Losy dwóch rodzin – arystokratycznych Inghamów i służących im od pokoleń Swannów – ściśle ze sobą splecione na przestrzeni lat, w sadze rodzinnej Barbary Taylor Bradford.


Cavendon HallDwie rodziny, jedna rezydencja: imponujący Cavendon Hall położony w pięknej dolinie hrabstwa Yorkshire w północnej Anglii.

Przełomowe czasy: Inghamów i Swannów zastajemy w roku 1913; wkrótce życie, jakie znają te dwie rodziny z Cavendon Hall – wyścigi konne w Ascot, wieczorne bale, sezonowe polowania na kuropatwy – nieodwracalnie się zmieni.

***

Wspaniała saga rodzinna dla miłośników Downtown Abbey.
lovereading.co.uk

Porywający fragment dziejów; akcja powieści osadzona jest w dekadzie obejmującej pierwszą wojnę światową. Wspaniała, najwyższych lotów ucieczka od problemów dnia codziennego.
„The Lady”

Lojalność, tajemnice, namiętność i intryga.
„Daily Mail”

Barbara Taylor Bradford urodziła się i dorastała w Anglii, obecnie mieszka z mężem, amerykańskim producentem filmowym, w Nowym Jorku. Jest autorką ponad 30 bestsellerowych książek, które wydano w 90 krajach, a ich łączna sprzedaż przekroczyła 92 miliony egzemplarzy. Dziesięć jej powieści przeniesiono na ekran. Pisarkę wprowadzono do Writers Hall of Fame, a królowa Elżbieta II uhonorowała ją Orderem Imperium Brytyjskiego za wkład w rozwój literatury.

Barbara Taylor Bradford
Cavendon Hall
Przekład: Urszula Smerecka
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 18 maja 2016
kup książkę

Cavendon Hall


OD AUTORKI

Często się zdarza, że jakaś postać pojawia się w mojej głowie jako w pełni ukształtowana osoba, którą doskonale znam.
Tak było z Emmą Harte, Blackie O’Neill, a potem z Paulem McGillem w “Karierze Emmy Harte”. W “Voice of the Heart” wiedziałam dokładnie, kim jest Victor Mason, kiedy stał się moim duchowym towarzyszem. W “Kobietach jego życia” Maximillian West przyszedł do mnie od razu z krystalicznym wizerunkiem. Doskonale znałam Serenę Stone, zanim zaczęłam pisać “Sekrety przeszłości”.
To samo zdarzyło się sześć lat temu, kiedy po mojej głowie zaczęła nagle krążyć urocza młoda dziewczyna – Cecily Swann. Nie tylko doskonale ją znałam, ale wiedziałam, jak potoczą się jej losy. Widziałam też oczyma duszy DeLacy Ingham i Milesa Inghama. Wiedziałam, że Cecily będzie się przyjaźnić przez całe życie z rodzeństwem Inghamów. Popracowałam nad zarysem książki i zorientowałam się, że opowieść ciągnie się przez wiele lat. Nagle zrozumiałam, że będzie to seria książek. Niestety na przeszkodzie stanęły inne książki i projekty, więc odłożyłam sagę Cecily Swann na później. Ale wreszcie, dwa lata temu, wróciła, i ukończywszy “Secrets from the Past”, zaczęłam nad nią pracować.
Kiedy napisałam pierwszy rozdział, fabuła nieco się zmieniła, ale dom, Cavendon Hall, narodził się w całej swej krasie. I oczywiście Inghamowie i Swannowie stali się dla mnie zupełnie rzeczywistymi ludźmi. Mam nadzieję, że tacy też będą dla was. Cavendon Hall to pierwsza książka z serii.
Będziecie mogli śledzić wzloty i upadki, radości i zmartwienia wszystkich postaci, o których przeczytacie teraz, także w drugiej części. Nie mogę się doczekać rozpoczęcia pracy nad “Kobietami z Cavendon” i ponownych odwiedzin u tych wspaniałych postaci. Kiedy zaczynam nową książkę, czuję się tak, jakbym wyruszała na spotkanie wielkiej przygody. Nigdy nie wiem, czego się mam spodziewać. Albo co się wydarzy, jak w “Cavendon Hall”. Swannowie i Inghamowie opowiedzą swoje własne historie.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Piękne dziewczęta z Cavendon

