Biografia Heinza Reinefartha, zbrodniarza hitlerowskiego, odpowiedzialnego za liczne zbrodnie wojenne popełnione przez wojska niemieckie podczas tłumienia Powstania Warszawskiego.


Sprawa ReinefarthaHeinz Reinefarth był jedynym generałem SS z czasów Trzeciej Rzeszy, który po 1945 roku objął urząd polityczny na szczeblu kraju związkowego. Prawnik z zawodu, zrobił zawrotną karierę w SS i nazistowskim aparacie okupacyjnym, a jako dowódca grupy bojowej był w współodpowiedzialny za krwawe zdławienie Powstania Warszawskiego i masakrę ludności cywilnej Woli.

Reinefarth po wojnie został politykiem. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych był burmistrzem kurortu Westerland nad Morzem Północnym, był także posłem do szlezwicko-holsztyńskiego landtagu w Kilonii. Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za popełnione zbrodnie.

Philipp Marti, ur. w 1979 roku w Solothurnie, studiował historię, nauki o sporcie i socjologię na Uniwersytecie Berneńskim. W 2013 roku obronił pracę doktorską dotyczącą sprawy Heinza Reinefartha. Pracuje w Szwajcarii w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Aarau i jako nauczyciel w gimnazjum w Burgdorfie.

Philipp Marti
Sprawa Reinefartha
Przekład: Barbara Ostrowska
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 20 lipca 2016
kup książkę

