Książka Michała Przeperskiego to pierwsze popularne opracowanie fascynującego tematu, jakim jest dwudziestowieczny konflikt polsko-czeski.
W 1919 roku czeskie oddziały zajęły Spisz i Orawę, po czym, wykorzystując polskie zaangażowanie na innych frontach, podbiły Śląsk Cieszyński, dopuszczając się przy okazji zbrodni wojennych na polskich jeńcach i cywilach. Walczący z Rosją Sowiecką Polacy zaakceptowali utratę tych ziem.
Dwadzieścia lat później podbijani przez III Rzeszę Czesi patrzyli, jak polskie czołgi wjeżdżają na sporne terytoria. Polacy świętowali, jednak po obu stronach trudno było o triumfalny nastrój. Rok później już nikt nie wątpił, że konflikt przegrały obie strony.
Polityka Polski i Czech w dwudziestoleciu, nieudane próby zbliżenia, uwikłania w sojusze, różny stosunek do ZSRR oraz wiara jednych i drugich w to, że Niemcy najpierw uderzą na sąsiada i nasycą się tą zdobyczą.
Książka Michała Przeperskiego to pierwsze popularne opracowanie fascynującego tematu, jakim jest dwudziestowieczny konflikt polsko-czeski. Napisana wartko i klarownie opowieść pokazuje, że przyjazne stosunki z sąsiadami da się zbudować i utrzymać mimo bolesnych epizodów w historii.
Michał Przeperski (ur. w 1986) – doktorant Instytutu Historii PAN, pracownik IPN, specjalizuje się w dziejach politycznych XX wieku. Ukończył studia historyczne i prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, studiował też historię na Central European University w Budapeszcie. Był redaktorem naczelnym portalu histmag.org. Laureat wyróżnienia w Konkursie na Najlepszy Debiut Historyczny Roku im. Władysława Pobóg-Malinowskiego. Jest między innymi autorem kilkudziesięciu artykułów naukowych i popularnonaukowych oraz książki “Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą” (2014).
Nieznośny ciężar braterstwa
Konflikty polsko-czeskie w XX wieku
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 13 października 2016
Nieznośny ciężar braterstwa
Wśród stereotypów
Warto poświęcić nieco miejsca fenomenowi, który w kluczowy chyba sposób wpływał na trudności w porozumieniu pomiędzy Pragą a Warszawą. Chodzi tu mianowicie o głęboką niewiedzę obu narodów na temat drugiej strony. Dotyczyło to w równym stopniu polityków, co i zwykłych ludzi. Tej niewiedzy nie zmienił fakt, że Polacy i Czesi przez tyle lat wspólnie zamieszkiwali imperium habsburskie. Jak pisał czeski historyk, „współżycie pod berłem habsburskim nie zapisało się zbyt wyraźnie. Było to raczej życie obok siebie, z własnymi tradycjami, opcjami, orientacjami i preferencjami”47. Zatem: niby razem, a jednak osobno. „Nawet najbardziej biegli w swoim rzemiośle dyplomaci I Republiki postrzegali nadwiślańskie realia przez pryzmat własnej (jakże odmiennej od polskiej) kultury — pisał Sławomir Nowinowski. — Sporządzone przez nich raporty, instrukcje i analizy odzwierciedlają nie tylko geopolityczne kalkulacje. Dowodzą także, jak trudno im było powściągnąć emocje, gdy pisali, konwersowali i rozmyślali o Polsce”48.
Nie ma zatem wątpliwości co do tego, że Polska, zwłaszcza w momentach kryzysu we wzajemnych relacjach, wywoływała nad Wełtawą silne emocje. Ale wiedza Czechów o naszym kraju wyglądała bardzo skromnie. Podobnie było zresztą z wiedzą o Czechosłowacji nad Wisłą. To zaś otwierało pole do tworzenia się stereotypów, które w wyrazisty sposób porządkowały świat, choć wcale nie musiały trafnie odzwierciedlać rzeczywistości.