maj 1913 roku

Rozdział I

Cecily Swann była bardzo przejęta. Matka powierzyła jej wyjątkowe zadanie i Cecily nie mogła się doczekać, kiedy do niego przystąpi. Spiesznie podążała gruntową ścieżką ku Cavendon Hall, a w młodym, prężnym umyśle aż kipiało od rozmaitych pomysłów. Miała sprawdzić, czy na kilku pięknych sukniach nie ma jakiejś skazy; matka przekonała ją, że to ważne zadanie i tylko ona może mu podołać.
Nie chciała się spóźnić, więc przyspieszyła kroku. Powiedziano jej, że ma być punktualnie o dziesiątej, i będzie tam w porę. Jej matka, Alice Swann, często mawiała, że Cecily mogłaby mieć na drugie imię punktualność, i była w tym zawsze pewna doza podziwu. Alice była bardzo dumna z córki i zdawała sobie sprawę z jej wyjątkowych talentów. Choć Cecily miała zaledwie dwanaście lat, pod pewnymi względami wydawała się starsza, nad wiek rozwinięta i odpowiedzialna. Wszyscy uważali, że jest bardziej dojrzała niż większość jej rówieśniczek i że można na niej polegać.
Cecily spojrzała w górę, gdzie na szczycie wzniesienia znajdował się Cavendon, jedna z najwspanialszych rezydencji w Anglii, swego rodzaju arcydzieło.
Gdy Humphrey Ingham, pierwszy hrabia Mowbray, kupił tysiące akrów w dolinach Yorkshire, zlecił zaprojektowanie siedziby dwóm wyśmienitym architektom – Johnowi Carr z Yorku i słynnemu Robertowi Adamowi. Została ukończona w 1761 roku. Wtedy Lancelot „Zdolny” Brown stworzył pełne kwiatów, piękne, malownicze ogrody, które przetrwały do tej pory w niezmienionej formie. W pobliżu domu stworzono sztuczne jeziorko, a dalej były stawy obsadzone wodną roślinnością.
Cecily odwiedzała rezydencję od wczesnego dzieciństwa i dla niej było to najpiękniejsze miejsce na świecie. Znała każdy jej centymetr, podobnie jak jej ojciec, Walter Swann. Był on osobistym kamerdynerem hrabiego, tak jak przed nim jego ojciec, a przedtem jego stryjeczny dziadek Henry. Swannowie z wioski Little Skell – kolejne pokolenia rodziny – pracowali w wielkim domu od ponad stu sześćdziesięciu lat, od czasów pierwszego hrabiego z osiemnastego wieku. Obie rodziny były niezwykle blisko ze sobą związane; Swannowie mieli wiele przywilejów i byli nadzwyczaj lojalni wobec Inghamów. Walter mawiał zawsze, że dałby się zabić za hrabiego, i mówił to szczerze.
Biegnąc tak, pogrążona w myślach, Cecily nagle stanęła zaskoczona.
Na ścieżce przed nią pojawiła się jakaś postać. Dziewczyna natychmiast rozpoznała w niej młodą Cygankę o imieniu Genevra, która często czaiła się w tym miejscu.
Romka stanęła na środku ścieżki, uśmiechając się szeroko; jej ciemne oczy błyszczały.
– Nie powinnaś tak robić! – krzyknęła Cecily, odsuwając się nieco w bok. – Przestraszyłaś mnie. Skąd się wzięłaś, Genevro?
– Stamtąd – odparła Cyganka, wskazując ręką łąkę. – Zobaczyłam, że idziesz, mała Cecily. Byłam za murkiem.
– Muszę już iść. Nie chcę się spóźnić – powiedziała lekkim tonem Cecily i spróbowała ominąć młodą kobietę.
Cyganka przesunęła się, blokując przejście.
