Wydany w 1988 roku pierwszy tom znakomitego cyklu „Fundacja” Isaaca Asimova, siedmiotomowej serii powieściowej z gatunku science fiction.


Podczas Zjazdu Dziesięcioletniego na Trantorze, stołecznym świecie Imperium, młody matematyk Hari Seldon przedstawia referat, z którego wynika, że wzory psychohistoryczne pozwolą być może kiedyś przewidywać zachowania dużych zbiorowisk ludzkich, a co za tym idzie – przyszłość.

Kiedy wieści o tym docierają do Imperatora, Hari Seldon musi uciekać. Ścigany przez wszechwładnego ministra imperialnego Eto Demerzela, próbuje przy pomocy przyjaciół sformułować podstawowe założenia nowej nauki. Przemierza cały Trantor, by w końcu stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem…

Isaac Asimov (1920– 1992) to bodaj najwybitniejszy, najpłodniejszy i najpoczytniejszy autor science fiction wszech czasów, siedmiokrotny zdobywca prestiżowej nagrody Hugo. Zasłynął głównie epokowym cyklem „Fundacja”, sagą o Imperium Galaktycznym, które – choć wydaje się wieczne – chyli się ku upadkowi. Dom Wydawniczy REBIS opublikował siedmiotomowy cykl „Fundacja” Asimova oraz trzy uzupełniające go tomy autorstwa Gregory’ego Benforda, Grega Beara i Davida Brina, a ponadto cykl „Roboty”, zbiór opowiadań “Złoto i magia” i tom esejów “Magia i złoto”.

Isaac Asimov
Preludium Fundacji
Przekład: Edward Szmigiel
cykl: Fundacja, księga 1
Dom Wydawniczy Rebis
wydanie 6 – 2015


ASIMOV – SAGA O FUNDACJI

Jedna z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie światowej literatury SF, autor ponad 360 publikacji popularnonaukowych, laureat nagród Hugo i Nebula urodził się w Rosji w 1920 roku. Gdy miał trzy lata, jego rodzice wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych.
Isaac Asimov wychowywał się na Brooklynie w sklepie cukierniczym swojego ojca. Zaczął pisać już jako student Uniwersytetu Columbia. W owych czasach jego przewodnikiem duchowym był John W. Campbell, gromadzący wokół siebie młodych pisarzy, którzy potrafili ulecieć w niezbadane obszary wyobraźni. Wtedy właśnie, latem 1939 roku, pojawiły się po raz pierwszy jasne punkciki, które po latach przekształciły się w słońca literatury science fiction. Asimov dołączył do nich i w ten sposób zaczęła się największa przygoda jego życia – przygoda literacka.
Zdolności oraz talent młodego Asimova szybko dojrzewały i zaczęły nabierać pełnych kształtów. Pierwsza publikacja, opowiadanie “Powód”, ukazała się w kwietniowym numerze „Astounding” z 1941 roku.
W roku 1949 wydawnictwo Doubleday wydało “Kamyk na niebie”. W tym okresie Isaac Asimov zrobił doktorat z biochemii i rozpoczął pracę jako wykładowca w Boston University School of Medicine.
Rok później przyniósł do Doubleday powieść o robotach, ale wydawnictwo odrzuciło maszynopis. Książka trafiła więc do Martina Greenberga, właściciela wydawnictwa Gnome Press. Greenberg zgodził się ją wydać, lecz zażądał zmiany tytułu na “Ja, Robot”.
Kolejną powieść, “Gwiazdy jak pył”, wydało Doubleday. Zachęcony tym Asimov przyniósł im następną książkę – zbiór, nad którym pracował od 1942 roku. Zawierał on trzy nowele, a każda była kontynuacją poprzedniej części. Ale wydawnictwo nie zgodziło się na ich wydanie.
– Napisz powieść, Isaacu – powiedzieli i odrzucili maszynopis.
I znów Asimov poszedł do Greenberga, ten zaś ponownie zgodził się na publikację. Zbiór ukazał się w trzech częściach: “Fundacja” (Foundation), “Fundacja i Imperium” (Foundation and Empire) oraz “Druga Fundacja” (Second Foundation).
Autor nie wspominał miło początków publikacji swej trylogii. Nigdy do końca nie wybaczył Doubleday, że nie wydało “Fundacji”, zmuszając go tym samym do oddania jej w ręce Martina Greenberga. Problem polegał między innymi na tym, że Asimov nigdy nie otrzymał honorarium za tę trylogię. Greenberg wciąż wynajdywał powody, dla których nie przysyłał wynagrodzenia. Współpraca zakończyła się ostatecznie, gdy wydawca pokazał autorowi swój przestronny, doskonale wyposażony dom, który właśnie wybudował. Gdy oprowadzał po nim swego gościa, Asimov zapytał:
– Panie Greenberg, skoro stać pana na tak piękny dom, dlaczego nie stać pana na zapłacenie mi od czasu do czasu honorarium?
Od tamtej pory nie spotkali się już, a wszystkie następne książki trafiły do wydawnictwa Doubleday. Po kilku latach Doubleday wydostało od Greenberga prawa do „Fundacji”. Dzięki dobrej i mądrej polityce wydawniczej książki zaczęły się rewelacyjnie sprzedawać, a Asimov stał się zamożnym człowiekiem. Wydawnictwo nalegało na stworzenie kolejnych powieści z cyklu „Fundacja”, ale Asimov odmówił, tłumacząc, że ma na jakiś czas dosyć trylogii i zamieszania wokół niej.