Owa wzajemna niewiedza urosła do rangi problemu politycznego w momencie, gdy powstały niepodległe państwa: polskie i czechosłowackie. Bezdyskusyjnym twórcą państwa czechosłowackiego był Tomáš Masaryk. Odcisnął on decydujące piętno nie tylko na kształcie jego granic, ale również na jego obliczu intelektualnym49. Warto tu przypomnieć, że ten polityk-filozof potrafił nie tylko odważnie bronić swoich poglądów, ale także bardzo zręcznie kreował wizerunek niezależnego intelektualisty. To w znacznej mierze owej autokreacji Masaryk zawdzięczał wpływy, jakie uzyskał w czasie pierwszej wojny światowej w najwyższych sferach Ameryki, Wielkiej Brytanii i Francji. Być może właśnie ten jego niezwykły urok i zręczność stały się głównym powodem, dla którego ententa tak silnie broniła czechosłowackich interesów na paryskiej konferencji pokojowej. Na pewno zaś Masaryk stworzył ideowe podstawy nowego państwa, wytyczył mu kierunki rozwoju i narzucił swoje intelektualne interpretacje. Był tym samym zarówno reprezentantem czeskiej tradycji, jak i twórcą nowego bytu. Reprezentował jednocześnie zmianę i kontynuację.
Wielokrotnie przywoływałem już słowa czechosłowackiego prezydenta zdające się świadczyć o jego gotowości współpracy z Polakami. Czy jednak sam Masaryk ich znał? Wiele wskazuje na to, że nie — czym zresztą nie różnił się od polityków czeskich swojego pokolenia. Jak wskazywał jego biograf, Masaryk nigdy nie utrzymywał żadnych poważniejszych kontaktów z elitami polskimi. Stąd wniosek, że wszystko, co potrafił powiedzieć o Polakach, opierał na swoich obserwacjach elit galicyjskich50 — obserwacjach, dodajmy, dość pobieżnych i tendencyjnych. Sytuacji nie ułatwiało to, że z punktu widzenia Czechów Galicja stanowiła synonim nędzy i zacofania, a jednocześnie ucieleśnienie wszystkich polskich przywar51. Tego obrazu dopełniają listy wymieniane przez Masaryka z Benešem. Dowodzą one, że pierwszy prezydent Czechosłowacji miał o Polakach niskie mniemanie, uważając ich za zdemoralizowanych zaborami, niewiarygodnych oraz pozbawionych umiejętności organizacyjnych potrzebnych dla sprawnego funkcjonowania gospodarki i administracji. „Odbudowa historycznej Polski oznacza powrót wszystkich błędów dawnej Polski i niesie w sobie zarodek jej upadku”52 — pisał Masaryk do Beneša w czerwcu 1919 roku. A jest to tylko jeden z wielu przykładów jego bardzo surowych ocen sąsiadów z północy.
Nie oznaczało to, jak już wiemy, że czechosłowacki prezydent nie chciał powstania Polski. Chciał, ale nie życzył sobie, aby stała się państwem zbyt rozległym. Polska federacyjna — taka, o jakiej myślał Józef Piłsudski — była dla niego koszmarem. Problem stanowiły też granice II Rzeczypospolitej, konsekwentnie uznawane przez Pragę za „absurd” i zagrożenie pokoju europejskiego. Te poglądy podzielali najbliżsi współpracownicy Masaryka, z wieloletnim szefem praskiego MSZ, Edvardem Benešem na czele. Warto więc postawić pytanie: czy tworzenie spójnego bloku z politykami, o których działaniach myśli się tak krytycznie, było w ogóle do pomyślenia dla czechosłowackich liderów? Odpowiedź nasuwa się sama: nie. Znacznie atrakcyjniejszymi partnerami do dyskusji, i współpracy, wydawali się potężni Francuzi, pokrewni kulturowo Niemcy, czy tradycyjnie doceniani Rosjanie.
„Świat pojęć politycznych, którego spadkobiercami w Polsce byli zarówno Piłsudski, jak i Beck — pozostawał dla Czechów niezrozumiały, podobnie jak mało zrozumiały dla Polaków był czeski «realizm», mający silne podłoże «organicznikowskie»”53 — ocenia historyk dyplomacji Marek Kornat. Poseł czechosłowacki w Warszawie Václav Girsa w październiku 1928 roku, w przemówieniu kierowanym do Polaków, dowodził, że nieporozumienia pomiędzy oboma krajami wynikały głównie z faktu, „żeśmy się wzajemnie zbyt mało znali, będąc oddzieleni od siebie chińskim murem różnych zasadniczo warunków, w których zmuszano nas żyć w czasach przedwojennych pod jarzmem państw zaborczych”54. Z takich podstaw intelektualnych płynęły poważne konsekwencje dla wzajemnego postrzegania polityków obu stron.
