Wrocławska Wielka Wyspa na kilka godzin zamieniła się w wyspę literatury. Najbardziej znani polscy aktorzy czytali mieszkańcom miasta świetne książki w plenerze i we wnętrzach Hali Stulecia.
Co tak gromadnie przyciąga wrocławian na kolejne odsłony Europejskiej Nocy Literatury? Dobre książki? Mistrzowskie interpretacje? Unikalna atmosfera głośnego czytania? A może po prostu Wrocław (który z dumą nosi tytuł Światowej Stolicy Książki UNESCO) kocha czytać? Poprzednia, kwietniowa edycja ENL zgromadziła ponad 13 tys. wrocławian. Czytania fragmentów dzieł Szekspira odbyły się wówczas w przestrzeniach zamkniętych, stąd wielu miłośników literatury nie zmieściło się w poszczególnych lokalizacjach. By dać szansę na udział wszystkim chętnym postanowiono – na specjalne życzenie wrocławian – zorganizować jeszcze w tym roku Dogrywkę ENL. Ale plenerowo, by miejsca nie stwarzały żadnych ograniczeń. 19 czerwca część miasta nazwana Wielką Wyspą zamieniła się w Wyspę Literatury. Czytania odbywały się w otoczeniu przyrody, w sąsiedztwie architektonicznych perełek.
Tym razem wybrano fragmenty dziewięciu współczesnych książek prozatorskich, znów w interpretacji znakomitych artystów. Formułą nawiązano do trwających właśnie europejskich futbolowych rozgrywek. Na początek „rozgrzewka”: Małgorzata Foremniak na trzy kwadranse przeniosła słuchaczy w świat Galicji z przełomu XIX i XX w., uwieczniony na kartach książki Sofiji Andruchowycz „Felix Austria”. W „regulaminowym czasie gry” wrócono do tradycyjnej zasady ENL – co pół godziny artyści czytali kilkunastominutowe fragmenty. A wybrane dzieła to: Elif Shafak „Uczeń architekta” – czytał Tomasz Schuchardt, Imre Kertész „Ostatnia gospoda. Zapiski” – czytał Adam Woronowicz, Lyonel Trouillot „Niedziela 4 stycznia” – czytał Mirosław Baka, Frederik Beigbeder „Oona i Salinger” – w interpretacji Katarzyny Figury, Per Petterson „Nie zgadzam się” – w interpretacji Bartłomieja Topy, Jaroslav Rudiš „Aleja Narodowa” – w ujęciu Marcina Czarnika.
Noc Literatury rozpoczęła się już po południu, przy pięknej, letniej pogodzie. Pierwsze chwile zapowiadały sielankowy klimat imprezy – słońce, świergot ptaków, kumkające żaby, przepływające statki, leżaki, koce, psy, rowery… Niestety, dość szybko niebo zasnuły ciemne chmury. I choć deszcz potraktował słuchaczy łagodnie, to odgłosy nadciągającej burzy skutecznie przepłoszyły wiele osób. Wytrwali nie żałowali jednak swojej decyzji – mistrzowskie interpretacje tylko zaostrzyły na apetyt na sięgnięcie po całą książkę.
Ostanie, wieczorno-nocne czytania – zaplanowane na przestrzeń przy Pergoli obok Hali Stulecia – organizatorzy, widząc wciąż ciemnosine, ciężkie niebo, przenieśli jednak pod dach. Nie każdy był nastawiony na taki wariant (miało być plenerowo), toteż do zaimprowizowanej poczekalni trafiały rowery, hulajnogi a nawet… pies. Przygotowano salę przeznaczoną dla około 1000 osób. Zbyt małą – wszystkie miejsca zajęte, oblężone schody, a przed drzwiami ci, dla których znów zabrakło miejsca.
„Dogrywka” wystartowała po godz. 20:00. Szczęśliwcy zasłuchali się w prawie godzinną opowieść, snutą przez Roberta Więckiewicza, zaczerpniętą z książki Stefana Hartmansa „Wojna i terpentyna”. Na finał czerwcowej Europejskiej Nocy Literatury przygotowano „rzuty karne” w wykonaniu Krystyny Jandy i Macieja Stuhra. Osobliwi zawodnicy grali jednakże do jednej bramki, jaką była powieść Dawida Grosmana „Wchodzi koń do baru”. Wynik w karnych – remis; znakomita ascetyczna narracja Krystyny Jandy równoważyła ekspresję Macieja Stuhra.
Moc pozytywnych emocji towarzyszyła wracającym z Dogrywki Europejskiej Nocy Literatury. Ale też ogromny niedosyt. Bo wrocławianie chcieliby jeszcze, jeszcze i jeszcze… ■Beata Kaniewska