Zmysłowa historia legendarnej „piątki”. Jedyne w swoim rodzaju perfumy. Kobiece perfumy, zapach kobiety.


Sekretne życie Chanel No. 5Dzieło życia Coco Chanel. Szalony duch belle époque zamknięty w zgrabnym flakonie. Nowatorski i odważny zapach, który w dobrym paryskim towarzystwie wywoływał zgorszenie i ekscytację. Symbol kobiecości, od 95 lat uwielbiany przez legendy kina od Marylin Monroe po Audrey Tautou.

Jak narodził się pomysł ich stworzenia? Jaki wpływ na dobór poszczególnych elementów zapachu miało życie jego autorki? Czy prawdą jest, że Coco skopiowała recepturę perfumeryjnego magnata François Coty’ego? Dlaczego po latach projektantka sabotowała swoje dzieło?

Tilar J. Mazzeo odkrywa tajemnice legendarnych perfum. Rekonstruując fakty, sprawdzając mity i plotki, wyjaśnia, na czym polega fenomen tego zapachu.

***

Historia życia jednej z najciekawszych i najbardziej skomplikowanych kobiet dwudziestego wieku (…) i opowieść o niezwykłych perfumach.
„New York Times”

Tilar J. Mazzeo – pisarka, dziennikarka, nauczycielka pisarstwa. Wykłada literaturę na Colby College, pasjonuje się historią luksusu i tematyką wina. Autorka świetnie przyjętej w Polsce książki “Hotel Ritz”.

Tilar J. Mazzeo
Sekretne życie Chanel No. 5. Pierwsza biografia najsłynniejszych perfum świata
Przekład: Matylda Biernacka
Wydawnictwo Znak
Premiera: 6 lipca 2016
kup książkę

Sekretne życie Chanel No. 5

Misia i perfumy Katarzyny Medycejskiej

Prawdopodobnie zimą 1918 roku odwiedziła Coco Chanel podekscytowana przyjaciółka, należąca do bohemy Misia Sert, kobieta, której wielką urodę uwiecznili Pierre-Auguste Renoir i Henri de Toulouse-Lautrec. Misia wiedziała, że Coco pracuje nad wylansowaniem własnych perfum. Rozmawiały już na ten temat, omawiały projekty butelek, a nawet planowały, jak Coco sprzeda je swoim klientom – tak przynajmniej twierdziła później Misia. Teraz Misia usłyszała o niezwykłym odkryciu w starej bibliotece pałacowej w Dolinie Loary. W trakcie porządków właściciele odkryli renesansowy rękopis, a między jego stronami przepis. Była to zaginiona receptura „cudownych perfum” królowych z rodu Medyceuszów, eliksiru chroniącego starzejące się piękności przed działaniem czasu.
Obie kobiety zdawały sobie sprawę, że jest to ekscytujące odkrycie, jeśli było prawdziwe, i fantastyczny sposób na wypromowanie wśród bogatej klienteli własnych perfum. W końcu historia perfumiarstwa we Francji miała swoje początki na dworze królowych medycejskich, kiedy to młodą Katarzynę Medycejską wysłano do Francji, gdzie miała zostać żoną króla Henryka II. Z Włoch Katarzyna przywiozła wśród swojej świty niejakiego Renato Bianco, lepiej znanego jako René le Florentin. Został on pierwszym oficjalnym perfumiarzem w dziejach Francji i ze swojego sklepu w szesnastowiecznym Paryżu dostarczał wonnych afrodyzjaków i perfum wykorzystywanych w sztuce uwodzenia. Jeśli coś poszło nie tak i kochankowie z niewiadomych powodów oddalali się od siebie, sprzedawał też czasami, jak twierdzą niektórzy, rzadkie i zabójcze trucizny, za pomocą których rozprawiano się z konkurencją lub z winowajcą.
