Potęga i szaleństwo. Portret imperium rosyjskiego i sowieckiego w ponad dwudziestu barwnych odsłonach opowiedzianych przez profesora Andrzeja Andrusiewicza.


Złoty sen. Rosja XIX - XX wieku. Sprawy i ludzieW XIX i XX wieku Rosja, silniejsza niż kiedykolwiek, przeżyła największe ze swoich dziejowych burz. Wstrząsające nią rewolucje, zamachy oraz wojny odmieniły historię ludzkości. W ponad dwudziestu barwnych odsłonach – ilustrujących przełomowe, niejasne i ciekawe epizody oraz szczególnie ważne i fascynujące postaci – historię tę opowiada profesor Andrzej Andrusiewicz, niezrównany popularyzator i wybitny znawca przeszłości Rosji.

Rosyjska kolonizacja Ameryki. Zagadka śmierci „żelaznego cesarza” Mikołaja I. Historia budowy i niszczenia największego soboru świata. Prawda o Czarnej Sotni i o buncie pancernika „Potiomkin”. Testament Lenina, żarty Stalina. Niedoszła zagłada Moskwy podczas II wojny światowej i moskiewska bitwa o władzę 1993 roku. Gogol, Rasputin, Bakunin, Helfman, Machno i inni – owładnięci misją intelektualiści, mistycy, zbrodniarze, awanturnicy.

Wartość “Złotego snu” leży nie tylko w wytrawnym pisarstwie, atrakcyjnym przedmiocie lektury i naukowej rzetelności, ale także w nowych odkryciach archiwalnych i niepublikowanych w Polsce dziełach, które przysłużyły się treści książki.

Andrzej Andrusiewicz (ur. 1940) – historyk, politolog, znawca dziejów Rosji oraz krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Autor ponad dwudziestu publikacji dotyczących historii Rosji, szczególnie okresu Wielkiej Smuty, oraz biografii Piotra Wielkiego i Katarzyny II.

Andrzej Andrusiewicz
Złoty sen
Rosja XIX – XX wieku. Sprawy i ludzie
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 9 listopada 2016