Sprawa Reinefartha

I. IDEOLOGIA I MASOWA SKALA PRZEMOCY

1. Późny awans
Volkistowska socjalizacja i mieszczański styl życia

Heinz Friedrich Reinefarth urodził się 26 grudnia 1903 roku w Gnieźnie (niem. Gnesen) w ówczesnej pruskiej Prowincji Poznańskiej jako jedyne dziecko radcy sądu krajowego Fritza Reinefartha i jego zony Berthy Naukę szkolną rozpoczął w 1910 roku w Chociebużu (Cottbus), dokąd przeniesiono jego ojca, tam tez uczęszczał od 1913 roku do gimnazjum im. Fryderyka Wilhelma i w 1922 roku zdał maturę.
Reinefarth w znanych nam wypowiedziach na własny temat nigdzie nie uzasadnia czy usprawiedliwia swojej politycznej socjalizacji pochodzeniem. Z podstawowych danych biograficznych jego przodków można wnioskować, że pochodził ze środowiska lojalnego wobec państwa, mieszczańskiego, protestanckiego, z inklinacjami do konserwatyzmu, co było typowe dla wielu późniejszych funkcjonariuszy aparatu SS. O ile z samego tego stanu rzeczy nie wynika jeszcze jakaś heurystyczna wartość dodana co do dyspozycji mentalnej Reinefartha, o tyle uwzględnienie pokolenia jako kategorii analitycznej wydaje się w tym wypadku obiecywać znacznie więcej. Jak wiadomo, kadry kierownicze Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy były pod względem wiekowym stosunkowo jednorodną grupą młodych ludzi, którzy pierwszej wojny światowej doświadczyli z perspektywy frontu ojczyźnianego i pod wrażeniem militarnego i politycznego załamania, a także późniejszych zawirowań przywodzących na myśl wojnę domową trwale się upolitycznili. Reinefartha w tym okresie można jeszcze faktycznie uważać za typowego przedstawiciela owego „pokolenia bezwarunkowej służby” (Generation des Unbedingten). Potem jednak aż do wczesnych lat czterdziestych szedł już własną drogą, mimo że jego nazistowskie przekonania, fakt, że wstąpił do NSDAP i SS, zanim jeszcze Hitler przejął władzę, oraz dyplom akademicki predestynowały go właściwie do szybkiej kariery w aparacie SS. Te linie rozwojowe zostaną niżej odtworzone i omówione.
O ile młody wiek zmusił Reinefartha do oglądania pierwszej wojny światowej niejako zza płotu, o tyle przed szesnastoletnim uczniem siódmej klasy gimnazjum otworzyła się w dwa i pół roku po wojnie możliwość częściowego nadrobienia zaprzepaszczonej szansy na sprawdzenie się w polu. Piętnastego marca 1920 roku fala uderzeniowa puczu Kappa-Liittwitza dotarła do jego rodzinnego Chociebuża, skłaniając komendanta miejscowego garnizonu, majora Brunona Buchruckera, do wydania swoim oddziałom rozkazu otwarcia ognia do demonstrujących zwolenników rady robotniczej. Zakazem strajku i terrorem Buchrucker chciał zaprowadzić lokalną dyktaturę wojskową, aby poprzeć rząd Kappa. Uznał jednak, że siły jego garnizonu nie wystarczą, by się oprzeć zrewoltowanym dolnołużyckim robotnikom. W reakcji na eskalację działań oni również utworzyli bowiem oddziały zbrojne i Buchrucker czuł się zmuszony rozszerzyć rejon walki na okolice Chociebuża. Musiało mu więc jako dowódcy bardzo odpowiadać, że po wybuchu zamieszek do kontraktowej służby pomocniczej z bronią w ręku zgłosiło się 120 ochotników. Sformowano z nich dwa oddziały i skierowano do pilnowania koszar, jak jesienią tego samego roku wyjaśniał w wydanej własnym sumptem broszurze. Jednym z owych ochotników był Heinz Reinefarth, który później tak wspominał te burzliwe dni: ,W 1920 roku podczas puczu Kappa należałem do bat.[alionu] freikorpsu «Franz». […] Do służby we freikorpsie zgłosiła się wtedy cała klasa, tak samo jak uczniowie najniższej i najwyższej klasy gimnazjalnej. W Chociebużu broniliśmy koszar przed spartakusowcami”. Wydarzenie to miało dla niego bez wątpienia rangę prawdziwego przebudzenia – widocznie trzymanie warty w tymczasowym lokalnym oddziale pomocniczym Reichswehry jawiło mu się jeszcze w wieku emerytalnym jako czynna służba we freikorpsie i w taki sposób ustylizowane przedstawiał je też na zewnątrz. Nie miało więc znaczenia, że ówczesnej akcji pisany był koniec bynajmniej nie chwalebny: po niespełna tygodniu Buchrucker musiał oddać władzę wykonawczą, pucz się skończył.