Jeżeli mielibyśmy uogólniać, czescy politycy byli skłonni widzieć w Polakach raczej wrogów niż przyjaciół55. Owszem, bywały momenty, gdy pojawiały się także propozycje współpracy. Można wśród nich znaleźć nawet pomysł powołania do życia unii polsko-czesko-słowackiej z połowy lat dwudziestych. Tak pomyślany organizm polityczny miał w intencjach jego twórców skutecznie przeciwstawić się ekspansji niemieckiej na wschód56. Ale były to idee pojawiające się gdzieś na marginesie. Nie podejmował takich tematów żaden z poważnych polityków czeskich. Od początku lat dwudziestych aż po koniec lat trzydziestych właściwie żaden z nich nie chciał słyszeć o bliższej współpracy z Polską.
Jak na tym tle wyglądały opinie wyrażane przez obywateli Czechosłowacji? Co myśleli oni o Polakach? Pewne pojęcie o tym daje fragment prześmiewczego tekstu napisanego przez Jaroslava Haška w 1921 roku. Tekst ten, opublikowany w lewicowym dzienniku „Tribuna”, był zmyślonym zapisem z dziennika Józefa Piłsudskiego, który wybierał się do Paryża, aby podpisać traktat sojuszniczy z Francją: „Dzisiaj wyjechałem z Warszawy po uroczystym nabożeństwie odprawionym przez arcybiskupa. Przyjąłem ciało Pana. Potem był bankiet pożegnalny z rządem. Prezes Rady Ministrów pożyczył ode mnie 1000 marek polskich. Zanim pociągiem opuściłem granice Polski, odprawiono na ostatniej stacji granicznej mszę polową i ktoś dał mi szablę. Mam już takich szabli na pamiątkę ze 600”57. W krzywym zwierciadle ukazane tu zostały te cechy, które Czesi uważali za bardzo „polskie”. Polak to według Haška katolik, religijny aż do dewocji, ale też zawsze gotów do uczt i zabaw. Oprócz tego skłonny do ostentacji i nieznośnie, do granic absurdu, przywiązany do symboli.
Na podobne stereotypy można natrafić w czasie uważnej lektury czeskiej prasy z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Wiele o opiniach na temat Polaków wyrażanych w czeskich mediach mówi wyrazista figura Polaka-awanturnika, często goszcząca na łamach prasy satyrycznej, zwłaszcza w karykaturach. Postać ta przypominała „szlachcica, obfitych kształtów, z charakterystycznym nakryciem głowy — czapką krakuską, podobną do rogatywki”58. W oczach Czechów była to figura emblematyczna, jak w soczewce skupiająca wszelkie najgorsze polskie cechy. W zależności od kontekstu mógł on symbolizować agresję, awanturniczość, drażliwość, zapalczywość czy zuchwałość. Wypada odnotować, że były to te same cechy, które Polakom zwykł przypisywać Masaryk oraz jego najbliżsi współpracownicy polityczni. Widać takie pojmowanie Polaków przez Czechów było jeżeli nie powszechne, to bardzo częste. Wolno podejrzewać, że tego rodzaju opinie pojawiały się wśród reprezentantów wszystkich czeskich warstw społecznych i grup wiekowych. Warto dodać, iż negatywne stereotypy pokutowały też w tradycji ludowej. Wśród czeskich przysłów znajdziemy między innymi takie: „U nas nie ma polskiej samowoli, ale jedna mocna wola”59.
Nad Wisłą w zasadzie też niewiele wiedziano o Czechach. Wypada przyznać, że mało się nimi interesowano, zwłaszcza w okresach spokojniejszych. „Stoimy wobec ważnych, decydujących zmian u granic polskich. To lub inne rozwiązanie kwestii czechosłowackiej zadecyduje o międzynarodowym położeniu Polski, o warunkach nie tylko rozwoju, ale i jej bytu. Tymczasem nasz ogół zachowuje się w stosunku do tej sprawy dziwnie obojętnie”60 — pisał Władysław Studnicki już w 1938 roku. Dobrze oddawało to podejście Polaków do problematyki czechosłowackiej, która znajdowała się w hierarchii zainteresowania zawsze niżej od relacji na przykład z Niemcami czy ze Związkiem Radzieckim.
