Narodziny mowy i pisma należą do najbardziej interesujących zagadnień dziejów kultury. Czy neandertalczycy potrafili mówić? Jak mogły brzmieć pierwsze języki? Jak powstawały pierwsze systemy pisma?


Pierwsze słowo. Narodziny mowy i pismaMartin Kuckenburg kompetentnie, a zarazem pasjonująco przedstawia powyższe zagadnienia, opierając się na wynikach aktualnych badań archeologicznych i historycznych.

Pierwsza część książki opowiada o rozwoju mowy i dotyczy takich tematów, jak gen mowy (genetyczny warunek powstania języka) czy istnienie ludzkiego prajęzyka.

Druga część dostarcza przeglądu systemów pisma stosowanych w najstarszych cywilizacjach: od starożytnej Mezopotamii, przez Egipt, Indie i Chiny, aż do pierwszego pisma alfabetycznego starożytnych Greków.

Są w niej także omówione badania, które ożywiły dyskusję naukową ostatnich lat, dotyczące egipskich hieroglifów, pisma klinowego i nowej interpretacji germańskich runów.

Martin Kuckenburg (ur. 1955) jest archeologiem, historykiem kultury i autorem książek popularnonaukowych.

Martin Kuckenburg
Pierwsze słowo. Narodziny mowy i pisma
Przekład: Bartosz Nowacki
PIW Państwowy Instytut Wydawniczy
Premiera: styczeń 2006

Pierwsze słowo. Narodziny mowy i pisma


Część pierwsza
POWSTANIE MOWY

Rozdział 1
POCZĄTKI MOWY I PISMA


O ZDUMIEWAJĄCEJ AKTUALNOŚCI STAREGO TEMATU

Jeszcze piętnaście lat temu pytania o pochodzenie naszych najważniejszych środków komunikacji, czyli mowy i pisma, uchodziły, przynajmniej w Niemczech, za marginalne, ezoteryczne zagadnienia, a książka o nich wydawała się przedsięwzięciem wręcz ekstrawaganckim.1 W ostatnich latach zaszła jednak gruntowna zmiana. Dziś pytania te należą do ulubionych tematów czasopism i magazynów naukowych, ukazało się wiele książek popularnonaukowych poruszających tę problematykę, a opublikowany w październiku 2002 roku przez tygodnik „Spiegel” artykuł o początkach mowy sprawił, że numer ten był jednym z najlepiej sprzedających się w tym roku.
Widocznie w obliczu niepewności jutra znowu pojawiła się moda na zgłębianie ludzkich korzeni, a bezprzykładna rewolucja w dziedzinie technik komunikacyjnych i przechowywania danych, jaka nastąpiła w ostatnich dziesięcioleciach, wzbudziła szerokie zainteresowanie ich historią.
Jednocześnie zaś pytanie o powstanie mowy i pisma znalazło sprzyjającą atmosferę ogólnych i zasadniczych debat o początkach człowieka. Jednym z ich głównych tematów jest pytanie, od kiedy z całkowitą pewnością można mówić o człowieku jako aktywnym podmiocie historii i historii kultury. Czy określenie to jest adekwatne już w odniesieniu do naszych dawniejszych przodków sprzed 400 tysięcy lub miliona lat, czy też może istota, która miała już charakterystyczne cechy człowieczeństwa – mowę i kulturę – pojawiła się dopiero w okresie od 150 do 40 tysięcy lat temu, wraz z człowiekiem współczesnym z gatunku Homo sapiens? Czy te tak znamienne dla nas cechy wykształciły się tylko raz i w jednym jedynym rejonie, a mianowicie w południowej Afryce, poprzez obejmujące olbrzymie obszary wędrówki rozprzestrzeniły się wraz z ich posiadaczami na całą resztę świata? A może trzeba sobie raczej wyobrazić, że cechy te pojawiły się równocześnie w wielu częściach świata, wśród zupełnie różnych grup wczesnych ludzi – podobnie jak zwyczaj spożywania mięsa i polowania, który wykształcił się kilka razy w prehistorii, i mózg naszych praprzodków, który zwiększał swoją objętość w tym samym czasie w różnych regionach Ziemi (por. s. 57-59)?
Podobne pytania zadajemy sobie także w odniesieniu do pisma – drugiego podstawowego, ale znacznie młodszego środka porozumiewania. Czy wynaleziono je tylko jeden raz, czy może wielokrotnie w historii ludzkości? Gdzie wydarzyło się to po raz pierwszy? Czy nadal aktualne jest stare twierdzenie, że kolebka pisma i cywilizacji znajduje się w Mezopotamii, nad brzegmi Eufratu i Tygrysu? A może na długo przed mieszkańcami Mezopotamii pierwsze systemy pisma opracowali już starożytni Egipcjanie i prehistoryczne ludy bałkańskie, o czym w ostatnich latach ciągle mówi się i pisze?
Wreszcie, jakie były motywy, które zadecydowały o wynalezieniu tego zupełnie nowego, wizualnego środka komunikacji? Czy kryje się za nimi duchowa potrzeba uwiecznienia własnych dokonań, historyczne dążenie do utrwalenia idei i wydarzeń, czy może raczej prozaiczna potrzeba gromadzenia informacji, która dzisiaj, w erze komputerów, stała się dla nas codziennością w skali mierzonej gigabajtami?
Pytania mnożą się bez końca. Od blisko dziesięciu lat wzbudzają olbrzymie zainteresowanie i żywe dyskusje. Sposoby szukania odpowiedzi na każde z tych pytań mogą być różne, ponieważ problem początków mowy coraz częściej zaczyna być dziś przedmiotem analiz badaczy specjalizujących się w naukach przyrodniczych stawiających konkretne pytania i dysponujących precyzyjnymi metodami oraz nowoczesną technologią, natomiast zainteresowanie starymi pismami wciąż jeszcze czerpie siłę z tajemniczości i wzniosłości, jaka otacza ich znaki glificzne.
Jednak bez względu na to, co zadecydowało o wynalezieniu pisma, najważniejsze jest, że dawne pytania w końcu „dotarły” do naszych czasów i znowu wzbudzają zainteresowanie zarówno wśród naukowców, jak i laików. Nie bez znaczenia jest też fakt, że szukając na nie odpowiedzi, mamy dziś do dyspozycji nowe metody badawcze o fantastycznie poszerzonych możliwościach.