Ten „jakiś czas” trwał dokładnie trzydzieści jeden lat. Tymczasem, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, Asimov zarzucił beletrystykę i poświęcił się pracy badawczej, a także pisaniu książek naukowych i popularnonaukowych. Niemniej jednak od czasu do czasu ulegał namowom wydawnictwa; dzięki temu powstało kilka powieści, przede wszystkim “Równi bogom”. Książka ta ukazała się częściowo dlatego, że Lawrence Ashmead, ówczesny wydawca Asimova, twierdził, iż ten nie umie pisać o seksie. Asimov stworzył więc powieść, której jedna część dotyczyła wyłącznie seksu, tyle że pozaziemskiego. Książka ta przyniosła autorowi nagrody Hugo i Nebula. Obu tych nagród doczekało się także opowiadanie “Dwustuletni człowiek”.
Jednak Doubleday wciąż nalegało na kontynuację „Fundacji”. Zadzwonili i zaprosili pisarza na rozmowę. Asimov tak wspomina owe dni:
„Poszedłem do wydawnictwa i powiedziałem:
– Słuchajcie, a może napisałbym coś innego. Może napisałbym autobiografię. Mam wielką ochotę napisać właśnie coś takiego. Zgodzili się, aczkolwiek niechętnie. Stworzyłem więc dwa opasłe tomy zatytułowane “In Memory Yet Green” oraz “In Joy Still Felt”.
Byłem z siebie bardzo zadowolony, a książki sprzedawały się nieźle. Lecz «Fundacja» sprzedawałaby się lepiej.
W końcu z wyraźnym zniecierpliwieniem wezwali mnie na dywanik i oświadczyli bez ogródek:
– Isaacu, cieszymy się z twojej twórczości. Wszyscy dobrze na niej zarabiamy. Ale chcemy zarabiać jeszcze lepiej. Napisz kolejną «Fundację». Dajemy ci pięćdziesiąt tysięcy dolarów zaliczki. To jest kontrakt, a to jest pióro. Tu się podpisz, a jeśli tego nie zrobisz, wyrzucimy cię przez okno.
To była największa zaliczka, jaką kiedykolwiek otrzymałem. Siedziałem przez chwilę, wpatrując się w papier, a potem podpisałem”.
Asimov sam przyznawał, że po trzydziestu jeden latach nie pamiętał zbyt dobrze, „co się tam w trzech Fundacjach działo”. Pierwotnie były to przecież luźno powiązane powieści, a autor nie zamierzał ich kontynuować. Niemniej jednak fabuła łączyła w pewien sposób nie tylko same części trylogii, ale również wcześniejsze powieści. Temu, co działo się w „Fundacji”, dały początek wydarzenia opisane w zbiorze opowiadań “Ja, Robot”. W XXI wieku Susan Calvin, legendarna robopsycholog, pracowała ze swoim zespołem nad stworzeniem, a następnie udoskonaleniem sztucznej inteligencji. Trzy tysiące lat później na planecie Aurora zostaje skonstruowany humanoidalny robot R. Daneel Olivaw. Zdarzenia te opisane są w powieści “Nagie słońce”. Kilkaset lat później z kolei R. Daneel Olivaw współpracuje ze swym przyjacielem, człowiekiem Elijahem Baleyem. Ziemia kolonizuje następne światy, a planety Przestrzeńców powoli ulegają zagładzie. Opowiadają o tym “Pozytronowy detektyw” oraz “Roboty i Imperium”. Ponad dwadzieścia tysięcy lat później rozpoczyna się akcja trylogii „Fundacja”; niektóre postaci pamiętane są jako mityczni bohaterowie, choć o samej Ziemi zapomniano. W czasach Hariego Seldona mało kto pamiętał o kolebce ludzkości.