Można zatem sądzić, że obiegowe opinie Polaków kształtowały się bardzo często na gorąco, zwłaszcza pod wpływem sytuacji konfliktowych. Zasadnicze znaczenie miał tu przede wszystkim najazd czechosłowacki na polską część Śląska Cieszyńskiego. Przez Polaków był on postrzegany jednoznacznie negatywnie jako czyn moralnie naganny. Co do tego panowała zgoda wśród wszystkich polskich ugrupowań politycznych oraz, jak wolno sądzić, znacznej większości obywateli zainteresowanych sprawami publicznymi. Co ważne, wojny polsko-czechosłowackiej nie traktowano jako elementu działań jedynie lokalnych. Polska opinia publiczna nie miała wątpliwości, że jest to element szerszego planu zmierzającego do zmarginalizowania Polski w tworzącym się układzie politycznym w Europie Środkowej61. „Z dziecięcą wściekłością nienawidzą w nas nie kogo innego jak bandytów, którzy ukradli im część Cieszyńskiego”, komentowała silne nastroje antyczeskie w Polsce jedna z czeskich gazet w marcu 1921 roku62.
Negatywny stereotyp Czecha funkcjonujący wśród Polaków wydaje się zaskakująco zbieżny ze stereotypem Polaka funkcjonującym wśród Czechów. Oto bowiem u progu II RP Czesi są oceniani jako drapieżni, goniący za „postępowością” na pokaz, a jednocześnie głęboko przeświadczeni o własnej wyższości nad innymi narodami. Specyficznego posmaku nabierały także religijne zarzuty stawiane Czechom przez Polaków. Mieli oni być katolikami jedynie na pokaz, a w gruncie rzeczy kacerzami, zdrajcami — swoistym koniem trojańskim Zachodu w tej części Europy. „Czesi pozostali tym, czym od wieków byli: podszywaczami, kondotierami obcej siły, «podstrojkami» obcej potęgi i firmy. Tu bodaj uchwyciliśmy istotę narodowego charakteru czeskiego”63 — pisał polski publicysta w okresie otwartego konfliktu między Pragą a Warszawą. Inny w wyraźnie antyczeskim dziełku przypominał z goryczą, że Czesi „w bezpośrednim (…) zetknięciu się z Polską nie dotrzymali ani jednej umowy”64. Przypisywanie Czechom wiarołomności wcale nie było w dwudziestoleciu międzywojennym rzadkie. Ale i Polacy okazywali się w czeskich oczach sprzedawczykami, zwłaszcza wtedy, gdy podpisali pakt o nieagresji z Niemcami w 1934 roku — prasa czeska określała ich wówczas mianem zdrajców Słowiańszczyzny. Podobne opinie dominowały zresztą wśród czeskich polityków.
Czy możemy powiedzieć, że w okresie dwudziestolecia międzywojennego negatywny stereotyp Czecha utrwalił się wśród Polaków? To prawda, że Czechom w Polsce pamiętano lata 1919–1920. Ale z drugiej strony konflikt polsko-czechosłowacki znajdował się na marginesie najważniejszych wydarzeń politycznych w tym okresie w Polsce. Badacz tematu Tadeusz Kisielewski wyciągał z tego wniosek, że „negatywny stereotyp Czecha zrodzony w sytuacji konfliktowej nie miał niejako siły i trwałości — przynajmniej poza obszarem konfliktu — stereotypów tworzących się na owym głównym kierunku polskich niebezpieczeństw i lęków”65.
Pisząc o obrazie Czechów w oczach Polaków, trzeba poczynić jedno ważne rozróżnienie: wyraźnie oddzielić dwie różne płaszczyzny, na których funkcjonowały nad Wisłą stereotypy związane z Czechami. Na jednej sytuowały się sprawy polityczne i militarne, na drugiej — ekonomiczne i cywilizacyjne. Pierwszy zespół stereotypów miał wydźwięk zdecydowanie negatywny. Ten drugi — wręcz przeciwnie. Osiągnięcia gospodarcze Czechów były niewątpliwe i Polacy obserwowali je z podziwem już na przełomie XIX i XX wieku, o czym pisałem wcześniej. W okresie II RP nad Wisłą zdawano sobie sprawę, że południowy sąsiad to jedno z najwyżej gospodarczo rozwiniętych państw Europy. Opinia ta była podzielana nie tylko przez polskich intelektualistów liberalnych, ale także przez niektórych reprezentantów elity władzy. Wśród osób podkreślających siłę gospodarki czechosłowackiej znajdował się na przykład wicepremier ostatniego rządu przedwrześniowego Eugeniusz Kwiatkowski66.
