Historia kobiet, które odkryły swoją przeszłość, zrozumiały teraźniejszość i nakreśliły przyszłość. To także opowieść o różnych wymiarach miłości i o kobiecej solidarności.


Ziemia KobietGala Marlborough, Amerykanka o hiszpańskich korzeniach, wraz z dwiema córkami leci z Nowego Jorku do La Mugi, małej katalońskiej wsi, by odebrać spadek po nieznanej krewnej. Na miejscu okazuje się, że aby odziedziczyć majątek, musi spełnić warunek zapisany w testamencie: ma odnaleźć autora kopii znanego obrazu Salvadora Dali. Mieszkańcy wsi, którzy przyjmują ją z otwartymi ramionami, zdają się wiedzieć o tajemniczym malarzu więcej, niż są skłonni zdradzić Gali.
Pobyt w La Mudze i dziennik zmarłej kobiety, o której istnieniu do niedawna nie wiedziała, wywrócą do góry nogami życie Amerykanki.

Bohaterki powieści Sandry Barnedy prezentują cztery pokolenia. Różnią się wiekiem, pochodzeniem, doświadczeniami i wyznawanymi wartościami, a łączy je miłość do przodków. Dla Amerykanek podróż do małej katalońskiej wsi stanie się podróżą w przeszłość, do miejsca, gdzie nie dotarła jeszcze nowoczesność, a spokojne życie mieszkańców nadal jest podporządkowane rytmowi natury. Gala i jej córki przyzwyczajone do życia w luksusie odkrywają nagle, że można czerpać radość z tego, co zwyczajne i niewyszukane.

,,Ziemia Kobiet” to także opowieść o miłości, o różnych jej wymiarach – miłości matczynej, pierwszej miłości, która zostaje w pamięci na całe życie, miłości niespełnionej, utraconej, siostrzanej i o kobiecej solidarności. To historia kobiet, z którymi łatwo się utożsamić.

Sandra Barneda – urodziła się w Barcelonie, gdzie skończyła studia dziennikarskie. Mieszkała w Los Angeles i Nowym Jorku. Dziennikarstwem zajęła się tuż po osiągnięciu pełnioletniości. Obecnie jest jedną z twarzy Mediaset España, prowadzi programy ,,El Gran Debate” i ,,De Buena Ley” w telewizji Telecinco. Jest producentką Desalmados Productoras S.L. Pracowała w Catalunya Ràdio, Antena 3, Telemadrid, 8tv, TV3, TV2 y Telecinco. Współpracowała z periodykami ,,El País”, ,,El Periódico de Catalunya”, ,,Elle”, ,,Zero”. Lubi podróżować po świecie. W wolnej chwili pakuje walizki i wyrusza poznawać nowe miejsca, by potem opowiadać o nich czytelnikom. Debiutowała powieścią Reír al viento, która zdaniem krytyki i czytelników okazała się spektakularnym sukcesem. Swój talent pisarski potwierdza mistrzowsko skonstruowaną “Ziemią Kobiet”.

Sandra Barneda
Ziemia Kobiet
Przekład: Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski
Wydawnictwo Muza
Premiera: 23 marca 2016
kup książkę

