Gra o wysoką stawkę, dylematy moralne, nagłe zwroty akcji i protagoniści, którym musisz kibicować, podczas gdy główna bohaterka walczy z demonami mrocznej i okrutnej przeszłości.


Pokusa czerniMroczna przeszłość powraca, by zniszczyć wszelką nadzieję na przyszłość

Chociaż wydaje się, że mają wszystko, jednak Hannah Parks czuje, że jej mąż Dallin staje się coraz bardziej obcy. Kiedy małżonkowie postanawiają starać się o dziecko, Hannah jest pełna nadziei, że sytuacja się poprawi, ale to, co pewnej nocy Dallin mówi przez sen, dogłębnie nią wstrząśnie.

Hannah odkrywa mroczne oblicze Dallina. Dociera do niej również, że panujące między mini złe relacje są ściśle związane z jej dzieciństwem spędzonym w rodzinie dysfunkcyjnej.

Gdy Dallin usiłuje uprowadzić żonę, ta ucieka, korzystając z pomocy Blacka, byłego policjanta, a obecnie specjalisty zajmującego się pomaganiem ludziom zmuszonym się ukrywać. Wspólnymi siłami starają się zapewnić Hannah bezpieczeństwo, a jednocześnie rozwiązać tajemnicę Dallina.

Czy klucz do przeżycia Hannah kryje się w mrocznej przeszłości jej rodziny?

***

Już od pierwszej przerażającej linijki wiesz, że nie jest to przeciętny dreszczowiec. To thriller całą gębą. Taki, który przyprawia czytelnika o gęsią skórkę.
M. J. Rose, autor The Witch of Painted Sorrows

Gra o wysoką stawkę, dylematy moralne, nagłe zwroty akcji i protagoniści, którym musisz kibicować, podczas gdy główna bohaterka walczy z demonami mrocznej i okrutnej przeszłości. Książka Cartera Wilsona jest przesiąknięta adrenaliną. Doskonały dreszczowiec, który nie pozwoli ci zasnąć do rana.
Carla Buckley, autorka The Deepest Secret.

Jeśli pociągają cię mroczne zabawy Stephena Kinga oraz mniej wyszukane okropieństwa Harlana Cobena, spodoba ci się nowy thriller Cartera Wilsona.
Julia Heaberlin, autorka Black-Eyed Susans

Carter Wilson urodził się w stanie Nowy Meksyk, dorastał w Los Angeles, następnie wstąpił na Cornell University. Jest doradcą i często prowadzi wykłady na temat świadczenia usług hotelarskich. Podróżuje po całym świecie, zarówno w celach zawodowych, jak i dla przyjemności, pracuje jako wolontariusz dla dobroczynnej organizacji Habitat for Humanity. W Polsce ukazała się jego powieść “Chłopiec w lesie”.

Carter Wilson
Pokusa czerni
Przekład: Ewa Westwalewicz-Mogilska
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 9 listopada 2016