Ta konkretna receptura jednakże miała należeć do kuzynki Katarzyny Medycejskiej, Marii, która także przez małżeństwo skoligaciła się z francuskim rodem królewskim i była jeszcze zagorzalszą miłośniczką perfum. To właśnie dzięki Marii Medycejskiej francuska miejscowość Grasse, początkowo centrum produkcji rękawiczek i garbarstwa, stała się w siedemnastym wieku światową stolicą zapachu. Jak opowiada historyk perfumiarstwa Nigel Groom, Maria „założyła w Grasse laboratorium do prac nad tworzeniem perfum, by dorównać modnym w tamtych czasach arabskim zapachom5, dzięki czemu niektórzy widzą w niej założycielkę francuskiego przemysłu perfumeryjnego”. Królowa miała obsesję na punkcie zapachów i aromatów – a szczególnie ich tajemnicy podtrzymywania urody. Do późnej sześćdziesiątki pozostała uderzająco piękna, nikt więc nie wątpił, że odkryła coś o magicznych właściwościach.
Teraz odnaleziono starodawny przepis na jedne z perfum Marii Medycejskiej. Misia Sert nakłoniła Coco Chanel do jego kupna. Coco zapłaciła sześć tysięcy franków – równowartość dzisiejszych dziesięciu tysięcy dolarów6 – za rękopis, który odkrywał tajemnice tej sekretnej „wody kolońskiej”, jak nadal było w modzie nazywać lekkie, cytrusowe zapachy. Misia była przekonana, że będzie to doskonała baza dla kosmetyków sygnowanych nazwiskiem Chanel, a Coco musiała się z tym zgodzić, ponieważ tego lata energicznie przystąpiła do planowania ich produkcji. Archiwa przedsiębiorstwa wskazują, że 24 lipca 1919 roku Coco Chanel zarejestrowała znak handlowy dla linii produktów, które miała zamiar nazwać Eau Chanel – woda Chanel.
Misia Sert twierdziła później, że tak narodziły się Chanel Nᵒ57. Mówiła też, że razem z Coco Chanel spędziły długie godziny na projektowaniu opakowania i wpadły na elegancki w swej prostocie pomysł wykorzystania zwykłej buteleczki farmaceutycznej jako flakonu. Być może Chanel Nᵒ5 powstałyby wcześniej, gdyby nie przeszkodził w tym jesienią 1919 roku zamęt w życiu osobistym Coco. Nigdzie jednak w archiwach Chanel nie ma dowodu, że Coco chociaż zamówiła tego lata buteleczki. Jedynym dowodem wskazującym na produkcję jakichś perfum jest tajemniczy, niedatowany rachunek, odkryty ponoć w archiwach firmy Coty dopiero w latach sześćdziesiątych, który przyjaciel Coco François Coty wystawił jej za laboratoryjne prace nad perfumami. Jego żona Yvonne twierdziła niezmiennie, że kiedy tylko Coco Chanel zaczęła rozważać pomysł wypuszczenia na rynek zapachu, François zaproponował jej udostępnienie do badań własnego laboratorium.