– Tak. Jesteś przywiązana do tego starego domu na wzgórzu – mruknęła pod nosem. – Daj mi rękę, a przepowiem ci przyszłość.
– Nie mogę przekreślić ci dłoni srebrem, nie mam nawet półpensówki – stwierdziła Cecily.
– Nie chcę twoich pieniędzy i nie muszę oglądać twojej ręki. Wiem o tobie wszystko.
Cecily wzruszyła ramionami.
– Nie rozumiem… – Zawiesiła głos, zniecierpliwiona przeszkodą na drodze. Nie chciała tracić więcej czasu na pogawędkę z Cyganką.
Genevra milczała, ale rzuciła Cecily dziwne spojrzenie, odwróciła się i wpatrzyła w Cavendon. Jego liczne okna błyszczały, a mury z jasnego kamienia lśniły w świetle tego majowego poranka jak wypolerowany marmur. Cały dom zdawał się błyszczeć.
Romka wiedziała, że to iluzja stworzona światłem słońca. Jednak Cavendon otaczała wyjątkowa aura. Zawsze była tego świadoma. Przez chwilę stała w absolutnym bezruchu, pogrążona w myślach, wpatrując się w rezydencję… Miała dar, dar jasnowidzenia. I zobaczyła przyszłość. Nie chcąc brać na siebie ciężaru tej nagłej wiedzy, zamknęła oczy, odpędzając ją od siebie.
W końcu odwróciła się ku Cecily, mrużąc oczy, gdy światło uderzyło w jej źrenice. Przez dłuższą chwilę z powagą patrzyła na dziewczynkę. Cecily czuła, że Cyganka przygląda się jej badawczo.
– Czemu tak na mnie patrzysz? Coś jest nie tak?
– Nic – mruknęła Genevra. – Nic złego, mała Cecily.
Pochyliła się, podniosła długą gałązkę i zaczęła skrobać coś na ziemi. Narysowała kwadrat, a nad nim coś na kształt ptaka. Potem spojrzała znacząco na Cecily.
– Co to znaczy? – spytała dziewczynka.
– Nic. – Genevra wyrzuciła gałązkę i popatrzyła smutnym wzrokiem.
I nagle jej dziwny, tajemniczy nastrój prysnął. Roześmiała się i tanecznym krokiem podbiegła do murku. Oparła się na nim obiema rękami, wyrzuciła nogi w górę i zrobiła gwiazdę, lądując na polu po drugiej stronie. Poprawiła czerwoną chustkę przykrywającą czarne kędziory, przebiegła przez łąkę i zniknęła w zagajniku. Choć nie było jej już widać, echo jej śmiechu wciąż rozbrzmiewało nad polami.
Cecily potrząsnęła głową i przygryzła wargę, zdumiona dziwnym zachowaniem Cyganki. Szybko szurnęła nogą po ziemi, zacierając symbole wyrysowane przez kobietę, i pospieszyła na wzgórze.
– Genevra zawsze była dziwna – mruczała do siebie, wspinając się ku rezydencji. Wiedziała, że Romka mieszka z rodziną w jednym z dwóch kolorowych wozów stojących na samym krańcu dzwonkowego lasu, daleko od łąki. Wiedziała też, że Romowie nie naruszają prawa. Obozowali na ziemiach hrabiego Mowbray, który udzielił im pozwolenia na pobyt w tej okolicy w ciepłych porach roku. Zawsze znikali na zimę – nikt nie wiedział, dokąd się udawali. Rodzina Romów przybywała do Cavendon od dłuższego czasu. Powiedział jej o tym Miles. Był drugim synem hrabiego i zwierzył się jej, że nie wie, dlaczego ojciec jest taki miły dla Cyganów. Miles miał czternaście lat; on i jego siostra DeLacy byli najlepszymi przyjaciółmi Cecily.