Pokusa czerni

Prolog

Wieczór Święta Dziękczynienia
Redemption, Kansas
Rok 1995

Hannah nie miała żadnego planu poza tym zakładającym podpalenie ojca.
Tego wieczoru, gdy Billy wtoczył się do domu, ukryła się w ciemnościach swojej szafy, pośród butów, z których wyrosła, i ubrań, które wiecznie cuchnęły dymem papierosów, choćby je prała nie wiedzieć ile razy. Było tam również pudełko na pamiątki zawierające tylko poczerniałe róże od jej pierwszego i jedynego chłopaka, wspomnienie po romansie, który trwał nie dłużej niż owe kwiaty. Hannah już wcześniej spędzała sporo czasu w szafie. W ciasnej ciemności czas zdawał się wydłużać w jakiś magiczny sposób, stąd sekundy stawały się minutami, te zaś godzinami. Ale w końcu mijały. Billy był przewidywalny. Gdy jego wściekłość gasła, stawał się zmęczony niczym gepard po uśmierceniu zdobyczy. Zasypiał, a wtedy do działania przystępowała Hannah.
Kiedy w domu wreszcie zapadła cisza, jak zawsze policzyła do stu, a potem otworzyła drzwi swego schronienia. Wyszła z pokoju i zaczęła przekradać się do sypialni rodziców, ostrożnie badając bosymi stopami trzeszczące deski podłogi. Zastała matkę w łóżku. Na szafce nocnej stała pusta szklanka po dżinie, jej środku znieczulającym. Hannah objęła kruchą postać ramieniem i poczuła, że wstrząsa nią tłumiony szloch. Powiedziała więc, że nadeszła pora, by coś z tym zrobić. Najwyższy czas, by skończyć z takim życiem.
– Idź umyć zęby i kładź się spać – odezwała się matka. I dodała z twarzą wtuloną w poduszkę: – Rano będzie lepiej.
Zawsze obiecywała, że rano będzie lepiej. Hannah pogłaskała ją po włosach.
– Jasne – zgodziła się. Tym razem po raz pierwszy w to wierzyła.
Ojciec znęcał się nad nimi, odkąd Hannah sięgała pamięcią. Teraz miała piętnaście lat, jego napaści stały się rutyną i przestała wobec niego używać słowa „tatuś”. Justine nadal tak się do niego zwracała, ale Hannah nazywała go po prostu Billy.
Już nie miała tatusia.
Zostawiła matkę i ostrożnie wróciła do pokoju, który dzieliła z Justine. Dwunastoletnia siostra spała z wilgotnymi włosami przylepionymi do twarzy, tuląc w ramionach ukochanego pluszowego królika, jak matka obejmująca noworodka. Królik nie miał lewego ucha, a dziurę po nim zalepiono taśmą klejącą. Ucho oderwał mu Billy. Za karę, bo Justine nie wywiązała się z domowych obowiązków. Zrobił to na oczach płaczącej Justine, a następnie wepchnął oddarty strzępek pluszu do kuchennego rozdrabniacza odpadków. Hannah pochyliła się nad siostrą i ucałowała jej czoło, szepcząc: –Dziś w nocy, Justine. Dzisiejszej nocy będzie po wszystkim. – Mała ani drgnęła.
Następnie poszła do jadalni i krótko przyjrzała się ojcu, który nawet we śnie zdawał się być spięty wściekłością, gotowy poderwać się jak sprężynowy wąż z pudełka udającego puszkę orzeszków. Zasnął w swoim ulubionym fotelu w kolorze zgniłej zieleni cuchnącym stęchlizną i papierosami. Ostatni pall mall wypalił się aż po filtr, rozsypując szary popiół wokół brudnych butów roboczych Billy’ego. Na poręczy fotela stała pusta szklanka po whisky. Po poszarzałym, niegdyś białym podkoszulku Billy’ego rozbiegały się karmelowe strużki napoju.
Stamtąd poszła do garażu i odnalazła kanister z benzyną. Chwyciła go i cicho wróciła do domu, zostawiając otwarte drzwi. Wzięła leżącą na kuchennym stole zapalniczkę Billy’ego i zacisnęła ją w dłoni. W jadalni zastygła ciężka woń pieczonego indyka, a kiedy Hannah otworzyła kanister, rozniósł się tam też drażniący odór oparów benzyny. Ale dla niej pachniało to dobrze. Jak stacja benzynowa napotkana po długiej jeździe drogą na odludziu, ostatnia szansa napełnienia baku przed ruszeniem ku czemuś nowemu, rozległemu i odmiennemu.
Patrząc na ojca, czuła, jak narasta w niej wściekłość. Ta sama, którą odziedziczyła po Billym. Z wiekiem usiłowała ją zwalczyć, wmawiając sobie, że nie jest taka jak ojciec, ale gniew wciąż ogarniał ją częściej niż mogła spamiętać. Zazwyczaj udawało jej się nad nim zapanować. Ale nie tej nocy. I była za to wdzięczna. Gniew pozwoli jej zrobić to, co musi być zrobione.