W POSZUKIWANIU POCZĄTKÓW MOWY

W dyskusji o początkach mowy istotnie chodzi o pytania bardzo stare, których historia sięga czasami tysięcy lat wstecz. Jak relacjonuje grecki dzie-jopis Herodot, egipski król Psammetych I już w VII w. p.n.e. przeprowadził eksperyment mający dać odpowiedź na pytanie, który z języków był pierwszy, a tym samym – który z narodów jest najstarszy. Faraon rozkazał, by dwóch nowo narodzonych chłopców umieścić razem w jednej chacie u pasterza, któremu zabroniono z nimi rozmawiać. Miał on tylko o określonych porach dnia przyprowadzać do nich kozę, by napili się jej mleka. „To uczynił i polecił Psammetych – pisze Herodot – ponieważ chciał usłyszeć, jaki dźwięk pierwszy po niewyraźnym kwileniu dzieci z siebie wydobędą.” Faraon miał nadzieję, że chłopcy zaczną mówić w języku swoich przodków, języku, który – według jego przeświadczenia – jeszcze w nich drzemał.
Kiedy obaj chłopcy po dwóch latach ciągle wydawali z siebie dźwięk przypominający frygijskie słowo bekos – „chleb” – a który w rzeczywistości mógł być jedynie naśladowaniem beczenia kóz, król uznał sprawę za rozstrzygniętą: pierwotnym językiem ludzkości był frygijski, a Frygijczycy z Azji Mniejszej (nie zaś, jak wcześniej przyjmowano, Egipcjanie) byli najstarszym ludem. „Wyciągając wniosek z tego faktu, przyznali Egipcjanie, że Frygowie są od nich starsi”, kończy, nie bez ironii, swoje sprawozdanie Herodot.2
Według nowszych źródeł w średniowieczu jeszcze dwukrotnie powtórzono ten okrutny eksperyment: w XIII wieku zrobił to cesarz Fryderyk II z dynastii Hohenstaufów, a około roku 1500 król Szkocji Jakub IV. W wyniku pierwszego eksperymentu dzieci zmarły, w drugim zaś wydały z siebie po jakimś czasie dźwięki, które uznano za język hebrajski. Później doświadczenie to zostało jakoby przeprowadzone przez indyjskiego Wielkiego Mogoła; w XVIII wieku usiłowali je powtórzyć uczeni europejscy.
Pytanie o pramowę – a tym samym o początki artykułowanego porozumiewania się – intrygowało zatem ludzi od dawna i towarzyszyło im przez całe tysiąclecia. Literatura poświęcona tej problematyce jest przebogata. Bibliografia z 1975 roku wymienia nie mniej niż jedenaście tysięcy historycznych i współczesnych prac z tego zakresu3, a od tej pory, jak już wspominaliśmy, ukazało się mnóstwo nowych. Kwestię pochodzenia mowy próbowano wyjaśnić na wiele różnych sposobów, zależnie od światopoglądu badaczy oraz warunków społecznych i historycznych epok i kręgów kulturowych, w których żyli.
Najprostszą odpowiedzią na pytanie, jak powstała, jest uznanie mowy za skutek działania sił nadprzyrodzonych, a więc za dzieło bogów, od których w momencie stworzenia człowiek otrzymał ją w darze. Większość wczesnych kultur znała więc mit o stworzeniu, który przypisywał działaniu boskiemu zarówno początek świata, jak i człowieka – także powstanie języka i proces nazywania poszczególnych rzeczy, a tym samym pochodzenie słów. Dla starożytnych Egipcjan dawcami języka byli Ptah, który „oznajmił nazwy wszystkich rzeczy”, Amon, który „rozpoczął swą mowę pośród milczenia”, oraz bóg pisarzy i wiedzy Thot. Według babilońskiego mitu o stworzeniu, Enuma elisz, wszystkie rzeczy – niebo, ziemia i bogowie – zostały powołane do istnienia, kiedy bóg-stwórca Apsu nadał im nazwy i imiona. W Rigwedzie, księdze indyjskich hymnów z końca II tysiąclecia p.n.e., powiedziane jest, że „Boginię Vac (mowę) stworzyli bogowie”, a w innym staroindyjskim hymnie jako stwórcę ludzkiej mowy czci się boga Brahmę, który: „umieścił w szczękach wszechstronny język, a wraz z nim sztukę mówienia”. Według germańskiej Eddy poetyckiej ludzie stworzeni przez boskiego syna ojca wszechrze-czy oprócz innych sił życiowych zostali obdarzeni „obliczem, mową, słuchem i wzrokiem”, a w starej pieśni runicznej Anglosasów brzmi to: „Ase (Wodan) jest twórcą wszelkiej mowy.”4

„NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO”

Naturalnie w naszym kręgu kulturowym największą rolę odegrał biblijny mit o stworzeniu. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo” – głosi początek Ewangelii według św. Jana (J1,1—3). „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.” Księga Rodzaju opisuje szczegółowo, jak Bóg swoim słowem stworzył i nazwał świat oraz wszystkie rzeczy. „Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. (…) I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy.” Stwarzając Adama – pierwszego człowieka – „na swój obraz”, Bóg obdarował go także mową. Przyprowadził do Adama „wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne”, „aby przekonać się, jaką on da im nazwę. (…) I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu…” – opisuje Księga Rodzaju. Jednak to Bóg pozostał panem rzeczy, a tym samym także słowa. Kiedy potomkowie Adama i Ewy, którzy początkowo na całym świecie „mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa”, zbudowali wieżę Babel, Bóg za karę pomieszał im języki, tak że nie rozumieli się między sobą, i rozproszył ich „po całej powierzchni ziemi”. Stąd wzięła się wielość języków i ludów.5
Przekaz biblijny wytyczył też granice, poza które aż do Oświecenia najczęściej nie wychodziła filozofia języka chrześcijańskiego Zachodu. Wprawdzie pojawiali się pojedynczy odszczepieńcy, niezależne duchy i nieprawo-myślni (między innymi święty Tomasz z Akwinu), którzy zastanawiali się nad możliwością istnienia naturalnych lub ludzkich początków języka, w sumie jednak dyskusje chrześcijańskiego średniowiecza przebiegały w uznaniu objawienia i biblijnej egzegezy. Dyskutowano o detalach, o których Biblia nie wspomina – na przykład, czy Bóg obdarzył ludzi ogólną zdolnością mówienia, czy może raczej konkretnym językiem i czy rzeczywiście był to – jak zgodnie z tradycją przyjmowano – język hebrajski. Nigdy jednak nie podawano w wątpliwość boskiego pochodzenia mowy, nikt także nie zastanawiał się nad alternatywnymi możliwościami. Chrześcijańskie dogmaty ograniczały, podobnie jak w wielu innych dziedzinach, ciekawość, żądzę poznania i twórczą wyobraźnię średniowiecznych myślicieli i uczonych.
Twórcza wyobraźnia uległa natomiast wyzwoleniu tam, gdzie krytyczna, racjonalistyczna obserwacja brała górę nad dogmatami religijnymi. Prymat należy tu do filozofii antycznej. Już wówczas rozwinęła się i trwała przez następne stulecia, pełna sporów, ale owocna dyskusja nad pochodzeniem języka. Co prawda w starożytnej Grecji istniała opowieść mówiąca o bogu Hermesie jako dawcy mowy, lecz już klasyczni filozofowie z IV w. p.n.e. nie traktowali poważnie podobnych teorii. Co więcej, toczyły się wśród nich zaciekłe spory (obecne w dialogu Platona Kratylos) wokół kwestii, czy znaczenie słów i pojęć w naturalny sposób samo wynika z istoty rzeczy (physei), czy też zostało ono określone na skutek ludzkiego porozumienia (thesei).
Hellenistyczne szkoły filozoficzne epikurejczyków i stoików broniły wówczas z zaangażowaniem nauki o związku początków mowy z naturą w ogóle albo naturą ludzką, a legenda o przynoszącym mowę Hermesie była dla epikurejczyków już tylko „bezużyteczną gadaniną”. Identyfikujący się z ich tradycją rzymski poeta Lukrecjusz z I w. p.n.e. w dydaktycznym poemacie De rerum natura (O naturze rzeczy) pisał:
„Wydawać zaś różne dźwięki mowy zmusiła człowieka / Sama natura, imiona rzeczy stworzyła potrzeba (…) / Głupotą jest zatem sądzić, że wtedy ktoś poprzydzielał / Imiona rzeczom i ludzie stąd nauczyli się pierwszych / Słów.”6
Także Diodor Sycylijski w I w. p.n.e. w swojej Bibliotheke dał wyraz ówczesnym poglądom, które można już nazwać prawdziwą teorią rozwoju języka. „Ludzie, którzy powstali na początku – pisał – mieli nieregularny, zwierzęcy tryb życia. (…) Ich głos był mieszaniną niewyraźnych dźwięków, które jednak stopniowo przechodziły w artykułowane głoski, a kiedy doszli do porozumienia co do określonych znaków dla każdego przedmiotu, znaleźli środek, by w zrozumiały sposób przekazywać sobie wzajemnie informacje o wszystkim. Ponieważ społeczeństwa takie były porozrzucane po całej ziemi, stąd nie miały one wszystkie tak samo brzmiącej mowy, każdy bowiem zestawiał dźwięki tak, jak zrządził przypadek. Z tego powodu powstały różnorakie rodzaje mowy, a owe pierwsze społeczności były praplemiona-mi wszystkich ludów.”7