Zostawmy otwartą kwestię, czy młody Reinefarth widział w charyzmatycznym dowódcy rodzaj wzoru do naśladowania. Nie ulega jednak wątpliwości, że niezatarte wrażenie wywarła na nim oczywistość, z jaką Buchrucker wystąpił przeciwko niemiłym mu elementom społecznym: „Odwrót obu kompanii przebiegł gładko. […] Po stronie ludności 4 zabitych, 5 rannych”. Właśnie ten brak wątpliwości w połączeniu z rzeczowością, na pierwszy rzut oka rażącą, raz po raz kłuje w oczy podczas lektury autoanaliz Reinefartha snującego rozważania nad własną przeszłością. Pod tym względem pasuje on do obrazu pokolenia późniejszych elit funkcyjnych SS, jaki już został nakreślony na przykładzie Wernera Besta – jego rówieśnika o tych samych przekonaniach. Połączenie idealistycznego myślenia i rzeczowego postępowania, pozwalające jak najskuteczniej eliminować emocje odwracające uwagę od sprawy, było zasadą, którą kierował się również Reinefarth w swoich działaniach społecznych i politycznych, a także wojskowych.
Po maturze Reinefarth podjął w 1922 roku studia prawnicze na Uniwersytecie Jenajskim i wstąpił do korporacji akademickiej Suevia Jena. Uczelnia, przemianowana w 1921 roku na Turyński Uniwersytet Krajowy w Jenie, przechodziła w tamtym czasie fazę głębokich reform, mających w gruncie rzeczy na celu zrzucenie dotychczasowych powiązań z władzą państwową i adaptację do nowego, republikańskiego porządku konstytucyjnego. Socjaldemokratyczny rząd mniejszościowy Augusta Frolicha zdecydowanie popierał ten rozwój. Podczas gdy jednak większość grona pedagogicznego uważała towarzyszące temu zmiany za zło konieczne i odnosiła się do demokracji co najmniej z rezerwą, jeśli nie z dystansem, duża część studentów, w tym wielu byłych żołnierzy, nie kryła dezaprobaty dla nowych stosunków. To nie wojnę uważali za źródło całego ówczesnego zła, lecz klęskę, rewolucję i „Wersal”. Z tego zasadniczego nastawienia wyrastały postawy elitarno-antydemokratyczne, idące w parze z gloryfikowaniem wojny i z gotowością do likwidacji istniejącego porządku politycznego, w razie konieczności nawet siłą. W Jenie ta gotowość zamanifestowała się publicznie po raz pierwszy w 1919 roku, kiedy na odbywającym się tam pierwszym niemieckim krajowym zjeździe korporantów stowarzyszenia uprawiające menzurę połączyły się i utworzyły Powszechny Niemiecki Pierścień Orężny (Allgemeiner Deutscher Waffenring). Tego rodzaju manifestacje poglądów rzucały się w oczy jednak również dlatego, że większość studentów ignorowała niepokoje społeczne, skupiała się na nauce i pozostawała bierna politycznie. W tej sytuacji korporacje niemal całkowicie zdominowały scenę polityczną i działały – nie tyle w uczelnianych aulach, ile w sferze publicznej – z coraz większą pewnością siebie i coraz mniejszymi zahamowaniami. Właśnie taką drogą poszła Suevia Jena, chociaż w kronice tej korporacji słowa użyte w tym kontekście są raczej niezobowiązujące: „W stowarzyszeniu nie było polityki partyjnej, lecz narodowe, ojczyźniane nastawienie i wola walki obronnej. Myśl socjalistyczna była zakazana”. W rzeczywistości korporacja od późnych lat dwudziestych była znana ze szczególnej sympatii dla ruchu nazistowskiego. Poza Reinefarthem miała w osobie Ludwiga Hahna, późniejszego komendanta policji bezpieczeństwa w Warszawie, jeszcze jednego człowieka w swoich szeregach, który zrobił później znaczącą karierę w SS. Jak zostanie wykazane niżej, drogi obu tych mężczyzn miały się nadal łączyć, i to nie tylko w kontekście nazistowskiej okupacji Polski, lecz także w toku prawniczego jej przepracowywania po 1945 roku.