Złoty sen. Rosja XIX – XX wieku. Sprawy i ludzie

WSTĘP

Historia Rosji XIX i XX wieku to przede wszystkim dzieje rewolucji — w XIX stuleciu jej dojrzewanie, a w XX spełnienie, które osiągnęło apogeum w dwóch przewrotach 1917 roku, będących pewną prawidłowością wynikającą z wszystkich narastających od dziesiątków lat antagonizmów między narodem a władzą. „Góra” nie umiała porozumieć się z „dołami” (społeczeństwem), co bardzo utrudniało procesy modernizacyjne, toteż na drogę postępu Rosja weszła dużo później niż wiodące kraje Europy. Istniały zarówno siły wewnętrzne, jak i zewnętrzne, w których interesie leżało niepowodzenie rosyjskich reform. Nawet carskie elity nie były dla Zachodu partnerem. Może nie stało się to w sposób przemyślany i celowy, ale ostatecznie sytuacja wyglądała tak, jakby wręcz dołożono wszelkich starań, by nie zaistniały one jako realny konkurent polityczny czy kulturalny.
Najwybitniejsi twórcy „złotego wieku” kultury rosyjskiej napotykali ogromne przeszkody, starając się dotrzeć do europejskiej publiczności. Tylko dysydenci mogli liczyć na pochwałę zachodnioeuropejskich salonów. Głosiciele wolności i braterstwa nienawidzili Rosji samodzierżawnej, a kochali Rosję Puszkina i Dostojewskiego tak żarliwie, że w miłosnym uścisku chętnie by ją udusili. Na rosyjskiej scenie politycznej wiodącą rolę odgrywała inteligencja zafascynowana oryginalnością nowych idei i teorii, która powoli stawała się liberalna, rewolucyjna, nihilistyczna i anarchistyczna. Nigdzie na świecie nie było takiego „szaleństwa duszy” jak w Rosji. Fenomen polityczny i psychologiczny. Ekstremizm ogarniał wszystkie nurty, a niektóre z nich wyrodziły się w terroryzm. Większość marzyła o narodzie, który musi się przebudzić.
Dlaczego musi? I na to pytanie wszyscy szukali odpowiedzi. I wszystkim się wydawało, że mają w ręku potężną broń, która pozwoli im władać ludzkimi duszami i umysłami. Byli i tacy, którzy sądzili, że jedną bombą zmienią rosyjską rzeczywistość. Napisano na ich cześć tysiące panegiryków, uważano ich za „ludzi wyjątkowych”, owładniętych „myślami nadgwiezdnymi”. A oni nieśli śmierć sobie i innym, byle szybciej obracało się koło historii.
W państwie, w którym tyle mówiono o świętości życia, nigdy nie było ono święte. Ten wielki dylemat moralny stał się prawdą dziejów Rosji. Był to swoisty chiliazm XIX–XX wieku, jakby „nowa religia”, która niszczyła religię chrześcijańską jako „niesłuszną”, zastępując ją własną „teologią” i własnymi ikonami. Polityczno-ideologiczna fronda i kosmopolityzm stały się znakiem „dobrego tonu” i „postępu”.
Nowe podejście do świata i życia wydało największy plon wśród młodzieży. Tworzyły się nowe podziały, powstawały nowe ideowo-polityczne prądy. Jedni nie rozumieli drugich, odmiennie postrzegając świat wewnętrzny i zewnętrzny. Część młodej i starej inteligencji pożeglowała w stronę, gdzie czczono duchową spuściznę „starej Rusi”, na której oparł się ruch prawosławny — monarchistyczny, podporządkowując duchową hierarchię doraźnym celom politycznym. Z kolei dla wszystkich skrzydeł obozu liberalnego wspólnym hasłem (czy raczej sloganem) była „wolność”, pojmowana jako unowocześnienie „rosyjskiego ducha”, ale w opozycji do nurtu konserwatywnego opowiadającego się za modernizacją państwa i jego materialnej infrastruktury. Ujawniła się głęboka przepaść dzieląca inteligencję na przeciwstawne obozy, które wzajemnie się wyniszczały. Nigdy wrogowie nie zadali inteligencji rosyjskiej takich ran, jakie zadała ona sobie sama. Tak było w epoce przedrewolucyjnej, ale też i w porewolucyjnej. Gdy okręt tonął, najgłośniejsi rzecznicy „nowych idei” czy obrońcy „starego ducha” (po rewolucji październikowej) pierwsi porzucali jego pokład. Nowa inteligencja — porewolucyjna, czyli pokolenia awansu społecznego — nie udźwignęła ciężaru i uległa demoralizacji.