Śmierć ukochanego

W roku 1919 prywatne życie Coco Chanel legło w gruzach. Musiało być bolesne i niespokojne już przynajmniej od jesieni 1918 roku, kiedy Boy Capel po niemal dekadzie intensywnego romansu z Coco oświadczył, że nigdy się z nią nie ożeni. Było to rozdzierające serce przypomnienie, że nie da się uciec od swojej przeszłości.
Sława nie wystarczyła, by przynieść Coco poważanie w kręgach, w których się obracała. Zawsze była córką wieśniaków, podrzuconą przez ojca zakonnicom z wiejskiego sierocińca. Nikt nie zapominał też, że zaczynała karierę, śpiewając w knajpach oficerom sprośne piosenki kabaretowe. Nikt nie przymykał także oka na to, że pierwsze kroki w świecie wyższych sfer stawiała jako druga kochanka bogacza i jedna z zagadkowych i uwodzicielskich demi-mondaines. Dzięki talentowi i urokowi zrobiła błyskotliwą karierę. Teraz chciała ułożyć sobie życie z Boyem. „Kochaliśmy się – wspominała później. – Mogliśmy się byli pobrać”9. Odmówił. Chciał ją tylko jako kochankę. Cieszący się poważaniem mężczyźni początku dwudziestego wieku nie żenili się z kochankami, nawet jeśli kochanka została międzynarodowym arbitrem haute couture i dobrego smaku.
Wtedy gdy jesienią 1918 roku pierwsza fala amerykańskich żołnierzy stawała w kolejce do paryskich butików w poszukiwaniu luksusowych zapachów dla swoich dziewczyn i matek, Boy wyznał prawdę, którą oboje od początku znali. Niezależnie od tego, do kogo należało jego serce, był teraz zaręczony z kimś innym, kimś nieśmiałym i porządnym. Z dziewczyną, która stosowała proste kwiatowe zapachy herbacianych róż lub fiołków i której obyczaje, przynajmniej na zewnątrz, były skromnie staroświeckie. Miał nadzieję, że Coco pozostanie jego kochanką i powiernicą – ale niczym więcej. Przez większość tego roku mieszkali nadal razem w jego paryskim apartamencie. Następnie ożenił się z uroczą Dianą Lister Wyndham. Coco Chanel miała trzydzieści sześć lat.
To była dotkliwa zdrada i Coco stanęła w obliczu dylematu bez wyjścia. Wiedziała, co oznacza pozostanie w roli kochanki Boya. Robiła to wystarczająco długo, by doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Byłaby na zawsze skazana na bytowanie na obrzeżach życia innych ludzi. Oznaczałoby to samotne urodziny i święta spędzane z przyjaciółmi, a dzielone z Boyem mieszkanie nigdy nie byłby ich domem. Odejście jednak było niemal równie nie do zniesienia.
W grudniu Coco wciąż nie mogła podjąć ostatecznej decyzji. Przeprowadziła się tej jesieni do własnego apartamentu, a za nią podążył żonaty już Boy. Następnie, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, Boy wyjechał na południe Francji, by spędzić je z żoną i jej rodziną. Coco została w Paryżu.
Francuzi nazywają wybrzeże Morza Śródziemnego Côte d’Azure – Lazurowym Wybrzeżem – a tamtejsze drogi słyną z tego, że są zdradzieckie. W południowej części wybrzeża wiją się serpentynami wzdłuż klifów spadających prosto do morza. Dalej ciągną się pénétrantes, drogi biegnące przez góry i lasy sosnowe, wciąż należące do najniebezpieczniejszych we Francji. Wystarczy się nimi przejechać, żeby bez trudu zrozumieć, jak bardzo są zdradliwe. Wypadek zdarzył się późnym wieczorem: wynik pękniętej opony, a też, być może, zbyt dużej ilości szampana. Był 22 grudnia 1919 roku, droga z Saint-Raphaël do Cannes. Boy nie przeżył.
„Dla kobiety – powiedziała później Coco Chanel – zdrada pozostawia tylko jedno wrażenie: zmysłowe”10. Samotna w łóżku, które dzielili, zrozpaczona, w kolejnych tygodniach niewątpliwie dowiedziała się, jak bardzo może ranić utrzymujący się na pościeli zapach ukochanego mężczyzny. Tej zimy Misia namówiła przyjaciółkę na długie wakacje we Włoszech. Z Wenecji Coco wysłała do domu telegram, prosząc o zabranie wszystkich rzeczy z paryskiego apartamentu. Mieszkała odtąd w wynajmowanych pokojach, czasem w hotelu Le Meurice, ale głównie w Ritzu. Wszystko w zbyt trudny do zniesienia sposób przypominało jej o ogromie strat. Zajęła się więc zapachem.

Rosyjskie wpływy

Kiedy Coco poznała Dymitra, poszukiwała właściwego zapachu, i być może po części to właśnie zbliżyło ich do siebie. Mogli spotkać się w Wenecji pierwszej zimy po śmierci Boya, na początku 1920 roku, gdy jej żałoba była jeszcze bardzo świeża. Bardziej jednak prawdopodobne, że poznali się już wcześniej w Biarritz czy gdzieś na Riwierze i później zetknęli się ponownie. Tak czy inaczej, latem 1920 roku byli już kochankami.
Mimo ogromnych różnic środowiskowych mieli płaszczyznę porozumienia: jednakie poczucie tęsknoty w życiu emocjonalnym. To samo poczucie straty ukochanych ludzi, to samo poczucie porzucenia i zdrady. Oboje rozumieli też, co oznacza samotność i wykorzenienie. Nie istnieją spisane świadectwa potwierdzające, co zdarzyło się tego lata, można się tego jednak z łatwością domyślić. Coco Chanel musiała powiedzieć Dymitrowi o swoich planach względem zapachu-wizytówki. Być może, opowiedziała mu też o starożytnej recepturze Medyceuszy, o perfumach robionych dla królowych i o tym, jak początkowo chciała je odtworzyć. Opowiedziała mu o zapachach i wszystkich wrażeniach, jakie miały uchwycić jej perfumy.
On natomiast powiedział jej o zapachu, który najmocniej pamiętał, ulubionej woni utraconego carskiego dzieciństwa, o perfumach, które stworzono specjalnie na cześć jego ciotki i kuzynek, by uczcić kobiety z dynastii Romanowów: Rallet Nᵒ1. Według niektórych opowieści zrobił też ponoć najprostszą z możliwych rzeczy: kupił jej flakonik tych perfum. Były w końcu produkowane w bliskiej okolicy Cannes. Co jednak najważniejsze, przyjaciele zawsze później przyznawali, że to on przedstawił Coco francusko-rosyjskiego współwygnańca – mężczyznę, który stworzył ów carski zapach.
Coco znalazła swojego perfumiarza.