Wszechświat stworzony przez Asimova to wielkie Imperium Galaktyczne panujące nad 25 milionami światów. Akcja pierwszej części pierwotnej trylogii „Fundacji” rozpoczyna się, gdy genialny matematyk, największy umysł tych czasów, Hari Seldon jest u kresu swych dni, a wielkie Imperium, które przetrwało ponad dwadzieścia tysięcy lat, chyli się ku upadkowi. Na stołecznym świecie, Trantorze, żyje z górą czterdzieści miliardów ludzi. Cała planeta pokryta jest tytanowym płaszczem, a na Powierzchni przebywają tylko – od czasu do czasu – naukowcy i ekipy naprawcze. Jedynym odkrytym terenem jest pałac oraz ogrody imperatora.
Na jednym z uniwersytetów grupa naukowców pod kierunkiem Hariego Seldona stara się za wszelką cenę uratować chylącą się ku upadkowi cywilizację. Znaczna część tego zespołu pracuje nad największym zbiorem informacji wszech czasów – Encyklopedią Galaktyczną. Inna część stara się zminimalizować skutki upadku państwa. Wiedzą, że samego Imperium uratować się nie da, ale za pomocą psychohistorii, która miała pomóc w statystycznym prognozowaniu przyszłych tendencji rozwoju społeczno-politycznego, próbują stworzyć plan najbliższego tysiąclecia i poprzez mroki chaosu i bezkrólewia poprowadzić ludzkość ku Drugiemu Imperium.
Hari Seldon tworzy dwie Fundacje na – jak lubił mawiać – dwóch krańcach Galaktyki. Na siedzibę Pierwszej Fundacji wybiera odległą od stołecznego świata planetę Terminus. Tam też udaje się grupa tzw. Encyklopedystów.

“Fundacja” to opowieść o narodzinach Pierwszej Fundacji na Terminusie, o kształtowaniu i rozwoju społeczeństwa rzuconego na krańce wszechświata. Młody ekonomiczno-polityczny organizm, który z założenia miał być tylko fundacją naukową, musi stawić czoło wybujałym ambicjom sąsiadów pragnących przede wszystkim oderwać się od Imperium. Jest jednak coś, co choć w pewnym stopniu czuwa nad rozwojem wydarzeń.

“Fundacja i Imperium” to druga część trylogii. Pierwsza Fundacja jest młodym, lecz coraz potężniejszym państwem. W upadającym, ogarniętym chaosem Imperium tworzy jedyną wysepkę nauki i energii atomowej, która z czasem staje się osnową kultu religijnego dla barbarzyńskich plemion zamieszkujących Peryferia. W pewnym momencie resztki Imperium raz jeszcze zrywają się do walki o scalenie swych dominiów i próbują pokonać Pierwszą Fundację.

“Druga Fundacja” przedstawia walkę Pierwszej Fundacji o przetrwanie, gdy po dziesiątkach lat burzliwego rozwoju staje ona oko w oko z problemem, z którym nie potrafi sobie poradzić. Oto pojawia się coś, wobec czego cała potęga państwa, jak również Plan Seldona są bezradne. Na scenę wkracza mityczna Druga Fundacja, o której wiadomo było tylko, że znajduje się „na drugim końcu Galaktyki”, ale nikt nie wiedział gdzie. Wskutek interwencji Drugiej Fundacji społeczeństwo Pierwszej za wszelką cenę próbuje odnaleźć tajemniczego sprzymierzeńca. Zachodzi bowiem obawa, że właśnie obywatele Drugiej Fundacji są strażnikami Planu Seldona i że to oni są panami losu Pierwszej Fundacji.
Druga Fundacja, ostatnia część oryginalnej trylogii, rozwiązuje tajemnicę Drugiej Fundacji.

