzane typy coś kombinują… Chodźmy na spacer!
Wiktor przyzwyczaił się już, że Magda ma ostatnio obsesję na punkcie ewentualnych podsłuchów w domach i żeby porozmawiać o tajemnicy pałacowego lochu i wszystkim, co się z tym wiąże, muszą wychodzić na spacer.
– Obaj coś kombinują – opowiadała przejęta, gdy odeszli nieco od domu. – Drewiński i konserwator. – Podejrzliwie rozejrzała się po lesie. – Mam nadzieję, że żaden z nich się tu gdzieś nie czai.
– Nie czai się – zapewnił Wiktor. – Baca by go wyczuł.
Magda z wdzięcznością spojrzała na ogromnego bernardyna, który ciągle nieco ją przerażał.
Opowiedziała Wiktorowi swoją poranną przygodę. Wysłuchał jej z uwagą i przyznał, że obaj mężczyźni zachowywali się podejrzanie.
– To wyglądało tak, jakby ukrywali coś przed sobą nawzajem – podkreśliła Magda.
– Przynajmniej wiemy, że nie współpracują – orzekł Wiktor. – Chyba że tylko tak udawali przed tobą?
– Nie zauważyli mnie – przypomniała mu.
Wiktor zmarszczył brwi.
– Na pewno? Może tylko udawali, żebyś myślała, że nie współpracują? – zastanawiał się.
W podejrzliwym umyśle Magdy na chwilę pojawiły się wątpliwości.
– Może. Obaj ciągle się tak bacznie rozglądają – powiedziała.
– Zdziwiłam się, że mnie nie dostrzegają, ale… Po co mieliby przede mną udawać?
Rzeczywiście wydawało się to niepotrzebne. Magda była dla nich jeszcze dzieckiem, a wiadomo, że dziećmi nikt się szczególnie nie przejmuje. Choć to one często zauważają różne rzeczy i potem o nich mówią.
– Może robili to, na wypadek gdybyś miała potem opowiadać rodzicom, że obaj z rana myszkowali w pałacu? – podsunął Wiktor.
Magda schowała twarz w dłoniach.
– Mam już tego dosyć – jęknęła. – Chyba wolałam, jak było nudno.
Wiktora tymczasem zainteresowała inna sprawa.
– Dlaczego wstałaś przed siódmą?
Jego zdaniem nikt normalny nie robił takich rzeczy w wakacje bez powodu.
– Miałam straszny sen – przypomniała sobie. – Śniło mi się, że otworzyłam loch, a tam… nic nie było!
– Nie było wehikułu?
Potwierdziła.
– Ale to był tylko sen? – upewnił się Wiktor.
– Mam nadzieję, że tak.

 
Wesprzyj nas