Ostrożnie spryskała benzyną wyciągnięte nogi Billy’ego i dół fotela. Billy miał mocny sen. Hannah była pewna, że hałas go nie obudzi, ale mocny odór benzyny to co innego. Jej opary mogły mu przywrócić przytomność, dlatego konieczny był pośpiech. Dygotała, czując, jak kanister w jej dłoniach staje się coraz lżejszy. Billy jednak się nie ruszał, a jedynym dźwiękiem, jaki wydawał, było miarowe pochrapywanie, pieśń pijaka.
Hannah rozlała benzynę, tworząc długą ścieżkę wiodącą ku stołowi w jadalni, na którym stały niedojedzone resztki indyka; nikomu nie przyszło do głowy, by wstawić je do lodówki. Pozostałą benzynę Hannah wlała w środek tuszy ptaka. Wpatrywała się w Billy’ego, zaciskając zapalniczkę w prawej dłoni klejącej się od potu do twardego plastiku. W pamięci odezwały się jego wrzaski zasłyszane tego popołudnia. „Zmarnowałaś nam Dziękczynienie, bezwartościowa suko!”. Otwarta dłoń Billy’ego wylądowała na twarzy żony, jeszcze jedno bolesne, piekące uderzenie, jak setki – a może tysiące – wcześniej. To była jego ulubiona metoda. Nigdy zaciśniętą pięścią. Zawsze otwartą dłonią, jakby miało to być jakimś napomnieniem, a nie biciem.
Ogień szybko się rozprzestrzeni i Hannah będzie musiała pobiec po matkę i siostrę. Czy będą próbowały go ratować? Czy wskoczą do samochodu i odjadą jak najszybciej, płacząc z powodu horroru, który zostawiały za sobą, ale też z ulgi wywoływanej poczuciem wolności, którą dały im płomienie?
Hannah wyobrażała sobie tę drugą możliwość. W swych fantazjach byłaby bohaterką, dziewczyną ocalającą rodzinę przed potworem. Matka przestałaby pić, a siostra wreszcie by wiodła życie w świecie, w którym pijackie bluzgi „ty pizdo”, „kurwo” nie należały do nocnych rytuałów. W tych samych fantazjach policja uznawała jej czyn za samoobronę, bo gliniarze z małej mieściny w Kansas wiedzieli, że Billy był złym człowiekiem, a świat bez niego będzie lepszy. Potem zaś życie ich trzech stanie się w miarę normalne, o czym Hannah zawsze marzyła.
Świat bez Billy’ego.
Tyle że w czasie piętnastu lat pobytu na tym świecie Hannah nigdy nie widziała, by marzenia stały się rzeczywistością. Powinna działać, lecz zawiodło ją ciało. Skamieniała, niemal bez oddechu, tkwiła w nieruchomej pustce zdającej się wykraczać poza czas. Chwila ta niosła jakiś religijny rodzaj spokoju. Wyobraźnia nasunęła jej obraz wielebnego, czytającego Biblię w ich małym baptystycznym kościele. W owej chwili, w tej ciemności zobaczyła, jak pastor omiata wzrokiem nielicznych wiernych i głosi z przekonaniem:
Zatrzymajcie się, i we Mnie uznajcie Boga.
Hannah zamrugała, niwecząc modlitwę, nie chcąc, by Bóg stał się częścią tej chwili. Nie był przy niej wcześniej, więc teraz też się bez niego obejdzie. Spoglądając na ojca, drżącą dłonią usiłowała wykrzesać ogień z zapalniczki. Raz. Drugi. Za trzecim razem iskra przeskoczyła i pod kciukiem Hannah pojawił się płomyk. Z jej czoła stoczyła się kropla potu i spłynęła po twarzy, łaskocząc ją w koniuszek nosa. Usłyszała własne westchnienie zakłócające ciszę w ciasnym, ubogim domu.
Billy nagle uniósł powieki. W pierwszej chwili miał oczy szeroko otwarte, lecz zaraz zmrużył je, wbijając wzrok w Hannah. Uśmiechnął się w ciemności pokoju, w zarośniętej twarzy błysnęły zęby. Jak u Kota z Cheshire. Pociągnął nosem, łowiąc woń benzyny, a potem spostrzegł kanister leżący u jego stóp.
– Nieźle, Hannie – powiedział. – Może się w końcu nauczyłaś ode mnie tego i owego.
Wokół jej piersi owinął się niewidzialny pyton i zacisnął zwoje.
Billy odkaszlnął, by oczyścić gardło, i warknął z cicha: – Przecież wiesz, że nawet w płomieniach wstanę i zmasakruję ci tę twoją piękną, słodką buzię. Wiesz to, prawda? Nawet ostatnią resztką życia zadam ci cierpienie, dziecinko. Ale rób, co masz zrobić, Hannie. Zawsze myślałem, że jesteś potulna, ale może się myliłem. To jest twoja chwila. Więc zrób to, dziewczynko. – Wyprostował się na fotelu. – Zrób to.
Słowa odbiły się echem w jej głowie. Jak mantra. Zrób to, Hannah. Zrób to. Zrób to.
Billy podniósł się z miejsca, gdy Hannah wyciągnęła rękę przed siebie. Jego twarz tańczyła za migoczącym płomieniem, w jasnoniebieskich wilczych oczach zabłysło podniecenie. Poczuł zapach krwi, zapowiedź rychłego posiłku. Wstrzymała oddech, nie mogąc się poruszyć. Bierny bezruch minionej chwili powrócił i ją pochłonął. Mogła jedynie wpatrywać się w Billy’ego.
A on do niej podszedł.