Piaszczysta polna ścieżka prowadziła z wioski Little Skell wprost na tylny dziedziniec Cavendon Hall. Cecily biegła przez wybrukowane podwórze, kiedy zegar na wieżyczce przy stajniach zaczął wybijać dziesiątą. Była jak zwykle punktualnie.
Gdy przystanęła na moment dla złapania oddechu, przez kuchenne drzwi usłyszała miły głos z akcentem z Yorkshire.
– Nie stój tak i nie gap się jak głupia gęś, Polly – sztorcowała podkuchenną kucharka. – I, na miłość boską, wepchnij tę łyżkę do słoja z mąką, zanim założysz pokrywkę. Inaczej będziemy mieć wołki zbożowe w mące!
– Tak, proszę pani – wymamrotała Polly.
Cecily uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że taka reprymenda niewiele znaczy. Jej ojciec powiadał, że kucharka więcej szczeka, niż gryzie, i miał rację. Kucharka była dobroduszna i lubiła wszystkim matkować. Cecily nacisnęła klamkę i weszła do kuchni. Przywitały ją kłęby pary, ciepłe powietrze i przepyszne zapachy wydobywające się z bulgoczących garnków. Kucharka przygotowywała już lunch dla rodziny. Na odgłos otwieranych drzwi odwróciła się i uśmiechnęła szeroko do wkraczającej do jej królestwa Cecily.
– Dzień dobry, kochaniutka! – zawołała radośnie. Wszyscy wiedzieli, że Cecily jest jej ulubienicą; nigdy tego nie ukrywała.
– Dzień dobry, pani Jackson – odparła dziewczynka. Zerknęła na podkuchenną.
– Dzień dobry, Polly.
Polly skinęła głową i schowała się w kącie. Obecność Cecily ją onieśmielała.
– Mama przysłała mnie, żebym pomogła przy sukniach lady Daphne – wyjaśniła Cecily.
– Jasne, wiem. No to leć, kochaniutka, i spraw się dobrze. Lady De-Lacy czeka na ciebie na górze. Jak rozumiem, będzie twoją pomocnicą. – Mówiąc to, kucharka zachichotała i puściła do niej oko.
Cecily roześmiała się.
– Mama przyjdzie koło jedenastej.
– Tak, obie zjecie tu z nami lunch – potwierdziła kucharka. – I twój ojciec też. To będzie specjalny poczęstunek.
– Już się cieszę, pani Jackson. – Cecily przeszła przez kuchnię i skierowała się ku tylnym schodom, wiodącym na wyższe piętra wielkiego domu.
Nell Jackson, lekko mrużąc oczy, patrzyła za nią. Dziewczynka była urocza. Nagle zobaczyła w tej niewinnej młodej twarzy kobietę, którą się stanie. Prawdziwą piękność. I prawdziwą Swannównę. Nie ma wątpliwości, skąd pochodzi, te wyraziste rysy, cera jak kość słoniowa i oczy koloru lawendy… Jasne, przymglone, niebieskoszare oczy, jak wszyscy Swannowie. No i te bujne włosy. Gęste, błyszczące, rdzawobrązowe z czerwonawym połyskiem. Gdy dorośnie, będzie wykapaną Charlotte, pomyślała kucharka i westchnęła w duchu. Jakże ona zmarnowała życie, ta Charlotte Swann. A mogła zajść tak daleko! Mam nadzieję, że dziewczyna nie zostanie tutaj, tak jak jej ciotka, pomyślała Nell. Odwróciła się i zamieszała w jednym z garnków. Biegnij, Cecily, biegnij. Biegnij po swoje własne życie.
I nie oglądaj się za siebie. Uratuj się.

 
Wesprzyj nas