Ziemia Kobiet


Poddać się po pierwszej oznace przegranej nie było w jej stylu, ale zważywszy na niewielką liczbę osób, które zajrzały dotychczas na licytację mebli, miała ochotę uciec, a wcześniej spalić te wszystkie graty w gigantycznym ognisku. Kate i Adele stały za ladą, czekając na klientów, i umierały z nudów. Dobrze że Adele, jak zwykle przewidująca i gotowa wprowadzić w życie plan B, zabrała swoje Opowieści z Narnii. Nie zwracała uwagi na otoczenie, jakby to wszystko jej nie dotyczyło. W głębi duszy jednak cieszyła się, że nikt nie chce kupić mebli. Marc powiedział, że jego wujek jest przeciwny licytacji, bo to ujma po tylu latach ciężkiej pracy. Kate przez cały ranek nosiła się z zamiarem porozmawiania z matką, ale ta chyba jej unikała, a od poprzedniego dnia sprawiała wrażenie, jakby miała jakieś zmartwienie. Kate wyczuwała, że coś się z nią dzieje, i że cokolwiek to jest, dotyczy w jakiś sposób także i jej. „Czyżby rozważała przesunięcie powrotu?” Diabli ją brali na samą myśl o takiej możliwości, chociaż wydawała się mało prawdopodobna. Matka coś jej obiecała, ona z kolei obiecała Gotham Girls… Obietnica to obietnica!
Za dwie godziny była umówiona z Joaną, która chciała ją zapoznać z częścią swojej paczki. W sąsiednim miasteczku, Castelló d’Empúries, miał się odbyć mecz piłki nożnej. Wielu ze znajomych Joany grało w miejscowej drużynie; to była doskonała okazja, żeby ich spotkać. Kate nie miała wielkiej ochoty na nawiązywanie znajomości, ale zrobiłaby wszystko, żeby tylko opuścić to nudne miejsce… Poza tym chciała w tajemnicy przed matką pojeździć motorowerem Joany, która obiecała, że da jej poprowadzić.
Amat jeszcze nie przyszedł. Była dopiero jedenasta trzydzieści. Za wcześnie na przechadzkę. „Na wsi przede wszystkim się pracuje, dopiero po zebraniu plonów można poleniuchować”. Gala nie posłuchała rady Amata, żeby się nie przemęczać i zacząć w południe. Pomyślała, że to obłudna sugestia, podstęp, żeby mniej sprzedać, dlatego postanowiła zacząć punktualnie o dziewiątej. Najwyżej do dwunastej będzie nerwowo obgryzać paznokcie.
Pierwsza przyszła Agnès. Zawsze skora do pomocy, postanowiła wpaść z kilkoma termosami z mlekiem, kawą, świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym i ciastkami, żeby uprzyjemnić im poranek. Cukier odstrasza smutki, choć jego działanie jest krótkotrwałe i niezbyt zdrowe. „Każdemu miła osłoda!” Agnès była najbardziej powściągliwa ze wszystkich babć. Jej ciało skurczyło się po tym, jak lekarz zmusił ją do rygorystycznej diety, od której straciła ponad trzydzieści kilogramów wagi i dużą część swojej osobowości. Dla dobra jej i jej zdrowia kompletnie zmienił dietę starszej pani i zakazał różnych produktów, między innymi słodyczy. Wykorzystywała więc wizyty gości i imprezy do zaprezentowania swoich nowych pomysłów kulinarnych. Nauczyła się jeść oczami, patrzyła, z jaką przyjemnością inni pakują sobie do ust jej smakołyki. Komunikowała się z ludźmi za pośrednictwem swoich potraw, wystarczyło, że spojrzała na kogoś, i od razu wiedziała, co powinien zjeść. Była czarodziejką gastronomii, jej restauracja zawdzięczała sławę cudownym rękom kucharki. Nikt nie wychodził stamtąd bez uczucia szczęścia w żołądku. Ze wszystkich babć ona najrzadziej wpadała w tarapaty i prowadziła najbardziej tradycyjny styl życia. Odziedziczyła interes po rodzicach i razem ze swoim Jacintem uczyniła z małej restauracyjki jeden z najbardziej znanych lokali w tych stronach. Tworzyli dziwną parę: on wysoki i smukły, ona niska i gruba, do czasu, aż schudła. Stanowili żywy przykład zasady, zgodnie z którą przeciwne bieguny się przyciągają: oboje byli takimi biegunami, w każdym tego słowa znaczeniu. Cała wieś, nawet Nalda i Vicente, zazdrościła im, że są tak samo, a nawet bardziej w sobie zakochani niż na początku. Ona mawiała, że tajemnica polega na tym, żeby wiedzieć, jak utrzymać ciepło w