Gdy Asimov przeczytał dokładnie swoją trylogię, rozpoczął tworzenie następnej części. Nie była to jednak prosta sprawa. “Druga Fundacja” kończyła się tak, że nie bardzo było wiadomo, jak ją kontynuować. Pisanie posuwało się opornie. Asimov doszedł nawet do wniosku, że pięćdziesiąt tysięcy dolarów zaliczki to stanowczo za mało. Jednak z biegiem czasu pracowało mu się coraz lepiej, w wyniku czego powstały dwie kolejne części. Ponieważ Doubleday nalegało, żeby w tytule znalazło się słowo „Fundacja”, Asimov wymyślił “Agenta Fundacji”. Uśmiał się serdecznie, gdy na skrzydełku okładki przeczytał, że jest to czwarta część trylogii. Chodziło oczywiście o przyciągnięcie jak największej liczby czytelników i wielbicieli „starej” trylogii. Po protestach Asimova Doubleday zmieniło tekst na „czwartą księgę sagi o Fundacji”. Autor, choć ten pomysł również mu się nie spodobał, postanowił trzymać język za zębami, gdyż, jak powiedział: „Jeśli znów coś powiem, to zmienią to na coś jeszcze gorszego”.

“Agent Fundacji” ukazał się akurat podczas nowojorskich ulicznych targów książki – New York is Book Country. Asimov osobiście uczestniczył w sprzedaży i nie mógł się nadziwić, że tytuł sprzedawał się jak świeże bułeczki. Wyglądało na to, że czytelnicy trzydzieści jeden lat czekali z niecierpliwością na ten tom. Na liście bestsellerów „New York Times” “Agent Fundacji” znalazł się na trzynastym miejscu i utrzymał się na niej 25 tygodni. Co więcej, była to jedyna książka Doubleday na tej liście, więc pracownicy wydawnictwa nosili Asimova na rękach.

Czwarta część sagi nawiązuje do poprzednich opowieści nie tylko tytułem. Chociaż można ją czytać jak osobną książkę, kontynuuje główne wątki wcześniejszych części. Wielkie Imperium Galaktyczne dawno legło w gruzach. Nie było już dwudziestu pięciu milionów światów zjednoczonych pod imperatorskim berłem. Na Trantorze, niegdyś tętniącej życiem stolicy ogromnego państwa, potężnym centrum nauki i kultury, pozostały jedynie szkielety imponujących budowli. Zdarto tytanową powłokę planety, zasypano wielkie podziemne przestrzenie, na Powierzchni zaś, jak przed tysiącami lat, rosła trawa, a wśród drzew i ruin hulał wiatr.
Tymczasem Pierwsza Fundacja rośnie w siłę, podporządkowując sobie kolejne światy. Wydaje się, że wszystko toczy się tak, jak prawie pięćset lat wcześniej zaplanował legendarny Hari Seldon. Ale pewien młody człowiek, członek Rady Terminusa, dochodzi do wniosku, że ani teraźniejszość, ani przyszłość nie rysuje się w tak różowych barwach. Popada w konflikt z najwyższymi władzami planety. Konsekwencją jest splot wydarzeń stanowiących treść tej i następnej części „Fundacji”.