CZĘŚĆ PIERWSZA
HANNAH

Rozdział pierwszy

Seattle, Waszyngton
Początek listopada
Czasy obecne

Hannah i jej mąż nie uprawiali seksu od sześciu tygodni. Sześć tygodni i trzy dni; był to najdłuższy okres abstynencji w ciągu trwania ich związku. Hannah wiedziała, bo wszystko było w kalendarzu. Od czasu ich pierwszego znalezienia się w łóżku zaznaczała w nim każde zbliżenie, a pod koniec roku sumowała czarne znaczki, anemiczne szyfry seksualnych wspomnień.
W ciągu ostatnich dwóch lat odstępy dzielące ich zbliżenia stawały się coraz dłuższe. Dallin miał trzydzieści trzy lata, Hannah trzydzieści cztery. W ich wieku nie ma powodów do takich przerw, myślała.
Harował do późna. Albo był zmęczony. Albo – to najczęściej – czuł się zestresowany. Zwłaszcza ten ostatni powód nie miał dla niej sensu. W końcu, co lepiej od seksu leczy stres? Ale on twierdził, że go nie rozumie, tłumacząc: „To nie tak. Masz pojęcie, pod jaką presją żyję? Nie potrafię być gotów na pstryknięcie palcami”.
Gówno prawda! – krzyczała bezgłośnie. Dwa lata temu nie przeszłabym przez sypialnię w workowatych spodniach od dresu, żebyś się na mnie nie rzucił.
Ostatnio stale trzymał się na dystans, co mogłoby być wygodne dla starszego małżeństwa, ale nie dla niej, którą taka sytuacja zbijała z tropu i przygnębiała. Jak długo można oskarżać wszelkie aspekty życia o prosty fakt, że być może ich miłość wygasa?
Wydłużające się przerwy w ich pożyciu nie zbiegły się dokładnie z decyzją powiększenia rodziny, lecz zdawały się mieć z nią związek. Hannah nawet wprost zapytała męża, czy faktycznie chce tego dziecka, a on, chociaż upierał się, że tak, jednocześnie coraz mniej się o nie starał.
Tej nocy mogła jednak postawić znaczek w kalendarzu. Dallin wtargnął w nią. Leżała na brzuchu w wielkim łożu małżeńskim. Zepchnięta kołdra piętrzyła się na krawędzi, spływając na podłogę niczym śnieżna zaspa. Hannah obróciła twarz na bok; jeden policzek miała gorący od pulsującej krwi, drugi chłodny od kontaktu z pościelą. Zamknęła oczy. Dallin chwycił ją niemal boleśnie i wszedł w nią od tyłu. Napierał nierytmicznie, prawie desperacko, aż zwolnił i ustał. Hannah powoli uniosła powieki, gdy zmienił pozycję. Poczuła jego język kreślący linię od lędźwi ku zagłębieniu pomiędzy łopatkami. I wtedy pojęła. Dallin czuje potrzebę pochłonięcia jej. Gdy sprawy miały się dobrze jak tej nocy, nigdy nie czuła się tak pożądana przez mężczyznę, jak przez Dallina. Kiedy był w takim nastroju, przedłużał przyjemność, przerywając stosunek, by pieścić jej ciało językiem od stóp po uszy, jakby nie mógł się nasycić. Czasami kąsał ją lekko, czasem wpijał palce głęboko w jej ciało. Nigdy zbyt mocno, ale wystarczająco głęboko, by dać jej do zrozumienia, że pragnie jej jak niczego na świecie.
Taki był dwa lata temu, a ona pragnęła, by pozostał taki przez cały czas. Chciała zacisnąć go w sobie, mocno trzymać, nie pozwolić, by znów się oddalił na nieskończenie długie dni ważnych spraw w korporacji. Nie chciała rywalizować o względy męża z jego żądzą sukcesu zawodowego.
Dallin znów w nią wszedł i napierał głębiej w dobrze znanym rytmie. Poczuła krople potu kapiące z jego twarzy na jej plecy… jedna… dwie… w miarę jak przyspieszał. Powarkiwał, poruszając się coraz szybciej, jego biodra napierały silniej, niemal gwałtownie, aż poczuła, że zaczął szczytować. Chciałaby usłyszeć, jak dochodząc w niej, wypowiada jej imię. Pragnęła tego, lecz nigdy nie poprosiła. Chciała, żeby zrobił to sam z siebie, nieproszony.
Ciało Dallina zadygotało napięte, a potem się rozluźniło. Doszedł, ale nie wypowiedział ani słowa. Poczuła, jak stacza się z niej i opada na prześcieradło, pozostawiając ją przygniecioną tysiącem ton ciszy. Uderzyła ją myśl, jak świetnie smakowałby teraz drink. Manhattan. Margarita. Choćby kieliszek pinot. Ta potrzeba była taka przewidywalna, pojawiała się przy najmniejszym przejawie dyskomfortu. Picie alkoholu stało się jej nawykiem, jeden drink dziennie zmienił się w trzy lub więcej. Niemniej przez ostatni tydzień nie wypiła ani kropli, wiedząc, że wkrótce zajdzie w ciążę. Siedem dni bez alkoholu było nieznośnie trudne i zmusiło ją do przyznania się przed sobą, że jej nawyk to nałóg. Ale to było już skończone. Miała powód, żeby być trzeźwa.
W końcu otworzyła oczy i spojrzała na męża. Wyciągnęła rękę i odgarnęła mu do tyłu włosy, wśród których widać było oznaki wczesnej siwizny.
– Kocham cię – powiedziała.
– Kocham cię, Hannah.
Hannah.

 
Wesprzyj nas