Barykady 1993 roku stanęły wbrew niej. Kiedy ogarniemy spojrzeniem ten wielki problem dziejowy, lepiej zrozumiemy, dzięki czemu tak łatwo jedne siły schodziły ze sceny i równie łatwo budziły się siły nowe, działające na rzecz „postępu”, bo wiara w „postęp” była w Rosji bezgraniczna. Pochodziła z wielkich marzeń o rewolu cji społecznej jako panaceum na wszystkie udręki ludzkie. O takich ludziach pisał francuski poeta, ulubieniec paryskich przedmieść, Pierre Béranger w wierszu Szaleńcy, którego strofy deklamował z emfazą jeden z bohaterów dramatu scenicznego Na dnie (1902) Maksyma Gorkiego. To był „złoty sen szaleńców” — wytwór wyobraźni, wspaniała wizja przyszłości Rosji, wiecznie niezaspokojona tęsknota za czymś doskonałym, chciwe wyczekiwanie na coś niezwykłego. Cesarz Aleksander I na początku XIX wieku śnił o największej świątyni świata, która miała uwiecznić chwałę Rosji z 1812 roku. Dekabryści marzyli o obaleniu samodzierżawia i zajęciu jego miejsca, potem Bakunin chciał na ruinach państwa stworzyć sprawiedliwe społeczeństwo, cesarz Mikołaj I, następca Aleksandra I, wierzył, że przekształci Rosję w największą potęgę świata. A oberprokurator Najświętszego Synodu, jedna z najbardziej wpływowych osobistości carskiej biurokracji, Pobiedonoscew? Jego „złoty sen” to Rosja mocno zakotwiczona w wartościach religijnych i nienaruszalności monarchii. Do tego wielkie czyny rewolucjonisty i agenta tajnej policji Bogrowa, pociągające pomysły politycznego awanturnika i finansisty Parvusa o rewolucji globalnej, czy ukraińskiego anarchisty Machny o rewolucji anarchistycznej.
Niespokojne czasy sprzyjały formowaniu się całego legionu marzycieli-burzycieli w kraju i poza jego granicami, gdzie tułały się gromady wygnańców, którzy obcym udzielali lekcji lżenia i oskarżania własnej ojczyzny. O tym dramacie rosyjskiego „złotego snu” często się zapomina. W Rosji roiło się od takich Bogrowów czy Parvusów, zawsze w pogoni za „nieznanym”. XIX wiek to czasy, gdy sięgano po wszelkie możliwe środki, w czym ujawniał się typowy rosyjski maksymalizm. Gdy dla jednych „złoty sen” był chwałą i przepustką do wieczności, dla innych stał się przekleństwem. Przebudzenie w 1917 roku okazało się bardzo bolesne. Jak to bywa w rewolucji, po arystokratach, generałach, adwokatach (przewrót lutowy) przyszły do władzy zastępy Maratów i Robespierre’ów (przewrót październikowy). Z drugiej wszakże strony dziki huragan, który przeleciał nad upadłym imperium, nie zniszczył Wielkiej Rosji, wręcz odwrotnie — swoim radykalnym projektem cywilizacyjnym uwiódł miliony ludzi.
Kilka pokoleń czytelników wyrobiło sobie zwyczaj patrzenia na dzieje, w ogóle na Rosję, poprzez pewien schemat rusofobijny. I wszystko, co nie mieściło się w stereotypie, usuwano albo wypaczano. Stereotyp jest prawdziwą potęgą, trudną do przezwyciężenia. Nawet fakty już dawno zweryfikowane ciągle tkwią w starej interpretacji i dawnej poetyce zastępującej prawdę historyczną przez prawdę polityczną. Ta zaś jest niczym innym jak kłamstwem historycznym. To problem nauki i moralności. Nie sposób dokonać przeglądu zafałszowań, przemilczeń, zmyśleń, „karkołomnych” interpretacji, które cytują najczcigodniejsi przedstawiciele nauki historycznej. W żadnej innej literaturze historycznej — w porównaniu do rosjoznawczej — nie można znaleźć podobnego zamętu. Ocena historii Rosji XIX i XX wieku zmieniała się wiele razy i zawsze nowa „prawda” wynosiła na szczyty nowych bohaterów — wczorajszych wrogów, zgoła przeinaczając fakty.