(…)

Ernest Beaux jako młodzieniec zatrudnił się w 1898 roku w Moskwie w firmie Rallet, tuż po przejęciu jej przez Chiris, i szedł w ślady swojego starszego brata, który zajmował w tej firmie wysokie stanowisko. Początkowo pracował przy wytwórstwie luksusowych mydeł, ale wkrótce powierzono mu cieszące się większym prestiżem zajęcie: tworzenie nowatorskich perfum dla najsłynniejszego i najbardziej wpływowego francuskiego domu perfumeryjnego w carskiej Rosji.
Był szalenie zainteresowany wszelkimi nowinkami naukowymi, które w początkach dwudziestego wieku przekształcały świat zapachu. Miał też nieprzeciętny talent. Pierwszy przebój zapachowy Ernesta, męska woda kolońska o nazwie Le Bouquet de Napoléon – „bukiet Napoleona” – zawojowała międzynarodowy rynek w roku 1912. Stworzył ją na pamiątkę setnej rocznicy bitwy pod Borodino, punktu zwrotnego w ostatnich dniach wojen napoleońskich, i jak później wspominał, „zrobiła zawrotną karierę”12. Zachęcona wzięciem, jakim cieszył się ten zapach, firma – oficjalna perfumeria rodziny carskiej – nalegała, by z okazji przypadającej w 1913 roku trzechsetnej rocznicy panowania dynastii Romanowów stworzył nowy zapach dla kobiet.
Perfumy, nazwane na cześć Katarzyny Wielkiej Le Bouquet de Catherine, były pięknym zapachem. Jednak ku wielkiemu rozczarowaniu poniosły komercyjną klapę. Nosząc imię rosyjskiej carycy niemieckiego pochodzenia, były w 1914 roku skazane na porażkę. Padły ofiarą historii. W początkach pierwszej wojny światowej Niemcy i Rosja były już uwikłane w krwawy konflikt, a ludzie żywili coraz większą niechęć do także mającej niemieckie korzenie, ubóstwiającej przepych carycy Aleksandry oraz jej dziwacznego, budzącego niepokój faworyta Rasputina. Perfumy te były ponadto oszałamiająco, niewiarygodnie wręcz drogie.
Ernest wiedział, że są znakomite. Może jeszcze nie doskonałe, ale znakomite. Odważnie i oryginalnie wykorzystywały nowe składniki i nowe koncepcje projektanckie i jedynym dostępnym na rynku zapachem, który je przypominał, były niezwykle popularne, piękne perfumy wielokwiatowe Quelques Fleurs Houbiganta.
Perfumy Le Bouquet de Catherine miały przed sobą wielką przyszłość, Ernest był tego pewien. W nadziei, że jest to jedynie kwestia reklamy, firma spróbowała zmienić ich nazwę: Le Bouquet de Catherine stały się Rallet Nᵒ1. Był to zapach uwielbiany przez rodzinę carską i latem 1920 roku Dymitr dobrze o tym pamiętał. Perfumy te jednak pod żadną z nazw nie zyskały nigdy międzynarodowych odbiorców. Winę ponosiły najgorsze z możliwych czasy, w których się pojawiły. Gdyby wydarzenia w Rosji przybrały inny obrót, Rallet mogły zostać bestsellerem. Bazujący na przeprowadzonej przez Ernesta analizie Quelques Fleurs, które dostarczyły pierwotnej inspiracji, zapach ten odważnie eksperymentował z pionierskimi materiałami zapachowymi. W świecie perfum Rallet Nᵒ1 zyskały już pozycję technologicznego kamienia milowego i zapachowej innowacji.