Asimov słusznie podejrzewał, że po takim sukcesie Doubleday nie zrezygnuje i zmusi go do napisania kolejnej powieści. Już wtedy gdy składał maszynopis “Agenta Fundacji”, a wydawnictwo nie miało poważnych przesłanek, by liczyć na wielki sukces, przedstawiono mu kontrakt. Tym razem oferowano siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów zaliczki.
Asimov zaproponował jednak wydanie powieści o robotach, do której napisania od pewnego już czasu się przymierzał. Z niechęcią, ale wyrazili zgodę. Powstały więc wtedy “Roboty z planety Świtu”, a następnie “Roboty i Imperium”. Nie były to wszakże zupełnie odrębne tematycznie książki.
Mimo swej niepodważalnej wartości tytuły te nie sprzedawały się tak, jak sprzedałaby się „Fundacja”. Doubleday przyparło więc Asimova do muru i zażądało następnej części sagi. Mistrz zabrał się do pracy i powstała “Fundacja i Ziemia”. Ta bezpośrednia kontynuacja opowiada o dalszych losach bohaterów Agenta… Tym razem Golan Trevize i Janov Pelorat wybierają się na poszukiwanie mitycznej kolebki ludzkości – Ziemi. Odnalezienie jej wydaje się kluczowym elementem w rozwiązaniu trapiących ich i całą Fundację problemów i wątpliwości. Przemierzając Galaktykę, odnajdują wiele zaginionych i zapomnianych światów mitycznych Przestrzeńców, którzy przed tysiącami lat zamieszkiwali Aurorę – planetę Świtu, Solarię i pozostałe czterdzieści osiem światów.
Sam Asimov określa “Fundację i Ziemię” jako „niezłą”. Przyznaje jednak, że powieść zamyka się takim pomysłem, że w razie kolejnej „propozycji nie do odrzucenia” ze strony wydawcy nie udałoby mu się jej kontynuować. Wyglądało na to, że Asimov znów na „jakiś czas” zarzuci „Fundację”. Jednak któregoś dnia pisarz spotkał w windzie jednego ze swoich studentów, który koniecznie chciał wiedzieć, co robił Hari Seldon, gdy był młody.
– Dlaczego nie napisze pan czegoś o tym?
– Ależ ja nie wiem, co robił Seldon, gdy był młody.
– No to niech pan coś wymyśli, doktorze Asimov.
W rezultacie powstała powieść “Preludium Fundacji”. “Fundacja” rozpoczynała się, gdy Seldon był już starym, schorowanym naukowcem poruszającym się na wózku inwalidzkim. W kolejnych częściach był już legendarnym, na poły mitycznym geniuszem matematycznym i największym psychohistorykiem, który wytyczał ludzkości drogę ku dobrej przyszłości. Teraz Asimov opisał życie Helikończyka, gdy jako trzydziestodwuletni uzdolniony matematyk przybywa na Trantor, stołeczny świat Imperium. Na Zjeździe Dziesięcioletnim przedstawia nowatorską pracę z zakresu psychohistorii. Niestety, główne przesłanie referatu zostaje błędnie odczytane. Wiele osób, w tym ci, którzy decydują o losach Imperium, stara się wykorzystać teoretyczne założenia psychohistorii do własnych partykularnych celów. W efekcie Hari Seldon musi uciekać przed możnowładcami, a zwłaszcza przed wszechwładnym Pierwszym Ministrem Eto Demerzelem. Przemierzając różne sektory Trantora, matematyk spotyka wiele osób, które w mniej lub bardziej bezpośredni sposób przyczyniają się do ukształtowania pierwszych, podstawowych praw i założeń praktycznej psychohistorii. Podczas Ucieczki Hari Seldon spotyka swoją przyszłą żonę i współpracowniczkę, a także Yugo Amaryla, przyszłego współtwórcę psychohistorii. Akcja “Preludium Fundacji” kończy się mniej więcej w tym samym momencie, w którym zaczyna się pierwsza część trylogii.

Po “Preludium…” nie miało już być dalszych części. Asimov opisał młodość Seldona i początki psychohistorii. Ponadto ulubiona redaktorka Asimova, Jennifer Brehl, miała nowy pomysł:
– Isaacu – spytała – dlaczego nie napiszesz teraz powieści, która nie miałaby nic wspólnego ani z Fundacją, ani z robotami?
– Wielkie nieba, Jennifer, nawet nie wiem, jak to się robi – odparł.
Ale oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wymyślił czegoś rewelacyjnego. Powstała wtedy “Nemesis”, znakomita powieść, która rzeczywiście nie miała nic wspólnego ani z Fundacją, ani z robotami.
A potem Jennifer miała kolejny pomysł:
– Isaacu – powiedziała – napisz taką księgę „Fundacji”, w której bohaterowie zmienialiby się w każdym rozdziale.
Asimov przemyślał całą sprawę i rozpoczął następną część sagi, “Narodziny Fundacji”, w której Hari Seldon stopniowo się starzał. Jest to opowieść w pięciu aktach, a w każdym z nich matematyk jest o dziesięć lat starszy.
Asimov zaczął pracę nad “Narodzinami…”, lecz pod koniec 1989 roku zdarzyło się nieszczęście. Powalił go atak serca wywołany niewydolnością zastawki dwudzielnej. Pisarz całymi miesiącami leżał w łóżku i nie mógł nie tylko chodzić, ale także pisać. Nawet dyktowanie sprawiało mu ogromny kłopot. Żartował, że z każdym rozdziałem, tak jak Hari Seldon, czuje się o dziesięć lat starszy. Powiedział nawet swojemu lekarzowi i staremu przyjacielowi, Paulowi Essermanowi:
– Paul, myślę, że chyba już umrę, i chciałbym, żebyś mi dał umrzeć w spokoju.
– Myślę, że chyba nie umrzesz, i nie dam ci umrzeć w spokoju – odparł Esserman.
I nie dał. Asimov ciągle pisał swoją „Fundację”. W “Narodzinach…” przedstawione są wydarzenia, które rozegrały się w ciągu pięćdziesięciu lat dzielących czas akcji “Preludium…” i “Fundacji”. Hari Seldon tworzy zespół, który z czasem rozrasta się do kilkuset osób. Jesteśmy świadkami dojrzewania osobowości matematyka oraz powstawania psychohistorii. Jako wykładowca Uniwersytetu Streelinga, profesor Seldon może liczyć na imperialne granty. Ale nie wszyscy są zainteresowani sukcesami wielkiego Helikończyka, nie wszyscy pragną rozwoju praktycznej psychohistorii. Upadek Pierwszego Imperium postępuje coraz gwałtowniej, coraz wyraźniejsze są oznaki ekonomicznego, naukowego i kulturowego chaosu. Hari Seldon, wraz z najbliższymi współpracownikami, zmuszony jest do opuszczenia uniwersytetu i przenosi swoje biura do Biblioteki Imperialnej – największej skarbnicy wiedzy o ludzkiej cywilizacji. Wie już, że upadającego Imperium nie da się uratować. Można tylko opracować wytyczony wzorami psychohistorycznymi plan, tak by okres chaosu i mroków barbarzyństwa zmniejszyć z przewidywanych trzydziestu tysięcy do tysiąca lat. Wzruszający koniec powieści chwyta za serce tym bardziej, że Isaac Asimov zmarł kilka tygodni po tym, jak opisał śmierć Seldona; postaci, która była – czego nigdy nie ukrywał – jego alter ego.