Praga cieszyła się również dobrą opinią wśród polityków opozycyjnie nastawionych do rządów Piłsudskiego i jego następców. Ostatnia demokracja w Europie Wschodniej stała się schronieniem dla niektórych polskich działaczy. Należał do nich Wincenty Witos — skazany w politycznym procesie brzeskim — przebywający na emigracji w Czechosłowacji w latach 1933–1939. W połowie lat trzydziestych Witos notował: „W przeciągu kilkudziesięciu lat wieś «czeska» zupełnie zmieniła swoje oblicze pod względem społecznym. Gdy przed wojną gospodarze rolni stanowili nieomal sto procent mieszkańców, obecnie spadli do niespełna czwartej części. Zamożność i postęp na każdym kroku widoczne. Chłopom i robotnikom dobrze się powodzi”67. A zatem z punktu widzenia Witosa można było podziwiać południowego sąsiada nie tylko za jego umiłowanie demokracji. Szacunek i uznanie mógł budzić również dynamiczny rozwój gospodarczy i cywilizacyjny. Dla lidera polskiego ruchu ludowego porównanie zamożnej wsi czeskiej ze znajdującym się w permanentnym kryzysie rolnictwem polskim musiało być zresztą szczególnie bolesne. Może to prowadzić do wniosku, że Czech nie miał dobrego obrazu Polski, natomiast Polak widział pewne dobre strony państwa czechosłowackiego.
Wróćmy jeszcze do opinii odnoszących się do sfery polityki — tych było w obiegu publicystycznym znacznie więcej. Choć dzisiaj nie brzmi to poważnie, w dwudziestoleciu międzywojennym Czechosłowacja była jednak uważana za państwo, w którym wielki wpływ na życie społeczne wywierają loże masońskie. Znajdowało to odzwierciedlenie w stosunku, jaki do Czechosłowacji mieli politycy reprezentujący polski obóz narodowy — rzekome wpływy masońskie nastawiały ich do tego kraju sceptycznie, a nawet wrogo68. Ponadto w drugiej połowie lat trzydziestych naszego południowego sąsiada postrzegano nie tylko jako „kraj rządzony przez masonerię”, ale także jako „lotniskowiec Związku Sowieckiego”. W tym kontekście o ewolucji swoich sympatii do Czechów mówił znany pisarz i publicysta Adolf Nowaczyński. Swoją dłuższą wypowiedź zaczął od przedstawienia fascynacji osiągnięciami czeskimi na niwie gospodarczej i politycznej sięgającej jeszcze okresu przed 1914 rokiem. Nowaczyński należał do najbardziej zasłużonych działaczy na rzecz wzajemnego poznania i zbliżenia między oboma narodami, za co został zresztą uhonorowany wysokim odznaczeniem czechosłowackim przez samego Masaryka. „Dopiero galopujące wprost wzmaganie się sympatii sowieckich w Czechach zaczęło mnie rozczarowywać na dobre — mówił polski pisarz w wywiadzie z lutego 1937 roku przeprowadzonym dla „Merkuriusza Polskiego”. — Następca bowiem prezydenta Masaryka odznacza się szczególniejszą niechęcią do całej polskiej elity dyplomatycznej i politycznej oraz równie negatywnym stosunkiem do Polski”69. O wpływie masonerii na czechosłowacką politykę trudno jest poważnie dyskutować. Natomiast wpływy radzieckie nad Wełtawą były dla Polaków rzeczywistym problemem i sprzyjały wytwarzaniu się poczucia nieufności wobec Czechów.
Niestety książka “Nieznośny ciężar braterstwa” jest wyjątkowo nieudanym debiutem Pana Przeperskiego. Po jej lekturze trudno nie odnieść wrażenia, że to zaledwie nieudana kompilacja z innych publikacji i jednostronne strzępy informacji niewychodzących zbyt poza utarte schematy i stereotypy. Autor zamiast przełamać stereotypy i pokutujące wzajemne uprzedzenia oparte często na niewiedzy, swoją publikacja tylko je pogłębia.