(…)

Najważniejsze jest to, że kiedy tych troje się spotkało, mieli już za sobą kształtujące ich doświadczenia – doświadczenia, które uformowały ich podejście do zapachu, perfum i tego, co jest możliwe. Każde z nich dokładnie wiedziało, co sobie wyobraża. Co zdumiewające, wizja była wspólna. Projektantka spotkała swojego perfumiarza.
Przyszłość Chanel Nᵒ5 zależała już jedynie od tego, czy Coco Chanel zdoła przekonać Ernesta Beaux do współpracy i czy on te perfumy stworzy.
Szczegóły powstania zapachu należą do najbardziej fascynujących, złożonych i gorąco kwestionowanych elementów legendy Chanel Nᵒ5

Coco i Hollywood

W tych niepewnych czasach hollywoodzcy producenci również szukali sposobów na dotarcie do publiczności. Były to początki złotej ery Hollywood i zaledwie parę miesięcy później Greta Garbo, „szwedzki sfinks”, miała wystąpić w swoim pierwszym dźwiękowym filmie, ale wielki kryzys zbierał żniwo nawet w słonecznej Kalifornii. Na horyzoncie życia kulturalnego pojawiały się już kolejne cienie. Cenzura, antykomunizm i antysemityzm złowieszczo trawiły te lata od spodu. Powierzchnia jednak się skrzyła i hollywoodzcy magnaci zaczęli eksperymentować z nowymi sposobami wabienia publiczności, dostarczając konsumentom luksusowych produktów.
Publiczność składała się głównie z kobiet. Jeden z historyków filmu pisze: „Hollywood widziało w kobietach głównych odbiorców kina”i. Wszystkim też było wiadomo, że kobiety fascynowała haute couture. Nic zatem bardziej naturalnego niż to, że filmy zaczęły sięgać po konwencje pokazów mody, wymyślonych w przymierzalniach Paryża na przełomie wieków.
Był to ostateczny, logiczny mariaż teatralnego popisu rodem z wystawy art déco w 1925 roku z projektowaniem kostiumów i wnętrz. Art déco był w Ameryce zjawiskiem. Dyrektor artystyczny Metro-Goldwyn-Mayer Cedric Gibbons odwiedził paryską wystawę, a jego interpretacja stylu modernistycznego w scenografii do filmu z 1928 roku Nasze roztańczone córki z Joan Crawford zapoczątkowała w Stanach Zjednoczonych modę na wszystko co francuskie i w stylu art déco. Mimo że Chanel Nᵒ5 – kwintesencja zapachu art déco – nie były, co osobliwe, obecne na wystawie, dla wielu „Chanel” stało się uosobieniem tego nowego style moderne.
Sam Goldwyn również dostrzegł w reklamowaniu mody wielką szansę. Przyciągał kobiety do kin, ubierając swoje gwiazdy wyłącznie w najnowsze, nowatorskie paryskie kreacje. W świecie mody nikt nie miał tyle asów w rękawie i energii co Coco Chanel. „Przyjedź do Hollywood – powiedział Goldwyn. – Projektuj dla moich gwiazdeczek”. I zaproponował jej oszałamiającą kwotę miliona dolarów – odpowiednik dzisiejszych siedemdziesięciu pięciu milionów – za dwie wizyty rocznie w Kalifornii w celu zaprojektowania kostiumów dla jego gwiazd.
Widząc w tym doskonałą szansę biznesową, Coco Chanel przyjęła propozycję i zimą 1931 roku popłynęła do Stanów Zjednoczonych. Po raz drugi w historii Chanel Nᵒ5 za istotnym dla kariery Coco wydarzeniem stał Dymitr Pawłowicz. Według artykułu z 1932 roku w „Collier”: „wielki książę Dymitr z Romanowów mimochodem przedstawił Samuela Goldwyna z branży filmowej [Mademoiselle] Gabrielle Chanel. Przyjemna rozmowa, przyjemne komplementy, wielka inspiracja, wielki kontrakt – i wspaniała Chanel zgodziła się przyjechać do Hollywood, by zaprojektować stroje do filmów. Wprawdzie to ryzykowne przedsięwzięcie, ale warte miliona dolarów”.
Mimo wszystko Coco Chanel miała wątpliwości co do blasku wielkiego ekranu i Kalifornii. W końcu kiedyś marzyła o karierze scenicznej, ale stanowczo tamto życie zostawiła za sobą. Jednak za milion dolarów skłonna była przejechać się, by „sprawdzić, co film ma mi do zaoferowania i co ja mam do zaoferowania filmowi”.

 
Wesprzyj nas