Nie wszystko w historii Rosji i ZSRR było jednoznaczne i pewne, gęsto w niej od znaków zapytania. Dzieje Rosji obfitują w paradoksy i tajemnice związane z nieodgadnionym charakterem samego człowieka, z jego duchem. I nie chodzi tu o jakiegoś mitycznego „tajemniczego Sfinksa”. Jeśli spojrzymy na przeszłość tego kraju, dostrzeżemy pierwiastek eschatologiczny, mitologiczny jako czołowe siły duchowe, które niekiedy rodziły postawy maksymalistyczne i popychały do buntu. Jak powiedział wybitny przedstawiciel lewicy filozoficznej i krytyk literacki Wissarion Bielinski, duch narodu, podobnie jak duch pojedynczego człowieka, wyraża się w pełni tylko w krytycznych momentach, i nie można tu wskazać jakichś prawidłowości. Według wszelkich „praw socjologicznych” i „praw Historii” Rosja powinna była zginąć w 1812 roku, w 1917 roku, podczas drugiej wojny światowej, po rozpadzie Związku Radzieckiego. Związany z ugrupowaniami nacjonalistycznymi ukraiński geograf Jurij Łypa w pracy Rospodił Rossij (1941) przewidywał, że Rosja zniknie bez śladu, a na wschodzie jej miejsce zajmie wolna Wielka Ukraina. Pięćdziesiąt lat później wpływowy, opiniotwórczy „The Economist” (1992) chyba najpełniej wyraził marzenie o rozpadzie Rosji, zamieszczając mapę ewentualnych podziałów Federacji Rosyjskiej na dwadzieścia samo dzielnych podmiotów — wszystkie o nieprzebranych zasobach bogactw naturalnych.
Rosja jednak istniała nadal, nawet wtedy, gdy zdawałoby się, że powinna zniknąć. Jej przetrwanie i dalsze istnienie tłumaczono jedynie cudem, bo w rosyjskim myśleniu obok racjonalizmu istniało myślenie irracjonalne, objaśniające świat za pomocą „cudowności”. Dwa typy myślenia przybierały różne, często zaskakujące formy, co znalazło odzwierciedlenie w literaturze pięknej, poezji, literaturze religijnej, filozofii, publicystyce. Poglądy te były najbardziej znamienne dla Rosji dziewiętnastowiecznej, kiedy przez całe stulecie toczył się wielki spór ideowy, który bez względu na zmieniający się co jakiś czas zakres pojęciowy (słowianofilizm, okcydentalizm, panslawizm, eurazjatyzm, internacjonalizm, socjalizm, komunizm, nacjonalizm, nihilizm) był niczym innym jak tworzeniem mitu „wybraństwa” Rosji czy poszukiwania „dobra absolutnego”.
Mimo ogromu cierpień, niepoliczalnych strat materialnych, masowego terroru, wyginięcia całych warstw społecznych ludzie i tak się jednoczyli — świadomie lub nieświadomie, często pod znakiem pamięci historycznej, czy nawet cierpiętnictwa, mocno zakorzenionego w metafizyce dziejów Rosji. W krytycznych momentach ujawniał się potężny zaczyn duchowy, zarówno wśród szerokich kręgów społecznych, jak i u przywódców. Pierwiastki duchowe, chrześcijańskie, które w czasach carskich były jedynym odniesieniem dla moralności, pomagały w realnej rzeczywistości, bez czego, jak mówił Dostojewski, życie stałoby się nie do wytrzymania. Również silne poczucie dumy narodowej Rosjan, silniejsze, jak się wydaje, niż u innych narodów, pozwalało przetrwać największe kataklizmy dziejowe. Rys moralny dziejów jest często pomijany przez badaczy, bo też oceny tego rodzaju nie należą do łatwych. Nawet największy dylemat ideowy — uczynić z Rosji część kulturalnej Europy czy być barbarzyńską Azją, a może wybrać trzecią drogę, czyli rozwój według oryginalnej własnej kultury — trwa do dziś i choć tym pojęciom zdążono już nadać nową treść, wciąż jest mocno osadzony w moralności. Rosyjska literatura, począwszy od Puszkina i Lermontowa, a skończywszy na pisarzach postradzieckich, jest żywym potwierdzeniem tego faktu. „Szalony Wissarion” Bielinski nieco przesadził, gdy pisał: „Zazdroszczę wnukom i prawnukom naszym, którym sądzone jest zobaczyć w 1940 roku Rosję stojącą na czele cywilizowanego świata”, ale to jednak Rosja wspólnie z zachodnimi sojusznikami uratowała Europę przed faszyzmem w 1945 roku, z którym kilka lat wcześniej się sprzymierzyła. Kilkanaście lat później sama zapoczątkowała erę podboju kosmosu. Z kolei opinię Władysława Konopczyńskiego, że „zachodniej cywilizacji daleko do rosyjskich wyżyn”, trzeba uznać za spore uproszczenie, tak jak nieprawdziwa jest teza, że Rosja to takie miejsce na Ziemi, w którym zawsze było i jest źle. I jeżeli wydarzyło się tam coś dobrego, to tylko dzięki wpływom Zachodu.