Na pierwsze semestry studiów Reinefartha przypadł tak zwany turyński konflikt uczelniany (Thuringer Hochschulkonflikt) z lat 1922/1923. W tym konflikcie znalazły ujście narastające od dawna sprzeczności między ministrem oświaty Maksem Greilem (USPD), nalegającym na radykalne reformy, a przeważnie konserwatywnym i antysocjalistycznie nastawionym gronem profesorskim, które z całych sił się broniło przed ingerencjami w tradycyjną autonomię szkół wyższych. W ten prawdziwy „kulturkampf” o ponadregionalnej sile oddziaływania byli zaangażowani także ci z jenajskich studentów, którzy należeli do volkistowskiego ruchu kół akademickich. Zostali oni bezpośrednio dotknięci obszernymi zakazami, jakie rząd turyński wydał po morderstwie dokonanym na Waltherze Rathenau. Już w sierpniu 1922 roku Greil odebrał umocowanie prawne Ogólnemu Komitetowi Studentów (Allgemeiner Studierendenausschuss), zdominowanemu przez Koło Akademickie (Hochschulring). Posunięcia te jednak tylko zradykalizowały prawicowy obóz jenajskiej studenterii, co niektórzy profesorowie otwarcie popierali. Tymczasem na tle kryzysu w Zagłębiu Ruhry doszło latem i jesienią 1923 roku do ponownego zaostrzenia sytuacji wewnątrzpolitycznej w Turyngii. KPD nasiliła działalność agitacyjną i coraz to skrajniejszymi żądaniami przypierała do muru rząd, który do tej pory tolerowała. W sierpniu 1923 roku pomogła wreszcie go obalić, przyłączając się do wniosku o votum nieufności, z którym wystąpiła prawicowa opozycja. Nowo utworzony rząd koalicyjny, mający w swoim składzie trzech komunistów, wkroczeniem Reichswehry został po kilku tygodniach zmuszony do ustąpienia. Tymczasem rząd Rzeszy ogłosił stan wyjątkowy w całych Niemczech.
W tej decydującej dla dalszych losów Republiki Weimarskiej fazie, szczególnym punktem zapalnym było pogranicze bawarsko-turyńskie. Nieformalna współpraca między lewicowymi rządami trzech landów – Turyngii, Saksonii i Brunszwiku – podsycała w obozie mieszczańskiej prawicy lęk przed „czerwonym blokiem środkowych Niemiec”. Udział KPD w rządach Turyngii i Saksonii dodatkowo ten strach potęgował. W Bawarii natomiast jednoznaczną przewagę miały te siły, które w Republice Bawarskiej upatrywały depozytariuszki narodu niemieckiego i stąd wywodziły swoje prawo, by w obronie republiki otwarcie torpedować posunięcia rządu Rzeszy. Dwudziestego szóstego września 1923 roku, tuż po ogłoszeniu decyzji o przerwaniu „walki o Ruhrę”, rząd bawarski bez porozumienia z gabinetem Rzeszy ogłosił stan wyjątkowy i powierzył władzę wykonawczą Gustavowi von Kahrowi jako „generalnemu komisarzowi państwa”. Gdy narodowi socjaliści w Monachium przygotowywali się do przewrotu, Kahr zerwał stosunki dyplomatyczne z Saksonią i Turyngią. W tym samym czasie nad północną granicą Bawarii zbierały się pod nadzorem policji krajowej ciężko uzbrojone oddziały ochotników, między innymi sztab Brygady Marynarki „Ehrhardt” i dwie kompanie freikorpsu „Bund Oberland”. Na rozkaz z Monachium formacje te były gotowe ruszyć na Berlin. Centrum nielegalnych oddziałów stanowiła Bamberga, pod koniec października 1923 roku przypominająca twierdzę wojskową. Ale nie tylko wypróbowane w bojach oddziały freikorpsów udały się do północnej Bawarii. Przyłączyła się do nich nieprzebrana masa młodych i bardzo młodych ludzi o przekonaniach narodowych, którzy dali się porwać gorączkowym nastrojom i chcieli być na pierwszej linii frontu, gdy niekochanemu państwu weimarskiemu zostanie zadany śmiertelny cios.
Współdziałanie jenajskiej grupy studenckiej w Bamberdze zostało psychologicznie przygotowane już w lutym 1923 roku, kiedy to Gerhard Roebach, jeden z najbardziej prominentnych przedstawicieli środowiska freikorpsowego, na korporacyjnej imprezie wygłosił mowę, która zwróciła niemałą uwagę. To, co zdarzyło się jesienią tego samego roku, Reinefarth opisał później tak:

Pewnego dnia powiedziano nam, że w Monachium coś się dzieje i że jesteśmy potrzebni. Zgłosiliśmy się więc na ochotnika do freikorpsu, tak jak członkowie innych korporacji w Jenie. O co właściwie chodziło w Monachium, wtedy nie wiedzieliśmy. W związku z tym chciałbym jednak przypomnieć, że mieliśmy wówczas w Weimarze rząd komunistyczny, dlatego też zakładaliśmy, że akcje zaplanowane w Monachium będą skierowane przeciwko komunizmowi. Wysłano nas koleją w kierunku Monachium, ale dojechaliśmy tylko do Bambergi. Tam stanęliśmy na kwaterze w koszarach Reichswehry. Potem się dowiedzieliśmy, że przedsięwzięcie w Monachium 9 XI 1923 roku zrobiło fiasko i że mamy wracać do domu.

Ekspedycja jenajskich studentów do Bambergi była od początku do końca zupełną improwizacją. Około setki młodych mężczyzn, zwerbowanych przez lokalnych łączników Roebacha, 7 i 8 listopada 1923 roku wyjechało w dwóch grupach do Bambergi. Jako Studencka Kompania Jena znaleźli się pod pieczą 17. Pułku Kawalerii Reichswehry i w ekspresowym tempie przeszli szkolenie wojskowe pod kierunkiem bawarskiej policji, Reichswehry i przypuszczalnie także członków „Bund Oberland”. Młodzi ludzie, w większości jeszcze niepełnoletni, w swoim entuzjazmie byli pewnie przygotowani na wiele, ale nie na to, że podziwiane przez nich osobistości przywódcze będą toczyć wewnętrzne walki o to, czy w razie wątpliwości należy wykonywać rozkazy Hitlera, czy Reichswehry. W Bamberdze najwyraźniej nie było co do tego zgody. Przygoda skończyła się dla uczestników doświadczeniem całkowicie już deprymującym, bo nazajutrz po fiasku próby przewrotu zostali powiadomieni o natychmiastowym zwolnieniu. Mało tego – na granicy policja turyńska część z nich aresztowała, między innymi Reinefartha. Mimo że na skutek interwencji miejscowego komendanta okręgu wojskowego ich uwięzienie skończyło się niespektakularnie już po jednym dniu, epizod ten dobre dziesięć lat później miał dostarczyć kandydatowi na dowódcę SS podstawy, by niewkroczenie do akcji w Bamberdze niestrudzenie przedstawiać jako wczesną ofiarę poniesioną dla ruchu nazistowskiego – chociaż nie mógł wtedy stać się „aktywnie czynny”, jak oświadczył rok po przejęciu władzy przez narodowych socjalistów, to za jego polityczny zapał czekał go proces „o zdradę stanu”, ale został „umorzony na podstawie amnestii”. Przytoczony wyżej, bardziej szczegółowy opis wydarzeń dowodzi, że do lat sześćdziesiątych niewiele się zmieniło w zasadniczym sposobie patrzenia Reinefartha: gdy chodzi o mobilizowanie przeciwko jakoby „komunistycznemu rządowi”, pewna duchowa i organizacyjna więź z głównymi aktorami puczu monachijskiego nie może być wszak naganna. Niemożliwe już do weryfikacji stwierdzenie, jakoby wszystkie korporacje zgłosiły się wówczas do akcji, służy tu zarówno relatywizacji, jak i usprawiedliwieniu. Jak przy opisywaniu swojej akcji w Chociebużu, tak i tutaj charakterystyczny element oczywistości jest tym, co każe mu – może i słusznie -wyjść z założenia, że ta argumentacja i łączące się z tym nastawienie zyska milczącą aprobatę zachodnioniemieckiego sędziego śledczego, który go właśnie przesłuchuje.
To, co później dostarczyło materiału do przeistoczenia i umocnienia politycznej autokreacji, w chwili kiedy się działo, było dla niespełna dwudziestoletniego Reinefartha zapewne wielkim rozczarowaniem. Po raz drugi niewiele brakowało, by upragniona rewolucja narodowa wybuchła, lecz rezultat znowu okazał się bardziej niż otrzeźwiający, a porządek polityczny nadspodziewanie stabilny. Mimo wszystko Reinefarth najwyraźniej uważał, że przewrotu wojskowego nadal nie można wykluczyć. W przerwie semestralnej latem następnego roku dał się zwerbować do 3. Pułku Artylerii we Frankfurcie nad Odrą jako (nielegalny) ochotnik na czas określony i w ciągu trzech miesięcy przeszedł szkolenie kanonierskie. Generalnie można jednak o Reinefarcie powiedzieć to, co Ulrich Herbert napisał o swoim głównym bohaterze, Wernerze Beście: po wstrząsających tygodniach jesienią 1923 roku, mimo świadomości, że „angażuje się po właściwej stronie”, uznał, iż nadzieja na „szybkie rozwiązanie” musi w średniej perspektywie czasowej ustąpić strategii, która pozwoli zachować na przyszłość wszystkie opcje. Mógł na przykład w tym celu – aby się przygotować na każdą ewentualność – przejść profesjonalne szkolenie wojskowe. Tymczasem priorytetem w następnych latach było dla Reinefartha ukończenie studiów, a następnie zapewnienie sobie egzystencji zawodowej.

 
Wesprzyj nas