Podstawowym powodem słabości tej publikacji i ułomności jej narracji jest brak podstaw źródłowych i bibliograficznych. W bibliografii znajdujemy zaledwie 10-12% pozycji autorów czeskich/czechosłowackich. Pan Przeperski nie zna j.czeskiego lub zna go bardzo słabo. W naturalny sposób nie miał więc możliwości poznać (nie chciał poznać?) tzw. “drugiej strony medalu”, czeskich relacji dot., przebiegu konfliktu na Śląsku Cieszyńskim, ich oceny polskich działań itd.
Już na początku książki (s.13) przy bitwie pod Grunwaldem, mamy przykład niewiedzy autora na poziomie kompromitującym – cytuje: “… podczas gdy garstka husyckich rycerzy wsparła Władysława Jagiełłę przeciw Krzyżakom…” – ani nie garstka (oprócz 3 chorągwi złożonych w znacznej mierze z Czechów i Morawian, pojedynczy czescy rycerze walczyli takze w innych chorągwiach) ani tym bardziej w 1410r. nie “husyckich ” rycerzy (o husyckim ruchu możemy mówić najwcześniej od męczeńskiej śmierci Husa w 1415).
Ktoś pomyśli: autor to pewnie specjalista od XX wieku wiec nawet taka kompromitacja przy średniowiecznym marginalnym wątku jakoś “ujdzie”… Niestety im bliżej tematu książki: “Konflikty polsko-czeskie w XXw” – tym gorzej.
Przy opisie najważniejszych i najboleśniejszych wydarzeń z polsko-czeskiej historii XX w, które wymagały wyjątkowej rzetelności i max. dokładności w krytyce źródeł i doborze sprawdzonych i pewnych cytatów i opisów tych dramatycznych momentów w naszej historii, autor wykazał się jednak brakami w warsztacie pracy historyka np. przy opisie zbrodni czeskiej w Stonawie (s.179) podaje najpierw źródłowy opis dot. walk o dworzec w Zebrzydowicach. Zresztą nawet tych błędnie przytoczonych relacji nie potrafił/nie chciał(?) poddać elementarnej krytyce źródła tzn. bezrefleksyjnie powtarza relację o wymordowaniu 23 jeńców polskich (z pośród 30 obrońców zebrzydowickiego dworca), choć na cmentarzu w Zebrzydowicach pochowano tylko 7 polskich żołnierzy.
Autor epatuje relacjami dot. bestialstwa czeskich żołnierzy popełnianych na polskich żołnierzach np. „…roztrzaskiwania głów ciosami kolb, bądź też strzałami z bliskiej odległości wśród krzyków pogardy i nienawiści…” Tymczasem na dostępnych w internecie zdjęciach tych żołnierzy wykonanych tuż przed ich pochowaniem, widać głowy i twarze większości z nich i żadna nie nosi śladów roztrzaskania strzałem z bliska lub zmiażdżenia uderzeniami kolby.
Takich błędów dot. podstawowych faktów historycznych jest niestety szokująco wiele.
Autor mnoży cytaty z ówczesnej prasy polskiej, która nawet jeśli nie fałszowała opisywanych wydarzeń to jednak w sposób naturalny w tych trudnych okresach konfrontacji, przyjmowała ton polemiczny nie zawsze obiektywny. Trudno nie odnieść wrażenia, że p.Przeperski stał się właśnie ofiara takiej propagandy na poziomie prasy brukowej i codziennej.
Kolejnym przekłamaniem jest opis Aneksji Zaolzia w 1938 r.- nie dowiemy się o polsko-niemieckiej współpracy skierowanej przeciwko Czechosłowacji, którą rozpoczęto już w styczniu/lutym 1938 r. Bardzo “oszczędnie” autor pisze o polskich represjach wobec mniejszości czeskiej na anektowanym Zaolziu. Wręcz pojawiają się próby zafałszowania faktów historycznych, kiedy pisze: (s.318) “Warunki, jakie stworzono Czechom, gdy idzie o rozwój ich szkolnictwa na Zaolziu budziły gorzkie refleksje również wśród niektórych polskich intelektualistów” – przy czym stwierdzenie “warunki rozwoju czeskiego szkolnictwa” brzmi kuriozalnie jeśli przypomni się że likwidację wszystkich (również tych istniejących przed 1914r.) czeskich szkół, przedszkoli i bibliotek przeprowadzono brutalnie w 3 tygodnie – do końca października 1938r. Zresztą o czystkach na anektowanym Zaolziu, w wyniku których do marca 1939r opuścić je musiało ponad 30 tys Czechów (w tym około 20 tys pod bezpośrednim przymusem) autor też zapomniał coś więcej wspomnieć….