Tymi obserwacjami wkraczam w granice wyznaczone w tej książce. Dwa stulecia dziejów Rosji można różnie odczytywać. Jest tam wszystko: krwawe walki o władzę, podboje, przewroty, prowokacje, bunty społeczne, obelgi rzucane na panujących i złorzeczenia Bogu, jest tam niejeden przesąd, są dzieje świętych i okrutników. Poza tematyką „złotego snu” podejmuję problemy, które snem nie były, raczej „białymi plamami” dziejów najnowszych. Rosję można pojąć — wbrew temu, co mówił poeta i myśliciel Fiodor Tiutczew — tylko rozumem. Bo obok mistycznego stanu ducha realnie istniało wielkie imperium, raz słabe, raz silne i ekspansywne. Trudne dla Rosji stulecia XIX i XX zostawiły wiele wydarzeń niewyjaśnionych do końca. O niektórych tak pisano, aby ich nie wyjaśnić, a raczej dodatkowo zagmatwać, tak że jeszcze dziś, w wieku XXI, rozwiązanie wielu zagadek jest niemożliwe, sporo postaci historycznych owianych jest tajemnicą i trudno się przebić przez oficjalną wersję wydarzeń.
W setną rocznicę rewolucji 1917 roku godzi się wspomnieć o tych ludziach okrytych mgłą niepamięci bądź niesprawiedliwie osądzonych. „Wskrzeszam” niektóre postacie nie jako pomnikowe, lecz jako żywych ludzi, stojących z wytrwałym uporem przy sprawach, które uważali za słuszne. Były wśród nich umysły wybitne, lecz przede wszystkim były to osoby, które w swoim czasie odegrały niezmiernie ważną rolę w życiu Rosji, a w swej działalności niejednokrotnie stykały się z Polakami i sprawami polskimi.
Zamieszczonych tu dziewięć portretów to historie ludzi wyjątkowych i kontrowersyjnych, niewolnych od sprzeczności, obarczonych tragicznymi błędami, balansujących na krawędzi, zwolenników sytuacji granicznych, „opętanych ideą” aktywistów i bezinteresownych marzycieli. Wszystkich ich łączył wewnętrzny żar, od Pestela do Lenina. Wyróżniali się przysłowiową „iskrą Bożą”, która zapala się, gdy krajem wstrząsają wielkie wydarzenia. Chciałem, aby opisywane postacie nabrały rumieńców, aby i ci znani, i na pół zapomniani ludzie ożyli i zdali „sprawozdanie” ze swoich czynów. Dlatego starałem się usilnie sprowadzić ich tak blisko prawdy, jak to tylko było możliwe po latach umyślnego jej zniekształcania. Często człowieka charakteryzowano jednym epitetem: zdrajca, reakcjonista, oszust, potwór, prowokator, „biały” bohater, „czerwony” zbrodniarz. Jeżeli wszak przyjrzymy się życiorysom ludzi nawet tym z parnasu, to zawsze znajdziemy coś, co można by uznać za plamę na honorze. Nie da się ich zrozumieć, jeśli odmówimy im cech ludzkich, skupiając się wyłącznie na ich wykreowanym — negatywnym lub pozytywnym — wizerunku. Iluż „bohaterów” wyniesiono niesłusznie na piedestał, a iluż powinno stanąć na cokole, ale historycy i politycy zadekretowali, że na ten laur nie zasłużyli…
Pisząc o ludziach, którzy już dawno zeszli ze sceny dziejów, staram się uwzględnić wszystkie uwarunkowania, tak zewnętrzne, jak i wewnętrzne, psychologiczne i kulturowe, dzięki czemu — jak sądzę — widzimy „innego” człowieka, niekiedy wbrew temu, co powszechnie o nim wiadomo. Wolelibyśmy, ażeby ich życie było „bez skazy”, ale jest to zwyczajnie niemożliwe. Patrzę na nich ich oczyma, unikam apriorycznych sądów, a własne hipotezy stawiam przede wszystkim tam, gdzie pozwalam sobie na analizę psychologiczną. Oczywiście trudno wytłumaczyć krwawe fragmenty historii, kiedy najbardziej konsekwentni wyraziciele woli narodu czy innych podniosłych idei okazywali się wrogami ludu, pogromcami, zabójcami. Nie da się tego wytłumaczyć psychologią jednego człowieka, nieprzewidzianymi okolicznościami, tak jak nie da się zrozumieć Rosji tylko przez represyjność systemu, co jedynie dowodzi bezradności intelektualnej przy próbach interpretacji przeszłości.

 
Wesprzyj nas