DEBATA O POCZĄTKACH JĘZYKA W MYŚLI OŚWIECENIOWEJ

Wielkie czasy rozważań nad kwestią języka rozpoczęły się, gdy w Europie w XVII i XVIII stuleciu niemal we wszystkich dziedzinach zachwiał się tradycyjny światopogląd chrześcijański, a Oświecenie utorowało drogę nowej epoce duchowej – epoce racjonalizmu. Dociekliwy, krytyczny sposób myślenia zajął teraz miejsce dotychczasowej pewności co do charakteru i pochodzenia różnych rzeczy, a uświęcone tradycje i dogmaty, jeśli nie można ich było logicznie uzasadnić, bezlitośnie odrzucano. W tym klimacie duchowym zakiełkowały wielkie przemiany społeczne, stworzono podwaliny nowoczesnej nauki i badań, w nowym, racjonalistycznym duchu kontynuowano także dyskusję o mowie. Konserwatywni myśliciele próbowali ratować dawne teorie – na przykład niemiecki teolog Johann Peter SuBmilch, który w roku 1766 opublikował pracę pod programowym tytułem: Próba udowodnienia, ze pierwsza mowa nie zawdzięcza swojego początku człowiekowi, lecz wyłącznie Stwórcy8, lecz tego rodzaju dzieła, mające raczej charakter religijny, nie były w stanie powstrzymać debaty. Spora grupa filozofów i uczonych – choć było wśród nich wielu bardzo pobożnych – nie zadowalała się już nauką o mowie już gotowej, przekazanej ludziom do użycia – nauką o dogmacie boskiego daru mowy – lecz w wyczerpujących pismach i traktatach starała się wypracować możliwe do racjonalnego wyjaśnienia hipotezy o początkach języka. Zamiast opisywać wielorakie starania, które nieraz łączyły się z założeniem boskiej inspiracji, wystarczy wymienić nazwiska Jean-Ja-cques’a Rousseau, Etienne’a de Condillaca i lorda Monboddo – wszyscy oni żyli i działali w XVIII stuleciu.
Za najsłynniejszą próbę można uważać Rozprawę o pochodzeniu języka opublikowaną przez Johanna Gottfrieda Herdera w 1772 roku. Ten niemiecki filozof i teolog wygrał dzięki niej konkurs rozpisany w 1769 roku przez Pruską Akademię Nauk, którego tematem było ostrożnie sformułowane pytanie: „Czy ludzie skazani wyłącznie na swoje naturalne zdolności byliby w stanie wynaleźć mowę? Za pomocą jakich środków sami z siebie doszliby do takiego wynalazku?”9

 
Wesprzyj nas