żołądku. „Wszystko, co się ochładza, ulega w końcu zniszczeniu”. Nazywano ją Czarodziejką, bo oprócz umiejętności przyrządzania magicznych mikstur kulinarnych znała się na miłości i wiedziała, jak podtrzymać żar. Mówiła mało, za to dużo widziała. Nie miała z nikim zatargów, z wyjątkiem Pięknej, której nie mogła wybaczyć, że obmawiała swojego rodzonego brata, Josepa Impotenta, aby podstępem odebrać wdowie po nim, biednej Francisce, sklep spożywczy. Agnès uważała, że rodzina jest święta, i cokolwiek by się działo, musi w niej zostać. Od czasu tamtego strasznego wydarzenia spotykały się z Úrsulą tylko wtedy, kiedy nie można było tego uniknąć. Na co dzień starały się nie mieć kontaktów, przynajmniej tak robiła Agnès, bo Úrsula wciąż wchodziła jej w drogę i prowokowała ją, kiedy tylko miała sposobność. Była specjalistką od prowokowania. Za młodu pomagała jej w tym uroda, a kiedy ta przestała zapierać dech w piersiach, zastąpiły ją podstępne sztuczki. Stała się największą miejscową intrygantką, żyła plotkami i dla plotek, a sklep zamieniła w swoją bazę. Przychodziła tam cała wieś, tam mieszkańcy mogli liczyć na przegląd najważniejszych wydarzeń, dowiadywali się o wszystkim na miejscu. La Muga nie miała własnego tygodnika z lokalnymi wiadomościami, najlepiej było pójść do sklepu i porozmawiać z Úrsulą. Agnès należała do nielicznych osób, które od kiedy Piękna dostała sklep, nie przestąpiły jego progu. Przestrzegała tego bezwzględnie i nawet kiedy zabrakło jej mleka, wolała nie zjeść śniadania niż złamać postanowienie.
Agnès od razu podeszła do Gali, żeby z nią porozmawiać, udając zainteresowanie jakimś meblem. Przy każdym pytaniu Gala czuła się coraz mniej kompetentna, żeby udzielić jej odpowiedzi. O antykach wiedziała niewiele, a raczej nic, a mistrz (Amat) jeszcze nie przyszedł. Agnès zatrzymała się przy obudowie kominka z drewna orzechowego w stylu Alfonsa XII. Pogładziła błyszczącą powierzchnię, czując pod palcami, jak perfekcyjnie została odnowiona. Każdy centymetr przywoływał obraz jej dobrej przyjaciółki Amelii Xatart, pracującej przy renowacji antyku.
– Wiesz, że ten kominek jest ostatnią rzeczą, którą naprawiła twoja cioteczna babcia?
„Babcia”. Gala nie odważyła się tego wymówić głośno, ale sprostowała w myśli: „Babcia, nie cioteczna babcia”. Ten drobny niuans zmienił wszystko w tak znaczący sposób, że kiedy Agnès powiedziała, że to ostatni przedmiot naprawiony przez jej babcię, zaciekawiło ją, jak ona to robiła. Według Agnès Amelia potrafiła godzinami siedzieć na niskim stołeczku i polerować papierem ściernym, oczyszczać z pyłu albo po prostu przyglądać się „skaleczeniom mebli”. Była niecierpliwa i surowa dla innych, ale do mebli miała zupełnie inne podejście. Lubiła je głaskać, pieścić, przywracać im życie. Mawiała, że w każdym człowieku jest odrobina magii, trzeba tylko zrobić jej trochę miejsca.
– Ja próbuję tego z jedzeniem, Amelia próbowała z meblami…
Sprzęty, akcesoria… wszystko zasługiwało na naprawę. Była zwolenniczką wyrzucania mebli bez historii, produkowanych taśmowo, ale inne, te stworzone przez rzemieślnika własnymi rękami kosztem wielu godzin pracy, według Amelii należało ratować, bo miały duszę.
– Wierzysz w istnienie duszy?
Gala nie wiedziała, co odrzec. Zanim wylądowała w tej wsi, jej życie wyglądało na poukładane, choć nie cieszyła się w rodzinie zbyt wielkim autorytetem. W tej jednak chwili nie była w stanie odpowiedzieć kategorycznie na żadne pytanie. Dusza? To zalatywało duchowością, wskazywało na osobę biegłą w naukach nieempirycznych. Ona była wyznawczynią praktycyzmu i tego, co można udowodnić, teraz jednak nie potrafiła odpowiedzieć Agnès. Poprzedniej nocy wypiła napar z orchidei, przygotowany przez Franciskę, nie wierząc w jego skuteczność, wbrew logice, bez powodu. Nic się nie wyklarowało, jej dusza nadal była nieobecna, nie wykazywała dostatecznie oczywistych oznak istnienia, żeby dało się