Błędy i przekłamania dot. podstawowych faktów historycznych związanych z polsko-czeskimi konfliktami w XX w mógłbym jeszcze bardzo długo wymieniać. Książka jest niestety zmarnowaną szansą na opisanie niezwykle ciekawych relacji i konfliktów polsko-czeskich. Zamiast tego powstał bardziej świadomie czy nieświadomie jednostronny, zafałszowany obraz nie wychodzący poza popularne schematy i kalki.
Zakup książki zdecydowanie odradzam.
aaaahhhhaaaaa coś mi się zdaje, że komuś żal d… ściska, że sam takiej książki nie opublikował….
Ja bym tak słabej, opartej na strzępach informacji oraz półprawdach i pełnej kompromitujących błędów książki nigdy pod swoim nazwiskiem nie chciał opublikować…
No tak, czyli dodatkowo napisał swoje WSPANIAŁE dzieło i nie zostało docenione przez żadne wydawnictwo, a chłam złego konkurenta tak. Co za dramat.
Franz ty nie wiesz o czym piszesz ? I jesteś kolejnym czytelnikiem książki, który z braku wiedzy o konflikcie polsko-czeskim dał sie autorowi ” nabrać”?
Wróćmy do błędów i przemilczeń p. Przeperskiego, bo pokazują jaskrawo, że autor słabo zna tematykę o której pisze albo celowo przekłamuje lub pzemilcza fakty historyczne:
• Autor pisze o aresztowanych polskich działaczach na terenach zajmowanych przez czeskie wojska (np. s. 173,180) – ale nie mamy ani śladu informacji o podobnych polskich działaniach np. internowaniu kilkuset Czechów i Ślązakowców, przewiezieniu ich do „obozu”/miejsca internowania w Dąbiu pod Krakowem?
• Z braku czeskich źródeł i publikacji w bibliografii zebranej prze autora – przy krwawych walkach w okresie przed plebiscytem dowiadujemy się przede wszystkim o tych czeskich, choć polska strona w niczym nie ustępowała brutalnością swoich działań np. na s. 199-200 mamy cały szereg przykładów brutalnego postępowania czeskich bojówek, władz administracyjnych z polskimi działaczami – opis podobnych szykan jakie spotkały czeskich działaczy (i ślązakowskich) ze strony polskich bojówek i polskiej administracji – mamy tylko jeden…
• Autor pisze na s. 202 o zatrzymywaniu przez Czechów transportów z bronią i amunicją dla Polski walczącej z bolszewikami. Dlaczego w tym kontekście autor nie wspomniał, ważnych dla oceny tych działań faktów historycznych jakim było blokowanie dostawy uzbrojenia i amunicji do Polski w wielu miejscach w Europie: w Austrii, Norwegii, Włoszech, Belgii, Manchesterze, Hamburgu, Berlinie, a nawet w Gdańsku – ale nie na rozkaz rządu czeskiego tylko na wezwanie komunistów i z klasowej solidarności z “pierwszym państwem chłopów i robotników”? Mamy więc znowu półprawdę, podaną w sposób jednoznacznie negatywnie obciążający wyłącznie naszych południowych sąsiadów…
• Na s. 267 i s.268 – autor myli się zgodnie ze stałą „regułą” jacy to Czesi byli źli i pisząc o partii Niemców Sudeckich używa mylących sformułowań „… czechosłowaccy naziści nie byli zainteresowani porozumieniem i stawiali kolejne żądania…”, „Taktyka czechosłowackich nazistów…” – a przecież powszechnie historycy piszą poprawnie Partia Niemców Sudeckich (SdP) lub Niemcy Sudeccy – pomyłka na poziomie „polskich obozów śmierci”…
• W kontekście wcześniej przytaczanych komentarzu czeskich polityków wobec Polski zaskakuje brak, bardzo ciekawej przecież informacji o spotkaniu 10 października 1938 r., na moście w Boguminie, gdzie polscy i niemieccy oficerowie, prawili sobie komplementy i ściskali prawice (np. M.P. Deszczyński, Ostatni egzamin….)