Dziś saga ta jest jednym z największych dzieł literatury SF i ma swoich wielbicieli na całym świecie. Pod jej wrażeniem pozostają nie tylko wierni miłośnicy i czytelnicy Asimova, lecz także inne sławne pióra science fiction, między innymi tacy bestsellerowi autorzy tego nurtu, jak: Gregory Benford, Greg Bear i David Brin. Ich fascynacja „Fundacją” zaowocowała powstaniem drugiej trylogii, na którą składają się: “Zagrożenie Fundacji” Gregory’ego Benforda, “Fundacja i Chaos” Grega Beara oraz “Tryumf Fundacji” Davida Brina. Cała akcja drugiej trylogii rozgrywa się w okresie, gdy Hari Seldon przebywa na Trantorze i ze swym zespołem pracuje nad psychohistorią.
Autorzy tych trzech powieści podkreślają, że ich dzieła nie naśladują sagi Asimova, lecz rządzą się własnymi prawami, a ich bohaterzy sami muszą sobie dawać radę. Można więc drugą trylogię czytać jak niezależne powieści. Z drugiej jednak strony autorzy przyznają, że świat ich „Fundacji” byłby znacznie uboższy, gdyby nie wspaniałe tło wszechświata stworzonego przez Asimova.

Druga trylogia jest wkładem Benforda, Beara i Brina w dyskusję nad światem „Fundacji”, człowiekiem, społeczeństwem i kształtem przyszłości. Jak sami mówią, zawsze fascynowało ich Imperium, Trantor, Hari Seldon i jego psychohistoria. Zastanawiali się, jakim był człowiekiem, co myślał i czuł, jaka była teoria psychohistorii, jak wyglądało i funkcjonowało społeczeństwo Trantora i całego Imperium Galaktycznego. Ich trylogia to próba odpowiedzi na postawione sobie pytania. To propozycja wizerunku tego odległego o tysiące lat świata, w którym bohaterami są nie tylko znane nam już postaci, lecz także te rzeczy, które zaczynają towarzyszyć człowiekowi dwudziestego pierwszego wieku, i te, które tworzą jego przyszłość, a przynajmniej jej wizję: wspaniałe, superszybkie komputery, symulacje komputerowe, Internet, świat doprowadzonej do perfekcji przestrzeni wirtualnej, gromadzenie, przetwarzanie i wykorzystywanie olbrzymich ilości informacji, światowe sieci informacyjne i monstrualne infostrady, a także manipulacja czasem i przestrzenią.

Druga trylogia, tak jak i cała saga Asimova, to monumentalna i wspaniała opowieść o przyszłości dla teraźniejszości, napisana z wielkim rozmachem historia zwykłych ludzi tworzących rzeczy niezwykłe. To zapis ich podróży i przygód, uczuć, lęków i nadziei, ich troski o człowieka i jego przyszłość.