ją dostrzec. Teraz jednak Gala zupełnie inaczej odbierała wszystko, co miało jakikolwiek związek z jej niedawno odkrytą babcią. Popatrzyła na kominek i bez zastanowienia przyczepiła nalepkę „Sprzedane”, ku zaskoczeniu Agnès, która ukradkiem się uśmiechnęła. Chociaż mogło to wyglądać dziwnie, nie chciała się pozbyć ostatniej rzeczy, nad którą pracowała Amelia. Jaki sens miało to, co właśnie zrobiła? Poczuła drżenie nóg, strach, że nie potrafi już kontrolować własnych reakcji… Oparła się o starą drabinkę biblioteczną z drewna sosnowego, żeby odzyskać normalny oddech. Patrzyła na szopę, robiąc w myślach przegląd jej zawartości, która miała zostać sprzedana. Poczuła lekki zawrót głowy i gorzki smak na podniebieniu. Agnès podała jej szklankę wody i kawałek ciasta.
– Trochę cukru, tego właśnie potrzebujesz, kochana, żeby znowu poczuć się jak nowo narodzona.
Gala nie zdążyła jeszcze dojść do siebie, kiedy rozległ się natarczywy dzwonek jej komórki. Znowu ta przeklęta melodia do „końskiego” tańca. Adele się roześmiała, Kate zdziwiła. Nie przypuszczała, że matka jest tak nowoczesna, jeśli chodzi o upodobania muzyczne, nie wiedziała, że to za sprawą siostry przygnębiający utwór „Stay” Lisy Loeb, której jedynym osiągnięciem był przebój z lat dziewięćdziesiątych, zastąpiła „końska piosenka”, objawienie roku! Gala nie wyszła jeszcze ze stanu oszołomienia, a jej rozbawione córki już naśladowały elementy choreografii znanej na całym świecie. Po kilku taktach zdołała zlokalizować telefon w jednej z wewnętrznych kieszeni kurtki. Zmierzyła rozbawione córki wzrokiem zdolnym rozerwać każdego na strzępy; na szczęście do tego nie doszło.
Jej matka! Dała sobie dwie sekundy na decyzję, czy odebrać, czy pozwolić, żeby nieszczęsna melodia wybrzmiała do końca. Wolała się jakoś przygotować do tej rozmowy, poskładać historię babci na nowo, przetrawić ją jeszcze raz, skończyć czytanie dziennika. Jak miała jej powiedzieć, że ta krewna była w rzeczywistości matką jej ojca? Nie czuła się na siłach, żeby to wszystko wyjaśnić, dlatego pozwoliła telefonowi dzwonić. Jednak kiedy Julianne czegoś chciała, potrafiła być strasznie uparta. Wyczerpała cierpliwość córki, której nie pozostało nic innego jak nacisnąć zielony klawisz. Obiecała sobie, że rozmowa będzie dotyczyła spraw nieistotnych i banalnych. „Matkom też nie należy mówić wszystkiego…”
– Cześć! Mamooo… Och…. Tak, tak! Wszystko w porządku… Frederick…?
Nie było łatwo zachować spokój. Julianne potrafiła wyprowadzić córkę z równowagi w rekordowo krótkim czasie i wyciągnąć z niej wszystko. Zaczęła od ataku: co, do diaska, robi w tej wiosce zapomnianej przez świat? I to z jej wnuczkami! Coś tam zgubiła? Rozmawiała z Frederickiem, który opowiedział jej o ostatniej sprzeczce z żoną. Julianne znała córkę, wyczuwała, że jest ona bliska zrobienia głupstwa: zostania tam na Boże Narodzenie.
– Zwariowałaś? A my? Na głowę upadłaś? Wiesz, co straciłaś w tym mieście?
Gala próbowała jej przerwać, wcisnąć jedno zdanie, pojedyncze słowo, ale zdołała wydać z siebie tylko kilka onomatopei bez siły przebicia i znaczenia na tle przemowy o uczciwości, powadze i przyzwoitości wygłoszonej, a częściowo wykrzyczanej przez matkę. Rzadko słyszała ją tak zirytowaną. Julianne była ekspertką od ukrywania się pod warstwą wazeliny, żeby problemy, nieszczęścia czy niewygodne wydarzenia jak najszybciej zniknęły z jej życia. Nigdy się nie złościła, załatwiała wszystko małymi dawkami ironii i… po sprawie! Co jej się stało? Jakie miało dla niej znaczenie, czy Gala zostanie tu na święta? Nie przywiązywała wagi do uroczystości kościelnych, tym bardziej rodzinnych, wyglądało jednak na to, że w tym roku przeprosiła się z tradycją pieczonego indyka i purée z ziemniaków. Gala odczekała, aż matka skończy pomstować na wszystko i wszystkich i opanuje nerwy; dopiero wtedy oznajmiła jej, że przeczytała dziennik Amelii Xatart.

 
Wesprzyj nas