Czytelnik miał okazję zetknąć się z „Fundacją” w 1951 roku, gdy ukazał się pierwszy tom trylogii. Dziś saga ta składa się z dziesięciu tomów, a wszystkie, po raz pierwszy w historii naszego rynku wydawniczego, ukażą się w regularnych odstępach nakładem jednego wydawnictwa. Zgodnie z chronologią świata przedstawionego, proponujemy Państwu smakowanie tej znakomitej sagi w następującej kolejności:

• Preludium Fundacji (Asimov)
• Narodziny Fundacji (Asimov)
• Zagrożenie Fundacji (Benford)
• Fundacja i Chaos (Bear)
• Tryumf Fundacji (Brin)
• Fundacja (Asimov)
• Fundacja i Imperium (Asimov)
• Druga Fundacja (Asimov)
• Agent Fundacji (Asimov)
• Fundacja i Ziemia (Asimov)

Drogi Czytelniku! Dom Wydawniczy REBIS z prawdziwą przyjemnością zaprasza na wspaniałą podróż w odległą o tysiące lat przyszłość; w podróż po Galaktyce, w której „gwiazdy z rzadka są rozsiane, a chłód przestrzeni wielki”; w której pośród lśniącego tytanu kopuł miast, oceanów wirtualnych wzorów matematycznych, cichych ruin wielkich metropolii lub bajecznie kolorowych ogrodów żyje człowiek. Taki sam jak człowiek końca dwudziestego wieku. Żyje i walczy o przetrwanie. Kocha, boi się i ma nadzieję.

Isaac Asimov zawsze pokładał wielkie nadzieje w ludzkości, zawsze wierzył, że na przekór wszystkiemu człowiek przetrwa. O tym właśnie opowiada jego „Fundacja”, a autorzy nowej trylogii mają, jak piszą, nadzieję, że ich powieści kontynuują najlepsze wzory i tradycje jednego z najwspanialszych dzieł literatury science fiction.
Piotr Hermanowski

Rozdział I
Matematyk

CLEON I – (…) Ostatni Imperator Galaktyczny dynastii Enturn. Urodził się w 11988 roku ery galaktycznej, tego samego roku co Hari Seldon. Panuje przekonanie, że data narodzin Seldona, którą niektórzy podają w wątpliwość, mogła zostać dopasowana do roku narodzin Cleona, którego Seldon, jak się przypuszcza, spotkał wkrótce po przybyciu na Trantor.
Cleon zasiadł na imperialnym tronie w roku 12010 w wieku dwudziestu dwóch lat. Jego panowanie stanowiło osobliwy okres spokoju w tamtych burzliwych czasach. Była to niewątpliwie zasługa umiejętności imperialnego szefa sztabu, Eto Demerzela, który tak starannie usuwał się w cień, że niewiele o nim wiadomo.
Jeżeli chodzi o Cleona (…)
Encyklopedia Galaktyczna2

1

Cleon dyskretnie stłumił ziewnięcie i zapytał:
– Demerzel, słyszałeś może kiedyś o człowieku, który nazywa się Hari Seldon?
Cleon był imperatorem zaledwie od dziesięciu lat, ale bywały chwile podczas ceremonii państwowych, kiedy – przyodziany w uroczyste szaty i dzierżący insygnia królewskie – prezentował się tak godnie, jak na przedstawiającym go hologramie stojącym w niszy za jego plecami. Hologram umieszczono w ten sposób, że wyraźnie dominował nad innymi niszami, w których znajdowały się wizerunki kilku jego poprzedników.
Hologram nie był całkowicie wierną kopią; choć zarówno na nim, jak i w rzeczywistości włosy Cleona były jasnobrązowe, na wizerunku wydawały się nieco gęstsze. Poza tym twarz imperatora odznaczała się pewną asymetrią, gdyż jego górna warga z lewej strony unosiła się wyżej niż z prawej, a jakimś cudem nie było tego widać na hologramie. Gdyby Cleon stanął w niszy, można by także zauważyć, że jest o dwa centymetry niższy od portretu holograficznego, na którym miał metr osiemdziesiąt trzy wzrostu – i być może trochę tęższy.
Oczywiście, hologram przedstawiał oficjalny portret z koronacji i Cleon był wtedy młodszy. Wciąż jednak wyglądał młodo i dość atrakcyjnie, a kiedy nie denerwował się podczas oficjalnych ceremonii, na jego twarzy malowała się pewna dobroduszność.
– Hari Seldon? – spytał Demerzel tonem pełnym szacunku, o który bardzo się starał. – Nie znam nikogo o tym nazwisku, Wasza Wysokość. A powinienem go znać?
– Minister Nauki wspomniał mi o nim wczoraj wieczorem. Pomyślałem, że może go znasz.
Demerzel zmarszczył brwi, ale tylko nieznacznie, gdyż nie wypadało tego robić w obecności imperatora.
– Minister Nauki, Wasza Wysokość, powinien porozmawiać o tym człowieku ze mną, szefem sztabu. Gdyby cię niepokojono z każdej strony.
Cleon uniósł rękę i Demerzel natychmiast przerwał.
– Proszę, Demerzel, nie można stale obstawać przy przestrzeganiu form. Kiedy wczoraj wieczorem przechodziłem obok ministra na przyjęciu i zamieniłem z nim kilka słów, aż kipiał z podniecenia. Nie mogłem go nie wysłuchać i cieszę się, że to zrobiłem, bo opowiadał interesujące rzeczy.
– W jakim sensie interesujące, Wasza Wysokość?
– Cóż, minęły już stare czasy, kiedy nauka i matematyka były ostatnim krzykiem mody, być może dlatego, że dokonano już wszystkich odkryć, nie sądzisz? Najwyraźniej jednak nadal mogą mieć miejsce interesujące zdarzenia. Przynajmniej powiedziano mi, że są interesujące.
– Tak twierdził Minister Nauki, Wasza Wysokość?
– Tak. Powiedział, że ten Hari Seldon uczestniczył w zjeździe matematyków zorganizowanym tutaj, na Trantorze – z jakiegoś powodu organizują taki zjazd co dziesięć lat – i podobno udowodnił, że można matematycznie przepowiedzieć przyszłość.
Demerzel pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech.
– Albo Minister Nauki, człowiek niewielkiej bystrości umysłu, jest w błędzie, albo ten matematyk się myli. Sprawa przepowiadania przyszłości to przecież dziecinne marzenie o czarodziejskiej krainie.
– Naprawdę, Demerzel? Ludzie w to wierzą.
– Ludzie wierzą w różne rzeczy, panie.
– Ale wierzą również w takie rzeczy. Dlatego nie ma znaczenia, czy przepowiadanie przyszłości jest możliwe, czy nie. Jeśli jakiś matematyk przepowiedziałby mi długie i szczęśliwe panowanie, okres pokoju i pomyślności dla Imperium. Ech, czyż nie przyniosłoby to korzyści?
– Z pewnością miło byłoby to usłyszeć, ale co z tego, Wasza Wysokość?
– Gdyby ludzie w to uwierzyli, na pewno działaliby w duchu tej wiary. Wiele proroctw staje się faktem, samą mocą tego, że ludzie w nie wierzą. To „proroctwa, które spełniają się same przez się”. Przypominam sobie, że to właśnie ty mi to kiedyś wyjaśniałeś.
– Być może tak właśnie było, Wasza Wysokość – powiedział Demerzel. Przyglądał się uważnie imperatorowi, jak gdyby chciał sprawdzić, jak daleko może się posunąć w wyrażaniu własnych opinii. – Gdyby jednak tak było, każdemu można by kazać wygłosić proroctwo.
– Nie wszystkim uwierzono by w równym stopniu. Matematyka, który byłby w stanie poprzeć swoje proroctwo wzorami i terminologią naukową, mógłby nikt nie zrozumieć, a mimo to wszyscy byliby skłonni mu uwierzyć.
– Jak zwykle, Wasza Wysokość, mówisz rozsądnie – rzekł Demerzel. – Żyjemy w niespokojnych czasach i warto byłoby je uspokoić w sposób, który nie wymagałby ani pieniędzy, ani wysiłku zbrojnego. bo w niedalekiej przeszłości przysporzyło to więcej szkód niż dobra.
– Właśnie, Demerzel – potwierdził podniecony imperator.
– Ściągnij tu tego Hariego Seldona. Mówisz mi, że twoje sznurki sięgają do każdego zakątka tego burzliwego świata, nawet tam, gdzie nie ośmielą się wkroczyć moje oddziały. Zatem pociągnij za jeden z nich i sprowadź tu tego matematyka. Chcę go zobaczyć.
– Tak zrobię, Wasza Wysokość – powiedział Demerzel, który już dawno zlokalizował Seldona. Odnotował też w pamięci, że trzeba pochwalić Ministra Nauki za dobrze wykonaną robotę.

 
Wesprzyj nas